wtorek, 18 kwietnia 2017

32. Niespotykane sytuacje.


"Kto zachowuje się w sposób nieoczekiwany, nie musi być twórcą, artystą może być po prostu dziwakiem."


Chcąc, nie chcąc, los płata nam figle. Często wbrew naszej woli, możliwe, że nawet z premedytacją byśmy uświadomili sobie swoje błędy, nauczyli się czegoś. W końcu jeśliby nam wszystko za każdym razem wychodziło, nasze życia byłyby nudne.
Zastanawiając się nad tym jaki zasadniczo życie ma sens, ludzie często popadają w skrajności a niekiedy nawet w szaleństwo. Zbyt długie zastanawianie się nad rzeczami pozaziemskimi sprawia, że człowiek często zatraca się w samym sobie, w konsekwencji czego, traci zmysły.
— Znów odpłynąłeś — mężczyzna drgnął odwracając wzrok od ognia i spojrzał na kobietę zasiadającą w dużym seledynowym fotelu, w którym wydawała się tak mała i krucha niczym mała dziewczynka. — Ostatnio coraz częściej ci się to zdarza — dodała po chwili, mężczyzna posłał jej pobłażliwy uśmiech po czym przeszedł kawałek i usiadł w drugim, identycznym do tego w którym siedziała kobieta, fotelu. — Nie masz zamiaru rozmawiać?
— Nie — odparł po dłuższej chwili, blondynka jedynie skinęła i wróciła wzrokiem do książki, którą poprzednio czytała. — Ale mam do ciebie pytanie.
— To co zwykle? — Rzuciła sucho. Tym razem to on jej przytaknął przez co Kobieta uśmiechnęła się patrząc na kartki księgi. — Jak sądzisz. Co tym razem ci odpowiem?
— Pewnie po raz kolejny coś innego — powiedział powoli jakby obrażonym tonem. — Wciąż jesteś o to zła?
— Wbiłeś mi w serce nóż z trucizną.
— Dwadzieścia lat temu... — Zamilkł widząc jej wzrok. —Nie masz o co być zła. Ostatecznie ty też mnie zabiłaś.
— Ależ oczywiście — przeciągnęła z ironią i zamknęła książkę. — Nie mamy powodu by się na siebie gniewać. — Wyjęła do niego dłoń a w chwili kiedy miała go dotknąć on odsunął głowę w bok. Przez co Anastazja bardzo nieelegancko wykrzywiła brwi. — Więc nie uciekaj, bo wiesz, że już nie masz wyjścia.— Podniosła się i dotknęła go a blada twarz mężczyzny nabrała barw, jego usta stały się lekko wypukłe a czaszkę pokryły włosy. — Tom.
— Voldemort.
— Tom — powtórzyła. Mężczyzna zacisnął blade palce na oparciach fotela, w którym siedział, za to blondynka wstała podchodząc do niego, nawet na sekundę nie puszczając jego podbródka, po czym nachyliła się i spojrzała mu bezczelnie w oczy. Jednak nie trwało to długo, po kilku sekundach puściła go i odeszła, bez słowa. Pozostawiając go przez kilka sekund z wstrętnym poczuciem ciepła jej dłoni na jego policzku... Nieprzyjemnym tylko dlatego, że kiedy tylko go puściła, jego skóra znów stała się biała, a kość nosa wrosła do środka. Nie czuł zmiany, ale wiedział, że zachodzi, i tylko dlatego to uczucie wręcz go paliło.

*


Narcyza westchnęła owijając się w puchowy ręcznik i spojrzała na siebie w lustrze, cóż... Może i nie miała jeszcze tylu zmarszczek co czarownice w jej wieku, jednak te dwie, które dostrzegała, były ujmą dla jej dumy. Nie była najstarsza, jednak dwudziestolatką również już nazwać się nie mogła. I mimo tego iż bez makijażu, czuła się jak dziecko ze zmarszczkami. W rzeczywistości rysy jej twarzy nie były tak ostre a ona nawet nie wyglądała na tyle poważną, co po prostu znudzoną.
Cerę miała bladą i czystą lekko zaróżowioną, włosy nie były platyną, a blondem, jasnym i słonecznym, za to w oczach nie było widać zimnego oceanu a czyste błękitne niebo. Zabawne, jak bardzo makijaż może zmienić postrzeganie ciebie przez ludzi.
Kobieta przeczesała włosy srebrną szczotką a złote pasma zalśniły w świetle świec.
"Stara już jestem" Pomyślała i odłożyła szczotkę, przez chwilę patrząc na swoje bladą prawą dłoń. Stała tak przez chwilę nawet nie starając się myśleć o czymkolwiek. Po czym odwróciła się i wyszła z pokoju zastygając w bezruchu zaraz kiedy pojawiła się w sypialni a jej dłonie opadły, nawet nie dostrzegając kiedy jej ręcznik upadł na ziemię. Po prostu nie wierzyła w to co widzi.

*


Syriusz zatrzasnął drzwi swojego pokoju z hukiem, wstrzymując oddech. A jego serce waliło jak szalone. Jeśli ktokolwiek się dowie o tym kto jest w Kwaterze Głównej, zabiją go jak nic.
— Co ty tu do cholery robisz? — Syknął patrząc na Rudolphusa, który teraz przechadzał się z uśmiechem na ustach po jego sypialni dotykając po kolei wszystkiego, co w miarę ciężkie i ostre. Jednak to nie dziwiło Blacka. Rudolph odkąd pamiętał, miał obsesję na punkcie niebezpiecznych przedmiotów, nawet jego ubrania były pełne przedmiotów którymi jest w stanie kogoś zabić. Głupia klamra u końca jego warkocza, może w sekundę stać się ostrzem, które wbije się w środek twojej czaszki zanim zdążysz się zorientować kim właściwie jest ten człowiek.
— Nie było cię w domu, więc postanowiłem wpaść tutaj. Barty jakoś nie miał ochoty na partyjkę brydża— odparł spokojnie mężczyzna a Black westchnął z rezygnacją.
— Jak się tutaj dostałeś? — Zapytał powoli a Rudolphus zaśmiał się cicho podnosząc jakieś zdjęcie z ziemi.
— Jesteśmy rodziną Syriuszu. Mam tutaj wstęp tak samo jak i ty — Black zbladł. — Nie obawiaj się. Belli nie interesuje ten dom. Nikogo on nie interesuje... Poza jedną osobą. — Syriusz spojrzał na niego z lekką obawą, mimo iż Rudi brzmiał spokojnie, coś sprawiło, że te słowa zabrzmiały groźnie.
— Co masz na myśli?— Spytał Powoli, Lestrange oderwał wzrok od zdjęcia i na niego spojrzał przelotnie.— Nie graj choć raz w te podchody i powiedz co wiesz.
— W sumie mógłbym, ale przez to nie będzie zabawy.
— Rudolph...
— Skoro prosisz — westchnął opadając na łóżko z uśmiechem. — Prawo niedawno nieco uległo zmianie. Teraz nie wystarczy tylko podpisać papierów rozwodowych. Trzeba być na całym procesie w Ministerstwie, by otrzymać pełen rozwód.
— Co ja mam z tym wspólnego? Nigdy nie... — Zamilkł a Lestrange uśmiechnął się zimno.
— Narcyza brała ślub tradycyjny. Jest z tym więcej papierkowej roboty niż z innymi rodzajami małżeństw. Lucjusz załatwił już prawie wszystko — machnął dłonią. — Wystarczy, że Cissy się pojawi.
— Malfoy… Już wyszedł?
— Tak. Wypuścili go. Wiesz jak charyzmatyczne potrafi być słowo : Pieniądze. — Westchnął i podniósł się do pozycji siedzącej. — Był ze mną u ciebie, ale Cissy nie zastaliśmy.
— Przyprowadziłeś go...
— Nigdy więcej się tam nie pojawi. Sam nie widział ku temu powodu. Zaraz po skończeniu wszystkiego wyjeżdża. — Black zamrugał zdezorientowany.
— Malfoy?
— Tak. Lucjusz. Też się zdziwiłem, że chce zostawić tu wszystko, jednak z drugiej strony już nic go tutaj nie trzyma. Z Draco utrzymuje kontakt, a chłopak jest już prawie dorosły, więc po ukończeniu odpowiedniego wieku będzie już robił co chce. Ma kupę pieniędzy, kilka posiadłości, jest zasadniczo ustawiony do końca życia. Za to Lucjusz... Cóż. Oświadczył, że musi odpocząć. Choć wątpię by wrócił do kraju szybko. W zasadzie, jest tutaj w aktualnej chwili skończony.
— Też racja — mruknął cicho Syriusz przypominając sobie o jego ostatniej porażce w Ministerstwie Magii, Azkaban był chyba dla niego zbawieniem, przed gniewem Czarnego Pana.— Chwila — podniósł wzrok do niego po chwili.— Skoro jeszcze nie przyznali im rozwodu, to oznacza, że on również może tutaj wejść kiedy chce? — Rudolph posłał mu słodki uśmiech, a cała krew z twarzy Blacka odpłynęła. — Już tu jest?!

*


Narcyza otrząsnęła się szybko owijając się znów w ręcznik i powoli podniosła się do pozycji stojącej cała czerwona po policzkach. Nie powinna się wstydzić, w końcu nie pierwszy raz ją taką widział. A była zażenowana... Tym bardziej teraz, kiedy pojawił się, znikąd. W miejscu do którego nie powinien mieć wstępu, jak młody Bóg... Szczerze mówiąc nigdy nie sądziła, że Malfoy może wyglądać jeszcze atrakcyjniej niż kiedy był młodym chłopakiem ale... Zacisnęła mocniej palce na ręczniku. Nawet nie spojrzał w dół... Do momentu aż nie podniosła się by chwycić za ręcznik, utrzymywali kontakt wzrokowy.
— Miło cię widzieć — odezwał się pierwszy a kobieta milczała patrząc w podłogę. Jeśli Zakon dowie się, kto jest w tym domu, oskarżą ją o zdradę. A przecież dopiero co zaczęli ją akceptować.
— Czego chcesz? — Odparła zimno starając się nie pokazać jak bardzo jest jej wstyd. To wszystko co zrobiła nagle zaczęło pojawiać się w jej głowie, wszystkie jej czyny względem niego, ich dzieci... Wszystko zaczęło sprawiać, że chciała znów płakać. Tak jak co noc. Zamknąć się w samotności i płakać.— Po co przyszedłeś? — Dodała z trudem patrząc na niego. I prawie drgnęła widząc jego smutne oczy... Nienawidziła tego spojrzenia... Wzroku, które zawsze mówiło jej, jak bardzo okropną osobą jest ona sama. Nie robił tego naumyślnie... Jednak mimo wszystko, czuła się jak najbardziej podła suka na świecie. Malfoy odwrócił w końcu wzrok i zwrócił uwagę na teczkę, która trzymał w dłoni następnie otwierając ją i zaczął przebierać w papierach. Dostrzegła, że na palcach prawej dłoni nadal ma obrączki, przez co jej serce stanęło.
— Nastąpiły komplikacje związane z naszym rozwodem — podniosła do niego wzrok. On tego nie zrobił, był ideałem pod względem gry. Potrafił udawać spokojnego, zawsze i wszędzie. Przed każdym. Wyjął z teczki kilka kartek i jej podał. Był to jej pozew o rozwód a także wezwanie do Wizengamotu. Otworzyła kopertę patrząc przez chwilę na Lucjusza, który w tej chwili już ją ignorował zajmując się swoją częścią papierów. Po czym zaczęła czytać, według tego listu miała stawić się dwudziestego piątego— czyli za dwa dni — w Wizengamotcie by dokończyć sprawy rozwodowe takie jak, podział majątku, prawa do opieki nad dzieckiem jak i sprawy związane z tym,że Lucjusz jest zamieszany w współpracę z Czarnym Panem... Tyle że...
— Co sprawa twojej służby ma do naszego rozwodu? — Spytała powoli,
— List ma się nijak do rozprawy. Już zająłem się tym niedomówieniem. — Malfoy zamknął teczkę i dotknął machinalnie swoich pierścieni.
— Niedomówieniem? — Powtórzyła za nim, patrząc na niego z niezrozumieniem. — To znaczy?
— Bajka taka sama jak poprzednia do tego trochę galeonów i przeszło. Nie będą zadawać ci żadnych niewygodnych pytań co do mojej osoby.
— To dobrze. Wolałabym ci już więcej nie zaszkodzić.
— Daj spokój. Zrobiłaś tylko to co uznałaś za słuszne — rzucił sucho. Narcyza popatrzyła na niego zdziwiona, Lucjusz zawsze był co do niej wyrozumiały, jednak teraz, naprawdę się zdziwiła. On jednak nie zwrócił na to uwagi podchodząc do kominka. — Rozprawa jest jutro, poinformowałem o wszystkim już Hawksona. Skontaktuje się z tobą najpóźniej do jutra i wyjaśni wszystko ze strony prawnej.
— Lucjuszu...
— Co do opieki nad Draco wątpię byśmy mieli o czym dyskutować, kończy siedemnaście lat za niecałe dwa miesiące. Nie ma znaczenia, które z nas będzie do tego czasu sprawowało nad nim opiekę. Nie mam zamiaru kłócić się o te kilkanaście dni. — Przytaknęła i nabrała powietrza, jednak przerwał jej zanim zdążyła się odezwać.— Majątek dzielimy na trzy części. Z resztą. Hawkson ci również wyjaśni dlaczego... To tyle. Za dwa dni już dam ci spokój. —Powiedział spokojnie i chwycił garstkę proszku fiuu.— I jeszcze jedno... — Narcyza poczuła jak jej serce mocniej zabiło. Po raz pierwszy w życiu, kiedy on na nią spojrzał, czuła się tak jakby miliard motyli zatrzepotało w jej brzuchu. — Jeśli kiedyś chciałabyś...
— Tak...? — Spytała kiedy zamilkł. On odwrócił wzrok.
— Przejść się do grobu Cassy — jej oczy zalśniły a serce stanęło na sekundę. — To pochowaliśmy ją w Saint Flower w Szkocji. — Zanim zdążyła chociażby zareagować na te słowa, rozbłysł zielony płomień a on zniknął. Pozostawiając ją samą, załamaną i zszokowaną. Saint Flower było jeziorem... To oznaczało, że Cassy nie ma grobu... Że zniknęła. I nie ma nawet grobu przy którym można ją opłakiwać... Nie ma nic co mogłoby jej przypomnieć o córce.
— Narcyzo wszystko w..! — Syriusz zastygł w wejściu do sypialni kuzynki. — Narcyzo? — Zapytał cicho. — Coś ci zrobił? — Spytał powoli a kiedy odwrócił ją do siebie kobieta opadła mu w ramiona, a jej policzki pokrywały łzy. Po raz pierwszy od dzieciństwa Cissy go przytuliła. Nie pamiętał już, że Cissy posiadała uczucia. Ludzkie odruchy. Że była tylko małą, zagubioną dziewczynką, która przez swoją miłość, zabiła miłość. — Cissy.
— Nie chcę. — Syriusz zmarszczył brwi. — On mnie kochał... Kocha... Nie chcę znów go ranić!— Zamarł. Czy ona właśnie mówiła mu, że nie chce rozwodu?— Gdybyś tylko widział te oczy... Ja... To mój mąż! — Syknęła uderzając głową o jego ramię. — Ojciec moich dzieci... — Znów stuknęła głową o jego ramię. — Tata mojej zmarłej córeczki — odsunął ją patrząc w jej wielkie zapłakane oczy z szokiem. Nigdy by się tego po niej nie spodziewał. Cissy czuła się winna. — Nie chcę go już więcej krzywdzić. Nie chcę ich już więcej ranić.
— Spokojnie — powiedział szeptem i pogładził ją po włosach. Nie umiał wyobrazić sobie uczucia, które teraz przeżywała. Było ono do niego niepojęte. On nie miał żony, rodziny. Nie popełnił więc względem nikogo takich wielkich grzechów jak ona... Egoistka. Narcyz... — Już będzie dobrze — dodał ciszej. — Skończysz z tym życiem, raz na zawsze. I zaczniesz od nowa. Dobrze? — Uniosła do niego wzrok. Ona również nie spodziewała się po kuzynie takich słów jak i czynów. Zwykł ją dobijać, ubliżać jej i kłócić się z nią. Nie pocieszał jej. Bo jej nie znosił... tak dla zasady.
— Ale jego oczy...
— Wiesz... Wydaje mi się, że kto jak kto. Ale Lucjusz, da sobie radę utrzymać emocje na wodzy. W końcu wytrzymał z tobą dwadzieścia lat — kobieta prychnęła cicho a on również się uśmiechnął. — Malfoyowie mają to we krwi. Zawsze spadną na cztery łapy. Niezależnie od tego jaka sytuacja by nie była. Zawsze się otrząsają i będą żyć dalej.

*


Hermiona zatrzymała się na schodach patrząc na wejście do pokoju wspólnego gryfonów z szokiem. A raczej na miejsce tuż obok niego. Konkretniej rzecz ujmując, na ostatnie stopnie schodów tuż przed obrazem Grubej Damy, prowadzącym do terytorium Gryfonów.
Dziewczyna rozejrzała się wokoło i westchnęła z ulgą nie dostrzegając nikogo w pobliżu. A tym bardziej, nikogo ze swojego domu. Przeszła powoli przez schody i przystanęła przy Malfoyu, który podniósł się z nich kiedy tylko ją dostrzegł, co od razu kazało jej myśleć o tym, iż pojawił się tutaj, bo coś od niej chce.
— Nie powinieneś tu przychodzić — oświadczyła nadal patrząc po korytarzu.
— Sądziłem, że skoro zapewniłem ci obstawę nie ma to większego znaczenia.
— Twoja "obstawa" tyczy się tylko twojego domu. Gryfoni są inni — oświadczyła i na niego spojrzała, opierał się o barierkę schodów patrząc na nią z zastanowieniem. — Czego chcesz? — Mruknęła ignorując to dziwne, niezrozumiałe dla niej, spojrzenie. Chłopak również rozejrzał się po korytarzu. Niby był pusty. Ale to mogło się szybko zmienić.
— Pogadać — powiedział wymijająco. —Ale nie tutaj. To złe miejsce.
— Naprawdę sądzisz, że gdzieś z tobą pójdę?
— Nie cykaj się Granger i tak wszyscy wiedzą, że na mnie lecisz. — Gryfonka roześmiała się głośno i spiorunowała go wzrokiem przez co się uśmiechnął. — No już, już. Schowaj pazury. Chodzi o Hestię. I nic innego — dodał natychmiast a dziewczyna westchnęła sfrustrowana. Cóż... Wiedziała, po co Malfoy się tutaj pojawił jednak... I tak nie uśmiechało się jej chodzić po korytarzach w jego towarzystwie.
— W porządku — powiedziała po chwili. 
Ślizgon skierował się w górę schodów wcześniej machając na nią ręką by szła za nim. Hermiona nie wiedząc czemu, zrobiła to. Mimo iż na wyciągnięcie ręki miała wejście do pokoju wspólnego Gryfonów, a za sobą wściekłą postać Rona Weasleya, którego poprzednio ani jedno z nich nie dostrzegło. Bowiem chłopak stał wraz z prefektem Hufflepuffu przy wejściu do trzeciego piętra, którego nie było widać z miejsca w którym stała poprzednio Hermiona i Malfoy, za to z którego jak na ironię, wgląd na nich był idealny.

*


Harry przystanął przy wejściu do pokoju wspólnego Ravenclawu i uśmiechnął się do Touki, która dopiero co do niego dołączyła, a którą wcześniej zaczepił Profesor Flitwick przekazując jej jakieś papiery, które jeszcze musi uzupełnić, w związku z rozpoczęciem nauki w Hogwarcie.
— Nie sądziłam, że z tym przeniesieniem będzie tyle papierkowej roboty — oświadczyła chowając w torebce plik dokumentów.
— Szczerze mówiąc ja również nie.
— W końcu większość uczniów zapisują zaraz po narodzinach do danej szkoły  — westchnęła dziewczyna jakby z nostalgią w głosie, patrząc na posąg orła strzegącego wejścia do Ravenclawu — Zauważyłam, że w Hogsmade dużo ludzi się nam przyglądało — oświadczyła, po czym zwróciła na niego uwagę. Potter przejechał szybkim ruchem dłoni po włosach i uśmiechnął się do niej nieporadnie. — Aż tak źle wyglądamy blisko siebie?
— Raczej dziwnie — przyznał z lekkim rozbawieniem jej słowami. — Nie często widuje się taką Gwiazdę jak ty. Tym bardziej w towarzystwie wariata Pottera.
— Nie jesteś wariatem Harry — ona również się uśmiechnęła życzliwie i poprawiła torbę na ramieniu. — Było mi bardzo miło, że spędziłeś ze mną trochę czasu.
— Mi również — odparł spokojnie po czym odwrócił się za siebie patrząc w dół schodów gdzie to jednym z korytarzy przechodziła wyjątkowo głośna para uczniów.
— Już późno. Nie powinni chyba tak hałasować — powiedziała cicho dziewczyna a Potter jej przytaknął. Jednak nie odwrócił się by kontynuować rozmowę, bo cały problem polegał na tym, że znał te głosy. A z całą pewnością jeden. I właśnie to iż jest on tak podniesiony, wręcz kipiący wściekłością, kazało mu być czujnym.
— ...tna dupodajka.
— Nie mów tak o niej. Przecież nie masz żadnych dowodów na to, że między nimi coś jest.
— Nie mam?! Widziałem na własne oczy! Czekał na nią! Do tego powiedział :" i tak wszyscy wiedzą, że na mnie lecisz Granger!" — Wykrzyknął wściekły Ron a echo nazwiska Hermiony odbijało się przez wszystkie korytarze. — Jak to wyjaśnisz!? Jak wyjaśnisz fakt, że z nim gdzieś poszła?
— Sam nie wiem — Prefekt Hufflepuffu nie wydawał się wciąż przekonany słowami Weasleya.— To samo w sobie brzmi śmiesznie. Nie ma powodu by nastawiać wszystkich przeciwko niej. Poza tym  plany co do Ślizgonów zajmują nam wyjątkowo dużo czasu.
— Nawet nie wspominaj o tych ścierwach! — Warknął chłopak, najwyraźniej przystanęli gdzieś blisko ponieważ ich głosy były na tych samych częstotliwościach i nie wyciszały się, co oznaczało iż uczniowie przestali się przemieszczać. — Jeśli Granger mu nie daje... — Syknął prawie wypluwając to słowo — to pewnie się z nimi dogaduje w sprawie zakładu. Więc trzeba ją jakoś unieszkodliwić.
— Granger nie jest osobą, która da sobą manipulować — po korytarzu rozniósł się głośny śmiech Rona. Harry spojrzał na Toukę, która również patrzyła w dół schodów nieco zdezorientowana wszystkim tym co słyszy. Potter z resztą też. Z kim rozmawiała Hermiona, że Ron aż tak się wściekł? Pierwsza osoba jaka przyszła mu na myśl to McLaggen. Jednak tutaj wyraźnie było słychać iż postać ta nie jest z Gryffindoru. Ponadto. Dało się wyczuć iż jest tu mowa Ślizgonie.
— Nie da sobą manipulować?! A o Nott’cie słyszałeś!? — Touka wyprostowała się patrząc z wielkimi oczami na schody za to Potter również wstrzymał oddech, cóż, słyszał pogłoski na temat sytuacji w której to zaszła pomyłka dotycząca kwiatów dla Romildy, jednak nie sądził, że jest ona prawdziwa. — Padma mówiła, że na przyjęciu u Slughorna widziała ich jak... Jak...— zapowietrzył się.
— Się całowali? — Potter zamarł a od strony Kirishimy usłyszał wstrzymanie oddechu. — Tak słyszałem o tym. Potem jednak przerwał im Malfoy z pijaną Carrow. W sumie zastanawiające nie sądzisz? Nott gra na kilka frontów, ale i tak zawsze wraca do Flory Carrow.
— Nie obchodzi mnie ten sukinsyn. Tylko to co Granger wyrabia. — Wykrzyknął rudzielec — Daje sobą manipulować przez te zdradzieckie żmije! Najpierw przez Pottera — Harry zacisnął dłonie w pięści tak mocno, że aż knykcie mu pobielały. — Potem przez Notta a teraz jeszcze doszedł Malfoy!
Jeśli Potter był zdziwiony sytuacją z Theodorem to w tej chwili czuł się jakby ktoś uderzył go w twarz. Czy Weasley właśnie powiedział, że Hermiona poszła gdzieś z Draco? Czy powiedział, że Malfoy czekał na Granger? Czy przypadkiem nie powiedział przed momentem, że Draco sugerował Hermionie że ona i w nim się zadurzyła?!

*


Hermiona przystanęła w jednej z opuszczonych klas transmutacji patrząc po niej uważnie. Uczniowie często w wolnych godzinach zaszywali się sam na sam "ze swoją drugą połową" robiąc w tych klasach Bóg Wie co. Hermiona wie to stąd, iż na jej nieszczęście kilkakrotnie na dyżurze nakryła.
— Możesz się streszczać? — Spytała kiedy po kilku minutach chłopak wciąż milczał.— Bo nie ukrywam, iż ta rozmowa nie jest czymś przeze mnie pożądanym, więc...
— Pożądanym... Nie ukrywam... Iż... Granger ile ty masz lat, co? — Hermiona spiorunowała go wzrokiem. — Ja rozumiem, że lubisz książki i tak dalej, ale gadasz jak jeden irytujący mędrzec którego znam. Język elokwentny jest dla starych osób. Nie pogrążaj się jeszcze bardziej bo zostaniesz starą panną.
— Skoro tak to...
— Droczę się — westchnął chwytając na chwilę jej nadgarstek, który szybko wyrwała. Ślizgon przeczesał włosy szybkim ruchem dłoni i spojrzał w sufit. — To nie jest takie proste...
— Właśnie tak. To jest proste. Mów co chcesz i wynoś się. Nie powinnam w ogóle z tobą rozmawiać.
— Każdy ma jakiś swój rytuał przed tego typu rozmowami — warknął w odpowiedzi. — Ja muszę się podroczyć... lub kogoś zrównać z błotem, ale wtedy byś w ogóle nie chciała ze mną rozmawiać.
— Już tyle się w życiu od ciebie nasłuchałam, że jakoś bym to przebolała— mruknęła na co Malfoy zaśmiał się cicho. — Więc? Co Hestia ci powiedziała?
— A co mogła powiedzieć? Do diabła mnie posłała — podrapał się w szyję a Hermiona widząc na niej dziwny ślad, kiedy kołnierz jego koszuli lekko się zagiął, zbladła. Szczerze mówiąc nie spodziewała się, że Carrow ugryzła go aż tak mocno… Że w ogóle go ugryzła. — Chciałem zapytać o jej zachowanie... Czy ostatnio zaczęła być. Sam nie wiem... Bardziej nerwowa?
— Niespecjalnie — wzruszyła ramionami Hermiona. — Problem pojawia się jeśli chodzi o twoją osobę, do niedawna mówiła całkowicie neutralnie na twój temat, ale teraz...
— Niech zgadnę. — Przerwał jej— Wpada w furię? — Gryfonka przytaknęła. — W sumie chciałem się tylko tego upewnić — dodał jakby do siebie. — To wszystko, co jest u niej dziwne?
— Nie — Malfoy zwrócił uwagę na Hermionę, która teraz przechadzała się po pokoju. — Jest zła. To fakt, jednak ona mimo iż mówi, albo nawet krzyczy, że cię nienawidzi, wcale tego nie czuje... Ona się tego boi — spojrzała na niego przelotnie. — Tego palącego uczucia. Kiedy mi o tym mówiła, prawie płakała, trzymała się za serce, była przerażona tym uczuciem... Nie wiem jakimi zaklęciami się przeklęliście, a które straciły teraz moc. — Powiedziała po chwili ciszy. —Nawet nie wiem czy chcę to wiedzieć jednak to co się dzieje z Hestią staje się niebezpieczne nie tylko do ciebie ale i do niej samej... Popada w szaleństwo.
— Temu wolałem się upewnić — powtórzył, przez co Granger zmarszczyła brwi i na niego spojrzała.— Nie sądziłem, że to wszystko będzie miało takie skutki... Mieliśmy się po prostu rozłączyć. Ale nie wyszło i teraz ona cierpi. Jeśli chcesz mi powiedzieć żebym odpuścił, to przykro mi ale nie zrobię tego. Bo jeśli odejdę będzie gorzej. A ją w końcu wyślą do wariatkowa.
— Możesz mi powiedzieć o co w tym wszystkim chodzi? — Spytała. — Mówisz kodami. Zaczynam powoli się w tym wszystkim gubić.
— Czytasz ostatnio dużo Ksiąg Zakazanych, prawda? — Granger drgnęła. — Daj spokój, przecież fascynacja czarną magią jest całkowicie normalna. To prawie tak powszechne jak te świństwa którymi się trujemy by odlecieć od rzeczywistości  — machnął ręką a Hermiona powoli przytaknęła. — A do działu dusz ludzkich dotarłaś?
— Miesiąc temu.
— Więc pewnie wiesz czym są zmory.
— Każdy posiada swoją, to jeden z przywilejów bycia żywym. Otrzymuje się ją wraz z narodzinami. Choć bywają przypadki, które rodzą się bez niej.
— Wiesz co się dzieje jeśli ktoś ją utraci nagle?
— Naprawdę wierzysz w to, że jest możliwym utracić swoją zmorę? — Spytała a w jej głosie dało się wyczuć lekkie rozbawienie. — Przecież one są tak samo ciężkie do określenia jak dusza. Nie można jej utracić od tak po prostu... Nawet nie wiadomo, czy one właściwie istnieją.
— Czy istnieją... — Powtórzył chłopak i zwrócił uwagę na wieżę krukonów, którą widać było z okna klasy. — Wiesz czym są Nadzwyczajni? — zadał kolejne pytanie.
— Stoję obok jednego, więc tak. Wiem kim są. — Blondyn uśmiechnął się przelotnie, szczerze mówiąc nie spodziewał się tego iż Granger przyzna mu rację, a nawet uwierzy w to, że on jest Nadzwyczajnym.
— Ludzie z mocami to w tym pokoleniu rzecz całkiem powszechna. W samym Hogwarcie jest nas ośmiu. Co nigdy wcześniej nie miało miejsca... Przynajmniej w Anglii. — Dodał a dziewczyna zamrugała zdziwiona. — Ale to nie ma większego znaczenia. Jedna z nadzwyczajnych ma moc widzenia Zmor — Hermiona wstrzymała oddech. — Więc jeśli z kimś dłużej przebywa, chcąc nie chcąc zna jego zmorę. Widzi zmiany zachodzące w ludziach i skutki kiedy coś zaczyna się ze zmorą dziać. Kiedy człowiek traci zmorę wkrótce po tym...
— Umiera — dokończyła za niego a chłopak przytaknął. — Ale dlaczego mówisz to teraz kiedy to miałeś mówić tylko o He... — Zamilkła i cofnęła się o krok zakrywając usta dłońmi. — Nie... — Szepnęła. — Nie mówi mi, że...
— Hestię opuściła w przeciągu wakacji. — Oświadczył powoli. — Od tego czasu zaczęło być z nią źle... Pytałem o to czy się zmieniła bo mam podejrzenie, że nasza klątwa właśnie podtrzymywała ją w tym w miarę bezpiecznym stanie psychicznym. W końcu polegała na tym, że razem dzielimy ból — wyjaśnił powoli. — Teraz nie ma co jej pilnować.

*


Harry spojrzał na Toukę, która zatkała usta dłońmi cała czerwona po twarzy, rzeczy które mówił Weasley musiały być dla niej wstrząsające. W końcu mówił o jej przyjaciołach. Wyrażał się o nich w najgorszy sposób. Potter zachowywał dystans do słów Rona ponieważ wiedział iż prawdopodobnie trzy-czwarte tego wszystkiego to bujda, która ma na celu zwyczajnie zniechęcić prefekta Hufflepuffu do Slytherinu a także dać przekonać się do innych intryg zaplanowanych przez Weasleya w stosunku nie tylko do ślizgonów czy Hermiony ale i samego Pottera. Harry był wręcz pewien, że plota o tym iż Harry robił z Remusem bezbożne rzeczy w swoim dormitorium to sprawka Rona. Jednak nie miał dowodów. Przez co nie mógł go o nic oskarżyć.
— W porządku? — Spytał również kucając. Ron i Roger poszli już kilka minut temu więc ślizgon odezwał się normalnym głosem. Kirishima przytaknęła odsuwając dłonie od twarzy jednak wydawała się smutna.
— Dlaczego mówią na nich tak okropne rzeczy? — spytała cicho — Przecież oni tacy nie są. — Potter spojrzał w sufit. Cóż... Niektóre rzeczy, które były wypowiedziane były niestety prawdą. Na przykład ta o Nottcie. I o tym, że bawi się dziewczynami, albo ta o Draco, że jest dupkiem, który rządzi się jak nie wiadomo kto... Nawet to o zarozumiałości Lauren czy chociażby brutalnością Flory. Jednak były to rzeczy nieco podkolorowane, jak wszystkie ploty. — Harry... To nie jest prawda... Tak? — Spytała cicho a on na nią spojrzał, patrzyła na niego z oczekiwaniem.
— Niezupełnie — powiedział spokojnie a dziewczyna opuściła wzrok na podłogę. — W ich słowach było ziarno prawdy, ale większość to łgarstwo. Wątpię by rzeczywiście kiedykolwiek Theodor tknął się mugolaczki. Brzydzi się nimi — Kirishima przytaknęła powoli, wyglądała na spokojniejszą. — Lauren jednak jest zimą zaborczą ekscentryczną zołzą ale to można po niej wywnioskować tylko na nią patrząc— Touka zaśmiała się cicho i mu przytaknęła. — Co do Draco...
— Nie wiem czy chcę to wiedzieć — przerwała mu cicho a on przytaknął. Wstali po czym dziewczyna wskazała figurę orła. — Nie mam współlokatora, może napijemy się czegoś? Poszukam ci również adresu sowy Kraschocka, o których wcześniej zapomniałam. —Oświadczyła konwersacyjnym tonem a Harry patrząc w jej postać poczuł miłe ciepło. Cóż. odmówić dziewczynie nie wypada, dlatego też poszedł. Z wielką chęcią. Zupełnie nie dostrzegając w pokoju wspólnym Krukonów Ivana który obserwował ich zza fortepianu przy którym siedział. I który w chwili kiedy ich dostrzegł uśmiechnął się szeroko.

*


— Jak mogę pomóc?— Zapytała w końcu Hermiona kiedy to wracała wraz z Malfoyem ku terenowi Gryffindoru. Była zbyt poruszona tym co powiedział jej Ślizgon by przejmować się czy ktoś ich razem zobaczy. Hestia była ważniejsza. A Draco ani w klasie, ani teraz, nie chciał jej zaangażować w jej sprawę. Zwyczajnie odpowiadał i pytał, żeby zdobyć informacje. Nie próbował nawet jej w to mieszać.
— Pomóc? — powtórzył i spojrzał na nią bez wyrazu. — Nie możesz. To ciebie nie dotyczy — rzucił i znów spojrzał przed siebie. Hermiona wykrzywiła się lekko i wzięła wdech na uspokojenie.
— Słuchaj. Powiedziałam ci to co chciałeś. Odpłać się jakoś i daj mi chociaż jakąś wskazówkę jak mogę się przydać. Hestia jest pierwszą osobą ze Slytherinu, która naprawdę pokazała mi, że nie należy was oceniać tak jak robią to ludzie. Ma dobre serce i naprawdę ją polubiłam. Więc schowaj swoje uprzedzenia co do mnie i powiedz co można zrobić. Bo jeśli to prawda, i Hestia naprawdę utraciła swoją zmorę to czasu jest niewiele.
— Głupia jesteś — Granger przystanęła. On również to zrobił i na nią popatrzył, posyłając jej przelotne spojrzenie, jednak większą uwagę przykuwał na korytarz w którym się znajdowali. — Nie może jej pomóc nikt z nas.
— Przecież twierdziłeś, że gdy byliście połączeni to...
— Nie mogę się z nią już połączyć. Bo to nie zależało ode mnie. Przysięgę dał strażnik nadzwyczajnych bo Hestia przerwała moją inicjację.
— Nie rozumiem.
— I nie musisz rozumieć — westchnął po czym na nią spojrzał. — Nie możesz jej pomóc.
— Zawahałeś się — odwrócił znów wzrok. — Malfoy, jeśli jest sposób by ocalić Carrow, powiedz jaki. Naprawdę ją lubię. Nie chciałabym widzieć jej martwej.— Dodała ciszej a ślizgon strzelił na palcach. — To coś czego ty zrobić nie możesz... Mam rację? — Nie odpowiedział. Zapadła po między nimi cisza, Hermiona zastanawiała się czy powinna się znów odzywać, namawiać, prosić, by powiedział jej co może zrobić dla Carrow. Dostrzegła jego niezdecydowanie , co oznaczało iż jest sposób by jej pomóc. Jednak z jakiegoś powodu nie chciał jej tego wyznać... I właśnie to kazało jej myśleć, że to oznacza, że sam Malfoy nie może jej pomóc.
— Nadzwyczajna odpowiedzialna za zmory obiecała pomóc — powiedział powoli przerywając tą chwilę.— Jednak jeśli nie zdąży, to marna jej fatyga — zamilkł na chwilę. — Druga opcja jest taka, żebym znów połączył się z Carrow. Tutaj pojawiają się jednak kolejne problemy — stuknął końcem buta w podłogę. — Pierwszy już powiedziałem, to zależne jest od strażnika. Jeśli zechce spełnić moją prośbę to znów będę z Hestią dzielił ból na pół. A jej stan ustabilizuje się. Przynajmniej do czasu aż nie znajdziemy sposobu by jakoś Hestii zmorę przywrócić.
— A ten drugi problem?— Spytała a on znów zamilkł. — Powiedziałeś, że są dwa. Co jest przeszkodą?— ślizgon znów podrapał się w szyję. Granger nie wiedziała czy zrobił to z premedytacją czy też nie. Jednak szybko pojęła o co chodziło. — Hestia cię nienawidzi.
— Tak w skrócie — przyznał powoli. — Nie mogę więc się z nią połączyć wbrew jej woli.
— Temu nie odpuszczasz — skinął. Hermiona po chwili posłała mu uśmiech, na co ślizgon zamrugał zdezorientowany. — Wiesz... Wydaje mi się, że dasz sobie radę... — Wyznała cicho. —Bo jak chcesz to potrafisz przekonać każdego do swojej osoby.
— Tak sądzisz?
— Mnie powoli przekonujesz. — Malfoy zamarł. Hermiona po chwili również, kiedy sama usłyszała swoje słowa. Odwróciła się patrząc po korytarzu i szybko zwróciła uwagę na zegarek.— Tak... Ja już pójdę — oświadczyła i skierowała się w kierunku Gryffindoru, jednak kiedy poszedł za nią poczuła wypieki na policzkach. — Co robisz?
— Idę do swojego domu — odparł a ona przytaknęła. — Nie rumień się, bo ktoś pomyśli, że się we mnie bujasz — zaśmiała się chłodno.
— Nigdy.
— I to mnie cieszy — odparł spokojnie. — Też nie chciałbym mieć ciebie w gronie moich fanek. Nie pasuje to do ciebie.
— To brzmi prawie jak komplement.
— Czyli mamy remis — parsknęła cicho, chłopak również uśmiechnął się lekko jednak w mniej niż sekundę ten uśmiech zniknął a on zatrzymał się gwałtownie a po chwili coś huknęło o ścianę. Hermiona przystanęła i odwróciła wzrok za Malfoyem który trzymał "nic" przypierając do ściany.
— Co...
— Nie za późno dla ciebie? — Hermiona zamilkła kiedy Malfoy odezwał się tym swoim pretensjonalnym tonem, dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego, że do tamtej chwili rozmawiał z nią całkowicie normalnie. Nawet nie przeciągając sylab. Teraz jednak widziała w nim tego dupka co na co dzień. Tylko nieco bardziej szalonego. Jego oczy błyszczały, co dało jej powód do podejrzeń iż Malfoy dzięki swojej mocy widzi również niewidzialnych. Jednak do kogo skierował te słowa? Draco szarpnął czymś nieco a po chwili przy ścianie, trzymany za koszulę, stał ten dziwny blondyn, który przeniósł się do Hogwartu w tym roku. Chłopak przypominający dziewczynkę. Alex Seijuuro. Który mimo iż wydawał się nawet rozbawiony tym, iż został nakryty to jego oczy błyszczały strachem.
— Draco — oświadczył łagodnym i przyjaznym tonem, starając się odsunąć jego rękę ze swojej koszuli— Ja ci zaraz wszystko wyjaśnię.
— Oczywiście, że wyjaśnisz — mruknął chłopak puszczając go i odsunął się o krok w tył. — Nie masz innego wyboru. — Alex zwrócił uwagę na Hermionę co nie uszło uwadze Malfoya, który strzelił na palcach. — Gadaj.
— Lauren... Ona mnie przysłała. Mówię prawdę, wiesz, że nie ośmieliłbym ci kłamać.
— Po co Aquilina cię za mną posłała? — Mruknął zirytowany.
— Nie wracałeś długo, a jest już po ciszy nocnej. Więc się martwiła...
— Łżesz jak pies.
— No dobra nie martwiła — mruknął blondyn i poprawił swoje ubrania. — Posłała by się upewnić.
— Upewnić? — Powtórzył zdziwiony —W jakiej sprawie ?
— Chciała wiedzieć, czy dotkniesz się szlamy. — Oświadczył i posłał uśmiech Hermionie. Za to Malfoy skrzywił się słysząc te słowa, za to Gryfonka poczuła jak wzbiera się w niej wściekłość.
— A skąd. Jeśli można wiedzieć, miałeś informacje, że gdzieś poszedłem z Granger? — Mruknął za to chłopak wrócił wzrokiem do Malfoya, który mroził go spojrzeniem.
— Wracając z zachodniego dziedzińca minęliśmy Weasleya, który na cały korytarz wrzeszczał, że Granger daje ci dupy. — W tej chwili oboje prefektów zamarło. — Jest ładna fakt, ale...
— Kiedy Weasley to mówił? — Przerwał mu a Alex na niego spojrzał.
— Godzinę temu... Może mniej.W każdym razie był wściekły— Hermiona opuściła na chwilę głowę w kierunku podłogi a jej włosy opadły zasłaniając jej twarz, która wykrzywiła się w bólu a oczy zaszkliły się łzami, było ciemno, ale wolała to zakryć. —Mogę iść?
— To zależy tylko od tego co wywnioskowałeś — odparł Malfoy, Hermiona zdziwiona była jego spokojem. Był nad wyraz pewny odpowiedzi Seijuuro i to właśnie ją przeraziło. Alex wyglądał jakby cztery razy zastanawiał się nad odpowiedzią, wymowna cisza mówiła im to sama przez siebie.
— Wypełnialiście obowiązki prefektów, z uwagi na to iż Terry Boot był niedawno poważnie przeziębiony ,przydzielono ci ją zamiast jego na dyżur. Wasza komunikacja więc była konieczna do funkcjonowania na patrolu.
— I to masz przekazać Lauren — odparł po czym machnął ręką a blondyn odszedł pospiesznie w stronę wyjścia z korytarza. W tym wszystkim brakowało jedynie dygnięcia Seijuuro przed Draco by ukazać przed światem swoją usłużność Malfoyowi. — Nie rycz, przecież nic się nie stało — mruknął a Gryfonka odgarnęła włosy na bok a ślizgon lekko się skrzywił widząc jej załzawione oczy. — Beksa z ciebie.
— Nie zrozumiesz — warknęła. — To mi się za to wszystko oberwie. Nie znasz Rona... Mówiłam, że nie powinieneś się pojawiać. Nie mogę rozmawiać ze Ślizgonami.
— Powtórz .— Gryfonka zamrugała kiedy to powiedział.
— Co?
— Powtórz ostatnie zdanie.
— Nie mogę rozmawiać ze Ślizgonami.
— Jeszcze raz...
— Malfoy to nie jest zabawn...
— Powtórzysz to tyle razy póki nie zrozumiesz głupoty tych słów — przerwał jej ostro a dziewczyna zamilkła widząc jak jego oczy zabłysły. — Dalej. — Cofnęła się o krok kiedy ten się przybliżył. — Gadaj.
— Nie mogę rozmawiać ze Ślizgonami — powtórzyła po raz trzeci i poczuła wstyd w środku siebie. — Nie mogę rozmawiać ze Ślizgonami — znów poczuła łzy w oczach. — Nie mogę przyjaźnić się z Harrym — czuła, że znów płacze. — Nie mogę kolegować się z Hestią — znów opuściła głowę na dół. — Nie mogę być sobą! — Syknęła wściekła i uderzyła pięścią w ścianę krzywiąc się z bólu. — Bo mnie wykończą. Psychicznie, fizycznie... Będę tu skończona! A Hogwart miał być czymś innym... Nie takim jak w normalnej szkole! — Nagle poczuła niemoc i kucnęła na ziemi zakrywając twarz w dłoniach, zapomniała o tym, że Malfoy stoi przy niej. Zapomniała o kontroli, zwyczajnie ją to wszystko za bardzo bolało... po raz pierwszy od dawna powiedziała komuś to co leży jej na sercu, wykrzyczała swój lęk, ból... Zwierzyła się osobie, której przecież nienawidzi.
— Długo to dusisz? — Drgnęła i podniosła do niego wzrok, również kucał,patrząc na nią tym pustym wzrokiem. — Kiedy ostatnio rozmawiałeś z kimś szczerze Granger?
— Po co chcesz to wiedzieć? —Szepnęła a on posłał jej uśmiech, nie zimny, po prostu się uśmiechnął... Rozumiał ją. — Nie jestem przyzwyczajona do mówienia o swoich problemach innym — powiedziała w końcu. — Ostatnim razem mówiłam coś podobnego Harry'emu, na czwartym roku— wyznała w końcu.— Po co ci to mówię? — Westchnęła znów zakrywając twarz dłońmi.— To takie głupie.
— Widziałem kiedyś twoje myśli. Znam twoje życie jak nikt inny — dziewczyna drgnęła. — Wiem o tym jak w mugolskiej szkole zadręczały cię dziewczyny, jak chłopcy naśmiewali się z twoich zębów, za to nauczyciele dawali szlabany za to, że wyrywasz się z odpowiedzią nie zapytana o zdanie... Nie wiem co to dentysta, ale twoi rodzice zrobili ci naprawdę ładny zgryz — z niewyjaśnionych przyczyn poczuła ciepło w sercu. — Wiem też, że przed Potterem nie miałaś żadnych przyjaciół, i że był on pierwszą osobą, której zaufałaś. Nie Weasleyowi, tylko Harry'emu — znów podniosła do niego powoli wzrok, tym razem patrząc na niego z szokiem. Nigdy nie spodziewała się po Malfoyu tego, że może być on empatyczny. — Więc może przestaniesz się mazać i przejmować Gryfonami? — Zapytał powoli. — Bo naprawdę możesz być sobą i kolegować się z tym z kim chcesz... Możesz być jak Hestia, tylko w Gryffindorze. Nie ma nic złego w tym, że jesteś nieco inna. A teraz choć. — Podniósł się i pomógł jej wstać, po chwili patrząc na swoją dłoń, którą puściła. Nadal nie umiał przyzwyczaić się do tego, że dotknął mugolaczki... i nic mu się nie działo. — Prześpisz się u Lovegood a rano pogadam z Cormackiem.
— Dlaczego mi pomagasz? — Spytała cicho kiedy poszła za nim w kierunku wieży Krukonów. Nie wiedziała dlaczego właściwie się go posłuchała, ale czuła, że tak właśnie powinna zrobić. To nie tak, że uciekała przed Gryfonami, którzy będą chcieli ją poszczuć, jednak była już dziś zbyt wyczerpana by wysłuchiwać krzyków. Tym bardziej, że dzieli dormitorium z Lavender, która zdolna jest jej nawet zrobić krzywdę, w imię miłości do "mon Ron".
— Bo chcesz pomóc Hestii — powiedział po prostu poprawiając coś pod kołnierzem koszuli. — A ona zasługuje na dobrych przyjaciół. Tak naprawdę jest bardzo samotna w Slytherinie. — Przyznał powoli— Ludzie jej nie akceptują bo jest inna. Krzywdy nie robią jej tylko ze względu na strach przed moją osobą. Jednak nie mogę nikomu narzucić tego, by ją lubili...
— Naprawdę ci na niej zależy.
— Dziwię się, że przyznajesz to dopiero teraz. — Uśmiechnęła się blado, cóż. Zauważyła to już dawno jednak nie była wstanie powiedzieć tego na głos. Tym bardziej jemu.
— To przez niechęć do ciebie.
— Nie czuj się wyjątkowa. Często to słyszę — odparł przez co ta zaśmiała się cicho. — Tu chodzi o Hestię. Ja sam z siebie nie potrafię być empatyczny. Więc nie wysnuwaj dziwnych hipotez na mój temat.
— Ostatnie zdania to jawne kłamstwa — skrzywił się lekko słysząc jej słowa. — Nie chodzi o samą Hestię, widziałam cię jak pomagałeś jakiejś pierwsza-roczniaczce. A kiedyś nawet niosłeś książki deugoroczniaczce, która miała złamaną nogę.
— Niszczysz moją reputację dupka — warknął zirytowany. — To zasługa Carrow i to wszystko przez nią. Spełniam jej prośby. I tylko jej. — Zaakcentował po raz drugi. — Więc nie imputuj mi tutaj takich rzeczy, bo je również robiłem na wzgląd na jej słowa. Nie zrozumiesz tego.
— Fakt. Nie zrozumiem, ale wiesz... uczuć nie trzeba rozumieć. — Ślizgon spojrzał na nią z ukosa po czym pokiwał głową i wszedł po schodach na górę. Hermiona poszła zaraz za nim. A w jej umyśle pojawiła się myśl, iż kiedyś może Gryfoni i Ślizgoni znajdą nić porozumienia.

*


— Sporo ślizgonów dziś się tu kręci — Draco przystanął w pokoju wspólnym i zwrócił uwagę na Ivana siedzącego przy fortepianie który właśnie wstał poprawiając kartki trzymane w dłoniach i do nich podszedł. —Ty w sprawie Hestii?
— Nie. Odprowadzam ją do Lovegood — odparł a Bathory zwrócił uwagę na dziewczynę spoglądając na pokój wspólny krukonów z podziwem. Pierwszy raz była w innym pokoju wspólnym niżeli ten z Gryffindoru i musiała przyznać iż, Ravenclaw był spełnieniem wszystkich jej marzeń. Długie biblioteczki pełne pięknie zdobionych książek, białe marmurowe ściany, srebrne żyrandole i niesamowite posągi tworzone z typowo grecką estetyką i dbałością o szczegół.
— Atena — Granger drgnęła i spojrzała na krukona, który patrzył na nią z uśmiechem. Malfoy go zignorował i machnął na Hermionę ręką. Dziewczyna patrzyła jeszcze chwilę na Ivana po czym poszła za Draco nadal niewiele rozumiejąc. Dlaczego właściwie starszy uczeń nazwał ją imieniem Greckiej Bogini Mądrości? I co Malfoy ma do tego...
— Czy mogę...
— Nie — przerwał jej oschle. — I nie zbliżaj się do niego jeśli nie masz wyraźnego powodu. Ivan nie jest zbytnio... Normalny — powiedział przechodząc przez korytarz i przystanął na chwilę przy pokoju Touki w którym się świeciło światło. — Lubi mieszać ludziom w głowach — dodał znów kierując się w kierunku końca korytarza. — I wmawiać im różne rzeczy. A nie jest osobą której się odmawia, więc lepiej po prostu go unikać.
— Jest muzykiem prawda? — Spytała po chwili ciszy a on na nią spojrzał i przytaknął. — Dużo dziewczyn o nim mówi... Raczej nie musi się nawet starać by ktoś się go słuchał.
— To racja. Tylko Bathory nieco przypomina mnie. Nie zależy mu na tym by głupie dziewuchy się go słuchały. Intrygują go te niedostępne. Inne niż reszta głupiutkich istotek. Fakt iż, był w związku z Florą Carrow mówi samo przez siebie.
— Bathory był z Carrow?
— Dobre kilka lat — rzucił sucho po czym zapukał w drzwi, przy których na tabliczce wypisane było tylko jedno nazwisko. Po chwili, kiedy nie usłyszeli odpowiedzi Malfoy nacisnął na klamkę.
— Czekaj. Przecież nie pozwoliła ci wejść... Co jeśli śpi.
— To Lovegood. Ona nigdy nie śpi. — Hermiona zamrugała zdziwiona, jednak kiedy otworzyli drzwi dostrzegła Lunę, która wychodziła właśnie z łazienki wycierając włosy o ręcznik.
— Draco. Hermiona. Miło was widzieć. — oznajmiła nadal wycierając włosy i posłała im życzliwy uśmiech — rzadki widok spotkać was obok siebie.
— I niepożądany — mruknął chłopak a blondynka zaśmiała się cicho
— Wybacz, że cię nachodzimy tak późno — wybełkotała Granger na co Luna zaśmiała się cicho.
— Nic nie szkodzi. I tak mam jeszcze kilka spraw do załatwienia. Gnębiwtryski dziś szaleją — posłała im uśmiech patrząc po suficie a Hermiona uśmiechnęła się pobłażliwie w jej kierunku, nie dostrzegła, że Malfoy nieco się zaniepokoił. — Muszę je opanować. Ale to nie potrwa długo... Sądziłam, że raczej pójdziecie do Touki, ale miło, że mnie odwiedziliście.
— Właściwie chciałbym, żeby ona tu dziś spała — powiedział Ślizgon a Lovegood przechyliła głowę nieco w bok patrząc z wyłupiastymi oczami na Hermionę, która lekko się zarumieniła.— Weasley narobił plot, Rano to wyjaśnię. Do tego czasu lepiej żeby nie pojawiła się w Gryffindorze.
— Rozumiem. I z miłą chęcią cię przenocuję Hermiono — uradowała się dziewczyna. — Może zaprosimy też Toukę z Harrym i zrobimy przyjęcie piżamowe? Tak robią koledzy prawda? — Zagadnęła patrząc na Malfoya.
— Nie wiem czy Harry chciałby tu przychodzić.
— Dlaczego by nie? Skoro i tak jest u Touki.— Wzruszyła ramionami przez co oboje prefektów odwróciło wzrok w kierunku drzwi. — Ivan nie wspominał?
— Mówił — mruknął Malfoy po czym spojrzał na Lovegood. — Pokrzyżuję ci plany, bo Potter ma spać dziś u siebie. Jednak Toukę zapraszaj do woli.
— We trójkę to żadna zabawa — westchnęła Luna znów patrząc w sufit. — Wybaczcie — dodała i lekko się uśmiechnęła a Hermiona skrzywiła. Cóż... Nie przywykła jeszcze do osobliwego stylu bycie Luny. I nigdy nie wyobrażała sobie, jak to jest u niej nocować.— Terry lub Linda muszą wiedzieć, że tutaj śpisz Hermiono. — Powiedziała i zamiast na Gryfonkę spojrzała na Malfoya. — Załatwisz to?
— W końcu ja ją tu przyprowadziłem — westchnął i chwycił za klamkę. — Nie sprawiaj jej problemów — mruknął tylko i opuścił sypialnię krukonki. Za to Hermiona pomyślała, że to będzie bardzo dziwna noc.





Witam Państwa!
Cicho tu ostatnio więc postanowiłam zajrzeć.
A u was jak tam?
Co sądzicie o tym rozdziale? Tylko szczerze! Zniosę każdą obelgę!
Pozdrawiam
~ Dorothy

1 komentarz:

  1. hej! Nie jestem dobry w komentowaniu, opowiadanie mi sie podob a, zupelnie inne niz kanon, ale dobre. Jedyna uwaga to, nie pasuje mi gramatycznie slowo "temu to zrobilem", "temu sie pytam", ale tak opowiadanie ekstra :)

    Pozdrawiam, Dark

    OdpowiedzUsuń