sobota, 27 lutego 2016

11. Komplikacje


"Ludzie lubią komplikować sobie życie, jakby już samo w sobie nie było wystarczająco skomplikowane."   ~ Carlos Ruiz Zafón



Przez wszystkie wydarzenia, zamieszania i zmiany Harry nawet nie zdążył zauważyć kiedy Wrzesień się skończył. Czas płynął nieubłaganie i zanim Potter powoli zaczął układać swoje życie wszystko na nowo zaczęło się w nim burzyć.



Nie chodziło o jego przyjaźń z Ronem czy Hermioną, nie chodziło o to nagłe przeniesienie do Slytherinu... Nawet o to, że grał z Malfoyem przyjaciół! W końcu życie podstawia pod nogami wiele przeszkód, z którymi trzeba się zmierzyć, i na które nie ma rady... Harry to rozumiał i starał się z tym żyć. Jednak w tej chwili — siedząc na swoim łóżku w ciemnym pokoju — znów wszystko pomieszało mu się w głowie. A prowizoryczny porządek, który ułożył sobie w niej odkąd znalazł się w domu węża, runął. Wszystko z powodu wydarzenia, które przed godziną się wydarzyło, i które sprawiło, że poczuł się nieco zagubiony.



Harry wracał z Wielkiej Sali do pokoju wspólnego opuszczając kolację zaraz po przemowie dyrektora. Dziś nie był głodny, ani nie miał ochoty na drażnienie Gryfonów — co oczywiście Malfoy robił nawet bez niego — więc postanowił, iż się wcześniej położy by rano móc równie wcześnie wstać i na spokojnie odrobić zaległe zadanie z Historii Magii, w którym Astoria obiecała mu pomóc.



Potter przechodząc wzdłuż pustego korytarza lochów nie czuł się już niepewnie. Przywykł do tego miejsca, ciemności i zimna... Z jakiegoś dziwnego powodu odpowiadało mu to, tak jak i życie wśród Ślizonów. Rano ciężko mu było wstawać z wygodnego łóżka a słońce nie świeciło mu w oczy by ten sen przerwać... Tak jak i współlokator, który czasami nawet zapominał go obudzić, przez co Potter często przesypiał pierwsze lekcje. Oczywiście jeśli ktoś by go ostatecznie nie budził to z całą pewnością przesypiałby również lekcje do południa. Jednak Astoria nie widując go na śniadaniu, kilka razy jeszcze w trakcie jego trwania, przychodziła do dormitorium Pottera by obudzić go w jeden z najgorszych sposobów. A mianowicie rzucić mu zaklęciem — wodnego pocisku —  w twarz. Nieraz z tego powodu chciał się z nią kłócić. Jednak patrząc się w jej duże zielone oczy cała złość mu przechodziła. W końcu robiła to dla jego dobra...



Wybraniec skręcił w ostatni korytarz lochów kierując się w kierunku pokoju wspólnego. A na jego usta wkradł się uśmiech na wspomnienie dzisiejszego poranka, który był właśnie jednym z tych, kiedy młodsza z sióstr Greengrass przyszła go obudzić. Może było to czasami dość irytujące, ale jak to bywa, najczęściej po złości przychodzi śmiech... A właśnie te wydarzenia sprawiały mu radość i zapisywały się w jego głowie. Bo warto pamiętać właśnie takie rzeczy i zastępować nimi wszystkie przykre oraz złe chwile. Dzięki temu łatwiej uzyskać człowiekowi pełnię szczęścia.



Potter przystanął przy przejściu do pokoju wspólnego patrząc na osobę, której tutaj z całą pewnością nie powinno być...



— Harry — powitał go uprzejmie Remus uśmiechając się w jego kierunku  — miło, że się pojawiłeś.

— Co tu robisz? — zapytał Ślizgon nieco rozkojarzony, oglądając się za siebie, sprawdzając czy przypadkiem nie ma w pobliżu któregoś członka bandy Dracona. 

— Tonks mnie poinformowała o wszystkim. W takiej sytuacji uznałem, że musimy o czymś porozmawiać — posłał mu kolejny ciepły uśmiech. Harry spojrzał na niego lekko zdziwiony, nie rozumiejąc o czym niby mają rozmawiać. Tiara zdecydowała, nawet Dumbledore nie mógł się temu przeciwstawić.

— W porządku... Ale nie tu — dodał szybko, a chwilę później powiedział hasło, a ściana prowadząca do pokoju wspólnego otworzyła się, ukazując wejście do Slytherinu. Przeszli przez pokój, kierując się do dormitorium Harry'ego, żwawym krokiem. Potter cieszył się, że jest on teraz pusty, ponieważ nie miał pojęcia jakby miał się zachować przy pokoju pełnym ślizgonów i jak odpowiedzieć na pytania, które zapewne by padły…

 — A gdy się odwrócił jego druh wbił mu nóż w plecy .— Harry stanął przygryzając ze zdenerwowania dolną wargę, by następnie odwrócić się i spojrzeć na jeden z foteli przy kominku, w którym siedział Nott zamykając właśnie książkę. W drugim siedziała Flora Carrow, która nawet nie zwróciła na nich uwagi będąc pochłoniętą w czytanej właśnie lekturze — Śmierć Królowej Anastasi rozdział 39 strona 463 — brunet rzucił książkę na stolik wstając. — Zdrajcy własnej krwi nie mają prawa przebywać na tym terenie. Sam nie wiem co ty tu robisz — stwierdził chłodno stając naprzeciwko Harry'ego i spojrzał na niego z zimnym uśmiechem. Potter był od niego o głowę niższy. Nott jednak niedługo patrzył na Harry’ego, po sekundzie spoglądając w kierunku wilkołaka — Remus Lupin, były nauczyciel Obrony Przed Czarną Magią — pokiwał głową — Chciał nas pan uczyć jak obronić się przed sobą? — zapytał z kpiną w głosie.

— Theodor Nott, trzy powyżej oczekiwań i jeden wybitny. Zakres nauki: powyżej średniej. Nie musiałeś słuchać tego czego nauczam — odparł uprzejmie Remus a oczy chłopaka zwęziły się niebezpiecznie.      

— To oczywiste. – prychnęła dziewczyna a mężczyzna również na nią spojrzał.

— Flora Carrow, wybitny w każdej dziedzinie Obrony Przed Czarną Magią – nawet nie drgnęła. Theodor za to spojrzał na Harry'ego

— Potter, jeśli nie wyjdziecie w ciągu minuty przestanę być miły — stwierdził chłodno, a jakby chcąc to udowodnić, zacisnął prawą dłoń w pięść tak mocno, że aż jego knykcie wydały z siebie dźwięk chrupania.

— Nie masz się czego obawiać, jedynie przechodziliśmy — warknął Harry kierując się do swojego dormitorium ale chwilę później został szybko pociągnięty do tyłu. W ostatniej chwili, bo zaklęcie minęło go o cal. Gdyby nie Remus, Potter oberwałby nim w plecy.

— Źle się zrozumieliśmy — stwierdził zimno Nott patrząc na Pottera. — Macie wyjść z tego terenu — syknął.

— Niby dlaczego?

— Bo osobiście dopilnuję tego byś już nie miał u Ślizgonów taryfy ulgowej. Będzie tak jak pierwszego dnia — wsunął różdżkę z powrotem do rękawa. — A to, że Astoria cię lubi tylko pogarsza twoją sytuację. Nie drażnij mnie bo już nie wstaniesz.

— Groźby nic ci nie dają Nott — prychnął Harry

— Jak chcesz — wzruszył ramionami wracając na swoje miejsce jakby nigdy nic. Potter dziwił się tym nagłym opanowaniem. Nie było ono normalne.  — Chciałeś wojny — usiadł biorąc książkę i otworzył — to ją dostaniesz. — Stwierdził nawet się na nich nie patrząc. Wybraniec wpatrywał się przez chwilę w kierunku Ślizgonów zastanawiając się w co ta dwójka gra, ale ostatecznie pokiwał głową przypominając sobie, że nie są tutaj sami.

— Chodźmy — mruknął Harry wchodząc do przejścia i skierował się z Lupinem do dormitorium w którym mieszka.

— Ja nie nazwałabym tego nawet wojną – oznajmiła dziewczyna – to będzie raczej proste poddanie się

— Tak sądzisz? – zapytał Theodor spoglądając w miejsce gdzie zniknęli.

— Ja to wiem – Odezwała się po raz ostatni i wstała wychodząc z Pokoju Wspólnego. Mimo iż Theodor chciał zadać jej jeszcze kilka innych pytań nie zatrzymał jej. W końcu odpowiedź na nie, nie jest aż tak konieczna...


*


— Harry o co chodziło temu chłopakowi? — zapytał Remus kiedy weszli do dormitorium Pottera. Harry usiadł zastanawiając się nad doborem słów jednak nie mając pojęcia jak wyjaśnić jego skomplikowaną relację ze Ślizgonami  uznał, że powie to w najprostszy sposób jaki umie.

— To Slytherin — mruknął dobitnie — Mam się dostosować do ich reguł i tyle — westchnął ale Remus nie wyglądał na przekonanego jego wypowiedzią — Nie mogę wprowadzać na teren kogoś nie ze Slytherinu.  Takie panują tutaj reguły... Z resztą jak w każdym z domów.

— To oczywiste — poparł go Remus siadając w fotelu obok kominka i przyjrzał się Potterowi uważniej — jednak Theodor zareagował dosyć ostro.

— Jeszcze nie pojmuję ich zwyczajów — Burknął chcąc jak najszybciej skończyć temat. Nott był jedyną osobą, której wolał nie zajść za skórę w domu węża... Był jak Malfoy, tylko dwa razy bardziej niebezpieczny. Nikt nie wchodził mu w drogę, nikt nie zaczepiał bez powodu, nikt nie prowokował... Wszyscy zdawali się obawiać tego, że gdy się go zdenerwuje ten poważnie go uszkodzi. Po zajściu sprzed kilku minut Potter wcale nie dziwił się obawom Ślizgonów. Nott był jak dzikie zwierzę. Na pozór ułożone i spokojne, jednak kiedy tylko przestaniesz uważać i zrobisz jeden nieostrożny ruch. Może cię nawet zabić. — O czym chciałeś pogadać? — zapytał Potter po chwili ciszy. Remus przyjrzał mu się uważnie, ale nie wspomniał ani słowa o jego zachowaniu, rozpoczynając nowy temat.

— W związku z tym, że przez Tiarę Przydziału znalazłeś się w tym miejscu, Zakon stwierdził, że możesz mieć problemy z jego domownikami, którzy mogą chcieć się odegrać za swoje rodziny lub przyjaciół...

— I co w związku z tym? — przerwał Lupinowi Potter nie rozumiejąc o co chodzi. Remus nie pojawił się tutaj bez przyczyny, tego Potter był wręcz pewien. Tak jak i tego iż Remus coś ukrywa...  Nerwowość a także sztuczność w jego ruchach rozpoznał zaraz po tym jak usiedli.

— Jestem tu by zapytać czy nie wolałbyś opuścić Hogwartu by nauczać się w...

— Opuścić Hogwart?!  — wybuchł nagle Harry, a Remus zamarł. Najwyraźniej nie spodziewał się tak ostrej reakcji ze strony chłopaka. — Odebrano mi wszystko! Wszystko co miałem! A teraz chcecie mnie jeszcze wydalić z miejsca, w którym czuję się jak w prawdziwym domu!? — syknął zły.

— Harry...

— Nie! Nie zgadzam się!

— To dla twojego dobra — powiedział spokojnie Remus a Potter spiorunował go wzrokiem. — Nie chcesz. To nie będziemy cię zmuszać. Nic na siłę — jego głos był cichy i opanowany jakby mówił o pogodzie, a Harry zdawał się opanowywać. Wciąż był wściekły, jednak z każdą sekundą była to słabsza złość. Dopiero kiedy uspokoił się całkowicie odezwał się.

— Sprawę ze Ślizgonami już załatwiłem pierwszego dnia...— wymamrotał spoglądając w ogień palący się w kominku. Z jakiegoś powodu ten żar go uspokajał —  a raczej Malfoy.

— Malfoy? — powtórzył po nim Remus niczym papuga. — Ten z którym tak się nienawidzicie?

— Ten sam — poparł go choć sam w to nadal nie wierzył w to co mówi. — Ma nad nimi wszystkimi pewną przewagę i z nieznanych mi przyczyn wszyscy się go słuchają. A jeśli Malfoy, każe im zostawić mnie w spokoju: Robią to.

— Więc dlaczego Nott chciał cię zaatakować? Skoro jak powiedziałeś wszyscy słuchają się Dracona? — Harry zastanowił się przez chwilę a potem westchnął i pokiwał głową z rezygnacją.

— To skomplikowane — westchnął. — Nie mam się czego tutaj obawiać bo Ślizgoni nie zrobią mi nic póki Malfoy nie powie inaczej...A on — zaczął kiedy Remus już otwierał usta by o coś zapytać — im tego nie nakaże bo z kolei Astoria Greengrass ma na niego jakiś wpływ. Za to ta dziewczyna jako tako mnie lubi więc nie będzie chciała by mi się coś stało… Czy jakoś tak — wzruszył ramionami, szczerze mówiąc słysząc to co powiedział sam miał mętlik w głowie. Nie było to wyjaśnienie z całą pewnością proste i zrozumiałe dla osoby nie wplątanej w te wszystkie wydarzenia. Jednak Lupin nie ciągnął tematu, za co Potter był mu w głębi siebie bardzo wdzięczny.

— Córka Evana Rosiera cię lubi? — Zapytał zamiast tego Remus a Harry spojrzał na niego z niezrozumieniem.

— Nie... Astoria Geengrass. Jest dwa lata młodsza i...

— Ma starszą siostrę Dafne. — Skończył za niego a Potter zamrugał. Coś było nie tak.

— Zgadza się. Ale... Co do tego ma Rosier?— Remus milczał przez chwilę jednak w końcu westchnął zrezygnowany i spojrzał Potterowi w oczy.

— Nie wiem czy dziewczynki o tym wiedzą... Pewnie nie — dodał szybko — ale nie są siostrami tak całkiem. Matka Dafne jest w Zakonie... A raczej była. Znałem Dorcas całkiem dobrze. Przemiła kobieta.

— Dorcas Meadows?

— Tak. Kojarzysz? — Harry przytaknął przypominając sobie tę kobietę ze wspomnień Pani Malfoy. Tę samą która oszukała... — Mieli się ku sobie z Syriuszem jak jeszcze chodziliśmy do Hogwartu ale to nieważne.—  rzucił z lekkim zakłopotaniem Lupin. — Dorcas po szkole wyszła za mąż za Evana Rosiera chcąc być idealną córką dla rodziców. W Zakonie pracowała potajemnie. Wcale jej się nie dziwię miała męża Śmierciożercę. Mówiła wszystko co wiedziała o Voldemorcie i przekazywała informacje o napadach na miejsca w ministerstwie. Nazwiska podawała bardzo chętnie bo byli to prawie sami ślizgoni których nie lubiła... Kilka miesięcy przed tobą na świecie pojawiła się złotowłosa księżniczka. Córka Dorcas i Rosiera. On nie wykazywał raczej żadnych oznak tego, że nie cieszy się z córki. Dorcas czasem wspominała, że Evan pewnie wolałby syna ale nic poza tym. Raczej nie planowali kolejnego dziecka. Dla niego ważny był jedynie Czarny Pan i gdy znalazł czas to tylko dla Dafne ale Dorcas zbytnio się nie przejmował... Pewnie dlatego wstąpiła do Zakonu...  — zamilkł na chwilę. Harry wpatrwał się w Lupina z powiększonymi oczami. Sprawa Evana Rosiera interesowała go od dawna, a rzeczy które w tej chwili mówił mu Remus wiele mu wyjaśniały... To co stało się z Evanem po nieudanej próbie odzyskania Narcyzy a także to dlaczego Dafne i Astoria tak się nie lubią... Nie są prawdziwymi siostrami ,dlatego też ich relacja nie może być tak dobra jak u sióstr, w których żyłach płynie ta sama krew. — Pewnego dnia zostawiła Dafne pod opieką kuzyna Evana i uparła się, że chce iść na jedną z akcji. Wzięliśmy ją bo miała być to tylko szybka robótka. Okazało się inaczej. Była to rzeź. Istna rzeź —  powtórzył patrząc w ogień a jego oczy zalśniły —  Dorcas nie umiała uwierzyć w to, że jej mąż zabijał ludzi w taki sposób... Że w ogóle zabijał ludzi. Zawsze powtarzała, że kiedy się go o coś pytała, jak mówiła, tylko uśmiechał się pobłażliwie i mówił, że było to zwykłe przechwycenie jakiejś szlamy. Ale gdy dowiedziała się prawdy chciała go powstrzymać... Wtedy się wściekł. Był tak zły, że nie było dla niego ważne kim jest kobieta, która przed nim stoi, stała się najwyraźniej zwykłą przeszkodą przez co ją po prostu...

— Wysadził. — Dokończył za niego Harry a Lupin przytaknął. Zapadła chwilowa cisza. Harry nie bardzo wiedział po co Remus mu to opowiada ale domyślał się, że musi mieć ku temu jakiś powód.

— Kilkanaście minut później pozbył się nogi Moodyego a godzinę później zginął, a Dafne została u kuzyna Rosiera... Alan... Chyba tak się nazywa. Alan Greengrass, który najwyraźniej wychował ją z żoną jak własną córkę nigdy nie wspominając o Rosierach. — Zakończył jednak Harry miał wrażenie, iż były nauczyciel chce coś jeszcze dodać. I nie pomylił się. Po krótkiej chwili ciszy spojrzał na Pottera i odezwał się w swój zwykły uprzejmy sposób — Mówię ci to Harry po to abyś zaprzestał interesowania się jego osobą. Byłeś bardzo ciekawy kim był i to mnie zmartwiło właśnie najbardziej. Widzisz... Gdybyś sam się o tym dowiedział jestem pewien, że chciałbyś podzielić się z kimś swoją wiedzą a to mogłoby spowodować, że Dafne i...Astoria tak? — Harry przytaknął — Przestałyby się traktować jak siostry i zniszczyłbyś tym psychikę swojej rówieśniczki...Sam rozumiesz.

— Staram się zrozumieć — poprawił go Harry a Remus uśmiechnął się lekko. — Ale dlaczego tak się zdziwiłeś, że mnie lubi myśląc, iż Astoria to córka Rosiera?

— Pewne rzeczy są im wpajane już od urodzenia, a że dzieci czarodziejów zapamiętują bardzo dużo właśnie w tym okresie swojego dzieciństwa, mimo iż nie rozumieją co się do nich mówi, to pochłaniają te informacje, a wszystko to jest później utkwione głęboko w ich pamięci. Tak głęboko, że mówi się iż mają to wrodzone — Potter przytaknął na znak zrozumienia. Choć w rzeczywistości nie rozumiał prawie wszystkiego. — Więc zdziwiłem się, że osoba taka jak Dafne cię polubiła. Jednak to nie ona, więc udajmy że pytania nie było — uśmiechnął się przyjaźnie a Harry starał sobie to wszystko ułożyć w głowie. Dorcas nie wyszła za mąż z miłości lecz przymusu. Narcyza również. Narcyza Black kochała Rosiera z wzajemnością...Albo nie. Narcyza kochała i Rosiera i Malfoya, ale Doracas ani Lucjusz tego nie wiedzieli. Syriusz wiedział o wszystkim ale nikomu nie powiedział poza wytknięciem Narcyzie kim jest...

— Syriusz kochał Dorcas — Powiedział nagle Harry a Lupin spojrzał na niego ze zdziwieniem — Dlatego wytknął pani Malfoy, że nie wyszła za mąż za Rosiera. Bo wtedy on musiał ożenić się z Dorcas mimo, iż nie chciał... Albo nie... Albo...

— Harry to już chyba nie jest ważne — powiedział dość smutno Remus. — Czasu nie cofniesz, aż tak daleko. Rozumiesz mnie? — Potter przytaknął — Z resztą gdyby Narcyza wyszła za Rosiera kto by teraz cię ocalił przed Ślizgonami?

— Nie miałbym z nimi problemów gdybym nie spotkał Malfoya.

— Możemy tak gdybać jeszcze przez wiele godzin ale to nic nie zmieni. — Wilkołak wstał. — Nie zatapiaj się w przeszłości Harry bo potem pomylisz ją z teraźniejszością. Pewien mędrzec kiedyś powiedział. "Wczoraj to już historia, jutro to tajemnica ale dzisiaj to dar losu, a dary są po to by się nimi cieszyć".

— Mam się cieszyć z dnia nawet jeśli jest on do chrzanu? — zapytał a ten uśmiechnął się pobłażliwie i podszedł do drzwi.

— Przemyśl jeszcze ofertę Zakonu... Do zobaczenia Harry — pożegnał się i chciał już wyjść kiedy Harry sobie o czymś przypomniał.

— Dowiedziałeś się czegoś o Florze Carrow? – Lupin stanął. A po ciele Pottera przeszły ciarki. Z jakiegoś powodu obawiał się tego co usłyszy.


*

— Znowu siedzisz sama z tym ptaszyskiem – Wspomniane „ptaszysko” podniosło dziób wyżej spoglądając na chłopaka opierającego się o mury Hogwartu i patrzącego na ptaka jak i jego właścicielkę pustym wzrokiem.

— Masz dyżur w zachodnim skrzydle. – Odpowiedziała nawet nie odwracając wzroku a blondyn parsknął odchodząc od ściany i podszedł do niej, następnie siadając na murku fontanny obok dziewczyny.

— Puchoni nie sprawiają tylu kłopotów co inni. Nie ma potrzeby by tam iść, poza tym – spojrzał przed siebie – moim obowiązkiem jest pilnowanie mieszkańców Slytherinu.

— Czego również nie robisz

— Siedzę tu z tobą.

— Nie prosiłam o to.

— I nigdy tego nie zrobisz –uśmiechnął się przelotnie. – Hestia się o ciebie martwi – oznajmił nagle. Teraz to dziewczyna parsknęła – oddalasz się od niej i sądzę — zamilkł na moment — że chcesz ją zostawić.

— Skąd ten idiotyczny wniosek? – odpowiedziała pytaniem patrząc na kruka, który przyglądał się jej uważnie i którego pogładziła palcem po czubku głowy.

— Stąd ,że mam rację. – spojrzał na nią, a ona nie zareagowała na to, wciąż patrząc na zwierzę.— Tak czy inaczej – zaczął, kiedy nie doczekał się odpowiedzi – Porozmawiaj z nią... W końcu to twoja siostra.

— Tym lepiej dla niej jak to zrobię – Flora odwróciła wzrok w stronę chłopaka. – A ty igrasz ze śmiercią Malfoy. Sparzysz się na tym.

— Jeśli Hestia z tego powodu będzie szczęśliwa to mogę zaryzykować – odparł, a Carrow znów odwróciła wzrok.

— Ty lubisz ją, a ona ciebie. Co was więc dzieli? – zapytała wyciągając przedramię a kruk wszedł na nie w momencie kiedy dziewczyna wstała — Małolata z wybujałą ambicją — stwierdziła zimno —  Pozbądź się jej. Wtedy…i tylko wtedy będziecie w stanie z Hestią się do siebie zbliżyć.

— Co Greengrass ma do tego?

— Sam siebie o to zapytaj – Odparła i odeszła zostawiając go samego.


*

Potter patrzył na pościel przymglonym wzrokiem nadal zastanawiając się nad słowami Remusa. To co przed wyjściem powiedział mu Remus świadczyło o tym, że Flora Carrow z całą pewnością nie stoi po tej dobrej stronie… Dowodu na to że jest Śmierciożercą również na razie nie posiadali, jednak słowa Lupina mówiły jednoznacznie to, iż Carrow jest tą złą... Harry miał mętlik w głowie. Nie tylko z powodu spraw dotyczących Flory ale i Dafne, oraz tymi skierowanymi do samego Harry'ego. Nie chciał opuszczać Hogwartu... Nie chciał niszczyć relacji Dafne i Astorii, a także nie czuł — mimo, iż miał ku temu powody — by Carrow była zła... Patrząc na nią, widział raczej samotną i zamkniętą w sobie dziewczynę, a nie kogoś kto chciałby wszystkich pozabijać. Potter usłyszał huk i podniósł szybko głowę rozglądając się po pomieszczeniu a jego wzrok stanął na Alexie, który stał przy otwartych drzwiach, i który wyglądał jakby coś się stało… A Harry miał dziwne wrażenie że to „coś”, jest związane z samym Potterem.


*


— Nie jestem pewna czy to wszystko było konieczne  — McLaggen przystanął przy wejściu do pokoju wspólnego i spojrzał w dół patrząc na Gryfonów zasiadających przy kominku, wszyscy wpatrywali się w jedną postać, która stała patrząc w ogień a jej oczy błyszczały iskrami przejęcia. Cormackowi nie spodobało się to spojrzenie. Pełne dzikiej żądzy zemsty, złości i szaleństwa... — Nie znasz Ślizgonów Ron. Nie przejmą się tym nawet odrobinę. — Cormack nachylił się nieco by spojrzeć na Romildę Vane, która wypowiedziała poprzednie słowa. Wiedział doskonale, że ona ma rację. Jednak zdawał sobie również sprawę z tego jak na to zareaguje Weasley...

— Twierdzisz, że po tym nikt go nie obrzuci błotem? — spytał z kpiną w głosie Ronald odwracając się w jej stronę a ona przytaknęła. Jednak on wciąż nie wydawał się być przekonany co do jej słów. — Niby dlaczego tego nie zrobią?

— A niby dlaczego mieliby to robić? — odpowiedziała pytaniem z rozbawieniem. — Nie są jak my. Nie obchodzą ich inni. Każdy zawraca sobie głowę jedynie sobą. To egoiści Weasley. Mają głęboko w poważaniu cudze zmartwienia i to kim ktoś jest. Ważne jest dla nich tylko jedno. Krew. — Wstała będąc obserwowaną przez całą grupę znajdującą się w pomieszczeniu a także przez Cormcka, który musiał przyznać iż w tej chwili ta dziewczyna naprawdę mu zaimponowała. — Potter i tak już jest odsunięty od ich społeczności, a co za tym idzie: nikt się nim nie przejmuje.

— Przecież on i Malfoy...

— To tylko gierka i każdy głupi to potwierdzi — zaśmiała się przerywając Hermionie, która zrobiła wielkie oczy na jej słowa. — Nagle wielcy przyjaciele? Ludzie którzy nienawidzili się przez sześć lat nagle stali się tak dobrymi kumplami? — parsknęła. — Nie rozśmieszajcie mnie! To jest najbardziej nielogiczne zjawisko jakie widziałam, nie może być prawdziwe. Ślizgoni, a tym bardziej Malfoy — podkreśliła z akcentem na nazwisko prefekta Slytherinu — działają racjonalnie i logicznie. Nie robią nagłych zrywów buntowniczych jak na przykład my rok temu, podporządkowują się i wykorzystują swoją pozycję. Grają według klasycznych reguł korzyści : wybierają stronę, która jest dla nich na daną chwilę najatrakcyjniejsza. Po co Malfoy miałby chcieć nagle polubić Pottera skoro o wiele wygodniej dla niego byłoby mu go dręczyć bez żadnych przeszkód bo przez dziwny zbieg okoliczności Potter trafił na teren gdzie nikt Wybrańcowi nie pomoże ? — spytała ale nikt jej nie odpowiedział na co uśmiechnęła się szerzej.— To oczywisty blef. Po co mu to? Kto to wie... Może chce wyłapać słabe punkty Pottera by potem mu zaszkodzić? A może po prostu jest na tyle złośliwy, że wie iż kiedy widzisz Pottera razem z nim to wściekasz się jak małe dziecko. — Ron zapłonął purpurą na co dziewczyna pokiwała jedynie głową i skierowała się w kierunku schodów. McLaggen odsunął się o kilka metrów w tył znikając z widoku ludzi zasiadających na dole pokoju wspólnego. — Bo Malfoy może nie znosić Pottera, ale wszyscy doskonale wiedzą, że o wiele bardziej nie lubi ciebie Weasley. Życzę miłej nocy — parsknęła i weszła na górę znikając po chwili na schodach.

— Jesteś zadowolona z tego co powiedziałaś? — Romilda zatrzymała się i obejrzała za siebie napotykając Cormacka, który właśnie w tej chwili do niej podszedł. — Po czyjej jesteś stronie? — zagadnął a ona odwróciła wzrok w kierunku schodów i przygryzła delikatnie wargę.

— Porozmawiajmy gdzieś indziej — powiedziała cicho a chłopak przytaknął i wskazał dłonią kierunek męskich dormitoriów. Ponieważ gdyby chciał wejść na część dziewczyn. Zaklęcia z całą pewnością by mu to uniemożliwiły. Dziewczyna jedynie przytaknęła i skierowała się razem z nim, w kierunku jego dormitorium. Chłopak miał nadzieję otrzymać wyjaśnienia dziwnego zachowania Romildy, która może i w pierwszej części swojej przemowy mu zaimponowała, jednak w drugiej powiedziała za dużo na temat Ślizgonów... Nie taką mieli umowę.





Notka króciutka, nieudana i nudna. Jednak dla mnie konieczna do rozwinięcia akcji,  następny — i nieco dłuższy — rozdział zostanie dodany w niedalekiej przyszłości. Pozdrawiam ~ Dorothy


4 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. odczas czytania tego tekstu miałam dziwne wrażenie, że czytam jakiś kryminał z postaciami fantastycznymi. Mam tylko nadzieje, że wszyscy przeżyją.
    Co do ogólnej oceny, mam jedną ale za to wielką prośbę. Mogłabyś w tekstach dodać coś na temat quddicha (sorry, nie wiem jak to się pisze) czy nauki?
    Z góry dziękuję i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Cóż przeczytałem to, co zdążyłaś opublikować. Fabuła przednia, ciekawie opisana. Podoba mi się to, że Harry na starcie nie został zignorowany przez Ślizgonów, a po krótkim czasie nie jest z nimi zaprzyjaźniony, jakby lata nienawiści nic nie znaczyły (jak to się zdarza na innych blogach z powieściami typu Harry w Slytherinie). Ładnie ujęłaś tu też problemy nastolatków z rodów czystej krwi, i ich nie możności podejmowania za siebie decyzji co do związków, przyjaźni, czy nawet wracania do szczęśliwych wspomnień. Brakowało mi tego na innych blogach. Co mi się więc nie podoba? Cała historia jest dość zagmatwana, szybko przeskakujesz z jednej akcji do drugiej, więc idzie się pogubić. No i w większości późniejszych rozdziałów zbytnio skupiłaś się na Ślizgonach, co spowodowało zejście Harry'ego do postaci drugoplanowej.

    OdpowiedzUsuń