piątek, 17 marca 2017

30. Mówią, że nie można oceniać książki po okładce


"Patrząc w oczy brzyduli, nie strasz się ujrzeć w niej piękna,a jedynie kolejne niedoskonałości, przez które twoja egoistyczna połowa, nieco się podbuduje"


— To chyba ostatnie z ważniejszych miejsc szkoły.— Powiedział Harry zatrzymując się na wieży astronomicznej. — Oczywiście jeśli zapisałaś się na astronomię — dodał po chwili namysłu na co brunetka uśmiechnęła się przelotnie.
— Tak. Będę uczęszczała — przyznała Touka i oparła się o barierkę patrząc w przestrzeń z zachwytem. Potter znów się jej zaczął przyglądać. Naprawdę nie mógł uwierzyć w to, że jej magia na niego działa. Touka nie była przecież kimś specjalnym, była piękna, fakt, do tego inteligentna i charyzmatyczna, ale nie wierzył by nie był wstanie się od niej uwolnić. Poza tym nie dawała mu powodów do tego by chciał... I może właśnie tu popełnił swój błąd? — Mam coś na twarzy? — Zagadnęła i na niego spojrzała. — Co jakiś czas intensywnie się mi przyglądasz Harry, to nieco krępujące. — Potter lekko zaczerwienił się z zażenowania. Kirishima znów spojrzała w przestrzeń, wydawała się mu być czymś zasmucona.— Powiedzieli ci, mam rację? — Harry spojrzał na swoje dłonie. — Nie szkodzi — westchnęła cicho. — Powiedzmy, że przywykłam.
— Nie obawiam się ciebie—oznajmił przez co znów lekko się uśmiechnęła.—Tylko powiedziano mi, że...
— Jestem Księżniczką — dokończyła za niego i skrzywiła się lekko. — Krzywdzące przezwisko. I mijające się z prawdą. Plota rozpuszczona przez przeciwników i innych uczniów mojej sali treningowej do prasy. — Machnęła ręką i pokiwała gorliwie głową. — Przez to, że moje życie to pasmo zwycięstw, ludzie mnie nie lubią. Twierdzą, że jestem sztuczna. Mamię przeciwników by potem wykorzystać ich naiwność do zwycięstwa. Mało kto mówi o tym jak wiele pracy włożyłam w tą pozycję. I szczerze mówiąc mało kogo to obchodzi.
— Sądzisz, że nawet Draco by wierzył prasie?
— Draco? — Spytała i na niego spojrzała po czym parsknęła. — Czyli on też coś ci powiedział.
— Niewiele, ale tak — przytaknął powoli. — Powiedział, że zwyczajnie nie chcę widzieć twoich wad, a masz ich kilka.
— Jestem tylko czarownicą. Mam wady jak każdy inny człowiek. To nic specjalnego. A ty z całą pewnością je dostrzeżesz bardzo szybko Harry. Magia Willi na ciebie nie działa — Harry zamrugał zdziwiony. A Kirishima na niego spojrzała. — Mówię poważnie.
— Powiedziano mi coś innego.
— A czy ty słuchasz się innych czy samego siebie? — Zagadnęła za to Potter zamilkł. — Nie działam na ciebie. Gdyby tak było, z całą pewnością po zamku oprowadzał by mnie ktoś inny. Może Draco, może Theodor. Ale z całą pewnością nie osoba, która widzi we mnie boginię.
— Ciebie to...
— Drażni? Tak — przytaknęła. — Jeden z powodów dla których przebywałam tyle czasu sama. Ja nie widzę w sobie nikogo nadzwyczajnego. To naprawdę pocieszająca myśl, skoro tutaj cóż. Jestem Księżniczką.— Machnęła dłońmi nieokreślony znak wskazując samą siebie. A Potter parsknął cicho.
— Jeśli cię to pocieszy, dla mnie też nie jesteś idealna.
— I to jest największy dowód na to, że na ciebie nie działam. — Odparła a Potter poczuł, że niewidzialny kamień spada z jego serca.

*


— Uczennica-Prefekt, hm? — mruknęła Hermiona przechodząc przez korytarz. Wracała właśnie od Hestii, a jej głowę zaprzątała do tej pory tylko jedna myśl. "Jak ich pogodzić?". Szczerze mówiąc sama dziwiła się tą myślą. Nie znosiła Malfoya, i wolałaby gdyby Hestia również nie miała z nim kontaktu, jednak to wszystko wydawało się jej być zbyt książkowe by być prawdziwym. Malfoy musiał mieć powód by zareagować w taki sposób w stosunku do Carrow. Nie znała go zbyt dobrze, wręcz w ogóle, ale Malfoy zachował się zupełnie wbrew swoim regułom. Był przy szlamie. A to oznaczało, że stałby tam tak długo, póki ona by nie wyszła. Nie starałby się z nią porozumieć. Nie miał powodu by z nią wtedy rozmawiać, a ona popełniła błąd krzycząc na niego i wyzywając. Nie znała jego pozycji w tym wydarzeniu, choć jak wnioskowała był on czynnikiem, który sprawił, że stan Hestii jest taki, jaki jest. Ale szczerze wątpiła w to, by to wszystko było tylko i wyłącznie winą Malfoya. Miał za wiele na głowie, by móc poświęcać całe dnie na nękaniu Hestii. Poza tym... On ją lubi. Nie postąpiłby tak. On taki nie jest... "Hermiono słyszysz sama siebie?!" krzyknęła w myślach "Właśnie taki jest. Dwulicowy, zły i podły. To Malfoy! Dupek bez serca! nie wie co to uczucia!".
— O czym tak myślisz złotko? — Hermiona zatrzymała się gwałtownie, i rozejrzała wychodząc z amoku. Była na schodach prowadzących do zachodniego wejścia biblioteki. Rzadko uczęszczanego przez uczniów przejścia. Ponieważ idąc przez nie nadkłada się jakieś trzy minuty drogi. Hermiona sama dziwiła się, że je wybrała. W stanie zamyślenia nie zdawała sobie nawet sprawy z tego gdzie idzie. I to chyba był jej błąd. Na schodach siedział, młodszy brat Marcusa Flinta, a za nią stało trzech jego kolegów. W tym Max Mosby.
— Bardzo śmieszne — mruknęła i ruszyła na przód ale chłopak nie miał zamiaru jej przepuścić. Podniósł się do pozycji stojącej i posłał jej łobuzerski uśmiech zastawiając przejście. Granger instynktownie zacisnęła dłoń na różdżce i zmarszczyła brwi. Pamiętała Flinta, nieprzyjemnego chłopaka, który na pewnym meczu kantem zrzucił Olivera Wooda z miotły. Wolałaby, żeby jego brat się do niego nie upodabniał.
— Daj spokój Granger, przecież nic się nie dzieje — rzucił sucho, a jego kumple przytaknęli. — Taka jesteś przecież ostrożna. Co garstka ślizgonów mogłaby zrobić Pani Prefekt?— Parsknął jednak Hermiona nadal patrzyła na niego z tą samą upartością.
— Powiedz czego chcesz, albo się odsuń. Nie mam czasu.
— Och. Ależ oczywiście! — Ukłonił się przesadnie i posłał jej niewinny uśmiech, to wykrzywienie warg bardzo przypominało Granger fałszywy uśmiech Pani Malfoy z wakacji. Chyba każdy Ślizgon ma wrodzony ten podstępny grymas twarzy. — Sprawa jest całkiem prosta złotko.  Zrobisz to co chcemy, i wszyscy pójdziemy w swoją stronę.
— Chyba nie rozumiem.
— Nick! Zapisz to! Panna Wiem Wszystko nie rozumie! — Oświadczył nagle z rozbawieniem, za to Hermiona zacisnęła mocniej palce na różdżce, coraz bardziej drażniła ją ta rozmowa. — Słuchaj uważnie gówniaro, bo nie mam zamiaru powtarzać. — Nachylił się nad nią, spoglądając w jej oczy z pogardą. — Zrobisz wszystko, żeby Gryffindor przegrał ten zakład, rozumiemy się? — Dziewczyna parsknęła głośno, i to był jej błąd. Syknęła kiedy chwycił ją jakiś chłopak od tyłu i przycisnął do ściany a różdżka wypadła jej z dłoni w chwili rozproszenia. Słyszała tylko jak upada na dół schodów z cichym obijaniem się o stopnie. — Zły ruch Granger — przygryzła lekko dolną wargę. — Przegracie zakład z twoją albo bez twojej pomocy, ale na twoim miejscu jednak wybrałbym moją propozycję. Bo jeśli ty pomożesz nam. To nic nie będzie grozić ani tobie, ani twojej nowej koleżance. — Hermiona wstrzymała oddech. — Cóż, wieści szybko się rozchodzą. Za to Carrow od zawsze miała już w Slytherinie pod górkę. Jak sądzisz, co z nią zrobimy kiedy wróci ze Skrzydła Szpitalnego? — Serce Granger zabiło szybciej. — Draco przy niej nie ma — powiedział słodkim głosikiem i oparł się o ścianę do której była przyparta, patrząc na nią z uśmiechem. — Nie ma kto jej już chronić. A nasze zasady są rygorystyczne Granger. Za to co zrobiła i za to co robi teraz, zostanie ukarana, bardzo boleśnie, i bardzo krwawo.
— Dajcie jej spokój. Już wystarczająco cierpi.
— Ale nie z naszej winy — parsknął ponownie. — To jak będzie Granger? Przyjmujesz ofertę? Czy chcesz trafiać do skrzydła co tydzień gdzie będziesz patrzeć na coraz to pogarszający się stan swojej koleżaneczki?
— Pieprz się — syknęła a chłopak parsknął głośno i spojrzał na jednego ze swoich kolegów i wskazał szczyt schodów, a drugiemu dół. Po chwili została ona, on i chłopak który nadal ją trzymał od tyłu. Czuła jego oddech i wodę kolońską. Nie trzymał jej mocno. Właściwie, wydawało się jej, że wcale nie stara się być brutalny... Dziwne prawda?
— Oj Granger, Granger, nie lubię stosować się do takiego typu wyzwisk. Bo widzisz. To brzmi prawie jak zaproszenie — dziewczyna wstrzymała oddech i spróbowała się wyrwać, ale chłopak nagle wzmocnił uścisk, tak mocno, że aż syknęła z bólu. — Teraz już nie jesteś taka odważna co szlamo? — Zagadnął i uśmiechnął się do niej. — Boisz się? Powiedz, że tak — milczała. — Teraz nagle jesteś potulna... Cóż, jest na to za późno.
— Siedź cicho jeszcze chwilę — usłyszała tylko i wstrzymała oddech.
— Granger mówię do ciebie. Nie boisz się? — Stała cicho. — Max. Zostaw ją. Czas nauczyć tą szmatę jak się zachowywać w stosunku do star... — Rozbłysło czerwone światło po czym chłopak krzyknął upadając, Hermiona została nagle puszczona.
— Guzdrzesz się jak nie wiem. — Mruknął Mosby opierając się o ścianę a Hermiona z szokiem spojrzała na Zabiniego, który wszedł właśnie na górę schodów. Po czym zwróciła uwagę na sparaliżowanego Flinta leżącego na schodach. — Żyjesz? — Spytał Max patrząc na Gryfonkę.
— Tak... Tylko... Skąd wy...
— Za dużo pytań — mruknął Blaise wyginając się w łuk rozprostowując kości. — Niby taka z ciebie mądrala ale w towarzystwie kilku dryblasów, różdżkę puściłaś — podał jej pałeczkę a Hermiona spojrzała na niego i na Mosby’ego ze zdziwieniem. — Masz się nie pakować w kłopoty i tyle.
— Malfoy was nasłał? — Ślizgoni skrzywili się lekko
— Nasłał to za duże słowo.
— Zwyczajnie prosił, żebyśmy mieli na ciebie i Carrow oko.
— Oczy. Jest nas dwóch, oboje mamy po parze.
— Nie wchodź w szczegóły Blaise. To była przenośnia.
— Nie lubię tych twoich przenośni — Mosby zaśmiał się lekko po czym zwrócił uwagę na Hermionę, która nadal przy nich stała. — Co jest Granger? Oni nie są niebezpieczni — kopnął różdżkę Flinta, która spadła w tej chwili tak samo jak poprzednio jej własna. — Tylko się odgrażają. Ale nie masz się czym przejmować. Przestaną. Malfoy się nimi zajmie.
— Nie chciałbym być w skórze Flinta jak się dowie — dodał Zabini. — Jeśli chodzi o Hestię, Draco bywa... Ciężki.
— Tak. To chyba dobre określenie jego stanu — przytaknął mu Max.
— Chyba nie bardzo rozumiem o co chodzi... Przecież Hestia nie chce widzieć Malfoya.
— I co z tego? — Mruknął Blaise opierając się o balustradę schodów.
— Martwi się o nią mimo, iż ona posłała go w diabli?
— To, że się pokłócili nie sprawia, że Malfoy nagle przestanie się nią przejmować — parsknął Zabini.— Nie wiem jak jest w Gryffindorze, ale my swoich chronimy niezależnie od tego czy jesteśmy na siebie źli czy nie — machnął ręką. — To tak zwana wierność Granger — mruknął po czym wszedł na górę, gdzie znów rozbłysło czerwone światło i nastąpił cichy huk. Potem otwieranie drzwi biblioteki, a na końcu ich zamykanie.
— Nie przejmuj się nim, z natury jest dosyć szorstkim człowiekiem — powiedział Max a Hermiona na niego spojrzała. Znów spotkała osobę zbyt sympatyczną jak na ślizgona.— Przepraszam, że tak mocno cię ścisnąłem... Szczerze mówiąc nie spodziewałem się, że mam jeszcze tyle siły — oznajmił przejeżdżając szybkim ruchem dłoni po włosach.
— Nic nie szkodzi... I dziękuję. Gdyby nie ty i Zabini... Cóż. Wolę nie myśleć o tym co by zrobili.
— Mówiłem już. Flint umie się tylko odgrażać. Jednak... — Spojrzał na chłopaka leżącego na schodach i zwrócił uwagę na jego dłoń, która leżała blisko jego nogi. — Warto nauczyć ścierwa gdzie trzymać ręce. — Hermiona jęknęła cicho kiedy chłopak nadepnął całą powierzchnią buta na dłoń ślizgona a coś głośno pod nim chrupnęło.— To taka mała nauczka. Resztą zajmie się raczej Draco — zwrócił uwagę na Hermionę. — Uważaj na siebie — przytaknęła, po czym nagle przypomniała sobie o pewnej sprawie.
— Mosby? — Chłopak zatrzymał się i odwrócił patrząc na nią z pytającą miną. — Jeśli chodzi o to czego kazałeś mi się dowiedzieć o Nottcie.
— Tak?
— To, wydaje mi się, że jest już za późno na to, żeby go odsunąć od Carrow — powiedziała ciszej a chłopak przekrzywił lekko głowę w bok.
— Co masz na myśli?
— Rozmawiałam dzisiaj z Hestią. Powiedziała, że Carrow jest w nim zakochana— blondyn zmarszczył brwi. — Przykro mi.
— Nie masz powodu odczuwać smutku — powiedział cicho i spojrzał za siebie. — Ale dziękuję za informację. Szczerze mówiąc nie sądziłem , że przejęłaś się naszą rozmową.
— Tylko trochę. — Przytaknął i uśmiechnął się do niej następnie odchodząc, a Hermiona spoglądając na jego oddalającą się sylwetkę pomyślała, że "Może jednak ślizgoni nie są tacy źli?" . Po czym nie patrząc w dół, skierowała się po schodach w górę i właśnie w tej chwili przypomniała sobie słowa Snape’a skierowane do Hestii: "od tej chwili wasza relacja ogranicza się do stosunku uczeń—prefekt" i Granger wpadła na pewien pomysł.

*


— Zabini nadal się dąsa?— Potter ocknął się z zamyślenia i spojrzał na Florę siedzącą obok niego na kanapie, samą. Harry rozejrzał się po pokoju wspólnym wyszukując wzrokiem Notta jednak jego nigdzie nie było. Gdyby tak nad tym pomyśleć. Tylko ta dwójka zachowywała się normalnie… Przynajmniej tak się Potterowi wydawało. Jedynie w dniu śmierci Cassandry wydawali się być przygnębieni i smutni… Potem to zniknęło a oni zachowywali się w swój zwykły sposób.
— Czyli też zauważyłaś...
— Ciężko nie zauważyć. Chodzi jak zaszczute dziecko. Udaje, że wszystko jest dobrze ale i tak wszyscy widzą jak odbiega myślami nie wiadomo gdzie.
— Powiedziałbym, że po prostu nie umie się z tym pogodzić.— Oznajmił chcąc chronić kumpla na co Carrow podniosła do niego swój chłodny wzrok na widok, którego po ciele Pottera przebiegły zimne dreszcze. Jednak to znikło w chwili kiedy się do niego odezwała.
— Miło, że go wspierasz – oznajmiła wywołując tym u Pottera zdziwienie, nigdy nie wyobrażał sobie by ta z sióstr Carrow mogła być kiedykolwiek ciepła w stosunku do kogokolwiek. – Zabini nie ma zbyt wiele osób, które mogłyby się o niego martwić więc pewnie to docenia.
— Jak to nie ma… Przecież cały czas otaczają go ludzie! Ma wiele przyja…
— To znajomi. – Przerwała mu a Potter zamilkł. – Czyli ludzie ,których po prostu znasz i z nimi rozmawiasz… Pewnie wiesz o tym że Zabini jest jedynakiem – przytaknął. – A co za tym idzie, jeśli nie znalazł przyjaciela to oznacza, że nie ma się komu wygadać. A każdy tego przecież potrzebuje. – Oznajmiła spoglądają w stronę wejścia do dormitoriów chłopców, gdzie po chwili pojawił się Theodor – Zwierzyć się komuś ze swoich problemów. Zabini nigdy nie miał przyjaciela, na którym mógłby polegać. Z nikim innym wcześniej nie rozmawiał o swoich problemach… Póki się nie poznali  — Harry spojrzał na Carrow ze zdziwieniem nagle wszystko rozumiejąc. – Pewnie dlatego tak to przeżył – oznajmiła a Nott, właśnie obok nich przystanął .
— Nie wiedziałem.
— Bo nie było potrzeby byś o tym wiedział – rzuciła sucho wstając. – W końcu nie miało cię tutaj być.— Nott parsknął cicho a Harry po raz kolejny odczuł wrażenie że ta dwójka go naprawdę nie lubi.
— Mówisz o Cassy? – Dziewczyna przytaknęła a Theodor spojrzał na Harry’ego, Nott z jakiegoś powodu go nie znosił, i odkąd tylko Potter się tutaj pojawił robił wiele rzeczy by nikt się do niego nie zbliżał a ludzi którzy to robili po prostu odsuwał od grupy… Do czasu aż Malfoy zaakceptował Harry’ ego. Wtedy po prostu Nott sam zaczął go unikać. Czego Harry nie rozumiał. Co takiego mu zrobił, że Theodor tak go nienawidzi? Domyślał się co może być powodem i sam Harry musiał przyznać mu rację w tej kwestii, jednak czy aby na pewno chodziło tu tylko o to, że Potter wrzucił ojca Notta za kratki? – Po co ci o niej wiedza?
— Carrow mówiła mi tylko o jej relacji z Zabinim.
— Relacji?— Powtórzył chłopak i zaśmiał się krótko na co Harry zamrugał zdziwiony. – Przecież Cassy i on nie mieli żadnych – oznajmił chłodno.
— Ale Carrow powiedziała…
— To, że się jej zwierzył nie ma najmniejszego znaczenia Potter – stwierdził z rozbawieniem.– Od tego była Cassy. Wszyscy do niej chodzili i wszyscy się wypłakiwali a komu mogła temu pomogła. Na tym polegał cel jej egzystencji.
— Mówisz o niej jak o maszynie – mruknął Potter a sekundę później stał na równych nogach patrząc z szokiem na Notta, który w czasie kiedy Potter wypowiedział tamte słowa zdążył  chwycić go za koszulę jedną dłonią i zmusić by podniósł się do pozycji stojącej oraz poddusić zaklęciem z różdżki, którą trzymał w drugiej dłoni.
     — Theo. Idziemy. – Nott spojrzał na Florę, która również stała jednak po kilku chwilach wyminęła go i skierowała się do wyjścia z pokoju wspólnego. Brunat puścił Harry’ego, na co chłopak opadł jak kukła na swoje miejsce, i poszedł za Carrow, po paru sekundach opuszczając razem z nią pomieszczenie. Potter chwycił się za kark rozmasowując go lekko: „co go napadło?”
— Jednak jesteś głupi – zaśmiała się Dafne na co Harry zwrócił na nią uwagę. Siedziała razem z Pansy na schodach razem się mu przyglądając z rozbawieniem ale i rozczarowaniem. – Spędzasz z nimi czas od tylu miesięcy i nadal się nie nauczyłeś, że nie można – podkreśliła – mówić tutaj źle o Cassy ?
— Przecież jej nie obraziłem – oznajmił Potter z usprawiedliwieniem w głosie na co Greengrass jedynie pokiwała głową po czym wzięła ceremonialny wdech i wypuściła powietrze wskazując Pansy.
— Wyjaśnij mu o co chodzi bo ja jak zacznę to w bardziej brutalny sposób – oznajmiła a Potter zamrugał zdziwiony. Dafne nie wyglądała na zbyt groźną dziewczynę… Choć w sumie jest siostrą Astorii czyli jakieś podobieństwo pomiędzy nimi musi być. Parkinson popatrzyła na niego ze znudzeniem po czym wstała, podeszła i usiadła tam gdzie wcześniej zasiadała Carrow.
— Skomentowałeś negatywnie to co Nott o niej powiedział – oznajmiła spokojnie.
— Naprawdę podsłuchujecie tak rozmowy wszystkich? – Zapytał a Dafne wzruszyła ramionami na co Parkinson jedynie wypuściła ze świstem powietrze.
— Skup się Potter – mruknęła. – Nott powiedział o tym kim jest… Kim była Cassy – poprawiła się po chwili i nieco posmutniała, Harry poczuł żal patrząc na smutne oczy Dafne która po chwili odwróciła wzrok.— Powiedział coś co było bardzo istotne dla wszystkich… A ty tak po prostu to wyznanie obraziłeś. Nie szanując w tej chwili ani nas. Ani samej Cassy.
— Przecież nie wiedzia…
— Więc powinieneś się nie odzywać. – Przerwała mu Dafne. – Nie jesteś w Gryffindorze Potter. Kiedy to w końcu do ciebie dotrze?
— Dafne ma rację. Powinieneś już uświadomić sobie ten mały szczegół – stwierdziła Pansy.  – Tam nikt się nikogo nie słucha. I przez to mają ten konflikt – Harry wrócił wzrokiem do Parkinson, która również była smutna. – Szlamy, Zdrajcy krwi i Czystokrwiści czarodzieje nie powinni być w jednym domu… To rodzi jedynie spory. Dlatego też są podzieleni. Jedni będą opowiadać się za stroną Weasleya inni zaś McLaggena i Ślizgonów.
— W końcu Cormack jest prawie Ślizgonem – oznajmiła Dafne. – Ma nasze cechy charakteru, jest ambitny i sprytny. Opowiada się zawsze po naszej stronie. Więc nie ma w tym nic dziwnego, że uznają go za zagrożenie. – Ziewnęła. – Są podzieleni a to oznacza, że potrzebują swoich słabych punktów, obserwują siebie nawzajem, szczują na siebie i chodzą za sobą jak szpiedzy.  – Machnęła ręką – Gdyby mieli osobę która ich poukłada na miejsca wszystko byłoby bardzo spokojne. Tak jak u nas. – Omiotła wzrokiem uczniów Slytherinu. – Draco się rządzi i bardzo dobrze mu to wychodzi. Sama nie wyobrażam sobie by teraz go mogło tutaj zabraknąć. Wszyscy zaczęliby się spierać, wybierać strony które będą dla nich korzystniejsze kiedy wojna się rozpęta. Malfoy sprawia, że jesteśmy bezstronni. I nikt tutaj nie oskarżam nikogo o to czy nie jest lub jest w zakonie feniksa, czy należy do śmierciożerców, szpiegów czy co tam jeszcze jest. Znamy się nie od dziś. Wiemy doskonale że ludzie od wakacji się pozmieniali. Ale nie mamy powodu by o to pytać. Bo nie kłócimy się. – uśmiechnęła się delikatnie w kierunku Pansy która przytaknęła — Cassy była kimś kto pocieszał nas w chwilach ciężkich kiedy ktoś stracił kogoś bliskiego sobie lub trafił do sierocińca – Harry pomyślał o Milicencie Bulstrode– zawsze otrzymał od niej list. Mogłeś jej nie znać. Ale ona z jakiegoś powodu znała ciebie. I mimo, że nie wiedziała nic o twoich uczuciach. Umiała pocieszyć. Każdego. Nawet zupełnie obcą sobie osobę.
— Dlaczego to robiła?
— Bo do tego była stworzona – powiedziała Pansy a Potter z niewyjaśnionych przyczyn poczuł ciepło w sercu.

*

— Pani Pomfrey? — spytała cicho Hestia kiedy kobieta powolnym ruchem różdżki sprzątała zbędne eliksiry do jednej z półek przy łóżku Hestii. — Madame Zabini już podesłała moje wyniki badań?
— Tak , komplet dokumentów jest już w Hogwarcie. — Przytaknęła pielęgniarka. — A raczej ich kopia, Uzdrowiciel nie może powierzać oryginałów nikomu. Z resztą takie procedury obowiązują wszędzie... Jednak pytasz o to z jakiegoś konkretnego powodu?
— Chciałam się tylko upewnić co do dawek lekarstw. Pani Zabini bardzo rygorystycznie podchodzi do swoich zaleceń i nie lubi jeśli inny uzdrowiciel lub ktokolwiek inny nie stosuje się do jej zaleceń.
— Tak. Znam Esmeraldę jeszcze za czasów kiedy uczyłam tu uzdrawiania — oświadczyła Pomfrey układając fiolki w półce, a Hestia zamrugała zdziwiona. — Kiedyś zajęcia eliksirów i zajęcia uzdrowicielskie były osobnymi przedmiotami — wyjaśniła sucho z nutą goryczy w głosie.  —Jednak po pierwszej wojnie, ministerstwo stwierdziło, iż lepiej będzie jeśli zajęcia te połączy się w jedne. W końcu oba przypadki polegają na warzeniu eliksirów — prychnęła jakby zła. — Cóż za ignorancja! — pokiwała głową. — Jednak odbiegłam od tematów. Chciałam powiedzieć, iż Esmeralda już jako zwykła uczennica, była bardzo zaborcza co do swoich metod. Co, nie ukrywam, zawsze mi imponowało. Była wyjątkowo bystrą dziewczyną — Carrow uśmiechnęła się blado. Tak. Pani Zabini chyba w ogóle nie zmieniła się z czasów szkolnych. — Dawki otrzymujesz te same, więc nie masz się czym przejmować dziecko. Nic nie zakrzywi twojej psychiki, czego prawdopodobnie się obawiałaś.
— Odrobinę — przytaknęła Carrow. — Wie pani kiedy będę mogła chodzić na normalne zajęcia? — Spytała cicho a kobieta na nią spojrzała przez co Hestia zamilkła. — Nie prędko, mam rację?
— Niestety drogie dziecko. Uparłaś się, że chcesz zostać w szkole. To jesteśmy w stanie ci zapewnić, tak jak i opiekę, jednak na zajęcia wrócisz w najlepszym wypadku w przeciągu miesiąca. — Dziewczyna opadła na poduszki z westchnieniem. — Przykro mi.
— Nie musi być pani przykro. Sama do tego doprowadziłam.
— To nie twoja wina. Zakrzywienia psychiki zdarzają się każdemu, nawet najdzielniejszym i najmężniejszym czarodziejom. To żaden wstyd...
— Ma pani rację. — Pomfrey zamilkła patrząc na Carrow, która spoglądała ze smutkiem w białe kwiaty stojące w wazonie. — To nie moja wina. — Białe kwiaty, białe ptaki, białe patronusy... Biel to barwa niewinności. — Więdną. Mogłaby się pani ich pozbyć? — Pielęgniarka również zwróciła uwagę na róże, były dopiero w pierwszej fazie rozkwitu. — Nie lubię spoglądać na martwe kwiaty.
— W porządku. — Przytaknęła czarownica i machnęła dłonią, a rośliny zniknęły z wazonu, pozostawiając go pusty. —  Miałaś dzisiaj dużo gości — zmieniła temat. — Odpocznij. Nie możesz się przemęczać — dziewczyna przytaknęła, po czym przymknęła oczy i poczuła dreszcze na ciele. Ten sen nie zapowiadał się pięknie, i barwnie.

                                                                          muzyka

Ivan uśmiechnął się dotykając palcami klawiszy fortepianu. Czy istniał piękniejszy instrument niż on? Wątpił. To brzmienie, czasem gniewne i ostre, innym razem delikatne i ciche. Wszystko zależało wyłącznie od dotknięć palców, odpowiedniego ułożenia dłoni i nacisku na wybrane klawisze. Wszystko miało swoje miejsce i swój czas. Każda piosenka ma swój początek i koniec, każda melodia kiedyś ucichnie i zniknie, a ludzie którzy o niej pamiętali razem z nią. Tak jak i sam muzyk. To smutne, jednak prawdziwe. Fortepian również kiedyś umrze, jego rama zgnije lub spróchnieje, klawisze przestaną lśnić a dusza umrze, tak jak muzyk. Rzeczy martwe są jak ludzie. Są piękne i użyteczne do czasu...
Czas... co to właściwie jest? Czy w ogóle istnieje? Czy jest tylko umownie nazwany, by ludzie nie zwariowali? Czas jest stanem? A może to osoba, która sprawia, że wszystko mija? Może tak naprawdę czasu nie ma? A to co się dzieje to nasze urojenie? Albo śmierć... może czas to śmierć? Ta sama istota tylko inaczej nazwana. Bo gdyby czas nie mijał, to ludzie by nie umierali ze starości, a śmierć nie mogłaby ich zabrać. Więc może ona i czas są zależni? A może jeszcze inaczej. Nie ma ani czasu ani śmierci nie ma tego wszystkiego, tylko nam się wydaje, że tak jest bo jesteśmy zbyt głupi by pojąć potęgę życia, planety, galaktyki, wszechświata...
Bathory puścił na chwilę klawisze biorąc wdech i powoli wypuścił powietrze, opróżniając umysł ze zbędnych myśli. By po kilku sekundach zacząć grać swoją ulubioną melodię. A wszystko to o czym myślał, nagle zniknęło. W końcu była to tylko chwilowa myśl, która już nie powróci, bo już została wypowiedziana. Jeśli chciałby słowo w słowo znów ją pomyśleć, najprawdopodobniej by spędził godziny nad zastanawianiem się, w przeciągu których pojawiłyby się nowe myśli, które byłyby podobne, ale z całą pewnością nie takie same jak te które już pomyślał. Bo to co było, już nie powróci, niezależnie od tego jak bardzo pragnęlibyśmy by było inaczej.

*


— Potter. Zostań. — Harry zatrzymał się tuż przy wyjściu z klasy i wstrzymał oddech. Cóż. Spóźnił się prawie dziesięć minut na lekcję Snape’a. Musiałby wydarzyć się cud by ten zupełnie to zignorował.
— Widzimy się potem — rzucił Max po czym wyszedł z klasy. Był on ostatnim uczeniem, nie licząc Pottera, który znajdował się w pomieszczeniu. Drzwi kliknęły a Harry powoli odwrócił się do opiekuna domu. Nadal się nie znosili, nadal żywili do siebie uprzedzenia, nadal Snape mu dogryzał. Ale był teraz opiekunem jego domu. Więc traktował go tak jak resztę ślizgonów. Z "lekkim" przymrużeniem oka.
Severus zapisywał coś na pergaminie tuż obok dziennika, nie patrząc na Harry'ego. Z resztą tak jak zwykle. Potter przeszedł przez klasę zatrzymując się przy biurku na co Snape podniósł do niego, znudzony i pełen niechęci, wzrok.
— Co było przyczyną twojego spóźnienia? — Spytał i... O dziwo, Potter nie wyczuł w tym pytaniu skrywanej ironii. Zwyczajnie zapytał się go o rzecz oczywistą.
— Pomagałem nowej uczennicy trafić do klasy. — Odparł Potter a Snape zmierzył go wzrokiem po czym wrócił do zapisywania czegoś na pergaminie.
— Chociaż raz się do czegoś przydałeś — mruknął wolno przeciągając sylaby. — Jednak nie odprowadzaj Panny Kirishimy na wszystkie lekcje. Za każde spóźnienie odejmowane są punkty, a nie mogę sobie pozwolić na żadne tego typu wybryki, rozumiemy się?
— Tak, profesorze — przytaknął Harry, sam nie rozumiał skąd ta nagła uległość, brak złości czy irytacji osobą Severusa.
— Jest jeszcze jedna sprawa, którą muszę z tobą omówić. — Pióro wylądowało w kałamarzu a Snape podniósł się do pozycji stojącej, jego czarne szaty lekko zafalowały a ciemne oczy utkwiły spojrzenie w postaci Harry'ego, przez co chłopak poczuł dreszcz przebiegający po jego ciele. — Trzymasz się blisko Malfoya więc pewnie wiesz o jego niestabilnej pozycji prefekta — Potter przytaknął. — To dla mnie oczywista bzdura, jednak dyrektor nalega, że jeśli dojdzie do zwolnienia Draco ze stanowiska, ty zajmiesz jego miejsce.
— Słucham? — Zapytał zszokowany Harry, on prefektem?! Niedorzeczność. Nie nadawał się do tej funkcji. Nie potrafił upominać ani rządzić ludźmi. Nie potrafił zachować porządku w swoim umyśle a co dopiero dopilnować subordynacji w całym szkolnym domu!
— Uwierz. Dla mnie to również absurd — warknął mężczyzna przechodząc przez pomieszczenie i przystanął przy oknie spoglądając w widok zamarzniętego jeziora. — Dlatego też przekaż tą informację Malfoyowi.
— Chce pan, żeby Draco mnie znienawidził?— Mruknął cicho po czym Potter dosłyszał jakby rozbawione prychnięcie Snape’a.
— Malfoy uwielbia rywalizację. Ty jesteś jedyną osobą w szkole, która jest wstanie sprawić by znów jego chęć działania się wybudziła.
— Chyba nie rozumiem.
— To u was rodzinne. W końcu jesteś synem Pottera — warknął zgryźliwie mężczyzna i odwrócił do niego znudzony wzrok. — Zacznij się starać Potter, i nie mówię tutaj tylko i wyłącznie o nauce — Harry zamrugał zszokowany. — Carrow. Często do niej przychodzisz. — Potter błagał Boga by się nie zaczerwienić. Czy już wszyscy wiedzą, że chodzi do Hestii? Naprawdę nie chciał tym niczego uzyskać. Co sugerował mu już Zabini i Astoria. Z resztą, po świętach zrozumiał, że ona zupełnie się do niego nie nadaje więc... Odpuścił sobie Carrow. — To go drażni— Harry otrząsnął się z zamyślenia. — Zawsze był przewrażliwiony na jej punkcie.
— Sugeruje Pan, że mam robić mu na złość w każdej dziedzinie jaką lubi, by tylko znów stał się dupkiem?
— Dokładnie — mruknął sucho ignorując wulgaryzm ze strony Pottera. —W swojej aktualnej kondycji nie utrzyma Ślizgonów w szachu, a Gryfoni się wam narzucą prędzej czy później. Jeśli jednak zirytuje się wystarczająco mocno. Wszystko wróci do normy — oświadczył po czym machnął na niego ręką by odszedł, znów zaczynając patrzeć w okno. Potter stał przez chwilę milcząc, jednak po kilku chwilach odwrócił się i wyszedł. Jakoś nie podobał mu się ten plan. Nie miał zamiaru kłócić się ponownie z Draco.

*


Kiedy Carrow i Nott weszli do sali eliksirów Harry natychmiast dostrzegł jak Max się ożywił. W ciągu lekcji Mosby co jakiś czas pojawiał się w otoczeniu Flory podejmując z nią rozmowy na różne tematy lub po prostu zagadując ją bez powodu. Czasem Harry'emu wydawało się, że Carrow w ogóle go nie słucha jedynie spoglądając na niego w ten sam nudny sposób co zwykle i przytakując co jakiś czas. Każdą z tych rozmów zazwyczaj kończy Nott pojawiający się znikąd bądź po prostu przychodzący na miejsce które ustalił z Carrow wcześniej. Potter czasem zastanawiał się dlaczego Max po prostu nie odpuści? Nott pogodził się z Carrow i nie mieli powodu by ze sobą nie przebywać nad czym najwyraźniej Mosby bardzo ubolewał. I co najwyraźniej z jakiegoś powodu bardzo nie spodobało się Theodorowi. Harry już kilka razy podejrzewał, że między tą dwójką coś się dzieje jednak nigdy nie miał ku temu potwierdzenia.
      — Pan Malfoy... — Wszyscy nagle odwrócili wzrok spoglądając na osobę, która właśnie pojawiła się w klasie. Horacy wyglądał na zdziwionego obecnością Malfoya tutaj. Draco już od pewnego czasu opuszczał eliksiry… Tak jak i inne przedmioty. A wszystko za sprawą jego rozstania z Hestią. Draco stał się jak zagubione dziecko. Cóż... Tego akurat nie spodziewał się nikt.
— Przepraszam za spóźnienie profesorze — oznajmił spokojnie i przeszedł przez klasę następnie rzucając torbę na stół i usiadł obok Pottera, który patrzył na niego przez chwilę jednak po chwili odwrócił wzrok widząc to że w klasie nadal jest cicho.
— Co mamy robić? — Rzuciła Flora a teraz wszyscy zwrócili na nią swoją uwagę. Horacy otrząsnął się i klasnął w dłonie.
— Dobrze więc... Kochani... Dziś podejmiemy wysiłki nad tworzeniem dyptamu czyli eliksiru leczącego wszelkiego rodzaju rany, jest to bardzo skomplikowany eliksir którego recepturę odnajdziecie na stronie siedemdziesiątej w waszych podręcznikach. Ten kto zdoła uwarzyć eliksir pierwszy i użyteczny otrzymuje dodatkowe punkty w zdawalności mojego przedmiotu...  Także książki w dłonie i do roboty! — oznajmił i wyszedł z klasy a w pomieszczeniu rozbrzmiał szmer otwieranych podręczników a także rozmów. Potter zwrócił uwagę na to, że wiele osób odwraca głowy w ich stronę jednak udawał że się tym nie przejmuje, czyli dokładnie to co robi Malfoy przeglądając strony w książce. Harry widział, że jest przygaszony, nieco smutny i z całą pewnością niewyspany. Sam pamiętał dni kiedy to po stracie Durleyów zamknął się w pokoju i prawie przez miesiąc z niego nie wychodził. On który nigdy nie był z nimi bardzo związany tak bardzo przeżył ich stratę więc nie umiał sobie wyobrazić tego co czuł Malfoy tracąc ukochaną siostrę... A do tego ta sprawa z Hestią.
— Właśnie — Malfoy nagle zwrócił wzrok do gryfonów jakby chcąc odwrócić uwagę od siebie — Granger. — Hermiona drgnęła odwracając się w jego kierunku ze zdziwieniem. — Nie sądziłem, że to kiedyś powiem — mruknął cicho jakby do siebie — ale jesteś za mądra i zbyt ładna na to żeby marnować się dla takiej rudej kanalii, która rani cię z pierwszą lepszą szmatą. — Cała klasa zamilkła patrząc na blondyna z otwartymi ustami, nawet Flora i Theodor wyglądali jakby ktoś uderzył ich z drętwoty. Sama Hermiona wydawała się nie wiedzieć co na to odpowiedzieć również nie wierząc, że ten tleniony dupek powiedział jej to publicznie... Że w ogóle jej to powiedział! Malfoy za to po wypowiedzeniu tych słów usiadł na miejscu i nadal będąc na oczach wszystkich zaczął spokojnie zajmować się wertowaniem podręcznika... Zaraz po nim Carrow i Nott, potem Hermiona, a na końcu cała reszta. Tylko Harry siedział na swoim stołku nadal wpatrując się w kumpla z niezrozumieniem.
— Co to było? — Spytał cicho a blondyn na niego nie spojrzał sięgając po fiolkę z eliksirami
— Idąc tutaj natknąłem się na Weasleya, który najpierw rozmawiał z Brown o tym, że Granger zrobiła za niego zadanie na Transmutację, i że musi jej podziękować, następnie zaczynając się lizać z tą suką na korytarzu w sposób co najmniej nieodpowiedni — wzdrygnął się wlewając do kociołka zawartość fiolki a do drugiej dłoni chwycił nóż. — Znoszę dosyć wiele, ale nienawidzę ludzi którzy bawią się uczuciami innych w ten sposób... Sam wykorzystuję ludzi ale co innego uprzykrzać im życie a co innego ranić ich dogłębnie nie sądzisz? Gdyby Granger tamtędy przechodziła znów pobiegłaby cała zapłakana do łazienki i siedziała tam całą przerwę. To nie byłby pierwszy raz, z resztą sam widzisz co się dzieje — mruknął a Harry zdziwił się tym co Draco właśnie do niego powiedział. Pokazał w tej chwili, że wcale nie jest obojętny na ludzi... Nawet na tych których nie znosi. — Cassy zawsze chciała żebym nie kłócił się z innymi... Co jest zupełnie irracjonalnie bo odkąd pamiętam zawsze z kimś miałem konflikt — parsknął. — Ale jej już nie ma, i przynajmniej chcę spróbować być takim jakim chciała abym był. Nawet jeśli z tego powodu ludzie uznają mnie za zdrajcę krwi bo odzywam się do szlamy. Na chwilę obecną mam gdzieś to z kim i kiedy mówię rozumiesz?
— Tak mi się wydaje — przyznał Harry i uśmiechnął się. Malfoy również zmienił się przez ten tydzień... Dorósł i zrozumiał to co Harry mu powtarzał. Nie ma czegoś takiego jak czysta i brudna krew, wszyscy są tacy sami.
— Hermiona pewnie będzie chciała wyjaśnienia tego co powiedziałeś — podjął się po chwili ciszy Harry patrząc na Gryffindor, Malfoy jedynie wzruszył ramionami.
— Wie o czym mówiłem i z jakiego powodu. Nie ma powodu by podejmować się tego tematu.
— Jednak jeśli zapyta?
— Odpowiem — powiedział po prostu. — Już kilka razy zastanawiałem się żeby jej to powiedzieć ale zawsze blokowała mnie ta niechęć którą w sobie trzymałem... Teraz ona zniknęła. Jakby to że chciałem robić coś wbrew Cassy zniknęło razem z nią... To smutne, ale najwyraźniej tak musiało być... W końcu coś musi zniknąć by mogło powstać coś innego. Tak zawsze powtarzała i nigdy nie chciałem tego przyjąć do wiadomości jednak... — Zamilkł na chwilę patrząc w kociołek z którego ulatywała niebieska para — jednak kiedy spojrzałem w to co zrobiła Cassy dla mnie i ludzi których nawet nie znała. Zauważyłem że to co się wydarzyło... To co robiła... Było zaplanowane do ostatniej minuty jej życia... — Harry wytrzeszczył na niego oczy — Powinienem teraz być załamany. Ale nie jest mi nawet smutno, że jej już nie ma. Bo Cassy kochała uszczęśliwiać innych i wiem, że gdziekolwiek jest, może być dumna z tego całego dobra które wyrządziła... Może i ona musiała umrzeć. Ale dzięki niej ktoś inny przeżył.
— Mówisz o sercu?
— Dokładnie — uśmiechnął się przelotnie. — O sercu, częściach mózgu, oczach, nerkach, wątrobie... — Potter nie wierzył w to co słyszy. — Znam tylko jedną osobę która otrzymała jej część ciała...  — "jestem pewien że Hestia jest jej wdzięczna" pomyślał Harry. — Sądzę, że wszyscy ci którzy dostali coś od Cassandry są również wspaniałymi ludźmi. I... Jestem dumny z tego że miałem taką siostrę... Może boli mnie jej strata... Ale przygotowała mnie dobrze do tego, że ten dzień nadejdzie Potter. Że nie warto żałować umarłych. Bo może jeszcze kiedyś ich spotkamy. — Oznajmił i machnął różdżką a jego wywar wlał się do małej fiolki podpisanej jego nazwiskiem, którą następnie tak jak prawie wszyscy z klasy oddali już na biurko Slughorna. Harry również to zrobił następnie wracając aby spakować rzeczy do torby a następnie spojrzał za Malfoyem który jeszcze pakował swoje rzeczy, potem na Hermionę która wyraźnie zdawała się być czymś zestresowana następnie na Maxa, który kierował się do wyjścia zaraz za Nottem i Carrow którzy przed wyjściem powiedzieli coś Malfoyowi i Harry stwierdził że lepiej będzie jeśli wyjdzie... Może i wiedział o co Hermiona chce zapytać jednak jego obecność z całą pewnością nie polepszyłaby jej stanu. Więc opuścił klasę prawie zderzając się z Weasleyem który stał tuż przed drzwiami sali eliksirów.
— Wszyscy już wyszli? — Mruknął na co Harry zmarszczył brwi i obejrzał się za sobą
— Tak. Byłem ostatni — oznajmił a chłopak zaklął szpetnie, następnie odwracając się i skierował w stronę wieży Gryffindoru gdzie przy schodach czekała na niego Brown. — Malfoy ma rację. Lepiej będzie jeśli będziesz trzymać się od niego z daleka — powiedział cicho i skręcił w lewo z zamiarem skierowania się do swojego dormitorium i długiej drzemki przed kolejnymi zajęciami które rozpoczynać się będą za dwie godziny.

*


Hermiona zacisnęła palce na brzegach książki którą trzymała w dłoniach i przygryzła lekko dolną wargę patrząc w blat stołu a następnie wypuściła ze świstem powietrze i odwróciła się do Malfoya który właśnie podnosił z blatu stołu swoją torbę zupełnie ignorując Gryfonkę.
— Przykro mi z powodu twojej siostry — wypaliła a on podniósł do niej swój wzrok na co zastygła... zawsze denerwował ją ten metaliczny wzrok. Lodowaty i zimny a jednak tak bardzo przepełniony magią... nie chodziło o to co czuła , a raczej nie czuła do niego, a o tą dziwność w jego spojrzeniu. Nienormalność pod każdym względem której nie umiała zrozumieć i której żadna księga jej nie wyjaśniła. — ja... nie wiem kim była jednak wydaje mi się że... mimo iż cię nie znoszę należą ci się wyrazy współczucia.
— Nie masz powodu by odczuwać smutek ani prywatnie ani formalnie — odezwał się spokojnie a Granger odwróciła wzrok — Szczerze mówiąc myślałem, że podejmiesz się zupełnie innego tematu jednak jak zwykle robisz wszystko strasznie książkowym schematem.
— Wiem, że nie powinno mi być przykro... — oznajmiła cicho —tym bardziej, że dopiero niedawno dowiedziałam się iż w ogóle posiadasz rodzeństwo jednak uznałam, że tak po prostu trzeba. — prychnął przez co znów na niego spojrzała. — Masz mnie za idiotkę?
— Zawsze cię za taką mam, więc nie powinno cię to dziwić — odparł a ona pokiwała głową mrucząc pod nosem :"co racja, to racja". — Ale zdziwię cię i powiem, że nie. W tej chwili nawet cię szanuję — zrobiła zdziwione oczy — Okazałaś współczucie osobie, której nie znosisz. To musiało być dla ciebie ciężkie, więc przyjmuję kondolencje.
— Mówisz o tym tak spokojnie, że trudno uwierzyć w to, że jesteś po takiej stracie — oznajmiła nie myśląc o tym, że może odebrać to w negatywny sposób. Po prostu ciężko było jej w tej chwili zrozumieć jego zachowanie.
— Moja siostra wiedziała kiedy umrze Granger — oznajmił a ona zdziwiła się słysząc coś takiego. Powiedział jej wprost coś tak ważnego. — Ja wiedziałem kiedy umrze. I wiedziałem, że nie mogę nic na to poradzić. Jest mi przykro, jednak to nie to samo co utracić kogoś nagle, tak jak na przykład Potter.  Miałem czas żeby się z tym pogodzić.
— Rozumiem — przytaknęła a uścisk jej dłoni lekko się poluzował na podręczniku, już się nie obawiała rozmowy z nim. Z jakiegoś powodu czuła się normalnie... obawiała się że ją wyśmieje, zwyzywa ale to już minęło. Nawet jeśli teraz by powiedział do niej coś obraźliwego, nie uderzyłaby go z tego powodu. Czego sama nie umiała pojąć. — Co do tego co powiedziałeś na lekcji... nie powinieneś wtrącać się w życia innych.
— Wiem t...
— Jednak teraz widzę dlaczego ślizgoni nie mają tylu problemów — przerwała mu i podniosła do niego wzrok. — Zawsze się dziwiłam dlaczego oni się ciebie słuchają... w końcu jesteś zadufanym w sobie egoistą... — prychnął — ale przyglądałam się wam odkąd Harry tam trafił... i zauważyłam, że skoro rozwiązujesz sam wszystkie spory, które dzieją się w twoim domu to musisz mieć naprawdę wielką wiedzę o ludziach, skoro wszyscy się ciebie słuchają i dzięki tobie zauważają błędy, które popełnili. To, że jest u was osoba, która dba o to, że dom jest tak zgrany jest godne pochwały... — pokiwała głową uśmiechając się przelotnie do samej siebie — Również nie wierzę w to co mówię, ale podziwiam cię Malfoy. — chłopak zastygł w bezruchu — i wiem że masz rację jeśli chodzi o Rona ale... to nie jest tak proste... mnie nie znasz. — Ich spojrzenia się skrzyżowały — Nie wiesz co czuję, co kieruje moimi wyborami oraz dlaczego tak bardzo chcę aby Ron był nadal moim przyjacielem.
— Mógłbym poprzeć twoje słowa — stwierdził i spojrzał na drzwi następnie opierając się o jedną z ławek —ale niestety wiem doskonale co czujesz i czym się kierujesz. — Granger zmarszczyła brwi. — Nie wierzysz? To spróbuję powiedzieć ci to w inny sposób. Zadaj mi trzy pytania, na które odpowiedź znasz tylko ty, tylko o sobie.
— W co ty grasz?
— Udowodnię ci, że wiem dokładnie wszystko o tobie i o ludziach. — Granger spojrzała na niego nieufnie. — Śmiało. Nie podpuszczam cię.
— Nie mam co do tego pewności — ślizgon westchnął z rezygnacją słysząc te słowa. Milczał przez chwilę, po czym odezwał się spokojnie.
— Gdybym chciał ci zaszkodzić już dawno bym wygadał się przy rudzielcu o tym jak to w czwartej klasie po balu bożonarodzeniowym zaraz po kłótni z Weasleyem poszłaś z Krumem do jego pokoju  — Granger zrobiła wielkie oczy —  i dałaś się pocałować w sposób w jaki nigdy wcześniej ani później tego nie robiłaś… Przynajmniej do czasu aż nie pocałował cię Nott.
— Skąd o tym wiesz? — Oznajmiła przerażona.
— To nie powinno cię obchodzić...
— Wiedziałam, że jest z nimi coś nie tak — przerwała mu cicho. — To te oczy mam rację? — spytała na co jej nie odpowiedział — Widzisz to co ludzie ukrywają w sobie... wspomnienia, uczucia i myśli?
— Nie masz na to dowodu.
— Nie mam. — pokiwała głową — Jednak mam rację, nie powiesz, że nie.
— W sumie mógłbym — wzruszył ramionami bez entuzjazmu — Ale po co skoro to nie jest żadna tajemnica. — poprawił torbę na ramieniu — Poza tym wiesz że nie chciałem ci zaszkodzić. Nie wykorzystuję tego tak jakbym mógł. Bo wbrew pozorom nie lubię kiedy ludzie się kłócą.
— Dlatego korzystasz z tego daru aby się godzili — szepnęła a on usłyszał ją i przytaknął
— To przekleństwo nie dar — oznajmił z rozbawieniem — ale mniej więcej tak to działa — przyznał — robię to by zrozumieli swoje postępowanie a nie dlatego by się godzili. Może i to robią, ale na przykład jeśli ty w tej chwili zerwiesz kontakt z Weasleyem rozumiejąc swoje błędy nie będziesz z nim pogodzona czyż nie? Będzie na ciebie wściekły, będzie robił awantury, będzie cię wyzywał, wymyślał wiele kłamstw na twój temat aż w końcu zrobi coś przez co ty go znienawidzisz, ale dzięki temu będziesz mogła zamknąć ten rozdział i iść dalej. Interesując się tylko swoim życiem. Nie jego, Nie tym aby on ukończył szkołę, zdał klasę, napisał dobrze egzaminy. Bo ty będziesz robić za niego wszystko ale nigdy nie otrzymasz wdzięczności na jaką zasługujesz, masz nadzieję, że on się zmieni ale takie rzeczy się nie dzieją. Nie zmieni się, skoro jemu bardzo wygodnie żyje się w ten sposób i nie ma powodu by go zmieniać.
— To... Prawda. — przyznała wzdychając
— Ja żeby zrozumieć wiele rzeczy musiałem przeżyć śmierć własnej siostry — popatrzyła na niego zszokowana. — Nie zwlekaj z czymś tak ważnym bo zabraknie ci czasu Granger. A mamy go mniej niż się nam wydaje — wyminął ją kierując się w stronę wyjścia.
— Jeszcze jedno — oświadczyła a on zatrzymał się i odwrócił do niej. Hermiona podawała mu jakąś książkę, przyjął ją powoli  po czym zmarszczył brwi, widząc kodeks prefektów.
— Po co mi to dajesz?— mruknął
— Ponoć chcą cię zwolnić
— Kto ci to niby powiedział?
— Snape — ślizgon skrzywił się mocno. — To może ocalić ci skórę— westchnęła cicho. — I wiesz... nie żebym się tobą przejęła, tu chodzi bardziej o Hestię... — zamilkła na chwilę. — Wydaje mi się, że ona ciebie potrzebuje. A ty jej — podniosła do niego wzrok, patrzył na nią zdziwiony. — Więc, zachowajcie relację Prefekt—Uczennica —  oświadczyła po czym szybko opuściła klasię zostawiając go  zszokowanego w klasie eliksirów. Kiedy jednak otrząsnął się podniósł wzrok w stronę drzwi Jej już tam nie było. A w jego umyśle pojawiła się myśl, że Granger mimo wszystko jest naprawdę mądrym... i dobrym człowiekiem. Zwrócił uwagę na książkę i uśmiechnął się lekko. "Relacja uczeń—prefekt hm?"



No i mamy 30!
Króciutką, niezbyt udaną ale przysięgam, że się poprawię!
Pozdrawiam! ~ Dorothy

1 komentarz: