środa, 13 stycznia 2016

9. Traktowanie ludzi przedmiotowo to zbrodnia równa zabójstwu

"Im więcej w człowieku zła, tym bardziej musimy go kochać"~ Mikołaj Gogol



Mimo późnej pory Alex nie spał, więc kiedy Harry wrócił do dormitorium zobaczył go wpatrującego się  bezsensownie w sufit. Nie miał na sobie makijażu i  przebrany był w piżamę, przez co wyglądał trochę bardziej jak chłopak, ale tylko odrobinę, ponieważ w dalszym ciągu był uwięziony w ciele dziewczyny. Harry czuł się dość dziwnie, kiedy na niego patrzył, ponieważ co chwila zapominał, że ta atrakcyjna blondynka to tak naprawdę jego współlokator… chłopak!



— Gdzie byłeś? — zapytał, kiedy Harry wyjął piżamę z szafy i skierował się do łazienki z zamiarem umycia się.

— Obchodzi cię to? — odpowiedział pytaniem, a chłopak w odpowiedzi jedynie wzruszył ramionami.

— Jeśli jest to ciekawe, to czemu nie? — Potter zastanowił się przez chwilę. W sumie to nie widział nic złego w tym aby odpowiedzieć na jego pytanie. W końcu jutro zapewne wszyscy będą wiedzieć o tym co wydarzyło się w jednym z dormitoriów.

— U Zabiniego i Maxa.

— Czyli na pijaninie — stwierdziła... stwierdził blondyn. A Harry przytaknął, otwierając drzwi łazienki. — Draco czy Lauren wam ją przerwali? — zapytał nagle, a Potter odwrócił wzrok w jego kierunku zdziwiony tym nagłym pytaniem. Szczerze mówiąc nie spodziewał się tego po kimś kto dopiero co trafił do Slytherinu... Ba! Do tej szkoły!  Nie sądził, że jest tak dobrze obeznany w tym co dzieje się w domu węża.

— Oboje. — Alex uśmiechnął się bez powodu. — A potem Zabini stwierdził, że chce się pozbyć Lauren ze stanowiska prefekta naczelnego — dodał, chcąc podtrzymać rozmowę, a Seijuuro okazał zainteresowanie.

— Nawalił się czy jak? — Zaśmiał się, ale widząc minę Harry’ego spoważniał. — Też jestem tutaj nowy, ale widziałem, jak dokopała tym czerwonym dzisiaj przed Eliksirami. — Potter zamrugał, nie bardzo rozumiejąc. Również był na Eliksirach, jednak żadnej takiej sytuacji przed rozpoczęciem zajęć nie dostrzegł. — Gdyby nie ona, tamci dwaj by się pewnie pobili. — ziewnął i na niego spojrzał — Sądzę, że gdyby jej zabrakło, wszystko zaczęłoby się walić, dlatego też szkoda mi jej. — Pokiwał głową. — Mówisz, że Draco tam był, hmm? — zagadnął, a Harry powoli przytaknął wciąż zastanawiając się nad tym co Alex powiedział. — Czyli jego też pewnie zechcą się pozbyć — stwierdził oczywistym tonem.

— Dlaczego?

— Bo Lauren i Draco są do siebie dosyć podobni. Chociaż Malfoy raczej nigdy nie będzie traktował Lauren w taki sposób, jaki większość oczekuje. Ona zresztą też nie. A dla niego ważna jest tylko jedna dziewczyna, o ile taka istnieje. — Wzruszył ramionami, a Harry zastanowił się przez chwilę.

— Hestia, mam rację?

— Na ten moment masz. — Uśmiechnął się delikatnie i popatrzył na swoje paznokcie, które — o zgrozo! — pomalowane były na różowo. — Chociaż nie wiadomo, jak to będzie wyglądało za kilka tygodni… Ostatnio ciągle się kłócą — rzucił jakby od niechcenia, a Potter zdziwił się tym.

— Jakoś tego nie zauważyłem — mruknął.

— Przecież nie są parą na pokaz — zaśmiał się lekko — kłótnie i tym podobne załatwiają bez publiki, tylko między sobą. Przecież to normalne.

— Nic w tym domu nie jest normalne — oznajmił Potter nieco chłodniej niż chciał. Blondyn wzruszył jedynie ramionami.

— Według mnie jest całkiem miło — oznajmił uprzejmie. — Jedynie Nott i Carrow mi tutaj przeszkadzają — dodał chłodno i już nie tak uroczo, jak zwykł się odzywać, a Harry spojrzał na niego z zastanowieniem. Przed wejściem do dormitorium spotkał tą dwójkę…

— Dlaczego ci wadzą? — spytał, siadając na swoim łóżku, a chłopak po raz kolejny wzruszył ramionami. Potterowi wydawało się nawet, że Alex może ma jakiś tik nerwowy ponieważ co chwila powtarzał ten ruch.

— Nie lubię ich… — mruknął wymijająco. — Ta dziewczyna jest przerażająca, a razem z Nottem są naprawdę straszni. Jeśli jedno z nich cię nie znosi, nie będziesz miał lekkiego życia Potter. Wiem coś o tym. — Położył się, znów patrząc w sufit.

— Któreś z nich…?

— Flora mnie nienawidzi — rzucił sucho. — Ale sama jest sobie winna… — zamilkł na chwilę i westchnął —  A przynajmniej z tego, co mówił mi Max.

— Co to znaczy?

— Zniszczyła psychikę Mosby'ego — powiedział pustym, wypranym z emocji głosem. — Nie wiem jak… ale skoro Max wolał zrobić coś tak bardzo odmiennego od jego przekonań, zamiast spojrzeć w jej oczy, musiała zrobić coś strasznego…— parsknął cicho — Potem z Maxem się zakumplowaliśmy… a Carrow chce mnie zabić. Tak w skrócie mówiąc — oznajmił i przetarł nadgarstkiem oczy.

— Czyli naprawdę jest tak okropna. — mruknął cicho do siebie Potter, przypominając sobie słowa pani Malfoy.

— Sądzisz, że dlaczego ludzie jej unikają? — zagadnął blondyn, który zdawał się być rozbawiony stwierdzeniem Harry' ego. — Jest zamknięta w sobie, zimna i wstrętna… Królowa lodu, jak zwykłem słyszeć. Aż dziwne, że Nott umie z nią przebywać jak z normalnym człowiekiem. To musi być bardzo dziwna znajomość. — Zaśmiał się lekko, a Potter zainteresował się tym tematem. Im więcej o nich wie, tym większą ilość ich słabych punktów może poznać i wykorzystać przeciwko nim, jeśli ci będą chcieli kiedykolwiek zaszkodzić jemu lub komukolwiek innemu. Będzie wiedział jak ich unieszkodliwić. — Nott może jest cichy, oschły i często irytujący, ale w przeciwieństwie do Carrow potrafi czuć. Ona wyzbyła się tego lata temu, każdy ci to powie. Flora Carrow to nieumiejąca czuć zimna suka, która nawet własną siostrę traktuje jak obcego człowieka. — Pokiwał głową, a przez umysł Harry’ego, mimo uprzedzeń do jej osoby, przeszła myśl, że jeśli wszyscy mają o niej takie samo zdanie, to Carrow musi być naprawdę samotną osobą.



Rano na śniadaniu nie było ani Malfoya, ani Greengrass. Nott nie odpowiadał, kiedy się o nich zapytano, co mówiło samo za siebie, że wie, gdzie znajdują się Ślizgoni. Harry kiedy widział Rona, miał ochotę go zabić, wskrzesić i zabić jeszcze kilka razy. Za to Zabini został sam. Najwyraźniej nikt nie chciał się z nim pojawiać, kiedy jest on obserwowany przez prefekt naczelną.



Podczas Obrony Przed Czarną Magią Snape po raz pierwszy w jego życiu mu nie docinał ani nie piorunował wzrokiem. Za to i jego, jak i kilku przed nim, zainteresował fakt, iż dwójka jego wychowanków jest nieobecna na zajęciach. Nott i jemu nie odpowiedział. Za to kiedy Snape zapytał resztę klasy o to, czy ktoś wie, gdzie podziewają się nieobecni Ślizgoni, Neville wydukał, że widział ich przed śniadaniem gdzieś koło jeziora, ale Snape nie uwierzył mu i odjął Gryffindorowi pięć punktów. Co w sumie w chwili obecnej Potterowi nie przeszkadzało tak jak kiedy był w Gryffindorze. Bo był w domu pupulków Snapea, i niezależnie od tego co zrobi. Severus nie odejmie mu punktów.



— Ja chyba wiem, gdzie są — powiedział Max, kiedy wyszli z klasy, a Alex i Harry spojrzeli na niego z zaciekawieniem. — Na miejscu — odpowiedział spokojnie. — Wszyscy ich będą teraz szukać, a oni siedzą w waszym dormitorium, prawda Theo? — zapytał Mosby, kiedy Nott również opuścił klasę, a ten spojrzał na niego bez wyrazu i odszedł w stronę sali Transmutacji, którą mieli po dzwonku zaczynać. — McGonagall da nam popalić za te nieobecności. — Skrzywił się.

— Więc sprawdźmy, czy tam są — zaproponował Harry, a reszta na niego spojrzała co najmniej dziwnie. — No co?

— Martwisz się o nich? — zapytał Alex, a Potter zaśmiał się krótko.

— Nie chcę kazań od McGonagall — wyjaśnił, a oni przytaknęli, popierając go. Raczej nikt nie chciał wysłuchiwać tego jak to w tym wieku się obijają zupełnie nie myśląc ani o swoich obowiązkach ani o przyszłości.— To jak? Idziecie?

— W sumie ja i tak nie mam nic do roboty — powiedział po chwili Max (który nie uczęszczał na zajęcia Transmutacji) , a Alex również go poparł. Jednak, kiedy tylko wyszli za pierwszy zakręt, wpadli na osobę, której Harry nie chciał widzieć już nigdy w życiu.



— Weasley — mruknął, a Ron spojrzał na niego z szokiem. Głos, jakim Harry wypowiedział to słowo, był pełen jadu i odrazy do osoby, której dotyczyło. Sam Harry nie wiedział, że umie zwrócić się do kogokolwiek z taką wrogością… W tej chwili wydawało mu się, że nawet do Voldemorta nie odzywał się z taką nienawiścią.

— Hej Harry — wybełkotał chłopak, rozglądając się za jakimś wsparciem, jednak niestety był tu jedynym Gryfonem.

— Widzimy się potem— powiedział Max klepiąc go po plecach, a zaraz potem pociągnął Alexa za sobą, kierując się w kierunku dziedzińca.

— Co tu robisz? Miałeś teraz Zaklęcia, a to po drugiej stronie zamku — wytknął rudzielcowi, piorunując go wzrokiem. Chłopak przygryzł dolną wargę i dopiero po chwili zastanowienia się odezwał.

— Chciałem cię przeprosić — powiedział cicho i spojrzał w podłogę. — I to nie tak, że sabotowałem akcję, tylko... — zaciął się na chwilę — wiedziałem, że Zakon i tak się zjawi, bo Ginny zawiadomiła tatę, więc…

— Nie chcę słuchać twoich wyjaśnień — warknął Potter, wymijając go.

— Harry! — krzyknął rudzielec za nim. — Przeprosiłem! O co ci chodzi!? — spytał, a Potter zatrzymał się, zaciskając dłonie w pięści.

— O co chodzi? — powtórzył i odwrócił się do niego, a Gryfon zdębiał, widząc chęć mordu w oczach Wybrańca. — Ty się kurwa jeszcze pytasz, o co chodzi?! — wrzasnął. — To przez twoją głupotę i zwłokę zginął Syriusz! — Oczy Harry’ego błysnęły. — Nie przez Śmierciożerców! Nie przez Bellatrix! Tylko przez ciebie!

— To nie zmieniłoby jego sytuacji. Jego kuzynka jest nieobliczalna i ty to wiesz! — odkrzyczał Gryfon. —Ona go zabiła, więc nie zwalaj na mnie jego śmierci! Po prostu był w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze!

— A był w tym miejscu i o tym czasie, ponieważ chciałeś wygrać jakiś pieprzony zakład! — syknął. — Nie chcę cię znać! — Ponownie odwrócił się i zaczął kierować się do wyjścia z zamku. Miał tego dość. Miał wszystkiego dość.

— A Malfoy to co? — To pytanie zamieszało Potterowi w głowie. Znów zatrzymał się, jednak nie odwrócił. Nierozumiał jego słów. — Nagle wielcy przyjaciele!

— Co ty pierdolisz? — zapytał, a Gryfon roześmiał się.

— Nie udawaj! Dobrze wiesz, o czym mówię. W te wakacje się z nim skumplowałeś, prawda? — syknął, a Harry spojrzał na niego jak na ostatniego kretyna. — A może już masz Mroczny Znak na przedramieniu, co?!

— Chyba cię pogięło!

— Pogięło to ciebie Potter! Spójrz na siebie! Jak ty wyglądasz?! Jak oni! Jak wszyscy Ślizgoni i Śmierciożercy!

— Już wolałbym być Śmierciożercą niż kimś takim jak ty — syknął Harry, odwracając się i odszedł. To, czego nauczyła go pani Malfoy, dawało mu pewnego rodzaju przewagę. Przeciwnikowi na początku może się zdawać, że stchórzyłeś, ale dopiero po czasie uświadamia sobie, że to tylko cisza przed burzą. — Pożałujesz Ron — powiedział złowrogo. — Pożałujesz, że się urodziłeś. — Uśmiechnął się do siebie i wyszedł na błonia, ale gdyby się odwrócił, zobaczyłby, że przy wejściu na nie, o kamienny mur szkoły, stoi oparta Flora Carrow, która wyjęła właśnie z ust papierosa i wypuściła szaroniebieski dym z ust, po czym machnęła na kruka siedzącego na gałęzi jakiegoś krzaka, który po sekundzie znikł w czarnym dymie. A sama odrzuciła peta, przydeptując go butem i zabrała swoją torebkę z ziemi, wchodząc do zamku, bo dzwon na kolejną lekcję właśnie zabił.



Harry był wściekły. Chciał bić, uderzać, wysadzać w powietrze! Chciał krzyczeć i wyrywać włosy. Chciał się na czymś wyładować, na czymś bądź na kimś. Jednak, mimo iż chciał tyle rzeczy, nie zrobił ani jednej z nich. Zamiast tego stanął jak wryty, widząc Malfoya i Greengrass siedzących na moście przy jeziorze. "Neville mówił prawdę" przeszło mu przez myśl i szybko pogrzebał w torbie, wyjmując z niej pelerynę niewidkę, a następnie podszedł do dwójki Ślizgonów. Nie wyglądali na przeczuwających obecność Harry’ego, ale nie wyglądali również jak oni. Byli jacyś dziwni. Tacy normalni?



— ... Nadal jesteś zła o Pottera? — zapytał chłopak, sucho patrząc w taflę jeziora.

—  Nie jestem zła. Tylko twierdzę, że nie powinieneś mścić się przez niego na Weasleyu. Może i masz rację z tym, że ta ruda kanalia zasłużyła na karę ale tutaj najwięcej cierpi Potter. To, że jesteś na niego zły z powodu odrzucenia go dla tego biedaka nie sprawia, że masz mu do końca życia to wypominać.—  Blondyn uśmiechnął się w sposób, jakiego Harry jeszcze u niego nie widział. Ten uśmiech był... szczery?

— Przeszło mi. — Dziewczyna drgnęła wyraźnie. — Coś nie tak?

— Nie — powiedziała delikatnie i uśmiechnęła się tak, jak zwykła do Harry’ego.

— Wzdrygnęłaś się. — Dziewczyna prychnęła.

— W twoich snach — odpyskowała, a Malfoy znów się uśmiechnął. — Po prosu się zdziwiłam.

— Niby czym?

— Ponoć go nie znosisz i nie lubisz podejmować tematu z nim związanego, a jednak bez problemu przyznałeś, że złość ci przeszła — oznajmiła spokojnie. — To trochę dziwne zachowanie. Zważając na to, że twoja matka…

— Nie możemy się pozabijać, więc niestety musimy siebie znosić — przerwał jej Malfoy, przeczesując szybkim ruchem włosy palcami, jakby był zdenerwowany. — Chociaż możliwe, że kiedyś przez przypadek zostanie uduszony w trakcie snu przez jakąś napaloną dziewuchę. — Dziewczyna zachichotała. Harry usiadł na podłodze, kawałek od nich, zakrywając się szczelniej peleryną i na nich spojrzał. Był ciekaw, czego jeszcze może się tu dowiedzieć. — Naprawdę, ja rozumiem wiele rzeczy, ale żeby być prawiczkiem w tym wieku?

— Skąd to wiesz?

— Od Tracy — rzucił sucho, a Harry zapłonął czerwienią, przypominając sobie Ślizgonkę z pijaniny u Zabiniego. — Zresztą mało prawdopodobne, żeby coś tam miał.

— Dlaczego tak sądzisz? — zapytała, a następnie oboje parsknęli śmiechem.  

— Pomyśl. Gdyby miał, Chang tak szybko by go nie zostawiła.

— Możliwe…— uśmiechnęła się chłodno — Ale skoro to mówisz, to znaczy, że plotki na twój temat są mocno przesadzone — stwierdziła, a Harry ją poparł.

— Mówisz? — zapytał od niechcenia, a dziewczyna pokiwała głową. — A jakieś konkrety?

— Mówią — przeciągnęła — że pieprzysz się z każdą chętną, chcąc się wyżyć na kimś za wszystko, co ci się przytrafia... że jesteś tak dobry w łóżku, że dziewczyny dochodzą nawet po pięć razy podczas jednego stosunku... Niektórzy twierdzą, że używasz przemocy... a inni, że jesteś delikatny... Hmm, ach tak, i jeszcze słyszałam od kilku dziewczyn, że seks z niegrzecznym chłopcem jest teraz najbardziej na topie.

— Niegrzecznym? — zapytał z uśmiechem. — Nie wiem, czy bycie wrednym i denerwowanie Gryfonów można nazwać niegrzecznym.

— Nie mówię o tym — powiedziała spokojnie. — Sugerują raczej coś, co "Na pewno masz!" — zapiszczała jak jedna z fanek Malfoya — na lewej ręce. — Oboje prychnęli. — Ach, no tak, zapomniałabym — powiedziała po chwili. — I oczywiście paplają o tym, jak to świetnie całujesz. — Przewróciła oczami.

— Coś sugerujesz? — mruknął, przyglądając jej się.

— Przecież wiesz, że nie — powiedziała spokojnie.

— I na tym skończmy — powiedział, spoglądając na brzeg, gdzie i Harry dostrzegł jakąś dwójkę Gryfonów. Musiała być już przerwa.

— Zgoda. Mi to nie przeszkadza — oznajmiła, a chłopak uśmiechnął się lekko. — Nie sądziłam, że tak trudno jest przyjaźnić się z chłopakiem — wyznała w pewnej chwili, a Malfoy uśmiechnął się krzywo.

— Wyobraź sobie więc taką Złotą Trójcę — zaakcentował z ironią ostatnie słowa. — Rudzielec, Bliznowaty i tylko jedna szlama.

— Potter zdaje się woleć tą rudą sukę — dopomniała Astoria, a Harry spiorunował ich wzrokiem.

— On naprawdę jest ślepy, że nie widzi tego, co się dzieje? — zapytał, a Harry zamrugał. Nie rozumiał, o co mu chodzi. — Przecież ta ruda kupa kłaków puszcza się z każdym jak ostatnia kurwa. Nawet Pansy nie zmienia tak często partnerów.

— Miłość — westchnęła zrezygnowana dziewczyna, a blondyn zaśmiał się dźwięcznie. — Powiedziałeś kiedyś "kocham" nie w odniesieniu do Cassy? — zapytała cicho.

— Nie — odparł, odwracając wzrok. — Jednak ja nie jestem do takich rozmów As. — Ziewnął. — Lepiej porozmawiaj z Maxem. Ja jestem tylko sukinsynem .

— Mocno siebie nazywasz. — Chłopak zaśmiał się lekko.

— Tak nazywają mnie Gryfoni. — Uśmiechnął się blado. — I szczerze mówiąc, nie przeszkadza mi to aż tak bardzo, jak to okazuję.

— Dla Cassy nigdy nim nie będziesz. — Uśmiechnęła się, a jej oczy zabłysły. — Pisała?

— Wczoraj — powiedział ciszej, a jego głos zmienił się nieco, był jakiś przygaszony. — Wuj też — dodał, siadając i spojrzał w taflę jeziora. — Nic nie wspominała, ale wiem, że jest z nią źle. Muszę się pospieszyć.

— Draco on...

— Moje wujostwo się nią teraz zajmuje — powiedział nagle, a ona przytaknęła. Harry przeraził się. Wujostwo? Ma na myśli Lestrange'ów?

— W końcu nie widzieli was od lat — szepnęła, a on nawet na nią nie spojrzał. — To normalne, że się stęsknili.

— Może masz rację — mruknął. — Strasznie się o nią martwią, co w zasadzie jest dość dziwne — dodał, jakby sobie dopiero przypomniał.

— Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się po nich tyle życia. Ludzie po Azkabanie zwykli być odchodzącymi od zmysłów i ledwo żyjącymi ludźmi. Wrakami. Za to oni? Jakby stanęli w czasie.

— Sam czułem się przy nich starszy niż jestem. — Poparł ją, a dziewczyna zaśmiała się dźwięcznie.— Zabawne, prawda?

— Co takiego? — zapytała, patrząc na profil chłopaka z zaciekawieniem.

— Tyle lat blisko siebie, a jednak osobno... Tyle czasu w zamknięciu, tyle lat bez światła i powiewu wiatru... Notorycznie znikające bądź wysysane wspomnienia... A jednak kiedy wyszli, wciąż są zakochanymi w sobie bez granic szaleńcami, oddanymi w swoich przekonaniach nawet bardziej niż przedtem. Dorosłymi ludźmi a jednak wciąż tak dziecinnymi.

— Miłość...

— To pojęcie względne — stwierdził, wstając, a ona na niego spojrzała po raz kolejny, jednak jej oczy błysnęły. Harry widział w nich pewnego rodzaju żal i smutek, który sprawił, że cała jego złość na Rona i otaczający go świat minęła. Teraz myślał tylko o niej. I jej oczach wpatrzonych w blondyna, który również patrzył jej w oczy, ale tylko przez kilka sekund. Potem spojrzał w stronę jeziora. — Chciałaś ode mnie szczerości zawsze i wszędzie... — Odwrócił się na pięcie. — Postawiłaś na złą kartę Astorio... — przerwał na chwilę i stanął — nie sądzę, bym kiedykolwiek poczuł do ciebie coś, chociażby w procencie przypominającego miłość taką, jakiej oczekujesz — zakończył po chwili przerwy. Dziewczyna wytrzeszczyła na niego oczy, gdy on szedł już w kierunku szkoły. Harry popatrzył na smutną twarz dziewczyny i jej oczy, z których popłynęło kilka łez. Odwróciła głowę, patrząc na jezioro, a następnie chwyciła do ręki jakiś płaski kamień, który leżał na moście i rzuciła go mocno do wody, wydobywając z siebie cichy dźwięk szlochu. Potem opuściła niżej głowę, a jej włosy zakryły twarz. Potter chciał się wycofać, ale po chwili po prostu zdjął pelerynę i udał, że dopiero co przyszedł.



Usiadł obok, gdzie wcześniej siadł Malfoy i spojrzał na kręgi, które wciąż tworzyły nowe po wrzuceniu kamienia.

— Czego chcesz? — zapytała chłodno, ocierając oczy. — Ponabijać się ze mnie?! — warknęła, a Harry pokiwał przecząco głową.

— Zrozumieć — odparł. — Chcę zrozumieć Slytherin i was. Wasze zachowania i zwyczaje — wyjaśnił, widząc jej zdziwiony wzrok. Brunetka spojrzała na jezioro, a jej twarz, mimo iż przybrała ponownie znudzony wyraz, nadal była smutna.

— Ciesz się, że nie jesteś arystokratą ani czystokrwistym członkiem Slytherinu — szepnęła, a Harry spojrzał na nią z niezrozumieniem. Zawsze sądził, że Ślizgoni są dumni z tego, kim są i gdzie należą. — Tutaj nie ma życia Potter. — Westchnęła. — Nikt nie robi tego, co chce, nawet jeśli na to wygląda. Tu wszystko jest zaplanowane i to niekoniecznie przez nas. — Pokiwała głową. — Nie ma tu dobra... — Przerwała na pewną chwilę, a Harry nie zrozumiał. Jak to? Nie ma?

— Wszędzie jest jakieś dobro. Nawet w Slytherinie — dopomniał, a ona uśmiechnęła się z ironią.

— Czasem zdarzy się w wyjątkowych odobach, ale to stosunkowo mała liczba Potter. My jesteśmy wychowani na żelaznych zasadach. Nie istnieje dla coś takiego... nie jest nam pisane. — Odwróciła wzrok. — My istniejemy tylko po to, by robić to, co do nas należy.

— Co to znaczy? — zapytał, kiedy zapadła kilkusekundowa cisza. Po tym pytaniu była jeszcze dłuższa.

— Arystokracja przemija P... Harry. — Poprawiła się. — Jesteśmy jedynie aktorami. Umiemy udawać, że wszystko jest piękne i w porządku. Potrafimy upozorować wspaniałe życie arystokratów i dzieciaków czystej krwi, a w rzeczywistości każdy z nas jest jedynie zagubionym dzieckiem. Jesteś w gnieździe węży Harry i radziłabym ci... — spojrzała na niego z jakimś błyskiem w oczach — się stąd wydostać w szybki i w miarę bezpieczny sposób. Nie chcesz ich mieć za wrogów.

— Już mam. — Dziewczyna pokiwała głową.

— To jest niczym w porównaniu z tym, co się może stać...

— Nie wiecie, czym jest miłość i przyjaźń? — zapytał, przerywając jej, a dziewczyna zamarła przez moment. — Nie czujecie szczęścia czy miłego ciepła, kiedy ktoś bliski jest przy was?

— ... Nie — szepnęła ledwo słyszalnie. — Nie doznajemy czegoś takiego. Szczęście jest przeznaczone dla ludzi słabych... głupich i... brudnych. — Zapadła cisza. Harry nie wiedział, co jej powiedzieć po tych słowach, które nim tak wstrząsnęły. Ludzie, którzy im to wmówili, powinni się smażyć w piekle.

— Nie masz miłych wspomnień? Czegoś, co sprawia ci radość? — zapytał po chwili.— Przecież to jest dobro.

— Zbliża się wojna... radości nie ma.

— Nie pytam o przyszłość. — Zirytował się. — Pytam o przeszłość. — Po tych słowach opuściła głowę. — O to, co było kiedyś. Jak byłaś młodsza.

— Nie ma potrzeby zawracać sobie tym głowy. Dzień teraźniejszy wystarcza mi nadto — mruknęła.

— Greengrass — warknął. — Zastanów się. Z pewnością jest coś, co pamiętasz!

— Cóż... Jest kilka miłych chwil, które zapamiętałam, jednak... są przeszłością. Czymś, co się już nigdy nie powtórzy.

— I co z tego? — zapytał zdziwionym głosem. — Przecież gdy jest ci ciężko, możesz pomyśleć o tych wspomnieniach, by było ci lżej.

— Gdy jest ciężko trzeba znaleźć rozwiązanie, a nie chować się w fantazjach — odparła, rzucając kamień do wody.

— Na rozwiązania przyjdzie czas.

— Nie ma czasu. Czas przemija... my przemijamy i z każdą chwilą odchodzimy z tego świata.

— Chodź. — Wstał, wyciągając do niej dłoń. Miał dość już tego smętnego gadania a przez jego głowę przeszła pewna myśl.

— Dokąd? — zapytała niepewnie, podając mu dłoń i pozwoliła się podnieść.

— Pokażę ci miejsce, gdzie możesz zapomnieć o byciu Ślizgonką i arystokratką.

— Nie ma takich miejsc — odparła rzeczowym tonem. — Nie tak szybko! — krzyknęła, kiedy poszli w stronę zamku, a Potter ciągnął ją za rękę, samemu idąc dość żwawym krokiem. — Potter! — krzyknęła w pewnym momencie, ale nie była zła... raczej rozbawiona. Harry stanął i puścił jej nadgarstek, a dziewczyna odetchnęła. — O co ci chodzi?

— Chcesz przestać choć na chwilę grać? — odpowiedział pytaniem, a ona wytrzeszczyła na niego oczy. — Chcesz... odpocząć i powspominać miejsca, rzeczy i ludzi, z którymi niegdyś się świetnie bawiłaś? — Przytaknęła. — To chodź! — Poszedł przed siebie, a brunetka po pewnym czasie poszła za nim. A Harry pomyślał, że może nie tylko sprawi, że Ślizgonka się uśmiechnie, ale i coś zrozumie oraz zmieni nie tylko siebie ale i innych. Weszli na siódme piętro odprowadzani kilkoma dziwnymi spojrzeniami ze strony Gryfonów, a tam Harry podszedł do gołej ściany, przechodząc wzdłuż niej tam i z powrotem, myśląc "potrzebuję miejsca, gdzie Astoria Greengrass będzie mogła odpocząć", "potrzebuję miejsca, gdzie Astoria Greengrass będzie mogła odpocząć", "potrzebuję miejsca, gdzie Astoria Greengrass będzie mogła odpocząć". Nagle przed nimi w ścianie pojawiły się olbrzymie dębowe drzwi, a dziewczyna wytrzeszczyła oczy, szepcząc "Pokój Życzeń". Harry uchylił je i zaprosił gestem ręki. Ślizgonka rozejrzała się, a następnie weszła do środka, a Potter zaraz za nią, zamykając drzwi. Znaleźli się w prawie pustym pomieszczeniu, po środku którego stał stolik, na którym stało kilka rzeczy. W tym myślodsiewnia. Dziewczyna podeszła powoli do mebla i spojrzała na te przedmioty. A raczej na fiolki i wyciągnęła do jednej dłoń, którą jednak zaraz cofnęła.

— Coś nie tak? — zapytał, a Ślizgonka spojrzała na niego, wyraźnie się czegoś bała.

— A jeśli... jeśli zatopię się w marzeniach i zapomnę o życiu? — odpowiedziała pytaniem, a Harry'emu przypomniało to słowa Dumbledore’a, które kiedyś do niego skierował, gdy Harry odkrył zwierciadło Ain Eingarp.

— Nie zapomnisz... Jesteś Ślizgonką — dodał, jakby to jej miało coś uświadomić. I najwyraźniej pomogło, bo chwyciła fiolkę, wlewając jej zawartość do środka. Harry uśmiechnął się lekko, a następnie usiadł w fotelu, który sobie zażyczył i przymknął oczy. On nie potrzebował myślodsiewni do przypomnienia sobie szczegółowych miłych scen ze swojego życia. Umiał do nich wracać bez tego, poprawiając sobie humor.



Nie wiedział, ile dokładnie spędzili tam czasu, ale kiedy wyszli z Pokoju Życzeń, było już dobrze po obiedzie. Astoria zdawała się być cała rozpromieniona, a uśmiech nie schodził z jej ust aż do kolacji. Kiedy zapytał, czy już jej lepiej, uśmiechnęła się i przytaknęła. Harry był ciekaw, co takiego sobie przypomniała, że stała się tak radosna, ale co chwila to pytanie schodziło na dalszy plan, gdy to pojawiały się koleżanki Astorii z jej rocznika.
 Potter widział spojrzenia ludzi z innych domów, kiedy pojawiał się gdzieś ze Ślizgonami. Słyszał szepty, kiedy rozmawiał na przykład z Astorią oraz czuł, że coś się zaczyna dziać.

Wśród wszystkich domów nastawienie do osoby Pottera stawało się coraz bardziej negatywne, a Harry nie wiedział dlaczego. Czyżby problem stanowiła szata z godłem Slytherinu? Przecież to niemożliwe, by wszyscy się od niego odwrócili z takiego powodu. Przecież to bez sensu... A właściwie czemu by nie mogli? Przecież inne domy nienawidzą Slytherinu. Gardzą nim, bo jego uczniowie pierwsi to zaczęli... podobno.

*

Harry siedział na murawie boiska zaraz obok Zabiniego, który zdawał się być w świetnym humorze. W końcu dziś miał przedstawić im plan, który zatytułował "Zrzucenie Królowej z Tronu", a mianowicie pozbycie się Lauren z funkcji przewodniczącej. Czekali jedynie na Tony’ego, który się spóźniał. Max powiedział że nie przyjdzie, co kazał przekazać Blaise’owi. Zabini nie przejął się w ogóle tą informacją. Właściwie to nawet się ucieszył, kiedy usłyszał, że Mosby się nie zjawi.

— Gdzie ten Tony, kurde — mruknął chłopak, cały dygocąc z podekscytowania, a Harry roześmiał się lekko, widząc go w takim stanie. Zabini wyglądał przekomicznie.

*

— Urquhart. — Tony odwrócił się na dźwięk swojego nazwiska i zdziwił się, widząc dziewczynę, która zmierzała w jego stronę. Carrow chyba po raz pierwszy w życiu się do niego odezwała. — Masz chwilę? — zapytała chłodnym głosem, a chłopak popatrzył na zegarek. Był już spóźniony. Jednak ciekawiło go, co Flora może od niego chcieć.

— Pewnie — odparł po prostu i poszedł za nią do jakiejś pustej klasy. Dziewczyna rozejrzała się dokładniej, upewniając się, że są tu sami i dopiero po tym zamknęła drzwi. — To... — przeciągnął nie wiedząc o co może jej chodzi — co to za sprawa?

— Nie dam ci zaszkodzić Lauren — przerwała mu chłodno, a chłopak stanął jak wryty, następnie patrząc na dziewczynę, która piorunowała go wzrokiem. — Zabini to idiota i nie radzę się go słuchać. Nie masz pojęcia, co zacznie się dziać, kiedy jej zabraknie. Tydzień bez niej nie wytrzymacie. — Pokiwała głową, a chłopak zamrugał. — Zresztą tobie powinno zależeć na tym, by nikt jej nigdy nie zaszkodził, prawda?

— Powinno — powiedział powoli, odwracając wzrok nieco speszony tym, co usłyszał. — Ale dlaczego to ja mam się starać? Ona zmienia chłopaków jak rękawiczki, więc po co mam się wczuwać, jeśli za tydzień znów zmieni narzeczonego?

— Może spróbuj zrobić coś, by nie chciała — zasugerowała, a chłopak zamrugał, jakby nie rozumiejąc. — No chyba, że nie chcesz być z Lauren.

— Wolałbym sam sobie wybrać kogoś, z kim mam spędzić resztę życia — oznajmił, a dziewczyna przewróciła teatralnie oczami. — To irytujące, że ktoś za nas decyduje… że rodzice wybierają "tą idealną partię" zamiast nas.

— Za to podziękuj zdrajcom krwi — mruknęła. — Chociaż spróbuj ją polubić.

— A sądzisz, że co robiłem przez całe wakacje? — Pokiwał głową. — Jeden błąd i nie chciała ze mną gadać przez trzy czwarte lipca — poskarżył się.

— Jesteś po prostu zbyt gwałtowny — powiedziała spokojnie i zapadła chwilowa cisza, w czasie której chłopak patrzył na swoje buty, a dziewczyna najwyraźniej nad czymś mocno się zastanawiała. — Miałeś już dziewczynę, prawda?

— Nawet kilka — uzupełnił, a Carrow westchnęła jakby z rezygnacją.

— No i tu wpadłeś — powiedziała spokojnie, a chłopak zrobił zdziwioną minę, podnosząc do niej wzrok. — Traktujesz ją, jakby dla niej wszystko było oczywiste. Od razu stawiając, że ona wie, jak zachowują się ludzie w związku.

— To oczywiste… Zaraz — przerwał, a następnie otworzył szeroko oczy — czyli Lauren nigdy nie…

— Tak — powiedziała chłodno, a chłopak zapłonął czerwienią, przez co Fora zrobiła zdziwioną minę. —  Co jej zrobiłeś? — spytała, a on odwrócił wzrok.

— Czy to ważne?

— Co zrobiłeś Urquhart — powtórzyła chłodniej, a chłopak wypuścił ze świstem powietrze.

— Pocałowałem na przywitanie — powiedział po prostu, a dziewczyna pokiwała głową.

— Idiota — mruknęła i popatrzyła na niego z rozczarowaniem.

— Nigdy nie narzekały na taki rodzaj powitania! To ona jest jakaś inna…

— Bo wszystkie, z którymi byłeś do tej pory miały te zachowania za sobą. Dlatego nie powinieneś się tak zachowywać przy kimś, nie wiedząc, czy już ma to za sobą — warknęła. — Tym bardziej Lauren jest dość zimna, oschła i zamknięta w sobie, jak jeszcze nie zdążyłeś zauważyć.

— Tak jak ty — mruknął, a następnie przeszedł go dreszcz, kiedy posłała mu spojrzenie.

— Jeśli zdecydujesz się zrobić coś, co sprawi, że cię polubi, to daj znać. No chyba, że chcesz czekać, aż cię rzuci — powiedziała chłodno, otwierając drzwi. — Ale spróbuj się przyłączyć do Zabiniego, to zostanie z ciebie trup Urquhart — syknęła, wychodząc z pomieszczenia, zostawiając chłopaka kompletnie skołowanego.

*

— Gdzieś ty był! — warknął Blaise, kiedy Tony pojawił się na boisku, a chłopak lekko się skrzywił, widząc jego zdenerwowaną minę. Harry zauważył, że starszy Ślizgon zdaje się czymś zamyślony, jednak wolał się nie odzywać, widząc Zabiniego w takim stanie.

— Flora mnie zatrzymała na moment — oznajmił spokojne. — Sam zdziwiłem się, że się do mnie odezwała — dodał, kiedy Zabini popatrzył na niego z szokiem, a następnie pokiwał głową, mamrocząc "nieważne''.

— Skoro już jesteśmy w komplecie, to możemy przejść do konkretów…

   — Blaise, ja nie wezmę w tym udziału — przerwał mu Tony, a reszta spojrzała na niego zdziwiona. W końcu wczoraj zdawał się chcieć to zrobić porównywalnie mocno co Zabini… który właśnie wybuchnął.

— Jak to nie bierzesz?! — krzyknął chłopak. — Dlaczego?! Co ci się stało?!

— Uznałem, że nie chcę jej zaszkodzić — oznajmił, lekko się uśmiechając. — W końcu jesteśmy zaręczeni.— Przetarł dłonią kark. — Chcę jeśli to możliwe, mieć z nią dobre relacje/ Może i rzadko się odzywa, ale przynajmniej jest mądra i ładna…

— I przypomniałeś sobie o tym tak nagle?! Wczoraj...!

— Byłem lekko wstawiony, więc gadałem głupoty — powiedział starszy Ślizgon, a Zabini otworzył szeroko usta z szoku. Najwyraźniej nie spodziewał się takiej wypowiedzi. Tony poprawił szkolną szatę i uśmiechnął się blado. — Spójrz na to z mojej strony. Ty na moim miejscu zrobiłbyś to samo.

— Nie, jeśli wiedziałbym, że zmieni się, jeśli to zrobię — warknął, a chłopak wzruszył ramionami. — Przemyśl to Urquhart. Przecież… — Nagle zatrzymał się wpół słowa i po chwili zrobił coś, czego ani Potter, ani Tony się nie spodziewali.  A mianowicie uderzył się w czoło i zaczął się śmiać. I to nie w normalny sposób. Jego śmiech brzmiał, jakby chłopak zbzikował. — Pow… powtórz, kto cię zatrzymał? — powiedział nagle chodnym i opanowanym głosem, prostując się. Starszy nie odpowiedział. — Carrow nagadała ci głupot do głowy?... — parsknął. — W sumie to takie banalne. W końcu mogła gdzieś to usłyszeć.

— Widziałem ją i Notta wczoraj w korytarzu, kiedy wychodziłem od ciebie — odezwał się Harry, a Zabini wskazał Pottera dłonią.

— I o tym mówię. Carrow podsłuchała i postanowiła cię nastraszyć, że jak pozbędziemy się Lauren, to…

— Nie — przerwał mu. — Nie chodziło jej o stanowisko. Raczej o to, żebym spróbował się zaprzyjaźnić z Aquiliną.

— Skoro tak, to dlaczego rezygnujesz? — spytał zdziwiony Harry. — Przecież to pierwsza faza planu.

— Słucham? — zapytał zdziwiony starszy Ślizgon, a Zabini uśmiechnął się cwanie.

— Widzisz?! My chcemy twojego dobra! Przecież chodzi nam jedynie o stanowisko. O nic więcej. Tylko na tym skorzystasz. — Tony popatrzył na Harry’ego, który przytaknął, a potem popatrzył w stronę zamku.  — To co, Urquhart? Wchodzisz w to?

— Miałem jej nie zaszkodzić.

— Powiedziała pod jakim względem?

— Uznała, że to oczywiste…

— To udajmy, że nie — mrugnął do niego Zabini. — Zawsze możesz zrezygnować w trakcie — dodał, a Tony westchnął z rezygnacją.

— Skoro tak twierdzisz.

— No to ustalone! — Ucieszył się ponownie Blaise. — Dobra, to słuchajcie, jak zrobimy. Plan dzieli się na 4 fazy…

Kiedy Blaise zaczął opowiadać o swoim pomyśle, obaj pozostali Ślizgoni słuchali go uważnie, nie zwracając uwagi na nic, co dzieje się wokół nich.



*

Gdy Harry szedł z Blaisem i Tonym do Wielkiej Sali na kolację. Siedzieli na boisku tak długo, dyskutując o planie, że nawet nie zdali sobie sprawy z tego, która jest godzina. Po drodze Zabini opowiadał im o kilku nowych elementach dywersji, które wymyślał na poczekaniu.

— O czym mówicie? — Harry wzdrygnął się, słysząc głos Astorii nagle obok swojego ucha.

— Nie strasz tak — powiedział dość chłodno, a dziewczyna zaśmiała się delikatnie i wzruszyła ramionami, idąc z nimi. — O niczym ważnym.

— Quidditch i tyle — dodał Tony, a dziewczyna przytaknęła.

— Cieszcie się, że nie było was w pobliżu biblioteki kilka chwil temu — powiedziała, a reszta Ślizgonów okazała zainteresowanie, spoglądając na nią z zaciekawieniem.

— Dlaczego?

— Weasley wydarł się na Granger jak nigdy. — Zaśmiała się lekko. — Sądziłam, że gdyby nie Hestia, to by ją chyba jeszcze tam szarpał.

— Hestia? — zapytał Harry. — Hestia Carrow? — Przytaknęła.

— Może się to zdawać dziwne, ale ona jest tolerancyjna... Co to było, jak wygarnęła tej rudej kupie kłaków. — Roześmiała się. — Nigdy nie widziałam, żeby rudzielec był aż tak czerwony i zawstydzony.

— A właściwie o co poszło? — zapytał Potter, a brunetka wzruszyła ramionami.

— Nie wiem. O to musiałbyś zapytać się Hestii, ja byłam tam tylko przez chwilę popatrzeć, co się dzieje.

*

— W porządku? — Hermiona przetarła dłonią zapłakane oczy, lekko przytakując. Hestia wyprostowała się, oglądając się po korytarzu, gdzie w tej chwili nie było nikogo poza nimi. — Rozumiem, że chodzi o Pottera — powiedziała nagle, a Granger podniosła do niej zapłakany wzrok. Hestia również na nią spojrzała, a jej oczy błysnęły. — Nie ma powodu do zmartwień. Potter nie zmieni się, bo trafił do Slytherinu. W końcu całe pięć lat żył z wami — oznajmiła, spokojnie podnosząc swoją torbę z ziemi. — I nie słuchaj tego, co mówi Weasley. Ani jedna z tych rzeczy nie była prawdą. A w szczególności część o Draco — stwierdziła spokojnie, przez co Hermiona popatrzyła na nią z wdzięcznością, przez co Hestia jedynie się odwróciła. — Nie pakuj się w kłopoty Granger, dobrze ci radzę… A księga, o której mówił na lekcji Draco, jest na ostatniej półce w Dziale Ksiąg Biograficznych — dodała, następnie odchodząc, a Granger odprowadzała ją wzrokiem do momentu, aż tamta znikła za zakrętem. A w umyśle Hermiony pojawiło się pytanie: "Dlaczego Ślizgonka mi pomogła?"





Rozdział niezbyt udany, ale obiecuję poprawę w następnym. Przepraszam również za to iż rozdziały dodaję z tak dużą przerwą czasową jednak jeszcze nie do końca dogaduję się z moją betą ;) Jednak pracujemy nad naszą współpracą oraz postaramy się dodać kolejny rozdział szybciej niż te które ukazywały się dopiero po miesiącu.



Dziękuję, że jesteście i pozdrawiam

~ Dorothy



Tekst poprawiła :Roxanne

1 komentarz:

  1. Brawo dla autorki no i oczywiście bety!W rozdziale zero błędów, a sama treść zaskakująca... Miejscami miałam jakieś dziwne wrażenie, ze czytam jakiś dobry kryminał. Na całe szczęście to tylko moja wybujała wyobraźnia zapełniona treściami książek, które poleca New York Times.
    Żeby nie było tak słodko, bo od tego podobno robi się niedobrze muszę cię ochrzanić. Za jakie grzechy kazałaś czekać nam - czytelnikom tak długu na ten rozdział. Ja rozumiem, że tych grzechów trochę było, ale ty jesteś dobrą, miłosierną duszyczką, która na Merlina, Slytherina i czego tam jeszcze chcesz (o panno pod tysiącem wezwań) Modlę się o to aby następny rozdział był względnie szybko. Prócz modlitwy życzę weny i zgrania z betą!

    OdpowiedzUsuń