wtorek, 21 lutego 2017

28. Głupota

"Ludzka głupota jest jedyną rzeczą oddającą ideę nieskończoności."

— Jak tu pięknie — Hermiona spojrzała zdziwiona na Hestię Carrow, która zatrzymała się na środku pokoju wspólnego Gryffindoru,  obserwując go z zachwytem. Granger była tym naprawdę zaskoczona. Pamiętała dzień w którym pojawił się tutaj Malfoy. Określił wtedy to miejsce jako wymazaną szlamem dzicz. Natomiast Hestia, mimo że była Ślizgonką, była w stanie ujrzeć piękno Gryffindoru. Przypadek raczej niespotykany. — I te gobeliny — dodała podchodząc do jednej z tkanin wiszącej przy wejściu do żeńskiego dormitorium, która ukazywała jednorożca. — Prawdziwa szkocka praca — przyznała z uznaniem, dotykając opuszkami palców materiału, jakby bała się, że go zniszczy samym dotykiem. Nie było to raczej możliwe. Fred i Geaorge kiedyś biegali poowijani w gobeliny po całym pokoju wspólnym wywrzaskując hymn Brytyjskich Aurorów. Po co to robili, chyba tylko Bóg wie. Ale było zabawnie... i pokazało, że te tkaniny naprawdę są niezniszczalne.
— Wiesz, że są szkockie? —Spytała po chwili ciszy a ta przytaknęła krótko.
— Naturalnie. W końcu sama jestem Szkotką — odwróciła się do Hermiony i uśmiechnęła przyjaźnie.— Muszę znać dziedzictwo sztuki narodu, z którego się wywodzę.
— Dobrze powiedziane — przyznała z uznaniem Hermiona za to Hestia już się nią nie przejmowała znów rozglądając się po pokoju. — Naprawdę ci się tu podoba? — Carrow przytaknęła ponownie, spoglądając w tej chwili na żyrandol z jeleniego poroża.
— Jest tu bardzo przytulnie — oświadczyła Hestia spoglądając na choinkę i uśmiechnęła się blado. — Zupełnie inaczej niż mówi się w Slytherinie.
— Tutaj też pewnie przesadnie mówią o wyglądzie waszego pokoju wspólnego. — Hestia wzruszyła ramionami na znak swojej niewiedzy. Granger natomiast zamyśliła się przez chwilę. Nie licząc jej, w całym domu zostało tylko pięciu gryfonów. Ale to pierwszoroczni więc nie powinni sprawiać problemów. Co daje jej prawo by chwilę odpocząć, a przy okazji zająć się Carrow. — Pokażę ci dormitorium. Wydajesz się być śpiąca.
— Dlaczego taka jesteś? — Spytała Hestia kiedy weszły na górę i szły korytarzem prowadzącym do dormitorium Hermiony.
— To znaczy?
— Miła...  — Granger uśmiechnęła się przelotnie otwierając drzwi .— Naprawdę nie musisz się mną przejmować. Ja tu tylko mam przenocować.
— Wiem... — Zamilkła na chwilę zastanawiając się co właściwie powinna teraz powiedzieć. Zasadniczo nie wiedziała dlaczego tak się stara i jest dla niej uprzejma. W końcu ona jest Gryfonką a Carrow Ślizgonką. Nie powinna się do niej odzywać... Tyle, że Hestia była inna niż wszyscy ślizgoni. Ona miała serce. — Pewnie temu, że chcę ci się odwdzięczyć — powiedziała cicho za to Carrow popatrzyła na nią zdziwiona. — We wrześniu... Kiedy Ron się zdenerwował, pomogłaś mi —  Carrow po chwili przytaknęła.
— Faktycznie, coś takiego miało miejsce. Ale nie musisz mi się odpłacać. Nie wyznaję tej ślizgońskiej zasady, coś za coś. Naprawdę, dam sobie radę.
— Wiem. — Powtórzyła a jej policzki lekko się zarumieniły — Tylko nie chciałam, żebyś... — Zamilkła a Hestia spojrzała na nią z niezrozumieniem.
— Tak?
— Nieważne. Przepraszam, że się wtrącam.
— Skończ. Proszę. — Hermiona spojrzała na nią z obawą. Hestia patrzyła na nią z zaciekawieniem.
— Nie chciałam, żebyś czuła się sama — Carrow zamrugała. — Pewnie myślisz teraz, że zwariowałam w końcu w ogóle się nie znamy. Nie mam prawa cię oceniać ani wiedzieć co czujesz ale... Wydaje mi się, że nie powinnaś teraz być sama. Bo... Skoro nawet Snape nie chciał odesłać cię do twojego domu, to musiało stać się coś naprawdę dla ciebie ciężkiego...A kiedy coś takiego się dzieje, nie można być samym... Bo potem pogrążasz się w tych wszystkich emocjach. A to boli i... — Hermiona zamilkła kiedy ta ją przytuliła. — Carrow?
— W porządku — powiedziała puszczając ją i posłała jej uśmiech, Hermiona w całym swoim, życiu nie widziała piękniejszego. A była córką dentystów. — Nie jesteś sama. — Przeszła przez pokój i usiadła na jednym z łóżek. — Harry przecież nadal jest twoim przyjacielem. Możesz na niego liczyć.
— Ale ja mówiłam o tob...
— Obie wiemy, że osoba, której uczucia opisywałaś, to ty — przerwała jej a Gryfonka lekko się zaczerwieniła ale przytaknęła po chwili zawahania.
— Wątpię by mi wybaczył.
— A kiedykolwiek nie wybaczał?
— Nie...
— Więc z całą pewnością i tym razem zrozumie. Tylko bądź szczera. Bo to najważniejsze w każdej przyjaźni — Hermiona dostrzegła jak jej oczy zalśniły i poczuła żal w sercu. Nie rozumiała jak ktoś mógł w ogóle chcieć skrzywdzić osobę taką jaką jest Carrow. Przecież ona była wspaniała.— I wymagaj równej szczerości — dodała kładąc się na łóżku. — Wtedy nie będziesz musiała się nigdy obawiać o nic.
— Masz tą pewność?
— Nie. — Odparła spokojnie. — Tylko tak mi się wydaje. Bo gdy ludzie nie są ze sobą szczerzy, to są nieszczęśliwi.Więc jeśli będą szczerzy to powinni już to szczęście czuć... Proste rozumowanie, ale jeszcze niesprawdzone. Więc stwierdzam, że to jest właśnie poprawne. Coś niemożliwego. Bo nie znam osób, które nie kłamią, chociażby jednej osobie. Zawsze się kłamie. Niezależnie od tego jak dobrym nie starałbyś się być. — Dotknęła swojej szyi a Granger ujrzała na jej szyi medalik. Dostała kiedyś podobny od babci, która była bardzo pobożną osobą, teraz już nie pamiętała co z nim zrobiła. — Bo jeśli tylko dajesz ale niczego nie otrzymujesz i masz nadzieję, że kiedyś to ci się odpłaci dobrem, to jesteś głupia... Musisz wymagać. I mówić to co myślisz. Inaczej Ron Weasley zawsze będzie cię traktował jak kujonkę, która zrobi za niego zadanie. A nie przyjaciółkę... Nie mówiąc już o czymś więcej. — Hermiona usiadła na swoim łóżku patrząc w podłogę. Nie była zła. Nie miała o co czuć do niej złości, w końcu powiedziała prawdę. Z którą Hermiona nie potrafiła się zwyczajnie pogodzić.
— Mówisz to na podstawie własnych doświadczeń? — Odparła takim samym tonem jak wcześniej Carrow, gdy pytała się o to czy Hermiona opisuje swoje uczucia.... Chociaż nie... Hestia nie pytała. Tylko stwierdzała Fakt.
Ślizgonka milczała. Naprawdę długo milczała. Jednak kiedy, w końcu, jej odpowiedziała, Hermiona poczuła ból w sercu. Bo głos Carrow był naprawdę pełen bólu i zmęczenia.
— Mówię, bo ja byłam na tyle głupia przez całe swoje życie — powiedziała cicho ściągając z szyi naszyjnik i położyła go na szafce obok łóżka. — I nikomu nie życzę podobnego losu. — Hermiona zwróciła na nią uwagę. — Bo będziesz wyglądać jak ja. — Granger zamrugała zdziwiona, nie rozumiejąc tych słów. Hestia podniosła się do pozycji siedzącej a w ręce trzymała różdżkę.
— Przecież wyglądasz świetnie. — Wybełkotała kiedy cisza stała się nie do zniesienia. Tamta tylko uśmiechnęła się do niej jakby z rozbawieniem.— Carrow?
— Pokażę ci coś, czego nie widział jeszcze nikt poza moją lekarką. — Rozpuściła włosy a Hermiona poczuła dreszcz przerażenia. — Ale musisz mi obiecać, że nikomu nie powiesz.
— Nie wiem, czy mogę... i dlaczego chcesz to pokazać akurat mi?
— Bo jesteś do mnie podobna — odparła a Hermiona przygryzła lekko dolną wargę — to jak?
— Dobrze — przytaknęła. Carrow chwyciła za różdżkę
— Wiesz... Tak wyglądałam kiedyś... Kiedy jeszcze wszystko było dobrze — Hermiona zmarszczyła brwi — Teraz mój wygląd nieco się różni.
— Co masz na... — Hermiona zamarła w bezruchu a jej oczy rozszerzyły się z szoku kiedy tamta wypowiedziała szybko formułę jakiegoś zaklęcia. Hermiona znała te słowa. I działanie tego zaklęcia. I właśnie to co zobaczyła po jego zdjęciu tak bardzo ją przeraziło.  — Boże... — Szepnęła tylko. Nie była wstanie wypowiedzieć nic innego. Carrow zgarbiła się przez to lekko, wydawało się Hermionie nawet, że jej oczy lekko zabłysły łzami. Ale kiedy chciała się znów odezwać Carrow już machnęła na siebie znów różdżką i ponownie stała przed nią taka jak wcześniej. Piękna, uśmiechnięta. Słodka Hestia... Ale Hermiona widziała... ujrzała to... a raczej to co z niej pozostało. — Jak ty... Jak ty możesz tak... to uleczalne? — spytała siadając obok niej a Carrow wzruszyła ramionami. — On...on o tym wie?
— Draco? — Granger przytaknęła za to Carrow parsknęła zimno jak gdyby było w tym coś zabawnego. Hermiona nie dałaby rady się teraz śmiać. Bo to było okropne, a nie zabawne. — Sądzisz, że gdybym na co dzień tak wyglądała w ogóle by się do mnie zbliżał? — Spojrzała na nią z politowaniem a Hermiona spojrzała w pościel. — Nie bądź naiwna — mruknęła chłodno. — Nikt nie wie. I nikt się nie dowie — popatrzyła na nią a Granger zacisnęła palce na prześcieradle. — Obiecałaś mi. Gryfoni dotrzymują obietnic.
— I tak będzie— oświadczyła hardo kasztanowo-włosa i podniosła do niej wzrok. Hestia uśmiechnęła się do niej ponownie. — Tylko... Jak ty w ogóle żyjesz?
— To pytanie dobre do mojej lekarki — odparła spokojnie. — Nie wiem jakim cudem to robi skoro sama się już dawno poddałam.
— Poddałaś się? — Zdziwiła się Hermiona — To znaczy, że gdyby nie ona...
— Byłabym już martwa — przytaknęła jej ślizgonka kiedy to Hermiona zamilkła nie kończąc zdania. Spoglądała na nią chwilę po czym westchnęła z rezygnacją. Granger chciała ją o coś zapytać, ale obawiała się tego. Najwyraźniej nie byłoby to taktowne pytanie. Dlatego też zaczęła jej wszystko po kolei wyjaśniać. — Siostra Draco oddała mi swoje serce, bym mogła nadal żyć. Moje było już zbyt zepsute, by mój organizm mógł funkcjonować poprawnie muszę pić trucizny. To dosyć dziwna metoda, ale skuteczna do mojego przypadku. Co się tyczy...
— Jak to oddała... — przerwała jej Hermiona — W dodatku kto taki? — Spytała z szokiem a Hestia na nią spojrzała.
— Młodsza siostra Draco. Zmarła kilka dni temu... Przepisała mi swoje serce — Hermiona rozszerzyła usta z szoku. — Nie wiedziałaś, że Draco ma rodzeństwo?
— Nigdy nawet bym go o to nie posądzała!— Oświadczyła głosem pełnym emocji. — I... dlaczego zmarła?
— Była chora... Mało kto wie na co właściwie... Ponoć coś z mózgiem. — Zastanowiła się chwilę —Choć zasadniczo nie można było wykryć, co konkretnie — powiedziała ciszej.— Cassy była wielką zagadką do samego końca — jej oczy błysnęły. — Draco bardzo to przeżył... Sądziłam, że przestał... Robić to co zaczął kiedy tylko dowiedział się, że Cassy ma... — westchnęła smutno. — Łudziłam się jak widać na marne.
— Co takiego zrobił Malfoy, że Snape kazał ci się od niego odciąć? — Oczy Carrow zabłysły od łez.— Wybacz... To nie moja sprawa.
— Masz rację. Nie twoja — powiedziała ciszej a Hermiona przytaknęła i wstała.
— To co? Czekolada? — Hestia podniosła do niej zdziwiony wzrok. — Ponoć zawsze poprawia humor! A do tego jest zdrowa dla organizmu!
— Profesor Lupin ci tak powiedział? — Hermiona zaśmiała się lekko i przytaknęła wyjmując z szuflady dwie tabliczki rzucając jej jedną. Musiała być wesoła... Nie... Nie musiała. Chciała być wesoła. Bo Hestia tego potrzebowała... Uśmiechu. Szczerego, nie wymuszonego... Uprzejmego.
— Skąd wiedziałaś, że miał taki zwyczaj? — zagadnęła siadając na swoim łóżku.
— Wczoraj kazał mi zjeść całą tabliczkę — Hermiona zamrugała zszokowana. Hestia otworzyła czekoladę i ułamała jej pasek. — Harry ci wszystko wyjaśni. Ja obiecałam milczeć.
— Ale... Jak to Harry... Co się właściwie stało?
— Muszę milczeć — powtórzyła a Hermiona westchnęła jakby z rezygnacją. Carrow przypatrzyła się jej uważnie i uśmiechnęła przelotnie. — Jak to jest całować się z Nottem? — Granger zapłonęła czerwienią podnosząc do niej wzrok.
— Skąd ty... — Zamilkłą na chwilę po czym spojrzała speszona w bok. — Po co ci ta wiedza?
— Ja pokazałam ci coś ważnego dla mnie. Więc chcę żebyś ty opowiedziała mi o czymś istotnym dla ciebie.
— Skąd wniosek, że to jest dla mnie istotne?
— Bo rumienisz się jak piwonia — Granger chwyciła za poduszkę chowając w niej twarz. Carrow zaśmiała się lekko.
— A ponoć nie wyznajesz ślizgońskich zasad — mruknęła stłumionym głosem, nadal trzymając głowę na poduszce.
— To nie ślizgońska reguła. Tylko zwykła ciekawość. Dziewczyny często przesadzają w opisie Theodora. Osobiście nie sądzę by był naprawdę taki idealny. — Hermiona cieszyła się, że wpadła na pomysł z poduszką. Przez to Hestia nie widziała jak znów się zarumieniła. — Z charakteru jest okropny. W cechach życiowych również musi mieć wady.
— Interesuje cię Nott?
— Nie sam on co jego relacja z moją siostrą — mruknęła. Hermiona podniosła do niej zdziwiona wzrok. — To moja bliźniaczka. To normalne, że się martwię.
— Ale przecież Nott... On się o nią tak martwi... Troszczy... Naprawdę wyobrażasz sobie, że mógłby ją skrzywdzić?
— Słyszałam już takie słowa skierowane pod moim adresem — odparła a Hermiona posmutniała. — Więc tak. Jestem w stanie to sobie wyobrazić.
— Ale dlaczego interesuje cię to, jak całuje?
— Nie interesuje. Po prostu zadałam ci pytanie... Nie umiem zaczynać rozmów. — Wzruszyła ramionami a Granger roześmiała się lekko, nie wiedziała czy z zażenowania czy faktycznego rozbawienia. A w jej umyśle pojawiła się myśl, że ślizgonów naprawdę można polubić.


*



— Co się teraz stanie? — Ivan położył się na łóżku spoglądając na dziewczynę siedzącą na parapecie, która pogrążona była w obserwacji gwiazd.
— A co chciałbyś by się stało? — odparła zamykając ją i spojrzała na chłopaka który uśmiechnął się delikatnie do niej. — Żeby Flora pokłóciła się z Theodorem?
— Tej dwójce już narobiłem kłopotów. Malfoy z jej siostrą będą teraz cierpieć. Czyli tak jak miało być. A Potter... Cóż... Ma trzy piękne dziewczyny, które się w nim podkochują. To gorsze niż fanki... Chyba chwilowo nie mam co mieszać.
— W sumie racja — przytaknęła mu i położyła się spoglądając w sufit obsypany gwiazdami. — Lubię gwiazdy. Są takie piękne.
— Zgodzę się z tobą.
— Nie patrzysz w gwiazdy.
— Wiem — uśmiechnęła się i spojrzała na niego, nadal się w nią wpatrywał.

*

— Każdy uczeń ma prawo zabrać ze sobą do szkoły: sowę, kota, nietoperza lub ropuchę? Tylko takie zwierzęta? — Touka spojrzała zdziwiona na Carrow, która westchnęła ciężko i spojrzała na zegarek.
— Decyduj się bo za dwie godziny mamy pociąg. A niestety musimy do niego wejść, bo inaczej nas już nie wpuszczą do szkoły — mruknęła, a dziewczyna spojrzała na swoją listę niezbędnych rzeczy, zasadniczo miała już wszystko, poza pupilem i szatą. Ale nie wiedziała czy jest jej potrzebny. Miała swojego ukochanego psa. I nigdy dotąd nie zostawiała go w domu z tatą na tak długo... Zwykle jeździł z nią wszędzie.
— Dlaczego więc ty masz kruka?
— To Anthony geniuszko — mruknęła zimo jeszcze bardziej zła głupotą swojej rozmówczyni. Touka przytaknęła nieznacznie i spojrzała po sklepie. — Nie mamy dużo czasu. Umówiłam się z Theo, że jeszcze coś załatwimy.
— Zostawisz mnie?
— Pisałam do Pottera, przyjdzie po ciebie do sklepu Madame Malkin. Do którego z resztą cię zaprowadzę.
— Harry?
— Tak. Harry — powiedziała znudzona. — Na twoim miejscu wybrałabym coś co lata. Łatwiej porozumiewać się listowo.— Zmieniła temat wskazując zwierzęta — Aczkolwiek teraz wszystkie listy przechwytuje ministerstwo.
— Mam swoje sposoby na komunikację z tatą.
— W takim razie weź coś innego — machnęła dłonią. — No już. — Dziewczyna spojrzała po zwierzętach, a jej oczy lekko zabłysły na widok przenikliwego spojrzenia migdałowych oczu kota, który leżał w swojej klatce z wielką gracją. Jakby fakt iż był uwięziony nie był problemem, jakby nadal to on twierdził, że wszystko i wszyscy należą do niego.  Podeszła do klatki i wskazała ją a sprzedawca wyjął zwierzę i jej pokazał a Touka już wiedziała że to ten, którego chce. Reprezentował wdzięk i dostojeństwo zawdzięczając to sprężystym i długim kończynom. Był szczupły, elegancki z lekko wydłużoną sylwetką o dość wyraźnie zaznaczonej muskulaturze. A jego futerko było wyjątkowo krótkie , delikatne i jedwabiste, które gładko przylegało do ciała. A część jego łap, ogona jak i pyszczka była ciemna.
— Naprawdę chcesz Syjama? — Usłyszała obok siebie głos Flory i na nią spojrzała. — Są wymagające. A ty jesteś potrzepana.
— Dam sob radę — odparła i spojrzała na sprzedawcę. — Biorę go.
— Ją — poprawił sprzedawca. — To samica. — dziewczyna natychmiast przytaknęła. Mężczyzna machnął za nią ręką, po czym przeszedł do swojej lady, by po chwili Touka mogła uregulować należność. — Niech panienka na nią uważa. Jest zołzą — Kirishima uśmiechnęła się lekko i przytaknęła, choć jak patrzyła na kotkę wtulającą się w nią miło, nie wydawało się jej, że może ona być wrednym stworzeniem. Była wyjątkowo spokojna.
— Dziękuję — odparła głaszcząc kotkę. — Poproszę również transporter. — Sprzedawca skinął głową po czym zniknął na zapleczu. A dziewczyna pogładziła kota za uszami.
— Nie lubię tych kotów.
— Mało co lubisz — odparła i spojrzała na Florę. — Tak z ciekawości... to dlaczego? — Spytała po chwili a Carrow lekko się skrzywiła.
— Aquilina ma kota tej rasy.
— Lauren? — Powtórzyła i spojrzała na kotkę ze zdziwieniem. — Chciała tym podkreślić to, że jest Azjatką czy co?
— Nie wiem i mało mnie to obchodzi. Zdradliwe z nich bestie.
— Mówisz teraz o kocie czy o Lauren?
— Obu — Touka uśmiechnęła się przelotnie.
— Na pewno nie jest tak paskudna. Wyolbrzymiasz. — Spojrzała za siebie i uśmiechnęła się lekko — A to, że Lauren lubi Notta nie oznacza, iż on coś do niej czuje — spojrzała na Florę. Carrow nie odpowiedziała ale jej oczy zdradził przelotny błysk. Jakby... radości. Sprzedawca wrócił po czym podał jej transporter do którego dziewczyna natychmiast włożyła kotkę i zamknęła ją. Następnie ponownie płacąc. — Jeszcze raz dziękuję.
— Proszę uprzejmie. — odparł spokojnie Sprzedawca. — I życzę powodzenia.
— Jeśli chce pan mieć utarg za sprzedaż zwierząt, lepiej niech nie mówi pan takich rzeczy klientom. — odparła Carrow kiedy Touka już wyszła a ten jedynie się zaśmiał a dziewczyna opuściła sklep.
— Znów kłócisz się ze sprzedawcami?— Parsknęła cicho odwracając wzrok do Theodora, który stał przy wejściu do budynku. Touka była zaraz przy nim. A nawet Potter!
— Mieliśmy widzieć się przy Madame Malkin. — Mruknęła
— Mieliśmy. — przytaknął — Ale plany nieco się zmieniły. — Odparł po prostu — Potter z nią tam pójdzie. — Carrow spojrzała na Harry'ego.
— Chcę was widzieć w pociągu — rzuciła tylko na co Harry natychmiast przytaknął a chwilę później już tylko patrzył jak Carrow odchodzi z Nottem w głąb ulicy, gubiąc się wśród tłumu.
— Zachowuje się czasami jak matka — Potter zaśmiał się cicho słysząc słowa Touki i na nią spojrzał. Ona wciąż śledziła wzrokiem sylwetkę Carrow. Ale się nie uśmiechała — To smutne.
— Co takiego? — zapytał a dziewczyna zwróciła na niego uwagę.
— Przez to, co się im przytrafiło musiała porzucić dzieciństwo i stać się od razu dorosłą. — Powiedziała spokojnie. — Nigdy nie widziałam, żeby bawiła się z nami w gry albo coś podobnego. Zawsze była "tą starszą". — Westchnęła — Mimo, iż jesteśmy w tym samym wieku — pokiwała głową i spojrzała po ulicy.— Gdzie ten sklep? — Zagadnęła zmieniając temat.
— Proszę za mną — ukłonił się a dziewczyna zaśmiała lekko po czym skierowała się tuż przy jego boku w kierunku sklepu Madame Malkin. Zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego, że są obserwowani.

*


— Ponoć w mugolskim świecie bezpańskie psy trafiają do schronisk — powiedział mężczyzna opierający się o mur jednego ze sklepów, a pies który przy nim właśnie przystanął spojrzał na niego a jego ciemne oczy zaiskrzyły ogniem. — Uważaj, bo może i ciebie ktoś wyśle do schroniska. — Powiedział a chwilę później spoglądał w oczy mężczyzny w średnim wieku, ubranego w czarne ubrania.
— Co tu robisz? — Spytał zamiast odpowiedzi Black. Rudolphus spojrzał za parą nastolatków wchodzącą właśnie do sklepu. — Jeśli twój Pan...
— Działam na własną rękę. Ani Czarny Pan, ani nawet Bella nie mają pojęcia, że tu jestem. Z resztą wiesz o tym,...— Spojrzał na kuzyna swojej żony, który spiorunował go wzrokiem — ...że lubię być oryginalny.
— Nie mydl mi oczu. Tylko gadaj po co tu jesteś — oświadczył lodowatym tonem. Lestrange uśmiechnął się przelotnie.
— Obiło mi się o uszy, że spotkam tu młodego Theodora Notta. Więc chciałem sprawdzić czy to prawda.
— Notta? — powtórzył zimniej ale wyraźnie zdziwiony Black — Po co ci ten chłopak?
— Mi po nic. Interesuje się nim pewna osoba. To wszystko.
— W co ty grasz? — mężczyzna uśmiechnął się chłodno i na niego spojrzał.
— Za wszystko w tym świecie się płaci Syri. — poklepał go po głowie, jak starszy brat— Zrozumiesz to w swoim czasie — zanim Black zdążył go odepchnąć. Ten rozmył się w powietrzu. Jakby nigdy go tu nie było.

*

— Draco... Draco pobudka! — Malfoy skrzywił się mocno otwierając oczy i zaklął szpetnie patrząc na Anthony’ego pochylającego się nad nim. Przekręcił na drugi bok i zakrył głowę poduszką. Niczym mały chłopiec, który nie chce wstawać do przedszkola. — Wstawaj kretynie. Masz dziś masę rzeczy do zrobienia.
— Podaj mi chociaż jedną — warknął podnosząc się i ziewnął, następnie spoglądając na niego i dotknął swojej głowy, która stała się niesamowicie ciężka. A potem przypomniał sobie, że szedł spać w towarzystwie trzech pustych butelek ognistej i jednej pół pełnej, która... Spojrzał po łóżku gdzie leżała owa butelka, a wokół niej pomarańczowa plama. Mężczyzna pokiwał gorliwie głową i pstryknął palcami a chłopak nagle poczuł lekkość.
— Długo masz zamiar się wygłupiać? — Warknął, kiedy tamten zwlókł się z łóżka i oglądał, nadal nieco zaspany swój pokój... Który wyglądał jakby ktoś się w nim bił. Wszystkie szklane rzeczy stłuczone, książki wyrzucone z półek i biurka. Do tego pełno porwanych ubrań a nawet krwi. Spojrzał na swoją nogę, która go nadal bolała. Faktycznie... Zapomniał wyjąć mniejsze kawałki szkła. Anthony spojrzał również w tamto miejsce i pstryknął palcami a chłopak syknął kiedy nagle poczuł jak coś przejeżdża wzdłuż jego stopy, ale kiedy tam spojrzał nie było ani krwi, ani nie czuł już drobinek wbitych w skórę.
— Daj mi spokój — warknął kierując się w kierunku łazienki.
— Bardzo dojrzałe — odparł chłodno. — Możesz sobie być panem tej głupiej szkoły, ale jeśli dalej będziesz się tak zachowywał stracisz jeszcze więcej niż o tej pory — parsknął. — Bawi cię to?
— Nie mam już czego stracić — odparł chłodno a ciemnowłosy pokiwała gorliwie głową.
— Carrow to nie koniec świata — zatrzymał się gwałtownie. — Zawaliłeś. Zgodzę się. Powiedziałeś jej, że ją kochasz a dzień później wypieprzyłeś jej koleżankę z roku.
— Do niczego nie...
— Gdyby się nie pojawiła, doszłoby. I ty to wiesz —nie odpowiedział. — Chcesz udawać niegrzecznego chłopca? Bardzo proszę. Ale rób to z rozwagą. Bo jak na razie to krzywdzisz najbardziej tylko samego siebie— odwrócił się gwałtownie, chcąc go wykląć ale jego już tam nie było. Był w pokoju zupełnie sam.

*


— Już wstałaś? — Hermiona podniosła się z łóżka patrząc na Hestię, która właśnie czesała swoje długie włosy spoglądając w lustro, bez którego nie może żyć Lavender. Ironia losu w sumie. Hermiona, która nie znosiła się z Brown, dzieliła z nią dormitorium od sześciu lat.
— Nie zwykłam długo spać. i przepraszam jeśli cię obudziłam — odparła dziewczyna na chwilę spoglądając na Granger, która właśnie wstała z łóżka i lekko przekrzywiła głowę w bok spoglądając w jej włosy. — Nie dziwię się, że zołzy mówią ,że masz szopę na głowie. Posiadasz bardzo bujne włosy.
— Nie potrafię nad nimi zapanować. Nawet jak je spinam. Chciałabym mieć takie proste jak ty.— Carrow uśmiechnęła się lekko i spojrzała do lustra.
— Tak jest zawsze — powiedziała Hestia przeczesując włosy szczotką. — Dziewczyny o kręconych i ciemnych włosach wolałyby być blondynkami o włosach prostych, ci co szybko się opalają chcą być bladzi i na odwrót. Człowiekowi chyba nigdy nie dogodzisz. — Hermiona zaśmiała się lekko i przytaknęła. Zgadzała się z nią w stu procentach. — Jeśli chcesz mogę potem spiąć ci włosy. Znam kilka technik przez, które z pewnością nie będą ci przeszkadzać.
— Naprawdę by ci się chciało?
— Pewnie. Lubię to robić. — Odłożyła szczotkę na toaletkę i poprawiła swoje szkolne szaty, które pojawiły się rano na szafce tuż obok łóżka w którym spała, następnie związując srebrno- zielony krawat pod szyją a Granger właśnie teraz przypomniała sobie o tym szczególe... Hestia nie była jej koleżanką z domu... Była ślizgonką. — Coś się stało? — Granger pokiwała głową natychmiast podchodząc do swojej szafy z której wyjęła szkolne szaty.
— Nic specjalnego. Daj mi pięć minut i zaraz wracam — Carrow zaśmiała się lekko i przytaknęła a Hermiona szybko weszła do łazienki zamykając za sobą drzwi a jej serce waliło jak szalone. A słowa Snepe’a zadudniły w jej głowie. Miała wejść na ucztę z Carrow... Ron to zobaczy... Gryfoni to zobaczą... A Granger zostanie skończona. W chwili kiedy to zrobi. Zniszczą ją.

*


— Naprawdę nosicie takie długie szaty? — Zdziwiła się Touka kiedy starsza pani mierzyła jej wzrost od ramion w dół. — Przecież to strasznie krępuje ruchy... Są niepraktyczne.— Potter wzruszył ramionami. On nie miał co narzekać na swoje szkolne ubrania. Jakoś nigdy nie przywiązywał do nich większej wagi... Ważne było godło i barwy domu. I tylko to. Jakoś nigdy nie miał znaczenia krój ani długość.
— Jakoś da się przeżyć — odparł spokojnie i uśmiechnął się lekko kiedy dziewczyna syknęła kiedy Madame Malkin wbiła jej przez przypadek szpilkę w ramię.
— Nie wierć się dziecko jeszcze przez pięć minut. — Powiedziała wtedy a dziewczyna obrzuciła ją nieprzyjaznym spojrzeniem. Potter zastanawiał się już gdzie właściwie mogłaby trafić Touka. I im więcej o tym myślał, tym częściej przychodził mu na myśl Gryffindor. Cóż... Nie przeczył. Gryfoni byli wspaniali... Kiedyś. Teraz nie widział już tej wielkości i niesamowitości tego domu... Do tego, gdyby Touka była Gryfonką, mogłoby okazać się, że jego kontakt z nią będzie cięższy, a Gryfoni naopowiadają jej na jego temat wiele nieprzyjemnych rzeczy, przez co i ona będzie najprawdopodobniej traktować go inaczej niż do tej pory. Co można powiedzieć na przykład o Hermionie, której stosunek do niego zmienił się nie do porównania.
— Chciałabyś może coś zjeść? — Zagadnął , patrząc na zegarek, nie było sensu iść na King's Cross, prawie dwie godziny przed czasem. Touka zeskoczyła z podestu dla klientów i spojrzała na niego z uśmiechem.
— Z wielką chęcią. — Odparła i spojrzała na Madame. Która właśnie przyniosła jej resztę, z wcześniej podanej gotówki. — Dziękuję Pani Bardzo.
— Doprawdy nie ma za co. —Powiedziała sucho kobieta — Szaty dotrą do szkoły najpóźniej do dzisiejszego wieczoru. Poza tym, i tak musisz najpierw zostać wybrana, do któregoś z domów by zostały kompletne. Więc nie wyczekuj ich o równej godzinie.
— Oczywiście — przytaknęła dziewczyna i spojrzała na Pottera, który podawał jej płaszcz. A kiedy go odebrała chwycił klatkę z kotem. — Nie musisz za mnie wszystkiego nosić Harry — zaśmiała się zapinając nakrycie pod samą szyję.
— Wiem, ale to bydle jest ciężkie — odparł poważniej a ciemnowłosa roześmiała się, opuszczając wraz z nim salon szat madame Malkin,

*

— Czy to rozsądne wpuszczać do szkoły zupełnie obcych ludzi? — Spytała Minerwa przeglądając teczkę uczennicy, którą dyrektor przyjął do szkoły bez konsultacji z nią. — Albusie, nie sądzisz, że to podejrzane, iż nagle, w środku roku szkolnego, dziewczyna postanowiła iść do szkoły? Tym bardziej taka, która w życiu nie była w szkole! — Podniosła nieco głos. — Spójrz na jej teczkę. Zameldowana jest w Szkocji ale przez ostatnie lata w domu pojawiała się tylko kilka razy... Będą z nią problemy.
— Minerwo. Przeczytałaś chociażby jej nazwisko? — McGonagall spojrzała z niechęcią na nazwisko dziewczyny i zmarszczyła brwi, jednak po chwili jej oczy zabłysły.
— Niemożliwe.
— A jednak. — Przyznał Dumbledore. — Panienka Kirishima postanowiła uczyć się jak normalna dziewczyna.
— Przecież uczniowie nie dają jej spokoju.
— Będzie musiała jakoś sobie z tym poradzić — spojrzał na Tiarę Przydziału, która smacznie spała.
— Przecież to dziecko… Nawet słyszeć nie chciało o czymś takim jak nauczanie inne niż indywidualne. Wiesz ile podejmowanych już było w jej sprawie dyskusji, i to nie tylko w naszej szkole. Niby co w tej chwili sprawiło, że zmieniła zdanie?
— Wpływ na jej osobę miało... Ma środowisko i ludzie którymi się otacza — poprawił spokojnie — przeważnie była sama, z rywalami i trenerem. Teraz powróciły stare znajomości a także otworzyły nowe —wyjaśnił siadając w swoim fotelu.
— Z tego co pamiętam, "znajomości" o których mówisz, to grupka Pana Malfoya — mruknęła kładąc akta na biurko Dyrektora. — Oni z całą pewnością nie nakłaniali by jej by szła do szkoły, tym bardziej Hogwartu, którego sami nie znoszą.
— Zapomniałaś o tym, że grupka o której mówisz, od września posiada jeszcze jednego członka — McGonagall westchnęła jakby z nostalgią. — Który poznał ją niedawno i chyba się polubili. — Uśmiechnął się blado Albus patrząc na zmarszczone czoło Minerwy .— Wiesz doskonale jaki Harry potrafi być uparty — dodał a kobieta przytaknęła. — Poza tym, patrząc na to z perspektywy lat, może się zmieniła. Dojrzała, i wcale nie trafi tam gdzie myślisz— Kobieta parsknęła. — Poza tym w Slytherinie nie ma nic złego. Trafiają tam wielcy ludzie...
— Nie mówię, że jest inaczej — usiadła na fotelu naprzeciwko, zrezygnowana. — Tylko nie sądzisz, że Ci Wielcy — podkreśliła — od dobrych kilkudziesięciu lat nie są już wsławieni pod tym pozytywnym względem? — Jeden z portretów oburzył się głośno, ale go zignorowali, jak zresztą zwykle. — Ta dziewczyna jest już sławna... Obawiam się, że wpływ ludzi może ją zepsuć.
— Pewna osoba powiedziała mi kiedyś, że ciemność wcale nie musi być zła. — Oświadczył dyrektor i spojrzał na popiół, z którego wyłonił się Faweks. — A jasność może okazać się fałszywa.
— Gellert miewał dziwne spojrzenie na świat — Albus uśmiechnął się przelotnie. — Ale sam przeczył swoim słowom. Ty powinieneś wiedzieć o tym najlepiej.
— Skąd pewność, że chodziło mi o niego? — Minerwa spojrzała na niego jednoznacznie.
— Albusie. Znamy się od dawna i wiem, że tylko Grindelwald był wstanie powiedzieć coś w taki sposób, by zapadło w twojej pamięci na całe życie — Dumbledore milczał.— Mam nadzieję, że popełniłeś słuszną decyzję w sprawie Kirishimy, a teraz chcę zająć się inną sprawą. — Zabrzmiała surowo, a jedno spojrzenie na jej wyraz twarzy wystarczyło, by faktycznie uświadomił sobie, iż McGonagall jest śmiertelnie poważna. — Bez mojej zgody, Snape wrzucił do Gryffindoru, Ślizgonkę! — Oświadczyła wzburzona a Albus prawie się roześmiał, tak. Jej konflikt z Severusem chyba nigdy się nie skończy.

*


Zapach parzonej kawy i świeżo upieczonych ciastek uderzył w nozdrza Pottera, w chwili kiedy tylko przekroczył próg kawiarni, na którą się zdecydował z Touką. Była to mała kawiarenka mieszcząca się naprzeciwko magicznych dowcipów Weasleyów, która kilka razy już wzywała go do środka, ale nigdy tak naprawdę, nie miał okazji do niej wejść. Urządzona w tradycyjny angielski sposób, z elementami, które mówiły im, iż to magiczna kawiarnia. Czarodzieje mieli w zwyczaju zawsze i wszędzie podkreślać to kim są. By — Broń Boże! — ich nie porównywać do mugoli.
— Przytulnie tu — oświadczyła Touka siadając przy stoliku w rogu lokalu, i dopiero teraz uniosła swoją głowę ku niemu. — Przepraszam cię ale... Nieczęsto, wiesz... Wychodzę. I nie wiem jak powinnam się zachować.
— W porządku. Mam tak samo — odparł Harry kładąc klatkę z kotką na jedno z wolnych krzeseł i rozejrzał się. Nie było tu dużo ludzi. Małe grupki czarownic około dwudziestki, które przyszły zapewne na ulubioną kawę w przerwie na lunch i kilka jegomości czytających gazety. — Chyba jest tutaj samoobsługa. — Oświadczył spokojnie a Touka spojrzała również po miejscu. — Zamówię. Tylko powiedz na co masz ochotę.
— Mocne espresso. Jeszcze nie do końca się obudziłam — Potter przytaknął i wstał. — Harry. Pieniądze...
— Zapłacę — machnął ręką po czym odszedł z dziewczyna uśmiechnęła się lekko i spojrzała na swoje odbicie w szybie, następnie poprawiając szybko włosy i zdejmując płaszcz, pod którym była ubrana w bardzo eleganckie ubrania.
Harry podszedł do lady i zwrócił uwagę na witrynę z ciastami gdzie to właśnie pewna starsza pani uzupełniła tacę, kładąc na niej pięknie wyglądający torcik karmelowo-czekoladowy.
— Coś dla ciebie złociutki? — Zapytała a Potter prawie się uśmiechnął, kobieta zwracała się do niego jak Pani sprzedająca słodycze w pociągu.
— Poproszę mocne espresso, herbatę earl grey i dwa kawałki tego ciasta — wskazał na torcik a staruszka przytaknęła.
— Zanieść do którego stolika?— Spytała zakładając okulary i zmarszczyła brwi. Najwyraźniej ona również miała problem ze wzrokiem. I Harry pomyślał, że nie ma powodu jej dodatkowo fatygować.
— Zaczekam. Dziękuję. — Spojrzała na niego zdziwiona ale przytknęła i zaraz po skasowaniu rachunku przystąpiła do przygotowywania rzeczy, co dziwne, nie posługując się różdżką.
— Jak zwykle nie chcesz innym robić kłopotów Harry — Potter drgnął spoglądając na dziewczynę stojącą obok niego, która przyglądała się ciastom w witrynie i uśmiechnęła się do niego przelotnie, następnie prostując.
— Ginny... Co ty... Co tu robisz? — "i znów się jąkam" przeszło mu przez myśl, i właśnie w tej chwili przypomniał sobie o tym jak stchórzył z kwiatami kilka dni temu. I poczuł, iż jego policzki go mocno pieką.
—  Fred i George zamawiają tu zwykle lunch. Ale dziś mają niesamowity ruch więc, prosili mnie żebym odebrała go za nich — wzruszyła ramionami. — A ty? — Zagadnęła uprzejmie i rozejrzała się, z tego miejsca nie było widać Touki, która siedziała naprawdę w najciemniejszym miejscu kawiarni.— Ślizgonów nie widzę na celowniku, więc chyba jesteś sam.
— Niezupełnie — oświadczył a dziewczyna skrzywiła się lekko, przez co jego serce nagle się opanowało, a on nieco spochmurniał. Zapomniał, iż Ginny się zmieniła... I że traktuje go jak wroga.— A ja za to nie widzę nigdzie Thomasa — odparł po chwili ciszy a Weasley przygryzła dolną wargę jakby zdenerwowana, "nie jesteś podły Harry" skarcił się w myślach i westchnął. — Wybacz. Nie miałem nic złego na myśli.
— W porządku. Chciałeś się tylko odgryźć... Ale już ci mówiłam, że ich nie zaakceptuje. Nie ma to związku z tobą.
— Wiem, wiem... — Zamilkł na chwilę. I spojrzał za właścicielką lokalu, która zniknęła na zapleczu. — Ale to nieco drażniące wysłuchiwać tylu rzeczy na ich temat od ludzi, którzy nie mają pojęcia jacy są. — Oświadczył cicho. — Oni na wasz temat nie mówią nic — Ginny spojrzała na niego zdziwiona, a Potter również zwrócił na nią uwagę. — Serio. Nie obrażają was jeśli nie ma was w pobliżu — zaśmiała się cicho.
— Sztuczni do szpiku kości co?— Westchnęła i usiadła na krześle barowym obok lady. Potter przemilczał tą wypowiedź. — A tak już poza tematem... Dziękuję za miły prezent. — Potter zapłonął czerwienią.
— Prezent? — Spytał a Gryfonka zaśmiała się ponownie a on opuścił wzrok na dół. — Ja... Chciałem cię po prostu przeprosić... Tak jak należy.— Wybełkotał cicho a dziewczyna przytaknęła i posłała mu uśmiech.
                
*


Touka wygięła się lekko spoglądając w kierunku lady gdzie nadal stał Harry. Długo zajmowało mu to zamawianie...
— Chyba z kimś rozmawia — powiedziała cicho kiedy chłopak zaczerwienił się mocno, ona uśmiechnęła delikatnie, wyglądał przekomicznie kiedy tak się rumienił. Był wybawicielem świata magii, a zachowywał się jak mała dziewczynka. Wychyliła się nieco bardziej a jej uśmiech nagle zniknął. — Rude włosy, piękna twarz, proporcje bardzo kobiece...Radosny uśmiech... Bez wątpienia to ta dziewczyna, o której mówił. — Opadła na swoje krzesło i znów na siebie spojrzała. Rozczochrała włosy patrząc na kota, który się jej przyglądał jakby ze zdziwieniem “Szkoda” pomyślała i drgnęła kiedy usłyszała obok cichy, dziewczęcy głos.
— Touka Kirishima? — Zapytała brunetka, około dwudziestki a jej policzki nieco się zarumieniły a oczy zalśniły. — Ta, Touka?
— Tak... O co chodzi? — spytała a dziewczyna wskazała aparat w swoich rękach.
— Mogę prosić o zdjęcie z autografem? — spytała i po chwili dostrzegła, iż kilka innych dziewczyn również do niej podeszło... były w podobnym wieku więc, strzelała, iż są koleżankami. — Spojrzała na Potterem, po czym natychmiast przytaknęła poprawiając ponownie włosy. Dziewczyna uśmiechnęła się a jej koleżanki od razu zaczęły zadawać Touce dużą ilość pytań, a także prosić o to samo co czarownica z aparatem.

*


— Oho. Jakaś burza nadeszła — oświadczył pewien jegomość który podszedł do lady a Harry przerwał swoją rozmowę z Ginny spoglądając na staruszka zdziwieni a potem na zewnątrz, nic tam się nie działo.— Och, nie chodzi mi o pogodę. Tylko o twoją koleżankę chłopcze — oświadczył a Potter odwrócił się a zza filaru widać co chwila było błyski, i podniecone rozmowy kobiet. Wcześniej nie zwrócił na to uwagi, ale szum uradowanych rozmów niósł się przez całą kawiarnię. Mężczyzna przyjrzał mu się uważniej po czym na jego ustach pojawił się przelotny uśmiech a on zwrócił uwagę na tablicę z menu, kawiarni. — Sławni ludzie powinni trzymać się razem, czyż nie, Harry Potterze? — zagadnął. — Wtedy czujecie się bezpieczniej. Bo wasi rozmówcy nie traktują was jako kogoś specjalnego. — Ginny zapłonęła rumieńcem, co Potter dostrzegł, bardzo wyraźnie. — Sylvio! Zgubiłaś się na tym zapleczu czy jak?! — podniósł nieco głos. Chwilę później kobieta wyszła zza zaplecza z tacką, na której było zamówienie Pottera. — Dlaczego to niesiesz? Jesteś czarownicą kobieto!
— Ciszej, nie musisz mi gości płoszyć — odparła kładąc tacę. — Gdzieś położyłam różdżkę... ale nie bardzo pamiętam gdzie.
— Chyba eliksir pamięci ci się przyda — oznajmił mężczyzna nachylając się nieco i wyjął spod lady różdżkę dając ją kobiecie — A o klientów się nie martw! Jak tylko dowiedzą się, że w twojej kawiarni przesiadują nowe gwiazdy, to z całą pewnością będziesz miała tu tłumy.
— Jeszcze tego brakuje, już jeden gwiazdor mi tu wystarczy — oświadczyła jakby naburmuszona — Proszę złociutki — dodała patrząc na Pottera — A tobie co podać?
— Lunch dla bliźniaków Weasley. —Odparła Ginewra po chwili ciszy, jakby zastanawiała się co właściwie staruszka do niej powiedziała, wcześniej patrząc na Pottera takim... dziwnym wzrokiem. Jakby była zła? albo rozczarowana? Potter chwycił za tackę.
— No to... widzimy się w szkole — powiedział a dziewczyna nie odpowiedziała odwracając wzrok w kierunku ciast. Potter poczuł ucisk w sercu, ale bez słowa skierował się w kierunku swojego stolika... który był oblężony. A Touka wyglądała jak supermodelka... Cóż... Miała taką posturę. Musiała tak wyglądać. Ale w tej chwili, kiedy podpisywała zdjęcia, i dawała sobie je robić co raz z inną dziewczyną, wyglądała jak prawdziwa gwiazda... i wydawała się być szczęśliwa. Uśmiechała się, pozowała, ustawiała tak by na każdym zdjęciu onieśmielać inne dziewczyny... "sławni ludzie trzymają się ze sobą" pomyślał Potter. I nie wiedział co zrobić. Nie chciał takiego życia... nie chciał być w centrum uwagi, nie lubił tego. "Nie jestem tak pusty jak ty" pomyślał, a dziewczyna nagle przestała się uśmiechać.
— Panienko? Coś się stało?
— Jesteś jakaś smutna.
— Przepraszam cię. To przez te zdjęcia. Pewnie cię drażnią.
— Wybacz. Zachowałyśmy się...
— Nie... W porządku. Po prostu jestem zmęczona po treningach. — odparła dziewczyna i uśmiechnęła się do nich a te westchnęły — Bardzo miło było mi was poznać. Ale muszę już iść— wstała i zaczęła się ubierać. A Potter ujrzał w jej zachowaniu jakieś chaotyczne ruchy, jakby nagle musiała załatwić coś ważnego... albo uciec.
— Ale twoje zamówienie...
— Ten chłopak po nie... Harry Potter!? — oświadczyła jedna a reszta się za nią odwróciła, i gdyby nie to, Potter z całą pewnością poszedłby za Touką. Ale jej już nie było... a pieniądze leżały na stoliku.

*


— Nie sądzisz, że to było podłe? — zagadnęła dziewczynka patrząc na Ivana, który przyglądał się Potterowi z uśmiechem, z drugiego końca kawiarni. — Dałeś jej usłyszeć jego myśli.
— Czy ja wiem — wymieszał wolnym ruchem cukier w swojej herbacie — Teraz mu będzie głupio. Wystarczy, że to sobie uświadomi... a zrobi to za niedługo. Do tego... nigdy nie lubiłem tej całej Ginny. Więc dobrze, że Steven tam podszedł — odparł patrząc na jegomościa, który przekomarzał się z właścicielką. — Może również zrozumie, że nie jest dla niego odpowiednia.
— Sam mówiłeś, że Harry musi sam wybrać.
— Mówiłem. Dlatego też zraziłem teraz do niego Toukę — powiedział spokojnie i spojrzał do okna. — Ciekaw jestem co teraz zrobi.— blondynka uśmiechnęła się i upiła łyk kawy.
— Zabawianie się ludźmi nigdy ci się nie znudzi co?
— Ty znasz odpowiedź na to pytanie najlepiej — odparł a ta zaśmiała się cicho i spojrzała na Pottera. Gdzie jedna z dziewczyn zasypujących go pytaniami potknęła się wpadając w jego ramiona w chwili kiedy inna robiła zdjęcie. — To nie przypadkiem ta nowa reporterka Proroka Codziennego?
— Dokładnie tak — odparła a chłopak nachylił się nad dziewczynką i pocałował ją w czoło.
— Uwielbiam cię.
— Tak wiem. — chłopak uśmiechnął się, ten nowy rok zapowiadał się bardzo ciekawie.

*


— Chyba skończyłam — oświadczyła Hestia spoglądając na swoje dzieło z uśmiechem. Zrobienie wianka z włosów Granger było nie lada wyzwaniem, tym bardziej, że jej włosy co chwila chciały uciec i wydostać się z ciasno splecionego warkocza do którego robiła podejścia kilka razy. Hermiona przejrzała się w lustrze i uśmiechnęła szerzej. Niby nie było to specjalnie skomplikowane... Na włosy normalnej dziewczyny, ale naprawdę pięknie, i od razu odsłaniało więcej twarzy... Która teraz promieniała.
— Dziękuję. Jest piękny.
— Naprawdę nie ma za co — powiedziała ślizgonka i spojrzała na zegarek. — Myślałam, że zajmie mi to więcej czasu — westchnęła opadając na łóżko Kate. — Jeszcze nie są nawet w pociągu. — Hermiona przyglądała się Hestii, która zaciskała blade dłonie na pościeli patrząc smutnym wzrokiem w baldachim. Jakoby coś, sprawiło, że nagle poczuła nostalgię i smutek... Jakby coś w ciągu kilku sekund zmieniło cały jej humor. Zastanawiała się również nad tym co zobaczyła wczoraj... Nad wyglądem Hestii, która przecież na co dzień wygląda całkowicie normalnie. Jej dłonie są lekko zaróżowione, ciało ma kształty i barwę, oczy czasami lśnią radosnymi iskierkami, policzki różowieją się, a jej twarz jest piękna... Zupełnie inna niż w rzeczywistości. Mówi się, pozory mylą. I Hestia Carrow według Hermiony była idealnym odzwierciedleniem tego przysłowia... Bo rzeczywistość była smutna... i żałosna ale mimo to. Potem... Chyba do trzeciej w nocy, Granger opowiadała, śmiała się i dobrze bawiła z Hestią, która. Mimo iż jest ślizgonką, mimo że jest byłą dziewczyną największego dupka w szkole. Nie ma w sobie aury Ślizgonów. Jest... Dobra, uczynna i niesamowicie miła.
— Chcę o coś spytać — podjęła się po chwili a Carrow na nią spojrzała. — Wiesz... Pokazałaś mi siebie. Powiedziałaś o sobie również więcej niż wie zapewne twoja siostra — Carrow uśmiechnęła się lekko i przytaknęła, podnosząc do pozycji siedzącej. — I tak się zastanawiam... Czy ty... Bierzesz jakieś leki? W sensie eliksiry. — Poprawiła po chwili. — Chodzi mi o to... Czy...
— Biorę coś na psychikę? — Spytała a Hermiona powoli przytaknęła. Hestia milczała przez chwilę ale potem uśmiechnęła się lekko. — Powinnam — przyznała się. — W końcu wytrzymywanie tego czym jestem bardzo mnie wyczerpuje. Muszę je jeść by nie oszaleć do końca. — Ale ostatnio zdarza mi się zapominać — dodała a Hermiona na nią spojrzała, ona tego nie zrobiła. — Staję się bez nich inna... Bardziej wybuchowa, agresywna... Wpadam w histerię bez powodu ale to chyba dodaje mi charakteru wiesz? — Zagadnęła patrząc w swoje dłonie. — Jakiegoś urozmaicenia w mojej nudnej roli na świecie.  Temu zapominam je pić... Bo to sprawia, że czuję dopiero czym jest życie.
— Szkodzisz sobie.
— Możliwe, że innym również — odparła spokojnie a po chwili jej oczy pociemniały, Hermiona widziała to, ale milczała. I chyba właśnie przez to Hestia nie powiedziała już nic. Dopiero po chwili unosząc do niej głowę i uśmiechnęła się życzliwie. Nigdy w życiu nie posądzałaby nikogo o tak fałszywy uśmiech... A tym bardziej jej — Ale nie masz się czym martwić Hermiono. To tylko kwestia czasu, aż wszyscy umrzemy. — Wstała i podeszła do okna spoglądając w kierunku horyzontu rozciągającego się za nim. — A nasze nazwiska będą tylko nic nieznaczącymi literami na kolejnym nagrobku. — Granger spojrzała na szafkę, gdzie Carrow wieczorem odłożyła swój medalik, wciąż tam leżał. — Nasze ciała zgniją a ludzie zapomną o wiele szybciej niż byś mogła przypuszczać.
— Mówisz o śmierci jakbyś się jej nie bała.
— Bo nie boję — spojrzała na nią spokojnie po czym znów zwróciła uwagę na widok jeziora. — To coś naturalnego. Tak jak dorastanie czy narodziny. Przyjmuję to jako kolejny etap życia. Z którym nie można się kłócić. Umrę teraz, za dziesięć lub pięćdziesiąt lat, powiedz co za różnica? — Zagadnęła rozbawiona. — Skoro jestem tylko ziarenkiem piasku w tym wielkim świecie. — Hermiona zmarszczyła brwi.
— Mylisz się. — Hestia spojrzała na gryfonkę, która podniosła do niej wzrok. — Może i Świat idzie swoim rytmem od miliardów lat, a nam trudno dożyć osiemdziesiątki.— Poparła ją. —  Jesteśmy chwilą w czasie... Ale nasze działania pozostają na zawsze. Na dobre albo na złe nasze pokolenie określi przyszłość życia na ziemi.— Zamilkła na chwilę. — Możemy służyć systemowi zagłady, który otacza nas ze wszystkich stron, albo możemy się obudzić i zrozumieć, że zamiast się wspinać, wszyscy upadliśmy. — Carrow zamknęła usta — Teraźniejszość jest momentem, do którego doprowadził nas, każdy krok, oddech, śmierć... Jesteśmy obliczami naszych przodków, ale to jest nasz czas. — Wstała spoglądając w jej, teraz wielkie, brązowe oczy — Możesz wybrać i wykuć własną ścieżkę albo iść śladem innych. Życie to nie sztuka teatralna Hestio, scenariusz nie jest jeszcze napisany. My jesteśmy scenarzystami, to twoja historia... Nasza historia... I tylko od nas zależy czy będziemy głupim nagrobkiem, czy pozostaniemy w czyjejś pamięci. Więc jeśli umrzesz już dziś... Niczego nie osiągając. Zaprzepaścisz swoją szansę na przekonanie się, że warto żyć. — Zamilkła i dopiero teraz spostrzegła coś, co sprawiło iż zastygła w bezruchu...  Carrow płakała. Niekontrolowanie, bo chyba sama nie zdawała sobie z tego sprawy, nadal patrząc z wielkim szokiem na Granger a łzy spływały po jej bladych policzkach w dół, i w dół, cicho skapując na ziemię. I zanim się obejrzała. Carrow zachwiała się niebezpiecznie, i gdyby tylko nie wyjęła ramion, by ją złapać... Hestia upadłaby na ziemię, omdlała.

*


— Jesteś strasznym kobieciarzem Harry — Potter zatrzymał się tuż przy wyjściu z kawiarni i spojrzał w kierunku postaci przy oknie. Siedział tam Ivan... Aktualnie sam. Choć sam nie był. Świadczyły o tym nakrycia, dla dwóch osób przy jego stoliku. — Kto by pomyślał — przeciągnął z uśmiechem a Potter zerknął za kobietami, które przeglądały zdjęcia, które po ich namowach podpisał, z zachwytem, po czym powoli do niego podszedł. — Cieszy mnie, że nie jesteś w typie mojej dziewczyny, bo mógłbym się nieźle wściec. A moim wrogiem nie chcesz być... prawda? — zapytał spoglądając na niego z ociąganiem a Potter zmarszczył brwi. — Chyba skrzywdziłeś Toukę tym popisywaniem się.
— Niby kiedy... i w ogóle co ci do tego? — dodał a chłopak zaśmiał się cicho.
— Mi oczywiście nic. Tylko się przyglądaliśmy, jak to jedna, to druga wychodzą stąd z bardzo zawiedzionymi wyrazami twarzy. Cóż... chociaż te panie będą zadowolone — spojrzał na dwudziestolatki — Choć chyba nieco za dojrzałe jak na ciebie. W końcu nie masz jeszcze ukończonych siedemnastu lat.
— To tylko...
— Fanki? — Skończył za niego a Potter zamilkł. Ivan spojrzał gdzieś za jego ramię po chwili uśmiechnął się przelotnie. — Nie spodziewałem się, że z ciebie taka gwiazda jak ze mnie — parsknął i spojrzał na kobiety. Wiesz. Bardzo lubię kiedy się o mnie mówi. A ty dzisiaj odebrałeś mi sławę swoim pojawieniem się.
— Co to znaczy?
— To moja ulubiona kawiarnia. I one to wiedzą — wskazał leniwym ruchem dłoni na kobiety — A tak się składa, że nie są to byle jakie prostaczki, które na widok gwiazdy estrady wzdychają.
— Odniosłem inne wrażenie.
— Bo widać, że nie siedzisz w branży. Gdyby tak było, zapewniam cię, że chroniłbyś i siebie i Toukę jak najbardziej od kobiety z aparatem — Potter drgnął. — Zabawna mina... a jeszcze nie powiedziałem kim jest. A jest to od jakiś dwóch miesięcy główna reporterka Proroka Codziennego w rubryce: Gwiazdy — machnął ręką a Potter zamarł. — Piękny jej materiał zrobiłeś. Nie powiem. Jeśli połączyć to ze skandalem Rity Skeeter związanym z twoją relacją z Hermioną Granger na turnieju trójmagicznym, którą przecież interesował się nasz Światowy Szukający, a także relacją Touki z Wiktorem Krumem. Och. Może być gorąco... ale nie martw się Harry. To nie twoja wina. — machnął ręką. — W końcu tylko puści ludzie nie zdają sobie sprawy ze swojej sławy i starają się udawać normalnych, nie sądzisz? — Potter zamarł... jego myśl... czy może nie myśl... co jeśli... jeśli powiedział to na głos a Touka to usłyszała?! — To musiałoby być wielce smutne.
— Jak ją przekonać by nie napisała tego artykułu — Ivan roześmiał się głośno a Potter spojrzał na niego z szokiem. Bathory zaśmiał się w tak bardzo dziwny i pełen kpiny sposób, że kobiety ponownie zwróciły na nich uwagę.
— Tego nie da się powstrzymać — parsknął — Już to się wydarzyło.  — Wstał  — I wiesz co Harry? — zagadnął wyciągając byłego Gryfona z zamyślenia — Bardzo chętnie przeczytam ten artykuł — oświadczył po czym odszedł. A dzwoneczek kawiarni po raz kolejny zadzwonił.

*



— Siadaj — warknął Snape a Draco powoli podszedł do biurka opiekuna domu i patrząc na niego nieufnie usiadł na krześle.
— Zapowiada się kolejne kazanie co? — Mruknął ale zamilkł chwilę później, kiedy to Severus obrzucił go wyjątkowo paskudnym spojrzeniem. — Więc? — Dodał kiedy po jakichś pięciu minutach ten nadal milczał, zapisując coś na pergaminie. — Co to za pilna sprawa?—  Snape wrzucił pióro do kałamarza z takim impetem, że ten zachwiał się niebezpiecznie i prawie upadł. Severus milczał przez chwilę, aż w końcu odezwał się. A jego głos był bardzo cichy... Draco nienawidził kiedy zwracał się do niego tym tonem, wolał żeby krzyczał, mruczał pod nosem albo klął na niego. Ale nie mówił tym głosem tak bardzo przypominającym mu głos Narcyzy kiedy była zła.
— Twoja sytuacja w szkole się pogorszyła Malfoy — wyjął jakieś papiery i rzucił mu przed nos a Draco spojrzał na nie, były tam pisemne wiadomości od nauczycieli, które mówiły jednoznacznie, że żądają wykluczenia go z urzędu prefekta, ponieważ nie jest już uczniem godnym tego stanowiska... A nawet iż nigdy nim nie powinien zostać. Tego doczytał się tuż nad podpisem McGonagall.  — Wcześniej twierdziłem, że to nie jest takie istotne. Ale sam dostrzegłem, że tak faktycznie jest.
— Czekaj chwilę... Chcesz mnie odsunąć od urzędu prefekta?! — Podniósł głos spoglądając na opiekuna z niedowierzaniem. — Mnie?! — Dodał ponownie. — Przecież, wiesz doskonale, że to Pansy nadużywa...
— Ani słowa Malfoy. Nie skarżą się na Parkinson tylko na ciebie. — Severus uniósł się, wolnym, groźnym ruchem, mrożąc go wzrokiem z góry. — Do tego twoje zachowanie ostatnimi czasy było niedopuszczalne. Szczułeś na uczniów, nasyłałeś ślizgonów na Gryfonów, przyjmowałeś jakieś niedorzeczne zakłady. O co?! O władzę czystości krwi w Gryffindorze?! — Prawie wypluł ostatnie zdanie. — Ile razy mam ci powtarzać, że te brednie o krwi to bujda! — Malfoy zacisnął dłonie na oparciach krzesła. — Krew macie wszyscy taką samą. Niezależnie czy jesteś sobą czy jakimś podrzędnym mugolem. Jest czerwona a nie błękitna Malfoy a swoim zachowaniem podburzasz tych którzy mają podobne zdanie co ty, a także traktujesz wszystko jak swoją własność. Patrz na mnie jak do ciebie mówię. — Podniósł znów głos a Malfoy bardzo niechętnie wykonał polecenie.— Szczujesz ich jak psy, a sam jesteś o wiele gorszy niż jakikolwiek mugolak jakiego znam. — Oczy Malfoya rozszerzyły się z szoku i złości. Snape zamilkł na chwilę, zachował się w tej chwili bardzo nieprofesjonalnie i niepedagogicznie, do tego podniósł głos, co już samo w sobie było czymś złym... Kiedy wpadał w szał ciężko mu było przestać słowa których nigdy mówić nie powinien. Bo przez to już nie raz cierpiał i krzywdził innych… Nie powinien krzyczeć ani go denerwować, tym bardziej, że chłopak ma teraz wiele świeżych ran… Które potrzebują czasu by się zagoić. Czasu i spokoju. Westchnął ciężko i znów spojrzał na postać swojego niegdyś ulubieńca. — Masz coś do powiedzenia?
— W tej chwili jest wiele rzeczy które chciałbym powiedzieć, ale niekoniecznie mogę.
— Przyzwalam ci. Mów.
— Nie chodzi o Pana — zaakcentował zimno — zgodę. Tylko o moralność. Nie powiem tego, bo sam bym się pogrążył. — Snape zmarszczył brwi ale usiadł w fotelu. — Zwalniasz... Mnie profesor z bycia prefektem? — Poprawił się z niechęcią
— Jeszcze nie — mruknął wkładając z powrotem papiery do szuflady.— Popraw oceny i zaprzestań tych bredni. Co tyczy się również zakładu.
— Nie poddam się jak tchórz.
— Będziesz musiał.
— Nie mogę.
— Niby dlaczego? — Odparł chłodno a Draco spojrzał w bok .— Co cię niby przy tym trzyma?
— Równałoby się to z tym samym gdyby Profesor mnie teraz zwolnił — mruknął a Snape parsknął zimno i pokiwał głową.
— Tak nierozważny — mruknął chłodno. Zastukał palcami o blat biurka i przypomniał sobie jeszcze o jednej sprawie. — Zmień więc warunki, zakładu z Weasleyem.
— Dogadać się z tym rudym podlot... — Zamilkł kiedy dostrzegł spojrzenie Severusa. — Już wolałbym z Granger.
— Więc dogaduj się z nią — mruknął Snape. — Umowę w końcu zawarłeś z prefektem. I z prefektem możesz ją zmienić. Ona chyba będzie bardziej chętna do zmiany warunków niż ten podlotek — Draco uśmiechnął się przelotnie. Nienawiść Severusa do Weasleya była porównywalna do jego. — I tak chciałem cię do niej wysłać. — Malfoy podniósł wzrok do opiekuna, który znów patrzył na niego surowo. — Przekaż jej, że ma się u mnie stawić jutro koło piątej.
— Mogę wiedzieć po co?
— Nie — odparł zimno. — Wystarczająco dużo już zrobiłeś.
— Nie rozumiem. Co niby mam wspólnego z Grang... — Szybkie pukanie i zanim Snape zdążył odpowiedzieć do gabinetu wleciała właśnie Hermiona.
— Nie nauczono cię, że...
— Ona ma jakiś atak — wydyszała Hermiona a Severus wstał gwałtownie. — Najpierw zemdlała... Pomfrey przyszła, zabrała ją do skrzydła, ale ona...Coś jest złego... Kazała wezwać profesora do... — Nastąpił huk a dziewczyna westchnęła ciężko opierając się o framugę drzwi dysząc ciężko, dobiegnięcie tutaj z drugiego końca szkoły było naprawdę wyczerpujące, a ona nie była w dobrej kondycji. Wyprostowała się i zamarła widząc Malfoya, który stał teraz naprzeciwko niej i patrzył na nią co najmniej dziwnie. Cofnęła się odruchowo i przygryzła lekko dolną wargę.
— Snape kazał ci przekazać, że masz być jutro o piątej tutaj... Ponoć ma do ciebie sprawę. — Wyjął do niej na chwilę dłoń a Hermiona szybko odsunęła się jeszcze dalej, wychodząc tym razem na korytarz i patrzyła w podłogę. Malfoy opuścił dłoń i na nią spojrzał. Dziwnie się zachowywała. — Kto trafił do skrzydła? — zapytał a Hermiona milczała. — Wiesz, że mnie to nie obchodzi, pytam bo dobrze wiedzieć co dzieje się w...
— Zainteresuj się swoim życiem a nie innych bo na to już za późno — warknęła i odwróciła się, ale nie uszła nawet kroku kiedy uderzyła o ścianę plecami, nadal patrząc w dół. Nie mogła popatrzeć mu w oczy. Malfoy prawie się uśmiechnął, cóż, byłaby głupia gdyby się nie domyśliła, że potrafi takie rzeczy... Już raz sprawdził jej umysł. I prawdopodobnie wtedy się wydał.
— Nie denerwuj się tylko mi grzecznie odpowiedz — powiedział cicho i sam zdziwił się swoim tonem, i właściwie tym co robi. Dotknął szlamę... I wcale go nie poparzyło. W sumie... Nie różniła się niczym od zwykłych uczennic.— Co się stało?
— Odsuń się jeśli nie chcesz otrzymać kopniaka — warknęła a on posłusznie ją puścił. Sam dziwił się swoją reakcją, ale to zrobił. — Daj jej spokój i tyle. Wygląda... — Zamilkła na chwilę przypominając sobie o przysiędze. — Ona nie chce cię widzieć. To wszystko co mogę ci powiedzieć.
— O kim ty mówisz? — Podniosła do niego wzrok, nie sprawdził jej myśli, nie chciał. Hermiona przygryzła dolną wargę po czym powiedziała, nie musiała czekać długo na reakcję.
— Malfoy! — Krzyknęła. — Ona nie chce cię widzieć! Nie rozumiesz, że ją skrzywdziłeś?! — Zatrzymał się gwałtownie. — Nie wiem co się między wami wydarzyło — powiedziała cicho. — Nawet nie chcę tego wiedzieć, ale powinieneś uszanować jej wybór — ruszyła za nim kiedy znów skierował się do góry.— Posłuchaj mnie. — Syknęła. — Może jestem dla ciebie tylko durną szlamą ale powinieneś posłuchać tego co chcę ci powiedzieć, zamiast patrzeć tylko... Malfoy!— Wrzasnęła kiedy nastąpił huk aportacji a chłopak zniknął jej z oczu. Pokiwała głową po czym skierowała się do skrzydła szpitalnego, musiała przemówić mu do rozsądku!

*

Drzwi otworzyły się z impetem a chłopak spojrzał na Severusa, który właśnie prostował się znad jednego z łóżek i powoli na niego spojrzał. Draco szybko podszedł do łóżka i odetchnął z ulgą. Już było w porządku. Nawet była przytomna... Choć nie wiedział czy chciał by tak było... nawet na niego nie patrzyła.
— Hestia. Dzięki Bogu — westchnął ponownie a Pomfrey uśmiechnęła się do niego lekko i odeszła ale Severus nadal stał na miejscu. — Co się stało? — Spojrzał na opiekuna a on zwrócił na chwilę uwagę na Carrow.
— Pięciosekundowe wstrzymanie akcji serca. — Malfoy pobladł. — Miała niedawno operację. Nie powinna tak szybko wracać do szkoły— oświadczył jakby jej tu w ogóle nie było, albo jakby faktycznie była nieprzytomna. — Skontaktuję się z Zabini. I ustalimy czy powinna się teraz ucz...
 — To normalne profesorze — oświadczyła cicho Hestia i spojrzała na nauczyciela a Draco drgnął widząc jej smutne oczy. Bardzo smutne... Bardzo cierpiące .— Pani Zabini poinformowała mnie, że mogą pojawić się powikłania i tego typu ataki. Powie panu to samo co ja teraz. Nie ma potrzeby wypisywać mnie w środku roku. A ja nie mam zamiaru zatrzymywać nauki na takim poziomie.
— Mimo wszystko, skontaktuję się. Warto wiedzieć co robić w kolejnych przypadkach.— Przytaknęła, Snape zmierzył Dracona wzrokiem po czym odszedł a on podszedł bliżej dziewczyny.
— Wystraszyłaś mnie — powiedział lekko zachrypnięty głosem i chwycił jej dłoń, którą w mniej niż sekundę, odsunęła, nadal na niego nie patrząc. — Hestia... — Zamilkł, czuł się potwornie. — Ja, naprawdę chcę cię przeprosić za to wszystko. Nie wiem co mnie opętało. Przecież wiesz, że nigdy bym cię nie...
— Nie wiem. — Przerwała mu. — I... Nie jesteśmy parą. Nie masz po co mi się tłumaczyć.— Powtórzyła nieświadomie słowa Lauren.
— Powiedziałem ci, że cię kocham. Sądzisz, że mówię takie rzeczy pierwszej lepszej wywłoce?
— Wywłoce? — Powtórzyła a on wstrzymał oddech, uświadamiając sobie jak mogła to odebrać. Jej oczy zalśniły.— Wiesz co... Lepiej będzie jeśli sobie pójdziesz.
— Hestia, to nie miało tak brzmieć. Ja... — Znów wyrwała dłoń. — Potrzebuję cię. Nie odrzucaj mnie. Nie teraz. — Syknął a jego głos zaskrzeczał. — Proszę cię... Błagam. Daj mi jeszcze tylko jedną... Jedną szansę.
— Ile tego już było, co? Pięć? Pięćset? — Spytała smętnie, głosem tak pustym, jakby wyliczała nic niewarte rzeczy, jakby kpiła sobie ze wszystkiego i jak gdyby w ogóle nie obchodziła ją ta sytuacja ani uczucia.— Nie chcę już kolejnej — drgnął. — Chcę żebyś sobie poszedł — zamilkła na chwilę. — Ja jestem podrzędną ślizgonką, a ty prefektem, i niech tak zostanie.
— Carrow...
— Nic dla siebie nie znaczymy — ciągnęła nadal, nie słuchając go. — I niech tak pozostanie.— Drzwi otworzyły się i wpadła przez nie Granger oddychając szybko ale widząc dziewczynę odetchnęła z ulgą.
— Strasznie się bałam — oświadczyła Hermiona a Carrow przekrzywiła głowę i westchnęła.
— Rozplotły ci się włosy — powiedziała a Gryfonka dotknęła swojej głowy, która wyglądała jakby piorun ją trzasnął.— Chciałabym ci je na nowo spleść.
— Oczywiście — uśmiechnęła się Hermiona i spojrzała na Draco, który patrzył w dłoń Hestii z nieodgadnioną miną.— Między wami już dob...?
— Malfoy właśnie wychodzi — odpowiedziała Hestia znów bardzo uprzejmie a chłopak na nią spojrzał.— Prawda?
— Nie zbywaj mnie — warknął, nagle wezbrała w nim wściekłość. Hestia posunęła się do tego czego nienawidził najbardziej. Rozkazywała mu... W dodatku z tą okropną manierą, nie zwracania na niego zupełnie uwagi, przypominała mu w tej chwili Narcyzę. Przypominała mu osobę której nienawidzi całym sobą i ona doskonale to wiedziała. — Nie mam zamiaru traktować cię jak jakąś tam głupią ślizgonkę!
— Fakt. W końcu dla ciebie jestem niżej niż jakaś tam głupia ślizgonka. — Hermiona spojrzała na swoje buty a Malfoy wytrzeszczył oczy na Carrow, która spoglądała prosto w jego błękitne oczy, z taką... Pogardą, i złością, jakiej nigdy by się po niej nie spodziewał. — Więc nie powinno być problemu z tym abyś teraz sobie poszedł — wskazała drzwi. — Jestem Ślizgonką a ty Prefektem Slytherinu — powtórzyła ostro. — I tylko to nas łączy.
— Nie zgadzam się na to... Łączy nas więcej. Przecież wiesz doskonale, że jesteśmy połączeni przysięgą— Hermiona spojrzała na niego ukradkiem, w rzeczywistości Malfoy był bardzo smutną osobą. — Wiesz, że przysięgałem ci, że będę cię chronił od wszelkiego zła jakie istnieje.
— Szkoda tylko, że w do tej przysięgi nie wliczyłeś samego siebie — warknęła a chłopak odsunął się o krok w tył. — Sądzisz, że robisz na mnie jakiekolwiek wrażenie? — Spytała unosząc do niego głowę i sięgając po różdżkę. — Sądzisz, że od lat je robiłeś w jakikolwiek pozytywny sposób? — Hermiona wstrzymała oddech domyślając się co Carrow chce zrobić. — Nie chcę cię widzieć. I wiesz co!? Pokażę ci dlaczego!
— Hestia nie rób te... — Hermiona opuściła wzrok a Malfoy odsunął się o kilka kroków w tył chwytając się za serce, zbladł a jego oczy zaszkliły się. Nie wierząc w to co widzi. Jego Hestia taka nie była, jego piękna Hestia była idealna, w każdym calu... Jego Hestia nie wyglądała jakby właśnie opuściła grób.
Włosy miała białe, niczym śnieg padający na zewnątrz, twarz, trupio-siną, bardzo szczupłą... Właściwie była to bardziej czaszka przysłonięta skórą, nic więcej, tak samo jej ręce... Widział idealny kształt jej kości... Każdej kości. Cerę miała zniszczoną, siną, popękaną, za to oczy... Oczy w tym wszystkim były najgorsze, bo patrzyły się prosto w niego, z żalem.
— Wiedzę niedowierzanie... —Oświadczyła zwracając uwagę na swoją różdżkę. — Widzę wstręt i odrazę— chłopak spojrzał w dół. — Idź sobie. — Powtórzyła po raz któryś, bardzo spokojnie. Hermiona usłyszała kroki, spojrzała w kierunku Malfoya, który właśnie zniknął za drzwiami. A coś ścisnęło jej serce. — Mówiłam Ci jakby zareagował gdyby mnie zobaczył — Hermiona spojrzała na Hestię, która teraz już wyglądała tak jak zwykle, była piękna, kształtna, a jej włosy miały kolor mlecznej czekolady.— Jest kłamcą Hermiono. Nie mógłby polubić, a tym bardziej pokochać czegoś takiego jak ja.
— Nie mów tak.
— Znam go lepiej niż ktokolwiek inny — powiedziała spokojnie i odsunęła się nieco klepiąc dłonią miejsce na swoim łóżku. — Odraza jaką odczuwa do wybryków natury jest silniejsza niż jakiekolwiek uczucie. — Objaśniła i odwróciła ją twarzą w kierunku jakiegoś łóżka następnie wyciągając z włosów Granger wsuwki. —  Nie lubisz go, a to nie twoje życie. Więc dlaczego jesteś smutna?
— Bo cierpisz.
— Ból jest jak śmierć. Zawsze musi nastąpić. Niezależnie jak dobrym człowiekiem byś nie była. Zawsze musisz cierpieć — powiedziała spokojnie.
— Mogę o coś cię prosić?
— O co konkretnie?
— Pij eliksiry, które dała ci twoja uzdrowicielka. — Carrow zastygła w połowie wyciągania jednej ze wsuwek. — Ranisz siebie. A ja nie chciałabym, żeby stała ci się krzywda.
— Przejmujesz się mną?
— Oczywiście! — Granger spojrzała na ślizgonkę i uśmiechnęła się lekko. — W końcu jesteś najmilszą osobą jaką znam. A dobrych ludzi na świecie powinno być jak najwięcej.— Oświadczyła a Hestia po chwili również się uśmiechnęła, delikatnie, bez szczerzenia zębów.
— Dobrze — powiedziała spokojnie Carrow. — Zacznę je pić. Ale nie dlatego, że to lepsze dla mnie. Tylko dlatego, że mnie o to prosisz — dodała a Hermiona przytaknęła i znów odwróciła głowę. A w jej głowie zrodziła się myśl, że po raz pierwszy w życiu ma prawdziwą koleżankę.

*


Harry zatrzymał się przy przedziale w którym siedział Theodor. Spostrzegł, że obok jego miejsca w klatce siedział kot którego kupiła Touka i odetchnął z ulgą.
Tuż przed dotarciem na Kimgs Cross chodził po pokątnej wyszukując w tłumie jej postaci, jednak nie udało mu się to. Zmarnował mnóstwo czasu, który mógł poświęcić na szukanie wolnego przedziału. Ale skoro Nott i jak zakładał, Carrow, znaleźli Toukę, to niepotrzebnie się martwił. Potter otworzył drzwi przedziału. Nott oderwał wzrok znad książki i spojrzał na niego, przez jakieś dwie sekundy, następnie wracając do czytania.
Potter przywykł do tego, że Nott go ignoruje. Niezależnie od wszystkiego, Theodor nadal go nie lubił. A Potter wciąż nie wiedział dlaczego. Harry zastanowił się przez chwilę, i dopiero teraz uświadomił sobie, że nie rozmawiał z nim o tym co wydarzyło się w dworze Draco. I właściwie nie wiedział czy powinien podejmować się tego tematu, Theodor zdradził wtedy dla Pottera swoich, ochronił tego, który wrzucił mu ojca do więzienia. Postąpił wbrew sobie, ratując tego, którego nie znosi.
— Słuchaj... Jeśli chodzi o to co się wydarzyło... Wiesz. Wtedy ze śmierciożercami to...
— Nie wysilaj się na bycie miłym Potter, mózg sobie przegrzejesz. — Przerwał mu chłopak przewracając kartkę na następną stronę a Potter zmarszczył brwi.
— Jestem ci wdzięczny.
— Sądzisz, że jak bardzo jest dla mnie istotna twoja wdzięczność ? — Uniósł do niego znudzony wzrok a Potter wzruszył ramionami.
— Pewnie niewiele.
— Tu się zgodzę — odparł i spojrzał na klatkę z kotem. — Ale coś za coś. — Podał mu ze znudzeniem klatkę. — Zrekompejsuj mi sie i przeproś Kirishimę.
— Ale przecież to nie twoje zmartwienie...
— Po prostu ją przeproś— Harry spojrzał na kota. — Pokażesz sobie jakim kretynem jesteś, w ogóle myśląc o takich rzeczach w jej obecności.
— Czyli wiesz.
— Najwyraźniej — mruknął i wrócił do książki a Harry nagle wiele zrozumiał. Zachowanie Touki, jej nagłe wyjście, słowa Ivana...
— Czy...— zamilkł na chwilę. — Czy jest możliwym, żeby inny czarodziej sprawił iż ona usłyszała moje myśli? — zapytał a Nott zamknął książkę z cichym hukiem i spojrzał na niego. — W sensie... Magicznie. Można sprawić by ludzie słyszeli moje myśli bez użycia oklumencji? Dlaczego niby Touka miałaby usłyszeć to co myślę... To przecież nielogiczne... Wcześniej tak nie mieliśmy...I teraz nagle miałoby się to zmienić?
— Opisz jak to wszystko wyglądało — oświadczył Nott a Harry zawahał się, ale wiedział, że Nott raczej nikomu o tym nie rozpowie... Poza tym, i tak jutro pewnie będzie to wiedziała cała szkoła przez jego błąd z dziennikarką. Zastanowił się przez chwilę. I uznał, że powiedzenie Nottowi może nawet okazać się dobre. Nott był inteligentny i bardzo sprytny, i mimo iż Potter go nie lubił, musiał to przyznać.
Więc opisał, wszystko po kolei, tak jak było. Powiedział o kawiarni, o Ginny, dziennikarce i Ivanie. Który mówił mu wiele dziwnych rzeczy, każdą z tych rzeczy powiedział dokładnie tak jak pamiętał. A z miarą upływu czasu, ujrzał iż Nott lekko się krzywi. Kiedy skończył, zapadła chwilowa cisza. Po której Nott parsknął chłodno.
— Nie śmiej się. Dla mnie to nie jest zabawne — mruknął a ten pokiwał głową.
— Nie chodziło mi o ciebie. A odpowiedź na twoje pytanie jest banalna — podrapał się po szyi. — Tak — odpowiedział spokojnie. — Istnieje magia która może sprawić by ludzie słyszeli swoje myśli przy udziale osób trzecich. Zwykły czarodziej z cudem opanowałby to zaklęcie. Ale jeśli mówisz, że był tam Bathory, to wiele wyjaśnia.
— Mi niezupełnie.
— Bo jeszcze go nie znasz — oparł się luźno o oparcie i na niego spojrzał. — Bathory dysponuje magią gorszą niż jakiekolwiek czarnomagiczne klątwy przekleństwa czy formuły. Jest odpowiednikiem Flory... Nawet bardziej niebezpiecznym — zamilkł na chwilę. — Bathory uwielbia mieszać — Potter ocknął się — sprawia mu to dziką radość. Wszystko odbiera jako grę. Zabawę, w której twoje życie to tylko pionek na szachownicy — machnął ręką. — Temu nie dziwi mnie to, iż był wstanie zrobić coś takiego. Jeśli kiedyś ci groził, jego groźba z całą pewnością ma pokrycie. I się jej będzie trzymał.
— Tyle, że... Nie przypominam sobie bym mu zaszkodził — oświadczył cicho Harry. Nott milczał kolejną chwilę, i spojrzał na kota Touki.
— Kto powiedział, że chodziło mu o ciebie?
— Chyba nie sądzisz, że Touka jemu...
— Bathory nigdy nie lubił ani mnie ani Touki. Z wzajemnością. Więc pewnie temu postanowił wyrządzić jej ten, jakże zabawny, kawał. — Oświadczył nagle i spojrzał w kierunku wejścia gdzie właśnie pojawiła się Flora z Touką za sobą. A Potter odetchnął. Cieszył się, że wszystko z nią dobrze.
— Długo wam zeszło — oświadczył Nott kiedy Carrow odrzucała właśnie swój płaszcz na półkę pociągu po czym zwrócił uwagę na Kirishimę i uśmiechnął się lekko. —  Jak zakupy?
— Udane. — Touka uśmiechnęła się zdejmując swój płaszcz. — Wybacz Harry, że zostawiłam cię samego... Musiałam coś załatwić.
— W... W porządku — oświadczył z zająknięciem przez co dosłyszał prychnięcie Notta, ale je zignorował. Odchrząknął i podał jej klatkę z kotem. Wyjęła zwierzątko z transportera i spojrzała w jego wielkie oczy.  
— Jaki tam z ciebie diabeł. Jesteś najśliczniejszą istotą na świecie.
— Tak, tak. A teraz ją odłóż. Nie można wypuszczać zwierząt w pociągu, odkąd ten łamaga Longbottom zgubił swoją ropuchę — mruknęła Flora patrząc na swoje świeżo pomalowane i wypiłowane na ostro paznokcie.
— Chcesz tym wydłubać komuś oczy? — Zapytał Potter patrząc na ostre końce a Ślizgonka uśmiechnęła się tajemniczo.
— Może. — Odparła a Harry miał wrażenie, że jest to skierowane bezpośrednio do osoby Touki. Flora z jakiegoś powodu jej nie lubiła, było to widać na pierwszy rzut oka.


*

Hermiona wyszła ze skrzydła szpitalnego zadowolona. Hestia była cała i jej stan był jak na razie stabilny. Miło było czuć znów ten ucisk w sercu, to uczucie, że na kimś ci zależy i ten ktoś również martwi się o ciebie. Nie rozumiała tego. Dlaczego Ślizgonka ją polubiła? Dlaczego akurat ją? Przecież jest szlamą. W dodatku z Gryffindoru. Taka przyjaźń nie powinna istnieć. Jest zakazana... "porozmawiaj z Harrym, jestem pewna, że ci wybaczy" przeszły jej przez myśl słowa Carrow, na które uśmiechnęła się blado. Hestia miała rację. Potter był jej przyjacielem, i nic nie powinno ich poróżnić tak bardzo. A tym bardziej głupia zmiana domu.
 Granger nagle zatrzymała się gwałtownie. Niespełna pół korytarza od skrzydła szpitalnego stał Malfoy. Wyglądał tak jak zwykle, tylko teraz był jakiś przygaszony... i zdenerwowany. Dostrzegła to widząc jego zaciśniętą w pięść dłoń... tak mocno, że aż pobielały mu knykcie. Chłopak opierał się o jeden z parapetów i spoglądał pusto w podłogę, wyraźnie zamyślony.
 Hermionie przypomniała się sytuacja sprzed godziny i poczuła żal, gorycz i rozdrażnienie. Mogła o nim powiedzieć naprawdę wiele, ale głęboko w środku miała nadzieję, że jest osoba, którą się nie bawi... i że tą osobą jest właśnie Carrow. Jednak… Gdyby to wszystko nie miało dla niego żadnego znaczenia to czy stałby tutaj  cały ten czas?
— Nie stałbym — Hermiona drgnęła kiedy podniósł do niej wzrok i przełknęła powoli ślinę. Skąd wiedział o czym myślała? — Zabawne co? — mruknął spoglądając na swoją dłoń, z której zsunął się srebrny naszyjnik, który miał owinięty wokół palców a Granger wstrzymała oddech widząc zawieszkę na jej końcu.
— Skąd ty... Włamałeś się do Gryffindoru! — Podniosła głos podchodząc do niego.
— Może tak, a może nie — schował wisiorek w kieszeni spodni patrząc na Hermionę pusto. — To zależy tylko od tego czy podanie hasła i wejście na teren domu legalnie, jest nazywane włamaniem.— Gryfonka spiorunowała go wzrokiem.
— Oddaj go — warknęła wyjmując do niego dłoń.
— Należy do ciebie? — Odpowiedział pytaniem z rozbawieniem a ona zacisnęła usta w wąską linię. — Nie przypominam sobie bym dawał go tobie Granger. Choć jak mniemam bardzo byś tego chciała — strzeliła na palcach. Jej cierpliwość się kończyła.
— Hestia nie chce cię widzieć. — "Błąd Hermiono" powiedziała sobie w myślach kiedy chłopak odstąpił od parapetu i stanął naprzeciwko niej a jego oczy były jak lód. Ten chłód wręcz ją kół. — Nie przyjmie go od ciebie, niezależnie od twoich intencji. —Dodała zanim zdążyła ugryźć się w język. Stali przez chwilę w ciszy, aż w końcu Malfoy odezwał się, cicho i spokojnie, zupełnie inaczej niż się spodziewała.
— Nie oddam go jakiejś podrzędnej Gryfonce — powtórzył wyjmując naszyjnik. — Bo nie ufam szlamą.— Hermiona resztkami sił powstrzymywała się by go nie uderzyć. — Daję go tobie. — Granger nagle drgnęła czując metal upadający na jej dłoń i zamrugała zdziwiona.— Bo Hestia uznała cię za przyjaciółkę.
— Skąd to wiesz? — Spytała powoli i opuściła dłoń, chłopak spojrzał w głąb korytarza i uśmiechnął się blado.
— Głupie pytanie —mruknął .— Wiem wszystko co dzieje się w jej umyśle. Niezależnie od tego czy chce żebym był blisko niej czy nie zbliżał się do niej wcale. — Granger zamarła — Hestia jest częścią mnie a ja jej. I tak już pozostanie.
— Oszalałeś — zwrócił na nią uwagę. — To... tak nie można Malfoy — powiedziała chłodno — Krzywdzisz ją i siebie też. Daj jej spokój.
— Nie mogę.
— Możesz, tylko nie chcesz! — podniosła głos. Ślizgon zmroził ją wzrokiem. — Już wystarczająco dużo jej zaszkodziłeś. Sam widziałeś! I uciekłeś. Jak tchórz. — Wytknęła mu wściekła — Nie rozumiem jak można być aż tak podłym by zostawić taką wspaniałą osobę tylko z takiego powodu! Jesteś potworem bez serca Malfoy. Nie zasługujesz na miłość ani jej ani nikogo innego — zamilkła nagle, uświadamiając sobie co powiedziała, że wypowiedziała takie okropne słowa... że to w ogóle przeszło przez jej gardło.
— Nie masz pojęcia czym jest miłość — Granger zgarbiła się ze wstydu. — Ja z resztą też nie — westchnął i znów oparł się o parapet a gryfonka spojrzała na niego ukradkiem, patrzył w sufit— ale nie możesz mi mówić, że na nią nie zasługuję. Bo tego wiedzieć nie możesz.
— Podniosło mnie i...
— Nie tłumacz mi się, bo to żałosne — warknął a Hermiona prawie się roześmiała. Zachował się jak na co dzień, irytujący dupek. — Daj go Hestii, tylko tego od ciebie oczekuję. Co do tej waszej znajomości — wyprostował się i na nią spojrzał przelotnie. — Ślizgoni nie będą wam uprzykrzać życia.
— Skąd możesz mieć tą pewność? — prychnął
— Bo to ja nimi rządzę — rzucił sucho i odszedł a Hermiona pomyślała, że gdzieś pod tą powłoką dupka, może kryć się naprawdę dobry chłopak. "o czym ty myślisz?" pomyślała i spojrzała na naszyjnik a na jej usta mimowolnie wpłynął uśmiech.



Tadam! Cóż. Wróciłam nieco później niż się spodziewałam. Niestety nadeszła pora testów maturalnych. Mój czas wolny obniżył się do minimum, ale spokojnie! Będę tu zaglądać tak jak do tej pory, choć postaram się częściej!
Co sądzicie o rozdziale?
Dziękuję za czytanie i komentarze!
Pozdrawiam!
Dorothy

1 komentarz:

  1. Hejka. Jestem nowa na twoim blogu, jednak muszę przyznać iż wciągnęła mnie ta historia.
    Jest napisana nieco niedbale i chaotycznie, ale kto powiedział, że każdy tekst musi być idealny? Da się wyczuć, że wkładasz w tą opowieść naprawdę dużą część siebie, starasz się zadbać o każdego bohatera nieco odsuwając na drugi plan samego Pottera. Jednak nie przeszkadza mi to. Lubię blogi w których przedtawiane są postaci drugi i trzecio-planowe, zwykle nieistotne, wymienione tylko z imienia i nazwiska. Bo w końcu można stworzyć z nich naprawdę niesamowite perełki.
    Twoja interpretacja sióstr Carrow jest niesamowita, do tego romans Draco i Hestii jest naprawdę wciągający. W końcu... Hestia jest postacią zupełnie różniącą się od Malfoya, naprawdę sparowanie tej dwójki napawa mnie ekscytacją, czego sama nie potrafię uzasadnić. Może dlatego, że zmierzły mi się już Dramione, Drarry i Drastoria? A może dlatego, że Hestia jest przy tym wszystkim naprawdę uroczą i słodką osóbką, której, tak jak zaznaczyłaś w blogu, nikt nie posądziłby o to by była ślizgonką, a co dopiero osobą tak bliską Draco!


    Czytając natknęłam się na kilka błędów gramatycznych. Jednak nie przeszkadzały mi wiele. Czekam na więcej! I życzę weny!

    ~ Lemrina

    OdpowiedzUsuń