środa, 14 października 2015

7. Szaleństwa Tiary Przydziału



Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. ~Ryszard Kapuściński

Okazało się, że Malfoy — Jeden z jego największych wrogów… szuja i dupek którego Potter chciałby najchętniej zabić —  nie był problemem Harry’ego. Jakby paradoksalnie przeszkodę ku dobremu początkowi roku szkolnego, stanowili przyjaciele Pottera, którzy nie dość, że go nie poznali, to jeszcze przy kolejnym spotkaniu nakrzyczeli na niego, że jest :"Kolejnym imbecylem, który zapomniał się przebrać w szkolne szaty!", a gdy im powiedział, że jest Harrym, nie uwierzyli. Oczywiście puki nie postukał palcem po swojej bliźnie, i nie odpowiedział na kilka pytań, które miały ich utwierdzić w fakcie, iż jest sobą.

— W takim razie co robiłeś w przedziale Ślizgonów?— Zapytała Hermiona patrząc na niego, co najmniej dziwnie.  Najwyraźniej nie była jeszcze przekonana do tożsamości gryfona. Potter westchnął z rezygnacją zmęczony tym przesłuchaniem.
— Zająłem pusty przedział i czekałem na was wyganiając wszystkich chętnych, którzy chcieli się przysiąść ponieważ sądziłem, że będziecie mnie szukać. — Mruknął zirytowany — Ale kiedy pociąg ruszył, a was nie było przez dłuższy czas, pojawili się oni i dosiedli. Również mnie nie poznali... Poza Malfoy’ em. — Dodał po chwili przypominając sobie dziwną sytuację tuż przed opuszczeniem przedziału.  — I szczerze mówiąc jestem rozczarowany, że on mnie rozpoznał a wy nie! — Powiedział ostrzej a pozostali Gryfoni skrzywili się na te słowa.
— ...Przepraszamy Harry, ale sam musisz przyznać, że nie wyglądasz jak ty. — Wymamrotała Hermiona siadając wraz z nimi w jednym z powozów. W środku znajdował się już Neville i Luna. Longbotom popatrzył na niego jakby widział go pierwszy raz w życiu, ale znalazł się ktoś kto rozpoznał go natychmiast.
                — Harry, zgubiłeś okulary? — Zapytała uprzejmie Luna patrząc na niego
— Dziękuję! — Powiedział dobitnie Potter mierząc wzrokiem pozostałych, którzy lekko zgarbili się w sobie.— Nie. Tylko nakładam na siebie pewne zaklęcie. Jest to praktyczniejsze.— Wyjaśnił spokojnie a blondynka przytaknęła na znak, że rozumie.
— To ubrania od Claudego Clavier, Prawda? — Zapytała a Harry spojrzał na nią ze zdziwieniem. Skąd Luna zna tego projektanta? Przecież nigdy nie ubierała się... chwila, moment... Już widział gdzieś ten pstrokaty żakiet, który trzymała na kolanach!
— Owszem i jak zgaduję to również. — Wskazał część jej garderoby a dziewczyna zachichotała.
— Bingo! — Zaśmiała się i oboje uśmiechnęli się. — Neville, Ron, Hermiona coś wam jest? — Zapytała z troską widząc ich niezrozumiałe miny.
— O czym wy gadacie? — Wybełkotał Ron dziwnym głosem — To znowu jakieś wymyślone stworzenie?
— Nie. To projektant ubrań. — Zaśmiała się Luna wyjmując ze srebrnej torebki jakąś gazetę, która — ku zdziwieniu reszty — nie była „Żonglerem” i mu ja podała. — Jeden z najlepszych we Francji.
— I tez pomyśleć, że nikt nie wiedział o tym, że ubierasz się tak modnie. — Powiedział Harry po chwili, kiedy pozostała trójka patrzyła na gazetę, a po między nimi zapadła cisza.
— Jak to? — Zapytała ze zdziwieniem patrząc na niego z rozbawieniem — Przecież wiele ludzi wie.— zaśmiała się lekko — Często widuję się z Hestią w tym sklepie.
— Carrow? — Zdumiał się a ona przytaknęła — Więc… dlaczego w szkole się z ciebie śmieją?
— Wymienisz mi chociażby jednego Ślizgona który to zrobił? — Odpowiedziała pytaniem a Harry zamilkł. Nie przypominał sobie. Wiedział, że Gryfoni nazywają ją Pomyluną, a Puchoni i Krukoni mają ją za wariatkę jednak... czyżby nie nabijali się z niej tylko dlatego, że jest czystej krwi i nosi modnie ubrana? Szaleństwo! Kiedy nie odpowiedział Luna uśmiechnęła się i odebrała Ronowi gazetę zaczynając ją czytać.
— Od kiedy ubierasz się w ubrania od projektantów? — Zapytał Ron a Harry wzruszył ramionami. Postanowił im nie mówić z kim był na zakupach...a raczej z kim myślał, że był — No i od kiedy jesteś jak Fleur? — Dodał prawie krzycząc. Harry nie rozumiał skąd ten nagły wybuch Rona… i skąd złość? — Moda?! Od kiedy cię to obchodzi?! Harry co z tobą?! Ta baba wyprała ci mózg!!
— Ron opanuj się. — Powiedziała Hermiona jednak on zrobił się już czerwony jak nie wiem i nie dał się zatrzymać .
— Merlinie! Potter spójrz na siebie! Wyglądasz jak oni wszyscy! Ba! Nawet zachowujesz się już jak jakiś ślizgon!
— Ron! — Krzyknęła Hermiona. Harry przymrużył niebezpiecznie oczy. Nie podobał mu się stosunek Rona do niego. Nie tylko on pozmieniał się przez te wakacje. Jest tak jak mówił Malfoy. Wszystko się zmieniło.


Potter zdenerwował się. Miał dość siedzenia w jednym miejscu razem z Ronem, gdy ten jest w takim stanie. Uderzył pięścią w ściankę powozu a karoca natychmiast stanęła.

— Harry co ty robisz? — Zapytała ze zgrozą Hermiona na wszystkie oczy spoczęły na nim.
— Idę odetchnąć. — Warknął wychodząc i zatrzasnął za sobą drzwi następnie podchodząc do tyłu i zdjął z niej swój kufer. A w chwili gdy to zrobił powóz znów ruszył .

Potter wziął porządny wdech opanowując się. I powoli skierował się w stronę gdzie powóz już zdążył zniknąć w mroku nocy, a jedyne co potwierdzało to iż była tutaj jakakolwiek dorożka był dźwięk kopyt uderzających w ziemię, które po chwili ucichły całkowicie a w lesie zapanowała całkowita cisza.

       — To nieostrożne w dzisiejszych czasach, nie sądzisz Harry? — Usłyszał gdzieś obok siebie a kiedy odwrócił wzrok obok jednego z drzew stała Tonks trzymająca w dłoni różdżkę. Jej włosy wciąż miały mysi kolor a jej buzia była smutna. Nie zmieniła się od wakacji nawet odrobinę.
— Co tu robisz? — Zapytał wybraniec wpatrując się w Nimfadorę z szokiem, spodziewał się prędzej Hagrida... jakiegoś nauczyciela… nawet śmierciożerców ale nie jej.
— Ja i kilku Aurorów jesteśmy tu jako ochrona dla zamku. — Powiedziała cicho podchodząc do niego. — Spóźnisz się na ucztę.— Stwierdziła patrząc przed siebie gdzie nie było nic poza ciemnością.
— Możliwe. Jednak nie mogłem już znieść towarzystwa Rona. — Mruknął na co wywołał na twarzy kobiety zdziwienie.
— Rona? — Powtórzyła zdumiona — Sądziłam, że jesteś bardziej zdenerwowany Ślizgonami, z którymi byłeś w przedziale niż swoim przyjacielem.
— Skąd o tym wiesz? — Zapytał. Teraz on nic nie rozumiał.
— Pilnowałam również pociągu. — Wyjaśniła — Kiedy szłam do swojego przedziału przeszłam obok tego, w którym siedziałeś. Ten blondyn to był Draco mam rację? — Zapytała uprzejmie a Harry przytaknął przez co przelotnie się uśmiechnęła. — Poznałam go po rysach twarzy... Takie są u Blacków. — Wyjaśniła a Harry zamrugał. Nigdy tak na to nie patrzył… zwykle zapominał o tym, że Tonks jest spokrewniona z Malfoyami tak jak i Lestrangeami, że tak miła i sympatyczna osoba jak Nimfadora, jest kuzynką tego dupka. — Chodźmy bo wyślą za tobą eskapadę.— Zażartowała ale teraz nie uśmiechnęła się. Ruszyli na przód, i dopiero wtedy zaczęli rozmowę, która w porównaniu do tych sprzed roku zupełnie się nie kleiła...

— Jak ci minęły wakacje? — Zagadnęła po pewnym momencie kiedy to rozmowa o Ronie stała się wyraźnie niezręczna… on wzruszył ramionami.
— W porządku. Z resztą wiesz. — Dodał a na jej ustach pojawił się sekundowy uśmiech, który jednak znikł tak szybko jak się pojawił. — A tobie?
— Pracowicie. — Wzruszyła ramionami — Jest coraz więcej ataków Śmierciożerców i biuro Aurorów pęka w szwach. — Sprecyzowała.— Ale tutaj najwyraźniej nie mamy się czego bać. Śmierciożercy nie mają szans się tu dostać. Jest tutaj zbyt dużo zabezpieczeń. — Harry przytaknął. To była dobra wiadomość.

Resztę drogi przeszli w ciszy jednak kiedy stanęli przy kutej bramie ta była zamknięta. — Spóźniliśmy się. — Westchnęła zrezygnowana wyjmując różdżkę i machnęła nią a z niej wystrzeliło czworonożne stworzenie które pomknęło przez ciemność.

Potter odstawił kufer i sapnął. Zawsze pokonywał tę drogę w powozie więc nie zdawał sobie sprawy jak daleki jest Hogwart od stacji Hogsmade. Zmarzł, był głodny i chętnie pożegnałby się już z tą nową, ponurą Tonks. Ale kiedy wyciągnął rękę by pchnąć bramę stwierdził iż oba skrzydła spina gruby łańcuch spięty na kłódką.

— Alochomora — szepnął cicho celując różdżką w zamek ale nic się nie wydarzyło.
— Na to nie zadziała — Wyjaśniła Tonks patrząc na łańcuch— Dumbledore sam zaczarował bramę.
Harry rozejrzał się
— Mógłbym wdrapać się na mór i...
— Nie, nie mógłbyś. Wszędzie zostały rzucone zaklęcia antywłamaniowe. Środków bezpieczeństwa jest tu ze sto razy więcej niż zwykle.
— No to chyba będę musiał przespać się tu i zaczekać do rana — rzekł Harry trochę już znużony bezradnością.
— Ktoś po ciebie idzie. Spójrz — Dopiero po chwili pojawiło się bladoniebieskie światło które oświetliło postać ku nim zmierzającą, a Harry poczuł odrazę, bo rozpoznał zakrzywiony nos i długie, czarne włosy Severusa Snapea.
— No ,no ,no — Powiedział Mistrz Eliksirów z szyderczym uśmiechem, wyjmując różdżkę i stukając nią w kłódkę. Łańcuch natychmiast opadł a brama rozwarła się ze zgrzytem — To miłe , że w końcu się zjawiasz choć jak widzę noszenie szkolnych szat uwłaszcza twojej godności.
— Nie mogłem się przebrać. Nie miałem... — Zaczął Harry ale Snape przerwał mu. Czego Potter w sumie mógł się spodziewać w chwili gdy tylko otworzył usta by się wyjaśnić.
— Nie musisz dłużej czekać Nimfadowo, Potter jest całkiem...ach...bezpieczny w moich rękach.
— To Hagrid miał odebrać moją wiadomość. — powiedziała Tonks marszcząc czoło
—  Hagrid też się spóźni na ucztę podobnie jak Potter więc ja ją odebrałem. A nawiasem mówiąc — Dodał odsuwając się by przepuścić Harry ‘ego. — zaciekawił mnie twój nowy patronus
Zatrzasnął jej bramę przed nosem i stuknął różdżką w łańcuch który wrócił na swoje miejsce.
— Ten stary chyba był lepszy — w jego glosie zabrzmiała drwina — nowy jest jakiś niewydarzony. Światło na moment padło na twarz Tonks i Harry zobaczył na niej szok i wściekłość a potem twarz znów znikła w ciemności.
— Dobranoc! — zawołał do niej przez ramię, kiedy ruszył za Snapeem w kierunku zamku — Dziękuję!
— Do zobaczenia Harry!

Snape milczał przez minutę lub dwie co wywoływało u Harry’ego pewnego rodzaju niepokój , jednak kiedy byli już w połowie drogi złe przeczucia Wybrańca, się sprawdziły.
— Gryffindor traci pięćdziesiąt punktów za twoje spóźnienie — Powiedział Snape — Tak...i ..powiedzmy dwadzieścia za twoje przyodzianie. Wiesz co Potter chyba jeszcze żaden dom nie stracił tyle punktów tak wcześnie…nie doszliśmy nawet do deseru. Myślę, że ustanowiłeś nowy rekord. — Harry chciał mu odpyskować ale resztkami sił się powstrzymał. Nie chciał pogrążyć Gryffindoru.— Pewnie chciałeś zrobić na wszystkich wrażenie co? — Ciągnął Snape — Tym razem nie miałeś do dyspozycji latającego samochodu więc postanowiłeś wkroczyć do sali w połowie uczty tak? — "Zamknij się w końcu! Stul pysk!" krzyczał w myślach Harry.

Kiedy podeszli do drzwi wielkiej Sali. Harry postawił swój kufer na ziemi a on po prostu zniknął.
— Wiesz. Bardzo bym chciał kazać ci iść do Wielkiej Sali żeby wszyscy się na ciebie wpatrywali choć jak mniemam to dla ciebie wielka przyjemność.— Kpił nadal a Harry zaciskał i rozluźniał dłonie starając się opanować. Opiekun Slytherinu zmierzył go uważnym wzrokiem — Jednak nie mogę tego zrobić. — Mruknął a Harry spojrzał na niego z niezrozumieniem. — Dyrektor wzywa cię do siebie.— Warknął kierując się do Gabinetu Dumbledorea, Harry szybko poszedł za nim nie wiedząc o co może chodzić.

Czego Dumbledore od niego chce? I dlaczego akurat teraz gdy Harry kona z głodu? Kiedy znaleźli się przy gargulcu Snape mruknął hasło tak szybko, że Potter nie był nawet w stanie zrozumieć co powiedział. Weszli po spiralnych schodach skąd dochodziły wrzaski. Snape nie zapukał i wszedł do gabinetu a Harry zaraz za nim.

W pomieszczeniu znajdowała się dość spora ilość osób w tym uczniowie. Był tu Henry Gibson— Prefekt Hufflepuffu wraz z dwoma swoimi podopiecznymi. Terry Boot: Prefekt Ravenclowu z dwoma Krukonami z ich roku i Ron z jakąś drugoklasistką a po za tym znajdowali się tu opiekunowie każdego z domów w tym McGonagall, która patrzyła na Harry’ego surowym wzrokiem.

— Harry. — Powiedział uprzejmie Dumbledore patrząc na niego z uśmiechem — Nareszcie jesteś. Zgubiłeś drogę? — Zażartował ale nikt się nie uśmiechnął wszyscy patrzyli na Tiarę Przydziału, która wykrzykiwała nazwiska, w tym nazwisko Harry’ego. Nie rozumiał o co chodzi ale wrzeszczała i nie dawała się uciszyć.

Po chwili rozległo się pukanie i za zezwoleniem do pokoju wszedł Malfoy. Był sam.
— Skoro już jesteśmy w komplecie mogę powiedzieć o co chodzi. — Oznajmił Dumbledore z lekko niemrawą miną. — Jak pewnie zauważyliście Tiara wykrzykuje kilka nazwisk i nie daje się opanować. Zaczęła to robić zaraz po opuszczeniu Wielkiej Sali co robi już po raz trzeci w historii tej szkoły. — Wskazał na czapkę. — Nie uspokoi się puki wykrzykiwane osoby nie założą jej ponownie. Najwyraźniej uznała, że nie była szczera sama ze sobą umieszczając was w tych domach — Po tym zdaniu wszyscy uczniowie poza prefektami pobledli. Harry pamiętał świetnie swój przydział. Tiara chciała wrzucić go do Slytherinu ale poprosił ją o to by być w Gryffindorze więc tam trafił. Najwyraźniej nie był jedynym który tak zrobił — albo czegoś w was jeszcze nie sprawdziła. Bywało i tak. —  Pokiwał głową. — Jednak nie macie się czego obawiać z pewnością chodzi o to drugie. — Dodał uśmiechając się a wszyscy spojrzeli na niego jak na kretyna.

Pierwsze nazwisko które wykrzyczała tiara należało do Krukona z jego roku. Steeva Goldberga, chudego chłopaka o włosach kolory toffi. Chłopak odebrał tiarę od McGonagall i założył ją na głowę a jego twarz wykrzywiła się. Najwyraźniej i w środku jego umysłu Tiara krzyczała wniebogłosy.
— Ravenclow! — Powiedziała po chwili a chłopak odetchnął i wrócił na swoje miejsce. Harry również to zrobił. Dumbledore miał rację. Nie muszą zostać przeniesieni...
            
  — Na twoim miejscu nie cieszyłbym się tak Potter. — Usłyszał za sobą a kiedy się odwrócił Malfoy stał oparty o drzwi wejściowe oglądając swój rodowy pierścień i uniósł chwilę później do niego swój wzrok — Patrząc na to z mojej perspektywy, jest bardzo prawdopodobnym, że to ty przebłagałeś tiarę o swój przydział. — Uśmiechnął się do niego zimno — W końcu wszystkim wyglądasz na Ślizgona... Ale zawsze mogę się mylić prawda? — Dodał znów spoglądając na swoją dłoń. Harry usłyszał płacz i spojrzał na Puchonkę zdejmującą tiarę z głowy. Która podeszła do Rona i płakała coraz głośniej. Stało się. Kolejny był Zeak McCerby który był w domu Roveny Ravenclow. On trafił do Slytherinu. Co skomentował bardzo niekulturalna wiązanką zdań, za które otrzymał szlaban u profesora Flitficka. Później Ostatnia Puchonka, która pozostała tam gdzie jest i Gryfonka, która poszła do Ravenclowu (nie ominęło się bez łez).

Harry podszedł jako ostatni spoglądając na wszystkich i dostrzegł błysk w oczach Rona. Ale nie umiał go odczytać. Nie był zaniepokojony raczej zaciekawiony. Harry założył tiarę na głowę również jak poprzedni skrzywił się kiedy usłyszał w niej krzyk w swojej czaszce.

              „ A mówiłam! Mówiłam i już dwa razy!.. Slytherin jest tym czego ci potrzeba!..Nie zaprzeczysz!.. Z wiekiem cehy Ślizgonów tylko w tobie dojrzały!”

— Nie zrobisz tego. — Powiedział nawet nie zdając sobie sprawy, że wypowiedział te słowa na głos — Nie masz prawa...
— Slytherin! — Krzyknęła Tiara a w pokoju zapadła cisza. Nawet dawna Puchonka przestała płakać patrząc na niego z szokiem. Harry zdjął czapkę rzucając nią o podłogę. Jednak nikt tego nie skomentował. Wszyscy (po za Malfoyem oczywiście) patrzyli na niego z otwartymi ustami. Dopiero po chwili, kiedy Harry stanął przy Ślizgonach coś się stało.
— Przegrałem dzięki tobie Ognistą. — Mruknął niezbyt zadowolony Malfoy a Harry spojrzał na niego ze zdumieniem. Tak samo jak Zeak, który również był na tyle blisko by go usłyszeć.
— Zabawne co? Zabini zaskakuje w przewidywaniu niektórych sytuacji. — Pokiwał głową — Czyli mogę ich już zabrać? — Powiedział głośniej a wszyscy na niego spojrzeli. Dopiero teraz wychodząc z szoku, Snape machnął na nich ręką a Malfoy otworzył drzwi wychodząc z gabinetu.

Harry i Zeak wymienili ze sobą spojrzenia, a następnie z postawami skazańców powlekli się za nim. Kiedy zeszli na dół dopiero wtedy usłyszeli ponowne otwieranie drzwi gabinetu ale Malfoy nie zwracał na to uwagi. Tylko szedł przed siebie a Harry był wręcz pewny, że gdyby teraz skręcił gdzieś indziej Malfoy by tego nawet nie zauważył.
—  McCerby zdejmuj wszelkie oznaki przynależenia do Ravenclowu.— Mruknął blondyn stając kiedy zeszli do lochów. I się do nich odwrócił, był z czegoś wyraźnie zadowolony. — Bez gadania. — Stwierdził kiedy ten otwierał usta by mu coś powiedzieć.

Były Krukon rozwiązał błękitno srebrny krawat i zdjął szatę z godłem, na którym widniał orzeł. A potem podał je Malfoyowi który wyjął po nie dłoń.
— Zasad się szybko nauczycie. — Uśmiechnął się do nich wrednie a Harry po raz kolejny wymienili z Zeakiem zaniepokojone spojrzenia. Ton Malfoya nie wróżył nic dobrego. — Czarny Kot — Powiedział Malfoy a ściana przed nimi rozsunęła się. — No zapraaszam. — Przeciągnął wchodząc jako pierwszy a oni zaraz za nim. Nogi Harry’ego lekko drgały z przerażenia. Zanim jeszcze pojawił im się przed oczami pokój wspólny usłyszał głos Malfoya, a jego serce stanęło. — Mam dla was niespodziankę! — Kiedy wyszli pierwsze co rzuciło im się w oczy to szata Zeaka wrzucana do kominka. McCerby jęknął. I Harry mu się nie dziwił. Ślizgoni patrzyli na nich z jakimiś dziwnymi minami. Ni to radość ni wściekłość. Było to coś po między. — Przydzielono nam do domu dwóch nowych. Wszyscy ich kojarzą a z pewnością jedną osobę. Zeak McCerby – wskazał dłonią byłego krukona a następnie zamachnął się kłaniając przesadnie — oraz nasz ukochany bohater Harry Potter! — Powiedział wyniosłym tonem, a Harry już odszyfrował uśmiechy ślizgonów… A raczej ich brak. Nim się obejrzał już leżał na ziemi, a jakaś dziewczyna obok pisnęła. Poczuł metaliczny smak krwi w ustach a w oczach mu pociemniało kiedy olbrzymi ból przeszył jego ciało. Nie sięgał różdżki. Słyszał krzyki radości i podbudzanie jego oprawców. Nie mógł się bronić. Uderzyło go jednocześnie chyba pięciu ślizgonów. Nawet nie widział kto go katuje. Stękał, syczał, warczał a nawet krzyczał z bólu. Nie było litości, oberwał nawet kilka razy w krocze tak mocno że zwijał się z bólu. Najwyraźniej nie zyskał tutaj sympatii i nawet zdawał sobie sprawę dlaczego. Obraz Cassy naświetlił mu tę sprawę już w Malfoy Manor.
               — Stop! Ej! Powiedziałem dosyć! — Krzyk który rozległ się dość blisko sprawił, że wszyscy nagle się opanowali. — Zejdź z niego Travers. — Mruknął a Harry rozpoznał ten głos,— No już! — Podniósł nieco ton a zaraz po tym ktoś zszedł z pleców Pottera. — Rozejść się! Won! — Warknął Malfoy a zaraz potem rozległy się pomruki niezadowolenia i kroki. — Blaise zaprowadź McCerbyego do jego dormitorium...tego po prawej od Rowlea — Kiedy wszystko ucichło Harry w pewnym stopniu odetchnął z ulgą, wypluwając krew z ust brudząc tym śnieżnobiałą marmurową posadzkę.
— Dziękuję. — Rozległ się dobitny głos kogoś a Potter dosłyszał prychnięcie. A kiedy uniósł wzrok ujrzał białą dłoń wyciągniętą w jego stronę. Zamrugał zdezorientowany patrząc nieco wyżej. Malfoy wyjął do niego dłoń?
— Zastanów się nad tym czy w tej sytuacji odrzucenie jej będzie dla ciebie korzystne. — Powiedział sucho blondyn a Harry westchnął z rezygnacją, aż tak głupi nie był. Chwycił jego rękę a Malfoy pomógł mu wstać. Ale Potter nie umiał sam ustać na nogach ponieważ w chwili kiedy wstał coś chrupnęło mu w nodze i prawie się wywalił ale zamiast upaść z powrotem na ziemię opadł na fotel którego wcześniej tam nie było, spojrzał za siebie gdzie Nott wszedł właśnie do jakiegoś przejścia, blondyn spojrzał na swoją rękę teraz cała ubabraną krwią i zerknął na dziewczynę obok siebie przechylając lekko głowę w stronę Harry’ ego na co ona wyjęła różdżkę i podeszła do poszkodowanego. Wycelowała w jego rany i po chwili nie czół już tak wielkiego bólu, a jego noga była sprawna.
— Dzięki. — Mruknął Harry a Astoria nie odpowiedziała. Schowała jedynie różdżkę, Potter spojrzał na Malfoya, który kładł na stole butelkę Ognistej Whisky którą wcześniej, trzymał w lewej dłoni.
— Nie mogłeś wcześniej? — Mruknął ktoś a Harry zauważył że przy kominku siedzi Hestia Carrow— Gdybym ci nie powiedziała żebyś to zakończył z pewnością trafiłby już do skrzydła szpitalnego.— Na to stwierdzenie blondyn prychnął z rozbawieniem.
— Musiałem trochę po napawać się tym widokiem. — Uśmiechnął się cwanie w stronę Harry’ego. — Szczerze mówiąc nie wiedziałem, że zareagują aż tak ostro. — Ziewnął siadając na kanapie. — Greengrass ruszysz się? — dziewczyna spiorunowała chłopaka wzrokiem ale wstała i podeszła do Pottera.
— Choć. Pokarzę ci dormitorium. — Mruknęła Astoria przechodząc obok fotela Harry’ego a on poszedł za nią. Odwrócił na moment wzrok by spojrzeć za siebie i zauważył jak Flora Carrow wychodzi z pokoju.

Weszli do tej samej wnęki za którą wcześniej zniknął Theodor, okazało się, że jest to długi korytarz z chyba setką drzwi po jednej i drugiej stronie i oświetlonym szklanym sufitem nad którym widać było jezioro i pływające w nim stworzenia. W końcu znajdowali się w lochach których część jest wybudowana pod jeziorem. Szczerze mówiąc zdziwiło go to iż dziewczyna tak po prostu posłuchała się Malfoya. W końcu Cassy opowiadała jej iż Astoria to typ bardzo zawziętej i dominującej dziewczyny która nie daje sobą pomiatać… jednak kiedy w tej chwili na nią patrzył, wątpił w słowa siostry Malfoya.
— Dlaczego się go posłuchałaś? — Zapytał Harry patrząc na plecy Ślizgonki przypominając sobie jej minę kiedy ten dupek kazał jej go tutaj odprowadzić, dziewczyna tylko prychnęła.
— To oczywiste. Każdy tutaj to robi — podkreśliła to a w jej głosie dosłyszał się odrazy tych słów — Musisz się przystosować i tyle— Pokiwała głową jakby z rezygnacją. — Poza tym kilka osób cię nie polubiło i on wie doskonale że jak mu podskoczysz to może te osoby na ciebie nasłać więc lepiej uważaj... to tutaj. — Postukała palcem po drzwiach. — Alex jest z tobą w dormitorium — Mruknęła a Harry zdziwił się z dwóch powodów.
1. Nie mają tu pięcioosobowych dormitoriów?
2. Ma mieszkać z dziewczyną?
— Chłopcy i dziewczyny mają u was razem dormitoria? — Zapytał a Greengrass spojrzała na niego jak na kretyna a chwilę później zaczęła się śmiać czego Harry nie pojął. Co było śmiesznego w tym pytaniu?
— Ty myślisz że...— Parsknęła śmiechem — taak.. — wydusiła kiedy śmiech powoli ją opuszczał. — Tak dziewczyny i chłopcy mają razem. — Parsknęła po raz ostatni a potem odezwała się już swoim zwykłym, opanowanym i znudzonym głosem. — W Gryffindorze nie?
— Nie. — Stwierdził oczywistym głosem.
— Macie pewnie niewyżyte seksualnie dzieciaki co nie umieją wytrzymać w towarzystwie płci przeciwnej, dlatego są podzielone na...
— Daruj sobie. — Warknął Harry a ona wzruszyła ramionami i odwróciła się wracając do pokoju wspólnego.
— Tylko jej nie zgwałć. — Rzuciła na odchodne i znikła, a Harry skrzywił się. A chwilę później jego umysł zalały setki myśli a jedna z nich była dość istotna. Jak to możliwe, że i Malfoy go nie pobił?
— Tak. — Westchnął otwierając drzwi dormitorium — Teraz z pewnością wszystko się zmieni. Cholera! A już myślałem, że ten rok będzie normalny. — Powiedział cicho do siebie i wszedł do środka. Nie był już głodny… teraz jedyne czego teraz pragnął to wybudzenia się z tego przedziwnego snu, którego nie chciał przyjąć za rzeczywistość… a który z każdą sekundą okazywał się nią być.

Ohayo!
Tak wiem zawaliłam w tym rozdziale. I bardzo was za to przepraszam! Postanawiam się poprawić w kolejnych. Nie tylko z długością i gramatyką ale i logicznemu przedstawieniu całego mojego świata. Ostatnio mam mało weny twórczej za co również was przepraszam!
Dziękuję za czytanie mojego bloga a także za komentarze.  Jesteście wspaniali!

Pozdrawiam Dorothy

7 komentarzy:

  1. Natrafiłam na twojego bloga przypadkiem, szukając czegoś innego, ale tak wciągnęła mnie twoja historia, że zostaję do samego końca :-) Mam nadzieję, że uda ci się dotrwać do końca, bo niestety wiele fajnych blogów, na które trafiałam, zostało porzuconych :-( Życzę duuużo weny... Aha, czy nadal potrzebujesz bety? Jeśli tak, to zgłaszam się do pomocy ;-) Roksi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z chęcią skorzystam z twojej propozycji :) Byłoby mi bardzo miło, jeśli zechciałabyś podjąć się tego zadania i zapraszam do współpracy (dooota98@gmail.com).

      pozdrawiam
      ~ Dorothy

      Usuń
    2. Hej. Dostałaś mojego maila? Roksi

      Usuń
  2. Rozdział mi się (mimo twoich wątpliwości) podoba. Może to dlatego, że przez stronę, którą utworzyła J.K.Rowling /pottermore.com/ zostałam przydzielona do Slytherinu. Mam nadzieje, ze Harry będzie dalej takim ciachem, tylko, że znajdującym się w Slytherinie.
    Życzę tobie czasu i weny oraz myślę, że skoro teraz Chyba masz bete to blog będzie jeszcze na wyższym poziomie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. P.S. Kiedy nowy rozdział?
      P.P.S. Również mam bloga i wpełni cie rozumiem, że wena żyje własnym życiem.

      Usuń
    2. Tekst zostanie dodany tego samego dnia w którym otrzymam go od mojej bety ;)
      ( Czyli prawdopodobnie do końca tego tygodnia )
      Pozdrawiam
      Dorothy

      Usuń
  3. Zakochałam się w tym opowiadaniu.
    Stylistyczne i gramatycznie też jest spoko :)
    Proszę o informację o następnych rozdziałach zewciaa@gmail.com

    OdpowiedzUsuń