wtorek, 7 lutego 2017

27. Pomyłki są czymś naturalnym


"więcej ludzi uczyłoby się na swoich pomyłkach, gdyby nie byli zajęci udawaniem, że ich nie ma"

To czy jesteś kimś wielkim, czy tylko drobną istotką, która przejdzie przez ten świat jak cień zależy jedynie od ciebie samego. Wiele osób wątpi w to by było wstanie stać się wielkim, by zapamiętały go miliony, by jego imię wyryło się w historii świata a przyszłe pokolenia uczyły się o nim w książkach i podziwiały. Bo w końcu, od codzienności jest to tak odległe. Wielkość, wieczność... jak tego dokonać? Jak sprawić by być kimś więcej niż tylko głupim nagrobkiem na cmentarzu?  Wielkość. To coś niepojętego. Coś co ludzie otrzymują w sumie przypadkiem. Zrobią coś, co uważają za słuszne a ten czyn staje się nagle czymś niesamowitym. Wielkim. A ty... ty jesteś niesamowity. Kto nie słyszał o Abrahamie Lincolnie? Martinie Lutherze Kingu czy chociażby Leonardzie Da Vincim lub Chanelle? Nigdy nie zastanawialiście się czy oni chociażby podejrzewali to iż staną się tak sławni? Pierwszy był prezydentem Stanów Zjednoczonych, jednym z wielu, jednak to jego nazwisko zna cały świat, to on sprawił iż zniesiono w Ameryce niewolnictwo. Drugi, to postać w miarę współczesna, główny członek stowarzyszenia walczącego o równość "ras" ludzkich. O równość czarnoskórych! Jeśli ktoś nie zna słynnych słów przemówienia:" I HAVE A DREAM", które uznawane jest za najwybitniejsze wystąpienie polityczne XX wieku. I ściska za serce. Każde słowo, linijka tekstu, przekaz. Da Vinci... cóż tu dużo mówić, Obraz Monalizy mówi sam za siebie. A Chanelle? Kobieta która ubrała kobiety w spodnie! Której nazwisko zna każdy, której marka to coś obok czego nie można przejść obojętnie!
Zastanawiało cię kiedyś, dlaczego tak jest? Co jest sekretem? A sądzisz, że oni wiedzieli? Wątpię. Oni robili to co uznawali za słuszne i to do czego byli stworzeni. Robili, bo chcieli tworzyć, coś zmienić... i udało im się.
Nie ważne jest to kim jesteś, możesz stać się kimś innym, wystarczy trochę chęci i determinacja, a naprawdę jesteś wstanie unieść góry! Świat jest wielki, a ty masz mało czasu. Staraj się więc wykorzystać go jak najlepiej potrafisz, bo nie wiadomo kiedy ktoś ci go odbierze.
— Pięknie powiedziane — dziewczyna uniosła wzrok do góry spoglądając na Ivana pochylającego się nad nią, który uśmiechał się lekko. — W naszym świecie są to mało znane nazwiska.
— Światów jest wiele. Nie każdy rozdział musi skupiać się na czarodziejach.
— Wiem. I to jest właśnie piękne — odparł patrząc jak zamyka książkę ze złotym napisem.— Chociaż umawialiśmy się na kolację. A ty wciąż jesteś nie ubrana.
— Czasu mamy wystarczająco dużo na wszystko. Nie ta rezerwacja to inna. I tak nie ma znaczenia miejsce. Ważne żebyśmy my się dobrze bawili.

*


Harry rozejrzał się wokoło. Znajdował się w ciemnym pomieszczeniu w którym poza nim znajdowała się dziewczynka ubrana w czerwień. Potter wiedział, że to sen. Bowiem nie mógł widzieć Cassandry na jawie. Do tego czuł się podobnie jak gdy śnił o Romildzie. Wszystko było nieprawdopodobnie dziwne... a to, że stał na suficie, tylko potwierdzało jego przypuszczenia. Spojrzał na Cassy, która siedziała na suficie śpiewając cicho jakąś mroczną piosenkę, której Potter nie znał i która sprawiała iż włosy na jego ciele stanęły dęba. Podszedł do niej ale ona go nie widziała, nadal śpiewając i spoglądała w górę, gdzie to było pomieszczenie, które Harry znał. Jadalnia Malfoyów... ale nie było w nim żadnego z członków rodziny. Był za to olbrzymi wąż, śpiący przy kominku, którego łuski mieniły się w świetle ognia, na przeciwko którego stał mężczyzna odziany w czarne szaty. Wyraźnie zamyślony. Potter przeszedł przez sufit by stanąć tuż nad mężczyzną i spojrzeć na niego. Nie miał wątpliwości, Voldemort. Ale nie wyglądał jak zwykle w jego snach, gdzie dręczy go przez oklumencję. O nie... W jego wizjach Voldemort świetnie bawił się jego myślami i życiem, teraz nie wyglądał nawet jakby zdawał sobie sprawę z tego, że Potter tutaj jest. A Potter drgnął kiedy więcej głosów zaczęło śpiewać i spojrzał na Cassy, nadal sama siedziała tam gdzie wcześniej. Ale głosów było więcej. Spojrzał wokoło a potem znów w górę. Gdzie Voldemort nadal stał tam gdzie stał, ale nie było obok niego węża... tylko blond—włosa kobieta, odziana w czarne szaty a na głowie nosiła czarną koronę, wykutą jakoby z czarnego żelaza. Która przechadzała się po pomieszczeniu machając różdżką Voldemorta w kierunku mebli, które raz po raz podpalały się potęgując przy tym uśmiech zadowolenia na jej ustach i przerażenie w oczach Pottera. To co się tu działo było okropne. Chciał się obudzić. Jednak nie mógł. Mógł jedynie patrzeć jak kobieta podpala meble które wrzeszczą jak ludzie. A cierpienie wisi w powietrzu. Za to Voldemort... on nadal stoi patrząc w ogień w kominku. Ignorując wszystko co dzieje się wokoło. Wydaje się być jak Cassy która wciąż siedzi i śpiewa. Jakby tego wszystkiego tu nie było.
— Nie masz nastroju? — oświadczyła kobieta odwracając się do Voldemorta, który odwrócił do niej swój pusty wzrok. — Przecież wszystko jest takie piękne. — oddała mu jego różdżkę i uśmiechnęła się zimno. — Krew, ogień, chaos. Tak jak chcieliśmy.
— Chcę potęgi, nie chaosu — odparł spokojnie a blondynka skrzywiła się kiedy wrzaski ucichły a ogień zgasł. Za to meble wróciły na swoje miejsca. — Więc nie rób niepotrzebnego zamieszania.
— Nie możesz mi tego zabronić — odparła i dotknęła jego szczęki a Potter wytrzeszczył na nich oczy kiedy to twarz Voldemorta nagle stała się... ludzka. Jego cera zaróżowiła się, nos powrócił, oczy nieco pociemniały i zaokrągliły, czaszkę pokryły włosy a usta nabrały barwy i kształtu. Ale tylko czaszka się zmieniła. Jego dłonie wciąż były blade. — Ale możesz poprosić— milczał, blondynka uśmiechnęła się lekko i puściła go a jego twarz znów stała się tak samo paskudna jak Potter widział go niegdyś — Jestem głodna — oświadczyła sucho. — Zjadłabym coś lekkostrawnego — Potter po jej minie miał dziwne przeczucie, że mówi jakimś szyfrem. Była zbyt wesoła jak na mowę o jedzeniu. — O nie... — spojrzała na Czarnego Pana z uśmiechem, który już prawie dotykał swojego ramienia by zapewne przyzwać sługę. — Dziś ty mi przyniesiesz jedzenie skarbie — uśmiechnęła się słodko a Czarny Pan spojrzał na nią jak na wariatkę, Potter zresztą też. — Tylko się postaraj. Wiesz jak nie lubię brzydkiego posiłku. — powiedziała spokojnie a po chwili jej postać upadła na ziemię w postaci węża. A wszystko rozmyło się. A Potter. Zdołał wybudzić ze snu.
— Boże! — Harry spojrzał na Panią Weasley która rzuciła się ku niemu cała przerażona. — Harry! Jesteś cały?! Dzięki Bogu!
— Możesz z łaski swojej nie wrzeszczeć? Uszy mi zaraz pękną — Harry spojrzał na Narcyzę stojącą przy drzwiach, potem na Tonks siedzącą tuż obok niego a na końcu jego wzrok pojechał do Dumbledore’a , który właśnie wstał z fotela i patrzył na niego spokojnie.
— Miło cię widzieć Harry — przywitał się a Potter powoli przytaknął. — Zacznijmy może od snu.
— Bo jakby inaczej — mruknęła Narcyza a Dumbledore ją zignorował.
— Komuś coś grozi?
— Tak... Znaczy nie... Znaczy... Ciężko stwierdzić bo...— wypuścił ze świstem powietrze opanowując drżenie swojego głosu tak jak i myśli. — Bo tak właściwie to nie on był w moim śnie. — Wszyscy spojrzeli na niego zdziwieni. — Harry podniósł się do pozycji siedzącej i dotknął swojej różdżki podnosząc ją z półki i machnął na swoje oczy a wszyscy stali się  wyraźniejsi. — W sensie był... Tylko to chyba on nie zdawał sobie sprawy, że ja go widzę. — W tej chwili miny pani Weasley jak i Tonks nabrały wyrazu jeszcze większego szoku.
— Spokojnie Harry. — Powiedziała Molly — Skoro on cię nie widział to mógł być tylko sen.
— Nie sądzę. — Pokiwał głową młody ślizgon. — Był podobny do tych wcześniejszych. One mają w sobie taką... Nie wiem. Aurę? Chyba tak —powiedział ciszej.— Że po prostu jestem pewien iż coś się wydarzy... Tylko teraz nie wiem komu i co.
— Po kolei. Co widziałeś. — Harry wziął drugi uspokajający wdech i zastanowił się przez chwilę.
— Dom... Konkretnie jadalnię w domu Lucjusza Malfoya — spojrzał na Narcyzę, która lekko zbladła. — W pokoju były dwie osoby... Choć w sumie były trzy... Tylko ta jedna była ze mną na suficie.
— Na suficie? — Powtórzyła pani Weasley a Harry przytaknął.
— Byłem obserwatorem... Razem z kimś... Ale teraz nie pamiętam kim...
— Znasz tą osobę?
— Tak. Znaczy... Tak mi się wydaje. Zapomniałem jej postać... Ale nie robiła tam wiele. Zasadniczo tylko siedziała blisko mnie i śpiewała coś pod nosem. Ale to chyba nie było istotne... Teraz nie pamiętam. — Pokiwał głową z bezradnością.
— Dobrze, pomyślimy o tym później. Kto poza tobą i tą postacią był w pokoju? — zapytał Dumbledore a Potter przytaknął.
— Voldemort... Ale był jakiś inny.— Oświadczył po krótkiej pauzie .— Wiem że to dziwnie zabrzmi ale... Wydawał się być zmartwiony. — Powiedział patrząc po wszystkich .— I wąż... Ten sam który rok temu, zaatakował pana Weasleya. Jestem tego pewien — oświadczył i zmarszczył brwi patrząc teraz na swoje dłonie — Ale potem już nie było węża... On... To ona. Znaczy we śnie to była ona bo... Ten wąż to animag. — Dumbledore wyprostował się jak struna. A Potter spojrzał na niego, tak jak i reszta. Po chwili Potter zaczął mówić dalej — Kobieta... Ale nie Bellatrix. — Zwrócił się do Narcyzy po czym zastanowił się przez chwilę. — Nie znam jej ale wydawała się być kimś dla niego istotnym. Nikt normalny przecież nie zwróciłby się do Voldemorta w sposób tak bezpośredni jak do swojego kolegi z klasy. — Oświadczył po chwili namysłu. — Raczej znają się długo— dodał cicho. — Bawiła się jego różdżką, a on nie reagował, paliła meble, wywoływała eksplozje, a on był bierny. I chyba to ją zirytowało, bo w pewnym momencie zaczęła z nim rozmowę. Dziwną i bardzo krótką. W sumie to tylko kilka zdań, w których zabronił jej wprowadzać chaos.— Wzruszył ramionami — Ona twierdziła, że oboje go pragną a on odparł jej, że chce tylko potęgi — zamilkł na chwilę. W tej chwili to wszystko było tak dziwne i nierealne, jak prawdziwy sen, ale wiedział, że może to być istotne, dlatego też kontynuował. — Odparła, że nie może jej rozkazywać. Jakby zupełnie nie przejmowała się tym kim on jest, szaleństwo — dodał sam zdziwiony swoimi słowami. — Ale może ją prosić. — Tonks parsknęła cicho ale zamilkła kiedy otrzymał ostre spojrzenie ze strony Molly. — Nie zrobił tego oczywiście... Przez co zupełnie zmieniła temat, powiedziała że jest głodna i zażądała jedzenia... Chciała coś ładnego, i znów stała się wężem.
— A on?
— Nie wiem... Obudziłem się zaraz po jej przemianie. — Powiedział a w pokoju zaległa chwilowa cisza. Potter przyglądał się wszystkim po kolei. Jedynie Narcyza nie wyglądała na przejętą tą historią. Ale może dlatego, że nie miała jeszcze z czymś takim do czynienia. W końcu jego sen w Malfoy Manor był tylko snem. Niczym więcej.
— Znasz tę kobietę Harry? — Spojrzał na Dumbledore’a i pokiwał przecząco głową. — Może wygląd? Możesz ją opisać?
— Była podobna do Pani Narcyzy — spojrzał na blondynkę. — Kolor włosów, oczu, cery... Tylko inne rysy twarzy, ostrzejsze, i bardziej surowe. Wyglądała jakby była zła na kogoś o coś, mimo iż jej ton głosu i zachowanie wskazywały na to, że nieźle się bawi... Ale jej oczy miały w sobie coś takiego... Sam nie wiem, przerażającego? Tak. Chyba to odpowiednie słowo.
— Nie wyróżniała się niczym?
— Wyróżniała — przytaknął i spojrzał na Dumbledore’a. — Jej szaty były bogate. Jak u arystokracji, czarne, i błyszczące. A na głowie nosiła koronę, niczym królowa. Ciężką, chyba z żelaz... Profesorze?! — Spytał kiedy Albus cofnął się o krok i chwycił oparcia fotela. Nagle stał się bardzo blady. — Profesorze — powtórzył Potter wyskakując z łóżka i tak jak reszta podszedł do dyrektora. — Co się dzieje?
— Nosiła czarną koronę? — Odpowiedział pytaniem a Potter przytaknął. —To... Niemożliwe. Przecież... To nie mogła być…
— Anastasia. — Wszyscy spojrzeli na Narcyzę, która również wyglądała na nieco zlęknioną.
— Kto? — spytała Tonks a kobieta westchnęła jakby z irytacją.
— Historia to słowo ci obce, co ? — Warknęła zimno — Anastasia I Wielka. Największa wiedźma znana w historii Anglii. Zasiadała na tronie Angielskim przez przeszło dwadzieścia lat w czasie panowania Voldemorta... Oddała mu nasz kraj.
— Jak to oddała? — Zapytał Harry.— Przecież ministerstwo magii...
— Była ostatnią z magicznej linii angielskich władców. Po jej śmierci Wielka Brytania stała się państwem demokratycznym... Najpóźniej w całej europie. — Wyjaśniła Black przechodząc przez pokój i spojrzała na swoje odbicie w lustrze. — Co najciekawsze Voldemort nie musiał używać siły, zastraszania ani magii do tego by zdobyć władzę. Anastasia oddała mu ją tak po prostu. Przez co została królową wyklętą. — Wyjaśniła cicho — Nie znajdziecie o niej wzmianki w żadnej ówczesnej książce historycznej, nie jest uwieczniona na żadnym obrazie i nie usłyszycie o niej u żadnego historyka magii. Pierwszy minister magii już się o to postarał.
— W takim razie skąd pani o niej wie?
— Black od małego wchłaniała wszystkie informacje jak gąbka — powiedziała Molly a Narcyza zmierzyła ją wzrokiem. — A ta królowa żyła jeszcze kiedy byliśmy dziećmi. Ale mało kto ją pamięta. Pierwsze ministerstwo zrobiło większości jakby pranie mózgów, do dzisiaj nie wiem co właściwie się stało ale zaraz po zniknięciu czarnego pana, zapomniano o tej kobiecie… Jakby nigdy nie istniała.
— Może to i wina Ministerstwa a może czegoś innego — mruknęła Narcyza siadając w jednym z wolnych foteli. — Pierwszym ministrem został Dante Rogers, który wcześniej był wiernym pachołkiem królowej. Z całą pewnością nie chciałby, by jego ukochana władczyni miała złą reputację po śmierci. Temu zwyczajnie usunął ją z historii.
— To w ogóle możliwe?
— Jeśli ma się władzę i pieniądze, to wiele rzeczy jest możliwych Harry — oświadczył Dumbledore. — Jednak problem tkwi w czymś innym. Mówimy o niej w czasie przeszłym, bo ponoć zmarła tego samego dnia co zniknął Voldemort — Potter zamrugał z szokiem. — Młoda, piękna, zdrowa królowa nagle zmarła. Bez wcześniejszych oznak choroby. Bez zatrucia czy ataku na jej życie. Zwyczajnie umarła. Tak po prostu... A teraz ją zobaczyłeś. Żywą, całą i zdrową... Pod postacią węża.
— Niech zgadnę.Rogers pochował pustą trumnę? — Spytała Tonks a Dumbledore przytaknął. — Ona żyła...
— Nie. Była z całą pewnością martwa. — Nimfadora zmarszczyła brwi spoglądając na Narcyzę.
— Jak to?
— Pomyśl. Oddałabyś władzę tak po prostu, bo ktoś przyszedł i powiedział iż jej chce? Władzę nad państwem, ludźmi, swoje uprzywilejowane miejsce?
— Pewnie że nie! — Odparła po czym zmarszczyła brwi. — Dlaczego ona to zrobiła?
 —...Bo ją o to poprosił. — Wszystkie spojrzenia przeniosły się na Harry'ego, który teraz patrzył na Dumbledore’a. — W tej rozmowie z mojego snu... Ona nie była dla niego kimś pierwszym lepszym, ani on dla niej. Nie sądzę by to było możliwe ale on kiedyś... Chyba kochał. —Tonks i Pani Weasley wytrzeszczyli na Pottera oczy. — Zapomniałem powiedzieć o dziwnej rzeczy jaka stała się kiedy Anastasia go dotknęła. Jego wężowa twarz... Zmieniła się. W twarz około trzydziestolatka... Ona również była około trzydziestki. Więc... Są od siebie zależni... Wydaje mi się... — zamilkł na chwilę — że ona jest horkruksem. — Prawie wyszeptał te słowa jakby bał się, że ktoś niepowołany je usłyszy.
— Ta hipoteza byłaby trafna Harry gdyby nie mały zgrzyt. — Powiedział Dumbledore cicho. — Horkruksy tworzy się z dzielenia duszy, do czego trzeba zabić swoją ofiarę. Nie można być jednocześnie martwym i żywym...
— Chyba, że w grę wchodzi czarna magia — teraz spojrzeli na Narcyzę. — Zatrzymała się w wieku trzydziestu lat. Nie była willą. Tylko zwykłą wiedźmą. Kiedy go dotknęła również miał tyle lat co ona, tak? — Spytała a Potter przytaknął.
— Mniej więcej — Była pani Malfoy przeszła przez pokój zastanawiając się przez chwilę.
— Jeśli są od siebie zależni... To oznacza, że wykorzystali modlitwy diabła.
— Nikt nie jest tak szalony.
— On podzielił swoją duszę. Jest na tyle szalony Dumbledore.
— Czy ktoś wyjaśni co to takiego? — spytała Molly a Narcyza westchnęła z irytacją mrucząc pod nosem "otaczają mnie kretyni".— Wybacz, ale niektórzy nie spędzali całego swojego życia w czarno magicznej bibliotece tylko wychowywali...
— Molly. Stop — Weasley spojrzała na Tonks z szokiem ale zamilkła. — Narcyzo?
— Praktykowany od średniowiecza. Każdy czarodziejski ród posiada w domu książkę o tej klatwie. Modły Diabła to satanistyczny kult przyzywania Lucifera. Kim jest chyba nie muszę tłumaczyć — Potter i Tonks przytaknęli. Narcyza spojrzała w ogień a jej oczy zalśniły. — Każda żywa istota może kochać. To przywilej bycia żywym. Nie ważne czy jesteś zwierzęciem mugolem czarodziejem czy inną istotą. Miłość to rzecz wrodzona — powiedziała sucho.— Jeśli wierzyć mitom, legendą i bibli. Diabeł był kimś kto został pozbawiony wszystkich przywilejów żywej istoty, w tym miłości ,i zrzucony do piekieł — powiedziała cicho. — Modlitwy do diabła to podarowanie mu tego co zostało mu odebrane. Oddanie swojej egzystencji... w zamian on spełnia twoją prośbę. Cenę płaci się za to najwyższą. Traci się wszystko. Jakiekolwiek dobre emocje, serce, miłość. Ból tym większy im większa było uczucie. A jeśli Voldemort całe życie planował być nieśmiertelny z całą pewnością nie chciałby patrzeć na śmierć swojej ukochanej.
— Oczywiście zakładając, że oni naprawdę coś do siebie czuli . — Dodał Albus a kobieta przytaknęła.
— Stworzyli więc horkruks zależny od nich samych. Nie mogą żyć ze sobą ani bez siebie. Bo oddali swoją miłość, nie potrafią czuć tego co kiedyś ich połączyło. Ale pamiętają o tym, że takie coś istniało. I że muszą ze sobą być. Bo tak trzeba. — Zamilkła, a Harry dostrzegł iż zacisnęła na chwilę dłonie w pięści. — Kiedy Voldemort zniknął... Anastiasia również musiała się usunąć. Ale... Była jednocześnie zwierzęciem. W końcu tym jest animag jeśli się nie mylę — spojrzała na Tonks. — Przybieracie pierwiastek istnienia zwierzęcia. By móc się zmieniać.
— Tak... Ale to tylko część genu potrzebnego do mutacji.
— Wystarczy... Każda część żywej istoty sprawia, że ona żyje w tobie... — powiedziała ciszej Narcyza jakby powtarzała czyjeś słowa albo cytowała księgę. — Zmieniła się w węża... A kiedy Voldemort zaczął powracać i jej ludzka postać zaczęła znów istnieć... Mogę się mylić ale to jedyne logiczne wytłumaczenie jakie przychodzi mi na myśl... W końcu nie mogła się pojawić Potterowi jej postać bez przyczyny. Sny zawsze się sprawdzały.
— Sny... — Powtórzył Potter cicho nagle przypominając sobie o czymś.— Sądzę, że ma pani rację —  wszyscy na niego spojrzeli. —Przed turniejem świata w quidditchu miałem wizję... Sen. Był w nim Voldemort, Barty Crouch Junior, Pettigrew i Voldemort, który jeszcze wtedy był bardzo słaby.
— Tak. Pamiętam, że o nim mówiłeś. Jednak do czego dążysz Harry? — Spytał Dumbledore po chwili ciszy.
— Riddle ssał mleko z piersi węża — oświadczył cicho. — To nie jest fizycznie możliwe, węże nie mają organów ssaków. Ale jeśli jest się animagiem... Można być trochę tym, trochę tym, w jednej chwili, prawda?
— Utrzymanie połowicznej przemiany wymaga niesamowicie dużo siły psychicznej. Mało kto to wytrzymuje.
— Jeśli oddali swoje emocje, to nie czują bólu psychicznego — oświadczył Dumbledore.— A to oznacza, iż masz rację Narcyzo — spojrzał na kobietę. — Molly. Zwołaj Zakon. Sprawy nabrały poważniejszych obrotów.
— Jak to?
— Mieliśmy jednego szaleńca... Okazuje się że jednak dwóch.
— Dokładnie —poparła Pottera Tonks i wstała na równe nogi. — Harry, ty odpocznij i niczym się nie martw. Skopiemy im tyłki tak, że nigdy już nie wstaną! — Oświadczyła po czym wyszła z pokoju, a za nię Molly i Albus. Potter został sam z Narcyzą.
— Pani wiedza mnie przeraża — powiedział Potter a blondynka uśmiechnęła się lekko i usiadła na brzegu łóżka a Potter na nią spojrzał. Naprawdę ją lubił.
— Mówiłam ci już. Historia matką nauk. Trochę sprytu, i możesz naprawdę dojść do niesamowitych wniosków.
— Jeśli chodzi o słowa Pani Weasley...
— Nie obchodzi mnie zdanie jakiejś kury domowej. Jestem na to zbyt dumna — odparła a Potter przytaknął. Black westchnęła cicho. — Musi to być dla ciebie męczące...
— Sny?
— Raczej to co dzieje się po wybudzeniu. Zakon cię kontroluje, chcą wiedzieć wszystko, wchodzą z butami w każdy aspekt twojego życia... Jak przyzwoitki.
— Tak, ma pani rację. Ale przywykłem. Przynajmniej tak mi się wydaje.
— Wczoraj również zadawali masę pytań. A przecież jesteście tylko dziećmi. Nie wiem jak ja zachowywałabym się w twoim wieku, gdyby ktoś zadawał mi tyle pytań, na temat mojego życia.
— Pewnie posłałaby pani ich do diabła — odparł a blondynka zaśmiała się cicho i przytaknęła.
— Pewnie tak — poparła go po czym cicho westchnęła. — W twoim śnie... Nie było Lucjusza prawda?
— Nie — poparł ją a ona przytaknęła. — Mogę o coś spytać?
— Dlaczego się przejęłam skoro sama go zostawiłam?— Odpowiedziała pytaniem zanim Potter zdążył otworzyć usta a chłopak przytaknął. — Ciężko mi powiedzieć. Lucjusz... Cóż tu dużo mówić. Dbał... O mnie, dzieci... Jak ogrodnik o kwiaty by nie uschły... Robił wiele i nie oczekiwał czegoś w zamian. Drażniące dosyć. Ale prawdziwe. Kochał mnie... Tak sądzę. — dodała po chwili namysłu. — Mimo iż ja nie potrafiłam go nigdy pokochać, nie chciałabym by stała mu się krzywda.
— Rozumiem... I przykro mi.
— Niby z jakiego powodu? — Spojrzała na niego zdziwiona
— Żyła pani tyle lat z kimś kogo nie kochała... Ma pani dzieci z osobą do której nie czuje nic... To musi być okropne uczucie.
— Widziałeś urywki mojego życia. Sama zgodziłam się na ten ślub. Nie naciskał. To była moja decyzja.
— Ale żałowała jej pani.
— Tak... Do teraz żałuję— napomniała nieco ciszej. — Ale tylko tego, że zmarnowałam mu życie. Naprawdę miałam szczęście, że miałam takiego męża. Wiele by zabiło za to co ja miałam. Moja wina że nie byłam w stanie tego docenić.
— W wakacje nie zwykła pani dużo mówić... Teraz nagle jest rozmowna. To rodzaj przemiany wewnętrznej po zamknięciu rozdziału w swoim życiu?
— A ty jak byłeś, tak i jesteś pyskaty — odparła a Potter lekko się zaśmiał. — Nie... Nie mogę jeszcze zamknąć tego rozdziału, tak jak wcześniej myślałam... Mam jeszcze kilka spraw do wyjaśnienia. Kilka rzeczy do naprawienia... — Zamilkła. — Wtedy dopiero będę mogła w pełni zacząć nowe życie.
— Pomóc pani jakoś?
— Dobry z ciebie dzieciak Potter — wstała i pogładziła go lekkim gestem po głowie .— Ale z tym muszę sobie poradzić sama... W końcu to siedzi w mojej głowie. A tam, jak już kiedyś ci mówiłam. Nie dam ci grzebać — puściła go. — Prześpij się jeszcze. Zawołam cię na zebranie.
— Co z Draco? — Narcyza spojrzała na chłopaka. — Dumbledore nie powiedział co z nim... Wie pani gdzie jest?
— W Hogwarcie, pod opieką Severusa. Był bardzo wyczerpany — Harry przytaknął. — Na twoim miejscu nie przejmowałabym się moim synem tak bardzo — Potter na nią spojrzał.— Masz większy kłopot jak na dzisiejszy dzień.
— To znaczy? — Kobieta otworzyła drzwi a mniej niż minutę później Potter upadł na łóżko obejmowany przez kogoś w uścisku. Usłyszał zamykanie drzwi a on nadal leżał nawet nie wiedząc kto go obejmuje, poza tym, że to dziewczyna... Poczuł to, niewyraźnie na swojej klatce piersiowej, ale mimo wszystko poczuł... Pachniała różami.
— Jesteś idiotą — drgnął. Spodziewałby się tu wielu osób. Hermiony, Ginny, Hestii nawet Touki. Ale nigdy nie Astorii. — Strasznym idiotą! — Czuł ucisk w sercu a jego oczy zabłysły. Prawdziwych przyjaciół poznaje się w potrzebie... Prawdziwych przyjaciół poznaje się po tym iż rzucą wszystkie swoje przekonania i ideały by być tam gdzie jest jego przyjaciel... Prawdziwa przyjaźń ukazuje się najczęściej z tej najmniej spodziewanej strony.
— Dusisz mnie — odparł jedynie a dziewczyna podniosła się nagle patrząc mu w oczy a Potter lekko zarumienił się widząc jej rozwiane włosy, lśniące od łez oczy i rozchylone usta... Które chyba na niego krzyczały. Ale mało go to obchodziło... Wyglądała naprawdę pięknie.
— Potter! —Krzyknęła a Harry ocknął się i zwrócił na nią swoją uwagę. — Posłuchaj mnie choć raz — westchnęła a on podniósł się do pozycji siedzącej. Teraz siedziała mu na kolanach. Z czego nic sobie nie robiła.
— Przecież słucham — odparł a ona spiorunowała go wzrokiem. — Jestem w szoku. Nie patrz tak na mnie. Ciężko mi to wszystko jeszcze zrozumieć.
— Tłumacz się, tłumacz — mruknęła jakby obrażona. — Jak tylko Ivan mi przekazał co się stało, nawet sekundy nie miałam zamiaru zmarnować. Napisałam do Dumbledore’a, on szybko mi odpowiedział, potem poprosiłam o kontakt z Lupinem, na końcu z Kingsleyem Shackleboltem aż w końcu mi powiedzieli co się stało! Boże! Mogli was tam pozabijać! — Znów się w niego wtuliła a Potter był w szoku, naprawdę nie przypuszczał, że ona tak na to wszystko zareaguje.
— Ja... Nie wie... Ivan ci powiedział? — Zamienił słowa kiedy uświadomił sobie co powiedziała a Astoria przytaknęła — W jaki sposób?
— Wysłał list. — Oświadczyła cicho — Bałam się, że coś wam jest.
— Spokojnie. Nikomu nic się nie stało.
— Teraz już wiem — powiedziała ciszej i się od niego odsunęła. — Nie chcę cię stracić.— Jej oczy zalśniły łzami.
— Astorio...
— Nie chcę.  —Powtórzyła a on naprawdę nie wiedział co ma w tej chwili zrobić — Nie chcę cierpieć tak jak przy Cassy! — Potter drgnął. Dziewczynka ze snu... To była Cassandra!
— Uspokój się. Już nic nam nie grozi. — Wyjął do niej dłoń i po chwili zawahania, pogładził ją po włosach a coś ścisnęło go za żołądek a serce zabiło szybciej." Co się kurde z nimi wszystkimi dzieje?" przeszło mu przez myśl. W ciągu dwóch dni, to już druga dziewczyna, która siedziała mu na kolanach. Druga piękna i pociągająca... — Story. spójrz na mnie — popatrzyła mu w oczy. — Już jest dobrze rozumiesz? Nic nam nie grozi — przytaknęła powoli. — Jutro będziemy w Hogwarcie. I wszystko wróci do normy tak? — Znów przytaknęła. — Twoi rodzice wiedzą że tu jesteś? — Pokiwała przecząco głową. — A długo tu jesteś?
— Od ranka— Potter westchnął.
— Pewnie się martwią.
— Dafne mnie kryje — odparła a Potter prawie się zaśmiał. Ślizgoni przygotowani na wszystko.— Rozmawiałam z Carrow... Dziwnie się zachowuje... Jest jakaś inna.
— Tylko się martwi. — Greengrass pokiwała przecząco głową a Potter przekrzywił nieco głowę w prawo, nie rozumiejąc o co Astorii chodzi. — W takim razie co takiego dziwnego się z nią dzieje?
— Powiedziano mi, że ona już wie iż z Draco jest w porządku... Ale ona... Nie wiem. Jej wzrok jest nieco dziwny... Szalony. Odpowiada na wszystko tak jakby zaraz miała cię uderzyć. Drży jakby ze złości... — Potter zamarł. — Nie wiem co się dzieje. Nigdy nie widziałam jej w takim stanie. A do tego...
— Co? — Greengrass zeszła z niego .— Astorio o co chodzi?
— Lepiej jak sam to zobaczysz — powiedziała cicho. — Tylko nie mów nikomu... — Dodała kiedy wchodzili po schodach na górę. — Powiedziałam im, że Hestia śpi, żeby tam nie wchodzili ale... Ona nie może chyba być tam sama. — Dodała jakby z obawą po czym przystanęła przy drzwiach do pokoju Regulusa Blacka i spojrzała na Pottera. — Tylko... Nie wspominaj o Draco dobrze?
— Niby dlaczego miałbym tego nie robić?
— Dlatego — otworzyła drzwi a Potter usunął się szybko, tuż przed uderzeniem w niego czymś ciężkim.
— Harry! Coś się stało?!
— Spadł mi tylko — spojrzał na rzecz. — Świecznik?!
— Co?!
— Nic! — odparł a głos Pani Weasley już się nie odezwał.  Potter spojrzał na Astorię a następnie powoli wszedł do pokoju, a Greengrass zamknęła drzwi. Hestia siedziała na łóżku patrząc na nich z zakłopotaniem, ale jej wzrok był faktycznie jakiś inny... Nieco szalony.
— Przepraszam Harry. Wypadł mi z rąk — odparła dziwnym głosem a Potter przytaknął powoli i do niej podszedł, wcześniej wymieniając zaniepokojone spojrzenie z Astorią.
— Jak się czujesz? — zapytał a Ślizgonka wzruszyła ramionami.
— Całkiem w porządku. Trochę dziwnie, ale to przejściowe.
— Dziwnie?
— Tak. Co jakiś czas się tak czuję. Ucisk w sercu. To normalne.
— Na pewno?
— Przecież mówię, że tak! — Podniosła głos a Potter przytaknął a dziewczyna znów się uśmiechnęła. — Co tu robisz?
— Przyszedłem pogadać.
— To miłe. — Odparła bawiąc się jakimś naszyjnikiem, Potter spojrzał na niego podejrzanie, był inny niż wszystkie przedmioty wokół... Czuł w nim magię. — O czymś konkretnym?
— Poplotkować. Wiesz... W końcu jesteśmy w nieco dziwnej sytuacji. Chciałem zapytać jak się czujesz po...
— Wczoraj?— Spytała a Potter po chwili zawahania przytaknął.— Naprawdę obchodzi cię to jak ja się czuję?
— Oczywiście. Dlaczego twierdzisz, że nie powinno mnie to obchodzić?
— Draco mało kiedy się interesuje — odparła a jej głos zaskrzeczał. Potter poczuł, że nie powinni kontynuować tego tematu, dotknęła naszyjnika a jej oczy pociemniały. — Nienawidzi mnie.
— Hestia.
— Sądzę nawet, że się mnie brzydzi — spojrzała na Harry'ego. — Wiesz. Nigdy mi nie powiedział, że ładnie mi w jakiejś sukience. Za to inne dziewczyny obsypywał komplementami z góry na dół.
— To bardzo ciekawe ale...
— Nigdy nie powiedział, że cokolwiek we mnie, mu się podoba — syknęła. A Potter spojrzał na Astorię, która pokiwała głową z bezradności. — Nigdy. Nawet raz... — Jej oczy zalśniły łzami .— Wiesz, właściwie to nie wiem czy kiedykolwiek traktował mnie inaczej niż tylko dziwkę na żale.
— Nie mów tak.
— Fakt. Dla niego byłam niżej niż dziwka — oświadczyła zaciskając dłoń na naszyjniku.— Nigdy nawet nie chciał się ze mną kochać. To takie upokarzające. — Potter ujrzał jak łzy spływają po jej bladych policzkach. — Brzydził się mną tak bardzo, że nawet... Nawet nie chciał mnie przerżnąć jak pierwszą lepszą latawicę!
— Carrow! — Spojrzała na niego z bólem a Potter poczuł ucisk w sercu, to spojrzenie było tak strasznie skrzywdzone, pełne żalu i cierpienia. Krzyczała z cierpienia. — On na pewno tak nie myśli. Zależy mu na tobie.
— Zależy!? — Prawie wypluła to słowo .— Jemu?! Ha! Nie może mu zależeć! Gdyby zależało sam by mi powiedział... Sam by przyszedł i powiedział że jest w porządku. A dowiedziałam się o tym od jakiegoś faceta co nawet nie powiedział jak się nazywa! — Syknęła — Gdyby mu zależało byłby tu. Albo pozwoliłby mi wczoraj zostać... W końcu zawsze całe cierpienie dzielił ze mną na pół! — Potter drgnął.— Mu nie zależy — spojrzała na swoją dłoń. — Więc mi też nie będzie. Nienawidzę go... Chcę żeby zdechł.
— Hestia jak ty możesz tak mówić?! — Syknęła Astoria a dziewczyna podniosła do niej wzrok. Potter wiedział, że to był błąd Greengrass.
— Jak… Ja... Mogę? — spytała powoli. — Naprawdę sądzisz, że masz jakikolwiek głos Greengrass! — Krzyknęła. — Pamiętam każdą kłótnię z twojego powodu! Każde oskarżenie! Każde wyzwiska! Pamiętam każde słowo, które do mnie mówił i które krzyczał! Wszystko z twojego powodu! — Wrzasnęła wstając a Harry spojrzał na łóżko... Nie było na nim już naszyjnika. Spojrzał na Hestię. trzymała go w ręce. — Dzień w dzień krzyczał. Dzień w dzień się złościł! Dlaczego?! Bo ty mu wmawiałaś kłamstwa! Kłamstwa w które wierzył! W które wierzy! Bo zawsze chciałaś zniszczyć to wszystko co starałam się utrzymać resztkami godności! — Astoria zamarła. — Za co każdego dnia musiałam płacić! I za co cierpiałam. Tak strasznie dużo! A teraz... Teraz tego nie ma! Nie ma ani tego co chciałam utrzymać, ani jego, ani nawet nadziei! Bo wszystko zniszczyłaś szmato! Wszystko! Nienawidzę cię i chcę żebyś również zdechła i gryzła z nim piach! Bo tylko na to zasługujecie ścierw...— Hestia zamilkła w pół zdania spoglądając na Pottera, który wyrwał z jej dłoni łańcuszek z zawieszką. Wiedział, że coś jest z nim nie tak. Sam czuł dziwną mroczną energię przepływającą przez jego ciało.
— Teraz lepiej? — zapytał cicho a Hestia rozejrzała się po pokoju.
— Ja... Ja was bardzo przepraszam... Nie wiem co mnie...
        — Hestia! — szybko chwycił ją kiedy nagle się zachwiała, i gdyby jej nie złapał, upadłaby na ziemię.— Astorio, zawołaj panią Malfoy... i Dumbledore’a. Muszę mu to dać. — Oświadczył a Greengrass przytaknęła po czym wybiegła z pokoju. A Potter spojrzał na Hestię. — Będzie dobrze — powiedział cicho i położył ją na łóżku. — Już dobrze. — powtórzył odkładając wisiorek na bok i pogładził jej czoło a ona lekko otworzyła oczy. — Śpij. Musisz odpocząć.
— Powiedziałam tyle złych słów... Muszę przeprosić Astorię.
— Później — znów pogładził jej głowę i uśmiechnął się lekko. — Najważniejsze żebyś się nie denerwowała. Draco mówił, że to źle na ciebie wpływa— uśmiechnęła się lekko po czym posmutniała. — Coś nie tak?
— Tak naprawdę nie chcę żeby umierał.
— Wiem… To przez ten naszyjnik. Mówiłaś wszystko w złości... Draco na tobie zależy. Jestem tego wręcz pewien — spojrzała na niego. — I wiesz... Wydaje mi się, że boi się ciebie zranić. Dlatego tak długo zwleka.
— Powiedział, że to było zbyt niewinne by mogło istnieć— spojrzała w bok na poduszki. — A przecież ufam mu nad życie. Sądziłam, że o tym wie.
— A on wie, że to wbrew twoim zasadą — zmarszczyła brwi i na niego spojrzała. Harry wskazał jej szyję, a konkretnie zawieszkę na jej naszyjniku. — Wydaje mi się, że on obawia się, że pomyślisz o nim źle jeśli to zaproponuje. W końcu w religii, seks przed małżeństwem to wielki grzech... Może się mylę?
— Nigdy o tym tak nie myślałam — powiedziała ciszej. — On... Naprawdę sądzisz, że przez to nie chciał... Być bliżej? Że... Często przerywał to wszystko tak nagle, bo myślał o tym?
— Tak mi się wydaje. W końcu, jak sądzę, jesteś dla niego najważniejszą osobą. — Zarumieniła się lekko a on uśmiechnął. — Nie wiem ile trwał wasz związek, ale jeśli byście nie zerwali, wydaje mi się, że Draco nadal ciągnąłby to wszystko do czasu aż byś się w końcu nie zdenerwowała i mu wykrzyczała tego w twarz... Albo póki byście się nie pobrali — dodał a jej oczy powiększyły się lekko.
— Sądzisz, że byłby do tego zdolny?
— Do ciągnięcia męki zakonnika? — Zaśmiała się lekko i pokiwała głową.
— Do małżeństwa — zamilkł. A Carrow dotknęła swojego naszyjnika. — Wiesz… Kiedy byliśmy dziećmi, często mi to mówił...
— Że za ciebie wyjdzie?
— Że zostaniemy zawsze razem — powiedziała ciszej. — Że nigdy nie pozwoli mi cierpieć ze strony innych osób. Że nigdy mnie nie skrzywdzi... — Zamilkła na chwilę. — krzywdził mnie słowami, czasami czynami, i tą swoją upartością w różnorakie przekonania, ale nigdy tak naprawdę nie zranił mnie dogłębnie... Ani psychicznie ani fizycznie. Sądzisz, że to co mówił jako dziecko, nadal w nim jest?
— Niektóre postanowienia ciągnie się przez całe życie. — Uśmiechnęła się lekko i podniosła do pozycji siedzącej. — Powinnaś odpocząć.
— Muszę jechać do Hogwartu.
— Wracamy jutro.
— Nie. Ja muszę być tam już dziś.
— Dlaczego? — spojrzała na niego z uśmiechem.
— Bo zawsze cierpimy razem — odparła a Potter zrozumiał jej słowa, a w tej samej chwili drzwi otworzyły się, i weszła przez nie Astoria wraz z Dumbledorem i Narcyzą.

*
— Nierozważny. Też coś! — Mruknął Draco przechodząc przez korytarz lochów. Snape mu niezłe kazanie rozprawił. Chyba po raz pierwszy w życiu był tak na niego wściekły. Cóż... fakt. Zawalił na pełnej mecie, i to nie tylko jeśli chodzi o jego zadanie u Czarnego Pana. Który najprawdopodobniej przy pierwszej lepszej okazji każe go sprzątnąć. Ale i w sprawach z zadaniem zabicia Dumbledore’a. — Pogadam z Potterem. Tak. To był świetny pomysł. Szkoda tylko, że zapomniałem, iż Potter ma mózg wielkości orzeszka.
— To wiedzą wszyscy. — Draco przystanął spoglądając na osobę, która siedziała w fotelu w pokoju wspólnym i zmarszczył brwi.
— Lauren? — spytał patrząc na dziewczynę z nieukrywanym zdziwieniem. Dziewczyna zamknęła książkę i na niego spojrzała ze znudzeniem. — Co tu robisz? —Zapytał podchodząc do niej. Ślizgonka parsknęła cicho i spojrzała mu w oczy.
— Naprawdę cię to obchodzi?
— Niespecjalnie. — odparł siadając na kanapie, którą zwykł zajmować z Hestią. —Ale dziwi mnie, że nie wracałaś do domu. Twój ojciec przecież tęskni za swoją córcią. — Aquilina parsknęła śmiechem. — Może jest inaczej?
— Niespecjalnie — powtórzyła jego słowa i uśmiechnęła się do niego chłodno. — Wyjechał na jakąś konferencję. Kazał mi zostać na święta tam gdzie nic mi nie grozi. Czyli tutaj — wskazała pokój wspólny.
— Mogłaś jechać z nami. — Parsknęła głośniej i spojrzała na niego rozbawiona.
— Z wami? To znaczy kim? Hestią? — zapytała z kpiną. — Która ma napady histerii co dwie sekundy?— Malfoy zmarszczył brwi. — Z Potterem? Który sprawił, że wszystko co się tu działo zaczęło popadać w ruinę? — dodała. —Z chłopakiem, który podawał mi eliksir wielosokowy przed seksem wmawiając że to zabezpieczenie i związywał oczy?! Czy dziewczyną, której nienawidzę całym sercem?! — Malfoy zamarł słysząc ostatnie zdania. — Wybacz ale nawet ze względu na ciebie bym się tam nie pojawiła — warknęła zimno a on musiał przyznać jej rację. Faktycznie byłoby to dla niej złe.
— Zawsze wydawało mi się, że dogadujesz się z Florą. — Oświadczył po chwili ciszy a Lauren zmierzyła go wzrokiem. —Wiesz... Rozmawiałaś z nią w miarę jak z równą. Ona ciebie też nie traktowała tak jak resztę. Nikt nie przypuszczałby, że się nie znosicie.
— Może kiedyś tak było — powiedziała patrząc na swoje dłonie, które były białe niczym śnieg. — Kiedy miała Bathory'ego. A Nott był tylko jej przyjacielem. I nikim więcej.
— Jesteś zazdrosna?
— Też byś był — przyznała i spojrzała mu w oczy. — Po sprawie z jego byłą. Nott zadurzył się we mnie i tak powinno zostać. Flora jak zwykle wszystko popsuła —strzeliła na palcach. — Niby co takiego zmieniło się od jej zerwania z Mosbym? Wygląda tak samo źle jak wtedy. A on z dnia na dzień zaczął bardziej obchodzić się nią... A ja musiałam ustąpić żeby go nie stracić.— warknęła a Malfoy przekrzywił nieco głowę w prawo. — Ech... Co ta Carrow ci zrobiła. Nie rozumiesz już nawet aluzji do seksu. — Mruknęła zimniej a Malfoy spojrzał w bok. Widział jej spojrzenie, pełne kpiny i rozczarowania. Zmienił się. Wiedział o tym. I wiedział, że to za sprawą Hestii. Była zbyt czysta by móc mówić przy niej tego typu rzeczy... Żeby robić takie rzeczy. — Wiesz. Mam coraz częściej ochotę cofnąć się w czasie i sprawić by tam spłonęły. — Drgnął i na nią spojrzał a jego oczy zabłysły. — Przez te dwie zachowujecie się jak skończeni kretyni. Przez nie i przez Pottera, który wprowadza ten cholerny chaos! — Wyrzuciła zła. — Było dobrze tak jak było. Kiedy siedziały cicho i nie wychodziły poza szablon. Ale nie! Musieliście wszystko popsuć. Nott musiał! — Zaakcentowała z kpiną — Pójść na tamtym przyjęciu do Flory a ty musiałeś! — Dodała zła — pocałować Hestię na Balu Bożonarodzeniowym. Bo jakby inaczej! Musieliście to zrobić... Zupełnie nie myśląc o konsekwencjach.
— Działasz pod wpływem emocji Lauren. — zaśmiała się chłodno i wstała.
— Emocji? — Powtórzyła cicho podchodząc do niego.— Ty jeszcze w ogóle wiesz co to są emocje? — Spytała nachylając się nad nim i spojrzała mu w oczy. — Dziwi mnie, że nie masz jeszcze odcisków na dłoniach. Bo wątpię byś był wstanie wypieprzyć dziewczynę, z obawy, że zranisz tym Carrow.
— Przeginasz.
— Ty w ogóle pamiętasz czym jest namiętność? — Dźgnęła go palcem w klatkę piersiową. — Bo jak teraz na ciebie patrzę, widzę tylko niewyżytego dzieciaka, który nie ma odwagi by przejąć inicjatywę. Och urocze spojrzenie — parsknęła chłodno. — Nie widzę w tobie już chłopaka którego kiedyś znałam — wyprostowała się patrząc na niego z wyższością, po raz pierwszy popatrzyła na niego w sposób taki jak spogląda na szlamy i zdrajców krwi. — Carrow cię popsuła.— Odwróciła się i skierowała w kierunku dziewczęcych dormitoriów. Za to Draco pomyślał, że Lauren ma w swoich słowach trochę racji. Coś się w nim popsuło.

*


— Słyszałeś o tym, że człowiek pod wpływem złości popełnia największe błędy w swoim życiu?
— Tak. To dosyć powszechne. Ponoć nie ma osób które choć raz w życiu nie popełniły tego czynu. To naturalny odruch ludzki.

*


Lauren uderzyła plecami o ścianę.

*


— A jeśli krzywdzi się tym swoich bliskich?
— Na tym chyba właśnie polega błąd życia.
*


Ich języki splotły się w pełnym dzikiej furii pocałunku. Pełnym nienawiści, pasji, bólu o braku pohamowania. Dziewczyna nie miała czasu by się zastanawiać, jedynie oddając mu wszystko to czego tylko chciał. Spleść języki, dać się dotykać, zdjąć bluzkę, rozpiąć spodnie. Jednocześnie Splatając ich języki w iście wężowy sposób, dotykając jego włosów, karku, jęcząc mu zmysłowo w usta, rozpiąć spodnie, wpaść do dormitorium, gubić wszystkie ubrania, upaść na łóżko.

*


— Nie chciałabym być na miejscu tej bliskiej osoby
— A ja na miejscu tego, który ją krzywdzi.

*


Nagle coś się stłukło. A Draco otrząsnął się z amoku i rozejrzał dookoła a jego serce zamarło, kiedy jego wzrok zatrzymał się na wejściu do pokoju.
— Co się... — Lauren zamilkła spoglądając w Hestię, stojącą w wejściu. — Miało cię nie być...
 — Hestia zaczekaj! — Chłopak wybiegł z pokoju zapinając w pośpiechu spodnie i syknął z bólu kiedy wdepnął w szkło. Spojrzał na swoją stopę, która krwawiła a potem na to w co właściwie wdepnął. Pavillon Rouge 1945... Jego ulubiony rocznik. Spojrzał w kierunku pokoju wspólnego, skąd właśnie rozniósł się dźwięk zasuwania przejścia.
— Powinieneś iść do Pomfrey — usłyszał i nawet nie spojrzał na Aquilinę, która stała przy framudze drzwi swojego pokoju i właśnie zaklęciem usuwała szczątki wina jak i butelki z podłogi. — Niezdara. — Zamilkła kiedy zacisnął dłoń na jej szyi — Draco... Co ty... Żartujesz sobie?!
— To twoja wina.
— Moja?! — Zaśmiała się zimno. — To ty nie umiesz się pohamować! Ja tylko stwierdziłam fakt, ty sam do mnie przybiegłeś... Nie możesz mnie udusić za swoje błędy! — Puścił ją a dziewczyna przetarła dłonią gardło. — Oszalałeś. Malfoy! Przecież nawet nie jesteście razem! — Zatrzymał się. — Nie ma o co mieć do ciebie pretensji. A ty nie masz czego żałować... Poza tym. Do niczego nie doszło. Nie...
— Zamknij się w końcu! — Lauren zamilkła. A chwilę potem wszystkie jego rzeczy zostały wywalone na korytarz, w którym rozniósł się trzask drzwi. A chłopak opadł na kolana. A wszystko wokół nagle przestało mieć znaczenie. Liczyła się jedynie jedna myśl: "co mnie podkusiło?!".

*
— To było okrutne — mruknęła dziewczyna przejeżdżając palcem po wierzchu kieliszka wina a Ivan uśmiechnął się blado po czym napił się ze swojego.
— Nawet najwspanialszy związek musi przejść kryzys — oświadczył cicho. — A ten który ma wątpliwe zaufanie, jest tym najbardziej narażonym.
— Więc nie powinieneś w nim mieszać.
— Ale czy tak nie jest zabawniej? — zapytał a blondynka uśmiechnęła się przelotnie, nie umiała mu nie przyznać racji. Tak było o wiele ciekawiej.

*


— Minus dziesięć punktów dla... — Severus zamarł czując, że osoba która nagle się z nim zderzyła, w tej chwili robiła coś zupełnie innego... coś czego uczeń nie powinien robić. — Carrow, z łaski swojej puść mni... Carrow! — Severus prawie krzyknął ze złości. Dzieciaki w tych czasach mają naprawdę tupet. Żeby tak bezkarnie go obejmować?! Szlaban to za mało. Snape rozejrzał się po korytarzu, który był pusty i westchnął z irytacją spoglądając w dół na istotkę, która właśnie moczyła mu jego nowe czarne szaty łzami. — Carrow, naruszasz sferę Nauczyciel- Uczeń. — Chwycił ją mocno za ramiona i odsunął od siebie na rozciągłość wyciągniętych ramion. I doszedł do wniosku, że wolał nie widzieć jej twarzy. Całej przerażonej, cierpiącej i zapłakanej. — Jak ty się tu właściwie dostałaś? — Mruknął puszczając ją a dziewczyna zapowietrzyła się, chciała coś powiedzieć, ale z jej ust wydobywały się jedynie szlochy których nie potrafił zrozumieć. — Uspokój się. I powiedz o co ci właściwie chodzi. — Mruknął, jednak sytuacja powtórzyła się a Severus doszedł do wniosku, że musi podejść do niej w zupełnie inny sposób. — Choć, wyjaśnisz wszystko w moim gabinecie. No nie patrz tak tylko choć. — Oświadczył sucho machając na nią ręką a ślizgonka poszła za nim ocierając załzawione oczy dłonią. Teraz już nieco opanowana. A Snape pomyślał, że ten kto wprowadził ją w taki stan zapłaci za jego biedne szaty, własną krwią!

*


— Sądzisz że z Hestią już wszystko w porządku? Dziwnie się zachowywała.
— To przez ten naszyjnik. Słyszałaś co mówił Dumbledore. Był przepełniony czarną magią.
— Tak... Ale na ciebie on nie wpłynął zupełnie. A kiedy tylko ona go dotknęła...
— Czułem złość kiedy go trzymałem... Tylko moja złość nie była uwarunkowana. — Wyjaśnił spokojnie a Astoria zamrugała z niezrozumieniem. — Hestia ostatnio wiele przeszła. Ukrywa swoje emocje przez cały czas. A kiedy dotknęła naszyjnika, to wszystko już nie mogło się w niej tłumić i po prostu uciekło. Ale sądzę że teraz już będzie dobrze... I będą mogli wrócić do siebie z Draco.
— Również na to liczę — spojrzał na nią zdziwiony. — Tak. Przyznaję się do tego. Chcę by do siebie wrócili — podniosła wzrok a jej oczy przez chwilę zabłysły niezidentyfikowanym błyskiem. — Ostatnio wszystko sobie przemyślałam... Pragnę by byli szczęśliwi. A moje szczęście też kiedyś się odnajdzie. Poza tym, Hestia miała rację. To była moja wina.
— Walczyłaś tylko o swoje.
— Krzywdząc tym ją— dodała a on zamilkł. — Harry. Ja wiem jaka jestem i jaka byłam...  zdawałam sobie sprawę z tego, że wszystko to co mu wmawiałam było kłamstwem, naumyślnie ich poróżniałam... byłam szmatą — wzruszyła ramionami a on nie wiedział co ma jej odpowiedzieć. — Ale rozumiem teraz, że źle robiłam. I, że oni naprawdę się lubią. W końcu, znają się od dziecka, ufają sobie nawzajem, niezależnie jak źle by między nimi nie było, zawsze się godzą. Bo oni... Sama nie wiem... Kochają się? — Potter uśmiechnął się lekko.— Tak... On ją kocha. Nie wyobrażam sobie by zrobił coś przeciwko niej, sam widziałeś... Pierwszego dnia w Slytherinie. Kiedy cię bili — Potter skrzywił się na to wspomnienie. — To ona zareagowała jako jedyna. Jako jedyna pragnęła, żeby przestali cię bić. A kiedy ona to powiedziała. Draco natychmiast się jej posłuchał. Spełni każdą jej prośbę. Bo mu na niej zależy.

*


— Czyli tak się sprawy mają — Hestia zgarbiła się mocniej, patrząc w swoje buty. Bolało ją, że profesor Snape użył oklumencji... ale wiedziała, że nie wykorzysta tej wiedzy przeciwko niej ani przeciw komukolwiek. Zachowa ją do siebie. W końcu taki był zawsze. Nie szczycił się swoją wiedzą na temat wszystkich. A była pewna, że wie naprawdę wiele o uczniach. — Nie możesz się dużo denerwować prawda? — nie odpowiedziała, wiedziała, że to pytanie retoryczne, ponieważ kiedy to powiedział, właśnie szukał jakiegoś eliksiru na swoich półkach. — Dziwne, że żyjesz przez zażywanie trucizn. To nieco nietypowe. — Powiedział a Hestia nadal milczała. — Nie pokazałaś mi wszystkich swoich wspomnień z Esmeraldą Zabini, mam rację?
— Tak, profesorze. — Przytaknęła mówiąc to cichym głosem.
— Masz sporo siły psychicznej skoro możesz pokazywać mi tylko to co chcesz. Potter nie był wstanie zrobić nawet tego — prychnął jakby do siebie a Hestia nie odpowiedziała, już dawno nauczyła się, że nie powinna podejmować się niektórych tematów z profesorem. A tym bardziej tych, których nie mówił do niej. Snape podszedł do swojego biurka kładąc naprzeciwko niej fiolkę z eliksirem. — Moje pytanie brzmi. Czy Draco wie o tym czego nie chciałaś mi pokazać?
— Wątpię profesorze. — Odparła odkorkowując fiolkę.— Draco... Mało kiedy sprawdzał mój umysł. Częściej go oczyszczał... Z resztą profesor o tym wie. Widział to pan kilkakrotnie.
— Tak... Widziałem. I nie popieram, ale niestety jest z niego krnąbrny dzieciak. Nie pojmuje, że traktując ciebie w ten sposób, krzywdzi samego siebie. Pij. — Dodał natychmiast a dziewczyna przytaknęła i napiła się a po chwili poczuła ciepło rozlewające się w jej wnętrzu i syk... Jakby wąż zamieszkał w środku niej. A w ustach posmakowała smaku krwi.— Carrow?
— To normalne — odparła zaraz po połknięciu własnej krwi i przetarła dłonią wargi, na których pojawiła się również krew. Przez co Snape zadał to pytanie.— To taki efekt uboczny eliksiru.
— Efektem tego eliksiru jest śmierć — odparł wstając a dziewczyna uśmiechnęła się w myślach. Nawet nie wiedział jak często o niej myślała.— Czegoś ode mnie oczekujesz? — Mruknął a Hestia wzruszyła ramionami. — Jak zwykle niezdecydowana — dodał ponuro i spojrzał na nią zimno.— Nie odeślę cię o zakonu bo jutro i tak musiałabyś tu wracać. — Powiedział oczywistym tonem. — Do twojego dormitorium dopiero jutro. Jak już wróci twoja siostra i cała reszta — zastukał palcami o blat.— Masz jakiś znajomych w innych domach? — Przytaknęła.
— Jednak, wszyscy są na feriach.— powiedziała cicho.
— Zasadniczo mógłbym wrzucić cię do jakiegokolwiek dormitorium, gdyby nie regulamin.— Stwierdził zimno. — Mrużka! — nastąpił huk a Hestia drgnęła na swoim krześle następnie patrząc na małą skrzatkę domową, śmierdzącą alkoholem, która pojawiła się przy nich i kłaniała nisko. — Czy z rocznika 80 poza ślizgonami, są jacyś uczniowie w szkole?
— Tak si...ir — czknęła cicho. — W Gryffindorze pozostała dziewczyna. Ale to szlama. Takiej...
— Która? — Przerwał jej a skrzatka zniknęła a chwilę później znów nastąpił huk i coś pisnęło a Snape wykrzywił się niemiłosiernie, Hestia wiedziała na widok, których uczniów Gryffindoru Snape tak patrzył zawsze. Na złotą trójcę.
— Ta — wskazała Skrzatka a Hermiona spojrzała na Snape’a i wyprostowała się szybko. Nadal będąc nieco przerażoną i zdezorientowaną.
— Znikaj — mruknął a stworzonko ukłoniło się nisko i rozmyło się w powietrzu. — Dlaczego ze wszystkich uczniów została tu Granger?
— Nie miałam innych planó...
— Nie odzywaj się nie pytana Granger! — Podniósł głos a Hermiona zamilkła. Hestia dziwiła się jej często, iż gryfonka jeszcze nie nauczyła się, iż Severus często mamrocze pod nosem. I nie powinna się odzywać, jeśli pytanie nie jest skierowane bezpośrednio do niej. Snape przeszedł przez swój gabinet po czym usiadł w fotelu za swoim biurkiem i spojrzał na Hestię uważnie. — Jesteś chyba jedyną uczennicą mojego domu, której to nie będzie przeszkadzało.
— Ale niby... — Hermiona zamilkła zanim skończyła zdanie, i jej szczęście, Severus miał dziś podły humor. Spojrzał na Hermionę i skrzywił ponownie.
— Zajmiesz się nią Granger na dzisiejszą noc.— Oświadczył sucho a Hermiona zamrugała i spojrzała na Hestię, która znów patrzyła w podłogę. — Pytania?
— Właściwie to...
— Nie? Świetnie. Bierz ją do Gryffindoru. I do porannej uczty masz jej pilnować jasne?
— Profesorze ale...
— Koniec wizyty. Wynocha mi stąd. — Hestia przytaknęła i wstała a Hermiona patrzyła na niego przez chwilę, jednak po chwili zacisnęła dłonie w pięści i skierowała się do wyjścia. — Carrow — Hestia odwróciła się do Snape'a, który teraz pisał coś na pergaminie. — Od jutra, twój kontakt z panem Malfoyem zostaje ograniczony do relacji uczennica-prefekt. Rozumiemy się? — Hestia przygryzła lekko dolną wargę a Granger spojrzała na Ślizgonkę zszokowana.
— Tak profesorze — odpowiedziała a on machnął ręką. Po czym obie dziewczyny opuściły jego gabinet. Hermiona spojrzała na Hestię,która nadal nie uniosła do niej wzroku i poczuła ukłucie w sercu. Nie wiedziała co się wydarzyło, ale Carrow była naprawdę przybita... A zachowanie Snape’a, mówiło jasno, że Hestia nie może wrócić dziś do Slytherinu.
— Choć. — Powiedziała cicho, miłym głosem. Ta Carrow była chyba jedyną osobą w domu węża, poza Harrym, która nie traktowała ludzi mugolskiego pochodzenia jak gorszych. A była czarownicą czystej krwi. — Wyglądasz na zmęczoną.






Co powiecie na taki obrót wydarzeń?
Dziękuję, że jesteście! Pozdrawiam! ~ Dorothy

3 komentarze:

  1. w końcu jest Astoria <3

    OdpowiedzUsuń
  2. I nareszcie doczekałam się Astorii ;) czekam na więcej ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeju, Astoria <3 Jak ja liczę, że ona i Harry się zejdą <333

    OdpowiedzUsuń