środa, 5 października 2016

19. Przyjęcie


"Przy­jaźń nie potępia w chwi­lach trud­nych, nie od­po­wiada zim­nym ro­zumo­waniem: gdy­byś postąpił w ten czy tam­ten sposób... Ot­wiera sze­roko ra­miona i mówi: nie pragnę wie­dzieć, nie oce­niam, tu­taj jest ser­ce, gdzie możesz spocząć.~ Malwida von Meysenbug



Potter westchnął z rezygnacją odkładając karty na stół. Zabini za wiwatował zbierając jego pulę do siebie, z uśmiechem na ustach. Siedzieli w pokoju wspólnym, spędzając czas na grze w karty. Po wydarzeniach, które odbyły się na korytarzu kilka godzin temu, Malfoy wyjaśnił całą sprawę, broniąc Pottera przed złością ze strony wielu osób, a on sam, tak jak i reszta ludzi, z którymi Malfoy zwykł przebywać, rozłożyli się w pokoju wspólnym, do którego nie ośmielił się wejść nikt inny. Nawet starsi Ślizgoni. Autorytet Draco... Nie. Strach przed nim  sprawiał, że ludzie go unikali, a także słuchali we wszystkim. Także wieczór, spędzali w swoim towarzystwie, popijając whisky i grając w karty, w które Blaise miał dziś, wyjątkowego farta. Zgarniając spore ilości galeonów w trakcie tych rozgrywek.

Harry już nie pamiętał, kiedy spędzał taki wieczór. Odkąd trafił do Slytherinu był to chyba jego pierwszy raz, kiedy to siedział spokojnie, nie przejmując się niczym i nikim. Zwyczajnie. Jakby był całkowicie normalny, a ludzie go otaczający byli zwykłymi, niczym się nie wyróżniającymi, uczniami. Mimo, iż w rzeczywistość była zupełnie inna. On sam był Chłopcem Który Przeżył, tym którym ma zabić największego czarnoksiężnika tych czasów. Draco  zaś był śmierciożercą, o mocy dającej prawo przejrzeć czyjś umysł, przez co sam często nie rozróżniał co wydarzyło się w jego życiu a co w życiu kogoś zupełnie mu obcego. Flora istotą o mrocznych, nadprzyrodzonych mocach, która podczas niekontrolowanego wypływu mocy, może nawet zabić. Alex, dziwnego rodzaju szpiegiem, i zdrajcą którego motywów działań Potter nie rozumiał. Max, upadłym kobieciarzem i sportowcem, który po ujawnieniu swojej orientacji zaczął być traktowany jak błoto. Astoria, która jedynie wyglądała na uroczą, a w rzeczywistości tłumiła w sobie setki tysięcy uczuć, które bała się ujawnić ludziom, przez co mocniej cierpiała, i której Potter nie wiedział jakby mógł pomóc. Nott, który bawi się nimi wszystkimi, i który według Pottera jest jeszcze większym kanciarzem i krętaczem niż Alex. Blaise, który cierpi z winy jakiejś dziewczyny, traktując ludzi przedmiotowo. I Hestia. — Harry uśmiechnął się przelotnie, na myśl o dziewczynie — która jest chyba jedyną osobą w tym towarzystwie, która właśnie jest całkowicie "zwyczajna". Jest uprzejma i urocza, pomocna i zawsze widzi pozytywy tam gdzie ich nie ma. Jest aniołem, który wmieszał się w bezbożników, w podziemiach diabła... W domie węża.  Taka właśnie była prawda. Żadne z nich nie było "normalne"... Ale czy tak naprawdę istnieje taka osoba? Przecież każdy, na swój sposób jest dziwny... Inny. Gdyby wszyscy byli tacy sami, to świat byłby nudny, czyż nie?

— Potter… Potter, na pewno pasujesz? — Harry ocknął się z zamyślenia spoglądając na znudzonego Notta, który nawet na niego nie patrząc, układał swoje karty. Najwyraźniej będąc jedynym, który wciąż wierzył w to, że dziś pokona Zabiniego. Cała reszta już od kilkunastu minut jedynie siedziała na miejscach i przyglądała się grze, czasami rozmawiając przyciszonymi głosami. Jednak wszystkich ciekawiło jedno. Czy ktokolwiek dziś przełamie passę Blaise’a?
— Tak — oznajmił powoli Potter a brunet już mu nie odpowiedział. Potter z resztą nie spodziewał się odpowiedzi, Nott nie odzywał się do niego jeśli nie musiał. I Harry również nie czuł potrzeby by to zmieniać. Ponieważ jakoś ani jeden, ani drugi, nie pałali do siebie sympatią.
Harry zwrócił uwagę na Astorię siedzącą obok niego, która odpadła w rozrywce jako pierwsza, dając się podpuścić Zabiniemu oczywistym blefem.
Story od pewnego czasu zachowywała się inaczej. Unikała ich, a raczej unikała Malfoya i Hestii, przez co i Potter, przebywając dosyć często w ich towarzystwie, poczuł się nieco odrzucony przez Greengrass. Chciał z nią szczerze porozmawiać. Dowiedzieć się, co ją gnębi. Jednak ona uparcie twierdziła, iż wszystko jest w porządku. Mimo, że w rzeczywistości, nic nie było. I Harry to widział, jak i wiedział, że ona również dostrzegła to, iż nie udało się przed nim zataić wszystkich uczuć. Nie była w tym tak dobra jak Malfoy, albo Nott. Nie umiała być nieczułą maszyną.
W tej chwili młoda ślizgonka patrzyła się smętnie na karty co jakiś czas upadające na blat stołu. Pogrążona całkowicie w swoich myślach, zdawała się nawet nie zauważyć tego, że Potter na nią patrzy. Harry wymienił szybkie spojrzenie z Maxem, który pokiwał głową, mówiąc mu tym, że nie warto próbować. Najwyraźniej również wcześniej próbował coś od niej wydusić. Bez powodzenia. Harry mimo wszystko postanowił spróbować. Już nawet otworzył usta by wyrazić swoje obawy, kiedy to, ktoś inny, zabrał głos.
— Przestań zgrywać załamaną idiotkę Greengrass — Harry wraz z całą resztą zwrócili uwagę na Florę, która siedziała w fotelu przy kominku. Po przegranej z Zabinim, czytając jakąś grubą księgę. Nie uniosła do nich wzroku, uparcie patrząc się w stronice książki. Harry usłyszał jak kości w knykciach Astorii mocno strzeliły kiedy ta zacisnęła dłonie w pięści. — Nie masz z czego się nam żalić. Twoje życie jest najbardziej przeciętne w porównaniu do tutaj zebranych. — Uniosła na chwilę wzrok do dziewczyny a Potter poczuł ciarki na swoich plecach kiedy dostrzegł to lodowate spojrzenie. — Tylko mieszasz. A teraz robisz z siebie niewiniątko. Jesteś naprawdę żałosna.
— Mówi osoba, która daje manipulować sobą, każdemu który powie jej coś miłego — Nott, uniósł wzrok znad kart patrząc na Greengrass zimno. Harry również spojrzał na Astorię, która była wściekła, brakowało dokładnie jeszcze jednego zdania skierowanego w jej stronę, żeby przestała nad sobą panować. I obawiał się. Że tak właśnie się stanie. — Więc zastanów się nad tym, kto jest tutaj żałosny.
— Wciąż ty — mruknęła swoim zwykłym tonem Carrow wracając do książki a Astoria wstała. Na nikim to nie zrobiło specjalnego wrażenia. Najwyraźniej spodziewali się, że to nastąpi. Bowiem, Nott z Blaisem wrócili do rozgrywki. Alex zaczął z powrotem przeglądać swój katalog z zimową kolekcją jakiegoś projektanta, Max zwrócił uwagę na karty a Draco z Hestią zwyczajnie się jej przyglądali. Jedynie Potter był w potrzasku. Nie wiedział czy powinien próbować ją opanować, czy razem z nią opuścić pokój, kiedy to zaczęła kierować się w kierunku swojego dormitorium, czy może również udać, że nic się nie dzieje. W końcu to nie powinno go obchodzić. Jednak…
— Co się właściwie stało? — Zapytał Potter wystarczająco głośno by i Astoria go usłyszała. — Bo chyba nie jestem w temacie. — Dodał wolniej, wzdychając z ulgą kiedy przystanęła. — Nagle przestałaś się odzywać. A wy nawet nie próbujecie jej zatrzymać w swojej grupie — zwrócił się do reszty. — Na początku roku odczułem wrażenie, że się wszyscy lubicie... Teraz wszystko jest strasznie skomplikowane.
— Wiesz Harry, to nie jest takie proste jak się wydaje — odezwała się jako pierwsza Hestia. Wydawała się być nieco zagubiona kiedy to mówiła... Jakby to była wyjątkowo delikatna sprawa. — Zwyczajnie ludzie się zmieniają. Ślizgoni nie zwykli się do siebie przywiązywać. Ludzie przychodzą i odchodzą. Nikogo na siłę trzymać nie będziemy...
— Coś ukrywasz — powiedział patrząc jej w oczy, a Carrow po chwili opuściła wzrok na swoje kolana. Harry rozejrzał się po wszystkich czekając aż ktoś się odezwie, ale nikt tego nie zrobił. — Co zrobiła Astoria? Dlaczego stwierdziłaś, że miesza? — zwrócił się do Flory, która w tej chwili zamknęła książkę. — Wyjaśni mi to ktoś bo nie ukrywam, że ta niewiedza jest irytująca? — Draco, parsknął cichym śmiechem, kiwając głową po bokach.
— Nie ma czego tłumaczyć — wzruszył ramionami i spojrzał w kierunku Astorii. — Mówiłem ci już Story, tej prośby Cassy nie jestem wstanie spełnić. — Greengrass opuściła Pokój Wspólny.
— To znaczy?
— Związek tej dwójki rozpadł się przez Greengrass, a nie przez ciebie Potter.
— Alex!
— No co? — Spytał patrząc na Hestię, która po wyrażeniu swojego oburzenia, zamilkła znów opuszczając wzrok w dół. Blondyn znów spojrzał na Harry'ego. — Greengrass namieszała.— Powtórzył słowa Carrow. — Naprawdę sądzisz, że Malfoy wyszedłby ze szlabanu u McGonnagall tak szybko, gdyby ktoś nie powiedział Snape'owi, że jego ulubieniec tam siedzi?— Potter zmarszczył brwi. Szczerze mówiąc wątpił w to, że Malfoy faktycznie był na szlabanie. Pamiętał tamtą kłótnię, jakby wydarzyła się wczoraj. Hestia wyrzuciła wtedy Malfoyowi, że ten ją szpieguje.
— Astoria…
— To przez Story poszedłem za wami do lasu — odezwał się Malfoy opierając głowę o kanapę— W drodze do niego mówiła mi wiele rzeczy, które mijały się nieco z prawdą. Dlatego też, się pokłóciliśmy... Zresztą nie pierwszy raz z winy Astorii.
— Małolata sprawia problemy, bo byłeś dla niej zbyt uprzejmy Draco — dodał ponuro Nott przestawiając ułożenie swoich kart. — Słuchanie się Cassy jest dobre. Ale trzeba zachowywać umiar Malfoy. Narobiłeś jej nadziei.
— Nie mogłem ich narobić. Byłem w związku! — Nott przewrócił oczami, za to Hestia Carrow nieco się zgarbiła, co Harry dostrzegł. — Przecież mówiłem jej setki razy, że to nie mogłoby wyjść. Nie ważne, że jest przyjaciółką Cassy. Dusilibyśmy się. I ona to wie. — Harry zauważył jak Nott spogląda w stół a jego oczy zabłysły. Nie zrozumiał tego czynu... Dlaczego Nott zareagował na te słowa w tak osobliwy sposób? Czyżby miał inne zdanie w tej sprawie?
— Właściwie to jestem zdziwiony, że ty Potti się do niej nie dobierasz — dodał Zabini, z diabelskim uśmiechem spoglądając w karty. — Wydaje mi się, że młoda również na ciebie leci.
— Niewyżyte dzieci lecą na wszystko co jest płci przeciwnej i ma piękną twarzyczkę Zabini. Nie wysnuwałabym na twoim miejscu jakichś specjalnych hipotez. — Chłopak roześmiał się patrząc na Florę z rozbawieniem.
— Mówisz to, posiłkując się własnymi doświadczeniami Carrow? — Zagadnął a brunetka prychnęła chłodno, następnie unosząc do niego wzrok a jej oczy zaiskrzyły złośliwymi iskrami.
— To nie mi proponowano trójkąt z niezdarnym puchonem — w pomieszczeniu zapadła cisza. Zabini spiorunował ją wzrokiem, jednak ona wytrzymała to spojrzenie, ponad to. Uśmiechała się przy tym zwycięsko. Po pewnym czasie, Blaise pokiwał głową z uśmiechem i wrócił do kart.
— Czasami myślę, że wolałem cię kiedy milczałaś całymi dniami — powiedział jedynie a Flora uśmiechnęła się przelotnie i zwróciła uwagę na karty Notta. Zabini za to nie zdawał się tego nawet zauważyć, skupiając się na przekładaniu miejsc kart w swojej talii. Harry popatrzył w kierunku wejścia do dormitoriów dziewcząt, za którym przed momentem zniknęła Astoria i posmutniał. Nie wiedział jak jej pomóc... Nie miał pojęcia jak poradzić sobie z nieszczęśliwym zakochaniem... On również nie czuł do Story nic innego jak tylko przyjaźń.
— Astoria jest silniejsza niż nam się wydaje — powiedziała bardzo cicho Hestia. — Tylko...— zamilkła na moment. — Nie wie co zrobić z tym uciskiem w żołądku. Dafne mówiła, że Story po raz pierwszy poczuła coś silniejszego do drugiej osoby. Temu pewnie nie wie jak ma się zachować.
— Nie rozumiem dlaczego jej bronisz — parsknął Alex. — Nie pamiętasz tych kłótni, które prowokowała w wakacje? Tych wszystkich napiętych sytuacji, by tylko pokazać wszystkim, że nie jesteście taką wspaniałą parą na jaką wygląda? Przecież jesteś jedną z osób, która powinna ją nienawidzić bardziej niż ktokolwiek inny! — Podniósł nieco głos, jednak ani Carrow, ani Malfoy nie zdawali się być tym poruszeni. Jedynie przyglądając mu się w spokoju, a nawet... Z rozbawieniem. Co najwyraźniej zirytowało Seijuuro, bo zmarszczył bardzo nieelegancko brwi. — Co was tak bawi?
— Mamy ją nienawidzić za to, że nam uświadomiła nasze błędy? — Zapytała dziewczyna a Alex wyglądał na jeszcze bardziej zdziwionego, Harry, Max i Blaise (który zwrócił na nich uwagę po słowach Hestii) z resztą też. Czegoś takiego się najwyraźniej nie spodziewali. Draco wymienił z Hestią przelotne spojrzenie po czym jedynie przytaknął i znów oparł się o zagłówek kanapy, spoglądając w sufit. Za to ślizgonka zaczęła wyjaśniać. — Gdyby nie to, że Astoria pojawiła się w naszej grupie na prośbę Cassy, wciąż byśmy to ciągli, a sytuacja pogarszałaby się z dnia na dzień, mimo iż wy byście widzieli, że wszystko jest w porządku. — westchnęła cicho patrząc w podłogę. — Że nigdy się nie kłócimy, że zawsze się dogadujemy... Kiedyś tak było, ale pozmieniało się to. Gdyby nie fakt, iż Astoria prowokowała te kłótnie, pewnie wciąż wzajemnie męczylibyśmy się w tej relacji bez przyszłości — dodała ciszej, a teraz nawet Flora zwróciła na nią uwagę. Najwyraźniej nie wierząc w to, że Hestia przyznała coś takiego, publicznie. — Pozmienialiśmy się... — Powtórzyła, — Jednak gdyby nie te kłótnie, nawet byśmy tego nie dostrzegali. Przez nie, przynajmniej wiemy co i kiedy, było nie tak. Oraz... — Zamilkła na chwilę. Przymknęła oczy, po czym dokończyła — ...,że to wszystko było zbyt niemożliwe, żeby realnie istnieć. Temu też postanowiliśmy wrócić do punktu początkowego. Tak jakby nie było zeszłych dwóch lat, a my, jesteśmy tylko przyjaciółmi.
— Ciężko mi w to uwierzyć — powiedział Alex a Hestia jedynie wzruszyła ramionami.
— Nie musisz w to wierzyć. To po prostu się stało. Było, kiedyś... To przeszłość. Nie ma powodu by do niej wracać. Przecież takie mamy zasady. Nie warto rozpamiętywać, bo potem, człowiek gubi się w tym co jest, a co było. — Podniosła do nich głowę uśmiechając się do nich lekko. — Istotne jest to co jest teraz. Nie mam zamiaru nienawidzić jej za coś, nad czym sama nie umie zapanować. Byłam na nią zła... Bolało mnie to co robiła. Ale teraz to już nie jest ważne — popatrzyła na zegar, który wybił pierwszą w nocy. — Późno już. — Wstała i uśmiechnęła się do każdego po kolei. — Dobranoc... Draco. Wiem gdzie mam dormitorium — dodała kiedy chłopak zrobił ruch, jakby również chciał się podnieść z kanapy. Uśmiechnęła się po raz kolejny, po czym również wyszła z pokoju wspólnego. Przez chwilę panowała cisza. Którą po chwili przerwał Max.
— Sądzę, że sama nie wierzyła w swoje słowa. Zgodzisz się ze mną? — Zwrócił się do Dracona, który pokiwał głową wypuszczając cicho powietrze z ust.
— Mówiła to co uważa za słuszne. Nie mogę powiedzieć, że nie ma racji…
— Ale? — dodał Potter kiedy tamten nie skończył zdania. Malfoy napił się whisky i po chwili, odpowiedział mu na to pytanie.
— Ale ja Story przez pewien czas chciałem obedrzeć ze skóry — odparł po prostu a Seijuuro roześmiał się krótko.
— To może postaraj się to naprawić?
— Nie minął miesiąc od naszego zerwania a już mamy się schodzić?
— Czemu by nie. Dobrze wam było ze sobą...
— Na początku — przerwał mu chłopak. — Potem się to zaczęło walić. Jest tak jak mówiła Hestia. To wszystko było zwyczajną grą. Zabawą w związek. W rzeczywistości nie przypominało to związku pod żadnym względem. Zwyczajnie było powiedziane, że jesteśmy razem, i tyle. Nic więcej. Prawie nie rozmawialiśmy. Żyjąc tylko obok siebie.
— W takim razie, nie widzę sensu w twoim poprzednim stwierdzeniu — powiedział Harry.— Jeśli tylko byliście obok siebie, to dlaczego chciałeś za to skrzywdzić Astorię?
— To była przenośnia Potter. Zwyczajnie byłem na nią wściekły— parsknął blondyn. — Dlaczego? Dowiesz się, jak kiedyś będziesz w jakimkolwiek związku i zacznie ci się do niego wtrącać osoba trzecia. — Potter skrzywił się lekko, wyobrażając sobie jak do jego i tak krótkiego, i niezbyt udanego, związku z Cho, wtrącają się inne osoby, chcące ich poróżnić.
Po tych słowach, wszyscy znów zajęli się tym co robili przed rozpoczęciem tej wymiany zdań. Rozgrywka nie trwała długo, już po dwóch rozdaniach, zwyciężył Nott, ku rozpaczy Baisea, zgarniając całą pulę, a także załatwiając sobie tym wolne od odrabiania zadań domowych na następny tydzień, ponieważ wszyscy inni przegrani mieli je robić za zwycięzcę. Siedzieli tak może jeszcze z dziesięć minut, rozmawiając o mało istotnych rzeczach, po czym reszta również zaczęła wracać do swoich dormitoriów, robiąc się już śpiący.
Harry uznał, że również to zrobi. Jednak przed tym skończy pić swój przydział whisky. Nie miał tego dużo, bowiem jedynie pół butelki, po której normalnie byłby pijany, ale po pijaninach jakie co jakiś czas organizuje Zabini, organizm Pottera już nie reagował tak ostro na mocną dawkę alkoholu. Poza nim w pokoju został jedynie Nott, ku zdziwieniu Pottera, wcześniej nie zamieniając z Florą nawet zdania przed jej wyjściem z pomieszczenia. Chyba faktycznie była na niego obrażona.
— Zaproś Hestię — Harry podniósł wzrok do Theodora, który wkładał zwycięskie butelki ognistej do swojej torby.
— Co?
— Na przyjęcie do Sluthorna — powiedział tonem, jakby zwracał się do skończonego idioty. — W końcu nadal nikogo nie masz.
— Skąd niby ten wniosek?
— A masz? — Odpowiedział pytaniem a Potter zamknął usta w cienką linię. Nott jedynie pokiwał gorliwie głową wracając do czynności i po chwili zamknął torbę. — Carrow ci się podoba prawda? — Potter odwrócił wzrok w kierunku ognia palącego się w kominku, czując dziwne uczucie w żołądku, kiedy tamten to powiedział. Theodor jednak nie czekał na jego odpowiedź kontynuując wypowiedź. — Skoro tak, to ją zaproś. I tak już dzisiaj powiedzieli na czym polegała ich relacja. Malfoy nie powinien być zły o to, że ta idiotka pójdzie z tobą. — Potter zmarszczył brwi. Czy Nott rzeczywiście nazwał Hestię idiotką? Czy mu tylko tak się wydawało, ponieważ był nieco upity?
— Skąd ta "kumpelska rada" z twojej strony? — spytał podejrzanie a tamten przewrócił oczami.
— Żaden chłopak o zdrowych zmysłach w tej chwili nie zaprosi Carrow, ani nie przyjmie jej zaproszenia, bojąc się reakcji Malfoya. A ona strasznie przeżywa emocjonalnie takie rzeczy, więc zwyczajnie, chcę uniknąć lamentów z jej strony. I tak ostatnio za dużo emocji wszyscy pokazują. — Wstał zakładając torbę na ramię. — Nie wymieniając z nazwisk, wiadomo czyja to wina. — Potter spiorunował go wzrokiem. Z dnia na dzień, coraz bardziej nie lubił osoby Theodora. — Zaoszczędź więc nam wszystkim tych scen i ją zaproś. Oboje na tym skorzystacie. — Po wypowiedzeniu tych słów, opuścił pomieszczenie, zostawiając w nim Pottera, całkiem samego.

*


Potter nawet nie pamiętał która godzina była, kiedy kładł się spać. Dużo myślał nad słowami Theodora. W ostateczności dochodząc do wniosku, iż posłucha się go i zaprosi Hestię na przyjęcie. Szczerze mówiąc nie spodziewał się, że będzie to tak proste. Zrobił to bez żadnego stresu, kiedy to szedł z nią i z Draco, rano na śniadanie. Dziewczyna bardzo ucieszyła się z tego, że ją zaprosił, później wyjawiając mu swoje obawy,  bała się iż będzie musiała pójść tam sama. Malfoy również wydawał się być zadowolony z tego, że Hestia idzie na to przyjęcie z Potterem. Najwyraźniej obawiał się, iż jakiś inny chłopak zaprosi tam Hestię a on będzie musiał później wysłać go do skrzydła szpitalnego z poobijaną twarzą. A przynajmniej tak wmawiał sobie Potter.

Harry zatrzymał się wraz ze ślizgonami w wejściu do Wielkiej Sali, gdzie to panował całkowity chaos... Za to z grona pedagogicznego nie było dziś nawet jednej osoby. Co samo w sobie było dziwne. Bowiem nauczyciele zwykli pojawiać się w Wielkiej Sali jako pierwsi. Cóż takiego się więc działo w środku spytacie? Skąd ten szum i podniesione głosy? Cóż... to wszystko działo się, za sprawą tego co aktualnie działo się na jej środku..

— Granger — powiedział cicho Harry, spoglądając na Hermionę, która kłóciła się o coś z Lavender, a po stronach każdej stał jakiś chłopak. Po stronie Hermiony, jak łatwo przewidzieć, stał Cormack za to Lavender Weasley, obaj piorunujący się wzrokiem. Jakby zaraz mieli się tu pobić.
— No nieźle — rzucił rozbawiony Malfoy. — Może jeszcze odrobinę pikanterii? — Zagadnął i spojrzał na Pottera, który zastanowił się przez chwilę. Była to całkiem kusząca propozycja, zdenerwowanie Gryfonów tuż przed śniadaniem mogło im przynieść całkiem sporo korzyści. Bo jeśli krzyki będą się niosły, prędzej czy później jakiś nauczyciel, lub sam Filch, przyjdą ich opanować. A to skończy się odjęciem punktów Gryfonom... Czego właśnie chcieli. I o czym najwyraźniej nie tylko oni myśleli. Bowiem, kiedy Harry dostrzegł Lauren, zauważył, że ta z uśmiechem na ustach nakłada sobie sałatkę. Wtedy już wiedział, że prefekt naczelna nie ma zamiaru przerwać tej kłótni. Nic dziwnego. Ślizgoni nadal byli w punktacji na minusie.
— Nie wiem czy to dobry pomysł — oznajmiła cicho Hestia a blondyn zwrócił na nią uwagę, za to Harry już zastanawiał się, co powiedzieć, by Weasley wyszedł z siebie tak mocno, żeby odegrać tutaj prawdziwą, scenę zazdrości. W końcu wszyscy widzieli to, iż jest on zazdrosny o Granger jak diabli. — Ona i tak wygląda już dostatecznie żałośnie. — Draco odwrócił wzrok w kierunku Hermiony, której oczy były zaczerwienione, co oznaczało że niedawno płakała, a teraz znów zalśniły łzami, jej postawa była wyraźnie zlękniona, dziewczyna zaczęła się garbić, za to rany z jej niedawnego "wypadku" sprawiały, iż rzeczywiście, wyglądała jak sto nieszczęść.
— Nie skupimy się na niej jeśli nie chcesz — rzucił sucho a dziewczyna przytaknęła, następnie odchodząc w kierunku stołu Slytherinu. Malfoy wrócił wzrokiem do kłócących się gryfonów, i zwrócił uwagę na Weasleya.— Pamiętasz co ostatnio mówiłem Brown?
— Nie da się tego zapomnieć — odparł Potter i uśmiechnął się zimno. — Powtórzymy to przy wszystkich?
— Mam lepszy pomysł — oczy chłopaka zabłysły złośliwymi iskierkami, a następnie oboje podeszli do miejsca na które patrzyła cała szkoła. W końcu co to za sprzeczka, w której nie uczestniczy ten tleniony dupek…
— Tyle krzyku beze mnie?! — oznajmił pretensjonalnym tonem Malfoy przystając przy Gryfonach a Lavender się spięła, na co Potter uśmiechnął się chłodno. — To przecież nudne!
— Odwal się Malfoy, to nie twoja sprawa — syknął Ron a blondyn roześmiał się z rozbawieniem.
— Oj chyba jednak tak — przeciągnął ze znudzeniem wskazując swoją odznakę prefekta. — Mogą waszą dwójkę zwolnić ze stanowisk. Wystarczy, że czwórka innych prefektów na was doniesie — uśmiechnął się chłodno a Ron zwężył źrenice i zacisnął pięści ze złości. Wyglądał jakby chciał uderzyć Malfoya. Za to Hermiona zgarbiła się jeszcze bardziej, i opuściła wzrok na ziemię.
— Niby kto poza tobą i Parkinson chciałby to potwierdzić? — Warknął a Malfoy uśmiechnął się do niego w tak bardzo dziwny sposób, że włosy Ronalda stanęły dęba.
— Chcesz się przekonać? — Spytał uroczo. — A może zrobimy coś innego? — Dodał i klepnął Pottera po plecach, a Harry wyraźnie się zdziwił. Nie spodziewał się, że Malfoy wdroży go do tego przedstawienia. Sądził, że robi dziś za obstawę. Tak jak kiedyś robili to Crabbe i Goyle. — Może powiesz wszystkim jak to wspaniale potraktowałeś Wybrańca, co? — Zaakcentował głośniej a wiele osób podniosło wzrok znad talerzy patrząc na nich z zaciekawieniem. — Oj Finnegan nie wstydź się! Ty też masz w tym duży udział! — Seamus spojrzał na swój talerz. A Malfoy zaśmiał się krótko. — No to jak Weasley? Zamkniesz się? Czy mamy z McLaggenem powiedzieć to tak głośno, żeby stary Dumbledore to usłyszał? — Weasley spiął się niewyobrażalnie. — Czyli będziesz siedział cicho. To miłe. — Powiedział tonem, który na to nie wskazywał. — Ale niewystarczające — spojrzał na niego z góry. I wskazał palcem podłogę. — Klękaj — wiele osób otworzyło usta z szoku, a inni wychylili się z ławek by lepiej widzieć. Ron wciąż stał. — Powiedziałem, że masz klękać Weasley — parsknął. — Klękać i prosić o wybaczenie.
— Chyba sobie kpisz że będę przed tobą...
— Przed Potterem — przerwał mu a Harry spojrzał na chłopaka z szokiem. — Jesteś mu to winien.
— Pogięło cię! — Wybuchł i chwycił go za koszulę mierząc w niego z pięści. — Jeśli myślisz, że mnie zastraszysz to...
— Zabierz te zafajdane ręce — powiedział, a Harry uśmiechnął się chłodno wiedząc, że Malfoy sprowokował Rona by ten spojrzał mu w oczy. Jego następne słowa z resztą to potwierdzały.— To, że Brown ci nie wystarcza wiedzą wszyscy, choć w sumie to nawet ona nie jest tak odrażająca, by zabawiać się ze sobą w miejscach publicznych. — Lavender odskoczyła od Weasleya na odległość połowy metra a wiele osób wytrzeszczyło na nich oczy.
— Kłamiesz — warknął Weasley zaciskając mocniej dłonie na jego koszuli. — Nikt ci nie uwierzy.
— Ja mu wierzę — Powiedział McLaggen, a za nim powiedzieli to jego kumple. Potem wielu ślizgonów, a także krukonów, a na końcu sam Potter.
— Widzisz? Moje słowo jest święte — uśmiechnął się chłodno blondyn. — Ale jeśli nadal twierdzisz, że nie mam racji. To pokaż torbę Weasley — Ron zacisnął usta w wąską linię. — Jeśli kłamię. To nie znajdą się tam gazety dla niewyżytych szczeniaków i bez problemu opróżnisz ją przy wszystkich.— Zaakcentował z drwiną. —  A może mam jeszcze dodać czyje to imię wypowiadasz wieczoreeeem? — przeciągnął ostatnie słowo i uśmiechnął się jeszcze zimniej. Przegiął. Harry dokładnie to widział w oczach Rona. Tą nienawiść, chęć mordu, i właśnie na to czekał Malfoy. Na to, aż chłopak wyjdzie z siebie by mu przywalić, tylko po to, by się zamknął. Ale Draco nie był tutaj sam. Harry trzymał różdżkę w pogotowiu, McLaggen również poprawiał swoją. Harry zerknął na Ślizgonów, Flora zaciskała dłoń w pięść a Nott, całkowicie przypadkiem, bawił się swoją różdżką w trakcie posiłku. Weasley byłby głupcem, gdyby spróbował uderzyć go teraz przy wszystkich.  — Zraniłbym tą dziewczynę dogłębnie gdyby się o tym dowiedziała, ale przecież to nie mój problem, więc... — Chłopak padł na kolana a Ślizgoni roześmiali się. Harry nie wierzył własnym oczom, Ron... On się przed nim płaszczył... Potter nie mógł zaprzeczyć, że w tej chwili poczuł się jak Władca Świata. Jednak gdzieś głęboko w środku czuł również dziwnego rodzaju niemiłe uczucie... Coś co nie pozwoliło mu się uśmiechnąć. Jakby... Współczucie? Ale za co miał mu współczuć? Przecież to on chciał jego śmierci, on założył się o jego życie, powinien przepraszać. Powinien się przed nim upokarzać, by tylko to zadośćuczynić.
— Oj nie... Nie tak szybko — pokiwał palcem Malfoy kiedy ten chciał wstać a Gryfon zacisnął pięści tak mocno, że aż knykcie mu pobielały. — Przepraszaj.
— Malfoy to nie jest konieczne...
— Ma przeprosić — przerwał Harry'emu chłopak a były gryfon wyraźnie się zdziwił. Dlaczego Malfoy był nagle tak zdenerwowany? — Nie tylko za tamto świństwo. — Potter zamrugał zszokowany, było coś jeszcze? — Po kolei Weasley. — Chłopak się nie odezwał. — Sam tego chciałeś,…
— Jesteś najbardziej podłą osobą jaką miałam nieprzyjemność poznać Malfoy — chłopak zamilkł kiedy Hermiona podniosła na niego wzrok, wyglądała na wściekłą — Jesteś prefektem! Ciebie również możemy podać do nauczycieli!
— Nikt za wami nie pójdzie.
— Nie ma to znaczenia! Traktujesz nas jak zwierzęta! — Podniosła jeszcze bardziej głos. — Harry, godzisz się na to!? Jesteś tak samo zły jak oni wszyscy?! — Potter spojrzał na nią z szokiem, w tej chwili nie miał pojęcia jak zareagować. — Spójrz co się dzieje! Patrzysz na upokarzanie swojego przyjaciela bez żadnych uczuć! Stałeś się taką samą kukłą jak…
— Flora — mruknął Malfoy a dziewczyna rozluźniła dłoń, za to Hermiona podniosła twarz w górę a jej prawy policzek był cały czerwony. Zaklęcie Carrow uderzyło prosto w jej twarz.
— Nie widzisz w tym żadnego problemu? — szepnęła łamiącym się głosem, a kiedy nie odpowiedział , opuściła wzrok na ziemię. — Wszyscy jesteście siebie warci — syknęła odtrącając McLaggena, który chciał ją stąd wyprowadzić. Granger w tej chwili zaszła bowiem za skórę nie tylko Malfoyowi, ale i wielu innym osobom. Harry jednak wciąż stał wstrząśnięty, a jej słowa dudniły w jego czaszce tak jakby oberwał zaklęciem w serce, a jego formuła wyryła się w jego pamięci... Tak jak śmiech Bellatrix w Departamencie Tajemnic. — Jesteście tak samo podli jak sam Voldemort — wyminęła ich a Nott w ostatniej chwili chwycił rękę Flory by ta nie rzuciła Granger zaklęciem w plecy.
— Powiedziała wielka święta. — Granger zatrzymała się kiedy Malfoy zaśmiał się patrząc w flagę Gryffindoru z szyderczym uśmiechem.
— Draco. Chyba wystarczy — powiedział cicho Harry ale chłopak był zbyt zirytowany żeby teraz przestać, nie słuchał się ani jego, ani nie zwracał uwagi na proszące spojrzenie Hestii, które posyłała Malfoyowi ze swojego miejsca, wstając.
— Nie jestem podły, tylko szczery Granger. To coś czego nigdy nie pojmiesz — dziewczyna zacisnęła pięści w dłonie. — Nie potrafisz tego pojąć. Jesteś na to zwyczajnie za głupia.
— Nie jestem głupia! — Krzyknęła a w pomieszczeniu zapadła całkowita cisza kiedy to Gryfonka wyjęła różdżkę. — Przestań to w kółko powtarzać! Znam swoją wartość!
— Jakoś nie widać — odwróciła się do niego w tej samej chwili kiedy chłopak zwrócił na nią uwagę i zanim zdążyła wypowiedzieć zaklęcie, stało się coś, co sprawiło, że zastygła w bezruchu, nie wierząc w to co widzi. Z resztą nie tylko ona, wszyscy byli w szoku patrząc na Harry'ego Pottera, mierzącego różdżką w Hermionę... W swoją przyjaciółkę.
— Harry... — Potter spojrzał w podłogę, nie zwracając na nią uwagi.
— Wstawaj— Ron zrobił wielkie oczy kiedy Potter to powiedział. Ślizgon wiedział dokładnie to, co robi. Nie był podły. Był po prostu szczery ze sobą. Nie chciał w taki sposób przeprosin. Przymuszonych, pełnych strachu... Jednocześnie nie miał zamiaru dać obrażać siebie, i reszty Slytherinu. Granger mówiła za dużo. Dawała się ponieść emocjom. Tak jak jeszcze niedawno on sam.
— Co ty robisz? — mruknął Malfoy a Harry spojrzał na niego i uśmiechnął się chłodno
— Chcę być szczery — odparł po prostu i zwrócił uwagę na Hermionę. — Rzucasz, czy będziemy tak stać? — Dziewczyna opuściła różdżkę, przez co i on zniżył swoją dłoń, następnie wsuwając pałeczkę pod rękaw. — Nie rycz — dodał zimniej, z jakiegoś powodu był na nią zły. Zły na to jak nazwała jego, jak nazwała ich wszystkich. Prawda była inna. Tylko ona nie chciała jej dostrzec. 
Zignorował ją, zignorował patrzących na niego uczniów, po prostu usiadł i zajął się jedzeniem. Mając głęboko w poważaniu to, co pomyślą o nim wszyscy. To, czy Ślizgoni będą traktować go jak swojego, czy jak wroga. Teraz już nic nie miało znaczenia. Czuł zbyt wielki ból patrząc na to wszystko, wysłuchując tych obelg. Tego wszystkiego co przecież nie było prawdą... Albo on sobie tak wmawiał? Teraz całkowicie się pogubił.
Nagle ktoś poczochrał go po głowie na co uśmiechnął się w myślach. Zabini zawsze wiedział co zrobić by pozbyć się napiętej atmosfery.
— To żeście się popisali — parsknął spoglądając na Malfoya, który również usiadł na swoim miejscu i zdawał się być zły... Nie. Nie był zły. On był wściekły! — Malfoy?
— Jak Ona...
— To tylko szlamowate gadanie, nie masz co zawracać sobie tym głowy — machnął ręką czarnoskóry a oczy Malfoya błysnęły, to nie wróżyło nic dobrego. — Siódma zasada?— zagadnął pogodnie.
— Dokładnie — powiedział chłodno i strzelił na palcach, za to Harry przypomniał sobie jedną z reguł zapisanych w kodeksie ślizgonów.

                       "Zemsty dokonywać w taki sposób, aby nikt się o niej nie dowiedział."

Potter dostrzegł, że Hestia posmutniała spoglądając w kierunku drzwi, za którymi zniknęła Granger. Nie rozumiał tego. Dlaczego się martwiła? Gryfonka była jego przyjaciółką od pierwszego roku, teraz nie było mu nawet z jej powodu przykro. Naraziła się wielu osobom... Jemu zresztą też. I naprawdę pragnął jej dopiec. Ale może właśnie to martwiło Carrow?  To, co stanie się z Granger kiedy ślizgoni z nią skończą...

*
— Bu. — Hermiona podskoczyła wystraszona, kiedy ten cichy, jednak nieco piskliwy, dźwięk wydobył się tuż za nią. Wcześniej nawet nie słysząc za sobą kroków, osób które się pojawiły. Wiedziała jedno. Naraziła się. Jednak nie sądziła, że dojdzie do konfrontacji jeszcze przed pierwszą lekcją. "Mogłam iść z McLaggenem" przeszło jej przez myśl kiedy patrzyła po trójce uczniów znajdujących się w łazience poza nią samą, i skrzywiła tym bardziej, że jedna z tych postaci była chłopakiem. — Jesteś jakoś dziwnie wystraszona Granger. A przecież na śniadaniu biło od ciebie gryfońską odwagą — oznajmiła z rozbawieniem Pansy patrząc na Granger spode łba. Hermiona wstrzymała oddech. Naprawdę nie uśmiechało się jej walczyć z tymi dziewuchami, a tym bardziej Mosbym, który opierał się o drzwi łazienki, nie dopuszczając by ktokolwiek stąd wyszedł, patrząc na nią zimno. Może i był chudy, ale Hermiona pamięta go z czasów, kiedy był wysportowanym chłopaczyskiem, zwinnym i na domiar złego bardzo silnym. Więc pozbawienie połowy mięśni z całą pewnością nie robiło z niego słabeusza, na jakiego w tej chwili wyglądał. — Jak to szło? — zagadnęła Parkinson, krzyżując dłonie pod biustem. — Jesteśmy tak samo podli jak Voldemort i nie mamy serca?
— Coś w tym stylu — dodała Dafne i poprawiając swoje złote włosy. — Do tego wspominałaś coś o tym, że jesteśmy nie czułymi kukłami, jeśli mnie pamięć nie myli.
— Czego chcecie? — spytała Granger siląc się na spokój, choć wiedziała doskonale po co tutaj przyszły. I myśl o tym, sprawiała, że Hermionie zrobiło się niedobrze i dziwnie słabo.
— Panna Wiem—To—Wszystko, z całą pewnością zdaje sobie sprawę z tego, w jakim celu w ogóle się do niej odzywamy — oznajmiła pretensjonalnym tonem, Parkinson i wyjęła różdżkę. Hermiona również to zrobiła, szybko nią celując w ślizgonów. W odpowiedzi na co usłyszała głośny śmiech dziewcząt. — Oszalałaś? — parsknęła brunetka i machnęła różdżką poprawiając zaklęciem swój makijaż. — Nie chcemy z tobą walczyć idiotko. — Hermiona stanęła jak wryta, była w tej chwili zupełnie zbita z tropu. Nie rozumiała w co oni grają.
— W takim razie o co wam chodzi? — Ślizgoni wymienili po między sobą porozumiewawcze spojrzenia, po czym odezwała się do niej Dafne.
— Mamy problem z pewną osobą w naszym domu. Chcemy żebyś nam pomogła w pewnej kwestii. W zamian, my, postaramy się, żebyś nie została skrzywdzona przez żadnego z naszych. — Granger zmarszczyła brwi, patrząc po nich nieufnie. — To uczciwy układ nie sądzisz?
— Jaki niby problem? — spytała powoli a Ślizgoni uśmiechnęli się w tym samym momencie, co nie spodobało się Hermionie.
— Nott ostatnio zachowuje się dosyć osobliwie, wszystko ze względu na pewną osobę, przez którą równa ludzi z błotem — Dafne skrzywiła się nieznacznie a Mosby odwrócił wzrok. — Chcemy, żebyś wypytała o to McLaggena. To wszystko.
— Ja? — zapytała z szokiem Hermiona. — Oszalałyście. Przecież ja nic...
— Idiotko, on lubi twoją szlamowatą urodę. — Przerwała jej zirytowana Greengrass a Hermiona zastygła. — Wykorzystaj to.
— Dlaczego wam na tym zależy? I co McLaggen ma do Notta i Carrow? Bo jak wnioskuję to o nią chodzi.
— O nią — przyznała Dafne nieco zirytowana. — O tą brudną, wywłokę, która...
            — Dafne. Przypominam Ci, że jestem jej byłym— blondynka zamilkła, kiedy Mosby się odezwał. Chłopak odszedł od drzwi spoglądając na Hermionę i uśmiechnął się przelotnie, ale Granger nie wyczuła w tym czynie drwiny, czy wyższości, zwyczajnie się uśmiechnął.— Chcę tylko wiedzieć czy Nott planuje coś złego względem Flory. To wszystko czego chcemy, żebyś wyciągnęła od Cormcka.
— Chyba, co ty chcesz — mruknęła Pansy oburzona. — Ja tam chciałabym wiedzieć co właściwie Notta tak do tej wywłoki ciągnie. Przecież jest nienormalna! Sam to wiesz... — Chłopak westchnął i spojrzał Hermionie w oczy, a Granger przełknęła z trudem ślinę. Oczy Ślizgona miały naprawdę piękny odcień zieleni. A on sam, również był jednym z tych przystojniejszych chłopaków, w kierunku których wiele dziewcząt wzdychało z zachwytem.
— Cormack cię lubi. Z całą pewnością powie ci to, co będziesz chciała.
— Skąd pewność, że akurat on wie coś w sprawie Notta i Carrow?
— McLaggen jest jednym z tych, z którymi Nott rozmawia szczerze. Nie wiemy dlaczego tak jest, ale to nie jest teraz istotne — machnęła dłonią Dafne. — Zgadzasz się, czy może wolisz wracać do dormitorium codziennie to z nową masą siniaków? — Hermiona spojrzała najpierw na nią, potem na zniesmaczoną Parkinson a na końcu na Mosby’ego, który nadal się do niej uśmiechał. Przeanalizowała swoją sytuację, a potem kilka innych wariantów jakie mogłaby wybrać... Jednak w tej chwili, ten wydawał się jej być najodpowiedniejszym. Choć nie wiedziała, czy branie udziału w ślizgońskim spisku, ma jakiekolwiek sens. Postanowiła zaryzykować.
— Zgoda — powiedziała powoli a pozostałe dziewczyny parsknęły z rozbawieniem po czym wymierzyły w nią różdżkami — Ej... O co wam chodzi?... Przecież się zgodziłam.
— Nie zrobisz na McLaggenie wrażenia z tymi kudłami— oznajmiła z rozbawieniem Dafne po czym machnęła różdżką a włosy Hermiony zostały spięte, za to po machnięciu różdżką przez Parkinson, Hermiona poczóła chłud na kolanach i pisnęła cicho.
— Spódnice za kolana już są niemodne od jakiś dwóch dekad — przewróciła oczami ślizgonka po czym wraz ze swoją psiapiułą opuściła łazienkę. Chłopak jednak został, nadal się jej przyglądając, przez co Hermiona poczuła delikatny rumieniec na policzkach. Karcąc się za niego w myślach.
— Faktycznie jesteś ładna — przyznał a Granger podniosła do niego zdziwiony wzrok, nadal się uśmiechał. — Jakoś ciężko to dostrzec kiedy masz loki na prawie całej twarzy. Teraz już jest lepiej — Gryfonka zaniemówiła. — Nie przejmuj się tymi dwoma. Są zwyczajnie złe o to, że Theodor traktuje dziewczyny jak przedmioty, za to Florę normalnie, są zazdrosne.
— A ty... Zważając na twoją relację z zimną Carrow również...
— Ach... To — przejechał dłonią po włosach. — Tak... Też o to chodzi... Choć bardziej martwi mnie to, że Nott zrobi coś Florze. Nie jest taki jakim go widzimy, my wszyscy. — Zamilkł na chwilę — Jest o wiele bardziej podły niż możesz sobie wyobrazić to Granger. Temu obawiam się, że skrzywdzi Florę... Mam nadzieję, że rozumiesz. —Przytaknęła nieznacznie. — To dobrze — westchnął po czym odwrócił się i również odszedł. Hermiona spojrzała na swoje odbicie w lustrze i lekko się speszyła, widząc zaróżowienia na swoich policzkach a także swój teraźniejszy wygląd. Wystarczyło zmienić naprawdę dwa detale, żeby zmienić ją z roztrzepanej kujonki, na atrakcyjną dziewczynę i musiała przyznać, że spodobało się jej to. A w głowie pojawiła się myśl, że może myliła się co do Ślizgonów. W końcu Mosby był bardzo miły, i wydawało się jej, że naprawdę czuje strach o Florę Carrow... Że czuje... I nie jest wcale podły.

*


— Miło, że mnie zaprosiłeś Harry — Hestia uśmiechnęła się do chłopaka z wdzięcznością, następnie zamykając drzwi swojego dormitorium. Potter za to spoglądał na sylwetkę brunetki, z błyskiem w oczach. Wydawało mu się , że w życiu nie widział piękniejszej osoby jak Hestia. Nawet Cho, w tej chwili zdawała się być przy niej niczym brzydkie kaczątko. Ślizgonka upięła włosy w dobrze ściśnięty wianek, w który wpleciony był srebrzysty łańcuszek. Miała uroczą rozkloszowaną sukienkę sięgającą do kolan, która połyskiwała w świetle zielenią jej materiału. Nie założyła butów na obcasie przez co była odpowiedniego, dla Pottera wzrostu. Harry cieszył się, że tego nie zrobiła. Nie był zbyt wysoki, i nigdy mu to tak bardzo nie przeszkadzało. Do czasu, aż dziewczyna ubiera bardzo wysokie szpilki i czuje się przy niej niczym karzeł. Umalowała się delikatnie, nie wyzywająco, choć usta naturalnie pokryła czerwona szminka, która jednak nieco psuła ten wizerunek niewinnej istotki jaką była Carrow. Choć Potter musiał przyznać, że ta "tajemniczość" do niej pasuje. Sam nie miał pojęcia dlaczego tak jest. Jednak wydawało mu się, iż naprawdę ma to jakieś odwołanie do jej prawdziwej natury, w końcu mili ludzie nie trafiają do Slytherinu.
— Bardzo ładnie wyglądasz — przyznał cicho kiedy opuścili pokój wspólny. Carrow uśmiechnęła się do niego promiennie przez co zmuszony był odwrócić wzrok. Hestia była do niedawna dziewczyną Draco. Nie mógł próbować z nią flirtować. Wiedział, że Malfoy, mimo wszystko, byłby na niego za to zły.
— Dziękuję. Ty również wyglądasz bardzo atrakcyjnie Harry — oboje lekko się zaśmiali, przechodząc wzdłuż korytarza i weszli po schodach. — Mam tylko nadzieję, że będzie nieco weselej niż na poprzednich spotkaniach Sluthorna — oznajmiła a chłopak przytaknął. Przyjęcia u starego Horacy'ego bywały bardzo nużące i zwykle ciągnęły się przez długi czas w dosyć nietypowej atmosferze, jednak nikt nie śmiał mu odmówić. W końcu bycie pupilkiem tego człowieka otwierało wiele nowych drzwi.
— Sądziłem, że Malfoy i Flora idą z nami — oświadczył a Hestia przytaknęła i nieco sposępniała.
— Czeka na nią. Theodor jeszcze pomaga się jej ubrać.
— Nott? — powtórzył zdziwiony. Po czym wyobraził sobie dosyć dziwną scenę; gdzie to Malfoy i Nott są w jednym pokoju z prawie nagą Florą, usiłującą ubrać na nią jakąś kreację. — Nie miał iść z Vane? I to chyba nieco dziwne, że obaj tam są.— Dodał po chwili namysłu.
— Umówili się punk dziewiętnasta przy schodach — wyjaśniła spokojnie i zwróciła uwagę na lampiony zwisające nad sufitem. Na widok których, delikatnie się uśmiechnęła. — Uwierz Harry, że mi również nie jest na rękę to, że Draco ogląda prawie nagą Florę — oznajmiła a chłopak popatrzył na dziewczynę z szokiem. Jego wyobrażenie było prawdziwe?
— Jak to półnagą? — zapytał powoli, Hestia westchnęła z rezygnacją.
— Flora nie odczuwa skrępowania kiedy ktoś widzi ją w bieliźnie lub bez jej góry— przygryzła delikatnie dolną wargę. — Dokładniej, nie odczuwa go w towarzystwie Notta. — sprecyzowała.— Nawet jeśli jest tam Draco. Nawet jeśli byłby tam sam Zabini. Nie są wstanie na nią spojrzeć, bo wtedy Nott staje się jak najgorsza przyzwoitka jaka istnieje na ziemi. Więc powinnam być spokojna.
— Jednak nie jesteś.
— Nie jestem — przytaknęła i westchnęła. — Flora jest moją siostrą. Wiem dokładnie jak atrakcyjna jest... Więc jestem nieco zazdrosna — oznajmiła ledwo słyszalnie.
— O Malfoya? — Przytaknęła, a on parsknął cicho, oboje byli równie zawistni względem siebie. — Nie sądzę byś miała się czego obawiać —chwycił za klamkę drzwi gabinetu Sluthorna. — On za bardzo się tobą interesuje — otworzył drzwi a niecałą sekundę później pojawił się przy nich gospodarz przyjęcia.

*


— To chyba nie powinno tak wyglądać — Mruknął Theodor wskazując Malfoya, który siedział na jednym z łóżek i przyglądał się im ze znudzeniem. — Nie gap się na nią.
— Daj spokój. Przecież nic nie robię.
— Wystarczy, że podniosłeś te swoje ślepia zboczeńcu — Malfoy roześmiał się, jego przyjaciel zawsze zachowywał się w ten sposób kiedy Carrow była w bieliźnie w większym towarzystwie niż sam Nott. Bawiło go to za każdym razem.
— Moja wina, że się tak guzdrzecie? Umawialiśmy się na wpół do siódmej — wskazał zegar gdzie to wskazówka ukazywała, za pięć dziewiętnasta. — Carrow, co z twoją punktualnością?
— Hestia chciała mieć ładną fryzurę, więc oddałam jej na chwilę Notta — przewróciła oczami
— Po pierwsze. Nie potrafisz się bez niego ubrać? — Brunet spiorunował go wzrokiem. — A dwa. Co to twoja zabawka, że go sobie oddajesz? Dzieci, co z wami jest nie tak?
— Daj mi spokój! — Powiedzieli jednocześnie a Malfoy zaśmiał się krótko i wstał.
— Dokąd to?
— Pójdę z Vane. I tak was do siebie ciągnie.
— Malfoy nie przegina... — drzwi się zamknęły. —...j. — dokończyła Carrow i prychnęła jak rozjuszona kotka. Theodor stał przez chwilę zastanawiając się co przed momentem się wydarzyło. I im dłużej o tym myślał. Tym bardziej tego nie rozumiał. Malfoy właśnie zostawił ich w pozycji bez wyjścia, do tego insynuując coś bardzo głupiego. Zupełnie nie zauważył, że Flora się zarumieniła.

*


— Gdzie Nott? — mruknęła Romilda przystając przy Malfoyu z miną pełną niesmaku.
— Również miło cię widzieć Vane — odparł przejeżdżając dłonią po włosach. — Ładnie wygladasz, jak mniemam celowo tak eksponujesz swoje atuty małolato.
— To nie odpowiedź na moje pytanie — oznajmiła zakładając dłonie pod głębokim dekoltem, mimo młodego wieku, rozmiary atutów Romildy były bardziej niż przeciętne.
— Wystawił cię dla Carrow. Ot co — oznajmił machając dłonią a Romilda skrzywiła się lekko.
— Mogłam to przewidzieć — westchnęła kierując się razem z nim w kierunku wschodniego skrzydła gdzie to odbywało się przyjęcie. Była już cisza nocna przez co korytarze były puściutkie. A oni jako jedyni mogli się włóczyć po zamku zupełnie nie przejmując się tym, że Filch czy jakiś nauczyciel ich nakryje i da szlaban. — Ta ich przyjaźń jest denerwująca.
— Tak sądzisz? — spytał zupełnie nie przejmując się jej słowami, tak jak i obecnością, bardziej myślał o tym co zrobić, żeby się jej po cichu pozbyć. Musiał dostać się na przyjęcie. To było priorytetem, i tylko pupilki Sluthorna z osobami towarzyszącymi byli wstanie się tam dostać. Więc to była jego okazja... ale znał Vane całkiem dobrze. Wiedział, że nie da mu tak po prostu gdzieś pójść.
— Odkąd zerwał z Kirishimą. Chodzi tylko za Carrow i tylko się nią przejmuje. Założę się, że gdyby poddać go próbie i kazać mu kogoś ocalić. Na przykład Lauren a Carrow, wybrałby Florę — przewróciła oczami. — Ja rozumiem, że można się przyjaźnić ale są jakieś granice. Był mi winien to wyjście. Dużo dla was robię.
— Tak, tak — machnął dłonią — Rozumiem, że chciałaś się pokazać z piękną twarzyczką Notta, ale musisz się zadowolić mną. Nic nie poradzę na to że woli dziewczyny w swoim wieku.
— Lubi i to nie tylko te czystej krwi — Malfoy drgnął, wyciągnięty z amoku myśli i zwrócił na nią uwagę. Jej słowa zabrzmiały niezbyt ciekawie.
— Co masz na myśli? — spytał powoli a Romilda uśmiechnęła się do niego czarująco po czym machnęła głową na parę która właśnie wyszła z jednego z korytarzy. McLaggen wyjątkowo dobrze komponował się z Granger.— Nie słyszałeś o tej aferze?
— Tej z pobiciem tej szlamy? — pokiwała głową a Vane uśmiechnęła się zimniej.
— Z kwiatami.
— Rozwiń — oznajmił oglądając się za Gryfonką, która miała na sobie długą, czerwoną kreację z dość mocno wyciętymi plecami. Nie lubił Granger ale musiał w duchu przyznać, że miała gust jeśli chodzi o tak wystawne przyjęcia.
— Theodor w ramach podziękowania mi za to co dla was robię, wysłał mi bukiet róż. Oczywiście z przekazem w języku kwiatów jak zwykł to robić — Malfoy przytaknął, Nott bardzo lubił ten sposób kodu. Zważając na to iż mało kto w ogóle przejmuje się bukietami kwiatów, to nie zostają te wiadomości odczytywane przez niepowołane osoby. — McLaggen zrobił eksperyment. Dał jej te kwiaty. Kazał mi pójść do niej i kilka rzeczy naciągnąć. Fakty pozaginać. I zrobić z niej idiotkę.
— Błędnie opisałaś symbolikę. Mam rację? — pokiwała przecząco głową
— Opisałam ją tak jak miała być. Wpasowała się idealnie. Ale nie to jest najgorsze.
— W takim razie co?
— Ze strachu spaliła te kwiaty — Ślizgon spojrzał na nią z szokiem. — I teraz pewnie chce to odpokutować — znów zwróciła uwagę na parę przed nimi. — W końcu każda głupia dziewczyna wie, że Nott uwielbia czerwień — Malfoy spojrzał na Granger z szokiem. — Nie sądzę by ubrała taką sukienkę przypadkiem.
— Sądzisz, że chce coś tym uzyskać?
— Ja to wiem — uśmiechnęła się po czym uśmiechnęła szerzej kiedy weszli na przyjęcie. Granger jako jedyna miała tak kreację o tak żywej barwie.

*


— Wyglądasz idiotycznie — takimi słowami powitał go Blaise, który wyszedł z tłumu gości. — Harry spojrzał na kumpla ze zdziwieniem. Jednak dopiero po chwili zorientował się iż ta uwaga nie była skierowana do niego. A do jego partnerki.
— Co ci się nie podoba Zabini? — Mruknęła opierając dłonie na biodrach, a czarnoskóry parsknął ironicznie wskazując McLaggena z Granger.
— Szlama cię przebiła. A to ty tutaj uchodzisz za najładniejszą w szkole.
— To nie pokaz mody Blaise — oznajmiła dziewczyna skromnie i również zwróciła uwagę na Hermionę. — Choć muszę przyznać wygląda bardzo ładnie.
— Chyba się nie zrozumieliśmy — brunetka spojrzała na Zabiniego. — Ty miałaś tutaj przyciągać wzrok innych Carrow. Za to ubrałaś się całkowicie przeciętnie.
— Mi tam się podoba — powiedział cicho Harry, a Hestia uśmiechnęła się w jego kierunku. Przez co zmuszony był odwrócić wzrok by przypadkiem się nie zarumienić. Carrow dziwnie na niego wpływała.
— Nie mówię, że wygląda źle. Tylko, że mnie zawiodła — westchnął i odebrał z lewitującej tacy kieliszek szampana. — Ta impreza jest tak samo nudna jak wszystkie inne — oświadczył patrząc po gościach i zatrzymał wzrok na wampirze, w którego z uwielbieniem przypatrywało się kilka dziewcząt. — Byłoby miło gdyby jedną z nich zeżarł.
— Zabini!
— No co? — spytał odwracając wzrok na oburzoną Carrow po czym zmarszczył brwi i rozejrzał się, odnajdując wzrokiem Vane z Malfoyem. — Gdzie twoja ponura połówka?
— Romilda? — Odpowiedziała pytaniem zamiast odpowiedzi, Harry również się zdziwił widząc Malfoya w towarzystwie młodej Gryfonki.
— Przecież Nott miał iść z nią.
— Skoro ta dwójka przyszła razem — oznajmił powoli Zabini i zwrócił uwagę na drzwi. — To oznacza, że Nott przyjdzie z Florą ? — Zaśmiał się a jego oczy zabłysły kiedy ujrzał właśnie wcześniej wymienioną parę, która właśnie pojawiła się w pokoju. I po przybyciu, której Slughorn zastukał w swój kieliszek, ogłaszając tym iż będzie przemawiał.

*


Hermiona wyszła na korytarz wzdychając cicho. Duszność pomieszczenia nie dawała jej w spokoju oddychać. Była za mocno ściśnięta w talii by móc oddychać swobodnie w normalnie klimatyzowanym pomieszczeniu a to iż sala Slughorna była niewyobrażalnie ciepła nie dawało jej nawet szansy na porządne wzięcie oddechu. Kręciło się jej w głowie a od pocałunków McLaggena pragnęła uciekać gdzie pieprz rośnie. Nie miała nic przeciwko spontaniczności, ale Gryfon miał jej w sobie nieco za dużo, tak jak i ekspresji. Zdawało się jej że chce ją zabrać dla siebie, zgarnąć na zawsze. I nigdy nie wypuścić.
Przetarła obolałe nadgarstki wzdychając ciężko i spojrzała w górę sufitu. Delikatne światło z lampionów oświetlało korytarz a zapach jemioły dawał ukojenie i dziwne poczucie bezpieczeństwa. Podeszła do jednego z okien i zwróciła uwagę na śnieżycę, która rozpętała się za nim. Pogoda była dziś wyjątkowo paskudna. Westchnęła cicho i zwróciła uwagę na swoje odbicie. Naprawdę podobała się jej ta sukienka.
—Nieco za odważna jak na takie przyjęcie — oznajmiła cicho do siebie jednak uśmiechnęła się delikatnie przypominając sobie minę Cormacka kiedy wyszła z dormitorium. Wyglądał jakby zaraz miała mu opaść szczęka na dół. Zgarnęła niesforny kosmyk włosów, który opadł na jej twarz i odetchnęła głęboko. Była już gotowa by wrócić na przyjęcie... Była. Do czasu aż nie zwróciła uwagi na drzwi zza których poprzednio wyszła. A raczej na postać, która opierała się o ścianę tuż obok nich. Podeszła powoli do drzwi starając się unikać jego kontaktu wzrokowego jednak kiedy dotknęła klamki, te były zamknięte. Poczuła na plecach lodowaty dreszcz kiedy powoli odwróciła wzrok na Notta. Wyglądał całkowicie spokojnie. Ale w tej chwili dostrzegła coś bardzo niebezpiecznego w jego oczach. Jakiś złowrogi błysk. Nie pojmowała go. Przełknęła powoli ślinę odsuwając dłoń od klamki, jednak nie odezwała się słowem. I tak nie wiedziała co miałaby mu powiedzieć. Nie znała go. Ale wiedziała, że coś go zirytowało... 
— Czy to ty zamknąłeś... — Zamilkła na chwilę. — Po co tu jesteś?— Spytała cicho i zamilkła ponownie kiedy na nią spojrzał. W jego oczach widziała lód i wściekłość. Niewyobrażalną złość na jej osobę.
— Po co dałaś mi tamtą książkę? — Oznajmił bardzo spokojnie, ten ton zupełnie nie pasował do sposobu jakim na nią patrzył. Granger opuściła wzrok na ziemię, a słowa Mosby'ego pojawiły się w jej głowie.  — Po co spaliłaś tamte kwiaty? — Zacisnęła wargi w wąską linię — Po co ubrałaś taką sukienkę!? — Zadrżała patrząc z wielkimi ślepiami w podłogę. — Mówię do ciebie — chwycił jej podbródek i pociągnął mocno patrząc w jej wielkie przerażone, zaszklone od łez, oczy. A w chwili kiedy to zrobił, jego uścisk nieco zelżał, choć i tak nie była wstanie drgnąć. W tej chwili strach ją sparaliżował.
— Ja... Ja nie wiem o co ci chodzi — powiedziała cicho a Nott zamknął usta. Nie lubił kiedy ktoś się go bał. Tym bardziej, że to dziewczyna. Nieważne ,że szlama. Nadal dziewczyna.
— Od początku. Książka.
— Ron z mojej winy przeklął tłuczki tak żeby atakowały tylko ciebie... Chciałam jakoś przeprosić — szepnęła, za bardzo się bała by kłamać, poluzował uścisk jeszcze odrobinę.
— Kwiaty?
— Bałam się że Ron się dowie... Wiem, że nie były do mnie ale wtedy ktoś mnie okłamał — w tej chwili jego palce tylko delikatnie trzymały jej brodę. Właściwie tylko opuszkami palców, dając dziwnego rodzaju prąd przebiegający po jej ciele. Patrząc w te ciemne oczy nie widziała już złości. Bardziej pustkę. Zatajanie uczuć — I nie rozumiem co kolor mojej sukienki ma wspólnego z tobą Nott.—  Dodała cicho. —  Nie sądziłam, że mogę cię tym zdenerwować.— puścił ją przez co natychmiast dotknęła się w tamto miejsce i opuściła wzrok na dół. To było bardzo dziwne przeżycie.
— Przejmujesz się osobą, która cię wykorzystuje. Naprawdę sądzisz, że jesteś mądra? — Wzruszyła ramionami przez co parsknął cichym śmiechem. Nie lubił jej a jego niechęć była tym większa, z powodu jej pochodzenia. Szlamy wprawiały go w obrzydzenie... Ale była również bardzo dziwną osobą. Zagubioną duszyczką, która nie wie co robić, temu szuka odpowiedzi w książkach, jednak te nie pomagają jej by żyć. Nie zaprzeczył. Była inteligentna. Nie mógł również powiedzieć iż była brzydka. Ale jeśli się jest szlamą, to mugolakiem się pozostaje. I nie ma znaczenia to jak bardzo jest się mądrym, pięknym czy charakternym. Nadal jest czymś zakazanym. — Nie zrozumiałem co opowieść Makbeta ma do mojej osoby.
— Przeczytałeś to? — Spytała cicho, pełna niedowierzania. On powoli przytaknął odwracając wzrok kiedy na niego spojrzała.
— W skrzydle szpitalnym nie było zbyt wiele rozrywek, więc pewnego wieczoru to chwyciłem. Ale nie rozumiem...
— Była to pierwsza dobra książka jaka wpadła mi w ręce. Nie miała niczego oznaczać. — Wyznała przerywając mu. Chłopak odetchnął, już się bał że będzie musiał zostać zgładzony przez świra, który nie wyszedł z kobiecego łona bo miał cesarkę... Czymkolwiek ona jest. Ale brzmi potwornie złowrogo.
— Całkiem dobrze napisana. Raczej nie pobije Hamleta, ale mimo wszystko jest to lepsze niż Romeo i Julia. — Hermiona rozchyliła delikatnie usta.
— Znasz się na mugolskiej literaturze? — Przytaknął niechętnie a Granger myślała, że się uszczypnie. Ślizgon... Ba! Arystokratyczny ślizgon czystej krwi, syn śmierciożercy, uprzedzony ponoć bardziej niż Malfoy, czytał mugolską literaturę! Niemożliwe.
 Nagle poczuła wstyd, przypominając sobie swoje własne słowa na temat Ślizgonów, sprzed kilku dni. Myliła się... Byli oni zupełnie inni niż jej się wydawało... A może tylko Nott był tak wyidealizowany? Perfekcjonista w każdym calu, cichy i szarmancki... Uprzedzony, a jednak nie do końca...
— Wolę mugolską niż pisma zdrajców krwi pokroju Tolkiena — stwierdził pusto i zwrócił uwagę na okno za którym padał śnieg. — W końcu mugole nie mają pojęcia o magii. Za to zdrajcy krwi łączą świat magii ze światem mugolskim, jednocześnie przenosząc do ich świata nasz. To jest zbyt niebezpieczne kiedy podają miejsca i konkrety. Zagorzali fani szukają tych miejsc sprawiając ministerstwu same problemy.
— Tego nie wiedziałam — przyznała cicho a chłopak drgnął, jakby dopiero uświadamiając sobie, że powiedział to właśnie do Granger.— Ja... — Zacięła się na chwilę. — Żałuję tamtych słów w wielkiej sali... — Spojrzał na nią i przypomniał sobie o swojej obietnicy. — Nie wszyscy jesteście tacy źli — dodała ciszej. Chłopak sądził, że roześmieje się jej w twarz. Za szybko zaczynała ufać ludziom. — I obiecuję, że odkupię Romildzie te kwiaty i bardzo ją przeproszę... Miałeś rację. Byłam naiwna sądząc, że ktoś taki jak ty mógłby je mnie wysłać — zwróciła uwagę na drzwi, zauważył jak lekko drgnęła, chciała odejść, zniknąć. Szybko mieć to z głowy. Chłopak przypatrywał się jej postaci i westchnął z irytacją.
Dlaczego stał się księciem z bajki?
Hermiona drgnęła kiedy znów chwycił jej podbródek, to jednak było inne dotknięcie. Wcale nie brutalne. Wręcz przeciwnie, delikatne i nad wyraz miłe.
Dlaczego udawał bohatera który ratuje damy w opałach?
— Nott?
— Jemioła. — Wyjaśnił, patrząc jej głęboko w oczy. Granger spojrzała w górę, wcześniej już zwracała uwagę na setki gałązek lewitujacych przy suficie, jednak nie miały one wtedy żadnego znaczenia. — Cicho — oznajmił a Gryfonka zamilkła przed wypowiedzeniem jakiegokolwiek zdania, również wpatrując się w jego oczy koloru ciemnej czekolady, tak dziwnie na nią patrzące. Nie był to wstręt, ale nie było to również nic przyjemnego. Patrzył na nią jakby bił się w głowie sam ze sobą.
Dlaczego musiał spróbować zakazanego owocu?

*


— Widzieliście Notta? — Harry zwrócił uwagę na Romildę, która przystanęła przy nim i Blaisie, kiedy to obaj popijali już po swoim piątym kieliszku szampana. Ta impreza była tak nudna, że musieli się czymś zająć. Alkohol wydawał się w tej chwili najlepszą rozrywką.
— Przyszłaś z Malfoyem — oznajmił Potter uśmiechając się do niej zalotnie a ta westchnęła
— Nott mnie wystawił. Chcę mu coś na ten temat powiedzieć.
— Będzie larmo — szturchnął kumpla, który chwilę wcześniej zajęty był wpatrywaniem się w środek dekoltu Vane. Potter również tam popatrzył, miała naprawdę czym się popisać. Mimo, że była od nich o dwa lata młodsza.
— Żadne Larmo tylko…
— Widzieliście gdzieś Granger? — Zabini, Potter i Vane zwrócili uwagę na Cormacka, który teraz się przy nich zatrzymał. — Zwiała mi spod jemioły.
— Że mnie to nie dziwi — prychnął czarnoskóry a tamten przewrócił oczami. — Nie wiem gdzie mogła ci ta kujonka zniknąć. Nie widziałem jej z dwadzieścia minut. A uwierz. Tą jej kieckę widać w każdym miejscu tego pomieszczenia.
— Tak , tak. Wie...
— Nie widziałam tyle samo czasu Notta — przerwała McLaggenowi brunetka i rozejrzała się po sali. — Zniknął też coś koło tego czasu.
— Może zapytasz się jego partnerki zamiast wysnuwać irracjonalne hipotezy Vane — dziewczyna strzeliła na palcach kiedy Malfoy się przy niej pojawił. Jednak on ją zignorował zwracając uwagę na Harry'ego. — A ty zgubiłeś Hestię.
— Tam stoi — wskazał dłonią krukonki w towarzystwie, których stała również Hestia.—Chyba jest jedyną osobą której podoba się ta drętwa impreza — dodał i westchnął.
— Za to Flora chyba ma na dziś dosyć wina — stwierdził Zabini a cała piątka zwróciła uwagę na zimną Carrow, która sama sobie polewała. Obok niej stało już osiem pustych kieliszków. — Nie wygląda źle ale mimo wszystko, wolałbym nie widzieć jak taka laska się zrzyga.
— Zabini wyrażaj się! — Mruknęła Vane ale musiała przyznać rację czarnemu debilowi. Carrow wyglądała nieco podejrzanie.
— Taką łatwiej przełamać — parsknął McLaggen ale widząc wzrok od Malfoya, Pottera i Zabiniego, zamilkł i udał że zauważył coś ciekawego obok jakiegoś gościa Slughorna.
— Poszukam Notta. Wy zajmijcie się Carrow — powiedział Potter kierując się w kierunku wyjścia, skoro nie było go tutaj, to pewnie poszedł zapalić. Nott był wręcz nałogowcem jeśli chodzi o palenia tytoniu z westchester. Czasami spalał nawet czternaście dziennie. Harry wiedział to ponieważ pewnego dnia bardzo mu się nudziło i przyglądał się ślizgonowi. Wręcz automatycznie to licząc. Szczerze mówiąc była to bardzo dziwna sytuacja, Potter nawet nie pamiętał po co to robił. Ale dzięki temu dowiedział się jednego. Że Nott nie potrafi żyć bez fajek. Jednak nie może tego robić publicznie, dlatego też musiał wyjść z sali.
— Zaczekaj Harry! Ja też idę — Potter odwrócił się do Romildy która przy nim przystanęła uśmiechając się w jego kierunku uprzejmie. Potter pamiętał opowieść Rity, kelnerki z lokalu o nazwie "Śmierć", która opowiedziała mu o tym, że Harry spodobał się Vane. Dlatego też starał się trzymać od niej z daleka. Romilda wyglądała na nieco pustą dziewczynkę. Nie chciał takiej, jednak pewnie ciężko byłoby mu odmówić takiej ładnej dziewczynie. Przez co oboje by cierpieli. — W końcu też go szukam. — Potter przytaknął po czym razem ruszyli w kierunku drzwi. 

*

Chłopak oderwał się od Hermiony patrząc w jej przymglone z emocji a także rozszerzone z szoku oczy. Sam oddychał dosyć szybko. Zrobił to. Po raz pierwszy w życiu to zrobił. Był bliżej mugolaczki niż kiedykolwiek wcześniej i... Merlinie spodobało mu się to. Zakazane rzeczy są bardziej ponętne, wydają się być ciekawsze i chce się ich o wiele bardziej niż tych dozwolonych. Och! Nawet rumieniła się w bardziej pociągający sposób! Chciał tego więcej, w tej chwili, całą!
Stali tak przez chwilę a dopiero po kilku sekundach wszystko do niego wróciło. Pocałował szlamę. Kurwa mać, pocałował to brudne ścierwo! Dotknął go. Zaraził się?! A może gorzej?! Tak naprawdę nie żyje bo wyssała mu duszę podczas tej czynności? Wiele magów mówiło, że szlamy to dementorzy. Wysysający duszę i szczęście z nieświadomych czarodziejów, którzy dają się im omotać. Była wstrętna, brudna, szlamowata, a on ją pocałował. Złamał swoją świętą regułę bycia jak najdalej od tych obrzydliwych istot! Musiał to zmyć! Musiał się tego pozbyć, tu, teraz, natychmiast!
— Również wesołych świąt — oznajmiła ledwo słyszalnie i odwróciła speszona wzrok, a jej rumieniec się powiększył. Nigdy nikt nie całował jej z tyloma emocjami... Z taką pasją i namiętnością. Wprawą i pewnością w swój czyn. Nigdy nie poczuła tak mocnych emocji podczas pocałunku! Chwyciła za klamkę chcąc odejść, w tej samej chwili kiedy drzwi się otworzyły a oni zamarli widząc Malfoya z całkowicie pijaną Carrow popijającą jeszcze jeden kieliszek wina.
— Tu jesteś kretynie — warknął a Flora zachichotała i puściła jego ramię następnie wirując z uśmiechem po korytarzu. — Miałeś jej pilnować. — oznajmił kiedy Nott szybko podszedł do dziewczyny zatrzymując ją przed zrobieniem piątego piruetu po którym, prawdopodobnie, by zwymiotowała. — Sama wypiła półtora butelki wina!
— Dlaczego jej tego nie zabrałeś?
— Byłem zajęty — odparł odwracając wzrok a chłopak westchnął spoglądając na Florę, która opróżniła do końca swój kieliszek, z którego cudem nie wylała nawet kropli przy swoich akrobacjach, i rzuciła nim o ziemię a dźwięk tłuczonego szkła rozniósł się echem po korytarzu. — Zabierz ją. Wystarczająco dużo zabalowała. — Jego wzrok pojechał do Hermiony która stała w tej chwili obok niego i zmarszczył brwi. Jednak nie skomentował tego odwracając się i odchodząc, ponieważ w sali zrobił się dziwny szum podniesionych rozmów.
— Pomóc wam jakoś? — Zapytała cicho Hermiona a Flora odwróciła do niej głowę i uśmiechnęła się szeroko co nie spodobało się pozostałej dwójce.
— Wrzuć łąjnO — czknęła — bombę do owsianki Weasleya! — Zaśmiała się a Granger zamrugała zdziwiona — Jesteś mi to winna Granger! Mil...cz..Ę... jak... rób!
— Chyba będziemy wracać — Carrow spojrzała na Theodora a jej oczy stały się bardzo smutne, Granger nigdy nie widziała w czyichś oczach tyle żalu i rozpaczy jak w tej chwili w oczach Nieczułej i Zimnej Carrow.
— Nie zostawisz mnie? — szepnęła łamiącym się głosem
— Nigdy. Przecież ci obiecałem — Hermiona była w szoku, słysząc te słowa. Mimo iż mówił do całkowicie pijanej dziewczyny, był niesamowicie poważny. A te słowa... Te cztery krótkie słowa sprawiły, że Hermiona poczuła ukłucie zazdrości w sercu. Również chciała mieć kogoś kto wypowiedział jej prosto w oczy tak ważne słowa.
— Oni też obiecywaliiI — podeszła bliżej chwiejnym krokiem i przytuliła się opierając głowę o jego ramię. — I zostawili.
— Różnię się od nich.
— JaaK?
— Jestem twoim przyjacielem — zacisnęła mocniej dłonie na jego ubraniu. — Wracamy? — przytaknęła odsuwając się nieco od niego i zdjęła buty na obcasie, mimo iż była porządnie wstawiona, pamiętała by nie skręcić kostki u żadnej nogi. Jednak nie zrobiła nawet kroku, ponieważ chłopak podniósł ją na ręce.
— DaAm radę iść.
— Rozbiłaś kieliszek. Nie chcę żebyś się skaleczyła.
— Jesteś za dobry — westchnęła wtulając się w jego szyję po czym przymknęła oczy. A po chwili oboje zniknęli za zakrętem. Hermiona odprowadzała ich wzrokiem a jej serce krwawiło, naprawdę pragnęła mieć taką osobę jaką ma Carrow. Kogoś kto cię kocha w ten dziwaczny sposób i zawsze pragnie twojego dobra. Dba i troszczy się... Po prostu jest. Jej dłoń nieświadomie pojechała do jej ust a na jej policzkach znów pojawił się rumieniec. Ślizgon pocałował Gryfonkę. Świat właśnie się skończył.

*


Harry wyminął Hermionę, która w pewnym momencie pojawiła się przy nim, kiedy ten prowadził rozmowę z McLaggenem na temat Quidditcha. Nie miał zamiaru z nią rozmawiać. Wciąż był zły o to co powiedziała wtedy w Wielkiej Sali. Wciąż miał do niej żal za to wszystko co zrobiła przeciw niemu a także o to czego nie zrobiła. O to, że ślepo wierzyła w Weasleya zupełnie odtrącając Pottera. Jak trędowatego.  Przystanął przy Hestii, która rozmawiała o czymś z Draco i uśmiechnęła się do Pottera zaraz po tym jak ten przystanął przy nich.
— Właśnie o tobie rozmawialiśmy — oznajmiła a Harry zamrugał ze zdziwieniem.
— Mam się bać? — Ślizgonka zachichotała i pokiwała głową po bokach.
— Chcemy cię zaprosić na święta — powiedziała uprzejmie a Potter zdziwił się tym bardziej, że powiedziała to w liczbie mnogiej. Spojrzał najpierw na nią, potem na Draco a jego mina stała się bardzo, ale to bardzo dziwna.
— My? — Powtórzył a Hestia i Draco wzruszyli jednocześnie ramionami.
— Cassy chciała cię poznać więc poprosiła nas żebyśmy cię zaprosili na święta do Szkocji.
— Mamy tam dom gdzie zwykliśmy spędzać czas w towarzystwie najbliższych przyjaciół — wyjaśniła Hestia a Harry pogubił się jeszcze bardziej, niczego nie rozumiejąc.
— Czekajcie bo się już gubię w tych formach — przerwał im machając dłońmi nieokreślone znaki. — Mówiąc "my zapraszamy" mieliście na myśli, że Cassy mnie zaprasza — przytaknęli jednocześnie. — A stwierdzając, że "macie dom w Szkocji" mówisz o domie swoim i Flory, czy jakimś drugim domie twoich rodziców — spojrzał na Malfoya a on z Carrow posłali mu spojrzenia, po których Harry już całkowicie poczuł się zbity z tropu. Ponieważ były całkowicie przeciwne obu tym stwierdzeniom.
— Zasadniczo to należy on do mnie i Draco — powiedziała Hestia przejeżdżając dłonią po włosach i patrząc wszędzie tylko nie na Pottera, który miał teraz minę jakby zaraz usta miały mu upaść na ziemię z wrażenia. Naprawdę nie wierzył w to co słyszy.
— Wy...
— Ciszej trochę — mruknął Malfoy patrząc za siebie.
— ...kupiliście sobie dom!? — szepnął z szokiem i niedowierzaniem. Naprawdę ciężko było mu uwierzyć w to, że planowali swoją przyszłość już tak na przód, aby kupować wspólny dom... W wieku szesnastu lat! Przecież to szaleństwo! Tym bardziej teraz... Kiedy już się rozstali!
— Co w tym takiego złego?
— Sam nie wiem... Może to, że nie jesteście razem? — zapytał patrząc na blondyna jak na wariata — O! Albo to, że to chore! — Dodał a Hestia zachichotała cicho nadal patrząc się gdzieś indziej. — Dzieci! Jak można myśleć w tak daleką i niepewną przyszłość?!
— O czym ty mówisz? — Harry zamilkł, widząc minę Malfoya, który naprawdę wyglądał na zdziwionego jego oburzeniem. Tak jak i poprzednim stwierdzeniem. — Jaką przyszłość?
— Em... — Potter popatrzył na Hestię, która już na niego popatrzyła, a i jej wzrok wydawał się być nieco zdezorientowany. — Wiecie. Wychowałem się w miarę normalny sposób, i zwykle jak chłopak z dziewczyną kupują wspólny dom to... No wiecie. Chcą razem zamieszkać... A potem ten... Nie wiem. Pobrać się i...
— Alkohol poważnie ci przyciemnia umysł Potter. — Parsknął chłopak odbierając mu kieliszek i położył go na akurat nadlatującą obok nich tacę. — To, że kupiliśmy dom nie miało żadnego powiązania z tym, że chcemy cokolwiek planować w przyszłości — pokiwał głową i napił się ze swojego kieliszka.
— To po cholerę go kupowaliście!
— Ciszej — ponownie uciszył go Malfoy, marszcząc lekko brwi, a następnie rozejrzał się wokoło. — To miejsce zwyczajnie jest usytuowane na największym odludziu w całej Wielkiej Brytanii. Można tam swobodnie pomyśleć i odpocząć. Może ci się wydawać, że życie dzieciaków czystej krwi jest cudowne, ale w rzeczywistości bardzo męczące. Nie można mieć w nim praktycznie nigdy prywatności, żeby rodzina nie wchodziła ci w życie ze swoimi idealnymi buciorami i mówiła jak masz żyć.
— Kupienie domu, po czym wymówka, że wyjeżdża się do dalszej rodziny, która w rzeczywistości tylko cię kryje, jest bardzo wygodna. — Wzruszyła ramionami Hestia po czym uśmiechnęła się do blondyna. — Kupiliśmy go na początku wakacji kiedy to Narcyza stała się nie do zniesienia — zwróciła się do Harry'ego. Potter przypomniał sobie o tym, że Pani Malfoy była pewna, iż Draco jest na wakacje u wujostwa... Nawet Bellatrix to potwierdziła.— I większość czasu spędził tam też: Alex, Astoria, Flora, Max i Zabini. Theo... cóż. On to nieco inna historia. — Potter przytaknął na znak zrozumienia. — Stwierdziliśmy, że miło by było spędzić święta w swoim towarzystwie, z dala od natrętnych krewnych, dlatego też Cassy pomyślała, że miło by było gdybyś również wpadł. W końcu perspektywa świąt z przyjaciółmi jest chyba weselsza niż ta w samotności w Hogwarcie, prawda? — uśmiechnęła się do niego uroczo a Pottera naszła chęć przytulenia Ślizgonki.
—Tak — przyznał cicho. — To dobry pomysł.
— W takim razie porozmawiam z Profesorem Snapem. — Oznajmiła z uśmiechem dziewczyna a chwilę później oddaliła się od nich i poszła szukać opiekuna ich domu.
— Jak zwykle za bardzo się w to wszystko wkręca — westchnął Draco a Potter spojrzał na chłopaka z pytającą miną, ten jedynie wskazał choinkę stojącą w kącie i odparł. — Rytuały świąt. Uwielbia robić tą atmosferę i inne głupoty, bez których przecież da się żyć.
— Nie lubisz świąt?
— Nie przywykłem do ich odprawiania w jakikolwiek sposób — wzruszył ramionami i zwrócił uwagę na jemiołę. — Temu zawsze dziwi mnie ta wiara i zaangażowanie Hestii. Z roku na rok większe... A przecież to tylko głupi rytuał jej religii. Nic więcej.
— Hestia jest mocno religijna, prawda? — Zadał kolejne pytanie a Malfoy skrzywił się lekko, jednak powoli przytaknął. — Więc jak to... — Ugryzł się w język, w ostatniej chwili powstrzymując się, by nie palnąć kolejnej głupoty przez, którą mogliby się posprzeczać.
— Jakim sposobem ja jako chłopak pojmowany za diabła, mogłem z nią chodzić? O to chciałeś zapytać? — Zwrócił uwagę a Potter cicho mruknął :"mniej więcej", na co tamten jedynie wzruszył ramionami. — Ciężko stwierdzić — przyznał powoli. — Nie znoszę jakiejkolwiek religijności. Unikam wszystkiego co się łączy chociażby w najmniejszym stopniu z wiarą. Nie lubię tego... Ale ona— odwrócił wzrok do Hestii, która z uśmiechem na ustach mówiła coś do wiecznie skrzywionego Snapea. — Ona swoją postawą od zawsze pokazywała, że jest tym dobrym kimś. Nawet kiedy jeszcze nie chodziła do nekromanty ani na te spotkania sekty co niedzielę — wzdrygnął się. — Zawsze była bardzo silnie związana z tym co kiedyś wyznawali jej rodzice... I chyba w to wierzy. Więc zwyczajnie siedzę cicho. Ale czasami ta niewinność była...— zamilkł na moment — jest. Przytłaczająca — poprawił powoli i znów spojrzał na Pottera. — Bo słucha się tych wszystkich reguł czystości jak mało kto. Jestem pewien, że ci jej nekromanci są brudniejsi niż ona sama... Tak nie da się żyć na dłuższą metę Potter — Harry zamrugał z niezrozumieniem. — Demon i Anioł nie są w stanie żyć tak blisko siebie.
— Też za dużo wypiłeś — stwierdził Potter odbierając mu kieliszek, i tym razem to on odłożył go na tacę, która właśnie obok nich przelewitowała.— Nie jesteś ani demonem, ani diabłem. Jesteś po prostu dupkiem — chłopak parsknął cicho i spojrzał na Pottera z uśmiechem, po czym powoli przytaknął.
— A co robi dupek?
— Jest arogancki, zarozumiały, samolób...
— Nie pytam jaki jest, tylko co robi. — Harry zastanowił się przez chwilę, a Malfoy przejechał dłonią po twarzy. — Pieprzy Potter. Robi to co mu się podoba, nie dbając o uczucia tej drugiej strony. Jest podły i zbyt zuchwały. Myśli tylko o sobie i swoich potrzebach. Chodzi o zaspokajanie swoich potrzeb. — wyjaśnił z rozdrażnieniem. —A przerwanie tego z dnia na dzień nie jest w ogóle proste — chwycił za szklankę z whisky, która właśnie nadleciała i napił się szybko. — Rozpoczęcie życia tak strasznie różniącego się od wręcz nałogu, nie odbija się dobrze na psychice. Życie w tak niewinnej relacji wyniszcza kogoś takiego jak ja. To nie było realne.
— Więc po co to ciągnęliście?
— A no właśnie — westchnął chłopak z rezygnacją. — Odpowiedz mi na to. Po co? — zapytał powoli. — Dlaczego się tak w tym męczyliśmy przez te lata?  Co — podkreślił z mocą — nas powstrzymywało? Dlaczego teraz jestem o nią zazdrosny? — Popatrzył na Harry'ego, a Potter nie znał odpowiedzi na ani jedno z jego pytań. Naprawdę nie miał pojęcia, co mu odpowiedzieć.
— Przywiązanie — Harry i Malfoy wzdrygnęli się dostrzegając Zabiniego tuż obok siebie. Przestraszyli się go, głównie temu że wcześniej nawet nie dostrzegli kiedy czarnoskóry się przy nich pojawił. Chłopak uśmiechnął się do nich z rozbawieniem po czym zerknął przez ramię na Hestię, której entuzjazm nieco opadł, przy rozmowie z Severusem, który wciąż patrzył na nią z kamiennym wyrazem twarzy. — Jak długo się znacie?
— Czternaście lat... Może nieco dłużej.
— Od jak dawna wmawiasz sobie, że musisz ją chronić? — Draco odwrócił wzrok a Zabini uśmiechnął się chłodno. — Malfoy — upomniał go a chłopak mruknął coś cicho. — Mógłbyś głośniej?
— Dwunastu — Potter sądził, że się przesłyszał. Zabini westchnął i poprawił rękawy swojej marynarki.
— Czyli miałem rację — powiedział czarnoskóry. — Jesteś od niej uzależniony. Dlatego też, ciężko ci się wyzbyć uczucia zazdrości. Za bardzo się wkręciłeś Malfoy w tą pojebaną przyjaźń. Z resztą nie jesteś jedyny. — Jakby od niechcenia, Blaise spojrzał na Hermionę, która rozmawiała z profesorem Sluthchornem — Flora ma dokładnie ten sam problem jeśli chodzi o Notta, tylko brakuje jej odwagi. — Harry i Draco spojrzeli na chłopaka ze zdziwieniem. — Nie zauważyliście?
— Podejrzewałem od dawna, jednak nigdy nie potrafiłem tego zwizualizować — powiedział ostrożnie Malfoy — Carrow jest nadzwyczajną — wyjaśnił cicho. — Nie działa na nią moja moc. Nigdy nie grzebałem jej w myślach. A nawet gdybym chciał, musiałbym przedostać się przez jej barierę podczas oklumencji... Co chyba nie jest możliwe.
— Próbowałeś? — Nie odpowiedział a obaj ponownie zamilkli.
— Hestia mnie kiedyś o to prosiła. Więc spróbowałem. Raz. Drugi. Dziesięć. Jednak nic się nie wydarzyło. A uwierzcie. Znam się na tym przeklętym zaklęciu całkiem nieźle. Ale Carrow jest nie do tknięcia. Temu też interesowanie się tą dwójką nie ma sensu Zabini — zwrócił się do kumpla. — Między nimi nigdy nie wydarzy się to na co liczysz i ty, i reszta kumpli z którymi założyłeś się z McLaggenem. — Harry lekko rozszerzył usta ze zdziwienia. — Ten zakład był przegrany od początku. I ty to wiedziałeś.
— Nie jest. I to wiedzą oni — Malfoy parsknął cicho, kiwając głową po bokach. Według niego, Zabini niezależnie od tego kto by mu tego nie powiedział, zawsze będzie upierał się przy swoim. Nic dziwnego. Był Ślizgonem.
—  Harry! Harry drogi chłopcze! —  Potter odwrócił się i zamrugał zdziwiony widząc profesora Slughorna, który zmierzał w jego stronę z promiennym uśmiechem na ustach. Harry wyszedł mu naprzeciw na moment odstępując od Malfoya i Zabiniego. Starzec posłał mu pełen życzliwości uśmiech i chwycił za ramiona. —  Jak dobrze! Już bałem się, że wyszedłeś! —  oświadczył i ruszył w kierunku wschodniej części gabinetu, gdzie to stała grupa czarodziejów, mniej więcej w wieku Remusa. Wszyscy wyglądali na bogatych i pełnych powagi. Nic dziwnego, pupilki starego Ślimaka, to ludzie sukcesu. Stąd zainteresowanie osobą profesora wśród uczniów. —  A jest tu ktoś kogo po prostu musisz poznać! — zaakcentował z naciskiem na słowo : “musisz”. —  Nawet nie wiesz jak się cieszę, że jeszcze tu jesteś, spóźnił się, i obawiałem się, że się miniecie! —  wyjaśnił a Potter milczał i tylko potakiwał, Dumbledore przestrzegł Harry’ego, że Horacy jest jeszcze bardziej przychylny ludziom, którzy mu potakują, więc to robił. Dzięki temu jest większe prawdopodobieństwo, że mistrz eliksirów, wyjawi mu wspomnienie tyczące się Voldemorta.
Przystanęli przy grupie mężczyzn, z której chwilę później , po uprzejmej prośbie Ślimaka, pozostał jedynie jeden. Harry nie kojarzył go ani z gazet ani z twarzy. Był to przystojny, wysoki czarodziej o bladej cerze, wystających kościach policzkowych i delikatnie skośnych oczach. Ciemne włosy miał ścięte krótko, jednak nie posiadał zakoli. A jego wyraz twarzy przypominał mu w pewnym rodzaju Snape’a. Na widok Harry’ego jakoś dziwnie wykrzywił wargi. Ni to rozbawienie ni zirytowanie.
—  Harry, z wielką radością przedstawiam ci Benedicta Kirishimę, trzykrotnego mistrza świata w pojedynkach czarodziejów, i ojca Touki Kirishimy, o której z całą pewnością słyszałeś.
—  Tak —  przytaknął Harry czując, że nagle zaschło mu w ustach kiedy usłyszał z kim ma przyjemność, a artykuł o córce Pana Kirishimy pojawił się w jego umyśle. Trzykrotna wicemistrzyni juniorów w pojedynkach czarodziejów, dwukrotna mistrzyni juniorów i tegoroczna gwiazda pojedynków dla dorosłych… Touka, urodzona tego samego, dnia, miesiąca i roku, co sam Harry. —  Em… Bardzo mi miło Pana Poznać —  odparł zauważając, że zapadła chwilowa cisza. Horacy zaśmiał się lekko. 
—  A oto i Harry Potter! Bardzo skromny chłopak, naprawdę bardzo skromny.— Powtórzył i poklepał Pottera po plecach z dumą wypinając pierś do przodu. 
— Aż dziw zważając na jego niezliczone sukcesy —  odparł Kirishima a Harry słysząc ton jego głosu już wiedział, że będzie miał do czynienia z drugim Snapem. Ironia w jego głosie wręcz parzyła Pottera. Slughorn zaśmiał się dźwięcznie. —  Jak mniemam Pan Potter nie przepada za rozgłosem.
— Dokładnie tak —  odparł a czarodziej uśmiechnął się do niego z rozbawieniem. 
—  A mówiłem, że skromny! —  oświadczył Horacy. — Zupełnie jak ty niegdyś! —  Kirishima nie skomentował tego stwierdzenia, spoglądając w oczy Pottera z czymś na rodzaj kpiny. — Och, jaka szkoda, że panienka Touka się nie zjawiła. Z całą pewnością byście się dogadali Harry! —  Zwrócił się do Pottera starszy czarodziej. — Nie wiem czy się orientujesz, ale córka Benedicta to twoja, że tak to nazwę, bliźniaczka. Urodziła się dokładnie w tym samym czasie co ty! Cóż za zbieg okoliczności nieprawdaż!? 
—  Owszem —  wydukał powoli po czym znów został klepnięty w plecy.
—  No to ja was na chwilę zostawię. Z pewnością macie wiele wspólnych tematów! —  oświadczył z entuzjazmem po czym pozostawił czarodziejów samych, i właśnie tego Potter się obawiał. Że Slughorn wywinie mu taki numer, z którego nie będzie umiał się łatwo wyplątać, a Pan Kirishima, właśnie wyglądał mu na kogoś, kto łatwo się zbyć nie da.
— Mówią, że przypadki nie istnieją — zaczął ciemnowłosy nie spuszczając z Pottera wzroku.—  Jednak jestem pewien, że ty takowym jesteś. —  Potter drgnął i spojrzał na czarodzieja. Kirishima posłał mu pełen ironii uśmiech.
—  Co ma Pan na myśli?
—  Tą bzdurę o tym, że to właśnie ty jesteś Wybrańcem. —  Rzucił sucho, a Harry poczuł, że w środku niego coś zaczyna się gotować. Aż nadto przypominał mu opiekuna jego domu. 
—  To… Nie prosiłem się o to. Taka jest przepowiednia. I niech pan uwierzy, również wolałbym, żeby to brzemię niósł ktoś inny —  zmienił słowa a mężczyzna prychnął cicho.
—  Dobrze, że zdajesz sobie sprawę z owej pomyłki. Przepowiednia mówiła o dziecku, a nie konkretnie o chłopcu. Tytuł bohatera, został Panu więc przypisany zupełnie przypadkowo i jestem pewien, że szybko ten błąd zostanie naprawiony.
—  Wierzy Pan w to, że… Pana córka jest dzieckiem, które ma pokonać Voldemorta?
—  Czy wierzę?—  Powtórzył i spojrzał na niego z jawnym zdziwieniem. —  Skądże! Ja to wiem. — Oświadczył poważnym tonem patrząc mu w oczy, Harry wytrzymał to spojrzenie.
—  I sądzi Pan, że to dobrze? —  Potter nie wierzył w słowa mężczyzny. — Cieszy się Pan z tego, że pańskie dziecko może być Wybrańcem?
—  Przecież to największy zaszczyt jaki może ją spotkać! —  Powiedział patrząc na Pottera a Harry patrząc na niego widział tylko pełnego żądzy, pustego człowieka.
—  Zdaje sobie Pan sprawę z tego, że bycie Wybrańcem to wyrok śmierci? Jeśli nie wystarczy jej wystarczająco sił. I nie pokona Czarnego Pana to…
—  Moje dziecko nie posiada, czegoś takiego jak limit sił — rzucił z rozbawieniem. —  Nie jest słabym dzieciakiem, który jedynie bawi się w bohatera. 
—  Może i nie… Ale wątpię by nie posiadała limitu. Każdy go ma. Nawet Voldemort.
—  I właśnie to odróżnia ją od ciebie. —  Harry zamilkł. —  Limit… Ktoś kto dopiero w wieku jedenastu lat dobył różdżki nie ma szans na to by stać się kimś wielkim. Wybacz zuchwałość Harry Potterze, ale takie są fakty. Zawsze będziesz posiadał limit, ty i reszta sz… mugolaków czy dzieciaków półkrwii. 
—  Nie pochodzenie decyduje o mocy człowieka.
—  Ale czarodzieja już tak —  odparł a jego wzrok nagle pojechał gdzieś ponad ramię Pottera a Harry dostrzegł jak jego oczy nagle opuścił ten ironiczny błysk i zastąpiła radość, za to usta wygięły się w pełnym uprzejmości uśmiechu. —  Ile to już lat minęło od naszego ostatniego spotkania, drogi Draco? —  Harry odwrócił się i zamrugał zdziwiony widząc obok siebie Malfoya.
—  Sześć, proszę Pana.
—  A ty jak zwykle skromny! —  Odparł z radością i uścisnął Malfoyowi dłoń. —  Gdybym wiedział, że tu będziesz, nie kazałbym Touce iść dziś na trening. Theodor również tutaj jest?
—  Był. Wrócił do pokoju. 
—  Och wielka szkoda. Naprawdę, wielka.— Powiedział ze smutkiem. — Słyszałem o waszym pomyśle na święta. Touka ma wtedy kilka dni wolnego więc z przyjemnością was odwiedzi. 
—  Taką mam nadzieję —  odparł blondyn a Harry słysząc tą wymianę zdań doznał wielkiego szoku. Malfoy… Znał się z tym człowiekiem… Nie… Przyjaźnił się z mistrzynią świata w pojedynkach?! — Słyszałem, że zawody w Moskwie poszły jej niesamowicie. Nokaut w ciągu pięciu minut? Wiedziałem, że jest w tym świetna, jednak nigdy nie spodziewałbym się, że aż tak.
—  Nie ma konkurencji—  zaśmiał się Kirishima.— Gdybyś wtedy nie zrezygnował, może dziś  miałbym nie jednego a dwóch mistrzów różdżki. —  Oświadczył a Potter spojrzał na Malfoya z jeszcze większym zdziwieniem. “Zrezygnował?” Spytał siebie w myślach. —  A właśnie! Mógłbym cię na momencik prosić? To dosyć delikatna sprawa.
—  Oczywiście. 
—  Panie Potter —  skłonił Harry’emu głowę, Ślizgon w odpowiedzi również skinął - choć niechętnie, po czym obaj odeszli w kierunku wyjścia z gabinetu Slughorna. A Harry odprowadzając ich wzrokiem zadawał sobie w myślach tylko jedno pytanie.
             “Dlaczego Draco zrezygnował z pojedynków magicznych?”









No witam!
Wiem. Zawaliłam. Moja wina. Ale szkoła robi swoje. Z resztą wiecie jak to jest. Rano się wstaje w nocy wraca a jedyne o czym myśli to sen... i nowa powieść Rowling <3
Postaram się poprawić, choć będzie to trudne... to obiecuję poprawę!
Co do tekstu... cóż... no coś zaczęło się dziać (przynajmniej tak wydaje się mnie), tekst nie jest zbetowany. Wszystko poprawiam sama i staram się pisać poprawnie, choć polonistka ze mnie żadna. Niedawno zapytano się mnie w jednym z komentarzy, dlaczego nie znajdę sobie bety. Miałam już kilka i niestety współprace szybko się zakończyły. Terminy się przedłużały, dodawanie tekstu opóźniało się o jeszcze większą ilość tygodni. Innymi słowy. Nie jestem osobą należącą do zbytnio cierpliwych. Także kiedy ktoś nie oddaje mi jednego tekstu przez dwa miesiące, to przepraszam, ale wolę sobie go już sama poprawić...
To tyle. Dziękuję wam, że jesteście! Że piszecie! Kocham was i pozdrawiam ~ Dorothy

1 komentarz:

  1. Co chwilę Sluthorn. Rozumiem, że można go nie lubić, ale to SLUG, nie SLUT!
    Choć- chociaż.
    Chodź - chodzić.
    Cały czas masz z tym problem.

    OdpowiedzUsuń