piątek, 9 września 2016

18. W końcu wszystko jest możliwe.


"Jedyna rzecz której człowiek nigdy nie zwycięży to czas.
Cała reszta to po prostu kwestia czasu."









Mijały dni. W połowie listopada wszyscy już myśleli o grudniu i przerwie świątecznej. W Slytherinie Potter dostrzegł po raz pierwszy jakie to istotne święto. Boże Narodzenie. W tym świecie było czymś zupełnie innym niż w świecie mugoli. Polegało głównie na spotkaniu się z bliskimi. Ale nie tymi żywymi. Tylko martwymi. Astoria wyjaśniła Potterowi, że rodziny czarodziejów dnia bożego narodzenia nie spędzają na przygotowaniach do wieczornej wspólnej kolacji, a na cmentarzach, odwiedzając groby zmarłych. Opowiedziała mu o obrzędach i tradycjach, których w Hogwarcie nie odprawiano. Państwo Weasley również nie obchodzili świąt w taki sposób. Sam Potter nigdy nie przeżył czegoś takiego, dlatego też bardzo ciekawił go ten temat.

Poza tym, wydarzenia dziejące się po meczu, który pomimo złapania przez Ginny znicza, wygrali  Ślizgoni posiadając obręcz więcej w punktacji, nie działo się nic nadzwyczajnego. Nott wyszedł ze skrzydła szpitalnego dopiero początkiem listopada, z jakiegoś powodu Pomfrey trzymała go tam tak długo póki mogła, co wywoływało zdziwienie nie tylko w domu Węża.

  Jednak mimo iż wszystko wróciło do normy, Potter każdego dnia czuł wstręt do tego co robił. Do udawania najlepszego przyjaciela z największym wrogiem... Z kimś kto ich zdradził. Kimś kto wymazał wspomnienia osobie, która powinna być dla niego ważna! Bo taka powinna być Hestia...  Harry w całym swoim życiu nie spotkał takiej osoby. Hestia Carrow była bardzo uprzejmą i radosną — zbyt miłą i radosną jak na gust Harry'ego— dziewczyną, która nie wykazywała wrogości do niczego. Nie narzekała i nie miała niezadowolonej miny. Tylko uśmiechała się i śmiała rozmawiając ze wszystkimi z jak znajomymi. Potter zaobserwował również, że Draco jedynie w stosunku do niej jest w stanie zmienić się o sto osiemdziesiąt stopni. Był dla niej uprzejmy aż do przesady i jak na gust Pottera byłby w stanie zrobić dla niej wszystko. Nawet być miłym dla Rona. Ale Hestia najwyraźniej tego nie wyczuła. Jednak największym zaskoczeniem dla Harry'ego było to jak dziewczyna zwraca się uprzejmie i przyjacielsko do osób spoza Slytherinu. Temu też bolało go bardziej kiedy na nich patrzył, jak patrzył na Malfoya, który po prostu robi to co chce, uciekając od problemu. Harry udawał długo, że nic nie wie i wszyscy jak na razie zdawali się być zadowoleni, ale on tak nie potrafił.


*

— Uspokój się w końcu Potter — mruknął Zabini kiedy razem z Draco, Hestią  i tą dwójką ponuraków, szli do Hogsmade. Astoria ostatnimi czasy zaczęła spędzać czas w towarzystwie siostry, co zasadniczo nie przeszkadzało nikomu, poza Harry'm. Oddaliła się od nich. Zaczęła kłamać i unikać rozmów. Potter martwił się o to co dzieje się z młodszą Greengrass, jednak nie miał pojęcia jak jej pomóc. Skoro ona, jak twierdzi, takowej nie potrzebuje.

— Jestem spokojny — powiedział Harry nieco bardziej wrogo niż zwykł odzywać się na co dzień. Blaise roześmiał się cicho.

— Właśnie widzę — oznajmił na co otrzymał zirytowane spojrzenie od kumpla.

               — Harry w porządku? — zagadnęła Hestia odwracając się do niego a Potter natychmiast się uśmiechnął i przejechał nieporadnie dłonią po włosach.

— Tak. Przypomniałem sobie tylko, że muszę napisać jeszcze esej do McGonagall, więc dziś za dużo nie wypiję. — Dziewczyna przytaknęła uśmiechając się pokrzepiająco, następnie wracając do rozmowy z siostrą. Ostatnimi czasy Zimna Carrow zaczęła częściej komunikować się z siostrą i resztą, należącą do "ich grupy". Wyjątkami byli Max i Alex, których ignorowała, jeśli to możliwe, jeszcze bardziej niż kiedyś. Właściwie Potter dostrzegł iż cały Slytherin zaczął unikać Seijuuro bardziej niż zwykle. Tak, jakby ten wyrządził każdemu z nich krzywdę. Za to pewnego razu powstrzymał Zabiniego przed obiciem dziewczęcej buźki Alexa. Żaden nie powiedział mu, o co poszło.

               Potter po raz pierwszy towarzyszył im w wypadzie do Hogsmade. Zawsze jakoś przeoczając wyjścia będąc zajętym różnego rodzaju sprawami, głównie nie mającymi z nim zupełnej styczności. Zasadniczo nie różniło się wiele od tych, gdy był Gryfonem. Szli spokojnie, bez większych utrudnień czy wygłupów. Zasadniczo jedyna rzecz, która różniła się od reszty wyjść do wioski, to miejsce do którego poszli. Ślizgoni bowiem nie skierowali się ani do "Trzech Mioteł", "Pod Świńskim Łbem", "Sklepu Zoonka", ani nawet do przesłodzonej Kawiarni Pani Puddifoot. Poszli w głąb wioski. Potter nigdy nie przechadzał się po Hogdmade dalej niż do drugiego z wymienionych wcześniej lokalów, dlatego też nie wiedział, że dalej są jeszcze jakieś lokale a nawet sklepy.  Cała masa sklepów. Od zwykłych sklepów z eliksirami do krawców a nawet oddziałów projektantów. Był tu Jubiler i Mokostek, był fryzjer i kosmetyczka, a także wiele, wiele innych specjalistów. Ślizgoni przystanęli przy figurze jakiejś czarownicy znajdującej się pośrodku mini rynku.

               — Hestia chce kupić kilka rzeczy, więc widzimy się w "Śmierci"  — oznajmił Draco a reszta jedynie przytaknęła. Ponieważ niedomówieniem by było powiedzieć, że wszyscy to zrobili, bowiem Harry ani drgnął, nie tylko dlatego, iż uznał, że nie będzie się słuchał Malfoya, ale temu, że nie miał pojęcia o czym chłopak do nich mówił. Kiedy odeszli Nott z Carrow również się od nich oddalili następnie znikając w salonie Harrisona Greecka, który, jak Potter wywnioskował po witrynie, był żeńskim projektantem ubrań.

— Mieliśmy się tylko iść schlać — jęknął z rozczarowaniem Zabini. — Nie było mowy o żadnych zakupach!

— Zabini...

— Nosz kurwa plany mi psują! — warknął przerywając Potterowi. — A mogłem iść z Vanessą. Przynajmniej po wypitym by łatwo się dała.

— Zabini!

— Czego? — mruknął patrząc z oburzeniem na Pottera. Niższy chłopak westchnął i przejechał dłonią po twarzy.

— Czym jest "Śmierć"? — spytał spokojnie na co otrzymał bardzo dziwaczne spojrzenie od kupla. Wyglądał na wielce zdziwionego tymi słowami.

— Jak to czym jest? — odpowiedział pytaniem. — Co z ciebie za Ślizgon!

— W tym roku jestem pierwszy raz w Hogsmade!

— I tak powinieneś wiedzieć, w końcu każdy wie gdzie chodzą ci spod ciemnej gwiazdy— przewrócił oczami po czym machnął na niego ręką, kierując się w jedną z ciemniejszych uliczek. — "Śmierć" to lokal dla ludzi z pieniędzmi — wyjaśnił zwyczajnie. — Inaczej wykidajło wywali ciebie i osobę ci towarzyszącą —wzruszył ramionami przystając przy zwyczajnie wyglądających drzwiach, do jednej z chatek. "Cóż. Łatwo to przeoczyć" pomyślał Harry kiedy to Zabini wyjął rękę w kierunku klamki. Jednak kiedy już otworzył drzwi. Potter zaniemówił.

               To miejsce nie było jakimś tam, zwyczajnym barem. Potter nawet nie nazwałby tego barem. To był rzeczywisty klub go—go.

Potter nigdy nie był w takim klubie, jedynie kilka razy widział reklamy takowych w gazetach. Każda informacja odznaczała się  krzykliwymi barwami z załączonym obrazkiem bardzo skąpo ubranej pani, lub również tak ubranej, pani na rurze.

— Żartujesz sobie prawda? — Spytał Potter przechodząc przez loże razem z Zabinim. Było tu bardzo dużo ludzi. I to nie tylko uczniów. Byli tu również ludzie z ministerstwa, czego Potter się nie spodziewał.

— Niby czemu?— Zagadnął z uśmiechem na ustach i machnął ręką na jedną z kelnerek, jednocześnie siadając w bocznej loży, skąd miał idealny widok na tancerkę w klatce.— Potter ty się rumienisz!

— Wcale nie — warknął odwracając wzrok. —Dziewczyny nie mają obiekcji co do tego miejsca?

— Czy ja wiem... Robią tu dobre drinki, więc nie narzekają — wzruszył ramionami patrząc na wysoką szatynkę, która przyszła ich obsłużyć. Była ubrana w skórzane, czarne body bez ramiączek i nadkolanówki w siatkę. Twarz miała piękną a makijaż wyzywający. Do tego jej oczy spoglądały prosto w oczy Pottea, któremu wydawało się, że coś poczuł w spodniach.

— Masz nowego kolegę Blaise — zagadnęła odwracając wzrok do czarnoskórego uśmiechając się do niego chłodno, a Potter zrobił zakłopotaną minę, kiedy tylko jej słowa do niego dotarły.

— Chciałabyś szmato — odparł na co ta jedynie się zaśmiała opierając dłonie o stolik i nachyliła się nad nim w sposób tak drapieżny, że Potter zdziwił się, że Zabini wytrzymuje to z takim spokojem. Potter widząc jędrne piersi lekko odstające z jej ubrania poczuł się całkowicie onieśmielony.

— Oj chciałabym — oznajmiła z uśmiechem. — Wtedy nie musiałabym obsługiwać bardzo uciążliwego szczeniaka, któremu brak powściągliwości w miejscach publicznych.

— Jakoś nigdy ci to nie przeszkadzało — stwierdził spokojnie, kobieta parsknęła cicho i pokiwała głową spoglądając w jego ciemne oczy. Harry po głębszym przyjrzeniu się stwierdził że dziewczyna jest tylko niewiele od nich starsza. Miała może dziewiętnaście/dwadzieścia lat. Więcej by jej nie dał. Choć jak Potter zdołał się już przekonać na przykładzie Amandy Malfoy, pozory mylą. — Co polecisz? — zmienił temat. Dziewczyna wyprostowała się opierając dłoń o prawy bok, drugą owijając sobie palec o opadający włos na jej twarz, który jakimś cudem opuścił jej idealnego koka.

— Jas jest dzisiaj w dobrej formie — mruknęła spoglądając na płomiennowłosą dziewczynę robiącą właśnie szpagat na jednej z rur.— Cleo postanowiła rozegrać nowe show z pingpongami w roli głównej. Za to Erica...

— Chodziło mi o picie. Dzisiaj będziemy w składzie — kobieta spochmurniała delikatnie.

— Składzie mówisz — powiedziała krzywiąc się przy tym jakby połknęła cytrynę. — Czyli ta świętoszka przyjdzie?

— Przyjdzie — odparł na co tamte westchnęła z rezygnacją. — Wyglądasz na zawiedzioną. A przecież całkiem nieźle ci płaci w napiwkach.

— Nie zaprzeczę — przeciągnęła leniwie.— Mało kto tyle wydaje za zwykłe drinki. Jednak nie przepadam za jej stylem bycia. Ten jej wisiorek mnie irytuje — skrzywiła się a chłopak zaśmiał cicho.

— Boisz się Boga?

— Boga nie ma — rzuciła pusto odwracając wzrok na tancerkę w klatce. — Ale sam fakt, że taka religijna dziewczynka się tu pojawia napawa mnie obrzydzeniem. Skoro taka jest, to po co tu przychodzi?

— Pewnie temu, że jest najlepszą przyjaciółką syna Diabła — roześmiała się głośno i pstryknęła palcami.

— To mnie najbardziej w tym wszystkim bawi — zachichotała. — Dobrze. Więc jak zgaduję żmija dla ponuraczki, ognista dla blondasa, malibu dla świętoszki — "Ciekawe czy dla każdego człowieka w barze ma specjalne określenie go opisujące" pomyślał Potter wracając do słuchania —  ...cka dla lalusia i czysta dla ciebie. Jednak co dla pana...

— Pottera.

— Pottera?! — powtórzyła za Zabinim puszczając swoje włosy i spoglądając na Harry'ego z szokiem. — Naprawdę?— uśmiechnęła się zadziornie a Potter powoli przytaknął. — Aż dziw, że taki bohater tu przyszedł. Co ty robisz z ludźmi Blaise — rzuciła z wyrzutem a czarnoskóry wzruszył ramionami zwracając uwagę na dziewczynę w klatce a jego oczy zabłysły, czego Potter nie dostrzegł skupiając się na kelnerce, która patrzyła mu w oczy z zaciekawieniem. — Naprawdę jesteś taki ładniutki jak mówiła Romilda.

— Romilda? — Powtórzył Potter a dziewczyna parsknęła i przytaknęła

— Jej koleżanki bardzo lubią tu przesiadywać, żeby sprawdzić czy chłopcy ich nie zdradzają — machnęła dłonią w kierunku grupki dziewczyn siedzących po drugiej stronie pomieszczenia, które popijając jakieś drinki rozglądały się uważnie po sali. — Głupiutkie istotki — przewróciła oczami. — Czasami sobie z nią poplotkuję. Jak już dużo wypije — zaśmiała się cicho. — Masz kolor oczu jak zaklęcie uśmiercające. To takie piękne — powiedziała z zachwytem a Potter poczuł dziwne uczucie w żołądku.

               — Dla Pottera Morganę z niespodzianką — kelnerka odwróciła wzrok do Zabiniego robiąc przy tym zdumioną minę, jednak po chwili uśmiechnęła się i przytaknęła, następnie odchodząc zgrabnie kołysząc biodrami a Potter dostrzegł króliczy ogonek po środku jej pośladków. — Znowu się rumienisz.

— Przestań już z tym rumienisz! Ciepło tu! — Oburzył się w odpowiedzi usłyszał śmiech Zabiniego.

— Oczywiście, oczywiście — przytaknął chłopak i posłał mu oczko. — Daj spokój. Wiem jakie są początki. Nie masz się czego wstydzić. Życie w celibacie nie należy do najprzyjemniejszych— Ziewnął, rozsiadając się wygodniej na kanapie i uśmiechnął lekko widząc jak dziewczyna z klatki zaczyna swój popisowy numer, zdejmowania bielizny z udziałem samych zębów. — Ale jak już zaczniesz, to wszystko jedno ci będzie z kim to robisz. Uwierz. Nie warto się starać. — Harry spojrzał na dziewczynę a jego oczy zabłysły, pierwszy raz w życiu widział jak dziewczyna zdejmuje bieliznę. I w dodatku nigdy nie spodziewał się, że jest się w stanie zrobić to w taki sposób! — I tak na końcu cię zostawi dla jakiegoś sukinsyna, bo ten jest jej koloru skóry. — Potter spojrzał na Zabiniego ze zdziwieniem. Ten nie zwracał na niego zupełnej uwagi, skupiając się na dziewczynie.— Samice to suki i tyle. Lepiej nie przejmować się kimś kto... Hestia kochanie, jak tam zakupy?! — Zagadnął kiedy tylko ujrzał dziewczynę, która wyszła z tłumu i podeszła do ich stolika. Ślizgonka usiadła a jej wzrok pojechał do dziewczyny w klatce i delikatnie się zarumieniła odwracając wzrok. Potter zwrócił uwagę na jej szyję. Nie miała żadnego naszyjnika.

— Draco zaraz wróci. Nie można tu palić — dodała natychmiast jakby spodziewając się, że ktoś zapyta, gdzie jest. — Zakupy w porządku. Zamawiałam sobie sukienkę na przyjęcie u Sluthorna.

— Tak, tak... Stary Ślimak i te jego przyjęcia — mruknął Zabini i zdjął skórzaną kurtkę rzucając nią niedbale o oparcie sofy.— Pewnie będzie tak drętwo jak na tych jego zajęciach.

— Czego można się spodziewać po eliksirach — zaśmiała się delikatnie a on przytaknął. — Harry. Ty już masz zamówiony garnitur?

— To jest aż tak wystawne? — Jęknął ze skrzywieniem w odpowiedzi na co pozostała dwójka zaśmiała się cicho. — Muszę zamówić. Jest jeszcze trochę czasu. Więc pewnie zdążę.

— Niby racja. Ale powinieneś się dostosować również do partnerki... Harry? — Spytała powoli, kiedy ten uderzył głową o stół. — Coś ci jest?

               — Nie mów, że jeszcze żadnej nie zaprosiłeś?! — parsknął Zabini. Potter zaklął szpetnie. — Jaka z ciebie jest ofiara.

— Daj mi spokój! — warknął. — Wszystkie jakimś cudem mają plany. Nosz kurcze co jest ze mną nie tak?! — Oburzył się. Zabini wzruszył ramionami za to Carrow przyjrzała mu się uważniej.

— A ilu się zapytałeś? — Potter nie odpowiedział. Blaise zwrócił uwagę na byłego Gryfona, patrząc na niego jak na idiotę, za to Hestia westchnęła z rezygnacją. — Pewnie temu żadna ci nie odpowiedziała. Do żadnej nie podeszłaś.

— To nie jest takie proste jak się wydaje.

— Ta. Na trzecim roku! — Prychnął czarnoskóry. — Koleś, ile ty masz lat? Nie zrobi nikt tego za ciebie!

— Wiem — mruknął opierając głowę o rękę. — Już wolę walczyć ze smokiem niż się tak upokarzać. — Carrow zaśmiała się cicho a jej wzrok pojechał w głąb sali.

— Zaproś Florę — Potter spojrzał na dziewczynę ze zdziwieniem, Zabini z resztą też .— Pójdzie z tobą nawet jak zrobisz z siebie idiotę.

— Carrow jest wolna?

— Idziesz z Dafne, Blaise — przypomniała mu a chłopak westchnął z rezygnacją. — Wczoraj jeszcze była. Jakoś nie spieszy się jej z zaproszeniem chłopaka. Pewnie poszłaby tam sama.

— Skąd masz pewność, że się zgodzi?

— Ona nie odmawia jeśli chodzi o tak błahe sprawy jak przyjęcia czy bale — powiedziała po prostu. — Mam wrażenie, że poszłaby nawet z Longbottomem gdyby tylko ją zaprosił. Nie jest zbyt wybredna.

— To go pocieszyłaś — parsknął Blaise. Za to Potter już nie zwrócił na niego uwagi patrząc na Florę, która weszła do lokalu razem z Nottem i Malfoyem. Przyjrzał się jej uważniej. I musiał przyznać. Carrow była jedną z lepszych sztuk jakie są w szkole. — No nareszcie! — oznajmił głośno chłopak, po czym przed nimi pojawiły się ich drinki. Potter zwrócił uwagę na swoje picie. Nie miał pojęcia co jest w środku. Było niebieskie i unosił się z niego fioletowy dym. Zajeżdżający nieco wódką.

               — Jesteś pewien Potter, że chcesz to wypić? — Harry uniósł wzrok do Draco, który nie patrzył na niego z przekonaniem. I mimo całej swojej złości do Ślizgona, przyznał mu rację. Nie miał pojęcia czy chce.

— Co to właściwie jest Zabini? — Czarnoskóry uśmiechnął się do niego a po ciele Harry'ego przeszły ciarki. Nie spodobało mu się to spojrzenie.  

— Drink z niespodzianką — oznajmił i wypił za jednym chłystek kieliszek z wódką, który napełnił się na nowo przeźroczystym płynem. — No pij.

— Nie chcę.

— Nie zostaniesz nigdy mężczyzną jeśli się tego raz w życiu nie napijesz! — Wyrzucił a Potter skrzywił się patrząc na napój.

                — Czy ja wiem. Theo nie pił i wygląda całkiem dobrze — mruknęła Flora na co Harry natychmiast odsunął szklankę od ust. Za to Nott skrzywił się widząc minę Blaisea.

— Ty nie... Rita! Jeszcze jedną Morganę z niespodzianką!

— Jestem na leka...

— Z podwójnym lodem! — krzyknął a kelnerka, która wcześniej ich obsługiwała machnęła różdżką a przed Theodorem pojawił się ten sam dziwny napój, który dostał Harry.

— Nie wypiję tego.

— Bo jesteś tchórzem.

— Bo jestem rozsądny — mruknął odsuwając od siebie szklanicę. — Nie chcę skończyć jak wy dwaj. — Malfoy przewrócił oczami a Zabini parsknął śmiechem.

— Nie będziesz osamotniony — klepnął Harry'ego po plecach. — No Theo. do dna!

               — Musiałaś o tym wspominać? — Flora wzruszyła ramionami biorąc łyk swojego zielonego drinka i popatrzyła na dziewczynę, która przyniosła piłeczki pingpongowe.

— Nie bądź ciamajda. Pij — Zabini podsunął bliżej Pottera jego napój na co tamten jedynie się skrzywił.

— Nie może być aż tak źle — powiedział cicho a Nott chwycił za swoją, i jednocześnie wypili całkowicie zawartości swoich szklanek. Żaden z nich nie dostrzegł spojrzenia Malfoya, które mówiło jednoznacznie, że będzie gorzej niż źle.

               Pierwsze uczucie jakie Potter poczuł to coś lodowatego w żołądku. Potem wszystkie barwy zrobiły inwersję. Czarne było białe, zielone — różowe a niebieskie — czerwone. Poczuł się bardzo dziwnie. A ludzie stali się dziwnie niewyraźni...  Za to ich zapachy intensywniejsze. Czuł wodę kolońską Zabiniego wymieszaną z dezodorantem, lawendowy zapach Hestii i coś ostrego jednak przyjemnego ze strony Flory. Do tego wśród wszystkiego zaczęły dziać się przeróżne rzeczy. Widział rozbierającą się Ginny na miejscu tamtej blondynki w klatce. Ludzie z ministerstwa grali nago w pokera z niedźwiedziem i wilkiem. Z najintymniejszego miejsca jednej z dziewczyn na scenie wyskakiwały kule armatnie wybuchające fajerwerkami, a  kelnerka miała na głowie kurę w okularach przeciwsłonecznych i złotej kecie na karku. Następnie to wszystko zaczęło zmieniać się w coś o wiele dziwniejszego.

               — Wyglądają całkiem nieźle — oznajmił Blaise patrząc na Pottera, którego oczy były wielkości Galeonów a on rozglądał się wokoło z otwartymi ustami. — Ty po pięciu minutach już rzygałeś.

— Już wolałem rzygać niż walić konia w jednej z tych klatek — Hestia skrzywiła się słysząc te słowa za to Flora zainteresowała się Theodorem, który siedział patrząc w szklankę z obawą. Tylko tyle. Nie patrzył się w około. Zwyczajnie siedział i lekko się kiwał w przód i w tył. — Jak ty tam właściwie wlazłeś?!

— Magia mój drogi — zaśmiał się Zabini spoglądając na dziewczynę, która wkładała w siebie już chyba szóstą piłeczkę. — Sporo tego zmieści — rzucił przyglądając się kobiecie a kiedy zaczęło się przedstawienie Harry pisnął jak mała dziewczynka chowając się pod stół.  — Potter?

— Pif, paf! — krzyknął chłopak celując rękoma w kierunku dziewczyny a Flora, Hestia, Malfoy i Blaise wymienili zaniepokojone spojrzenia. — Nie dorwiesz mnie żywcem Halk! — krzyknął nagle zrywając się na równe nogi i przeskoczył przez kanapę biegnąc w głąb tłumu.

—Harrry/Potter wracaj! —krzyknęli jednocześnie wszyscy trzeźwi. Hestia wstała patrząc z zaniepokojeniem jak Harry wspina się po schodach na czworaka.

— Zrobi sobie krzywdę!

— Daj mi zrobić zdjęcie!

— Nie masz aparatu idioto! — warknął Malfoy również podnosząc się z miejsca. — Choć. Trzeba go stamtąd zabrać bo jeszcze nas z klubu wywalą. Blaise spojrzał na chłopaka z obawą po czym również wstał.

— Ja go popilnuję. Jeszcze nie wiadomo jak na niego to zadziałało— oznajmiła Flora a reszta jej przytaknęła następnie kierując się w kierunku gdzie zniknął Potter. W chwili kiedy odeszli, chłopak drgnął — Theo?

— Poszli? — spytał cicho a dziewczyna przytaknęła, na co ten jedynie przytaknął i wypił swój pierwszy napój na jednym chłyście.

— Wszystko w porządku?

— Tak. Dlaczego miałoby się coś dziać? — Spytał i uśmiechnął się do niej delikatnie. — Przecież to tylko głupi drink. Nie ma mowy żebym coś zrobił. — Carrow przytaknęła biorąc łyk ze swojej szklanki, zupełnie nie zauważyła kiedy źrenice chłopaka się rozszerzyły.


*


— Potter idioto wracaj! — syknął Zabini patrząc jak ten zniknął za jakimś fotelem — I tak cię wi... Co kurwa?! — Zatrzymał się kiedy za fotelem znalazł jedynie jego ubrania. Dziękował

Merlinowi za to, że Bokserek jednak przy tym nie było.

               — Gdzie on jest?— spytał Malfoy a czarnoskóry wzruszył ramionami. — Trzeba go szybko znaleźć póki nie robi niczego co mogłoby...— Hestia krzyknęła głośno a obaj spojrzeli w kierunku gdzie patrzyła a ich oczy powiększyły się.

— Jak on to...

— Złaź stamtąd natychmiast! — syknął Malfoy, Potter usiadł na żyrandolu dłubiąc palcami w świeczniki i mimo iż za każdym razem syczał z bólu. Nie zaprzestał gaszenia ich. Draco dziwił się jedynie, że nikt poza nimi zupełnie tego nie zauważył. Wszyscy byli tak skupieni na występach dziewczyn z klubu, że nawet nie myśleli o tym by spojrzeć w górę na półnagiego Wybrańca siedzącego na żyrandolu i palącego sobie ręce.


*


— Theo po co tam idziemy? — spytała cicho kiedy wyszli na zaplecze i rozejrzała się dookoła. W pomieszczeniu panował półmrok, więc niewiele widziała, ale musiała przyznać. Dziewczyny nie miały się tutaj z całą pewnością źle. Skrzynie pełne galeonów tylko to potwierdzały.  — Tu nie możemy wchodzić.

— Spokojnie — oznajmił ciągnąc ją za rękę w głąb pokoju — Przecież nie takie rzeczy się robiło.

— Niby racja. Ale mimo wszystko, sądzę że powinniśmy wracać.

— Boisz się?

— Nie wiemy co z tymi idiotami tam się dzieje — zaczęła ale zaśmiał się cicho

— Czyli jednak się boisz — uśmiechnął się zimno i przystanął przy ścianie na końcu pomieszczenia. Tutaj nie było słychać nawet dudnienia muzyki dobiegającej z sali.

— Nie mam się czego — oznajmiła po czym syknęła cicho kiedy uderzyła o wcześniej wspomnianą ścianę. — Nott? —chłopak uśmiechnął się do niej zimno — Theo to... Puszczaj! — Syknęłą kiedy chwycił jej obie dłonie splatając z nią palce, przez co nie potrafiła wydobyć z siebie mocy.

— Spokojnie — powtórzył nachylając się nad nią a jej serce zabiło mocniej kiedy polizał jej szyję — Będziesz zadowolona.

— Nott to nie jest śmies...Nott — jęknęła z bólu kiedy ugryzł ją strasznie mocno w płatek ucha

— Już jest dobrze — spojrzała w jego pełne dziwnej satysfakcji oczy które lśniły w ciemności — Po prostu bądź cicho dobrze?

— O czym ty mó...

— Cicho — powtórzył wykręcając jej ręce tak mocno, że coś w jednej chrupnęło a dziewczyna poczuła łzy bólu  w oczach, jednak się już nie odezwała. Na co uśmiechnął się szerzej. — Nie znajdą nas tutaj.

— Ale kto?

— Te wstrętne elfy — Carrow zamrugała zszokowana. Było z nim źle. Bardzo źle. Pomyślała kiedy do niej przyległ zsuwając się razem z nią na podłogę, a dziewczyna poczuła jak coś obdziera jej skórę na plecach, przez co syknęła cicho. — Nie znajdą. — puścił jej ręce pochylając się nad nią delikatnie, tak że czuła jego ciepły oddech przy lewym uchu.

— Jesteś nieco za bli... — zamilkła spoglądając w jego oczy. Pełne szaleństwa i dziwnego rodzaju pożądania. — Nie znajdą — powtórzyła jego słowa a chłopak uśmiechnął się jak mała dziewczynka, która otrzymała nową zabawkę i przytaknął. Opadł na kolana wciąż się jej przyglądając, Carrow czuła się nieswojo. Nigdy nie użyłaby magii w stosunku do niego. Jednak bała się tego co może zrobić pod wpływem tego piekielnego napoju.  




*

— Rita. Mogłabym prosić o eliksir trzeźwości? — Szatynka odwróciła się od baru spoglądając na Hestię ze zdziwieniem i uśmiechnęła się do niej chłodno opierając o ladę. Nigdy nie miała okazji pobyć z Hestią sam na sam. Dlatego też nie mogła przepuścić takiej okazji.

— Już się upiłaś Hestiuniu — dziewczyna zamrugała ze zdziwieniem jednak pokiwała szybko głową. — Wiesz, że to działa dopiero jak się ma z czego trzeźwieć a nie po wypiciu jednego drinka? Z resztą. Skąd masz wiedzieć. Nigdy naprawdę się nie upiłaś.

— Nie chodzi o mnie — oznajmiła cicho a szatynka uśmiechnęła się ponownie. — Draco powiedział, że mam zajść. Bo to nieco złagodzi skutki Morgany.

— To trzeba przeżyć Carrow! — zaśmiała się starsza .— Co daje uspokajanie eliksiru otumaniającego? Traci się zabawę.

— Harry popalił sobie już palce, i zniszczył wam żyrandol. — Kobieta podniosła wzrok na wymieniony przedmiot i zmarszczyła brwi. Faktycznie, zwisał teraz na jednym pręcie. Mógł w każdej chwili spaść na ludzi u jego dołu. Zwróciła uwagę właśnie na tych ludzi. Śmierć urzędasów z ministerstwa brzmiała bardzo kusząco, jednak... Machnęła różdżką a lampa złożyła się z powrotem w całość.

— Nic przed ani po tym nie pił. Więc długo to już nie potrwa — mruknęła spokojnie zwracając znów uwagę na Carrow. — Przejęłabym się bardziej twoją siostrą. — Hestia odwróciła wzrok w miejsce ich loży. Była pusta. — Nott popił szkocką. Przedłuży się to o jakieś piętnaście minut. Potter za to skończy wariować do trzech — wyjaśniła. — Nie psujcie mu tej zabawy.

— Te zabawy jeszcze nic dobrego nie przyniosły — Rita zmarszczyła brwi i zwróciła uwagę na Hestię, która patrzyła na jednego z Urzędników Ministerstwa, który to zabawiał się z młodziutką blondynką na swoich kolanach. Był to Slavimir Quank, viceszef Departamentu Przestrzegania Prawa czarodziejów, mąż, i ojciec trójki dzieci.

— Skoro żona nie umie się nim zająć to ktoś musi. — Warknęła a dziewczyna pokiwała natychmiast głową i na nią spojrzała.— Nie oceniaj nas. Taka praca.

— Nie oceniam — powiedziała po prostu. — Ale to nie jest w porządku — zwróciła uwagę na innych żonatych panów. — Skoro wolą swobodne życie to po co się żenią? — spytała cicho a przez huk muzyki Rita dopiero co ją dosłyszała. — Nie lubię tutaj przychodzić.

— Uwierz. Ja też nie lubię cię tu widzieć. — brunetka zaśmiała się delikatnie i uśmiechnęła do niej. Rita poczuła jak coś ściska jej żołądek. Nigdy nie widziała tak uprzejmego uśmiechu.

— Chociaż w tym jesteśmy zgodne — zaśmiała się cicho. — Miałaś rację — oznajmiła widząc jak krzywo poubierany Harry schodzi powoli po schodach z Draco i Blaisem po obu stronach. Wyglądali jak jego ochroniarze. — Teraz jeszcze muszę znaleźć Florę z Theodorem — westchnęła cicho. — Mogę prosić o szklankę wody i jeszcze jedno malibu?— Rita przytaknęła a ślizgonka odeszła.

— A mogłam jej mocniej podogryzać — westchnęła, przechodząc przez ladę i zajęła się przygotowaniem drinka. Malibu były rzadko zamawiane przez co nie mogła ich natychmiast przesyłać do klientów, tylko zajmować czas na przygotowanie.


*


— Ja pieprze ale to było dziwne — powiedział Harry trzymając się za głowę i opadł na kanapę. — Nigdy w życiu podobnej fazy. Nigdy! — powtórzył z mocą a przed nim pojawiła się szklanka wody, którą wypił natychmiast i odetchnął głęboko. Tego było mu trzeba. Zwrócił uwagę na swoje poparzone palce. — Nic nie czułem — powiedział cicho. Zabini zaśmiał się lekko i poklepał go po plecach. Draco za to napił się swojego trunku nie komentując przedstawienia, które odstawił Harry, dziękując w duchu, że posłał Hestię na dół po eliksir. Widok nagiego Pottera był jednym z najgorszych jakie miał nieprzyjemność w życiu oglądać. Drugim był nagi Zabini robiący kiedyś sobie dobrze kilkanaście metrów dalej.

— A tych gdzie wywiało? — Zapytał nagle Harry a Blaise i Draco spojrzeli na miejsca Theodora i Flory. Zabini spojrzał na dwie puste szklanki na miejscu Notta i wstrzymał oddech.

— Ten to będzie miał jazdę — powiedział cicho, z jakiegoś powodu zabrakło mu śliny w ustach. Malfoy uderzył się otwartą dłonią w czoło i ponownie wstał.

— Poszukam ich. Ty pilnuj Pottera. Jeszcze nie wygląda normalnie.

— Ej! — Warknął Harry, jednak ten go zignorował następnie odchodząc. — Sądzisz, że Nott zrobi coś Carrow? —Spytał powoli a tamten wzruszył ramionami, oglądając nową tancerkę w klatce. Ta miała czarne włosy i większe piersi od poprzedniej. Do tego posiadała piękne ciało w odcieniu mlecznej czekolady, a także strój złożony z samych złotych łańcuszków, które mieniły się w świetle i poruszały w rytm muzyki, kiedy ta zaczęła tańczyć.

— Ciężko stwierdzić — oznajmił uśmiechając się na widok zgrabnego tyłu tancerki. — Może ją w końcu ktoś przerżnie. 
— Zabini!

— No co? — Spytał nawet na niego nie patrząc, teraz cieszył oczy pięknem kobiecego ciała. Nie miał zamiaru tego przerywać, tylko dlatego, że Potter odstawia szopkę.— Daj spokój Potter. Są w takiej dziwnej relacji, że to nie byłoby niczym nadzwyczajnym. Uwierz mi. Wiem co mówię.

— Bezsensu jeśli zrobiłby to w takim stanie — warknął Harry również opierając się o oparcie sofy. — To chyba powinno nieco inaczej wyglądać.

— U dziewczyny i owszem. Dla nich to jednak jest coś innego niż dla nas... Wiesz.. One ogólnie są inne. Trzeba się z nimi obchodzić delikatnie — położył nogi na stół. — Z resztą co ci będę opowiadał. Sam się w końcu rusz, to się przekonasz — wskazał piękne dziewczęta znajdujące się na scenach. — To nie tylko klub go go ale i burdel. — Potter popatrzył na niego z szokiem. Zabini roześmiał się lekko widząc jego minę. — No co? Są ładne, większość z nich ma bardzo dobre wykształcenie. Możesz sobie pogadać, pocieszyć oczy a za odpowiednią sumkę i się zabawić.

— Pewnie jesteś specem od tego, która w czym jest najlepsza — Potter nie miał pojęcia, kiedy te słowa opuściły jego usta. Od razu po wypowiedzeniu ich, bardzo tego żałował. To zabrzmiało dosyć jednoznacznie. Jednak Blaise nie wyglądał na przejętego. A nawet, się uśmiechnął.

— Specem się nie nazwę. Zasadniczo tylko z jedną uprawiam seks, bo jest całkiem do mnie podobna. — Oczy Pottera natychmiast pojechały do tancerki w klatce.— Poza tym znam ją prywatnie więc mogę powiedzieć na jej temat nieco więcej niż o reszcie tych panienek.

— Jest naprawdę piękna — chłopak prychnął a Potter na niego spojrzał.

— Tej nago nie zobaczysz na scenie. — Oznajmił z rozbawieniem. — Rita jest tu jedynie kelnerką. — Potter zrobił zszokowany wzrok spoglądając na dziewczynę za barem. Nie spodziewał się tego, że Zabini powie właśnie o niej. Chociaż ich powitanie mówiło mu już jednoznacznie o tym, iż znają się całkiem dobrze.— Myślisz szablonowo Potter. Tina jest słodka, ale próżna. Ciężko z nią nawiązać kontakt — wskazał czarnoskórą a Potter przytaknął na znak zrozumienia. — Z resztą nieważne. Darko mówił, że Denisa jest świetna na początek— wskazał dziewczynę o płomienistych włosach.

— Ustalmy coś Zabini. Nie mam zamiaru pieprzyć się z dziwką.

— Oj tam zaraz dziwką — mruknął przewracając oczami. — Damą do towarzystwa. Dziwka to Weasley. Mami chłopaków i wykorzystuje, a jak inny się jej spodoba od razu zostawia. One nie mają kogo zdradzać. To tylko biznes.

— Dosyć ohydny.

— Ale opłacalny — machnął dłonią lekceważąco. — Poza tym, nie ma lepszych informatorów niż one — parsknął cicho a Potter mu się przyjrzał uważnie. Blaise uśmiechnął się przelotnie.— Za kilka galeonów możesz się dowiedzieć naprawdę ciekawych rzeczy o każdym. Przychodzą do tych klubów auroży i śmierciożercy, ludzie od C.O.D.E. i zagraniczni szpiedzy. Wystarczy dać zadowalającą sumkę, a mogą odpowiedzieć prawie na każde pytanie. Nie można nazwać kogoś takiego dziwką, nawet jeśli faktycznie to co robi, jest potępiane przez społeczeństwo.  Bo przez nie. Wiele ludzi już uratowało skórę, albo spotkało się w cztery oczy ze śmiercią. Nie lekceważ tych panienek. Bo jeszcze kiedyś karma do ciebie wróci. I pożałujesz tego, że je obraziłeś. — Potter nie miał pojęcia dlaczego... Ale uwierzył mu.


*


— Byli tam? — Hestia pokiwała przecząco głową wychodząc z damskiej toalety. Szukali tej dwójki już wszędzie. W każdym miejscu. Od składzika na miotły po każde pomieszczenie na górze budynku. Napotykając tam często zajętych sobą ludzi, którym bardzo te najścia się nie spodobały. Nie było chyba innego miejsca gdzie mogliby ich znaleźć.

               —  Inna dwójka z waszej paczki zwykle jest taka ponura — oznajmiła Rita kładąc przed nimi szklanice z ich napojami. — Zamieniliście się rolami?

— Nie potrafimy ich znaleźć — oznajmiła Carrow, kiedy to Malfoy pociągnął mocno ze swojej szklanki opróżniając ją do dna. — Nie wiemy czy coś się stało... Może wyszli? — Zwróciła uwagę na chłopaka a on jedynie wzruszył ramionami.

— W normalnych okolicznościach kazałabym wam za to zapłacić ale z racji iż jesteście przyjaciółmi Zabiniego, naruszę swoją cenną zasadę. — Oboje ślizgonów spojrzało na kobietę z niezrozumieniem. — Są na zapleczu — wskazała dłonią drzwi za swoimi plecami.

— I mówisz to dopiero teraz?! — spytała Hestia podniesionym głosem.

— Nie pytałaś czy wiem gdzie poszli — zwróciła się spokojnie a brunetka zamilkła spoglądając w swój drink.

— Masz rację. Przepraszam, że się uniosłam.

— Nie masz mnie za co przepraszać — parsknęła dziewczyna i zwróciła uwagę na Malfoya. — Miałam ich stamtąd wygonić ale mam za duży ruch — oznajmiła machając różdżką a kolejne trzy drinki zniknęły z lady, pojawiając się przy grupce krukonów. — Działanie Morgany ustanie za jakieś dwie minuty. Nie wiem czy jest sens tam wchodzić. Ślizgon jedynie przytaknął. Hestia za to spojrzała z obawą na drzwi. Ten trunek naprawdę robił z ludzi zwierzęta.— Królewno napij się. Zaraz pewnie sami wyjdą —przysunęła bliżej Carrow malibu a dziewczyna westchnęła i chwyciła za szklankę. Rita przyjrzała się dziewczynie i zwróciła uwagę na jej szyję a jej oczy rozszerzyły się ze zdziwienia. Jej wisiorek zniknął.


*


— Przestań! —Przymknęła oczy chcąc myśleć racjonalnie jednak bliskość oraz to czego właśnie doświadczała nie dawało jej w spokoju pomyśleć. Jej podniecenie wzrastało a nieczyste myśli zrzucały na drugi plan te właściwe. Chłopak uśmiechnął się zatrzymując się w jednym z pocałunków przy jej lewej piersi, zacisnął lekko zęby na jej skórze i przyssał nieco mocniej jednocześnie napierając na nią nieco bardziej ale po kilku chwilach znów zaczął ją całować po całym ciele widząc jak jej upór opada a lekko rozchylone usta aż się proszą by je pocałować, co natychmiast zrobił wkładając w to pełno dzikiej pasji.

— Touka przestań wierzgać – syknął nachylając się nad jej uchem i rozpiął jej spodnie i pocałował ją w usta i przycisnął nieco mocniej do ściany. Nott mylił ją se swoją byłą dziewczyną, i Flora nie wiedziała teraz co jest gorsze, to, że widział w niej swoją byłą, czy to co właśnie jej robił. — Zaufaj mi, w końcu jesteśmy... — zamilkł nagle. Carrow otworzyła oczy spoglądając na niego. Theodor wyglądał na nieco rozkojarzonego.— Flora — szepnął i zwrócił uwagę na ich aktualną pozycję oraz zarumienił się nieco. — Ja... Przepra... — zastygł kiedy go przytuliła.

— Wróciłeś— powiedziała a chłopak zamilkł. — Wyglądał jak ty ale był inny... Nie wiedziałam co zrobić. Nie chciałam ci zrobić krzywdy.

— Flora — powtórzył z rezygnacją kiedy mocniej się do niego wtuliła.

— Bałam się — powiedziała ledwo słyszalnie. — Tak strasznie się bałam.

— Spokojnie. Już jestem — poczuł coś mokrego na koszuli i przejechał dłonią po jej włosach— Nie masz się czego bać. Już po wszystkim. Nie skrzywdzę cię nigdy. — zwrócił uwagę na jej gołe ramiona. Pamiętał jak siłą ją rozebrał... Nie panował nad tym. Wtedy czuł jedynie pożądanie i widział Toukę. Nic innego. Nie myślał, nie potrafił myśleć. — Przysięgam — pocałował ją w czoło i spojrzał w jej wielkie zapłakane oczy. Niesamowicie silnie w niego wierzące.

*


— No wreszcie! Gdzieście byli? — Parsknął Zabini kiedy tylko Nott z Florą znaleźli się z powrotem w loży.

— Sam chciałbym to wiedzieć — mruknął Nott a reszta uśmiechnęła się do niego pokrzepiająco. Wszyscy wiedzieli jakie rzeczy dzieją się po tym drinku. Potter czuł się jak w innym świecie. I to dosłownie. Kraina do której trafił była niesamowicie nierealna. Potter przyjrzał się Florze, która popijała swój drink spoglądając na blondynkę, która właśnie wstawała ze sceny z pustą miską po. Jej występ się skończył. I zacisnął pod stołem pięści. Musiał się przełamać i zadać jej to pytanie. Bał się jak cholera. Jednak musiał spróbować. Zwrócił uwagę na ognistą którą chwilę temu zamówił, wypił ją na jednym łykiem i od razu poczuł się odważniejszy.
— Pójdziesz ze mną na przyjęcie do Sluthorna? — Wypalił a wszyscy ślizgoni spojrzeli na niego ze zdziwieniem. Potter był cały czerwony i wyglądał jakby zaraz miał eksplodować a to wymowne milczenie wcale nie polepszało jego stanu. Carrow odłożyła kieliszek i na niego spojrzała, dopiero po pewnej chwili zdawała się pojąć że powiedział to do niej.

— Przykro mi ale nie mogę —  Harry przytaknął opuszczając wzrok na swoją szklankę. Już drugi raz odmówił mu za pierwszym podejściem, pójścia na przyjęcie. Poprzednia była Cho, która szła wtedy z Cedrickiem. Pamiętał jak dziś, te wszystkie uczucia upokorzenia, kiedy tylko uśmiechnęła się do niego przepraszająco. —Rano zaprosiłam Draco. Mogłeś zapytać wcześniej. — Hestia wyglądała jakby ktoś uderzył ją w twarz, słysząc te słowa. Blaise również wyglądał na zdziwionego. Jedynie Nott i Malfoy wyglądali na całkowicie obojętnych temu wszystkiemu.

— Nie wspominałaś — powiedziała powoli druga dziewczyna, Flora jedynie wzruszyła ramionami.

— To jedynie przyjęcie. Nie było powodu by o tym mówić .— Brunetka przytaknęła a Harry zauważył jak wbija paznokcie w brzegi kanapy. — Chyba nie jesteś zazdrosna— zagadnęła zadziornie, teraz Malfoy uniósł wzrok do Hestii. Dziewczyna parsknęła cicho na co tamta jedynie przytaknęła zwracając uwagę na kolejną tancerkę. Harry jednak wiedział, że skłamała. I uświadomił sobie, że nie tylko Malfoy ma problem z zazdrością o swoją byłą. Ona również była zawistna o niego.

— Po prostu wydawało mi się, że idziesz z Theo — oznajmiła cicho na co wspomniany chłopak pokiwał jedynie głową.

— Jestem winny Vane przysługę. — Wyjaśnił, wzruszając ramionami. — Ostatnio całkiem sporo nam pomaga więc zgodziłem się z nią pójść. Głupia małolata — mruknął strzelając na palcach. — Jakby mało miała Gryfonów.

— Oj tam pójście z Gryfonem nie wzbudziłoby takiej kontrowersji — zachichotał Zabini w odpowiedzi na co otrzymał mordercze spojrzenie ze strony Theodora. — No Theo. Nie bądź taki uprzedzony. Jak chce to potrafi być całkiem słodka. — Przeciągnął a jego oczy zabłysły. Potter już wiedział, że Zabini coś kombinuje. Zawsze robił tą minę kiedy miał jakiś szalony plan lub kiedy chciał sprawić żeby ktoś wyszedł z siebie. — Oczywiście wszyscy wiemy, że wolałbyś żeby to Granger cię zaprosiła ale... — Zabini syknął cicho kiedy nagle został podniesiony do pionu z różdżką przystawioną do jego gardła. Nadepnął mu na odcisk. Potter nigdy w życiu nie widział, żeby Nott tak bardzo się zirytował. Wyglądał jakby chciał go zabić.

— Jeszcze raz powiesz nazwisko tej szlamy, to trafisz na miesiąc do skrzydła, rozumiemy się?— Zabini przytaknął. Nott puścił go opuszczając niżej różdżkę, którą sekundę później schował do rękawa.

— Rany. Tyle nerwów z powodu wspomnienia Hermionki...

— Nott!— Powiedziała głośniej Flora kiedy Zabini uderzył o oparcie kanapy chwytając się za nos.

— Pojebało cię? — Syknął czarnoskóry odsuwając rękę od twarzy i ujrzał krew na swoich

palcach.— Tylko się droczę. A ty od razu z pięściami. Koleś. Lecz się.

— Wiedziałeś, że tak się to skończy — mruknął Malfoy patrząc ze znudzeniem na swoją do połowy pełną szklankę. — Po co zaczynasz jej temat, skoro ponad połowa z nas tutaj zebranych nie lubi o niej słuchać.

— Chciałem ożywić konwersację.

— Wystarczająco chyba jest ożywiona, twój nos przekrzywił się w lewo.

— Kurwa — warknął chłopak wstając i przeskoczył przez kanapę następnie idąc w kierunku baru , gdzie to stała Rita. Oni nie mogli jeszcze używać magii poza szkołą, dlatego też, pewnie szedł prosić ją o naprawienie nosa.

               — Mogłam mu go naprawić — mruknęła Flora i ziewnęła.— A wy przestańcie zachowywać się jak dzieci. Wszyscy — powiedziała z naciskiem i spojrzała na Notta.

— Wielka dorosła się znalazła — mruknął Malfoy na co dziewczyna prychnęła cicho i oparła się o oparcie zakładając dłonie na piersiach zwracając uwagę na występ.— Co to? — Harry zmarszczył brwi patrząc w to samo miejsce gdzie Malfoy, a konkretniej w miejsce tuż nad dekoltem dziewczyny. Gdzie to znajdował się mocny krwiak. Harry nie przypominał sobie żeby ten był tam wcześniej... A często. Oczywiście przypadkiem. Spoglądał w tamto miejsce u Flory kiedy tylko miała bluzkę z mocnym wycięciem w dekolcie. Carrow dopiero po chwili zwróciła na nich uwagę, wcześniej po prostu starając się ich zignorować. Ale do spojrzeń w jej dekolt dołączyła jeszcze Hestia i Nott co stało się nie do zniesienia.

— Co niby? — Warknęła i zamilkła patrząc w dół a jej policzki delikatnie, się zaróżowiły.

— Carrow ma malinkę!

— Zamknij się! Niby od kogo!? — Warknęła patrząc na Malfoya z politowaniem.

— Ty nam to powiedz — zaśmiał się opierając głowę o splecione dłonie i uśmiechnął do niej z rozbawieniem. — Nie mówiłaś, że kogoś masz.

— Bo nie mam.

— Sama sobie jej nie zrobiłaś — powiedziała Hestia z pretensją a Flora spojrzała na nią zła. — Przecież jesteśmy tu tylko my. Mów co to za jeden.

— Nikogo nie mam — powtórzyła wściekła dziewczyna.

— Czyli przelotny romans — Harry uznał, że Malfoy powinien już odstawić tą szklankę. Teraz zachowywał się jak Dafne. I... o zgrozo! Uśmiechał się jak Dafne. — Jak nie powiesz to ci sprawdzę umysł.

— Nie potrafisz tego robić po pijaku — wyrzuciła mu a chłopak zachichotał jak mała dziewczynka. — Powtórzę. Nikogo nie mam a to... Zwykły siniak. Nie żadna malinka.

— Nie miałaś go przed wyjściem z Nottem. — Potter po wypowiedzeniu tych słów poczuł się jak mrówka, którą zaraz rozdepta olbrzymi but. Spojrzenia obu ślizgonów właśnie go o tym poinformowały. Że zaraz go zabiją.

— Theo! — Hestia wyrzuciła z siebie patrząc na nich z szokiem. Malfoy również wyglądał na zaskoczonego. Sam Potter również był. Jednak nie tak bardzo jak wcześniej wymieniona dwójka. — To dlatego zniknęliście we dwoje!? Wiedziałam! Wiedziałam od dawna, że coś ukrywacie.

— Słyszysz siebie? — Flora zakryła twarz w dłoniach wzdychając z rozczarowaniem.— Niech ktoś to wyjaśni bo zaraz kogoś zabiję.

               — Wielkie rzeczy. Zrobiłem jej malinkę. — Powiedział znudzony chłopak biorąc łyk swojego trunku — Bo to jej jedynej — przewrócił oczami — Nie. Nie jesteśmy razem. — powiedział przed wypowiedzeniem pytania przez Hestią. — I nie. Nie było to nic w rodzaju romansu. Każdy ten pieprzony trunek odbiera inaczej. — Wskazał szklankę z której wypił Morganę — Ty biegałeś półnagi po sali a ja wbrew jej i mojej woli ją gryzłem. Jeszcze jakieś głupie pytania?

— Fajnie było? Ej! — Oburzył się blondyn kiedy Flora zabrała mu szklankę z jego trunkiem. — Jeszcze nie skończyłem!

— I kończyć nie będziesz. Wali od ciebie na kilometr — Draco przewrócił oczami opadając na kanapę i westchnął z rezygnacją.

— Chociaż powiedz jak to jest w końcu się całować po czterech latach.— Machnął ręką. — Nott nie jest w tej dziedzinie kiepski. Więc pewnie mimo robienia tego wbrew twojej woli się podnieciłaś.

— Jesteś odrażający.

— Czyli się podnieciłaś — stwierdził pewnie a Harry zwrócił uwagę na rumieniec, który pojawił się na jej bladych policzkach. Była bardzo zawstydzona.

— Skąd w ogóle wiesz jak to jest? Całowaliście się? — Nott wypluł do szklanki swój napój a Malfoy zaśmiał głośno. Potter również nie potrafił pohamować śmiechu. Jedynie Hestia nie wyglądała na przekonaną.

— Bo to raz! — Parsknął a Flora zamilkła. Nott wypił dwie szybkie kolejki a Potter wytrzeszczył na nich oczy. On chyba nie mówił poważnie.— Hestia potwierdzi! — Potter spojrzał na dziewczynę z szokiem.

— Kilka razy się im zdarzyło. — Powiedziała z rozbawieniem , choć wyglądała bardziej na zażenowaną. — Cassy uwielbia gry na zakłady. Więc duża ilość jej zabaw kończyła się na tym że oni musieli to zrobić... i to tak całkiem porządnie. — Potter przypomniał sobie zabawę z obrazem Cassy. Dał jej się namówić na grę w prawdę czy wyzwanie na rozbieranego! — Niejasne jest dlaczego tak sobie to upodobała. Ale chyba lubi kiedy faceci się całują — zarumieniła się mocniej. —Jako jej bracia nie mogli się nie zgodzić. Robią dla niej dosłownie wszystko.— Nott zaklął szpetnie. Za to Potter i Carrow patrzyli na nich z szokiem. Oboje nie spodziewali się, że obaj są w stanie zrobić dla Cassandry coś takiego.

— Jesteście chorzy!

— To jego wina — warknął Nott a Flora drgnęła. Kiedy Theodor całkowicie przypadkiem oparł dłoń na jej udzie. Prawdopodobnie nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że to zrobił. Również miał już kilka mocniejszych trunków w sobie.— Gdyby nie miał takiego pecha do gier. Nigdy nic by się nie wydarzyło — pokiwał gorliwie głową. — Czasami naprawdę mam wątpliwości co do jego orientacji.

— Wypraszam sobie! — Rzucił na głos Malfoy .— To, że całowałem się z chłopakami to tylko wasza wina! —Wskazując oskarżycielskim gestem dłoni Harry'ego, który spojrzał w swoją szklankę z zakłopotaniem. — Twoja bo żeś się musiał topić! A twoja — zwrócił uwagę na Notta przez co Potter odetchnął, że wszystkie spojrzenia przeniosły się na drugiego ślizgona.— Bo nie dawałeś mi nigdy dominować!

— Draco. Może już dosyć. My naprawdę nie chcemy wiedzieć więcej co między wami zaszło...

— Carrow to nie jest śmieszne! — Warknął Nott odpychając nogą od siebie Malfoya — Rusz się. To twój chłopak.

— Zerwali...

— Zabierz go ode mnie bo zrobię mu krzywdę! — Hestia podniosła się z siedzenia i przeszła obok Pottera następnie przysiadając się przy Malfoyu po czym strzeliła na palcach. W tej chwili wyglądała bardzo groźnie... Jak gangsterki na filmach, które za parę minut skopią tyłek dobrze zbudowanym chłopakom. Wyglądała zupełnie inaczej niż ta delikatna i niewinna dziewczynka, jaką znał na co dzień. Przez co Potter pomyślał, że może jednak nie przypadkiem trafiła do Slytherinu, a to co nosi pod tą delikatną maską jest o wiele straszniejsze niż może sobie wyobrazić.

               Jednak to tylko pijackie myśli. Rzeczywistość była zupełnie inna. Bowiem Hestia jedynie wyciągnęła dłoń w kierunku blondyna i postukała mu palcem po łopatkach. Odwrócił się zdezorientowany. Wskazała jego miejsce i położyła na stole szklankę z wodą. Nie minęła chwila, a on już grzecznie siedział na miejscu i wypił wodę do dna. A potem rozejrzał się zdezorientowany i spojrzał na dziewczynę.

— Dzięki — uśmiechnęła się i odłożyła pustą fiolkę po eliksirze trzeźwości na stół. — Dużo wypiłem?

— Tylko dobierałeś się do Notta — mruknął Potter zupełnie zapominając o tym, że przecież go nienawidzi, i o swoim postanowieniu iż nie będzie się do chłopaka odzywał. W tej chwili, za dobrze się z nimi bawił, i za dużo wypił. Żeby się nad tym zastanawiać.

— Znowu? — Jęknął z rozpaczą w głosie, Malfoy rozcierając dłonią kark.

— Masz zapędy homoseksualne.

— Bez przesady Potter. To tylko pijackie wariacje — przewrócił oczami. — Za bardzo lubię dziewczęce organy, żeby być innej orientacji — oznajmił ze znudzeniem. — Wróćmy może do waszej malinki.

— Nie ma do czego wracać — oznajmił chłodno Nott. — To tylko Morgana. Nic innego.

— Czyli nie chciałeś jej pocałować?

— Jesteśmy przyjaciółmi — szklanka uderzyła o stół z hukiem kiedy powiedziała to Flora. — To że wy odbieracie przyjaźń za konieczność bycia ze sobą w związku nie oznacza, że wszyscy mają tak mocno zakrzywione pojęcie koleżeństwa! — syknęła wstając. Była niesamowicie wściekła, Harry widział to w jej ruchach, sposobie mowy a nawet oczach, które nie były puste. Płonęły ogniem wściekłości. — Dajcie nam święty spokój! — Chwyciła za swój płaszcz. I zanim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć. Odeszła.

—  Chyba się na nas obraziła —  dodał Nott a pozostali ślizgoni na niego spojrzeli. 
—  Niby dlaczego miałaby być i na ciebie zła?
—  Bo wtedy nie widziałem w niej Flory. I ona o tym wie. —  pokiwał głową po czym napił się. Harry zamrugał zdziwiony ale Malfoy zdawał się wiedzieć o co chodzi. I jakoś żaden nie kwapił się do tego by wyjaśnić Potterowi o kogo tak właściwie chodziło.

*




— Ostatnio dziwnie się zachowujesz – Rzucił Malfoy kiedy to razem szli w kierunku terenu Slytherinu. Zabini postanowił zostać jeszcze chwilę w klubie za to Hestia po wyjściu Flory uznała iż chce wracać, w szkole zostawiając ich samych na rzecz swoich koleżanek z Ravenclowu.

     Potter spojrzał w podłogę zastanawiając się nad odpowiedzią jednak nie przychodziła mu do głowy na chwilę obecną inna myśl, niż powiedzenie prawdy.

     Prawda... często bolesna i bardzo smutna, zadająca wiele cierpienia, ale konieczna do wyznania by ruszyć na przód. By wiedzieć co będzie dalej. Co będzie Teraz. Przystanął na co Malfoy również to zrobił patrząc na niego z niezrozumieniem, nie rozumiał przyczyny tego nagłego postoju.

— Dlaczego to zrobiłeś? – Podniósł do niego wzrok. W tej chwili patrząc na niego tak jak niegdyś to robił. Z nienawiścią i wstrętem. Malfoy widząc to parsknął cicho, co zdenerwowało Pottera. Lekceważył go.

— Nie będę udawał, że nie wiem o czym mówisz – mruknął spoglądając za siebie jakby upewniając się, że są tutaj sami. – W końcu już wcześniej mnie o to podejrzewałeś. – pokiwał głową – Ale powód nie jest twoją sprawą. I nie masz po co się w to wplątywać.

— Stchórzyłeś – oznajmił zły patrząc mu w oczy a chłopak zastygł. – Zachowałeś się jak słaby i naiwny tchórz Malfoy… Wiem co powiesz! – przerwał mu kiedy ten otworzył usta. – Nie miałeś wyboru, i nic nie wiem ani o tobie ani nie znam powodu, dla którego zrobiłeś coś tak okropnego.— syknął — Wybór zawsze jest. Tylko trzeba umieć wybrać dobrze czego najwyraźniej nie zrobiłeś. I nie istnieje powód wystarczająco dobry aby to usprawiedliwić. Zdradziłeś swój świat! Zraniłeś Hestię! Zdradziłeś swoich przyjaciół i matkę! Jak sądzisz co ona będzie czuć gdy się o tym dowie?! – blondyn roześmiał się na co Potter zamilkł. Nie rozumiał tej reakcji.

— Matka? – Zapytał rozbawiony i pokiwał głową. – Sądzisz, że ta kobieta mnie obchodzi chociażby w najmniejszym stopniu?

— Powinna.

— Masz rację. Nic nie wiesz ani o mnie ani o powodach dla których robię różne rzeczy – oznajmił chłodno i odwrócił się. – Więc nie masz prawa oceniać kogoś o kim nie masz zielonego pojęcia – mruknął idąc przed siebie.

— Nie skończyłem! – Syknął wyjmując różdżkę. – Malfoy Mówię do ciebie! Nie zostawię tego tak! Odpowiedz dlaczego!.. Sectumsempra! – złota błyskawica wystrzeliła z różdżki Harry’ ego idealnie trafiając w chłopaka, który odwracał się do Pottera, i który odleciał na trzy metry w tył uderzając o podłogę.

Harry dyszał ciężko patrząc się w Draco, który nadal się nie podnosił i nagle zastygł patrząc w to co widział… ciało Ślizgona samo się cięło a krew zaczęła spływać po podłodze strumieniami. Stał sparaliżowany nie potrafiąc się poruszyć, a Malfoy umierał.

Potter usłyszał bieg i po chwili dostrzegł Ivana klękającego nad Malfoyem, który starał się wziąć oddech ale dławił się swoją własną krwią. Różdżka Pottera wypadła mu z dłoni, a te zaczęły się trząść kiedy chłopak zrobił się biały niczym śnieg a krew poplamiła białe ubranie krukona, który przyłożył dłoń na jego serce patrząc mu w oczy i zaczął mówić coś w dziwnym języku, którego Harry nie kojarzył.

Patrzył się z napięciem w coraz mniej miotające się ciało Ślizgona wciąż nie umiejąc się poruszyć. Po prostu nie potrafił tam podejść. Po kilku chwilach krew zaczęła do niego wracać, jakby czas się cofał a ta w przyspieszonym tempie wpływała z powrotem do blondyna, rany leczyły się a kiedy tylko zaczął się podnosić.

       Potter cofnął się i odwrócił następnie biegnąc przed siebie. Nie miał pojęcia jak inaczej zareagować. „Wyzwałem go od tchórzy a sam uciekłem… jak pies” pomyślał słysząc jak ktoś za nim krzyczy jednak on nie zatrzymał się. Biegnąc szybciej i dalej. By zniknąć z tamtego miejsca. By nie musieć patrzeć im w oczy.


Harry zatrzymał się dopiero w jednym z pustych korytarzy po drugiej stronie zamku. Oparł się o ścianę dysząc szybko. „Gdyby nie Ivan… nie żyłby” jego serce przyspieszyło a Potter zsunął się na ziemię zakrywając twarz w dłoniach – Mogłem go zabić – powiedział drżącym głosem Potter patrząc na swoje ręce – Mogłem być tak samo bezlitosny i lekkomyślny jak Voldemort — wtedy Harry uświadomił sobie bardzo ważną rzecz, na którą zrobiło mu się wstyd. Każdy popełnia błędy, większe lub mniejsze ale zawsze one są. Nie można oceniać kogoś nie mając pojęcia co czuje… nie znając powodów ani myśli którymi się kieruje. Bo człowiek to istota nieidealna, Posiadająca wiele wad, nad którymi musi pracować i których bardzo trudno się pozbyć. Wad, lęków i obaw. Każdy człowiek się czegoś boi, tak samo jak i każdy człowiek ma niedoskonałości. Ten kto mówi iż nie lęka się niczego lub nie posiada wad jest człowiekiem głupim.


*


— W porządku? – Spytał cicho Ivan patrząc na blondyna, który w tej chwili patrzył nieco nieprzytomnym wzrokiem po swoich dłoniach .

— Raczej tak – Odparł cicho chwytając się za głowę. — Kto cię nasłał?

— Od pewnego czasu zachowywał się dosyć osobliwie. Stwierdziłem, że to kwestia czasu aż się coś stanie —odparł spokojnie a on jedynie przytaknął krzywiąc się delikatnie. – Na pewno jesteś cały?

— Tak. Nic mi nie jest – mruknął powoli wstając i skrzywił się lekko następnie chwytając ponownie głowy. W oczach mu pociemniało.

— Jesteś pewien?

— To tylko ból głowy. Nie jest spowodowany tym wydarzeniem – oznajmił na co chłopak zainteresowała się bardziej. – Ostatnio dość często się mi to zdarza – wyjaśnił otrzepując się z prochu a jego wzrok pojechał, do krukona całego ubrudzonego jego krwią. – Mogłem tutaj umrzeć.

— Nawet tak nie mów – podniósł wzrok, Ivan patrzył na niego ostro– Cassy cię potrzebuje. Twój ojciec również. I Nott, Carrow, Touka, Potter, Greengrass…

— Nie bądź śmieszny – prychnął. – Nie jestem…

  — Nawet gdyby ktoś prosto w oczy powiedział ci, że cię potrzebuje, nie uwierzyłbyś. – Oboje spojrzeli w stronę Flory stojącej kilka metrów od nich .– Jesteś głupi Malfoy – mruknęła podchodząc do nich – Cassy na ciebie liczy. To powinno być dla ciebie ważne. Nie przyszłość. Nie to, że ona i tak umrze. Masz być dla niej wsparciem do końca rozumiesz mnie? – warknęła a chłopak zrobił wielkie oczy. – Co widziałeś przed oczami gdy Potter walnął ci w plecy zaklęciem? – zapytała zimno. – O czym myślałeś Malfoy!

— Że nie chcę umierać – powiedział cicho na co brunetka jedynie przytaknęła.

— Więc to szanuj – warknęła. – A ty uważaj – zwróciła się do Ivana, który popatrzył na nią zdziwiony. Carrow jedynie rozejrzała się po korytarzu – Używanie tej magii w tak dużej dawce jest niebezpieczne

— Zdaję sobie z tego sprawię.

— Właśnie widzę – prychnęła. – Nie musiałaś się ujawniać. Ktoś i tak by go uratował – jej wzrok pojechał w stronę ściany gdzie płomień jednej z latarni właśnie zgasł, na co pozostała dwójka zamrugała jakby nie rozumiejąc.— Obserwują nas od początku roku – syknęła cicho .– Wiedzą, że coś jest nie tak, temu trzymali tak długo Theo w skrzydle– popatrzyła na Draco, a chłopak zastygł. –Do samego Notta nie dałam jej dotrzeć. Nie tknęła się go, ale Poppy coś mieszała w eliksirach, jestem tego pewna— zacisnęła dłonie w pięści .— Uważaj Malfoy. Ci ludzie chcą nam zaszkodzić… Nie można nikomu ufać. Jeden zły ruch i trafimy do Azkabanu. – dodała ciszej odchodząc a następnie zniknęła za zakrętem. Pozostawiając dwójkę w zamyśleniu.

                       muzyka



— Harry wszystko w porządku? – Potter podniósł wzrok spoglądając w zmartwione oczy Hestii Carrow, która nachyliła się nad nim delikatnie, wyjmując do niego dłoń. Chłopak wziął wdech dając sobie pomóc i wstał.

— Dzięki.— uśmiechnęła się delikatnie

— Wyglądasz na zmartwionego. Coś się stało?

— Nie chcę cię zanudzać – odparł szybko. Tamta chwila spokoju pozwoliła mu nieco poukładać myśli i się opanować. Dziewczyna zaśmiała się delikatnie – Powiedziałem coś zabawnego?— spytał a ślizgonka pokiwała przecząco głową uśmiechając się do niego. Harry patrząc na nią musiał przyznać, iż ma naprawdę śliczny uśmiech. Malfoy miał rację. Hestia Carrow jest chyba jedyną Ślizgonką, która potrafi się prawdziwie i pięknie uśmiechać.

— Po prostu w tym momencie przypomniałeś mi Draco. Też zawsze tak powtarza – oznajmiła a Potter zastygł. Gdyby Malfoy przed chwilą umarł… — Jesteś strasznie blady. Może pójdziemy do skrzydła szpitalnego?

— Co? – zapytał otrząsając się i popatrzył w jej zmartwione oczy – Tak… wszystko dobrze. Tylko sobie o czymś przypomniałem i…

— Pokłóciliście się mam rację? – spytała cicho a Potter zamilkł, dziewczyna obejrzała się za siebie gdzie zza zakrętu wyszła grupa gryfonów. Byli to członkowie bandy Rona z samym Weasleyem na przedzie. – Harry chodźmy stąd lepiej – syknęła cicho a Potter spojrzał na Gryfonów, którzy właśnie się zatrzymali. Już nie było odwrotu… konfrontacja była nieunikniona. Potter stwierdził to w chwili kiedy Gryfoni tylko się zatrzymali.

            — No proszę! – parsknął rudzielec – Czy to nie nasz zdrajca i była dziwka Malfoya? – Hestia wstrzymała oddech a jej oczy zabłysły.

— Daruj sobie Weasley. – Mruknął Potter na co rudzielec uśmiechnął się szerzej, a kilku jego kolegów również to zrobiło i Potter spodziewał się, że powie w tej chwili coś co nie tyle obrazi jego, co samą Carrow.

— Znudziłaś się już temu dupkowi i postanowiłaś się przyczepić do Wybrańca? Przyjmujesz zużyte suki Malfoya co Potter? Naprawdę strasznie nisko upadłeś – prychnął a kilkoro jego kumpli zarechotało. Harry chciał mu dogryźć, że takiej rudej kupy kłaków nikt by nie chciał tknąć, jednak spojrzał na Lavender Brown stojącą po prawej Weasleya i wiedział, że ten tekst będzie słaby. Więc postanowił zmienić taktykę. Choć sam nie wierzył w to, że wypowiada tak okropne słowa.

— A jak tam u twojej siostrzyczki Weasley? – zapytał zimno a uśmiech z twarzy Rona znikł, a zastąpiła go złość. Kumple rudzielca zamilkli. – Słyszałem, że znowu ma nowego chłopaka. Nie za często ich zmienia? Ponoć ostatni sam przejrzał na oczy i z nią zerwał. Pewnie po tym czego dowiedział się od byłych twojej siostrzyczki – syknął a Ron wyglądał nie tylko na wściekłego ale i rozkojarzonego, nie miał pojęcia o czym Potter do niego mówi… — Wyglądasz na zdziwionego. – mruknął z rozbawieniem – Pewnie nie wiesz jak — podkreślił z mocą — twoja siostra mamiła chłopaków co? Ostatnio ktoś wspominał o amortensji… — Jakiś gryfon zastygł a Potter uśmiechnął się zwycięsko i popatrzył na Hestię która zdawała się już opanować.

— Wracajmy – powiedział cicho a dziewczyna przytaknęła odwracając się ale przystanęła by po chwili odwrócić się do Rona, który aktualnie kipiał ze złości.

— Też jesteś dziwką Weasley – oznajmiła podnosząc do niego wzrok – Choć ja bym określiła cię jako pasożyta żerującego na innych by osiągnąć swój cel. — dodała po chwili namysłu a Weasley zacisnął dłonie w pięści — Najpierw Potter dla zdobycia znajomych. Potem Granger by wpaść w łaskę nauczycieli a teraz kto? Nikt. Bo masz władzę. Gdzie jest Granger w tej chwili co? – zapytała zimno

— Kogo obchodzi ta kujonka? – parsknęła Lavender, ale Ron nie odpowiedział ani nie poparł Brown. Tylko patrzył na Hestię zmieszany – Ron!

— Złotej Trójcy nie ma – Potter spojrzał na Carrow, która patrzyła na Rona z błyskiem w oczach – Nie ma przykładu przyjaźni na wieki. Bo wystarczyło odebrać na chwilę od niej jedną osobę, by wszystko się zawaliło, a brudy wyszły na powierzchnię. Jeśli tak wygląda przyjaźń w Gryffindorze to jednak cieszę się, że jestem w domu, którego tak wszyscy nienawidzicie. Tutaj przynajmniej są ludzie szczerzy.—Powiedziała spokojnie i popatrzyła na Harry’ego „Draco nie ma ci tego za złe Harry” usłyszał jej głos w swojej głowie co sprawiło, że Potter poczuł się lepiej… Nie miał pojęcia skąd wiedziała o zajściu jego i Malfoya jednak był jej wdzięczny za te słowa. – Może i jesteście domem szanowanym od wieków — ponownie popatrzyła na Ronalda .— Ale co z tego jeśli ludzie, którzy powinni do niego trafiać już nie istnieją? – pokiwała głową. – Czas Gryffindoru przemija. Wiecie to, a mimo wszystko nie staracie się tego zatrzymać. – odwróciła się a następnie wspólnie odeszli bez słowa, zostawiając Gryfonów w szoku.

    — Skąd wiedziałaś że Malfoy…

— Skoro się pokłóciliście to z pewnością powiedziałeś mu prawdę o tym co o nim sądzisz. – stwierdziła spokojnie a Potter chciał zapytać „ Skąd to wiesz?” ale go uprzedziła – Byłam z nim w związku ponad dwa lata, a znam go od dzieciństwa. To podstawowa wiedza – wzruszyła ramionami.— Ale powiem ci jedno Harry –Spojrzała na niego. — Prawda zawsze boli. Jednak sztuka polega na tym aby się z nią pogodzić. Jesteś chyba pierwszą osobą, która odważyła się mu coś powiedzieć.

— A Nott? Albo twoja siostra? – parsknęła.

— Oni przywykli do tego zachowania – wyjaśniła spokojnie. – Nie widzą powodu by zwracać mu uwagę, a ja nie mam serca by mu coś powiedzieć.

— Nadal go lubisz?

— Zawsze będę – uśmiechnęła się. – W końcu to mój najlepszy przyjaciel. Nie ma znaczenia to, że już ze sobą nie jesteśmy. Mamy tego samego patronusa. To dobry znak dla przyjaciół – oznajmiła a chłopak zamrugał patrząc na nią ze zdziwieniem. Ostatecznie na zajęciach ze Snapem, Malfoy nie był w stanie wyczarować materialnego Patronusa. Więc skąd wiedziała jakiego on ma? Harry zastanowił się jeszcze chwilę nad tym po czym uświadomił sobie jeszcze jedną rzecz na wspomnienie, której uśmiechnął się w myślach. „Osoby posiadające tego samego patronusa nazywane są bratnimi duszami”.  Przyjaźń w Slytherinie istniała. Hestia była tego idealnym przykładem. Mimo wszystko nadal była dla Malfoya przyjaciółką. Nie miało dla niej znaczenia ich rozstanie się. Carrow nadal uważała go za kogoś ważnego w jej życiu.

— Wiesz co Malfoy ma na ramieniu prawda? – zatrzymali się a dopiero po tym przypomniał sobie o tym co Malfoy jej zrobił. I zacisnął dłonie w pięści ze złości, jednocześnie karcąc się w myślach za tak głupie posunięcie. – Albo nie. przepraszam. Tak mi się tylko powiedział...

— Draco już kilkakrotnie bawił się moimi myślami – Potter spojrzał w jej ciemne oczy, uśmiechała się do niego. – Nie jest w stanie usunąć mi trwale pamięci. Przygotowałam się na to już dawno. – Potter zamrugał zszokowany. Pamiętała?

— Jak?

— Mam kilka fiolek, do których na bieżąco chowam kopie wspomnień – oznajmiła uśmiechając się do niego. – To dosyć trudne zaklęcie, ale Flora nie ma z nim problemu. Dlatego też, jeśli nagle czuję dziurę w głowie. Uzupełniam ją. Jedyne rzeczy, których nie pamiętam to momenty kiedy wypowiada zaklęcie – zaśmiała się i podeszła do okna spoglądając w deszcz za nim padający. – Wiem o znaku Harry – oznajmiła spokojnie a Potter spojrzał w podłogę.

—To sprawa przez którą… — westchnął z rezygnacją. – Prawie zrobiłem mu poważną krzywdę.

— Wiedziałeś o tym już wcześniej, więc nie powinieneś być tym zaskoczony, a tym bardziej zdenerwowany – powiedziała cicho.

— Przypuszczać, a mieć pewność to dwie różne rzeczy.

— I tylko z tego powodu zostawiasz kumpla? – zapytała nadal na niego nie patrząc a Potter spojrzał w ziemię. – Typowe zachowanie Gryfona – oznajmiła sucho. Potter zastygł… już dawno nikt nie powiedział do niego takich słów. – Kiedy przychodzi co do czego wypieracie się – odwróciła się do niego. –Slytherin to miejsce dla ludzi wiernych sobie. Nie zostawiamy druhów w potrzebie nawet gdy zależy od tego nasze życie. – popatrzyła mu w oczy a Harry poczuł żal w sercu. – Powód dla którego Draco to zrobił, i którego nie chce wyznać jest banalny i każdy kto zna go choć odrobinę, Ci go poda. – uśmiechnęła się delikatnie – Cassy. Harry nagle zrozumiał wszystko. I zrobiło mu się strasznie głupio. – Kiedy się kogoś kocha chce się dla niego wszystkiego co najlepsze. Pragnie się by żył dwa razy bardziej od swojego istnienia. — Harry poczuł ucisk w żołądku. — Nie obwiniaj się Harry za to co powiedziałeś bądź zrobiłeś. To przeszłość. Musisz iść na przód i tylko od ciebie zależy czy Draco będzie w tej opowieści postacią negatywną czy pozytywną. –stwierdziła i uśmiechnęła się do niego po raz kolejny a Harry również to zrobił, w sumie nie wiedział dlaczego. Jednak widząc jej uśmiech i czując dziwną energię która od niej biła po prostu musiał to zrobić.

— Jesteś taka... niewinna. – nie miał pojęcia kiedy te słowa wyszły z jego ust, nie kontrolował tego wyznania – Dlaczego? Czemu zawsze go bronisz? Zdajesz sobie sprawę z tego wszystkiego. Że to co robi to zło. Że wymazał ci pamięć! Jak możesz nie czuć do niego żalu?!

— Zdaję – przytaknęła i zaśmiała się lekko. – Ale w moich oczach to nadal Draco— szepnęła cicho. – Nic się nie zmienia. Może być nawet Voldemortem. Dla mnie zawsze będzie tą samą osobą, którą ja poznałam— Potter zacisnął usta w wąską linię, ciężko mu było to zrozumieć. 

            — Hestia!— Zanim się zdążyła odwrócić, zastygła w uścisku. Harry stał jak wryty spoglądając na Maxa, który przytulał dziewczynę. Oddychał szybko, jakby przed czymś uciekał. Potter spojrzał w korytarz, z którego wybiegł. Jednak ten był pusty. – Hestia – Harry drgnął słysząc jak głos chłopaka się załamał. I nie tylko on. Carrow również stała jak wryta. Ten jedynie zacisnął mocniej powieki przyciskając ją do siebie. Coś się wydarzyło...

— Max? – dziewczyna odwróciła się spoglądając w jego olbrzymie błękitne oczy, lśniące od łez. Chłopak nie zauważył Pottera, był zbyt skupiony na dziewczynie – Co się... – Zastygła kiedy znów ją przytulił – Co się stało?

— On umiera! – dziewczyna zamilkła patrząc na chłopaka z szokiem i go odepchnęła.

— Kto?

— Draco – powiedział szybko. – Harry. On zdenerwował się i rzucił coś w niego. Biegłem za nim ale gdzieś zniknął. A Draco... On. – Potter zastygł kiedy ten to powiedział. Przecież Ivan naprawił Malfoya! Naprawił! To nie mogło się dziać! – Jej oczy zabłysły łzami, odwróciła wzrok na Harry’ego a Mosby odskoczył wyjmując różdżkę. Potter cofnął się o krok widząc wzrok Maxa. Zdenerwowany i pełen zawodu.

            —Bathory mu pomagał... – Szepnął cicho Poter

— Zabiłeś go.

— Nie jestem mordercą! – krzyknął patrząc w oczy chłopaka z szokiem – Nie patrz tak na mnie!

— Draco...

— Hestia wszystko z nim dobrze! Przysięgam! Bathory mu pomógł.

— Powiedziałeś, że tylko mogłeś go uszkodzić ale... Ty chciałeś go zabić? –Podniosła do niego swój wzrok a Harry zamilkł. A nogi się pod nim ugięły. Nie... Nie był mordercą!

— Ja nie... Nie znałem tego zaklęcia –wybełkotał spoglądając w podłogę – Chciałem go jedynie zatrzymać. Żeby się wytłumaczył... ja – poczuł łzy na policzkach. – Nie chciałem zrobić mu krzywdy – szepnął zaciskając pięści w dłoniach tak mocno, że aż knykcie mu pobielały. – Uwierzcie mi. Nigdy bym... nigdy bym go nie zabił! – krzyknął podnosząc do nich wzrok a łzy upadły na ziemię – Hestia. Proszę,  spójrz na mnie – wyszeptał.

— Gdzie on jest? – spytała Maxa odwracając wzrok.

— Na korytarzu głównym, wschodniego skrzydła. Tam to się wydarzyło – przytaknęła odbiegając.

— Hestia! – wrzasnął Harry. – Błagam! – upadł na kolana.— Błagam uwierz mi – szepnął uderzając pięścią w podłogę. – To mój przyjaciel – syknął, a Max opuścił różdżkę. Stał tak przez moment jednak nie powiedział już nic. Zwyczajnie... odszedł.

Potter poczuł jak zaczyna się trząść, ból powrócił, i był niewyobrażalnie silny.  – chwycił się za głowę. 
– Jestem mordercą – szepnął. – Zabiłem go – łzy spływały po jego bladych policzkach a chłopak spoglądał w podłogę – Jak ja im spojrzę w oczy? – syknął kuląc się. – Jak ja spojrzę w oczy Narcyzie? – załkał głośno, jednak chwilę później zastygł, widząc swoją różdżkę tuż przy jego twarzy, a także bladą dłoń która mu ją podawała.

— Ty tylko o tej matce – westchnął ktoś z rozbawieniem a Potter opuścił dłonie z głowy, znał ten głos doskonale. – Zakochałeś się w niej, czy jak? – Harry podniósł wzrok i wytrzeszczył oczy na Dracona, który uśmiechnął się do niego z jawnym rozbawieniem. – Nie uśmiecha mi się ojczym, który chciałby mnie zabić. Tym bardziej w moim wieku. – Parsknął a Potter nie potrafił powstrzymać się by się nie uśmiechnąć. – Jesteś idiotą wiesz? – zagadnął wyciągając do niego rękę i pomógł wstać.

— Ty... – Zamilkł spoglądając w podłogę. – Nic ci nie jest?— spytał cicho w odpowiedzi czego tamten roześmiał się głośno i poczochrał go po włosach tak jak zwykł robić to Zabini.

— Jeśli chcesz się mnie pozbyć, to bardziej się postaraj Potter .– Parsknął Malfoy i pokiwał lekko głową po czym oparł się o ścianę patrząc na niego z rozbawieniem. Harry wypuścił ze świstem powietrze i rozejrzał się po korytarzu. Aż dziw, że wciąż byli tu sami.

— Chcę przeprosić — powiedział a Malfoy zamrugał z niezrozumieniem.— Nie powinienem się wtrącać. A tym bardziej oceniać. I... – Harry wziął wdech i wydech aby opanować emocje. Ta sprawa była dla niego bardzo stresująca. On chciał być aurorem, stał po stronie sprawiedliwości, a jego kumpel po przeciwnej. Nie chciał tego.

— Pogadajmy w innym miejscu – oznajmił blondyn i skierował się w stronę pokoju jakiejś klasy. Dopiero kiedy znaleźli się w środku a drzwi się zamknęły Harry poczuł się nieco pewniej.

— Tak czy owak. Przepraszam, że prawie cię zabiłem— stwierdził a ten prychnął lekko jakby rozbawiony tym co powiedział Harry.— To nie jest zabawne!

— Dla mnie odwrotnie — spojrzał w stronę jakiegoś kociołka a Potter wytrzeszczył na niego oczy.— Nigdy nie spodziewałem się, że Harry Potter będzie przepraszał kogoś tak słabego.— Stwierdził a Harry znowu poczuł, że jest mu głupio, przypominając sobie swoje słowa.

— Byłem zły i powiedziałem za dużo. –Malfoy po raz kolejny blado się uśmiechnął i pokiwał przecząco głową.

— Powiedziałeś to na co nikt inny się nie odważył — odparł po prostu, powtarzając nieświadomie słowa Hestii. — Naprawdę starałem się być obojętny na ludzi, którzy mierzą mnie wzrokiem ale to z nieznanych mi przyczyn cholernie trudne — uśmiechnął się blado. — Z resztą nawet jak nie chcę zrobię co będzie chciał — dodał ciszej. – W końcu nie chcę żeby Cassy się coś stało.

— Co to znaczy?

— Wiesz z jakiego powodu przystąpiłem do tego irracjonalnego stowarzyszenia? – Potter przytaknął. – Ludzie robią głupie rzeczy kiedy są załamani — wzruszyła ramionami. – Nie jestem inny – prychnął. – W końcu chyba każdy zrobiłby wszystko dla osoby, na której mu zależy, a ta bez twojego wpływu umrze. – Harry popatrzył na swoje odbicie w oknie a jego zielone oczy błysnęły. Przypomniał sobie o swoich rodzicach. Wiedzieli, że Harry ma umrzeć. I starali się go ochronić. Poświęcając własne życia.

— Rozumiem.

— Wątpię, ale udam że czasem używasz mózgu — spojrzał na niego jak na kretyna a on odwzajemnił ten wzrok. A następnie prychnął.

— Chyba odwołam przeprosiny – mruknął, a Draco parsknął. – Czyli już zgoda?

— Tego nie powiedziałem.

— Malfoy.— Powiedział ostro a chłopak na niego popatrzył.

— Niech będzie. W końcu to nic takiego. Minus moja biedna psychika – skrzywił się a Potter wzruszył ramionami.

— Nie znałem tego zaklęcia.

— A mimo to użyłeś go bez wahania? I ty niby używasz mózgu? – Harry zarumienił się ale musiał przyznać mu rację. Był zbyt porywczy. – Teraz możemy się kumplować ale wiesz doskonale, że to się zmieni – Harry popatrzył na niego zdziwiony. Blondyn za to znów popatrzył w bok — oboje to wiemy. — ciągnął jakby wcale nie zwracając na Pottera uwagi. Harry musiał przyznać mu po raz kolejny rację. – Cassy wie kiedy umrę i kiedy ty umrzesz. Wie jak pozbyć się czarnego pana i określi śmierć Dumbledorea. Wie co się wydarzy ale zabierze to ze sobą do grobu nie mówiąc nikomu prawdy.

— I mówisz o tym tak spokojnie?

— Tylko takiego udaję. W rzeczywistości chce mi się kogoś pobić jak o tym myślę – mruknął. – Ale niestety po tylu miesiącach przyswoiłem sobie do umysłu tą myśl. – Posmutniał. – I chyba pogodziłem się z tym, że Cassy umrze tak jak i z tym, że chce dać się pociąć by pomóc innym. Wszyscy strasznie na mnie naciskają z tego powodu… Że mam się z tym pogodzić, nawet nie zauważając, że ja już to zrobiłem a wspominanie o tym po prostu mnie drażni.

— Dlatego rozpadł się twój związek z Hestią? – spytał a ten przytaknął.

— Między innymi – przyznał powoli. —Po prostu mnie nie rozumiała. I raczej nie istnieje osoba, która to zrobi. – Oznajmił i wypuścił ze świstem powietrze następnie się prostując – Wiesz Potter dobrze się komuś wygadać – oznajmił a Harry parsknął lekko.— Szczerze mówiąc mówię otwarcie chyba trzeci raz w życiu więc nie wiem jak się zachować ale… Dzięki.

— W porządku – machnął ręką Harry i kamień spadł mu z serca.

— Jednak wracając do tematu. Chodziło mi o to, że przyszłość jest nieznana i nie mamy na nią całkowitego wpływu. Ale czuję, że raczej nie będziemy stali po tych samych stronach kiedy to wszystko się zacznie – stwierdził odwracając się w kierunku drzwi. – Ale jak na razie jesteśmy tutaj i raczej nie ma potrzeby by zaczynać tematy tego co będzie. W końcu to dopiero przyszłość. A ja na dzień dzisiejszy mam wystarczająco dużo problemów w teraźniejszości – wzruszył ramionami. – Muszę znaleźć Hestię. Ten idiota za bardzo ją nastraszył – stwierdził wymijając go a Harry uśmiechnął się lekko. Malfoy miał rację. Liczy się to co jest a nie to co będzie. Ponieważ nawet jeśli znasz przyszłość łatwo możesz ją zmienić. Tego Harry dowiedział się w chwili kiedy razem z Hermioną podróżował zmieniaczem czasu… wszystko może się zdarzyć a on nie będzie miał na to wpływu. I może Draco ma rację że będą po różnych stronach, ale może się również mylić. W końcu wszystko jest możliwe.



Wrzesień! Jak wspaniale wrócić do szkoły... tsaaa. Również nie wierzę w te słowa xd

Skończyłam ten rozdział dziś w autobusie. Więc mam wolny weekend... no. Powiedzmy. Mam jeszcze masę tekstu do poprawienia, kilka intryg do uknucia i skomplikowania życia komu trzeba... eee znaczy się... w tym opowiadaniu oczywiście...

Następny rozdział powinnam dodać do końca przyszłego tygodnia, jednak niczego nie obiecuję.

Pozdrawiam i dziękuję za maile

Dorothy

2 komentarze:

  1. Poza kilkoma literówkami, do rozdziału nie mogę się przyczepić :) Myślałaś o znalezieniu bety? Czekam ze zniecierpliwieniem na kolejne części!

    OdpowiedzUsuń
  2. czemu tak mało Astorii? ;c

    OdpowiedzUsuń