czwartek, 2 marca 2017

29. Niedokończone sprawy

"Nie zwlekaj. Rób co trzeba, wtedy, kiedy trzeba." — Długo wam to zajęło — Potter spojrzał na Malfoya zdziwiony faktem, że chłopak pofatygował się poczekać na nich przy zamku a nie w Wielkiej Sali. Stał ubrany w szkolne szaty zupełnie ignorując to, iż jest zima i mróz. — To mi się wydawało, że jechaliśmy o wiele krócej niż zwykle — mruknął Zabini wychodząc z powozu, w pociągu czas zleciał im szybko na rozmowie, wyjaśnieniach i planach dotyczących ich aktualnej pozycji. Potter dowiedział się iż kategorycznie ani Nott ani Carrow nie mają zamiaru korzystać z oferty Zakonu. A do tego, że Blaise jest strażnikiem tajemnicy Draco i Flory. Przez co rozmowa przy nim o mocach jest całkowicie bezpieczna. — Wam — mruknął i spojrzał na Notta. — Coś ty taki przybity? — Dłuższa historia — machnął dłonią chłopak i owinął się szczelniej szalem. — Nie za ciepło ci? — Niespecjalnie — odparł po prostu i spojrzał na Florę, która rozglądała się wokoło. — Hestia jest w szkole, źle się czuła. — Co masz przez to na myśli? — Spytała Carrow kiedy przez chwilę milczał. — To dłuższa historia — powtórzył słowa Notta a następnie sam skierował się w kierunku szkoły a reszta poszła za nim. Harry dostrzegł,że Malfoy jest nieco podenerwowany, jakby bał się powiedzieć Florze o czymś istotnym. — Piękny — Potter spojrzał na Toukę, która z zachwytem spoglądała w gmach Hogwartu. Harry pamiętał dokładnie dzień w którym ujrzał go po raz pierwszy. Dech zaparło mu w piersiach, oczy lśniły niczym u małego chłopca, a serce mówiło, że to będzie jego jedyny i prawdziwy dom. — Choć. Bo zmarzniesz — powiedział kiedy dostrzegł iż Nott i Carrow są już oddaleni od nich o sporą odległość. Dziewczyna przytaknęła chwytając za kufer i pociągła go za sobą nadal patrząc po wieżach, wieżyczkach, rozetach ,ścianach, podporach, belkowaniach, mostach, tryglifach i wszystkich innych częściach zamku. Harry dostrzegł ciekawskie spojrzenia kilku osób które ich mijały a także westchnięcia uwielbienia, ciche piski zachwytu i niedowierzania kiedy rozpoznawali dziewczynę. — Po twojej minie wnioskuję, że ci się podoba. — Nigdy nie sądziłam, że będzie taki piękny. Z opisów Draco to ruina — Potter prychnął, tak. Draco był wstanie powiedzieć na ich szkołę takie słowa. — Pierwsze wrażenie naprawdę jest niesamowite. — Cieszy mnie to — odparł kładąc kufer koło sterty przy której stał Filch wraz z aurorami. Dziewczyna również zostawiła swoją patrząc z utęsknieniem na klatkę ze swoją kotką, którą również musiała tam zostawić. — Nic jej nie będzie. — Wiem. Tylko nieco się martwię tym wszystkim. Pierwszy raz będę chodzić do szkoły. Nie wiem jak się zachować. — Bądź po prostu sobą — odparł i przeszedł z nią przez wrota zamku a ich płaszcze i szale zniknęły. Za to oni pozostali w ubraniach które mieli pod nimi. Harry, w szkolnych szatach Slytherinu. Touka w swoich eleganckich ale prostych ubraniach, w których i tak wyglądała jak modelka. Wysoka, piękna i wyprostowana, z dumnie uniesioną głową. — Dumbledore napisał ci jak mają zamiar cię przydzielić? — zapytał a dziewczyna przytaknęła. — Na rozpoczęciu uczty. Mam mieć przydział z tiarą przydziału... Ponoć ona wybiera. — Tak. Ona. — Poparł ją i lekko się skrzywił — Cóż... Chyba nikt inny nie będzie przydzielany do domu więc, będziesz musiała wejść do wielkiej sali sama — wyjaśnił wskazując drzwi za którymi raz po raz znikali uczniowie. — Nie przejmuj się gapiami tylko idź przed siebie. — Przywykłam do wpatrujących się we mnie ludzi Harry. Nie musisz się mną martwić — zaśmiała się lekko a on westchnął z wyraźną ulgą, zupełnie zapomniał o tym, że Touka jest sławą. Mimo iż wszyscy wokół mu o tym przypominali. Wystarczyło przysłuchać się rozmowom uczniów mijających ich przed wielką salą. Wszyscy trąbili o Kirishimie.— Dziękuję.— Potter spojrzał na nią zdziwiony. — Niby za co? — Sama nie wiem... — zamilkła na chwilę i spojrzała w kierunku drzwi gdzie znikało coraz mniej uczniów. — Chyba ogółem za wszystko. — Harry zaśmiał się i machnął ręką. — Nie musisz mi dziękować. Robię to co słuszne. Nie chcę żebyś czuła się osamotniona. W końcu obiecałem, że będziemy się kolegować. — przytaknęła z uśmiechem. Harry popatrzył na drzwi. — Muszę już iść. Zaraz zacznie się przemowa. — Pewnie. Widzimy się później? — Oczywiście. — posłał jej uśmiech na który odpowiedziała mu równie energicznie, po czym machnął ręką i odszedł, zgrał się z czasem tak idealnie, że kiedy usiadł na swoim miejscu. Dumbledore wszedł na mównicę. — Dobrze widzieć was całych i zdrowych po świętach — powitał ich dyrektor a po niecałych trzech minutach Potter dostrzegł iż, Nott i Carrow już zdawali się być znudzeni tą przemową. Bowiem zupełnie ignorując dyrektora zaczęli mówić coś sobie przyciszonymi głosami. Potter spojrzał na drzwi wielkiej sali wciąż zamknięte a potem na Dyrektora, który właśnie mówił coś o niebezpieczeństwie jakie zaczęło nam zagrażać. — Wielce pedagogiczne — mruknęła Aquilina, Potter zwrócił na nią uwagę, tak jak kilku innych ślizgonów. — Straszy dzieciaki już pierwszego dnia po świętach. Pociecha dla nich jak... — Możesz się zamknąć? — Dziewczyna zamilkła i spojrzała zdziwiona w kierunku Draco, który mimo iż nie patrzył na Dyrektora, i zupełnie ignorował otaczający go świat, zwrócił uwagę Lauren. Potter szczerze mówiąc był zszokowany tym, że Draco tak zareagował. W końcu w normalnych okolicznościach zgodziłby się z Lauren a nawet dodał swoje trzy grosze, jak to miał w zwyczaju. — Przeszkadzasz. — A od kiedy to obchodzi cię co mówi Stary Drops? — Parsknął Alex,chłopak spojrzał na niego znudzony. — Nie obchodzi. — Mruknął. —Tylko jesteście za głośno. Snape już dwa razy się podnosił. Za trzecim faktycznie tu podejdzie, i wtedy mi się za was oberwie idioci. — Warknął a Alex już się nie odezwał. Harry zwrócił uwagę na Severusa, który faktycznie spoglądał w ich kierunku ze swoją wiecznie skrzywioną twarzą, ale wątpił by powodem byli rozmawiający ślizgoni. Bardziej wpatrywał się w samego Malfoya niżeli w resztę. — Draco. Gdzie jest Hestia? — Spytała Flora a chłopak spojrzał na Carrow, która teraz patrzyła na niego dziwnie. Ni to złość ni zmartwienie. Coś pomiędzy. Czego Harry nie potrafił określić.— Dlaczego nie ma jej na uczcie? — Dodała kiedy ten milczał. — Jest w Skrzydle Szpitalnym — oświadczył w końcu a Flora wyprostowała się, za to Nott podniósł do niego zdziwiony wzrok. Potter zresztą też. — Za dużo emocji. Nie powinna jeszcze tak dużo przeżywać tuż po przeszczepie. — Wyjaśnił powoli — Jej stan jest stabilny. Nie macie się czym przejmować. Wszystko z nią w porządku. — Tego bym nie powiedziała — chłopak strzelił na palcach kiedy Lauren się odezwała a Potter tak jak i reszta zwrócili na nią uwagę. Dziewczyna jednak uśmiechnęła się jedynie i już się nie odezwała, mimo,że Alex i Max wypytywali ją o więcej. O znaczenie jej słów, o to co się stało Hestii. — A teraz, już nie przedłużając, pragnę powiadomić was, że z dniem dzisiejszym, liczba naszych uczniów wzrasta o kolejną, z całą pewnością niesamowitą osobę! Proszę powitajmy naszą nową uczennicę, a waszą koleżankę, Toukę Kirishimę! — Ogłosił Dumbledore i klasnął w dłonie, a w sali rozbrzmiał gwar rozmów, który zmienił się w głośne: "woow" - kiedy tylko drzwi się otworzyły, i pojawiła się w nich Touka. Potter patrząc na nią teraz, widział już w niej osobę, którą była na co dzień. Była gwiazdą. Która nie potrzebuje niczego by ludzie na nią patrzyli. Sama jej osoba wystarczała. Nie musiała mieć olbrzymiej pupy ani niesamowitych rozmiarów piersi, nie musiała nosić wyzywających ubrań ani ostrego makijażu. Mogła po prostu iść. Tak jak zwykła, spokojnie, naturalnie, ignorując otaczający ją świat, a ludzie i tak oglądali się za nią z zachwytem. Była idealna. Bo taka miała być. Perfekcyjna w każdym calu. Dziewczyna przeszła przez całą długość wielkiej sali a kiedy przystanęła przy dyrektorze i McGonagall, która trzymała w dłoniach Tiarę Przydziału, zrobiła coś, czego nie spodziewał się nikt, i co sprawiło iż w wielkiej sali zapanowała całkowita cisza. Touka wyprostowała się z ukłonu uśmiechając w kierunku Albusa i Minerwy. — Dziękuję za możliwość nauki w tej szkole — oświadczyła głosem pełnym ekscytacji a Potter uśmiechnął się lekko patrząc w jej postać, była naprawdę podekscytowana.— Postaram się reprezentować ją z godnością, tak jak i dom do którego zostanę przydzielona. — Kupiła go tym — Nie bądź złośliwy. Zwyczajnie potrafi być charyzmatyczna — odparła Flora, Nottowi który cicho parsknął i uśmiechnął się patrząc na Toukę. — Nasz zakład aktualny? — Spytała kiedy Touka usiadła na stołku. — Jak najbardziej. — Odparł chłopak a Potter zacisnął kciuki u dłoni pod stołem, patrząc na Toukę, na głowie której położona już została Tiara. Minęła minuta, dwie... Aż w końcu Tiara się odezwała. Głośno i wyraźnie a w wielkiej sali rozbrzmiały oklaski, głośne, radosne, pełne dumy. Były to oklaski Krukonów. — Wyglądasz jakbyś odetchnął z ulgą — odezwała się Astoria a Harry na nią spojrzał, ona tego nie zrobiła patrząc jak Kirishima siada przy brzegu stołu, gdzie chwilę później zaczęły zagadywać ją dziewczyny z ich roku. — Modliłeś się by Królewna nie trafiła do Ślizgonów? — Raczej do Gryffindoru — odparł a Greengrass na niego spojrzała, od również popatrzył na nią, wydawała się być nieco zbita z tropu. — W ferie się poznaliśmy. — Księżniczka cię zaakceptowała? — Co to za przezwisko? — Odpowiedział pytaniem a dziewczyna roześmiała się lekko i westchnęła jakby zrezygnowana. — Widać, że jej magia na ciebie działa. — Co masz na myśli? — Kirishima jest Willą. — I co z tego? — Mruknął — To, że jest ładna o niczym nie świadczy. Miałem już kontakt w Willami. Nie działają na mnie otumaniająco. — Jeśli przy pierwszym spotkaniu nie zauważyłeś tego co widzą wszyscy, to znaczy, że jednak jest inaczej Harry — powiedziała rozbawiona. — Co widzisz patrząc na nią teraz? — Spytała a chłopak zwrócił uwagę na Toukę, która z uśmiechem odpowiadała na zadawane jej pytania przez dziewczyny z jej nowego domu. — Jest szczęśliwa. Wiesz. Po raz pierwszy będzie się uczyć w szkole. Więc to nic dziwnego, że czuje ekscytację przed nowym doznaniem. — Błąd — Harry spojrzał na Astorię, która teraz dłubała widelcem w jedzeniu. — Księżniczka nie jest szczęśliwa. Przyjrzyj się. To nie jest uśmiech. Tylko aktorskie wykrzywienie warg. Sztuczka z której korzysta przy głupszych od siebie. A mogę się założyć iż nie odpowiada im przyjaźnie. Tylko z wyższością. — Nie przesadzasz aby? — Ech... Zabini — rzuciła a chłopak podniósł wzrok znad swojego kurczaka i spojrzał na nich z pełnymi ustami sałatki. — Potter nie widzi księżniczki. — Jak to jej nie widzi? — Spytał kiedy już przełknął i spojrzał w kierunku Touki. — Przecież stąd widać ją ideal... — Nie chodzi o jej postać — westchnęła a czarnoskóry zamrugał jakby nie rozumiał o czym mówi młodsza. — Potter widzi w niej słodką dziewczynkę. — Z dwojga złego nią jest. — Nie rozumiesz. On widzi w niej miłą osobę. — Zabini roześmiał się a Harry zamrugał niczego nie rozumiejąc, czyżby faktycznie Greengrass miała rację i Touka nie była taka jak on ją widzi? Czy może dał się omotać magii? Nie... Niemożliwe by dał się tak łatwo zmylić. — Powtórzysz?! — Roześmiał się — Serio widzisz w niej... — Parsknął głośniej i klepnął Malfoya w ramię, który po chwili ze znudzeniem na nich spojrzał. — Słys... Słyszałeś? — Niby co? — Mruknął a Blaise parsknął głośniej. — Potter uległ magii Willi — Malfoy spojrzał na chłopaka jak na kretyna po czym skierował swój wzrok na nieco speszonego Harry'ego, który teraz już nie miał pojęcia co myśleć. Touka wydawała mu się być świetną dziewczyną. Nieco wystraszoną i skromną, bardzo niewinną. Ale wszyscy mówili, że taka nie jest... W takim razie jaka jest? — Nie ty pierwszy. Nie przejmuj się Potter, póki niczego jej nie obiecałeś, póty jest z tobą dobrze — machnął dłonią Draco a Harry zaczerwienił się mocniej a chłopak zmarszczył brwi a Blaise zamilkł patrząc na niego z otwartymi ustami. — Obiecałeś jej coś? — Spytał a Potter wzruszył ramionami. — Nic specjalnego — powiedział wymijająco. — Zwyczajnie powiedziałem, że jak pojedzie do Hogwartu to jej nie zostawię. — Chwila... Czyli jest tutaj z twojej winy?! — Podniosła głos Astoria a Harry spojrzał na nią, jeszcze bardziej nic nie rozumiejąc. Greengrass była na niego zła. — O co ci chodzi? To chyba nic złego, że poprzebywa trochę z ludźmi. — Pewnie, że nie — powiedziała zgryźliwie Greengrass. — Jeśli niczym złym nie jest wprowadzanie dyktatora do szkoły pełnej kretynów! — Nie rozumiem. — Życie księżniczki to pasmo zwycięstw nie bez powodu — powiedział Blaise a Harry zamrugał zdziwiony. — Ona jest po prostu osobą, z którą nie można przegrać. Nie odmawia się jej. Nie da sobie kopać dołów pod nogami... Jeśli nie ma tego czego chce, zrujnuje życia tak wielu osobom do czasu aż tego nie osiągnie. — Przesadzasz... — Tu akurat się zgodzę — Harry spojrzał na Malfoya, który patrzył na Kirishimę oczarowującą w tej chwili wiele osób. — Ona nie zna słowa, odpuścić. Chociaż muszę również dodać iż Zabini i Greengrass nieco podkoloryzowali jej postać. Touka w rzeczywistości przypomina bardzo osobę, którą najprawdopodobniej w niej widzisz. Słodką, nieporadną i nieco zagubioną. Bo faktycznie taka jest. Nie ma w tym fałszu. Tylko przez to ,że skupiasz się na tym i jej wyglądzie nie widzisz tych negatywów. — Jak je mam niby dostrzec? — Wypij amortencję z jej włosami. — Potter wytrzeszczył oczy na Malfoya, który spojrzał na niego znudzony, nie wyglądał jakby żartował. — Odwróci to zaklęcie działania magii Willi. Zobaczysz Toukę taką jaka jest i po działaniu eliksiru, wszystko będzie takie jak powinno. Nie będzie już cię tak do niej ciągnęło. W sensie tak mocno jak wszystkich — wskazał krukonki po czym zamilkł na chwilę patrząc na Gryffindor. Harry również tam spojrzał. Brakowało Hermiony. — Draco? — Nic. — Odparł po prostu i wrócił do jedzenia. — Zwyczajnie muszę z nią o czymś pogadać... Snape dowiedział się o zakładzie z Gryffindorem — wiele osób spojrzało na Malfoya zszokowanych. — Kazał zmienić warunki umowy ze szlamą. To wszystko. — Jakie wszystko?! Chcesz nagle zmienić zakład?! — Spytał Max. — Na co niby?— Ten wzruszył ramionami. — Na cokolwiek. — Mruknął — Z Wieprzem się nie dogadam, bo uzna mnie za tchórza. Szlama będzie bardziej rozmowna. — Ona ma imię — mruknął Harry a chłopak na niego spojrzał. — Z łaski swojej możesz nie nazywać jej jakby nie znaczyła zupełnie nic? — Przecież szlamy właśnie nic nie zna... — Zamknij się Seijuuro — Alex zamilkł spoglądając na Malfoya z szokiem, z resztą jak reszta ślizgonów którzy byli na tyle blisko by usłyszeć ich rozmowę. Draco zaczął zachowywać się inaczej. — Granger jest rozsądniejsza i raczej się z nią dogadam — powtórzył a Potter poczuł miłe uczucie w środku, Malfoy zrozumiał swój błąd. Ale nie oznacza to iż spodobało się to reszcie. Wręcz przeciwnie, nie licząc Notta i Carrow, którzy ich ignorowali, ludzie wyglądali na oburzonych a nawet złych, z powodu zachowania Draco. — Jesteś za miękki — mruknęła Lauren wstając po czym skierowała się do wyjścia, przy końcu stołu klepiąc w ramię jeszcze Tony'ego, który natychmiast wstał i zostawiając kumpli samych sobie, poszedł za przewodniczącą. Jak pies za swoją panią. * — A teraz spadaj — pierwszoroczniak natychmiast zwiał. Harry był w szoku widząc Draco w takim stanie. Zwrócił uwagę... Ba! Odjął punkty, własnemu domowi! Za wszczęcie bójki z jakimś Gryfonem. Potter go nie poznawał, Malfoy zachowywał się jakby wstąpił w niego anioł. I właśnie to go tak przeraziło. Draco jakiego znał, nigdy nie odjąłby punktów swojemu domowi. Obwiniłby za wszystko Gryfonów, do tego odjąłby im punkty i wysłał do Snape’a, który znęcał by się nad nimi dalej. Za to on... Był sprawiedliwy. Widział kto sprowokował bójkę. I winnego obwinił. — Nie jesteś aby chory? — Spytał kiedy przechodził ze ślizgonem w kierunku lochów. — Jakoś dziwnie się zachowujesz. — Skąd ten wniosek? — Odpowiedział pytaniem a Potter parsknął. — Punkty. Odjąłeś naszym punkty! — A... To — mruknął znudzony. — Muszę zachowywać się przez pewien czas jak dobry prefekt. Nauczyciele się skarżą, mogą mnie nawet zwolnić z urzędu. — Żartujesz? — Nie. Mówię całkowicie poważnie — oznajmił i znów przystanął patrząc na Pansy i Dafne, które urządziły sobie "pogawędkę" z Padmą Patil. Dosyć nieprzyjemną. — Dafne. — Dziewczyna na dźwięk swojego imienia podniosła głowę i zamrugała zdziwiona. A następnie uśmiechnęła się i podeszła do nich. — Harry, ty nie z Touką? — Krukonki ją zabrały. Nie bardzo miałem do niej dostęp. — Tak to już jest z tymi gwiazdkami — westchnęła jakby z rozmarzeniem. — Ale muszę przyznać, że komponujecie się razem świetnie. — To tylko koleżanka. — Jasne, jasne. A w kawiarni byliście razem tak całkiem przypadkiem? — spytała z drapieżnym uśmiechem a Potter błagał wszystkie bóstwa by się nie zaczerwienić. — Czy jest rzecz w tej szkole, o której nie wiesz? — Raczej nie. Prawda Malfoy? — Dodała nieco chłodniej choć uśmiechała się przy tym z zimną satysfakcją. Tak jakby chciała tym powiedzieć, że jeśli Draco nie odpowie jej w sposób taki jaki ona chce, cała szkoła o czymś się dowie. — Oczywiście droga Dafne — blondynka uśmiechnęła się uroczo a Potter naprawdę się zdziwił, Draco był potulny w stosunku do Dafne? Musiał naprawdę ukrywać coś paskudnego. — Więc w jakiej sprawie mnie zawołałeś? — Zagadnęła. — Jak widzisz jesteśmy nieco zajęte z Pansy — wskazała Parkinson, która teraz powiedziała Patil coś przez co tej oczy zaszkliły się od łez. Potter nauczył już się być bierny na to co dzieje się pomiędzy domami. Zbyt często już widział płaczące i Ślizgonki i Gryfonki, żeby mogło robić to na nim wrażenie. — Właśnie w sprawie Patil — Dafne zamrugała zdziwiona. — Dajcie jej spokój. — Teraz Pansy i Padma popatrzyły na niego z szokiem. A Harry zastygł z otwartymi ustami. — Jesteś chory? — Powtórzyła słowa Pottera Greengrass. — Dajcie jej spokój bo odeślę was do Snape’a. — Malfoy, czy ty siebie słyszysz?! — Podniosła głos blondynka patrząc mu w oczy. —Najpierw to w wielkiej sali a teraz... Ja rozumiem, że przeżywasz teraz ciężki okres ale bez przesady! — Dafne naprawdę nie chce mi się z tobą kłócić. Dajcie spokój tej i innym gryfonką, które na szczucie nie zasługują, bo będziecie trafiać na szlabany, a ślizgonom będą raz po raz odejmowane punkty. A to już nie będzie miłe. — Niszczysz tym swoją pozycję — mruknęła dziewczyna machając dłonią na Pansy, która odeszła od Padmy, która za to szybko opuściła korytarz. — Aquilina o tym już mówiła. — Jeśli będziecie słuchać się Lauren, też traficie do Snape’a. — Pani Prefekt... — Pansy, po której ty stoisz stronie, co? — Zapytał a dziewczyna zamilkła i spojrzała w podłogę. Potter poczuł coś dziwnego w powietrzu, jakieś dziwne napięcie... Malfoy nigdy nie kazał nikomu wybierać stron. Byli bezstronni. Ślizgoni nie kłócili się, wszyscy słuchali Draco, nie mieli przez to problemów, coś się popsuło, i to właśnie martwiło Harry'ego. Bo ślizgoni zaczęli się podburzać. I Potter miał wrażenie, że ten konflikt, jeśli szybko nie zostanie uspokojony, może zrodzić mini wojnę domową. A i tak mają już dużo problemów z Gryfonami. Nie potrzebny im spór wewnątrz Slytherinu.— Świetnie. — Draco. To nie tak — rzuciła za nim. — Zwyczajnie dziwnie się zachowujesz. Lauren mówiła, że to przez Hestię ale odkąd Carrow posłała cię do diabła jest jeszcze gorzej! — Potter drgnął patrząc na Malfoya, który właśnie się zatrzymał. I nie wierzył w słowa, które słyszał. Hestia...— Zrobiłeś się jakiś miękki. Odejmujesz punkty naszym mimo,że sam kazałeś szczuć Gryfonów! Zdecyduj się czego chcesz, a potem nam rozkazuj bo już się w tym wszystkim pogubiliśmy i mamy dosyć. Słyszysz?! — Nastąpił huk a dziewczyna westchnęła zrezygnowana, po czym spojrzała na Pottera, który patrzył w miejsce gdzie wcześniej stał Draco z szokiem. Obawiał się tego co właściwie zaczęło się dziać. — Nie wiem co mu wmówiłeś Potter ale masz to odkręcić. — Syknęła Pansy zła po czym odeszła, za to Dafne nadal stała w miejscu patrząc na Harry'ego, który już całkowicie się pogubił. — Nie wie na kim wyładować złość, to wszystko — powiedziała a on na nią spojrzał. — W sensie Pansy. Ślizgoni nie lubią zmian. — Wyjaśniła spokojnie i poprawiła swoją torbę na ramieniu. —Draco zawsze się rządził i bardzo dobrze mu to wychodziło. Sama nie wyobrażam sobie by teraz go mogło tutaj zabraknąć. Wszyscy zaczęliby się spierać, wybierać strony które będą dla nich korzystniejsze kiedy wojna się rozpęta… Przecież wiemy że to nieuniknione – oznajmiła szybko kiedy Potter tylko otworzył usta. – Malfoy sprawiał, że pozostawaliśmy bezstronni. I nikt tutaj nie oskarżał nikogo o to czy nie jest lub jest w Zakonie Feniksa, czy należy do Śmierciożerców, szpiegów czy co tam jeszcze jest. Znamy się nie od dziś. Wiemy doskonale, że ludzie od wakacji się pozmieniali. Ale nie mamy powodu by o to pytać. Bo nie kłócimy się. – Uśmiechnęła się delikatnie w jego kierunku. — Jest jedna rzecz która nas w tym domu jednoczy, i jedna w którą wierzymy. Jeśli jej zabraknie będzie nam trudno nie zniszczyć tej Harmonii którą utworzyliśmy i którą Malfoy tutaj utrzymywał przez ostatnie sześć lat. — Co to za rzecz? — Wierność – powiedziała prosto a Harry spojrzał na nią z szokiem. – Zdziwiony? To normalne. Raczej nie spodziewałeś się, że ślizgoni mogą czuć coś takiego jak wierność prawda? – Potter milczał. – Nadzieja umiera ostatnia. Możemy stracić wszystko: reputację, wiarygodność a nawet rodzinę ale i tak wśród Ślizgonów będziemy tymi samymi osobami. Nie ma znaczenia to czy własnoręcznie zamknąłeś ojców naszych przyjaciół w więzieniu. – Harry poczuł wstyd, odebrał im wszystko… Jednak w słusznej sprawie… Więc dlaczego to tak boli? — Jesteś teraz ślizgonem Potter. I jako ślizgon jesteś zmuszony nam ufać, tak jak my tobie. – Dafne uśmiechnęła się do niego a jej oczy błysnęły kiedy to powiedziała, Harry’ego z resztą też. Te słowa zadziałały na niego jak płynne szczęście… Z jakiegoś nieuzasadnionego powodu poczuł w środku ulgę. A niechęć do jej osoby zniknęła… Tak jak i do Ślizgonów. — I dlatego chcemy, żebyś pomógł nam utrzymać tego który harmonię podtrzymuje. Bo nie sądzę by rządy Lauren wprowadziły do Slytherinu coś dobrego. — Też mi się tak wydaje — przyznał powoli. — Ale jak mam mu niby przegadać by stał się taki jak dawniej? Skoro on sam musi się tak zachowywać by Snape nie zwolnił go z urzędu prefekta — dziewczyna zamrugała zdziwiona. — Nie dałyście mu wytłumaczyć — powiedział spokojnie. — Draco ma zachowywać się jak wzorowy prefekt, inaczej zwolnią go z tej pozycji. — W wielkiej sali też... Też powiedział to bo musiał? — Sądzisz, że sam powiedziałby to kiedykolwiek? — Odpowiedział pytaniem a dziewczyna parsknęła cicho i pokiwała przecząco głową. —Możesz więc powiedzieć Pansy i reszcie o tym, że... On robi tylko to co musi? — Pewnie — machnęła ręką. — Kamień z serca mi spadł — dodała z wyraźną ulgą. — Myślałam, że coś mu się poprzestawiało. Wiesz. Najpierw Śmierć Cassy a teraz jeszcze ta sprawa z Hestią. Musi się czuć jak wrak. — Co wydarzyło się pomiędzy nim a Carrow? — Zpytał a Greengrass pokiwała głową. — Nie mogę powiedzieć. — Dlaczego? — Bo narobiłabym mu tym kolejnych problemów. A ja mimo wszystko bardzo go lubię. — Uśmiechnęła się do Pottera. — Nie chcę żeby musiał cierpieć jeszcze bardziej. — Wierność do końca, co? — Do samego — W tej chwili, Potter pomyślał, że Dafne jest w rzeczywistości naprawdę dobrą osobą. * — Kurwa przestańcie! — drzwi trzasnęły, Theodor oderwał się od blondynki spoglądając razem z nim w kierunku drzwi gdzie stał Malfoy, poprawka, wściekły Malfoy. — Czy jest w tej pieprzonej szkole jest miejsce gdzie można w spokoju usiąść i pomyśleć!? — Nie unoś się. To też moje dormitorium — mruknął Theodor podnosząc się. — I jakoś nigdy nie pytałeś się czy mi przeszkadzają twoje spotkania z... — Zamknij się już — przerwał mu ślizgon przechodząc przez dormitorium. — A ty — zwrócił się do piątorocznej ślicznotki — Wychodź. Nie jesteś mi tu do niczego potrzebna. — Chyba się zapominasz. — Powiedziałem, że ma wyjść. — Uderzył butelką o blat stołu i usiadł w fotelu przejeżdżając dłońmi po twarzy — Głucha jesteś? — Nie mów... — Spokojnie. I tak miałam coś załatwić — powiedziała ubierając bluzkę. — Widzimy się potem. — Przytaknął po czym, zaraz kiedy drzwi się zamknęły zmarszczył brwi wstając. — Zadowolony jesteś? — Cicho — syknął ślizgon znów go uciszając. — Jesteście wszyscy za głośno. — Gówno mnie obchodzi to, że jest dla ciebie za głośno. To ty powinieneś wyjść a nie ona. Jakbyś nie zauważył, byłem zajęty.— Chłopak prychnął — Bawi cię to? — To moje dormitorium. Nie będę z niego wychodził tylko dlatego bo chcesz sobie wypieprzyć jakąś głupią dziewuchę bo brak ci odwagi, żeby powiedzieć swojej byłej głupie : przepraszam.— Odparł po czym wstrzymał oddech kiedy ten przyparł go dłonią do oparcia fotela zaciskając dłoń na jego szyi. — Daj spokój, i tak... — syknął cicho kiedy zacisnął mocniej dłoń na jego karku. — Opanuj się — mruknął Nott puszczając go i strzelił na palcach. — Zachowujesz się jak kretyn. — Witamy w realnym świecie! — uniósł dłonie do góry po czym się napił. — Pełnym kretynów dziwek i skurwysynów, którzy myślą, że mogą sobie pieprzyć kogo chcą i gdzie chcą bo ich ex się nie dowie! Zawsze się dowie. A ty będziesz na tym najbardziej cierpiał! — Znów się napił a Nott wypuścił ze świstem powietrze. Jak widać nie tylko on ma problem ze swoja byłą. — Co się stało? — A co kurwa miało się stać? — Odpowiedział pytaniem. — Wszystko jest pięknie i cudownie! Tak jak miało być! — Jak nie przestaniesz, znów oberwiesz. — A ciebie wyślę na szlaban — odparł a Nott zmierzył go wzrokiem. — Daj mi spokój. — Mieliśmy być szczerzy. — Szczerzy?! — Parsknął z rozbawieniem i spojrzał mu w oczy. — Ostatnio jak byłem szczery powiedziałem słowa, których nie rozumiem i skrzywdziłem tym tą na której mi zależy. Nie chcę już być szczerym. — Zgaduję, że chodzi o Hestię — oznajmił już spokojniej i usiadł w fotelu obok. — Co się wydarzyło? — A co się miało stać? Zawaliłem — powiedział smętnie i spojrzał w ogień palący się w kominku. — Tak jak zawsze zresztą. Ale to nie ma znaczenia. Wszystko jest tak jak powinno być. To wszystko było zbyt nierealne i niewinne by mogło istnieć. Teraz już się skończyło. I tak ma być. — Nie wyglądasz jakbyś się z tego cieszył — blondyn mu nie odpowiedział. — Nie wiem co między wami zaszło. Nawet nie wiem, czy chcę to wiedzieć, ale nigdy nie spodziewałbym się po tobie tego byś uciekł widząc jej stan. Malfoy, co się stało? Przecież oboje wiemy, że ci na niej zależy. — Czyli wiesz... — Wiem. I nie jestem wstanie pojąć twojego zachowania. Ona cię potrzebuje. — Nie. — Co? — Nie potrzebuje mnie — powtórzył. — Nie wmawiajcie jej, że jest inaczej, tak jak i mi, że ja potrzebuję jej. Tak będzie lepiej dla nas wszystkich. Kiedy udamy, że nie jesteśmy, i nigdy nie byliśmy dla siebie nikim specjalnym. — Jeśli chodzi o serce Cassy... — Nie. Nie o to chodzi — przerwał mu a Theodor znów zamilkł. — My zwyczajnie nie powinniśmy się do siebie zbliżać — dodał ciszej. — Nie będę jej już krzywdził. A ona odzyska spokój. — Spokój to pojęcie względne. — Możliwe — spojrzał na do połowy pustą butelkę. — Jednak to jedynie zależy od wiary. — Ona przestała już wierzyć w cokolwiek — chłopak drgnął. — Draco. Porozmawiajmy szczerze. — Spojrzał w podłogę — Co takiego wydarzyło się pomiędzy tobą a Hestią... Dlaczego ona tak bardzo cierpi? * Harry zatrzymał się w skrzydle szpitalnym i wziął kilka wdechów, by następnie ruszyć w kierunku łóżka w którym leżała Hestia. Niby to nic poważnego. Ale Potter uznał, że dotrzyma Carrow towarzystwa. W końcu znał to uczucie nudy jak nikt inny. Trafiał tu w końcu już niezliczoną ilość razy odkąd rozpoczął naukę w Hogwarcie. — I właśnie w ten sposób trafił do turnieju trójmagicznego... — Harry! — Zawołała uradowana Hestia ale Potter w tej chwili stał jak wryty patrząc z szokiem na dziewczynę siedzącą obok Carrow. — Hermiona? — Zapytał zatrzymując się przy łóżku ślizgonki. — Ty tutaj? — Dziewczyna przygryzła dolną wargę. — Tak... Masz gościa więc może ja... — Zostań. Przecież to Harry. Nie musisz się obawiać — powiedziała uprzejmie dziewczyna a Gryfonka spojrzała na Pottera, który wciąż się w nią wpatrywał, po czym powoli wróciła na swoje miejsce. — Dobrze cię widzieć. — Ciebie również — odparł po czym zwrócił uwagę na Hestię i doznał szoku... Jeśli to jest: "nic specjalnego" to Potter jest chyba głupi. — Jak... — Zamilkł na chwilę i wziął wdech opanowując drżenie głosu. — Jak się czujesz? — O wiele lepiej niż wyglądam. Naprawdę — przyznała a on przytaknął. Carrow wyglądała w tej chwili na jeszcze drobniejszą niż kiedy widział ją po raz ostatni. A było to dwa dni temu... Sam nie wierzył że w ciągu tego czasu może się tak zmienić... Nawet włosy miała białe. — Co się właściwie wydarzyło? — Zapytał a ślizgonka uśmiechnęła się blado — Nic ważnego. — Nic? Hestia. Przecież widzę że... — Tak wyglądam już od dobrych kilku miesięcy. Maskuję to na co dzień zaklęciem. Spójrz — podniosła różdżkę po czym znów była taka jak zwykle, piękna, zaróżowiona, uśmiechnięta. — To taka dziewczęca sztuczka. — Całkiem efektowna. — Zdjęła zaklęcie po czym wzruszyła ramionami. — Co cię tu sprowadza? — Pomyślałem, że możesz się nudzić ale jak widzę. Masz już kogoś do rozmowy — przyznał i spojrzał na Granger. — Nie wiedziałem, że się kolegujecie. — Nic dziwnego, nasza znajomość trwa od jakichś dwóch dni. — Zaśmiała się Carrow. — Jak na razie jesteś głównym tematem naszych rozmów.— Potter na nią spojrzał, uśmiechała się. — Naprawdę. O niczym innym nie mówimy jak tylko o tobie. — Nie wiem czy mam się cieszyć czy obawiać. — Raczej cieszyć. Hermiona nie mówi na ciebie niczego złego. A ja, jak wiesz, raczej nie jestem w stanie mówić źle o ludziach. — Tak. Wiem... No weź, nie jestem Goylem żebyś się tak odsuwała! — Mruknął a Hermiona drgnęła za to Hestia zachichotała cicho. — Daj spokój, ile mamy lat żeby się zachowywać jak dzieci? — Nie wiem jak inaczej się zachować — powiedziała cicho i na niego spojrzała. — Ja… — Wydaje mi się, że powinniście porozmawiać w cztery oczy — oboje spojrzeli na Hestię, która na nich patrzyła. — Tak będzie lepiej. — Prawie jednocześnie przytaknęli po czym skierowali się do wyjścia. Jednak kiedy tylko wyszli na korytarz… — Przepraszam... Ale nie dam rady — Potter zamrugał i zanim zdążył zareagować w jakikolwiek sposób. Ona już zniknęła za zakrętem. Chłopak westchnął ciężko, naprawdę chciał z nią wszystko wyjaśnić. — Zakochałeś się? — Potter drgnął i podniósł wzrok spoglądając w oczy Touki, która uśmiechała się do niego przyjaźnie i której wcześniej ani nie usłyszał ani nie dostrzegł jak podchodziła. — Skąd niby taki wniosek? — Stoisz jak słup soli, zamyślony, oczy ci lśnią, a świat i to co się w nim dzieje nagle rozmyło się i zniknęło — powiedziała swobodnie.— Ludzie zakochani tak już mają. — Tylko problem polega na tym, że ja nie mam się w kim zakochać — dziewczyna zaśmiała się lekko i pokiwała głową jakby rozbawiona. — Oczywiście, że masz. Kandydatek w szkole znajdzie się na pęczki. Wystarczy, że wybierzesz, która ma być tą jedyną. — Nie wiem czy to tak działa.— Przyznał i spojrzał na jej dłonie, miała w rękach białe róże. — Idziesz do Hestii? — Tak. Draco dał mi kwiaty. Ponoć Hestia je bardzo lubi. — "Ogród białych kwiatów" pomyślał Potter przypominając sobie szklarnię z domu Draco... — W sumie się nie dziwię — Potter otrząsnął się z zamyślenia. — Są piękne. — Zgodzę się z tobą — przyznał i spojrzał na Kirishimę. Starał się, naprawdę starał się dostrzec te wady, o których mówiła Astoria i Blaise. Próbował ujrzeć w niej: Księżniczkę. Jednak im dłużej się jej przypatrywał tym więcej piękna dostrzegał w rysach jej twarzy, ciele, cerze… — Jak ona się czuje? — Chyba już dobrze — powiedział odwracając wzrok do drzwi Skrzydła Szpitalnego. — Choć wygląda nieco gorzej to twierdzi, że jej stan już jest stabilny. — I to jest najważniejsze — przyznała z uśmiechem. — Wiesz. Tak sobie myślałam... Oczywiście możesz odmówić ale... Chciałam cię prosić o przysługę. — Mów śmiało — "nigdy nie wykonuj jej przysług" nagle przypomniał sobie słowa Blaise’a. Ale już było za późno. — Nie znam jeszcze szkoły, a chciałabym w miarę szybko się w niej rozeznać. Byłbyś tak miły i mnie oprowadził? — Pewnie. Nie widzę żadnych przeszkód — odparł a ona uśmiechnęła się do niego życzliwie. — W takim razie dam Hestii kwiaty i możemy iść tak? — Potter przytaknął, wtedy jeszcze tego nie wiedział, ale tymi słowami wkopał się w największe bagno w swoim życiu. * Theodor przejechał zmęczonym ruchem dłońmi po twarzy wypuszczając ze świstem powietrze. Nie wiedział co ma powiedzieć, jak zareagować. Z jednej strony Draco był dla niego bratem, zawsze brali swoją stronę, z drugiej stan Hestii był zależny od Malfoya. Od tego co on do tej pory robił... A w ostatnich dniach zniszczył ją doszczętnie. Dylemat polegał na wybraniu swojego brata a siostry Flory. Wolałby nie wybierać. Pozostać bezstronny. Ale powiedział A, więc musi powiedzieć do tego B. — Sądziłem, że żartujesz z pozostawieniem Hestii samej — oświadczył w końcu bardzo powoli. — Bo w końcu uwierzenie w to, że jesteście w stanie od teraz udawać iż nigdy nie byliście dla siebie ważni to szaleństwo, jednak... Po usłyszeniu tego wszystkiego, i po ujrzeniu tego na własne oczy... Muszę przyznać ci rację — Draco na niego nie spojrzał.— W tej sytuacji to chyba najrozsądniejsze wyjście. — Też tak mi się wydaje. — Poparł go Malfoy po chwili ciszy i westchnął. — A przecież tak bardzo staraliśmy się by Cassy się myliła — dodał a Theodor uniósł do niego wzrok. — Ciągnęliśmy to tak długo chcąc udowodnić coś, co nie miało nigdy sensu... Z Cassy się nie dyskutuje. Zawsze to ona ma rację. I zawsze, jej słowa są trafne. Nie pasowaliśmy do siebie. — Cassy wam tak powiedziała? — Hestii. Kiedyś. Jak jeszcze nie znaliśmy Astorii — przytaknął i spojrzał w ogień. Nott przyglądał się mu przez chwilę, po czym przypomniał sobie o pewnej rzeczy, którą dostrzegł wraz z Florą w swoim domu. — Na mapie nie ma Hestii — Malfoy spojrzał na niego przelotnie po czym znów spojrzał w ogień. — Nie ma. — Nie sprawdzałeś jej myśli? — Robiłem to. — W takim razie gdzie jej fiolka? — Znów spytał ale kiedy nie otrzymał odpowiedzi zamilkł. Wpatrywał się w przyjaciela z oczekiwaniem i coraz większym szokiem. Nie mógł uwierzyć w to, że Draco... — Nie wyzbyłeś się jej tożsamości ze swojej głowy? — Spytał powoli, czując złość. Ta cała jego przemowa o tym, że musi dać spokój Hestii w tej chwili przestała mieć jakiekolwiek znaczenie. Bo to była tylko bujda skoro on, nadal kontrolował umysł Carrow. Cały czas był z nią połączony. — Draco mówię do ciebie! — Podniósł głos a Ślizgon parsknął zimno.— Dlaczego ją więzisz?! — Nie robię tego. — W takim razie co to niby jest? Jak to nazwiesz?! Trzymasz w głowie jej tożsamość. Odebrałeś jej prywatność nawet teraz, kiedy cię nienawidzi i nie chce widzieć, to ty cały czas siedzisz w niej i nie pozwalasz zapomnieć. Znęcasz się nad nią! — to nie tak że wybierał strony — Masz przestać! — ale jego serce krzyczało, że nie może pozwolić by Draco tak bardzo wyniszczał ją i siebie. — Niby dlaczego?! — Bo przed chwilą twierdziłeś, że lepiej będzie dla waszej dwójki jeśli to przerwiecie raz na zawsze. — Warknął a Malfoy zgarbił się lekko. Draco w rzeczywistości był bardziej żałosny niż dumny .— Więc niech te słowa mają jakieś pokrycie.— Ślizgon wyjął swoją różdżkę. — Oddaj Hestii to co do niej należy. A może kiedyś... Znów będziecie przyjaciółmi. Oddaj jej wolność Draco. — Ślizgon spojrzał na swoją różdżkę po czym przymknął oczy, a biała strużka światła wypłynęła z jego głowy, następnie upadając na podłogę, gdzie rozmyła się i zniknęła, jak gdyby nigdy nie istniała. * Hestia uśmiechnęła się czując nagłą lekkość w lewej piersi. Jakoby ciężki głaz nagle spadł z jej serca a ona mogła w końcu odetchnąć pełną piersią. Zwróciła uwagę na białe róże, które przyniosła Touka. Uwielbiała te kwiaty, były takie kruche i niewinne, delikatne i czyste. Kiedy była dzieckiem, Draco dał jej wianek z takich róż mówiąc, że mianuje ją na "królową róż" mimo, że to Flora ma imię Bogini kwiatów, Malfoy twierdził, że to ona, a nie jej bliźniaczk, zasługuje na ten tytuł. Lubiła to wspomnienie. Wtedy mieli po cztery... Może pięć lat. Jej rodzice jeszcze żyli, a oni świetnie się razem bawili. Wtedy jeszcze byli naiwni. Czyści i piękni. Nie zniszczeni przez świat dorosłych... Dlatego tak kochała białe róże. Bo przypominały jej o tym wszystkim i polepszało humor w ciężkich chwilach. Nie pamiętała już kiedy Draco dał jej róże. Były w szklarni, bo tak chciał, a ona uwielbiała tam przesiadywać... Chyba wiedział, że to ją uspokaja. Malfoy mało kiedy z nią tam siedział. Często wydawało się jej, że unika tego miejsca tak samo jak rozmowy z nią, ale po czasie do tego przywykła. A róże nadal przypominały jej o wszystkich dziecięcych obietnicach. O każdym uśmiechu, podskoku, pisku radości i euforii z rzeczy błahych. O życiu bez trosk i smutków. Życiu szczęśliwych dzieci… — To oznacza, że już nie dzielimy razem bólu? — Powiedziała cicho i wyjęła dłoń do róż następnie spoglądając na mężczyznę ubranego w czerń, który stał przy jej łóżku. — Że nasza klątwa już przestała mieć znaczenie? — Tak. Jesteś wolna. — Carrow uśmiechnęła się blado i wyjęła z wazonu jeden z kwiatów po czym podała go Anthony'emu, który zamrugał ze zdziwieniem. — Dla mnie?— Przytaknęła. Mężczyzna chwycił kwiat i uśmiechnął się lekko. — Dziękuję. Jeszcze nigdy nie dostałem kwiatów... Z jakiej to okazji? — Bez okazji. Lubię uszczęśliwiać i nie oczekiwać czegoś w zamian. — Powiedziała wzruszając ramionami. — Wiesz... Chyba pierwszy raz widziałam jak się uśmiechasz... Nie w ten zimny sposób. — Mężczyzna zaśmiał się cicho i przytaknął. Tak... Zdziwienie go było naprawdę trudne. — Powiedziałeś, że jestem wolna — dodała po chwili i znów spojrzała na bukiet kwiatów. — Tylko nie bardzo wiem co mam teraz zrobić. W końcu całe życie dzieliłam z kimś ból. Teraz już go nie mam... I czuję się pusta. Niepełna... Jak tą pustkę wypełnić? — Na to odpowiedź musisz znaleźć sama — odparł mężczyzna i do niej podszedł a kiedy dotknął naszyjnika leżącego na półce, ten zabłysnął i po chwili wisiał już na jej szyi. — To, że niektórych rzeczy nie widać, nie znaczy , że ich nie ma.— Powiedział cicho a ona przygryzła delikatnie dolną wargę. — Twoja mama usilnie wierzyła — położył na półce coś przez co oczy dziewczyny zalśniły łzami. — I sądzę, że pragnęłaby abyście również wierzyły... Wiesz. Chyba pierwszy raz widzę, że uśmiechasz się przez łzy. To bardzo ładny uśmiech — ślizgonka zaśmiała się lekko i go przytuliła a Anthony po raz drugi w ciągu dnia zrobił zdumioną minę. Już nie pamiętał jakie to uczucie, kiedy ktoś żywy cię przytula... Jakie to przyjemne kiedy ciepło drugiej osoby owiewa cię z każdej strony a w środku wszystkie wnętrzności lekko się ściskają, tworząc ciepło. To było naprawdę miłe uczucie. * — Można? — Ivan uśmiechnął się przelotnie i usiadł na kanapie spoglądając na dziewczynę stojącą w wejściu do jego dormitorium. — Zapraszam! — Oznajmił z radością — Przecież wiesz, że zawsze jesteś tu mile widziana — dodał kiedy blondynka zamknęła drzwi i przeszła przez pokój przystając przy łóżku na którym leżał kot. Następnie wzięła go na ręce i podeszła do kominka. Siedzieli tak chwilę, Luna głaskała kota patrząc spokojnie w ogień za to Ivan wrócił do przeglądania nowego tekstu piosenki, który podesłał mu manager, szczerze mówiąc wolał czasy kiedy sam pisał teksty a nie tylko robił to co kazała mu wytwórnia, ale cóż... Gdyby nie to, pewnie dawno media by już o nim zapomniały. Od kilku lat zupełnie stracił wenę. — Mam mały problem. — Znów ze snem? — Zagadnął i machinalnie machnął dłonią a na stoliku obok niej pojawiły się fiolki różnych kolorów i kształtów, jedne usypiające, inne dające miłe halucynacje, a jeszcze inne, dające całkowity odlot od rzeczywistości. — Nie tym razem — chłopak zmarszczył brwi i podniósł do niej wzrok, Lovegood rzadko przestawała mówić tym swoim udawanym głosikiem marzycielki, co oznaczało, iż sprawa jest naprawdę poważna. Odłożył papiery na bok i wyprężył się w fotelu uśmiechając lekko. Lubił pomagać innym, prawie tak samo bardzo jak ich poróżniać. Obie rzeczy dawały mu niesamowitą satysfakcję. — W takim razie co cię trapi? — zagadnął a dziewczyna uniosła do niego wzrok. — Hestia Carrow — powiedziała, przez co Ivan zamrugał krótko. Carrow często była wymieniana podczas jego wspólnych rozmów z Luną. I zwykle nie były to sprawy błahe... tylko... — Już ustaliliśmy, że nie jestem wstanie pomóc jej z regeneracją zdrowia. To siedzi w niej, a nie jest spowodowane małym wypadkiem. — Wiem. Nie chodzi o zdrowie, ani o wygląd... tym razem jest inaczej. Jej zmora zniknęła.— Chłopak wstrzymał oddech. Ta informacja faktycznie była poważniejsza niż inne. — Jak to? Przecież Carrow nie jest nadzwyczajną. Jej zmora nie mogła zniknąć tak do końca. — Właśnie okazuje się, że jednak niekoniecznie — powiedziała cicho blondynka wypuszczając kota z uścisku, jednak ten ani myślał ją zostawiać, zasypiając na jej kolanach. —Widzisz... Podczas moich obserwacji zauważyłam, iż ludzie którzy bardzo cierpią w środku siebie, w psychice i duchu. Są narażeni na zatracenie swojej tożsamości. W wyniku czego po śmierci stają się zmorami. Pochłonięci w żalu i smutku. — Zamilkłą na chwilę , najwyraźniej zastanawiając się nad dobraniem odpowiednich słów —Najpierw zaczynają niszczyć się tutaj, na ziemi. A potem już po śmierci. Utracenie swojej zmory jest pierwszym etapem zatracenia tożsamości. Potem... Potem jest już tylko gorzej. — Przecież z tego co mówiłaś, Zmora Carrow jest wyraźniejsza z każdym razem kiedy Hestia przeżywa ból związany z Draco. W ich aktualnej sytuacji powinna przecież jaśnieć jak gwiazda na niebie! — Tyle, że zniknęła wcześniej — Ivan zamilkł. — Sądziłam, że szybko wróci, temu nic nie mówiłam, jednak jej nie ma już pół roku. A z Hestią jest coraz gorzej... Martwi mnie to. — Nie dziwię się — oznajmił opierając głowę na dłoni. — Patrzenie na utratę przyjaciółki, musi być czymś okropnym — blondynka przytaknęła. — Jednak nie mówiłabyś mi tego wszystkiego nie mając powodu czyż nie? — Znów skinęła głową —Co mam w takim razie robić? — Zająć się nią — powiedziała cicho. — W końcu jesteś jedynym który ją rozumie. Jesteście oboje Dziećmi Końca— W pokoju zapadło długie, wymowne milczenie. Wydaje mi się, że już nieco naprostowałam niektóre sprawy, jednak nie do końca mam t Poszukuję bety! Ktoś, coś?ą pewność. Jeśli macie wciąż jakieś wątpliwości, pytania lub uwagi piszcie śmiało w komentarzach. Chętnie odpowiem na wszystkie! Pozdrawiam ~ Dorothy

3 komentarze:

  1. jedna sprawa dlaczego tak mało Astorii?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgaduję, że bardzo lubisz tą postać? :3
      Cóż... Story jest postacią nieco problematyczną, początkowo miała duże znaczenie w mojej opowieści, jednak z czasem nieco odsunęłam ją na bok, z racji, iż uznałam, że jej postać chwilowo nie jest specjalnie istotna. Ale spokojnie mam co do niej plany. W najbliższych rozdziałach będzie się ona pojawiała dosyć często. Jak było wspomniane kilka rozdziałów wcześniej. Nasz Harry ma pewien dylemat. Nie chcąc spoilerować powiem tylko, że Astoria będzie jednym z czynników, decydujących o przyszłych losach Pottera jak i ślizgonów.
      Mam nadzieję, że odpowiedź cię usatysfakcjonowała. Jeśli masz jeszcze jakieś pytania, pisz śmiało.
      Pozdrawiam
      Dorothy

      Usuń