piątek, 11 grudnia 2015

8. Powiadają, że początki zawsze są trudne.



Zrozumiałem, że każdy dzień może być nowym początkiem, a przeszłość, nie determinuje przyszłości." ~ Sławomir Luter



Kiedy Harry szedł, spać Alex jeszcze nie było. A kiedy się obudził, również nie zastał jej w pokoju. Nie miał pewności nawet, czy wróciła do dormitorium, ale nie zwrócił na to zbytnio uwagi.



Dziś już niestety zaczynały się zajęcia. Ubrał się w szkolną szatę, patrząc tęsknym spojrzeniem   na szafę, do której powkładał wieszaki ze swoimi nowymi ubraniami. Nigdy nie miał takich rzeczy, dlatego też nigdy nie przykładał do ubioru wielkiej wagi. Teraz jednak coś się zmieniło. Zwracał uwagę na to, jak wygląda, jak się ubiera i czy jego fryzura jest odpowiednio wyczesana.



Sam zauważył, że zaczyna zachowywać się jak dziewczyna, jednak nie czuł się z tym źle.  Zawiązał krawat, poczesał włosy, umył zęby i założył buty. Następnie poszedł włożyć książki do torby i wyszedł z dormitorium, jednak — widząc jakiegoś napakowanego Ślizgona, niewyglądającego na  zadowolonego, widząc go i idącego prosto w stronę Harry’ego — szybko      wrócił do siebie. I zanim zdążył się opanować, usłyszał pukanie do drzwi, a jego serce stanęło. Odwrócił się powoli i biorąc wdech, i niechętnie otworzył drzwi.



— Ach... —  wymsknęło się Astorii, kiedy tylko go zobaczyła. — Jest może Alex? — zapytała, a Harry pokiwał przecząco głową. Na co zrobiła nie tyle zmartwioną, co skrzywioną minę. — Długo... jej nie ma? — zapytała jakby z rozbawieniem, czego Potter nie rozumiał. Nie widział nic śmiesznego w tym pytaniu.

— Nie wiem. Gdy się obudziłem, już jej nie było — mruknął Potter, rozglądając się po korytarzu.  Teraz miał szansę, wyślizgnąć się stąd bez obaw, tyle że... — Chcesz czegoś jeszcze? — zapytał, kiedy dziewczyna wciąż stała przy wejściu do jego pokoju i wpatrywała się w niego wyraźnie zamyślona. Jednak, kiedy jego słowa do niej dotarły, natychmiast wyszła z tego dziwnego transu i na niego spojrzała, uśmiechając się lekko.

— Może zjesz z nami śniadanie? — zapytała uprzejmie, a Harry zamrugał z niezrozumieniem. W tej chwili uważał, że się przesłyszał.

— Co powiedziałaś? — zapytał dość głupio, a ona westchnęła jakby z rozczarowaniem.

— Pytałam, czy chcesz zjeść z nami śniadanie. — Powtórzyła takim tonem, jakby tłumaczyła coś małemu i wyjątkowo tępemu dziecku. — Ze mną, Draco, Hestią, Florą, Lauren, Alex, Theodorem, Blaisem i Maxem. — Harry nie miał pojęcia, kim jest Max i Lauren.

— Nie sądzę, by byli zadowoleni z tego, że z wami siedzę — burknął, a ona uśmiechnęła się szerzej.

— I właśnie dlatego chcę, żebyś to zrobił. — Harry nic nie rozumiał. Dlaczego chciała ich denerwować? I zaraz jak na talerzu dostał odpowiedź. — Draco cię nie znosi — powiedziała jakby od niechcenia. — Nie chciałbyś mu podokuczać? — Uśmiechnęła się, a Harry poczuł lekkie ukłucie w żołądku. A w jego umyśle pojawiła się myśl, że może być to nawet trochę zabawne. O ile go nikt nie pobije. A dzięki temu, że będzie przy nich, żaden Ślizgon go nie napadnie. Z jakiegoś powodu słuchają się Malfoya, a jeśli on ich na niego nie naśle... a nie naśle, bo on z kolei słucha się Hestii, która z nieznanych mu powodów, zdaje się nie lubić takich widowisk… nie ma się czego obawiać.

— A dlaczego ty chcesz to robić?

— Bez większego powodu, lubię patrzeć jak wychodzi z siebie. To przekomiczna jak jego głos w sekundę jest wstanie przejść do altu jak się naprawdę zdenerwóje — zachichotała. Harry zrobił zdziwioną minę. Chyba nigdy nie zrozumie Ślizgonów.

— Też sobie zabawę wymyśliliście — powiedział, a ona wzruszyła ramionami.

— To jak? — zagadnęła, a Harry wyszedł z pokoju, zamykając drzwi.

— Tylko nie chcę koło niego siedzieć — mruknął, na co dziewczyna uśmiechnęła się jeszcze szerzej, kłaniając się lekko i dygnęła jak mała dama.—  Idziemy? — zapytała uprzejmie, a Harry zamrugał. „Co to w ogóle było?” przeszło mu przez myśl. Dziewczyna uśmiechnęła się, poprawiając torebkę na ramieniu, mijając Hestię Carrow, która chwilę później weszła do dormitorium Draco i Theodora. A Harry patrząc na nią a później na Astorię postanowił zadać pewno pytanie, które dręczyło go od wczorajszego wieczora. — Wy... jesteście razem?

— Ja i Draco? — odpowiedziała pytaniem, patrząc na niego bez wyrazu. — Nie pierwszy się mnie o to pytasz. — oznajmiła dość wymijająco. — Ale nie jesteśmy.

— Serio?

— A wyglądam, jakbym żartowała?—  Spojrzała na niego na chwilę, a Harry pokiwał przecząco głową. — Właściwie to Draco od dłuższego czasu jest z Hestią, więc nawet jakbym chciała, to nie jest to raczej możliwe. Ja z tym dupkiem nie dałabym rady wytrzymać dłużej niż tydzień. — Wzruszyła ramionami, a Harry zamrugał zdziwiony. Nigdy nie zauważył, żeby Malfoy chodził z jakąś dziewczyną… On, który zawsze chwali się wszystkim i lubi afiszować się własną osobą, nigdy przez Pottera nie był widziany z dziewczyną inną niż Pansy. — To może ja cię wtajemniczę. — Zaproponowała, kiedy przeszli przez pokój wspólny i wyszli na korytarz główny. — Jako Ślizgon masz pewne obowiązki.

— Obowiązki? — powtórzył, unosząc lewą brew nieco wyżej na znak zdziwienia. — To znaczy?

— Masz zakazy — stwierdziła spokojnie. — Podpisujesz umowę, która wiąże cię ze swoim domem. Za jej złamanie niby nie ponosisz konsekwencji, ale nigdy nic nie wiadomo. Rozumiesz, o czym mówię?

— Jak ktoś dowie się o tym, że ją złamałem, mogą sami postanowić wymierzyć mi karę... zgadłem? — dodał, widząc jej minę, a dziewczyna przytaknęła.

— Dokładnie tak. Umowa podlega kilku punktom. Pierwszy jest bardzo formalny i w sumie najprostszy, choć nie wiem, czy ciebie obowiązuje — zmierzyła go wzrokiem — zakaz okazywania uczuć do osób spoza czystokrwistej hierarchii społecznej, ale ty przecież nie jesteś czystej krwi, więc chyba się to kasuje... Nie wiem, musiałabym zapytać Draco albo Lauren. Oni najbardziej są w tym obeznani. — Wzruszyła ramionami. — Drugi zabrania przyjaźnienia się z ludźmi brudnej krwi, co również nie wiem jak podlega w twoim wypadku. Trzy... — zamilkła i westchnęła ciężko — może jednak Draco ci to wyjaśni, bo nie wiem jak sobie poradzić z twoim przypadkiem. Jesteś skomplikowany Potter. — Pokiwała głową, spoglądając przed siebie. — Jednak do piątego jestem przekonana, że się zaliczysz.

— Co masz na myśli? — zapytał, a ona uśmiechnęła się cwanie.— Jako Ślizgon masz za zadanie uprzykrzać życie Gryfonom. — Harry prychnął zirytowany. To takie prymitywne.

— Nie zgodzę się na to! Jestem Gryfonem i...

— Jesteś Ślizgonem Potter — oznajmiła, stając i dźgnęła końcem palca w jego lewą pierś, na której było godło Gry... „Znów zapomniałeś Harry” pomyślał i westchnął, patrząc na srebrnego węża na zielonym tle. — A jako Ślizgon masz za obowiązek przestrzegać chociażby jednego z tych podpunktów. — Spiorunowała go wzrokiem, odwracając głowę. — A teraz uśmiech panie Potter, bo zaczynamy przedstawienie. — Wyprostowała się. — Pan przodem — powiedziała, wskazując drzwi Wielkiej Sali.

— Nie ma mowy — mruknął, na co Astoria zaśmiała się krótko.

— A niby taki odważny — powiedziała cicho. — No to chodź, wejdziemy w tym samym czasie — zwróciła się do Harry'ego.  A on po chwili namysłu zgodził się na tą opcję. Kiedy weszli, przy stole Gryffindoru zrobiło się cicho. Harry początkowo chciał się tam skierować, ale Greengrass pociągnęła go lekko za rękaw szaty, przez co otrzeźwiał i skierował się do stołu Slytherinu, gdzie siedzieli już Zabini, Flora Carrow i Alex.

— Co on tu robi? — mruknął Zabini, kiedy Harry usiadł obok Astorii.

— Harry będzie dzisiaj z nami jadł posiłki — rzuciła sucho, a Zabini uniósł wysoko brwi.

— Harry? — zapytał ze zdziwieniem. — A od kiedy to jest Harry?! — warknął, a dziewczyna przewróciła oczami.

— Odkąd jesteś czarny — odparła tak samo opryskliwym tonem co Ślizgon naprzeciwko. Alex prychnęła, a Harry uśmiechnął się. Jednak, kiedy zobaczył wzrok Zabiniego, udał, że je kanapkę i nie zwraca na niego uwagi. Z jakiegoś powodu obawiał się, że gdy tylko się odezwie, czarnoskóry zrobi mu krzywdę. — W czymś pomóc? — zapytała Greengrass, odwracając głowę, a Harry spojrzał do kogo mówi i prawie wypluł to, co miał w ustach. Okazało się, że stał tam Ron, Hermiona i Ginny.

— Harry możemy na słówko? — zapytała Hermiona, uśmiechając się do niego lekko, Potter nie zauważył jak wykręca sobie palce za plecami. Przytaknął powoli i wstał, chcąc odejść z przyjaciółmi w stronę wyjścia, jednak napotkał przeszkodę.



W drzwiach stanął Malfoy, Nott i Hestia Carrow. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że przypadkowe potknięcie się Hermiony i lekkie otarcie szaty Malfoya przy łapaniu równowagi sprawiło, że chłopak zrobił scenę. A jak Malfoy robi scenę, to cały Slytherin go popiera, a Harry był teraz w Slytherinie. Za to Astoria chwyciła jego rękaw, kiedy chciał iść obronić Hermionę przed tym bezsensownym atakiem ze strony Ślizgona.

— Puść mnie! — warknął, a dziewczyna pokiwała głową, spełniając jego prośbę.

— Ale... — powiedziała, kiedy zrobił krok w stronę Gryfonów i Dracona. — Przypomnij sobie, co ci mówiłam, gdy tu szliśmy Potter — "Ślizgoni uprzykrzają życie Gryfonom" przeszło Harry’emu przez myśl — i zastanów się nad tym, czy opłaca ci się w to teraz wplątywać. — Zakończyła, a Potter poszedł przed siebie. —  Kretyn — mruknęła Astoria, a Alex i Zabini, przyglądający się sytuacji pomiędzy ich domem a Domem Lwa, pokiwali popierająco głowami.



—  To może być ciekawe. — Blaise spojrzał na Florę, która nawet nie zwróciła uwagi na ludzi przy wejściu, powiedziała to w tej samej chwili, gdy Harry otwierał usta, by powiedzieć coś Malfoyowi.



 — Mógłbyś się opanować? —  mruknął Harry patrząc na blondyna. Ten na niego spojrzał i może to tylko się Harry'emu zdawało, ale przez ułamek sekundy miał wrażenie, że Malfoy chce go przekląć. W jego spojrzeniu było coś takiego, co od razu mówiło mu, że lepiej dla niego jesli nie będzie się wtrącał w coś co go nie dotyczy. Ale dotyczyło. To byli jego przyjaciele i nie pozwoli temu blond dupkowi ich obrażac. Za nic! Nott pokiwał głową idąc w kierunku stołu, ale Hestia została. Zdziwiło to Pottera, jednak nie miało to teraz większego znaczenia. —  Przecież nic ci nie zrobiła.



—  Tak sądzisz? —  prychnął po czym spojrzał na Hermionę, ta zwróciła uwagę na swoje buty. Było to dziwne, ponieważ Hermiona nigdy nie uciekała od konfrontacji z fretką. —  Dobrze. Skoro tak twierdzisz, to sprawy nie było. Prawda? — zagadnął i uśmiechnął się do niego a Potter zamarł. Draco obrał taktykę której nigdy by się po nim nie spodziewał. Był... uprzejmy? Malfoy patrzył jeszcze przez chwilę na niego po czym razem z Hestią odeszli w kierunku swoich miejsc. A Harry kiedy tylko odwrócił wzrok na Rona już zrozumiał, że Malfoy jednak nie ma skrupółów... Weasley był wściekły. Zdawało się nawet, że zaraz zacznie krzyczeć. Jednak zanim zaszło cokolwiek. Przerwano im. 

— Jakiś Problem Weasley? —  Rudzielec zdrętwiał i pokiwał głową patrząc na Severusa. —  Potter. Do stołu. Zabini powie ci gdzie macie lekcje. A wy... —  spojrzał na gryfonów z wyraźną odrazą. —  Do siebie. —  warknął i poszedł przed siebie w stronę stołu nauczycieli trzepocząc swoją czarną szatą niczym skrzydłami.

Harry stał przez chwilę, nie wiedząc co zrobić, ale w końcu wrócił na swoje miejsce, gdzie Ślizgoni jedli śniadanie jakby nigdy nic. Potter usiadł obok Astorii, która prychnęła cicho.



—  Nieźle się popisałeś

—  Daj spokój — mruknął Harry, dziewczyna na niego spojrzała. — To wszystko twoja wina —  warknął i popatrzył na Malfoya który nie zwracał na niego większej uwagi. —  Wiedziałeś, ze Ron się wścieknie.

— To Slytherin słonko. Możesz grać nie fair, kiedy chcesz. Wszędzie, gdziekolwiek chcesz, kiedykolwiek chcesz, w cokolwiek chcesz. Mamy to we krwi. —  zachichotała Astoria kiedy Malfoy nadal, wręcz po mistrzowsku, ignorował Harry'ego skupiając się na swoim jedzeniu.

— Ja nie. — Dziewczyna odwróciła od niego głowę. Z jakiegoś powodu posmutniała.

— Każdy ma —  oznajmiła Hestia, biorąc do ręki jabłko — Tylko musi się nauczyć z tego korzystać. —  Uśmiechnęła się uprzejmie.

— Mylisz się.

— Nie myli się. — Dołączył trzeci głos. Harry spojrzał na Malfoya, który wciąż zdawał się nie zwracać na niego uwagi, a jednak mówił do Harry'ego. — A co do reguł, to proste — zaczął grzebać widelcem w sałatce — żadnych wyjątków. Nie obchodzą nas  twoje znajomości z Gryffindorem Potter, więc to twój problem. Koniec sprawy. — Nadział na widelec kawałek jakiegoś warzywa i włożył do ust. — Harry westchnął, odwracając na chwilę wzrok do stołu Gryffindoru i spojrzał na swoich przyjaciół, którzy dyskutowali właśnie o czymś między sobą.

— To niezbyt ostre? — zapytała Astoria. — Przecież...

— Spójrz na nasze położenie, a potem zastanów się, o czym mówisz — mruknął, wstając i wziął swoją torbę do ręki. Potter odwrócił do nich zdziwiony wzrok. Skąd ta nagła złość? Przeszło Harry'emu przez myśl, kiedy Malfoy opuścił Wielką Salę. Brunetka westchnęła zrezygnowana i spojrzała na swój posiłek.

— Niepotrzebnie zaczynałaś temat — oznajmił Theodor, również wstając od stołu.

— A ty gdzie? — zapytał Zabini. — Lekcje zaczynają się dopiero za pół godziny.

— Jakoś straciłem apetyt — powiedział chłodno i spiorunował Harry’ego wzrokiem, a następnie odszedł.

— Co z nimi dzisiaj? — zapytała Alex, a Astoria nie odpowiedziała. Blondynka wzruszyła ramionami na znak, że już ją to nie obchodzi i wróciła do posiłku. Za to Zabini najwyraźniej nie był usatysfakcjonowany wiedzą, którą posiadał i zasypywał Greengrass pytaniami do czasu, aż postanowiła to przerwać i tak jak wcześniej Malfoy z Nottem, opuściła Wielką Salę.

— Kolejna! — stwierdził ze złością naburmuszony Blaise. —  To twoja wina — powiedział do Harry’ego. — Gdyby cię tu nie było, wszystko byłoby w porządku.

— Przepraszam, że Tiara Przydziału oszalała!—  warknął Potter, a czarnoskóry spojrzał na niego z niechęcią.

— Ugh… dlaczego nie zostałem w Beauxbatons? — jęknęła Alex, zakrywając dłońmi uszy. — Blaise, zostaw Michaela. Michael, nie irytuj Blaise'a — powiedziała rzeczowym tonem, patrząc to na jednego, to na drugiego. — Rozumiemy się?! — Żaden z nich nie odpowiedział, na co westchnęła i wstała od stołu. — Nie łaź za mną — warknęła, kiedy Zabini również chciał wstać. — Wyjdziesz za 15 minut po śniadaniu — oznajmiła, a Harry spojrzał na nią jak na wariatkę. Zabini najwyraźniej również nie wiedział o czym mówi, bo podrapał się po głowie z miną podobną do Harry’ego. Ale został.

— To nie tak, że Draco cię nie lubi — mruknął po chwili Zabini, a Harry uniósł do niego wzrok. Czy on dobrze słyszy? — Znaczy... nie lubi cię, ale nie ma w tym nic osobistego. Robi to tak dla zasady.

—  Po co mi to mówisz? — zapytał Potter, a Blaise wzruszył ramionami.

— Uznałem, że się nad tym zastanawiasz. W końcu on nie lubi ludzi z różnych powodów.

— ... W sumie racja. — Poparł Ślizgona, a wargi Zabiniego wygięły się w uśmiechu.

— Ale nie wiem, co mu odbiło przed chwilą i wolę w to nie wnikać. Lepiej, jak wiem o nich mniej niż chcę.

— Dlaczego?

— Każdy ma tajemnice, o których nie chce mówić innym. Jeśli chodzi o Malfoya, ma ich dość sporo. Nie jest raczej otwartym typem człowieka, jak pewnie zauważyłeś już dawno temu. — Harry przytaknął. Kto jak kto, ale Draco Malfoy należał do tego typu ludzi, którzy się nie zwierzają, zachowując swoje problemy dla siebie.

— Przyzwyczaisz się do tego.

—  Raczej wątpię.

 — Jesteś na to skazany. —  Prychnął —  Ale wiesz... Nie wiem co Draco ci tam powiedział —  wskazał drzwi wielkiej sali gdzie przed chwilą działo się wczesniejsze wydarzenie —  Ale Gryfoni wyglądali jakby im wszystkim przygrzmocił w twarz drętwotą. —  parksnął po czym  wstał, chwytając za pasek torby. — Nie dostałeś jeszcze planu, prawda? — Harry wyrwał się z zamyślenia, spoglądając na czarnoskórego niezbyt przytomnym wzrokiem. Ale po chwili przytaknął. — To chodź. Za pięć minut mamy Transmutację. — Rzucił mu jabłko wiedząc, że Harry praktycznie nic nie zjadł i poszedł w stronę wyjścia. Harry patrzył na niego przez chwilę z szokiem. Jednak po chwili uśmiechnął się przelotnie sam do siebie.



Może początek nie był najlepszy, ale miał dobre przeczucie, że coś, jeszcze nie wie co, ale "coś" z pewnością się zmieni, a chwilę później poszedł za nim, odprowadzany wzrokiem przez prawie cały stół Gryffindoru, Hufflepuffu i Ravenclawu.



— Widziałaś? — Hestia spojrzała na siostrę z błyszczącymi oczami, a tamta jedynie przytaknęła— Co o tym sądzisz? — zagadnęła patrząc, jak były Gryfon zrównuje krok z Zabinim.

— Że z tego nie wyniknie nic dobrego — odparła ze znudzeniem Flora, a Hestia zachichotała opierając głowę o rękę.

— Może będzie zabawnie. — Uśmiechnęła się, patrząc jak Harry i Blaise opuszczają Wielką Salę. Druga Carrow w tej samej chwili patrzyła jak zdenerwowany Ron (który również patrzył w tym samym kierunku co Hestia i prawie wszyscy znajdujący się w Wielkiej Sali) zgina na pół łyżkę, którą przed momentem jadł pudding . I nie odezwała się już więcej. Ale ktoś powiedział to, co oznajmiłaby, gdyby widziała powód do odzywania się.



 — Nie liczyłabym na to. — Hestia uśmiechnęła się lekko, następnie odwracając wzrok do dziewczyny siedzącej teraz na miejscu Draco, która trzymała w dłoni podkładkę na różnorakie papiery i dokumenty, z którą Hestia prawie zawsze ją widywała. Była to przewodnicząca — Lauren Aquilina — brunetka średniego wzrostu o zawsze pustym spojrzeniu oraz bladej, jednak nieco żółtawej cerze.



Hestia w miarę lubiła Lauren, jednak nigdy nie mogła nazwać ją przyjaciółką. Nie czuła potrzeby nazywania jej w ten sposób, tak jak i sama dziewczyna nigdy nie zwróciła się do Hestii w sposób, który mógłby sugerować to, iż Lauren lubi Hestię bardziej niż zwykłą znajomą. Prędzej do Flory, jednak co do tego Carrow również nie była pewna.



— A gdy patrzę na Granger odechciewa mi się nawet wstawać z ławki, żeby iść na zajęcia.

— Że też ty to mówisz — parsknęła cicho Hestia, a dziewczyna pokiwała głową, nakładając sobie sałatki na pusty talerz, który przed momentem pojawił się przed nią. —— A właściwie dlaczego ? — zagadnęła uprzejmie.

— Wydaje mi się, że zaszkodziła w czymś Draco —  pokiwała ponownie głową. A Hestia skrzywiła się lekko — Bo chwilowo jest kozłem ofiarnym za wszystko co się działo. Wczoraj się z nią pokłócił w pociągu później przy wielkiej sali a dziś nawet nie zjadł śniadania i juz się jej oberwało. Dodajcie sobie do tego jeszcze jeden drobny szczegół. Pottera ze swoją niewyparzoną jadaczką za którą najpewniej odpowie właśnie owa Gryfonka. Ten rok to będzie piekło dla tej szlamy.



      *

Jeśli Harry miałby wypowiedzieć się na temat tego, co sądzi o Ślizgonach, przed i po trafieniu do Slytherinu, powiedziałby to samo. Ślizgoni to zadufani w swoich przekonaniach idioci, którzy uważają, że czystość krwi jest najważniejsza. Jedyną różnicą, która by się pojawiła po trafieniu do gniazda węży, to dodanie do tego zdania słów: kłamcy, oszuści i nieprzewidywalni. A tak. Nieprzewidywalni. Potter nigdy nie sądził, że ze Ślizgonami można porozmawiać jak z normalnymi ludźmi a tu proszę:



Idzie z Blaisem Zabini na lekcję Transmutacji, rozmawiając o różnych, właściwie nic nieznaczących głupotach takich jak: zaczynające się zadania domowe, męki na lekcjach czy Quidditch. Harry wiedział, że Ślizgoni go nienawidzą, bo każdy ma ku temu jakiś powód. Jednak nie przypominał sobie, by zaszkodził kiedyś Zabiniemu, który, nawiasem mówiąc, okazał się być całkiem w porządku. Nie, że go lubił. Ale nie miał do niego (chwilowo) żadnych zastrzeżeń.



 — Max, gdzieś ty był? Od wczorajszej uczty cię nie widziałem — powiedział Zabini, kiedy parę metrów od sali transmutacji, zza zakrętu, wyszedł umięśniony, blondwłosy chłopak z delikatnym uśmiechem na ustach, którego Harry, szczerze mówiąc, nie kojarzył. 

— Blaise — odezwał się, a Potter zamrugał zdziwiony. Jego głos był taki... delikatny... i cichy... Jak u małego chłopca, co zupełnie nie pasowało do jego wyglądu. — Byłem w dormitorium Notta tak jak wszyscy inni — powiedział spokojnie. — To ty nie dołączyłeś — napomniał, na co Zabini skrzywił się lekko.

— Byłem zmęczony — powiedział bez wyrazu, jednak blondyn zignorował go, patrząc na Harry’ego.

— To ciebie wczoraj pobili, prawda? — zapytał, a Harry niechętnie przytaknął, przypominając sobie "powitanie" w gronie Ślizgonów. — Kiepska sprawa tak w ogóle — powiedział tonem, który wcale na to nie wskazywał. — Jestem Max Mosby. — Wyjął do niego wypielęgnowaną dłoń, jakby dopiero co wyszedł od manikiurzystki. Harry zawahał się, jednak po krótkiej chwili przyjął gest.

— Harry Potter.

— To wiemy wszyscy. — Zaśmiał się lekko chłopak, puszczając go. — Tiarze trochę późno się z tym przypomniało — zagadnął przyjaźnie — gdyby przydzieliła cię tutaj od razu, nie miałbyś z pewnością tylu wrogów. — Wyszczerzył do niego równe i białe zęby, a Harry nie miał pewności, czy ma odwzajemnić uśmiech. — Wiecie może, co ugryzło Astorię? — zapytał trochę zaniepokojonym głosem. —  Jest jakaś podenerwowana. Draco i Theo zresztą też.

— Potter — mruknął Zabini, patrząc na Harry’ego. — Astoria potem chciała zmodyfikować specjalnie dla wybrańca kontrakt... — Po tym ostatnim chłopak się skrzywił, jakby połknął cytrynę, a Harry westchnął znużony. Czemu zawsze jego obwiniają za wszystko?!

— To nie wróży nic dobrego — stwierdził blondyn poprawiając czarną torbę na ramieniu. — W szczególności, że zaczynamy lekcje z Gryfonami. — Machnął dłonią za siebie, a Harry zauważył Seamusa, Deana i Neville'a stojących pod klasą z Lavender, Patil i jakąś dziewczyną, której imienia wciąż nie umie zapamiętać. — Oby tylko Granger nie wyskakiwała z ławki. — Skrzywił się lekko. Ich to najbardziej irytuje.

— Dlaczego? — zapytał Harry, a Max ponownie spojrzał.

— Draco — Wzruszył ramionami. — Chyba się lubią.

—  Lubią? —  prychnął Potter. —  Przecież on jej nienawidzi!

—  Może tak jest. Ale wiesz... Granger to jedyna szlama którą Malfoy dręczy notorycznie. — oświadczył a Potter zamilkł i spojrzał na Hermionę, która również stała pod klasą, czytając podręcznik do transmutacji, co zawsze robiła przed każdą lekcją. —  Nie wiadomo właściwie dlaczego ale to jego sprawa. Chodzi o to, że skoro Malfoy ma zły dzień to komuś sie za to oberwie i... As! — Max przerwał swój monolog i prawie krzyknął z radości, kiedy  Greengrass wyszła zza zakrętu, wraz z jakąś inną czwartoklasistką, i zaraz do niej podszedł. — Zapomniałaś dać mi na dobranoc całusa zdziro. — Usłyszał Harry i spojrzał na nich dziwnym wzrokiem. Dziewczyna pokiwała głową i szybko pocałowała chłopaka w policzek, a Potter zamrugał. To zachowanie było co najmniej dziwne. On ją nazywa zdzirą, a ona go całuje? Ślizgoni są nienormalni czy jak?

— Coś nie tak Potter? — zapytał Zabini, widząc zachowanie Pottera, a Harry oderwał wzrok od grupy Ślizgonów.

— Nie — odparł powoli — Tylko... jak na mój gust to trochę dziwne.

— Co?

— No to. — Wskazał gestem dłoni na Greengrass i Mosby'ego. — On ją nazwał... tak… a ona go pocałowała. Nie powinna się obrazić czy coś? — Blaise spojrzał na niego, a potem na Ślizgonów, gdzie Max i Astoria właśnie rozmawiali o czymś bardzo energicznie.

— W sumie powinna — powiedział powoli. — Jak ja ją nazwałem suką... Tak do żartu oczywiście — dodał szybko — to oberwałem w pysk, a ona nie odzywała się do mnie przez miesiąc. Ale świat nie jest sprawiedliwy — powiedział beznamiętnie czarnoskóry. — Są tacy jak on, którym bez powodu się wszystko wybaczy i są tacy jak ja, którzy muszą uważać na słowa, by nie oberwać — mruknął. — No, to zaczynamy mękę — powiedział, kiedy zza zakrętu wyszła McGonagall.



— Hej Harry! — Usłyszał, kiedy znalazł się z Zabinim w klasie, a tamten usiadł z Maxem. Spojrzał, kto go woła i zauważył Zeaka — Krukona, z którym razem trafił do Slytherinu — który zajął jedną z najbardziej oddalonych ławek od biurka psorki i pokazał na wolne miejsce. Potter spojrzał na Rona siedzącego z Seamusem i Hermionę dzielącą ławkę z Patil, więc usiadł obok McCerbego.

— Dzięki.

— Spoko — powiedział, wzruszając ramionami i wyjął podręcznik ze swojej torby. Harry zrobił to samo. Zerkając na Tą grupę Ślizgonów. Zajmowali oni trzy ostatnie ławki. Alex siedziała z jakąś dziewczyną, którą Potter kojarzył jedynie z widzenia - tuż przy oknie, potem był Malfoy z Hestią Carrow w środkowej, a Nott z Florą w trzecim rzędzie przy ścianie. A zaraz przed nimi Zabini i Max.



McGonagall klasnęła dwa razy w dłonie, uciszając rozmowy w klasie i spojrzała po nich uważnie.



— Tak — powiedziała sucho — witam was w kolejnym roku szkolnym. Jak zapewne wiecie od tego roku rozpoczynają się przygotowania do owutemów — Kilka osób skrzywiło się i jęknęło na te słowa. Każdy z was ma za obowiązek zgłosić się do opiekuna domu z konsultacją o wybór waszego przyszłego zawodu a także przedmiotu który będzie niezbedny do znadnia na owutemach aby móc składać w dalszym życiu papiery do owych instytucji, a więc... — Harry przestał słuchać McGonnagal uświadamiając sobie, że przecież w tej chwili opiekunem jego domu jest Snape… a to oznacza, że będzie musiał jemu mówić o swoich planach na przyszłość… i o tym, że chce być aurorem. Przecież to niedorzeczne! Snape nie dość, że go wyśmieje, to zapewne jeszcze zaznaczy, że sam osobiście dopilnuje tego aby Obrona Przed Czarną Magią była dla Pottera katorgą i aby Harry oblał ten przedmiot. Na Trolla. — ... rzeczy organizacyjnych pozostała tylko jedna —Potter ocknął się z zamyślenia — Jak pewnie zauważyliście w tym roku jest nas trochę więcej. Pierwszą osobą powiększającą nieco szeregi tej klasy, poznaliście już na ceremonii przydziału, jest nią Alexander Seijuuro, który dołączył do nas z akademii magii boutbatonx.—  Harry sądził, że się przesłyszał. Czyżby McGonagall się przejęzyczyła? Czy faktycznie powiedziała Alexander? Potter spojrzał na Zeaka który również wyglądał na niego zdezorientowanego, a potem jego wzrok padł na Alex… a raczej Alexa. Wyglądał jak dziewczyna. Jego oczy były pomalowane, rzęsy podkręcone, włosy miał spięte w kok z artystycznie wyrzuconymi, falowanymi pasmami grzywki, a w lewym uchu nosił zwisający kolczyk. Nawet głos miał jak dziewczyna! McGonagall odchrząknęła.

— To tyle. Teraz zobaczymy, czego nauczyliście się w ciągu wakacji — powiedziała szybko McGonagall, jakby chcąc skończyć ten temat i usiadła za biurkiem. Alex wyglądała... wyglądał — „Cholera Harry to jest chłopak zapamiętaj!” powiedział sobie w myślach — na usatysfakcjonowanego zamieszaniem wokół swojej osoby — Dobrze więc... Co otrzymamy, kiedy wykorzysta się zaklęcie "kretorus" na rzekotce pospolitej? — Ręka Hermiony wystrzeliła w górę. Harry zerknął na Malfoya, która patrzył dziwnym wzrokiem na Hermionę. A widząc jak marszczy brwii, Potter już rozumiał o czym mówił Max. — Goyle! — powiedziała ostro kobieta, a chłopak spojrzał na nią niezbyt rozgarniętym wzrokiem, podnosząc głowę z ławki, na której do tego czasu najwyraźniej próbował zasnąć.

— Bo ja wiem — powiedział przytłumionym głosem. — Pewnie jakiegoś kreta czy coś... Tak po nazwie wnioskując. — Wzruszył ramionami.

— Jak ty mogłeś zdać mój przedmiot na zadowalający?! — mruknęła niezadowolona McGonagall. — Przez twoją głupotę Slytherin traci pięć punktów — oznajmiła, a Gryfoni uśmiechnęli się triumfalnie.
— Harry nie uśmiechaj się — powiedział ostrzegawczo Zeak, a Potter szybko spoważniał. Zapomniał się, a przez to mógł mieć kłopoty, bo Pansy Parkinson piorunowała go wzrokiem. Za to dłoń Hermiony po raz kolejny wystrzeliła w górę.

— Tak panno Granger? — zapytała łagodniej profesorka, a Hermiona wzięła ceremonialny wdech.

— Używając poprawnego zaklęcia kretorus na rzekotce pospolitej, otrzyma się krzesło ze skórą żabią na oparciach, zważając na to, iż zaklęcie to działa jedynie na płazach, skóra na oparciach jest zależna od tej grupy gatunkowej, przez co nie można otrzymać tam skóry choćby niedźwiedziej czy wilczej.

— Bardzo dobrze. Gryffindor otrzymuje pięć punktów. — Uśmiechy Gryfonów poszerzyły się jeszcze bardziej.

— Pani chyba sobie kpi! — Dobiegło ich zirytowane prychnięcie. A wszystkie spojrzenia spoczęły na ostatniej ławce. — Ta odpowiedź jest równie głupia i bezsensowna co wypowiedź Goyla. – Draco wskazał Ślizgona, który zamrugał kilkakrotnie.

— Czyżby? — zapytała chłodno nauczycielka w tej samej chwili co dziewczyna siedząca w ławce po prawej Pottera, która zdawała się być poirytowana zachowaniem Malfoya tak samo, jak i nauczycielka. — Umie to Pan uzasadnić Panie Malfoy? — zapytała Minerwa. Harry prawie parsknął. Malfoy nigdy nie należał do orłów jeśli chodzi o transmutację. Jednak kiedy wstał i chwycił do ręki podręcznik, Harry nieco się zmieszał. Czyżby jednak się mylił?

— To, co wypowiedziała Granger, jest słowo w słowo wzięte z rozdziału piętnastego tego podręcznika, który, nawiasem mówiąc, nadaje się jedynie do śmietnika. — Rzucił książką o stolik, a na twarzy McGonagall pojawił się szok, niedowierzenie, a potem złość.

— Jeśli to wszystko Malfoy, za twój wyskok Slytherin traci dzie...

— Nie, to nie wszystko. — Przerwał nauczycielce chłodno. — Chcę podać prawidłową odpowiedź na to pytanie. — cała klasa spojrzała na niego z jeszcze większym szokiem. Harry z powątpieniem. Odpowiedź Hermiony była przecież bezbłędna. Tak jest w podręczniku, a skoro McGonagall uznała tą odpowiedź za dobrą, to tak musi być.

— Proszę bardzo — powiedziała dość nieuprzejmie McGonagall, poprawiając okulary. — Ale jeśli twoja odpowiedź będzie błędna, za swoje wyskoki otrzymasz szlaban, a twój dom utraci nie dziesięć, a dwadzieścia punktów.

— A jeśli będzie poprawna, odejmie pani swojemu domowi punkty, które podarowała za wypowiedź Granger i odejmie dodatkowe pięć za złą odpowiedź.

— Nie masz prawa stawiać mi warunków — warknęła nauczycielka, robiąc się jeszcze bardziej zdenerwowana.

— Niby nie — rzucił jakby od niechcenia — ale jeśli okaże się, że niesprawiedliwie odjęła pani Goylowi punkty za złą odpowiedź, a Granger dostała je za złą odpowiedź, mogę zajść z tym do opiekuna mojego domu a jeśli będzie trzeba do dyrektora, a przecież ma on teraz mase zajęć na głowie czyż nie? Po co zaprzątać ją jeszcze takimi błahostkami jak głupie, sprawiedliwe, punkty.—  Harry dostrzegł jak Max uśmiecha się przelotnie. Harry mu się nie dziwił, patrząc na to z perspektywy Ślizgona mina McGonagall była bezcenna. — A więc tak. Najpierw wytknę błędy Granger, jeśli pani pozwoli. — Harry dostrzegł, że oczy Hermiony się zaszkliły. — Cytowała słowa z podręcznika wypełnionego błędami, przez co nawet przez jej pustą głowę nie przeszła myśl, że jest tam błąd. Odpowiedź jest stosunkowo prosta i gdyby myślała o niej, a nie o popisywaniu się przed klasą z pewnością kiedyś — zaakcentował z drwiną — by do tego dobrnęła sama. — Pansy zachichotała. — Zaklęcie kretorus użyte na rzekotce pospolitej nie zamieni jej w krzesło ze skórą, a jedynie w jego nogę. Co jest widocznie przedstawione i opisane w książkach sławnych i szanowanych magicznych— podkreślił, patrząc na dziewczynę z zimnym uśmiechem — autorów, takich jak na przykład Henry Gertnond czy Alicja Terrency, jedna z najwybitniejszych profesorek transmutacji, która to poświęciła temu zaklęciu aż dwadzieścia trzy rozdziały jednego ze swoich dzieł pt. "Transmutacja w życiu codziennym". Ponad to skóra, która ma "być" na podłokietnikach, czy co tam powiedziałaś, nie istnieje, ponieważ skóry z płazów Magicznych —  znów akcentacja słowa —  nadają się jedynie do zrobienia z nich torebek lub ewentualnie butów, co również byś wiedziała, gdybyś uważała na Opiece Nad Magicznymi Stworzeniami Granger. — Warga Hermiony drgnęła. — No i oczywiście rzecz ostatnia. — rzucił z rozbawieniem, Harry nie widział w tym nic zabawnego, Granger była na granicy płaczu. — Zaklęcie kretorus działa wyłącznie na rzekotkach królewskich, a z pospolitych robi plamę krwi. Bo w końcu tylko na to zasługują mieszańce, czyż nie Granger? — Mówiąc to patrzył Hermionie w oczy, a dziewczyna odwróciła wzrok i po jej policzkach popłynęły łzy.

— Po lekcji masz iść do swojego opiekuna. A teraz siadaj — powiedziała zimno Minerwa. Malfoy tego nie zrobił. — Rozumiesz mnie?!

— Punkty — powiedziała, kobieta spiorunowała go wzrokiem

— Powinieneś się cieszyć, że za twoje zachowanie Slytherin nie straci...

— Punkty pani profesor — powtórzył, a po ciele Harry’ego przeszły ciarki. Coś z nim było nie tak. Czuł to wyraźnie. McGonagall wstała ostro ze swojego miejsca tak, że kilka osób jęknęło przerażonych, ale Draco wciąż stała w miejscu, patrząc wręcz bezczelnie kobiecie w oczy.

— Nie będzie żadnych, dopóki ktoś kompetentny nie poda mi dowodu na twoją teorię.

— Pani powinna to wiedzieć. W końcu pani nas uczy. — kilkoro Ślizgonów uśmiechnęło się zimno.— Powinna pani więc to wiedzieć/

— Sly...

— Daj spokój. Ona dba tylko o swoje Gryfiaki — mruknął Nott, a kobieta spojrzała na bruneta z niedowierzaniem. Zresztą jak wszyscy. Nott się nigdy nie odzywa. Nie miesza w rzeczy, które go nie dotyczą. Nawet Harry to wie, mimo iż jest w Slytherinie dopiero drugi dzień. Z tego, co pamięta, Nott nigdy nie mieszał się w sprawy, które bezpośrednio go nie dotyczyły. Nigdy nie pomagał Malfoyowi, kiedy ten prowokował Harry’ego ani nie bronił go, gdy blondyn przesadził i spotykało się to z agresją ze strony Pottera oraz Gryfonów. Zawsze stał gdzieś z boku, czytając swoje książki bądź patrząc na wszystko znudzonym spojrzeniem.— Chce pani dowodu, to niech się pani przejdzie do biblioteki. Są tam wszystkie dzieła wspomnianych przez Draco autorów — oznajmił i wrócił do przeglądania podręcznika. —  A ty siadaj i nie przeszkadzaj. Jedna Granger nam wystarczy — rzucił zimno, na co Ślizgoni popatrzyli na niego z szokiem. Nott musiał się naprawdę zirytować zachowaniem kumpla. Malfoy jedynie prychnał i faktycznie usiadł nie zabierając już głosu.

— No nieźle — szepnął Zeak do Harry’ego —  Nigdy nie sądziłem, że Malfoy jest tak dobry w Transmutcaji. — Harry przytaknął machinalnie, mimo iż prawie go nie słuchał. Coś tu się dzieje. Coś niedobrego i on dowie się, o co w tym wszystkim chodzi.



Po wystąpieniu Malfoya na lekcji transmutacji w całej szkole szumiało jedynie od rozmów na ten temat. Niektórzy nawet zakładali się o kary dla Malfoya za bezczelność w stosunku do vice dyrektorki jednak nic takiego nie miało miejsca, z tego co Harry wie, sprawa została zakończona jedynie (i tak niechętnym) upomnieniem od Snape'a, a McGonagall, po rozmowie z Dumbledorem i Snape'em, dodała Slytherinowi umówione punkty, odejmując Gryfonom wedle umowy dziesięć punktów.



Inne lekcje szły w takiej samej napiętej atmosferze. Malfoy nie zamierzał milczeć, kiedy odpowiedzi Hermiony go nie usatysfakcjonowały przez co, kiedy Harry widział Hermionę pomiędzy lekcjami, ta kierowała się w stronę łazienki, a łzy spływały po jej policzkach strumieniami. Harry nie wiedział, czy to z powodu podważania jej odpowiedzi, czy ze sposobu, w jaki robił to Malfoy, który tak "przypadkiem" zawsze nawiązywał do jej pochodzenia i tego, że Hermiona nie należy do tego świata. Jednak najdziwniejsza rzecz z jaką Harry się spotykał był fakt, że wszystkie odpowiedzi Malfoya, były poprawne. Czyżby w wakacje wkuł bibliotekę narodową?! Nagle był obeznany w każdej dziedzinie. Nagle… był inteligentny!



Na większości lekcji Harry siedział z Zeakiem, poza wróżbiarstwem i ONMS, na które Harry już nie uczęszczał. Okazało się, że Zeak był wyjątkiem w rodzinie, ponieważ wszyscy z jego rodziny należeli do Slytherinu, a on wylądował w Ravenclawie, ponieważ poprosił o to tiarę. Oraz, że jest... Był... Przyrodnim bratem Zabiniego, ponieważ jego rozwiedziony z matką, ojciec ożenił się z matką Zabiniego jako jej piąty mąż i zmarł po jakiś trzech miesiącach w niewyjaśnionych okolicznościach. Zeak mówił, że uzdrowiciele powiedzieli, iż był chory, a nikt wcześniej nie wykrył u niego choroby, ale były Krukon wiedział swoje. Wyznał Potterowi swoje podejrzenie o tym, że pani Zabini sama zabiła męża, upewniając się przed tym, że przepisał jej cały swój majątek. Jednak, kiedy Blaise usłyszał ich rozmowę, McConerby trafił do Skrzydła Szpitalnego ze złamaną ręką, pękniętymi żebrami, podbitym okiem i mnóstwem siniaków. A to wszystko wydarzyło się jeszcze przed kolacją.



— Mogę o coś spytać? — odezwał się Harry, kiedy z Zabinim usiedli przy stole Ślizgonów, by zacząć kolację i wykorzystując moment, kiedy nie ma tu Alexa. — Dlaczego Seijuuro tak... wygląda? — Wykrztusił z siebie. — Używał jakiś eliksirów czy zaklęć, by tak wyglądać? — Astoria, która siedziała blisko Pottera. Spojrzała na niego z rozbawieniem. I pokiwała przecząco głową.

— Alex posiada androginiczny typ urody, spotkałeś się już z tym określeniem? — Harry ponowił poprzedni ruch. — Oznacza to, że jest chłopakiem o wyglądzie dziewczyny. Oczywiście to określenie jest również używane do odwrotnych przypadków, kiedy to kobieta wygląda jak mężczyzna.

— A maluje się po co? Skoro nie chce by mylono go z...

— Nie pojmujesz chyba mody co Potter? — Uśmiechnęła się do niego, podpierając łokieć o stół, a podbródek na dłoni. — W sensie tej całkiem francuskiej — dodała, przyglądając mu się. — A on został na niej wychowany. Dlatego ubiera się według niej, a tu, w Anglii, jest pojmowany jako transwestyta. — Pokręciła głową. — Czyż to nie jest niesprawiedliwe?

— Niesprawiedliwym jest to, że musimy chodzić do szkoły z nimi — powiedział Blaise, patrząc przed siebie, a Harry uniósł wzrok. Ron, Hermiona i Ginny ponownie szli w ich stronę. Tak samo jak rankiem na śniadaniu. — Czego chcecie? — mruknął chłodno jednak go zignorowano.

— Harry możemy pogadać? — zapytała tak samo jak rankiem Hermiona, chociaż teraz widać było, że ma problemy ze spokojnym mówieniem, a jej załzawione oczy wyraźnie unikały patrzenia na Astorię.

— Pew...

— Nie, nie możecie — odezwała się brunetka, odwracając do nich głowę. — I zostawcie go w spokoju jasne? — Ron prychnął.

— Jeśli sądzisz, że cię posłucha, to się mylisz. Nawet nie jesteś prefektem!

— Nie sądzę — powiedziała spokojnie i uśmiechnęła się groźnie w kierunku Harrego. — Ja wiem, że mnie posłucha. Bo on coś pamięta, prawda Harry? — Uśmiechnęła się ponownie, a Harry zdębiał. Pieprzony regulamin Ślizgonów! Syknął w myślach i rozważył opcje. Nie chce stracić przyjaciół, ale nie chce również być wyklętym ze swojego nowego domu. Myśl Harry. Myśl! Powtarzał sobie.



— Nie. — Odezwał się trzeci głos, a Gryfoni odskoczyli, zauważając Malfoya siedzącego po lewej Astorii. Sam Harry się przestraszył, bo wcześniej go tam nie widział. — Nie narzucaj mu własnego zdania. — Uśmiechnął się, nalewając sobie soku z jabłek. — Potter musi podjąć sam decyzję. — Wymienił spojrzenie z Nottem, na którego ustach również pojawił się taki sam uśmiech. Dziewczyna wyglądała na zszokowaną, ale nie odezwała się już zajmując swoim jedzeniem.

— Em... to my poczekamy przed Wielką Salą, dobrze? — zapytała Ginny, a Harry przytaknął, a kiedy zniknęli za drzwiami, on zaczął myśleć. Widział wzrok Astorii, która najwyraźniej chciała go przed czymś ocalić, a Harry domyślał się przed czym. Malfoya i Notta również zauważył. A noga Zabiniego, która go "przypadkiem" kopnęła, kiedy zaczynał im wtedy odpowiadać, również była przestrogą. Gdy to zrobi, będzie miał kłopoty… Z drugiej strony to byli jego przyjaciele. I to przeważyło szalę. Potter wstał, a Astoria odwróciła głowę, zaczynając o czymś rozmawiać z Alexem. Harry postanowił nie zwracać na nią uwagi.

— Błąd. — Usłyszał, kiedy przechodził obok Maxa, a potem naszły go wątpliwości. Jednak brnął naprzód starając się nie patrzeć za siebie.



— Nadal uważasz, że będzie zabawnie? — Flora zadała pytanie, nawet nie patrząc na siostrę. Hestia za to westchnęła, patrząc na nią z pewnego rodzaju smutkiem. Lauren spojrzała na bliźniaczki, a potem w stronę drzwi i pokiwała głową.

— Draco idź tam. Uświadomcie w końcu tej ciemnej masie, z kim się zadaje, bo jeśli jeszcze raz ich tu zobaczę, przestanę być cierpliwa — oznajmiła chłodno przewodnicząca, zamaczając łyżkę w swoich płatkach z mlekiem.

— Brakowało mi tego twojego czepiania się przez te miesiące — powiedział Nott, a Flora parsknęła chłodno. Za to Lauren nie odpowiedziała, patrząc na swoje jedzenie, którego nie mogła już przełknąć i odłożyła łyżkę, podnosząc wzrok do wyjścia, gdzie zmierzał Zabini.

— Głuchy jesteś? — warknęła, a blondyn pokiwał głową, wstając.



Kiedy wyszedł z Wielkiej Sali, Hermiona chciała rzucić mu się na szyję, ale coś ją zahamowało w ostatniej chwili. Harry nie wiedział, o co chodzi, dlaczego tak nagle się zatrzymała? Jednak dopiero, kiedy podążył za jej wzrokiem zauważył, że nie patrzy na niego.

— Nie radziłbym ci tego robić Potter. — Zabini opierał się o drzwi wejściowe Wielkiej Sali i patrzył na niego beznamiętnie.

— Nie jesteś moją niańką — mruknął Wybraniec, a czarnoskóry parsknął.

— Na całe szczęście. — Uśmiechnął się do niego. — Jednak wiesz... — odszedł od drzwi podchodząc do niego —Zawsze mogę być dobrym sumieniem... Pomyśl o sobie. O swojej sytuacji. Potem spójrz na nich i zastanów się czy warto.

— Zawsze warto — warknął. — To moi przyjaciele Zabini i...

— Przyjaciele? — Powtórzył z rozbawieniem, a jego wzrok, jakby od niechcenia, padł na Rona. — Przyjaciele. — Powiedział jeszcze raz, a rudzielec nie wytrzymał jego wzroku i odwrócił głowę, na co czarnoskóry uśmiechnął się szerzej. Harry popatrzył najpierw Rona, potem n'a i miał przeczucie, że coś tu było nie tak… i że zaraz dowie się co takiego. — No, Roniu powiedz, jak zachowują się przyjaciele w Gryffindorze. — Uśmiechnął się niewinnie do rudzielca, który zapłonął czerwienią.

— O co chodzi? — zapytał Harry, a Gryfon nie podniósł do niego głowy. — Ron, o czym on mówi? — Powtórzył, a chłopak nie odpowiedział. — Zabini? — Spróbował, patrząc na Blaise’a. Czarnoskóry zawiesił się Harry’emu na ramieniu, uśmiechając się do Gryfonów.

— Chodź Potti — powiedział wyluzowany i dziwnie czymś usatysfakcjonowany. — Nie warto zadawać się z ludźmi ich pokroju. Tylko sobie problemów narobisz...

— To moi przyjaciele Zabini — warknął Harry, odrzucając jego rękę ze swojego ramienia. — I chcę wiedzieć, o co chodzi.

— Weasley założył się z Fineganem o to, czy przeżyjesz akcję w Departamencie Tajemnic. — Rozległ się jeszcze jeden głos i tym razem w wejściu stał Malfoy. Był sam. Harry wytrzeszczył na niego oczy, a potem zacisnął pięści, nie wierząc w to, co usłyszał. — A rudzielec przegrał zakład jak widać. — Dodał, jakby od niechcenia, a Harry spojrzał na Rona z szokiem. Hermiona i Ginny również odwróciły spojrzenia.

— Założyłeś się o moje życie? — zapytał zimno Harry, a rudzielec nadal stał, patrząc w buty. — O to, czy tam zginę?! — krzyknął, a Gryfon cofnął się o krok w tył. — O to, czy... sabotowałeś akcję?! — Weasley nie odpowiedział. — Ty...

— Chuju — podpowiedział mu Zabini, a Harry na początku nie zrozumiał, o co chodzi, ale po chwili załapał.

— Ty jebany chuju!

— Harry ja...

— Nie chodzi o zakład! Nie chodzi kurwa o mnie! Tylko o to , że przez twoją głupotę mogli nas tam pozabijać! Hermionę! Ginny! Neville’a! Lunę! mnie i ciebie!

— Zakon i tak by przyszedł na czas, więc… — Harry nie wytrzymał, wyjmując różdżkę.
 — Granger, twoja kolej —  Potter zamarł. Miał oczy pełne łez… A Malfoy w tej chwili wypowiadając nazwisko Hermiony sprawił, że pod Potterem ugięły się nogi. Było coś jeszcze? Dziewczyna zacisnęła dłonie w pieści i uparcie patrzyła w podłogę. Harry popatrzył na Malfoya… Jego sporjzenie było pełne odrazy. To tłumaczyło jego zachowanie dzisiejszego dnia. Ślizgon wiedział coś przez co jego odraza do postaci Hermiony była jeszcze większa… Tylko dlaczego to coś tyczyło się Pottera? —  Wolisz, żebym ja powiedział?
—  Malfoy, proszę…
—  Prosisz?! —  prychnął z wyraźnym rozbawieniem. —  Pottera proś.
—  Hermiona? O co chodzi? —  spytał, teraz Ron już nie miał znaczenia. Chodziło o Granger… I o to, co ona uczyniła. Panowała cisza, dziewczyna znów płakała, ale na Harrym nie robiło to wrażenia. Stali w ciszy, która najwyraźniej zirytowała Malfoya bo się odezwał.
—  Twoja szlama…
—  Byłam naiwna Harry —  przerwała szybko Malfoyowi i uniosła do Pottera załzawione oczy —  Ja nie wiedziałam. Dopiero tydzień temu… Sądziłam, że Wiktor może nam pomóc… Wiesz, przecież jaki był miły i uczynny… Ja nie wiedziałam. Przysięgam, że nie wiedziałam mówiąc mu o tym wszystkim.
—  Mówiąc o czym? Przerażasz mnie. Co się dzieje?

—  Pytał… o różne rzeczy. Między innymi o to jak się czujesz po stracie wujostwa, sądziłam, że to troska… — Tak było troska Ktuma była dziwna. Ale nadal nie rozumiał jaki to ma związek z nim samym.   —  ale potem dostałam wiadomość od ciebie o tym, że miałeś ataki. Voldemort skądś wiedział… Wiedział jak ci zaszkodzić i wykończyć psychicznie. Ja nie chciałam…—  Harry stał z otwartymi ustami. Czy ona własnie przyznała mu się do tego, że mówiła Krumowi o wszystkim tym o co ją zapytał?
—  Co mu jeszcze powiedziałaś?—  mówiac te słowa drżała mu ręka w której trzymał różdżkę. Już rozumiał co Hermiona spanikowana mu przekazywała. I nie wiedział co bardziej go bolało. To ,że Ron go sprzedał czy to iz Hermiona swobodnie wypowiedziała wszystkie ich sekrety Krumowi który...
—  W zasadzie wszystko. A Wiktor… przekazał to Sam Wiesz Komu.
—  Wy…!

— Jakiś problem? — Cichy i przenikliwy głos Severusa Snape’a sprawił, że Harry otrzeźwiał w ostatniej chwili przed wykrzyczenie im tego całego żalu jaki się w nim w tej chwili zebrał.

— Nie ma żadnego profesorze. Tylko rozmawiamy. — Malfoy odezwał się całkowicie opanowanym i wypranym z emocji głosem. W czasie, gdy to robił, Harry zabijał Rona w myślach a Hermionę rzucał na pastwę dzikich psów.

— Jesteś tego pewien Draco? — Snape spojrzał na Harry’ego, a potem na Gryfonów.

— Oczywiście — odparł chłopak, a Harry poczuł na swoich barkach po raz kolejny czyjeś ramię. Najpierw chciał krzyknąć lub po prostu powiedzieć "Malfoy co ty robisz?!", ale widząc czarną dłoń właściciela, wypuścił spokojnie powietrze. — Ja i Blaise właśnie odprowadzamy Pottera do jego dormitorium. Źle się czuje, a ja dbam o podopiecznych Slytherinu. — Wyjaśnił, kiedy nauczyciel wciąż im się przyglądał.

— Istotnie — mruknął Mistrz Eliksirów, obrzucił Gryfonów (i Harry’ego) pogardliwym spojrzeniem, a następnie odwrócił się, a jego szata zatrzepotała jak skrzydła nietoperza zanim zniknął za drzwiami Wielkiej Sali.

— Chodź Potter — powiedział Zabini. — Zemstę trzeba zaplanować — szepnął mu, kiedy Harry otwierał usta, by mu odpowiedzieć. Jednak po chwili przytaknął i poszedł z nim w stronę lochów.



Malfoy szedł kilka metrów przed nimi, nie zwracając uwagi na ani jednego Ślizgona. — Da się przywyknąć — oznajmił Zabini, zapewne domyślając się, co chodzi Harry’emu po głowie, kiedy spoglądał na blondyna. — Tylko trzeba na to trochę czasu. W końcu nie odczułem wrażenia, że on cię nienawidzi.

— Niby po czym tak stwierdziłeś? — zapytał Harry, a Blaise wzruszył ramionami.

— Gdyby tylko chciał, zostałbyś zniszczony zaraz po tym, jak odrzuciłeś go dla Weasleya. — Harry drgnął, słysząc te słowa, jednak bardziej niż słowa o zniszczeniu, zainteresowały go te ostatnie.



„Co by było, gdybym wtedy wybrał jego?” zapytał siebie Harry, patrząc na plecy Ślizgona idącego przed nim. „Co by było inne?”



— Słuchasz mnie w ogóle? — Zabini pomachał mu przed oczami, a Harry otrzeźwiał, patrząc na czarnoskórego

— Sorry — powiedział nieco nierozgarnięty. — Co mówiłeś?

— Nieważne. — Pokiwał głową chłopak i parsknął cicho. — Jeśli chcesz tu przeżyć, radziłbym ci zacząć od rozejmu.

— Chyba sobie kpisz. — Wyśmiał Ślizgona Potter. — Jak ty sobie to niby wyobrażasz?

— Nie chodzi o to, jak ja to widzę — odparł spokojnie chłopak. — Raczej o to, jak ty chcesz tutaj żyć bez tego.

— Tak jak teraz. Bo raczej nie sądzę, byśmy kiedykolwiek traktowali się w inny sposób. Nawet jeśli bym zawarł z nim pokój. To teraz jest już chyba maksymalnym etapem naszej znajomości. — Skrzywił się, wypowiadając nawet takie słowa.

— Jak uważasz — powiedział spokojnie. — I nie przejmuj się nimi to tylko Gryfoni.

— Skąd nagle zrobiłeś się taki miły? — mruknął, a chłopak po raz kolejny wzruszył ramionami.

— Jakoś tak. Mam dobry dzień. — Wyszczerzył zęby. — A jak ja mam dobry dzień, chcę, by wszyscy poza Gryfonami mieli dobry humor.

— Dziwny jesteś — stwierdził brunet, a czarnoskóry po raz kolejny się uśmiechnął.

— Jak wszyscy w tym domu. — Wskazał ręką pokój wspólny, do którego właśnie weszli. — Każdy tu jest jakimś dziwakiem. Ty też Potter. — Spojrzał na niego jednoznacznie, a Harry niestety musiał się z nim zgodzić. — Tu trafiają szaleńcy, a gdy wyjdą, stają się osobistościami. To trochę jak odwyk.

— Wszyscy są szaleni, tak?

— Wszyscy! Nie ma wyjątków.

— W takim razie, jakie szaleństwo ukrywa Dafne Greengrass? — zapytał, patrząc na blondynkę malującą paznokcie przy jednym ze stolików.

— Ma obsesję na punkcie Astorii i chce jej się cichaczem pozbyć — szepnął Zabini, a Harry spojrzał na niego ze zdziwieniem. Chłopak nie wyglądał jakby żartował.

— A Max? — zapytał widząc, blondyna, który właśnie rozmawiał o czymś z Malfoy’em.

— Jest moim współlokatorem, a tego jeszcze nie wiem... Jednak na pewno coś ma. — Harry zauważył, że Blaise w tym momencie go okłamał. Wypowiedział te słowa jakby wymijająco. Jakby wolał nie poruszać jakiegoś tematu.

— A Astoria?

— Ty sobie chyba jaja robisz — prychnął chłopak, kierując się do męskiego dormitoriów. — Widziałeś jej zachowanie? — zapytał, a Harry przytaknął już rozumiejąc.

— Nott?

— Wygląda na najbardziej normalnego prawda? — odpowiedział pytaniem, a Harry wzruszył ramionami. — Taaa... On i Malfoy to zagadki. Dwa świry się dobrały — prychnął. — Nie wiem, czy wiesz, ale znają się odkąd mieli po dwa lata. To bardzo długa i skomplikowana przyjaźń. — Przeciągnął ostatnie słowa.

— Skoro tak ich nie lubisz, to po co się z nimi zadajesz?

— Kto powiedział, że nie lubię? — Zdziwił się Zabini.

— Powiedziałeś to z taką niechęcią, że pomyślałem...

— Ty lepiej nie myśl. Od myślenia mamy Astorię, a w moim przypadku również Lauren oraz bliźniaczki . I niech tak lepiej zostanie, bo twój móżdżek Wybrańca się przegrzeje, a wtedy czeka nas zguba. — Zaśmiał się, stukając go dwa razy lekko z otwartej dłoni w głowę.

— Piłeś coś?

— Nie.

— Paliłeś?

— Nie.

— Wciągałeś?

— Nie!

— Wstrzykiwałe...

— Na Merlina nie! — krzyknął Zabili z uśmiechem. — Ale skoro o tym wspominasz, to może warto sobie odpocząć. To był ciężki dzień.

— Co masz na myśli? — zapytał Harry, a Blaise uśmiechnął się.

— Pijaninę. — Potter spojrzał na niego z otwartymi ustami. Czy on miał na myśli taką pijaninę, o jakiej myśli właśnie Harry? — Chyba nie powiesz, że nie znasz zasad? — zapytał, a Harry prychnął. Oczywiście, że znał tylko... w Gryffindorze nie mają takich rzeczy...

— I nikt nie ma nic przeciwko?

— Jeśli wiesz, kto lubi tego typu zabawy to nikt. — Uśmiechnął się chłopak, otwierając drzwi swojego dormitorium. — Chodź, zaraz zwołam ludzi. Wyglądasz jakbyś bardzo jej potrzebował. — Klepnął go po plecach i zawrócił. Potter rozejrzał się po pokoju, który po jednej stronie był idealnie zadbany i poukładany, a po drugiej obklejony różnorakimi szkicami i to nie tylko ubranymi portretami...

— To nie jest żaden z naszych. — Max, który właśnie wyszedł z łazienki, spojrzał na niego badawczym wzrokiem. —Poznałem gościa w Atlantic City kilka lat temu.

— Masz talent — powiedział Harry, patrząc na rysunki. — Pytasz się ich o pozowanie, czy sami przychodzą?

— To zależy — odparł chłopak. — Ze Ślizgonek brakuje mi jedynie Flory. — Pokazał na puste miejsce na ścianie. — Jak chcesz, ciebie również mogę narysować. — Harry spojrzał na niego zdziwiony.

— Może kiedy indziej. — Wymigał się.

— A tak z ciekawości. Co ty tu właściwie robisz? — zapytał chłopak, siadając na swoim łóżku w siadzie skrzyżnym. — Pomyliłeś dormitoria czy coś?

— Zabini mnie tu zaprosił. Mówił coś o pijaninie.

— Pijaninie? — powtórzył chłopak, krzywiąc się lekko. — Ale akurat tutaj? — Wskazał dormitorium. Harry wzruszył ramionami na znak swojej niewiedzy, a kiedy chłopak otwierał już usta, by coś powiedzieć, drzwi otworzyły się, a do pokoju weszło chyba z dwadzieścia osób. Harry większość kojarzył jedynie z widzenia. Nie było tu osób z ich szóstki (po za właścicielami dormitorium rzecz jasna), a osobę, którą Harry kojarzył tak bardziej, była Dafne.

— Maxxie! — ucieszył się Zabini — Daj towar!

— Serio muszę?

— Obiecałem im coś — powiedział poważnie chłopak, a blondyn zwlókł się z łóżka i wszedł do łazienki, a kiedy wrócił, przylewitował cztery skrzynie pełne butelek ognistej whisky i innych napoi. — Ludzie krzyknęli uradowani, a Zabini wyłączył większość świateł, włączając jakąś dziwną dudniącą muzykę, która sprawiała, że Harry’ego bolała głowa.



Po jakiejś godzinie prawie wszyscy byli nawaleni do tego stopnia, że wszystko im było jedno, kto z kim i co robi. Jedna siódmoklasistka miała aż pięciu adoratorów na raz. Powiedzenie jednak, że każdy miał kogoś do "zabawy" byłoby niedomówieniem, ponieważ Harry i Max wciąż siedzieli na łóżku tego drugiego i się przyglądali.



Blondyn nie wyglądał na zachwyconego z tego powodu, iż co druga dziewczyna podchodziła do niego i chciała mu zrobić dobrze. Każdą delikatnie spławiał mówiąc, że nie ma nastroju, na co chciały mu go poprawić… Otwartość niektórych dziewcząt była zadziwiająca, zachowywali się jakby to, że mają się przespać z pierwszym lepszym chłopakiem znajdującym się w tym pokoju była całkowicie normalna… Zabini chyba lubił te głupiutkie istotki, ponieważ wystarczyło kilka komplementów a te już garnęły się do niego jak ćmy do ognia. I Harry nie wiedział, czy to dobrze.



Kiedy Potter rozmawiał z Maxem o tym, kim chciałby zostać w przyszłości, do Harry’ego podeszła jedna dziewczyna. Starsza od Harry’ego o rok, Tracy Davis, która była dość  wysoką blondynką o mocno zielonych oczach i wystających kościach policzkowych. Położyła się na łóżku, patrząc zmęczonym wzrokiem w sufit. Obaj popatrzyli na dziewczynę z niezrozumieniem, ale i zdziwieniem, kiedy to zwróciła się do Harry’ego.



— Jesteś prawiczkiem Potter? — Uśmiechnęła się chłodno, przyglądając się Harry’emu, a po chwili parsknęła z rozbawieniem i przymknęła oczy, zakładając dłonie za głowę. Była mocno wstawiona — Jeśli dacie radę mnie zadowolić, możemy się zabawić w trójkę. — Max i Potter wymienili między sobą dziwne spojrzenia. A Potter przełknął ślinę. Wolałby tego nie robić, nawet jeśli proponuje to taka atrakcyjna dziewczyna, która naprawdę ma czym oddychać i się pochwalić.

— Wiesz Tracy to chyba nie jest dobry pomysł — powiedział Max, odwracając lekko speszony głowę na bok, a ona roześmiała się głośno.

— Boisz się, że Potter ma większego? — Otworzyła oczy i posłała mu sugestywne spojrzenie. A chłopak pokiwał głową zrezygnowany. — Zawsze można to zrobić po ciemku, nie będzie…



Drzwi nagle otworzyły się i wbiegł przez nie jakiś pierwszoroczniak z przerażoną miną. Wszyscy ucichli i spojrzeli na chłopaka, który brał głębokie wdechy, by wyrównać oddech. Najwyraźniej biegł dość długi odcinek lub tak szybko, że nie umiał, wziąć spokojnego wdechu.



— Lauren idzie! — wykrztusił, a wszyscy nagle zaczęli wstawać i w przypadku niektórych również ubierać. Tracy szybko zapięła szkolną koszulę, wstając i wbiegła do łazienki tak, jak kilka innych osób. Harry patrzył na wszystko ze zdziwieniem i niezrozumieniem. Dlaczego wszyscy się tak przestraszyli? Popatrzył na Blaise’a, który machnął różdżką, a wszystkie butelki (puste i pełne) zaczęły chować się w różnorakie miejsca pokoju. Tak jak osoby, które nie zdążyły zamknąć się w łazience. Kilka dziewczyn weszło pod łóżka, a dwie do szafy Maxa, mimo iż chłopak zdawał się chcieć je powstrzymać.



Zabini usiadł na podłodze, a na jego łóżku Dafne, która wyjęła z torebki lakier do paznokci i zaczęła je malować, mimo iż jej paznokcie były już pomalowane, co było dla Pottera najdziwniejsze. Pierwszoroczniak za niewerbalnym nakazem Blaise’a opuścił w spokoju dormitorium.



— O co chodzi? — zapytał Harry, ale nikt mu nie odpowiedział udając, że coś robi. Harry podniósł swoją butelkę, którą trzymał w dłoni i pociągnął lekko, a w chwili gdy to zrobił, drzwi otworzyły się i weszła przez nie dziewczyna, która na lekcji transmutacji, była tak samo zirytowana, jak McGonagall. „Czyli to jest Lauren” przeszło Harry’emu przez myśl, kiedy patrzył na brunetkę o azjatyckiej urodzie, a zaraz za nią wszedł Malfoy, który w sumie wyglądał na dość rozbawionego, kiedy jego wzrok padł na Dafne.



— Coś się stało? — spytał Max, a dziewczyna mu nie odpowiedziała, podchodząc do kominka, a Harry zauważył, że spod łóżka Blaise’a wystaje końcówka buta jakiejś dziewczyny. I chyba nie on jeden, bo Max jęknął cicho, a Malfoy uśmiechnął się odrobinę mocniej niż poprzednio. Dziewczyna za to przystanęła przy szafie, na której spał biały kot syjamski — którego Potter nawet nie zauważył — i coś mruknęła, na co zwierzę obudziło się i zeskoczyło z szafy prosto do jej dłoni. Dziewczyna odwróciła się i podeszła do Malfoya, który wciąż stał przy drzwiach.



— Rano chcę listę wszystkich, którzy tutaj są Zabini — mruknęła chłodno, otwierając drzwi. — Omiń kogoś, a dostaniesz taki szlaban, że przez tydzień będzie cię boleć krocze — oznajmiła spokojnie, następnie wychodząc z pomieszczenia tak, jak i Malfoy, zostawiając ich z otwartymi ustami. Harry nie umiał uwierzyć w to, że zauważyła ten szczegół. I chyba nie on jeden. Max również wyglądał na zszokowanego, a Zabini również i na złego.



— Jak ich zauważyłaś? — spytał Draco, gdy szli w stronę pokoju wspólnego. — Tego buta prawie nie było widać, a ty nawet nie spojrzałaś na podłogę. — Lauren uśmiechnęła się lekko.

— Nie widziałam buta — oznajmiła spokojnie. — Nad kominkiem jest lustro. Jedno spojrzenie na wasze wyrazy twarzy i wszystko stało się jasne. — Pogładziła kota po głowie, a chłopak uśmiechnął się sprytnie. — Dowiedz się, ile osób tam było.

— Nie sądzę, by Zabini chciał z tobą zadzierać.

— Przezorny zawsze ubezpieczony. Wolę mieć pewność, że nie wywinie żadnego numeru.

— Skoro tak wolisz — powiedział, zatrzymując się przy drzwiach swojego dormitorium. — Czasem mam wrażenie, że naprawdę zależy ci na spokoju w tym domu.

— Taka już moja rola — dziewczyna przystanęła — w końcu jestem prefektem naczelnym. Nie dam sobie wchodzić na głowę jakimś bezmózgom z wybujałą ambicją — mruknęła, odwracając się i skierowała się do wyjścia. Draco uśmiechnął się przelotnie, następnie otwierając drzwi do swojego dormitorium, w którym czekała na niego Hestia. 



— Tak na ogół kończą się te całe pijackie zabawy — odezwał się Max, patrząc po całej sypialni, skąd zaczęli wychodzić Ślizgoni. — Zabini mamy przerąbane.

— No co ty nie powiesz — warknął chłopak, wstając z ziemi i wyjął z szafy butelkę ognistej, następnie biorąc duży łyk i skrzywił się lekko. — Świętoszka — mruknął. — Ktoś powinien pozbyć się jej z tego stanowiska — powiedział zdenerwowany.

— Właściwie, kto powołał Lauren na funkcję prefekta naczelnego? — Dodał Max —  Jakoś sobie nie przypominam, żeby były jakieś wybory wśród prefektów po odejściu Weasleya. — kiedy to powiedział Tony Urquhart — siódmoroczny Ślizgon będący w zeszłym roku ścigającym i kapitanem drużyny Slytherinu — który jako ostatni opuszczał pomieszczenie, przystanął, odwracając się do nich.

— Gdyby zapytał o to Potter, to jeszcze by przeszło ale… Serio wy nic nie wiecie?! — zapytał zdziwiony, a Blaise, Max i Harry spojrzeli na chłopaka z niezrozumieniem. Chłopak pokiwał głową, po czym zamknął drzwi, opierając się o nie i westchnął. — Po skończeniu szkoły przez tego kretyna Weasleya, który był Prefektem Naczelnym, pojawił się problem z tą funkcją — zaczął wyjaśniać — początkowo stary Dumbledore chciał dać na to stanowisko Granger — tu zwrócił się do Harry’ego — jednak, jak wiadomo wszystkim, żaden Ślizgon, by się jej nie posłuchał ze względu na to, że jest Gryfonką i przemądrzałą szlamą. — Harry zmarszczył brwi, chyba wszyscy w tym domu mają takie samo zdanie na temat osób mugolskiego pochodzenia. — Snape to zaznaczył już przy rozmowie z Dropsem, więc została ona skreślona z listy natychmiastowo. W końcu Prefekta Naczelnego muszą słuchać się wszyscy. Kolejny był Boot, jednak on jest zbyt słaby i nikt nie brałby go na poważnie. Suzan Bones również. W końcu to Hufflepuff — parsknął rozbawiony. — Został więc Slytherin. Pierwszym kandydatem zasugerowanym przez Snape’a był oczywiście Draco, ale McGonagall wtrąciła się, że Malfoy nie nadaje się na to stanowisko ze względu na swą nietolerancyjność względem innych oraz rozpowszechnianie przez niego agresji Ślizgonów względem Gryffindoru. Większej głupoty nie słyszałem nigdy, ale ona przecież kłamie dla swoich Gryfiaków jak nie wiem — Pokiwał głową. — I tutaj pojawiło się pytanie, kto ma zostać Prefektem Naczelnym, skoro żaden z prefektów nie nadaje się na tą pozycję? Rozstrzygnęli to najbanalniejszym sposobem. Zwołali wszystkich prefektów i zapytali się, kto mógłby pełnić tą funkcję? Oczywiście każdy dom podał swojego kandydata spoza grupy należącej do prefektów. Z tego, co wiem Granger i Weasley zaproponowali ciebie. — Ponownie spojrzał na Harry’ego, a Zabini roześmiał się głośno, przez co Harry spiorunował go wzrokiem. — Jednak, kiedy Draco powiedział o Lauren większość i nauczycieli, i prefektów zareagowali, jakby nie mieli pojęcia, kto to jest — uśmiechnął się lekko — w sumie się nie dziwię. Lauren jest raczej osobą, która nigdy nie rzucała się w oczy i łatwo ją przeoczyć w różnorakich sytuacjach. Dlatego mamy małego ostrzegacza. — Harry przypomniał sobie chłopca, który poinformował ich o zbliżaniu się Lauren. — Jednak wracając do tematu, nauczyciele po chwili przypomnieli sobie o jej istnieniu i o tym, kim oraz jaka jest. Wzorowa uczennica, cicha i niewykazująca agresji w stosunku do kogokolwiek. No i przegłosowano, że ma ona zostać Prefektem Naczelnym — wziął wdech — ale odmówiła — oznajmił, a wszyscy popatrzyli na niego ze zdziwieniem.

— Jak odmówiła? Przecież nim jest.

— Zaczekaj. — Przerwał Maxowi Tony. — Jej urząd, to nie to samo co zwykły Prefekt Naczelny. — Pokiwał głową, a cała reszta zmarszczyła brwi, nic nie rozumiejąc. — Malfoy w sumie nieźle sobie to wszystko wymyślił... — parsknął rozbawiony — ponieważ nauczyciele nie mieli pojęcia, że Lauren jest, jeśli to możliwe, jeszcze bardziej nietolerancyjna względem rasy co Draco. Przez co Gryffindor miałby przerąbane na pełnej mecie i w sumie ma. Lauren odmówiła urzędu Prefekta Naczelnego, twierdząc, że ma ona za mało kompetencji. A Aquilina bardzo lubi mieć władzę i kontrolę. Czego nauczyciele również nie wiedzieli. Dlatego, kiedy Dumbledore zaproponował jej ponownie to stanowisko z dodatkową pula przywilejów równych do tego co wolno nauczycielom, dziewczyna nie mogła się nie zgodzić. Tak więc dzięki Draco mamy te cyrki. Gdyby nie on, wszystko byłoby po staremu — Westchnął, siadając na podłodze. — Ale chociaż Gryffindorowi nieźle się obrywa. — Uśmiechnął się lekko. — Rano, na przykład, widziałem dwie całujące się szlamy. Tak nawiasem mówiąc odrażający widok, ten chłopak chciał ją chyba zjeść — skrzywił się — oczywiście nie dostrzegli Lauren, choć nawet jakby, to pewnie by się nią nie przejęli i to był ich największy błąd. — Parsknął. — Natychmiast oberwali z zaklęcia, które ich rozłączyło i otrzymali minus dwadzieścia punktów od osoby. Jeszcze, gdyby tego było mało, dostali dwutygodniowy szlaban u Filtcha. To wszystko za głupie całowanie. Wyobraźcie sobie, więc co by było gdyby te… istoty robiły coś o wiele gorszego.

— Wolę sobie tego nie wyobrażać — mruknął Blaise, siadając na swoim łóżku. — Czyli Draco nas wkopał… Szkoda tylko, że my im nie możemy nic zrobić w odwecie, westchnął z rezygnacją. A potem podniósł wzrok do chłopaka. — Ty nie jesteś przypadkiem z nią zaręczony? — zapytał, a chłopak przejechał dłonią po karku.

— Czułem, że o to zapytasz — oznajmił, uśmiechając się lekko. — Tak… Na razie tak.

— Co to znaczy na razie? — spytał Max, a Harry patrzył na starszego chłopaka zdziwiony, jakoś dziwnie było słyszeć od siedemnastolatka, że jest już z kimś zaręczony.

— Lauren miała już kilku narzeczonych. Kto wie, kiedy ja odpadnę — wzruszył ramionami — jej słowo jest dla jej ojca święte. A zrywanie zaręczyn jest już po prostu u niej na porządku dziennym. W końcu ja jestem już dziesiątym kandydatem.

— Którym?! — Cała trójka spojrzała na niego z szokiem.

— Dziesiątym — powtórzył. — Dobra, ja spadam, bo jak się na nią natknę, będę musiał odsiadywać dodatkowy szlaban. — Wstał i chwycił klamkę.

— Pomóż mi zrzucić ją ze stanowiska — powiedział nagle Blaise, a chłopak odwrócił się do niego, spoglądając na czarnoskórego ze zdziwieniem. Zresztą nie tylko on. Harry i Max również tak patrzyli. — Jak straci władzę, łatwo będzie nią kierować. Nie będzie mogła używać gróźb ani ci odmawiać bez prawdziwego powodu. Czy to nie jest propozycja warta zastanowienia?

— Gdybym powiedział nie, byłbym idiotą — odparł starszy Ślizgon, a Zabini uśmiechnął się szeroko.



Harry dosłyszał jak Max szepnął, że nic dobrego z tego nie wyniknie. Jednak on miał co do tego trochę inne podejście. Może nie znał Lauren, ale z tego, co zobaczył oraz usłyszał, wywnioskował, że Blaise ma rację. Trzeba ją obalić z tronu. Wtedy wszyscy sobie odpoczną i będą mogli robić co chcą.



— Bądź jutro na boisku o szesnastej. Uzgodnimy szczegóły — poinformował go Blaise, kiedy tamten opuszczał dormitorium, a zaraz po tym jak drzwi się zamknęły, Zabini padł na łóżko, uśmiechając się od ucha do ucha. — Skończę to raz na zawsze — zaśmiał się — żadnych zakazów, kurwa! Nareszcie! A wy mi w tym pomożecie. — Zwrócił się do Pottera, kiedy ten stał już przy drzwiach. Harry przytaknął i wyszedł z dormitorium, kierując się do swojego.



— Jesteś idiotą Potter. — Harry stanął, spoglądając na dziewczynę opierającą się o ścianę tuż przy pokoju Malfoya i która najwyraźniej o czymś wcześniej rozmawiała z Theodorem stojącym tuż naprzeciwko niej i który chwilowo na niego spojrzał.

— Mówiłaś do mnie? — zapytał, a Flora nie odpowiedziała, odchodząc od ściany i skierowała się razem ze Ślizgonem do wyjścia z męskiej części Slytherinu. Harry odprowadził ich wzrokiem, po czym wszedł do swojego pokoju. Nawet przez myśl mu nie przeszło, że ta dwójka słyszała każde słowo, które wypowiedzieli.




Tekst poprawiła :Roxanne


3 komentarze:

  1. Nareszcie! Nareszcie! Nareszcie! Już myślałam, że będę czekała na notkę przez jeszcze dłuższy czas. Pomyliłam się. I dobrze. Wróciłaś z notką na W i zapewne z nowymi pomysłami..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak. Wróciłam. Przepraszam że tak długo musiałaś/musieliście czekać ale czekałam na odpowiedź bety przez pewien czas i termin się nieco opóźnił. Jednak od dziś postaram się dodawać notki regularnie i mam nadzieję, że tekst się spodoba ;)
      Pozdrawiam
      Dorothy

      Usuń
  2. To znów ją. Tak się zastanawiam, kiedy następną notka... No bo jak powiesz że za miesiąc to powieszę. Się nią pasku
    zadań Windowsa!

    OdpowiedzUsuń