czwartek, 6 kwietnia 2017

31. Mieszane uczucia


                                                                      "Naj­trud­niej od­na­leźć za­gubione uczu­cia ..."         


Poczta.
Potter zakrył głowę dłońmi, słysząc dźwięk trzepoczących skrzydeł i upadku gazet na stoły. Modlił się by artykuł nie został wydany, modlił się by reporterka zgubiła zdjęcia, zmieniła zdanie lub umarła przed oddaniem materiału redaktorowi naczelnemu, błagał na kolanach by to wszystko co wydarzyło się w tamtej kawiarni nie zostało opublikowane. Jednak jego modlitwy na nic się zdały, bo kiedy tylko jedna z gazet upadła obok niego a on, z miną skazańca, spojrzał na okładkę, chciał spalić wszystko i wszystkich, którzy tę gazetę posiadają.
— Pięknie wyszłeś — Harry spojrzał na Blaise’a z mordem w oczach. Chłopak podniósł gazetę spoglądając na okładkę, gdzie to znajdowało się jedno zdjęcie podzielone na trzy części, w jednej Potter pomaga Touce zdjąć płaszcz, w drugiej rozmawia z Ginny, nonszalancko opierając się o blat baru kawiarni a na trzeciej, jest otoczony grupą kobiet i... O zgrozo! Trzyma jedną w ramionach.
— Casanova Hogwartu. Cóż. Krzywdzący tytuł. Założę się, że jestem od ciebie o sto razy lepszym podrywaczem, ale niestety nie jestem sławny. — Westchnął teatralnie i rozwinął gazetę zagłębiając się w lekturze.
— Nie czytaj tego — mruknął Harry.— I tak wystarczająco upokarzająca jest ta okładka.
— Mówiłem ci już, że wyszedłeś dobrze — mruknął chłopak zza gazety. — A artykuł i tak przeczytam, ostatnio nie mam wielu rozrywek a wypociny tej nowej reporterki są zwykle bardzo pikantne.
— Nie polepszyłeś mi tym humoru.
  — I nie miał zamiaru — Harry spojrzał na Malfoya, który siedział obok niego i zajmował się pochłanianiem chyba już trzeciej miski płatków. Potter szczerze mówiąc nigdy nie przyglądał się Draco w trakcie posiłku, i jakoś nie chciał. Ale Malfoy dzisiaj pochłaniał nadzwyczaj duże ilości jedzenia. Jak zwykle prawie nie je nic, to dziś zjadł już pięć kanapek wielkości dorodnych burgerów, kilka udek pieczonego indora, a teraz jeszcze te nieszczęsne płatki... — To on ma mieć rozrywkę nie ty Potter. Poza tym. Jesteś świetnym tematem do żartów.
— Dzięki Draco, to było naprawdę pocieszające — syknął a chłopak wzruszył ramionami i wrócił do jedzenia.
Nagle nastąpił podniecony pisk gdzieś od strony gryfonek, po czym jak Potter tam spojrzał, ciekaw czym tak się uradowały. Dostrzegł tam grupę czwarto-rocznych dziewczyn, które pokazywały jeden fragment w gazecie a wszystkie przy tym były niesamowicie czerwone.
— Dawaj to — warknął wyrywając Zabiniemu gazetę i dostrzegł kolejną serię zdjęć jego samego z różnymi dziewczynami. Patrząc na swoje stare zdjęcie z Hermioną, Potter doszedł do wniosku, iż Ivan zawsze ma rację. Bo reporterka, również jej, zaczęła czepiać się w artykule. Ale nie to było istotne. "Jak to szło. Górny róg na prawej stronie?" przebiegł wzrokiem po tekście i zamarł. — To są jakieś żarty?! — Nawet nie wiedząc kiedy, podniósł się z miejsca, trzasnął gazetą o stół i odszedł. A w wielkiej sali wybuchł jeszcze większy gwar rozmów niżeli był po doręczeniu porannej poczty.
— Czemu tak się wściekł? — Mruknął Blaise kiedy, Draco powoli chwycił za gazetę. — Przecież nie może być aż tak źle... Co tam pisze? — dodał kiedy Malfoy wytrzeszczył oczy na gazetę.
— Przesadziła.
— Możesz przeczytać co tam pisze?! — Warknął zirytowany Blaise. Denerwowało go już to odwlekanie. Niech powie co się dzieje i tyle. I tak wszyscy już wiedzą. Blondyn odłożył łyżkę do miski i teatralnie odchrząknął przez co kilka osób zwróciło na niego uwagę — "...Całe moje życie nie potrafiłem zrozumieć własnej płci i orientacji seksualnej. Nienawidzę słowa 'biseksualny', ponieważ w ten sposób wsadzają cię w ramy. Nie myślę nawet o tym, czy jestem chłopcem czy dziewczyną. Mój pierwszy związek był z dziewczyną. Dorastałem w nietolerancyjnej rodzinie na wschodzie Londynu. Nie mogłem nawet myśleć o tym żeby lubić kogoś innego niżeli tylko dziewczyny. Przejrzałem na oczy dopiero niedawno. Teraz, jestem wolny, świat się zmienił, a ja mogę być z tym kim chcę i robić z nim czego pragnę. Niezależnie od tego czy jest to jakaś głupia celebrytka czy przeciętny czarodziej przed czterdziestką..." — Draco zamilkł a Blaise patrzył na niego z wielkimi oczami. Oboje wiedzieli, że Potter w życiu nie powiedziałby takich słów, tylko... Zwrócili uwagę na inne stoły gdzie praktycznie wszyscy uczniowie pochłaniali tekst artykułu jak gąbka wodę. Chłonąc każde słowo i wykuwając sobie w głowie każdy cytat.
— Współczucie to za delikatne słowo. — Draco spojrzał na Notta, który chwycił za gazetę patrząc na nią ze znudzeniem, razem z Carrow, która siedziała obok niego. — Nie lubię Pottera, ale nigdy w życiu nie zrobiłbym mu takiego świństwa. Ta kobieta nie ma serca.
— Reporterzy z góry go nie mają. Jednak fakt... To demon nie kobieta — mruknęła Carrow czytając inne "cytaty" Harry'ego jak i innych zebranych w kawiarni. Ivan był również wymieniony w pewnych słowach, ale nie było to coś istotnego. Pewnie również wyssane z palca bzdury... Ale ludzie w te bzdury wierzyli. Kupowali je, i to właśnie było w tym wszystkim najokropniejsze.

*


— Tu jesteś! — Touka zatrzymała się z koleżankami na dziedzińcu i odwróciła do wejścia od zachodniej części szkoły. Harry odetchnął głęboko. — Możemy porozmawiać?
— Pew…
— Touka. Spóźnimy się na lekcje... — Powiedziała jedna z dziewczyn patrząc na Pottera jakoś dziwnie. "czytali artykuł" pomyślał.
— Nie chcemy żebyś się zgubiła...
— Macie teraz Zielarstwo tak? Odprowadzę ją — krukonki spojrzały na niego nieufnie. — Obiecuję, przed przyjściem Sprout, będzie już w klasie.
— Touka...
— Zaraz przyjdę — powiedziała dziewczyna, one powoli przytaknęły, po czym odeszły a Kirishima spojrzała na Pottera i lekko posmutniała. — Coś się stało Harry? — Spytała cicho i do niego podeszła, on zacisnął dłonie w pięści. — Chodzi o ten artykuł?
— Czyli ty też już go czytałaś — mruknął a dziewczyna przytaknęła. — I... Nie jesteś na mnie zła?
— A powiedziałeś to wszystko? — Pokiwał natychmiast przecząco głową. Kirishima wyjęła do niego dłoń i podniosła jego podbródek lekko w górę. — Wiem, że byś tak nie powiedział. W końcu nie lubisz prasy.
— Nie jestem żadnym zboczeńcem.
— Tu bym się kłóciła — dodała ciszej a chłopak lekko zaczerwienił się po policzkach przez co dziewczyna zaśmiała lekko. — Harry, jestem gwiazdką, przywykłam do artykułów, rozgłosu i obrzucania mnie i moich bliskich błotem. Naprawdę kilka słów jakiejś durnej reporterki nie robią na mnie wrażenia. Na tobie również nie powinny.
— Nie robią, tylko... To mnie drażni.
— Co takiego?
— Ludzie — mruknął. — Ciągłe spojrzenia, szepty, to irytujące.
— Jednego dnia cię kochają a drugiego nienawidzą. Taka jest cena bycia sławnym.
— Nigdy nie chciałem być sławą — Touka westchnęła. — Poza tym od kilku lat tylko mnie nienawidzą. Twierdzą, że jestem szaleńcem.
— I może mają rację — spojrzała po dziedzińcu, byli tutaj całkowicie sami.— Chcesz by cię kochali?
— Chcę by dali mi spokój — kopnął w jakiś kamień i na nią spojrzał, przyglądała mu się. — Nie jestem żadnym homolubem.
— Nie wiem czy istnieje takie słowo, ale rozumiem o co Ci chodzi — powiedziała spokojnie. — Jeśli chcesz, żeby przestali mówić o tym artykule, to ich ucisz.
— Niby jak?
— Udowadniając, że jest inaczej niż jest napisane — wyjęła z torby gazetę podając mu ją. — Przeczytaj cały artykuł, raz, albo dziesięć. Do czasu aż nie wchłoniesz wszystkich tych bzdur tak jak reszta szkoły.
— A kiedy już to zrobię?
— Rób na przekór każdej linijce... Mimo iż szczerze wątpię w to by ludzie cię teraz nienawidzili.
— Dlaczego?
— Bo w tym zdaniu, którego tak nienawidzisz. Tym o głupiej gwiazdce i mężczyźnie — Potter skrzywił się mocno. — Jest nawoływanie do tolerancji. Jesteś sławny Harry, a pani redaktor zrobiła ci niesamowitą reklamę tymi kilkoma linijkami.
— Wyszedłem na zboczeńca.
— Wyszedłeś na słodkiego chłopaka, który mówi o swoich emocjach.
— Nie ja to powiedział...!
— To wiemy my — przerwała mu a Potter zamilkł.— Ludzie różne zdania mają, ale większość odebrała ten artykuł jako nawoływanie do tolerancji. Nie jako Harry Potter Zboczeniec Hogwartu! — Pomachała rękami i przewróciła oczami. — Jeśli jednak chcesz pokazać siebie jako siebie a nie narzucony wzór mediów, to zacznij być po prostu sobą i pokazywać, iż media się mylą.
— Łatwo powiedzieć. Media zawsze przekrzywią moją osobę na tą gorszą stronę.
— Więc zrób to co każdy polityk, czy gwiazdor, któremu nie zależy na rozgłosie. Zapłać im.— Harry zamrugał. — Stary Kraschtock to pies na pieniądze. A jest redaktorem naczelnym. Jeśli dasz mu zadowalającą sumkę, jest wstanie nawet zwolnić tą reporterkę.
— Widać, że się na tym znasz.
— Złotko. Sądzisz, że dlaczego jestem nazwana w mediach Złotym Dzieckiem? — Parsknęła. — Bo prawie wszystkie moje brudne historie są już dawno spalone — dodała ciszej a Harry zamrugał.— Nie ma w tym kraju dziennikarza, który napisałby o mnie artykuł, którego przed publikacją wcześniej nie sprawdziłam. Tak działa marketing w Anglii, i jest on bardzo na rękę ludziom z forsą.
— Masz namiary do tego całego Kraschtocka?
— Oczywista sprawa — przytaknęła. — Gdzieś przy książkach będą moje kontakty. Dam ci jego adres sowy, najpóźniej do południa.
— Jesteś wspaniała.
— Och. Ja to wiem — machnęła dłonią a on zaśmiał się lekko po czym skierował się wraz z Touką w kierunku sali zielarstwa, obiecał ją odprowadzić by nie miała kłopotów, tylko kto obroni jego samego przed Snapem z którym teraz ma mieć obronę przed czarną magią?!

*


— Pan Malfoy? — Pomfrey zamrugała zdumiona widząc chłopaka, który właśnie oderwał dłonie od wazonu stojącego na szafce stojącej tuż obok łóżka, w którym spała Hestia.— Nie ma pan przypadkiem lekcji?
— Owszem... Mam. — Przytaknął chłopak podchodząc do kobiety, która patrzyła na niego z rezygnacją, zakładając dłonie pod biustem.
— Zdajesz sobie sprawę chłopcze, że powinnam teraz iść z tym do dyrektora? — Przytaknął. Pielęgniarka westchnęła, zwracając uwagę na bukiet róż. — Przynajmniej wiem już kogo mam nie wpuszczać — mruknęła na co chłopak spojrzał na nią zdziwiony. — Panienka Carrow, każde wyrzucać kwiaty. Twierdzi, że nie chce patrzeć jak więdną... Jednak tu nie chodzi o nie, a raczej o osobę która je przynosi. — Zwróciła na niego uwagę. — Proszę jej już niepokoić. Musi odpocząć. Jest bardzo słaba.
— Tak. Wiem. — przyznał również oglądając się za ślizgonką. — Ja właśnie w tej sprawie. — Pielęgniarka zamrugała zdziwiona. Chłopak sięgnął do torby wyjmując z niej cienką książkę obitą w czarną skórę i przekartkował, szukając paragrafu, który niedawno znalazł przeglądając ją. Granger miała rację. Jest możliwym by był przy Hestii nie łamiąc relacji do jakiej ma się ograniczać. — Według "Kodeksu Prefektów", mam za obowiązek pomagać uczniom mojego domu jak i pilnować ich w ciężkich przypadkach. — Podał kobiecie książkę i wskazał wypunktowane przypadki. Był tam również przypadek podobny do Hestii.— Więc, jeśli pani pozwoli, będę tu przychodził codziennie by jej doglądać. Ma pani z resztą i tak już wystarczającą ilość problemów z uczniami.— Poppy poprawiła swoje okulary na nosie i westchnęła oddając mu kodeks, po czym przyjrzała mu się uważniej.
— Nie robi pan tego ze względu na kodeks nieprawdaż? — Milczał. Siwowłosa pokiwała głową i skierowała się do swojego gabinetu. — Choć. Wyjaśnię ci jej dolegliwość. Profesor Snape z całą pewnością zrozumie, że pomoc mi była bardziej istotna niż jedna godzina jego zajęć. — Draco uśmiechnął się blado po czym poszedł za kobietą, a w jego myślach pojawiła się irracjonalna myśl, że musi podziękować Granger.

*


— To faktycznie przykra sytuacja — Astoria wyciągnęła nogi na kanapie w Pokoju Wspólnym  patrząc w sufit zamyślona.
— Mi to mówisz — Potter westchnął przecierając twarz dłońmi. Postanowił powiedzieć Story o tym, że Snape kazał mu się znów kłócić z Draco. Cały dzień zastanawiał się tylko nad tym by komuś o tym powiedzieć, jak o tym by zabić wszystkich którzy czytali artykuł Proroka, jednak to była już zupełnie inna historia.
Nie chciał wojny z Draco. Jednak... Bardziej chyba nie chciał zostać prefektem niżeli się z nim kłócić. Kiedyś sądził ,że pozycja Prefekta jest czymś niesamowitym, ale przebywając najpierw z Ronem i Hermioną a potem z Draco, uświadomił sobie, że bycie nim to dno. Trzeba być odpowiedzialnym za innych, patrolować korytarz, obserwować uczniów i tak dalej. Gdzie w tym wszystkim znaleźć jeszcze czas na naukę a co dopiero na odpoczynek? Nie. Wolał by było tak jak jest. Nie wytrzymałby na dyżurze z Parkinson nawet godziny nie strzelając sobie w trakcie Avadą w czaszkę.
— I co ja mam teraz zrobić? — Jęknął cicho. — Dopiero co się pogodziłem z Draco, kolejny konflikt nie jest mi do niczego potrzebny. Tym bardziej teraz, kiedy jestem na językach wszystkich.
— A może spróbowałbyś inaczej? — Zagadnęła a Potter na nią spojrzał z niezrozumieniem.
— To znaczy?
— Zamiast kłócić się z Draco spróbuj pogodzić go z Hestią. Albo — podniosła się do pozycji siedzącej i spojrzała na niego uważnie. — Spraw żeby to ona go do tego przekonała.
— Sądzisz, że to by cokolwiek dało? — Greengrass parsknęła cicho.
— Jedyną osobą, której się posłucha jest ona.
— Jakoś nigdy wcześniej jej się nie słuchał — mruknął Harry. — W ciągu całego czasu jaki tutaj spędziłem, dostrzegłem tylko jedną sytuację kiedy to Draco spełnił jej prośbę. — Skrzywił się na wspomnienie swojego pierwszego wieczora w Slytherinie.
— Bo wtedy byli razem — odparła przez co Potter zmarszczył brwi. Była to jakaś różnica? — Och Harry, od razu widać, że nie znasz się na związkach zbyt dobrze. — Podniosła się i podeszła do jego kanapy siadając na jej brzegu. — A nie ma nic silniejszego niż zazdrość o twoją ex, w pierwszych fazach po rozstaniu — oświadczyła i spojrzała na swoje dłonie. — Pokręć się koło Hestii bliżej niż trzeba, wcześniej ją o wszystkim uprzedzając. Carrow ma serce. Zrozumie dlaczego musi przekonać Draco do tego by wrócił do bycia dupkiem. I jestem pewna, że tylko ona wie jak naprawdę to zrobić.
— Skąd ta pewność? — spojrzała na niego z uśmiechem.
— Są w końcu bratnimi duszami.

*


— Widziałeś kiedyś żurawia który nie potrafi latać?
— Nie. Żurawie z natury są bardzo ostrożne, nie plątają się w miejsca gdzie może stać im się krzywda — Ivan podniósł się do pozycji siedzącej patrząc na swoją rozmówczynię, zdawała się być zaniepokojona. — Skąd to pytanie? — spytał a ona przejechała palcem w misie z wodą, która lewitowała tuż nad łóżkiem i westchnęła cicho.
— Co się dzieje z takim, którego skrzydła zostaną odcięte? — Znów zadała pytanie a Ivan spojrzał do misy. W wodzie nie przewijała się żadna wizja.
— Szybko ginie — odparł a ona przytaknęła. — To kolejna zagadka?
— Nie. To przyszłość. Nic na to już nie poradzimy.
— Nie da się jej jakoś ocalić? — Wzruszyła ramionami.
— To zależy tylko od ciebie.

*


— Żartujesz prawda? — Harry pokiwał głową patrząc na Hestię z błaganiem. W ostatnie tygodnie Draco zdążył pokłócić się z połową ślizgonów, odjąć ich domowi jakieś pięćdziesiąt punktów jak i przyprawić o płacz połowę dziewczyn, wytykając na głos każdej wszystkie z ich wad publicznie. I mimo iż był przykładnym Prefektem, nie miało to przełożenia na dobrego ucznia czy Ślizgona. Coś złego się działo, i to właśnie przerażało Pottera. A Snape obserwował, patrzył na niego każdego dnia ostrym i badawczym spojrzeniem. Czekał cierpliwie, ale Potter wiedział doskonale, że ta cierpliwość w końcu się skończy. I Harry w tym wszystkim najbardziej ucierpi. Więc po długich rozmowach z Touką jak i Astorią zdecydował się powiedzieć o wszystkim Hestii. Która zwykła unikać tematu Draco, jednak teraz wyglądała na zszokowaną. — Nie wierzę, że robi takie rzeczy.
— Wiem, że ciężko to zrozumieć, jednak taka jest prawda. Malfoy oszalał. I jeśli tak dalej pójdzie najpierw zwolnią go z pozycji Prefekta, a potem uczniowie już nie dają mu spokoju.
— Dlaczego przychodzisz z tym wszystkim do mnie? — Mruknęła odwracając wzrok na swoje książki.— Nie jesteśmy już razem.
— Tak wiem, jednak wydaje mi się, że jesteś jedyną osobą zdolną zrobić coś by to naiwne ciele znów stało się dupkiem — oświadczył cicho a Hestia zamrugała zdezorientowana patrząc na niego z obawą.
— Co masz na myśli? — Znów zadała pytanie za to Potter przygryzł lekko dolną wargę. — To przecież okropne — przyznała a Potter spojrzał na pościel. — Z opowieści Hermiony, Draco zmienił się na lepsze. Czy to, że jest dobrym prefektem i jest szczery aż tak wam przeszkadza? Bo traktuje was w ten swój normalny sposób?
— To nie jest normalne — parsknęła chłodno a Potter odważył unieść do niej wzrok. Hestia też była jakaś inna. Coś złego dzieje się z tą dwójką.
— Co ty możesz wiedzieć o jego normalnym stanie? — Spytała i podniosła się siadając na łóżku w siadzie skrzyżnym. — Nikt z was nie ma pojęcia jaki on jest. Patrzycie w kółko tylko w to co chcecie widzieć, a raczej w to co on wypycha na wierzch ukrywając tym samego siebie. Nagle stał się dobrym prefektem? Nagle zaczęło mu zależeć na uczniach? Niby dlaczego? Skoro wszystko było: "dobrze"? — zironizowała a Harry wzruszył ramionami. — Chcesz by wróciła tak zwana norma, tylko dlatego, że jesteś, tak jak wszyscy ślizgoni, egoistą Harry — Potter wytrzeszczył na nią oczy. — Mam przekonać Draco by znów zaczął grać tą brutalną rolę, mimo iż zmienił swoją postać po latach, na sprawiedliwą? Mam sprawić by znów był takim samym egoistą jak wy wszyscy? Mam to zrobić Harry?
— Nie wiem — szepnął. — Tak chyba byłoby dobrze... Znaczy, bezpieczniej dla niego samego.— Dziewczyna westchnęła kiwając głową po bokach. — Ale masz rację. To egoistyczne z naszej strony. Przepraszam, że w ogóle zacząłem temat.
— Nie chcę go już widzieć.— Potter zamilkł i popatrzył w jej oczy z szokiem. Carrow po chwili znów odwróciła głowę w bok i przejechała opuszkami palców po książkach. — Jednak skoro chcecie by wrócił do tej roli, zobaczę co da się zrobić... Ale teraz już idź — powiedziała patrząc na zegar. — Chcę odpocząć. — Potter przytaknął entuzjastycznie po czym skierował się do wyjścia. Cóż... Nie był to entuzjazm szczery, w środku czuł się okropnie, namawiając ją do tego by, po pierwsze, rozmawiała z Draco a po drugie, żeby namówiła go do bycia znów tym chamem.
Potter wyszedł a kiedy wyszedł w zakręt, z korytarza obok wyszedł Draco kierując się do Skrzydłą Szpitalnego. Minęli się zupełnie siebie nie dostrzegając. Więc oboje mieli duże szczęście, bo ostatnimi czasy nie dogadywali się zbyt dobrze.
Draco spojrzał na zegarek, była już dwudziesta, czyli Hestia powinna już spać. To oznacza, że jest to pora idealna na jego wizytę. Podanie nowej dawki eliksirów do Slughorna, zmianę ubrań jak i oddanie świeżych kwiatów oraz wymianę książek. Pomfrey po wyjaśnieniu jej kilku spraw jak i odpowiedzi na pytania dotyczące jego relację z Carrow, pozwoliła mu robić te wszystkie rzeczy, zlecając mu dopilnowanie by stary Horacy nie pomylił eliksirów, ponieważ przypadek Hestii jest wyjątkowo delikatny na każdą zmianę w dawkowaniu. Pomyłki nie były czymś z całą pewnością dozwolone.
Otworzył drzwi po czym zwrócił uwagę na gabinet Pomfrey, w którym nie świeciło się światło, co oznaczało, że wyszła. Kiedy tylko drzwi kliknęły skierował się do łóżka Carrow, która aktualnie była jedyną pacjentką Pomfrey, ponieważ gryfoni którzy byli tutaj wcześniej, szybko wyzdrowieli i do wczoraj, zniknęli ze Skrzydła Szpitalnego.
Przystanął przy łóżku Carrow i uśmiechnął się blado widząc jak leży bokiem odwrócona do niego plecami. Spała. Włożył do wazonu kwiaty i wyjął z torby książki wymieniając je, z tymi, które już przeczytała, i które leżały z boku szafki. Po czym zaczął mieszać eliksiry.
— Dziwię się, że możesz spać kiedy pijesz te świństwa — mruknął cicho do siebie. — Przecież ten smród umarłego by obudził. — Skrzywił się mieszając eliksir z uryny jednorożca z eliksirem z tojadu żółtego. Dwie krople tego i osiem…
— Kazałam ci się więcej nie pokazywać — jego ręka drgnęła a połowa eliksiru z uryny jednorożca niebezpiecznie zachwiała się prawie rozlewając na podłogę.  Carrow podniosła się i odwróciła do niego a jej wzrok był lodowaty. — Czego nie zrozumiałeś?
— Miałaś spać... — Wydukał zanim zdążył otrząsnąć się z szoku. Jej oczy pociemniały i on zrozumiał, że to był jego błąd. — Hestia... Ja tylko...
— Nie chcę cię widzieć.
— Tak. Wiem. Tylko... — Gdyby nie osłupienie w jakim był, z całą pewnością zareagowałby na to co zrobiła. Gdyby nie to, że po raz pierwszy od tygodni usłyszał jej głos, na pewno by ją powstrzymał, bronił się, lub zwyczajnie odskoczył. Jednak w tej chwili był w zbyt wielkim szoku by zareagować na to jak w ułamku sekundy chwyciła za kwiaty i uderzyła nimi z rozmachu w jego twarz. Otrząsnął się dopiero po czynie dokonanym, kiedy poczuł jak kolce wbijają w skórę i odzierają się o jego twarz.
Syknął z bólu, zaciskając w dłoniach fiolki by tylko ich nie upuścić i poczuł, że oczy mu się zaszkliły, kiedy w trakcie uderzenia jego głowa była zmuszona odwrócić się w prawo.
— Daj, mi spokój. — warknęła rzucając kwiatami o ziemię. — Mówiłam raz. Drugi tego nie powtórzę. — Nie poznawał jej. Co się z nią działo? Dlaczego brzmiała w stosunku do niego jakby chciała go zabić... Jak mogła tak go nienawidzić?
Carrow w tej chwili poczuła falę bólu przeszywającą jej ciało, i opadła na poduszki a z jej oczu uwolniły się łzy. Skąd ta nagła agresja, zimo, brak czułości... Czy to właśnie jest nienawiść? — chwyciła za naszyjnik patrząc wielkimi oczami przed siebie. "Co ja robię?" pomyślała z szokiem "czemu... czemu tak zareagowałam? co się dzieje?" spojrzała na niego, nadal stał w ten sam sposób, a ona wstrzymała oddech kiedy poczuła znów falę złości się w niej wzbierającą. "Boże" szepnęła w środku siebie widząc krew "To... Ja mu to zrobiłam?" spytała i zwróciła uwagę na książkę, którą znikąd trzymała w dłoniach. "Co.. Nie... Nie rób..."
— Wynoś się! — Wrzasnęła a on w ostatniej chwili przykucnął by nie oberwać z obszernego tomu astronomii w twarz. "Przestań!" syknęła w środku chwytając się za głowę. Przecież... Nic nie robił. Po prostu się pojawił. Dlaczego tak reagowała... Czy kiedykolwiek wcześniej kogoś uderzyła? Czy kiedykolwiek tak się darła? Nie pamiętała.
— Hestia ja... — Wstrzymała oddech słysząc jego głos, jej serce zaczęło boleć, a znów fale łez się uwolniły, ale usta... Usta wykrzywiły się w wściekłości.— Jestem tu jako prefekt. — Drgnęła.— Tak jak miało być — dodał ciszej i odłożył fiolki. — Jeśli mi nie wierzysz, zapytaj Pompfery. Jako prefekt mam dbać o uczniów... Robię to bo tego wymaga kodeks. A ja wolę być odpowiednim Prefektem. Przynajmniej teraz, kiedy moja pozycja jest taka niepewna. — "Harry prosił, żebym go przekonała" Szepnęła w myślach, nadal pozostając w bezruchu. On kontynuował. — Powierzono mi zadanie dopilnowania byś piła eliksiry jak i pomocy ci w różnych czynnościach. Mam być za ciebie odpowiedzialny.
— Łżesz jak pies.
— Nie. Mówię prawdę — powiedział i zamilkł kiedy uświadomił sobie jak żałośnie to zabrzmiało. Przyznawać się do mówienia prawdy... Jak okropne to uczucie przekonywać do wiarygodności swoich najbardziej błahych słów, gdy zraniło się kogoś do tego stopnia, że nawet w nie, dana osoba ci nie uwierzy. — Przychodzę tu od trzech tygodni, codziennie o dwudziestej. Uzupełniam twoje książki, Podaję eliksiry, przebieram w czyste ubrania, pi...
— Co robisz?! — Zamilkł kiedy na niego spojrzała a w środku pojawiła się czerwona lampka kiedy chwyciła za jeszcze cięższą książkę a jej oczy zabłysły żywym ogniem. Choć w środku siebie płakała, bała się tego co się z nią dzieje.

*


— Boże! Jak ty wyglądasz?!
— Malfoy?
Flora wymieniła spojrzenie z Theodorem. Draco wszedł do pokoju cały poobijany, twarz miał podrapaną, okaleczoną i krwawiącą, na szyi dało się dostrzec ugryzienie zębów, za to jego ubrania były w nieładzie, do tego wszystkiego był czymś oblany, eliksirem czy napojem... Nieważne czym, ważne że capiło w cholerę.
— Nie chcę o tym mówić — mruknął i zatrzasnął drzwi łazienki. A ślizgoni skrzywili się kiedy usłyszeli trzask a potem wiązankę przekleństw, która się chwilę później z niej wydobywała.
— Chyba skrzaty nie zdążyły powycierać łazienki. — Oświadczył Nott podnosząc się z łóżka. — Lepiej zmieńmy pokój na noc. Draco już ostatnio się wściekał.
— Też tak uważam. Tym bardziej teraz skoro... — Usłyszeli jak drzwi się otwierają po czym szybko zamknęli te do wejścia z pokoju i wycofali się do dormitoriów dziewcząt. W bardzo zgrabny sposób uciekając przed gniewem rozwścieczonego Malfoya.

*


— Wiedziałaś?— Hermiona opuściła wzrok na swoje dłonie unikając spojrzenia Hestii, która patrzyła na nią z szokiem. — Ty... Pomogłaś mu się tutaj dostać? Przecież go nie znosisz!
— Hestia posłuchaj. To co ja o nim myślę nie ma w tej chwili znaczenia. Mu na tobie zależy...
— Nie rozśmieszaj mnie — mruknęła odwracając wzrok i lekko się zgarbiła, co Granger od razu dostrzegła. — Nie ma na czym mu zależeć — szepnęła po chwili zaciskając dłonie w pięści.
— Może jednak dasz mu szansę.
— Hermiono, wiesz ile razy w życiu już to słyszałam? — Spojrzała na Gryfonkę, która westchnęła i pokiwała głową. — Jestem zmęczona. Idź już.
— Wypiłaś dziś eliksir?
— Tak. Wieczorem... Wlał mi go. — Dodała ciszej na co Granger zamrugała zdziwiona, Carrow odwróciła wzrok do książek i pustego wazonu. — Pokłóciliśmy się — wyjaśniła cicho. — Chciałam żeby w końcu dał mi spokój... Żeby odpuścił...I wtedy zrobiłam coś strasznego — oświadczyła cicho. — Ja go zwyzywałam... Uderzyłam kwiatami w twarz — Granger drgnęła — następnie rzucałam książkami, krzyczałam... — Ślizgonka przełknęła z trudem ślinę. — Potem było tylko gorzej. Kiedy tylko podszedł... Chciałam go pobić, uszkodzić... Nawet zabić — szepnęła przerażona. — Nie rozumiem. Było dobrze. Powinnam z nim... Sama nie wiem. Już normalnie rozmawiać... W końcu już nic do siebie nie znaczymy... Ale czuję złość. Nienawiść. Której nigdy wcześniej nie czułam. To mnie przeraża... — Otuliła się ramionami jakby było jej zimno. — Ugryzłam go.
— Jak to ugryzłaś? — Szepnęła Granger z szokiem.
— Chciał dać mi eliksir... Nie mogłam na to pozwolić... Próbował spokojnie... Potem nieco ostrzej, aż w końcu wlał mi go siłą, ale przed tym zanim to zrobił wstąpił we mnie jakiś demon... Zaczęłam drzeć się głośniej, wierzgać, kopać... W chwili kiedy się pochylił zwyczajnie ugryzłam go w kark... Tak do krwi.
— Hestia...
— Nie wiem co się ze mną dzieje — jęknęła zakrywając twarz w dłoniach. — Boję się tego wszystkiego... Że kiedyś naprawdę zrobię mu krzywdę... Proszę, powiedz mu, żeby już nie przychodził. Żeby dał mi spokój.
— Sądzisz, że mnie posłucha? — Ta pokiwała głową. Hermiona westchnęła. — Ludzie mówią, że go nienawidzisz za jakąś sytuację z Lauren Aquiliną — zaczęła powoli i zamilkła na chwilę. —Chcesz o tym pogadać?
— Niezbyt — odparła ślizgonka. Granger przytaknęła i zwróciła uwagę na książki.
— Przynajmniej wyjaśniła się zagadka książek i kwiatów.
— Wiedziałam, że to on. Nikt inny nie zna mojego gustu — Hermiona skinęła. W sumie było to bardzo urocze z jego strony, choć sama Granger nigdy tego nie przyzna. Malfoy jeśli chciał, potrafił być odrobinę romantyczny. — Nawet zniżył się do poziomu przyniesienia mi książek tego zdrajcy krwi — wskazała trzy tomy a Hermiona zamrugała widząc okładki. Sądziła, że Tolkien był autorem mugolskim.
— To chyba miłe.
— Tak... Jest to miłe — przytaknęła powoli i posmutniała. — Jednak zbyteczne. Nie umiem z nim już rozmawiać tak jak dawniej... Nie mogę na niego nawet patrzeć. To boli.
— Ciężko mi wyobrazić to co czujesz w tej chwili.
— Więc się nie staraj... Zmieńmy temat. Cormack nadal za tobą chodzi? — Zagadnęła. Gryfonka zaśmiała się cicho, naprawdę coraz bardziej lubiła Hestię. I tą jej aurę... za każdym razem czując się jakby rozmawiała z aniołem, w obecności Carrow wszystkie jej problemy uciekały w zapomnienie a w środku czuła miłe ciepło, ciepło, które czuje się gdy spotyka się dobrych ludzi.

*


— Coś cię trapi Harry? — Potter wzruszył ramionami idąc przed siebie, dziś był dzień w którym mogli wyjść na spokojnie do Hogsmade. Postanowił więc spędzić go z Touką, z którą ostatnimi czasy nie spędzał zbyt wiele czasu. I czego bardzo żałował, bowiem dziewczyna mimo uwielbienia ze strony uczniów nie zdawała się znaleźć zbyt wielu przyjaciół... Szczerych przyjaciół.
— To co zwykle — mruknął poprawiając płaszcz. — Ta cała sytuacja z Draco... Martwi mnie to. Do tego jeszcze Hestia dziwnie się zachowuje. Nie wiem co powinienem zrobić.
— Czy ktoś ci mówił, że za bardzo przejmujesz się innymi? — Zagadnęła a on zaśmiał się cicho.
— Tak. I to nie raz! — Przyznał z rozbawieniem. — Ale cóż mam począć? Już taki mój urok
— Chciałbyś — odparła i uśmiechnęła si blado widząc wioskę majaczącą w oddali. — Pięknie tu.
— Tak sądzisz? — Zagadnął także patrząc na domki w oddali. — Jesteś farciarą.
— Dlaczego tak sądzisz?
— Dla mnie nie ma już niczego nadzwyczajnego w tej wiosce. Po prostu jest, tak jak wszystko inne. Zachwyt nią zniknął... jest po prostu monotonią.
— Może i racja — przyznała powoli. — Tata zwykł się w takich chwilach ze mnie śmiać
— Dlaczego? — zapytał zdziwiony i na nią spojrzał po czym zamrugał zszokowany widząc jej szeroki uśmiech — Touka?
— Właśnie temu — zapłonęła rumieńcem opuszczając głowę w dół i dotknęła swoich policzków. — Uśmiecham się i cieszę jak małe dziecko za każdym razem kiedy widzę jakieś nowe miejsce... Nie umiem nad tym panować, a wyglądam koszmarnie.
— Według mnie to całkiem urocze — dopiero po wypowiedzeniu tych słów Harry zdał sobie sprawę co powiedział, odchrząknął więc odwracając wzrok kiedy na niego spojrzała i poszukał wzrokiem czegoś, jakiegoś punktu zaczepienia, by zacząć inny temat. — Too... Jak tam krukoni?





Tadam! Wróciłam. Tak. Wiem. Długo mi to zajęło. Jednak nauka i egzaminy ostatnimi czasy zawalają cały mój wolny czas. Co sądzicie o rozdziale?
Pozdrawiam! Dorothy!

1 komentarz:

  1. Kurde Bolek. Lubię Toukę, jednakże bardziej kibicuję Astorii. Tylko błagam, nie Ginny i Hestia. Tej pierwszej w twoim opowiadaniu nie znoszę, a druga pasuje mi tylko do Malfoya (no i przez tę przerwę świąteczną mi trochę Hestia zbrzydla). Tak więc: DAWAJ ASTORIA, BĘDZIESZ Z HARRYM, WIERZĘ W TO!
    I w ogóle już wkrótce skomentuję całe fanfiction. Muszę tylko dojść do ostatniego rozdziału. A to już blisko :3
    CanisPL

    OdpowiedzUsuń