niedziela, 30 kwietnia 2017

33. Cisza przed burzą


"Lepiej być nieszczęśliwą samotnie niż nieszczęśliwą z kimś innym" ~ Marilyn Monroe

                                                                                                        

Marzec to taka pora kiedy to wszystko zaczyna powoli się budzić, przygotowując się już do nadejścia z dawna wyczekiwanej wiosny. Powietrze staje się cieplejsze, temperatura wyższa, a słońce wychodzące zza chmur topi śnieg pod którym uśpione są rośliny, które na nowo budzą się do życia.
Życie... Czy tak jak w naturze powraca? Czy jeśli ktoś raz już zaśnie, budzi się na nowo gdzieś indziej? Przepoczwarza się w coś innego niczym gąsienica w motyla? Czy może po prostu zasypia, i potem nie ma już nic... To przerażająca myśl. Tym bardziej będąc kimś młodym nie powinno myśleć się o tym co się dzieje po śmierci. Bo często dzieje się tak, że im intensywniej się nad czymś zastanawiasz, lub czegoś się obawiasz, to przychodzi do ciebie jakbyś go zapraszał. Żebyś tylko przekonał się jak to jest doświadczyć coś takiego.

*   
08:10 —   Dziedziniec Zachodni


Cormack poprawił torbę na ramieniu zwracając uwagę na chłopaka, który właśnie pojawił się na dziedzińcu zachodnim. Czyli tym, który był zwykle zajmowany przez Gryfonów, jednakże w czasie zimy rzadko odwiedzanym przez uczniów o tej porze, ze względu na mróz, oraz to iż dziedziniec ten jest dosyć mocno oddalony od Wielkiej Sali, w której za chwilę miała zacząć się uczta poranna.
— Trochę jest za zimno na takie spóźnienia wiesz? — Mruknął Gryfon patrząc na zegarek. — Dziesięć minut obsuwy Malfoy. Wisisz mi za to Ognistą.
— Jak tam chcesz — mruknął chłopak odwracając głowę za siebie, jakby coś sprawdzał. McLaggen również spojrzał w tamtym kierunku, jednak nikogo ani niczego nie dostrzegł.
— Co to więc za sprawa niecierpiąca zwłoki? — Zapytał wracając wzrokiem do Ślizgona, który chwilowo milczał. — Bo przecież nie ryzykowałbyś przejrzenia nas, gdyby sprawa nie była naprawdę poważna.
— Fakt — mruknął przejeżdżając dłonią po włosach burząc tym swoje idealnie uczesane włosy. — Weasley zaczął posuwać się za daleko.
— Mi to mówisz — parsknął, przypominając sobie podsłuchaną rozmowę Rona z Finneganem, gdzie to Gryfon planował paskudną zasadzkę na Ślizgonów dziś o czternastej... Tym bardziej, że planują zaatakować pierwszorocznych Ślizgonów, którzy są najmniej temu wszystkiemu winni.
— Czyli już wiesz — westchnął zimno Draco, kopiąc czubkiem buta w ziemi. — Co chcesz w zamian za to by to jakoś wyciszyć? — Mruknął powoli a Cormack ponownie wzruszył ramionami patrząc w niebo, które dziś miało o połowę mniej chmur niż wczoraj.
— Stawka taka sama jak zwykle. To w końcu pierwszaki, więc pewnie poślą tylko z pięć osiłków. Z Donym damy im radę.
— Co? — Cormack wrócił wzrokiem do Malfoya, który patrzył na niego dziwnie. — O czym ty mówisz?
— A ty? — Odparł, przez co Malfoy wypuścił zirytowany powietrze znów odwracając głowę za siebie. — O zasadzce Weasleya na pierwszorocznych — odparł w końcu Gryfon, po czym zamrugał zdziwiony widząc w wejściu do dziedzińca Hermionę. — Granger? — Spytał a dziewczyna nieco się zaczerwieniła. Jednak nie z tego powodu iż on się do niej odezwał. A raczej z tego, że zrobił to Malfoy.
— Pięciu minut nie możesz ustać w miejscu? — Warknął a Gryfonka spiorunowała go wzrokiem podchodząc do obu uczniów.
— To się tyczy bardziej mnie niż ciebie więc się nie czepiaj.
— Idiotka — westchnął i wskazał Gryfonkę. — O nią mi chodziło.
— Ty... Wy... Czekaj. Od kiedy to rozmawiacie?
— Dłuższa Historia — machnął ręką Malfoy. — Nie słyszałeś tego co Weasley wczoraj wywnioskował widząc nas wieczorem?
— Nie. Weasleya wczoraj widziałem po raz ostatni około trzeciej. — Odparł po czym zmarszczył brwi.— A co sobie ubzdurał?
— Tylko tyle, że Granger daje mi dupy. — Hermiona zapłonęła czerwienią opuszczając wzrok na ziemię , nie spodziewała się, że Malfoy powie to aż tak bezpośrednio. — Chcę, żebyś się tym...
— Granger... Tobie?! — Roześmiał się Cormack przerywając mu w połowie zdania. — Serio?! — Wykrzyknął zanosząc się śmiechem, przez co Hermiona stała się bardziej czerwona, za to Malfoy zaczął ze zirytowania przebierać palcami lewej ręki, jak gdyby chciał go uderzyć. — Jak wielkim trzeba być kretynem by coś takiego wymyślić? A jakim, żeby w to wierzyć?!
— Miło, że rozumiesz — westchnął zrezygnowany Malfoy. — Ale gryfoni w to wierzą, więc zajmij się nią przez jakiś czas. Od strony Ślizgonów nic specjalnego jej nie grozi, gorzej z twoim bydłem.
— Taaa. Ostatnio są wyjątkowo naiwni — przyznał Cormack drapiąc się lekko w kark. — Zgaduję, że wasza "randka" — parsknął — opierała się na rozmowie o Carrow.
— Nie mam innych powodów by się do niej odzywać — przewrócił oczami Draco. — Tylko oczywiście ten debil narobił jej problemów. A Fakt, że Granger spała dziś u Krukonów może nieco to wszystko zaostrzyć.
— Niby dlaczego? — Spytała Hermiona a obaj spojrzeli na nią jak na idiotkę.
— Nie wróciłaś na noc do dormitorium, a poprzednio widziano cię ze mną.
— Dodaj do tego bajkę Weasleya.
— I jesteś skończona — zakończył za Cormackiem Ślizgon przez co Hermiona zaraz kiedy połączyła fakty, wstrzymała przerażona oddech. — Żeby to jakoś złagodzić nieco to przekształcimy.
— To znaczy? — Zapytał Gryfon. Granger nie była pewna słów Ślizgona.
— Wasza dwójka wejdzie do Wielkiej Sali razem. Bez ślinienia się McLaggen — dodał a Gryfon parsknął. — Siedzicie obok siebie i zaczynacie mówić o wczoraj... McLaggen zaczyna o tym mówić, ty masz się czerwienić tak jak teraz.
— Ja wcale się nie... — Zamilkła czując ciepło na policzkach i znów opuściła wzrok na ziemię. — Niby po co? Skoro i tak widziało nas więcej osób niż Ron.
— Plota o moim dyżurze, za Terry'ego najpewniej już się rozniosła — machnął ręką Malfoy.— Więc Weasley nieco straci na wiarygodności, jednak przez to, że gryfoni tak się go słuchają kilkunastu wiernych mu pozostało — wyjaśnił cicho. — Jesteś z jego dziewczyną w dormitorium, raczej zauważyła twoją nieobecność, przez co słowa Wieprzleja mają jakieś pokrycie — dodał zirytowany. — Trzeba więc to jakoś zakryć— spojrzał na Gryfona. — Bez ślinienia. U Slughorna i tak cię już poniosło. — Hermiona lekko się zaczerwieniła przypominając sobie przyjęcie u Slughorna, jednak nie wspomnienie z Cormackiem pojawiło się jej przed oczami.
— Sugerujesz więc, że mamy udawać Parę? — Hermiona drgnęła i na nich spojrzała z wielkimi oczami. Wzrok McLaggena był bardziej niż usatysfakcjonowany.
— Nazywaj to jak chcesz. Masz przy niej być, póki chłopaki nie wrzucą wariata do skrzydła szpitalnego— w tej chwili Granger spojrzała na Malfoya z szokiem.
— Nie było mowy o żadnej przemocy — powiedziała zimno. Ślizgon wzruszył ramionami strzelając na palcach u obu rąk. — Malfoy. Nie zgadzam się, żebyście go w jakikolwiek sposób...
— Głowa mnie już od ciebie boli — przerwał jej patrząc w niebo. — Jak nie my jego, to on ciebie. A Potter mi łeb ukręci jak się dowie, że z mojego powodu Weasley cię prześladuje. Więc siedź cicho i rób swoje.
— Właśnie robię — syknęła wściekła. — Nikogo nie skrzywdzicie. Nie zgadzam się.
— Męcząca katarynka — ziewnął i spojrzał na Cormacka. — Co ty w niej widzisz?
— To już moja sprawa.
— Jak tam chcesz — machnął ręką. — W takim razie będziecie udawać Parę do czasu aż, sprawa nie ucichnie i tyle... Z resztą. W moim wyobrażeniu związek Granger z kimkolwiek polega tylko na nazywaniu tego w jakiś sposób, bo jest ona zbyt zajęta nauką, żeby robić cokolwiek innego. Więc wasz styl życia niewiele się zmieni. Zwyczajnie do tego "kucia" dostajesz psa u nogi, który za tobą wszędzie łazi i się ślini.
— Ej!
— Tak właśnie widzę ciebie McLaggen. Zajmij się nią, a ja w zamian załatwię ci Zaopatrzenie do końca roku. To dobry układ prawda?
— Raczej ta...
— Świetnie — przerwał mu zupełnie go ignorując. — Miłej zabawy — machnął ręką po czym skierował się z zamiarem odejścia, jednak Hermiona miała do niego jeszcze jedno pytanie.
— Malfoy. — Ślizgon zatrzymał się odwracając do niej głowę. — To oznacza zawieszenie broni?  — Spytała cicho. — Wiesz... Między nami?
— Chwilowo tak — odparł spokojnie. — Pogadaj z Potterem. Oboje wiemy, że tego potrzebujesz— dodał i odszedł, pozostawiając gryfonów w swoim towarzystwie. A Hermiona z każdą sekundą miała coraz większe obawy co do tego wszystkiego.

*
08:35 —   Korytarz przy wejściu do Wielkiej Sali

— I jak poszło? — spytał Harry, który czekał na niego i Granger już dobre kilka minut przed Wielką Salą. — Gdzie Hermiona? — Dodał kiedy tylko blondyn przystanął przy nim,a Gryfonki nigdzie nie było widać.
— Z McLaggenem. Będzie jej pilnował przez jakiś czas.
— Cormack? — Odpowiedział pytaniem, kierując się z kumplem na śniadanie. — Przecież Hermiona go nie znosi.
— Jest nachalny, fakt. Jednak jest wstanie się nią zająć, a przecież o to chodzi prawda? Żeby Weasley nie zaczepiał Granger. W końcu rudy boi się McLaggena.
— Niby racja — mruknął cicho obserwując Gryfonów, którzy między sobą coś szeptali co jakiś czas odprowadzając ich wzrokiem, do ich miejsc. — Serio dużo ludzi uwierzyło w bajkę Rona.— Oświadczył patrząc po puchonach, którzy również co jakiś czas spoglądali w ich stronę.
— Wydaje mi się, że wciąż bardziej patrzą na ciebie niżeli na mnie. — Harry zamrugał zdziwiony. — Tamten artykuł... Dużo się o nim mówi.
— Nie wspominaj — westchnął z rezygnacją Potter opadając na swoje siedzenie. — Same problemy. Wczoraj jakaś Gryfonka wołała za mną przez pół korytarza, jak to jest być Bi... Skąd ja to mam niby wiedzieć?.. Nie śmiej się! — syknął patrząc na Blaise’a, który po usłyszeniu nazwy orientacji seksualnej Pottera, zaśmiał się głośno.
— Kiedy to śmieszne — powiedział z rozbawieniem. — Co jej odpowiedziałeś?
— Odszedłem.
— Frajer z ciebie. Jak chcesz, żeby się odczepili to temu nie zaprzeczaj.
— Nie jestem zboczeńcem.
— Jak tam chcesz. Ale gdybyś jej odpowiedział, to ty byłbyś tym, który się śmieje.
— Nie rozumiem. — Czarnoskóry uśmiechnął się krzywo i wskazał Maxa rozmawiającego o czymś z Tonym. Ostatnimi czasy Mosby spędzał z Drużyną Slytherinu sporą część wolnych popołudni. W trakcie posiłków również siedział z nimi. Do tego, ograniczył swoją znajomość z Alexem do minimum, co odbiło się na jego samopoczuciu jak i wyglądzie. Chudy i nieco lękliwy Max znów zaczął być chłopakiem, którego Potter kojarzył z trzeciego roku. Wysportowanym, radosnym i pewnym siebie Ślizgonem, który może mieć każdą, którą chce... — Mosby jak nam wiadomo jest Bi. Ostatnio przestał to nawet ukrywać, a jakoś nikt go nie atakuje ani nie nabija się z niego. Wiesz dlaczego? — Potter pokiwał głową. — Bo jak pewnego razu zripostował Lavender, która chciała mu dopiec, że jest ciotą bez jaj, to już nikt nie był wstanie się go czepiać.
— To znaczy?
— Mosby odpowiedział jej, że on chociaż potrafi zadbać o swój orgazm w każdej pozycji. Nie to co poniektórzy. — Oświadczył Nott siedzący zaraz obok Blaise’a. — Niby nic takiego, ale znając pogłoski o tym, że Mosby lubi i dziewczyny i chłopaków jest to nieco jednoznaczne.
— Ale chodzi tu bardziej o to, że dopiekł tym Lavender — dodał Zabini. — Bo jeśli to prawda, że ona umie dojść tylko podczas wsadzania jej w usta...
 — Ludzie tutaj jedzą.  — Blaise zamilkł po czym, Harry, Draco i Nott spojrzeli na Florę, która zdegustowana im się przyglądała. — Naprawdę sprawa tej wywłoki jest tak niesamowicie ciekawa, że nie możecie się powstrzymać od rozmowy na ten obleśny temat przy posiłku? — Wzdrygnęła się a Zabini cicho zaśmiał. — Zabini, może ciebie to bawi, ale mnie jej postać przyprawia o wymioty — mruknęła.
— Chciałem tylko wyjaśnić Harry'emu...
— Więc mu wyjaśnij, a nie odbiegaj od tematu milion razy — warknęła.
— Nie możesz jej jakoś opanować? Marudzi jak nie wiem. — Theodor uśmiechnął się przelotnie w kierunku Czarnoskórego. Jednak nie był to uśmiech z całą pewnością uprzejmy, oczy Notta z resztą same mówiły, co on oznacza. Theodor był rozbawiony słowami Zabiniego, ponad to, wyglądał jakby to on sobie z niego w tej chwili kpił. A przecież... Nie było nic zabawnego w tym stwierdzeniu. Blaise zwyczajnie stwierdził Fakt. Potter nie rozumiał, dlaczego brunet tak zareagował. Przecież Flora faktycznie marudziła.
— Nie bardzo chcę — rzucił sucho. — Poza tym. Też twierdzę, że temat Brown nie jest odpowiedni przy posiłku.
— Pantoflarz — mruknął Zabini i wyjął z tacy jedno z dorodniejszych kurzych udek następnie zaczynając jeść. Harry zastanawiał się czy w końcu ktoś mu wyjaśni co powinien zrobić, jednak jak to zwykle bywa, główny problem został przysłonięty mniej istotnymi informacjami, a odpowiedź na niego zaginęła gdzieś w połowie rozmowy.
Pośród uczniów przebiegł szmer rozmów, co wręcz automatycznie, kazało Potterowi spojrzeć w kierunku wejścia do Wielkiej Sali, gdzie to... Tak jak powiedział Malfoy. Przy Hermionie pojawił się Cormack. Jednak najwyraźniej nie sam fakt, iż dziewczyna pojawiła się w jego towarzystwie tak zaciekawił gapiów. A to, że McLaggen idąc z Hermioną ku stole Gryfonów, chwycił ją za rękę.
— Nieco to groteskowe. — Harry spojrzał na Draco, który opierał się łokciem prawej ręki o stół, trzymając głowę położoną na dłoni. — Mieli się tylko razem pojawić, Cormack jak zwykle wszystko przerysowuje. Przez to może sobie narobić problemów.
— Co masz na myśli?
— Jeśli ludzie nie kupią tej podpuchy, to może zrobić się nieciekawie. McLaggen za bardzo się spieszy. Kto normalny w pierwszym dniu chodzenia już trzyma dziewczynę za rękę? Do tego, dziewczynę, która jeszcze dwa dni temu go wyzywała od kretynów.
— Miłość — zaćwierkał Zabini nadal patrząc na Hermionę z Cormackiem, Malfoy skomentował to wykrzywieniem się jakoby połknął cytrynę, i właśnie w tej chwili Harry po raz pierwszy zobaczył podobieństwo pomiędzy nim, a Narcyzą. Krzywili się w tak samo nieatrakcyjny sposób. — Choć muszę przyznać Ci rację. Nieco się pospieszy…
— Nie bolą cię usta szlamo? — Harry drgnął słysząc krzyk gdzieś obok siebie. Odwrócił powoli głowę i po chwili zaniemówił widząc Alexa, który to wołał, z kpiną w głosie. Obok niego siedziała Lauren z uśmiechem pełnym wręcz dzikiej satysfakcji.
— Draco co się dzieje? — syknął Zabini. Ale ten mu nie odpowiedział, patrząc równie zdezorientowanym wzrokiem w kierunku Seijuuro co reszta.— Alex miał przecież wyciszyć tą spraw...
— O co ci chodzi? — Potter wiedział, że to pytanie padnie od strony Gryfonów... Po prostu wiedział, że jakiś idiota podejmie się wyzwania i zwróci uwagę na słowa Alexa.
— Och. Jeszcze nie wiecie?! — Oznajmił i zachichotał niczym dziewczyna. —O tym, że wasza Pani Prefekt was zdradza z wrogami? — Gryfoni zamarli. — O tak! — Oznajmił jeśli to możliwe jeszcze głośniej. Gdyby w Wielkiej Sali byli teraz nauczyciele, z całą pewnością odesłaliby teraz Alexa na szlaban. — Znamy wszystkie wasze strategie Weasley! — Ron stał się czerwony niczym burak i spojrzał na Granger, która siedziała wpatrując się w stół ze łzami w oczach, a twarz miała bladą, jak gdyby zaraz miała zemdleć. — Tylko wiesz... Mamy trochę honoru i nie potrzebujemy ich! I tak byście przegrali zakład, z dziwką, czy też bez niej.
— Potter — syknął Zabini chwytając go za szaty. — Opanuj się. To prowokacja. — Mruknął a Harry odwrócił wzrok za Granger. Był przy niej McLaggen, i nie wyglądał jakby to robiło na nim jakiekolwiek wrażenie. Był spokojny i opanowany. Co sprawiło, że Potter nieco ostygną. Mimo iż nie przyjaźnił się już z Hermioną, nie mógł siedzieć bezczynnie kiedy to obraża się niewinną osobę.
— Jednak bardziej chciałem zaapelować do niej samej — Alex odwrócił głowę w kierunku Gryfonki. — Żeby lepiej trzymała się blisko swoich brudnych Gryfonów, bo jej koleżance może stać się krzywda.
W tej chwili coś huknęło. I... o zgrozo. Było to jeszcze bliżej Pottera. Zanim Harry odwrócił wzrok usłyszał tylko zrezygnowane westchnienie Notta a następnie podniósł wzrok do Malfoya, który wyglądał jakby w tej właśnie chwili chciał przekląć Seijuuro najgorszą klątwa jaką znał. Gdzieś od strony Lauren dobiegło ciche prychnięcie. Jednak nikt nie zwrócił na to uwagi, z napięciem, czekając na to co się wydarzy.
W Wielkiej Sali było cicho. Jak makiem zasiał. Malfoy w tym czasie nieco się opanował, po czym najzwyczajniej w świecie podniósł z ziemi torbę, i skierował się do wyjścia z Wielkiej Sali. Zatrzymując się jednak w połowie, gdzie to stała Carrow, patrząc na niego równie zdziwiona co wszyscy inni, a obok niej Snape. Przez co uczniowie natychmiast zwrócili uwagę na swoje jedzenie.    
Alex usiadł a w Wielkiej Sali po kilku sekundach znów wybuchł gwar rozmów.
Harry patrzył jak Draco znów zaczął iść w kierunku wyjścia, za to Hestia po zamienieniu kilku zdań z opiekunem ich domu, zaczęła kierować się w kierunku miejsca, które zwykła zajmować. Minęli się, nawet nie zamieniając słowa... Nawet na siebie nie patrząc. Zwyczajnie, przeszli obok siebie, zupełnie jakby byli zwykłymi, obcymi sobie uczniami, a przecież Hestia wyszła ze Skrzydła Szpitalnego, po raz pierwszy od miesiąca... To powinno sprawić, że chociaż zamienią ze sobą zdanie!

*


— ...Hermiono? — Granger drgnęła podnosząc wzrok do Cormacka, który siedział obok niej i uśmiechnął się do niej życzliwie. Nie była pewna czy teraz gra, czy próbuje być uprzejmy, jednak musiała mu przyznać, iż naprawdę w tej chwili doceniła to wykrzywienie warg.— W porządku?
— Raczej nie — odparła powoli i ukradkiem zerknęła w kierunku rozwścieczonego Rona. Jednak nie dane jej było długo się nad tym zastanawiać, bo pod ławką poczuła na swojej dłoni, czyjąś. Zwróciła uwagę na McLaggena który znów się do niej uśmiechnął po czym zwrócił uwagę na Snape'a, który właśnie zasiadł na swoim miejscu.
— Nietoperz ma niezłe wyczucie czasu. Kto wie, co by się tu wydarzyło, gdyby się nie pojawił. —Rzucił a jego kumpel, Dony Darko, zaśmiał się cicho.
— Malfoy wyglądał na wściekłego kiedy tylko ten wspomniał o tym, że coś stanie się Carrow — parsknął cicho. — Gdybyśmy się zakładali, jestem pewien, że ta baba oberwałaby w gębę. — Machnął ręką na Alexa, który radośnie gawędził z Lauren Aquiliną.
— Okłamał go— szepnęła Hermiona patrząc na blondyna. McLaggen i Dony zamrugali zdziwieni.
— Co?
— Seijuro — powiedziała cicho. — Okłamał Malfoya. Wczoraj... Nie powiedział Lauren tego co Malfoyowi. Powiedział jej to samo kłamstwo co Ron Gryfonom.
— Odważny.
— Raczej głupi — zaprzeczył Dony’emu Cormack. — Ślizgoni mają rygorystyczne reguły. Kontakt z ludźmi nie czystej krwii jest zabroniony, jednak fakt iż Malfoy złamał tą regułę, musiał być dla nich ciężki. W końcu był do czasu, taki sam jak i Lauren. Tępił ludzi pół i niemagicznych... Tylko wszyscy już od dawna widzieli, że te zasady zaczynają przemijać. Odkąd Potter trafił do Slytherinu, często można spotkać Ślizgonów rozmawiających chociażby z krukonami... Wszyscy do tego przywykli. Wywołanie tego typu sensacji w tej chwili nie ma większego sensu. Bo oni tak nagle nie zaprzestaną odzywać się do swoich przyjaciół spoza Slytherinu. Malfoy im na to pozwolił, i jego się słuchają. Więc, to co Prefekt Naczelna z tą Lalką, chcą uzyskać, będzie jedną wielką katastrofą.
— Oponowałbym — teraz to Dony nie zgodził się z McLaggenem.— Ślizgoni mają kryzys wiary w Malfoya. Przez to, że pokłócił się z Carrow, właśnie przez Lauren— dodał a Hermiona zamrugała zdziwiona, słyszała już o tym z plotek, ale Hestia nie chciała o tym rozmawiać. — Zaczął dziwnie się zachowywać. Ponoć odejmuje punkty swoim i wysyła Ślizgonów na szlaban za jakąś tam błahostkę. To zaaranżowane wystąpienie miało pokazać, że Malfoy właśnie utracił władzę. Bo jak sama powiedziałaś — zwrócił się ku Gryfonce. — Miał powiedzieć Lauren coś zupełnie innego, tak? — Przytaknęła.
— Miał powiedzieć o patrolu. Oficjalnie miałam z Malfoyem patrol w zastępstwie za Terry’ego Boota.
— A nieoficjalnie? — Hermiona chwilę milczała. — Granger to nie polepsza twojej sytuacji.
— Zaczęłam kolegować się z Hestią.
— Nie podoba mu się to?
— Nie o to chodzi — mruknęła i westchnęła cicho. — Zwyczajnie chciał wiedzieć coś o niej. Są pokłóceni więc nie widują się zbyt często.
— Któraby nie unikała byłego, który ją zdradził — westchnął Dony a Hermiona wyprostowała się i spojrzała na niego zszokowana. — Nie wiedziałaś? — Pokiwała głową a chłopak parsknął i znów wskazał Aquilinę. — Malfoy miał z nią romans.
— Naprawdę?
— Przecież mówię. —  Granger spojrzała na Hestię. Przecież, Malfoy był w niej zakochany po uszy! Nie mógł... Nie mógł? O czym ty myślisz Hermiono! Malfoy to wstrętny oszust i dupek! Rani każdego! Bawi się ludźmi!... W takim razie co to było to wczoraj... — Tsa... Ciężko stwierdzić co go podkusiło. Choć w sumie ludzie mają różne hipotezy na ten temat.
— To znaczy? — Spytał Cormack a Dony westchnął cicho.
— Że też jesteście tacy do tyłu — powiedział i zaczął grzebać łyżką w misce z mlekiem i płatkami czekoladowymi. — Rzecz pierwsza. Malfoy nie mógł jej zdradzić bo przecież nie są parą od dobrych kilku miesięcy. — "Też racja" Hermiona nie wiedząc czemu poczuła w sobie spadek złości na osobę Malfoya. — Po drugie, on nawet Aquiliny nie przerżnął — Granger lekko się zarumieniła. — Urocza jesteś — uśmiechnął się Dony po czym kontynuował. — Carrow jednak zastała Malfoya z Lauren w tej jednoznacznej sytuacji, przez co jej piękny i cudowny świat rozpadł się jak domek z kart. To co się jej przydarzyło, to nie jakaś tam choroba, a zwykła depresja. W końcu była z nim dobre kilka lat, zobaczenie go z inną dziewczyną, musiało być dla niej lekkim wstrząsem — powiedział cicho. — Więc posłała go w diabli. I od tego czasu, Malfoy zaczął być taki dziwny... W sumie nie spodziewałbym się po nim nigdy tego, że on jakkolwiek przeżyje psychicznie rozstanie. A tu proszę. Chłopak ma wahania nastrojów — zaśmiał się cicho.
— Malfoy to, Malfoy tamto. Zakochałeś się w nim, jak moja siostra, czy jak? — Dony parsknął cicho podnosząc wzrok do dziewczyny stojącej obok niego. Była to krukonka — Lisa Turpin — Młodsza siostra Tracy Turpin, przynależącej do Slytherinu i słynącej, z mamienia chłopaków by uzyskać swój cel. Czyli ściślej rzecz ujmując... Wzorowej ślizgonki.
— Złotko, dla mnie ważna jesteś tylko ty — oświadczył podnosząc się i pocałował ją szybko w policzek przez co tamta jedynie pokiwała głową. — Idziemy?
— Tak, tak. Tylko jeszcze się napatrzę — oświadczyła spoglądając Hermionie w oczy, przez co Granger poczuła się niezbyt spokojnie. Jakoś tak dziwnie tamta na nią patrzyła. Jednak po tej chwili Lisa uśmiechnęła się do nież życzliwie. — Nie pasujecie do siebie za cholerę, więc lepiej uważajcie. Związki z przeciwieństwami bywają ciężkie — machnęła teatralnym gestem dłoni na Darko, który zaśmiał się cicho, po czym odeszła, za to Hermiona poczuła, że ścisnęła mocniej dłoń Cormacka, i nie wiedząc czemu, zarumieniła się przy tym.

*


— Miło cię znów widzieć — powiedział Potter kiedy tylko Hestia usiadła na swoim miejscu. Dziewczyna w odpowiedzi posłała mu jedynie uśmiech. Nie odpowiedziała "mi ciebie również". Jedynie zwracając uwagę na Alexa, który siedział z Lauren.
— Długo tak ze sobą przebywają? — Spytała cicho a Potter wzruszył ramionami.
— Miesiąc. Może nieco krócej... W każdym razie odkąd Max zaczął interesować się bardziej chłopakami z drużyny, jak i sportem, niżeli Seijuuro — wyjaśnił powoli. — Dlaczego pytasz?
— Tak jakoś — oświadczyła i zwróciła uwagę na miejsce obok siebie jednak kiedy dostrzegła iż, Potter nadal na nią patrzy, szybko skierowała głowę ku jedzeniu.
— Czego chciał Snape? — Odezwała się Flora a jej bliźniaczka uśmiechnęła się przelotnie nadal na nią nie patrząc. Ogólnie unikała kontaktu wzrokowego z ludźmi. Z resztą, kto by się jej dziwił. Skoro co drugi ślizgon na nią patrzył? Carrow spędziła ponad miesiąc w Skrzydle Szpitalnym. Do tego nie miała na sobie zaklęć maskujących jej stan, których używała, by ludzie nie wiedzieli, iż coś z jej zdrowiem jest nie tak, przez co nagłe jej pojawianie się wywołało nie lada kontrowersję. Uśmiechnięta i piękna Hestia o kobiecych proporcjach stała się wychudzoną, bladą i zmęczoną dziewczynom o jasnych włosach, na której widok po ciele przechodzi dreszcz. Wyglądała niczym duch, upiór, który dopiero co wyszedł z grobu. I mimo iż, była ubrana w szkole szaty, włosy miała poczesane i upięte w zgrabnego koka, a twarz pokrywał jak zwykle delikatny makijaż, to nie wyglądała jak Carrow, którą wszyscy znali.
— Odprowadził mnie, przy okazji prawiąc mi kazanie o tym, że muszę zacząć się uczyć, bo materiał, który starałam się sama nadrobić nie był wystarczający— powiedziała na co Carrow jedynie jej przytaknęła i wróciła do posiłku, ale Pottera to zainteresowało. Hestia nie wypadła zbyt przekonująco w swojej wypowiedzi, i chyba nie tylko on to dostrzegł, bo Nott również przyglądał się Hestii przez chwilę, jednak on w przeciwieństwie do Pottera nie miał zamiaru podjąć się próby, wyciągnięcia z niej informacji.
— Dlaczego nikomu nie mówiłaś, że wychodzisz? Przyszlibyśmy po ciebie.
— Jest środek tygodnia, nie chciałam zawracać wam głowy — odparła i wyjęła dłoń po zielone jabłko.— Poza tym i tak Snape pewnie by wam nie pozwolił iść za mną. Miał jeszcze kilka uwag co do... — Zamilkła jakby uświadamiając sobie, że powiedziała za dużo. — Tak czy inaczej, od dzisiaj już chodzę normalnie na zajęcia — rzuciła i podniosła do niego wzrok po czym lekko się uśmiechnęła.
— Draco pewnie się ucieszy — powiedział ktoś, kto stanął za dziewczyną, a uśmiech Hestii zniknął. Potter dostrzegł jak oczy Carrow zabłysły. Lauren, która to powiedziała uśmiechnęła się jedynie. — Choć jeśli to co mówią jest prawdą. Zabawia się teraz ze szlamami takimi jak Granger — dodała i zanim ktokolwiek zdążył jej zripostować, odeszła. A Seijuuro zaraz za nią, jak wierny pies.
— Hestia?— Flora znów się odezwała, tamta jedynie pokiwała głową i również wstała, Potter dostrzegł jej chaotyczne ruchy, była na skraju wytrzymałości. Jeszcze sekunda i będzie płakać. — Hestia, zaczekaj! — W mniej niż minutę obie Carrow opuściły Wielką Salę.
— Poszaleli. Wszyscy poszaleli — mruknął Zabini podsumowując całe zajście. Cóż... Potter musiał mu przyznać rację, to co się tutaj działo było naprawdę dziwaczne. I jeśli przeczucie go nie myli, największy zamęt w tym wszystkim wprowadziła właśnie Lauren. Jej ton, uśmiech i spojrzenie mówiły same przez siebie. Aquilina była zamieszana w każdą z tych spraw... To ona była czynnikiem, który sprawił, że Draco i Hestia się pokłócili, z jej winy Ślizgoni atakują Gryfonów. Przez nią Malfoy traci władzę, a co najgorsze, to ona podjudza Rona... Tylko po co to wszystko? Dlaczego chce wszystkich skłócić?

*
9:15 — Wieża Astronomiczna

— Wiedziałam, że tu będziesz. — Malfoy uśmiechnął się przelotnie nawet nie odwracając wzroku do rozmówczyni. Cóż, sporo osób wiedziało, gdzie chodzi gdy chce być sam, jakoś nie dziwiło go to, że i ona to wie, tak jak i nie widział powodu by podejmować się tematu.— Nie powinieneś być na lekcjach?  — spytała a chłopak nadal milczał.
Kobieta uśmiechnęła się lekko i podeszła do barierki, o którą się opierał po czym również położyła dłonie na drążku i spojrzała w jezioro. Był Marzec, a ono wyglądało niczym w grudniu, jego tafla była pokryta skorupą lodu, błonia jak i zakazany las za to pokrywała jeszcze warstwa śniegu, który dziś zaczął się topić. Za to gdzieś tam po drugiej jego części, wysokie góry pogrążone były w śnie pod puchową białą kołdrą.
— Czego Pani chce? — Odezwał się w końcu a Tonks uśmiechnęła się lekko, cóż. Nie spodziewała się by zwrócił się do niej inaczej niżeli do zupełnie obcej sobie osoby. Byli kuzynami tylko z nazwy. W rzeczywistości nie mieli o sobie zielonego pojęcia.— Dumbledore Panią przysłał?
— A powinien? — Odpowiedziała pytaniem, za to Ślizgon znów jej nie odpowiedział nachylając się nieco za barierkę. — Dumbledore nie nasyła aurorów, tym bardziej na dzieci posądzone kontakt ze Śmierciożercami. Nie chce nikomu zniszczyć dzieciństwa.
— Nasyła za to Zakon. A Pani do niego należy. —Odparł, Tonks przeczesała palcami swoje, dziś rude, włosy przyglądając mu się z zastanowieniem. Z wyglądu przypominał rasowego Malfoya... Ale coś w jego ruchach przypominało jej Blacka... Pod pewnym względem przypominał jej Syriusza. Jeszcze nie potrafiła rozgryźć co konkretnie było w nim tak charakterystycznego, jednak była pewna, że jakaś maniera... Może sposób wypowiedzi… Albo ruchy, przypominają jej Łapę. — Powtórzę. Czego Pani ode mnie chce? — Spojrzał na nią a Tonks drgnęła, chyba po raz pierwszy w życiu spotykając oczy o tak wyraźnym odcieniu błękitu. Kiedyś już z nim rozmawiała, jednak nie patrzyła mu w oczy... Te bardzo dziwne, przepełnione magią ślepia. — Bo nie poszła Pani za mną, bez powodu. — Stwierdził za to Nimfadora posłała mu uśmiech, co nieco go zbiło z tropu, nie rozumiał, dlaczego się do niego uśmiechnęła.
— Zachowałeś się naprawdę w porządku w stosunku do Hermiony — odezwała się a on odwrócił wzrok prychając zirytowany. — Nigdy nie spodziewałabym się po Malfoyu czegoś takiego.
— Ja też nie, i co z tego? — Warknął. — Chciała mi tylko Pani powiedzieć jaki to jestem szlachetny?
— Nie. Chciałam powiedzieć, że teraz widzę, dlaczego Dumbledore postanowił dać Ci szansę.— Ślizgon drgnął. — Może i zdradziłeś nasz świat dla szaleńca, jednak nie jesteś złą osobą... W tej chwili rozumiem, że miałeś swoje powody by to zrobić i...— Westchnęła zrezygnowana. — Chcę cię przeprosić.  Źle cię oceniłam. — Przyznała cicho i nieco niechętnie. Cóż. Przyznawanie się do błędów nigdy nie było jej mocną stroną.
— Tak Pani sądzi? — Odparł za to Tonks zwróciła na niego uwagę,  on wciąż spoglądał w jezioro. — Że po jednej głupiej pomocy innej osobie, może Pani określić kim jestem?— Teraz zabrzmiał na zirytowanego. — Nie ma Pani pojęcia kim jestem ani co kieruje moimi wyborami. Więc niech Pani nie przeprasza mnie za rzeczy, których nie może być Pani pewna. — Akcentował zwrot: "Pani" w bardzo nieprzyjemny sposób, jak i powtarzał go zbyt często. Jakby chciał tym pokazać, że nie jest dla niego nikim innym, jak jedynie obcą kobietą. —Bo to wszystko nagle może się zmienić, i może okazać się, że się Pani pomyliła, i jednak nie jestem wcale dobrym człowiekiem.
— Dlaczego miałbyś nim nie być? — Spytała cicho zdziwiona jego słowami, nigdy w życiu nie usłyszała u nikogo w wypowiedzi, aż tak wielkiej goryczy w głosie. I to kazało jej myśleć, że jej kuzyn jest nie tyle złą co zwyczajnie smutną osobą.
— Nasze wybory ukazują kim tak naprawdę jesteśmy. Do tej pory popełniam same złe wybory, i będę je popełniał. I wciąż, i wciąż. Bo nie jestem dobry — zacisnął lewą dłoń na barierce. — Mówicie, że ma się wybór zawsze. Jednak ja jestem kimś kto go nie ma. Zwyczajnie, nie jest mi on dany.
— Mówisz o wojnie?
— Mówię o życiu. Jeśli komuś zapowiedziano nieszczęście, będzie ono za nim chodzić zawsze, jeśli komuś zapowiedziano niepowodzenia, będą one mu się przytrafiały. Takie są przepowiednie, a walka z nimi nie ma większego sensu. Bo i tak ostatecznie się spełnią.
— Znasz swoją przepowiednię? — przytaknął. — Jak... skąd? Przecież wszystkie przepadły.
— Moja siostra była wieszczką — Tonks zaniemówiła. — Przepowiedziała mi przyszłość. I do tej pory, wszystko się sprawdziło, często wbrew mojej woli.
— Po co więc z tym walczysz, skoro sam twierdzisz, że to nie ma sensu? — spytała również patrząc w dół, gdzie to na dziedzińcu pojawiły się dwie postaci, niby takie same, jednak bardzo różne. — Co ma być, to będzie, a jak będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
— Już to kiedyś słyszałem.
— To może czas to zrozumieć? — zagadnęła za to Ślizgon na nią spojrzał. Nie potrafił pojąć tego, że jest do niego uprzejma bez wyraźnego powodu. Nimfadora również na niego spojrzała i posłała mu uśmiech. — Idź. Przecież wiem, że chcesz z nią porozmawiać.
— Skąd niby?
— Bo to ja jestem aurorką odpowiedzialną, za pilnowanie ciebie — odparła za to Ślizgon zamrugał zdziwiony. — No idź, póki masz okazję — machnęła na niego ręką jednak chłopak nadal stał. — Co?
— Też źle cię oceniłem — powiedział tylko po czym odszedł, Tonks odprowadziła go wzrokiem i znów spojrzała w dół na dziedziniec. Cóż... Ponoć wystarczy wiara w coś, by to stało się realne, więc możliwe, że gdy ona znów powróci do swojego dziecięcego marzenia, by jej rodzina się zjednoczyła, to ono stanie się realne.

*
9:50 Dziedziniec Zachodni

Flora wzięła głęboki wdech, w końcu doganiając siostrę. Szczerze mówiąc nie spodziewała się, że Hestia aż tak szybko biega, tym bardziej, że jej stan fizyczny powinien ją ograniczać, za to Carrow wydawało się, że jej bliźniaczka biegała szybciej niż ta zapamiętała.
— Co się dzieje? Wyjaśnij mi w końcu — wydyszała prostując się i wypuściła ze świstem powietrze. Było zimno, a one biegły, jeśli nie wezmą jakiegoś porządnego eliksiru to jutro obie będą chore. Hestia przejechała dłońmi po ramionach, a Flora nie wiedziała, czy zrobiła to by nieco się ogrzać, ponieważ ona w przeciwieństwie do Zimnej Carrow ubrana była jedynie w szkolną koszulę i spódniczkę kiedy to Flora miała pełny komplet szat, czy w geście bezradności jak to miała w zwyczaju.
— Nic... Przecież nic się nie stało. — Powtórzyła powoli.
— Gdyby to było nic, nie biegłabyś — odparła jej Carrow i podeszła do siostry. — Jeśli Lauren coś ci zrobiła. Powiedz. Porozmawiam z nią.
— Nic się nie dzieje— powiedziała cicho.
— Chodzi o Draco? — Hestia milczała, przez co Carrow westchnęła zrezygnowana.— Nie rozumiem cię— przyznała zirytowana. — Najpierw twierdzisz, że cię zranił, potem mówisz, że nic nie zrobił, kiedy do ciebie przychodzi szczujesz na niego, krzyczysz i kaleczysz, ale jesteś zazdrosna jeśli się o nim mówi. Wyjaśnij mi proszę to, bo już całkiem się pogubiłam.
— Kiedy nie umiem — warknęła opuszczając wzrok na ziemię a jej głos zadrżał. — Nie umiem tego wyjaśnić! — Syknęła. — Daj mi spokój. Chcę być sama.
— Jesteśmy siostrami, nie zostawię...
— Flora, proszę cię! Od kiedy jesteśmy siostrami z prawdziwego zdarzenia? — prychnęła a Zimna Carrow zamilkła. — Mówiłaś, że już nie dasz mnie skrzywdzić, mówiłaś, że chcesz wszystko naprawić, ale tu nie ma czego naprawiać. Zwyczajnie jesteśmy sobie obce. — Szepnęła otulając się mocniej ramionami. — Odejdź proszę. Chcę zostać sama — Flora dostrzegła, że łzy spływają po policzkach Carrow i opadają na ziemię. Stały tak w milczeniu. Nawet świat zamilkł na te kilka chwil, wiatr przestał wiać, gdzieś z oddali głosy uczniów zanikły, ptaki przestały śpiewać, za to z nieba zaczął prószyć śnieg. Leniwie opadając na ziemię, niekiedy zatrzymując się na nich samych. Tu na włosach, czasami na ramionach czy też twarzach. Opadał powoli, nie spiesząc się. A Flora tak stała, niczym słup soli, nie mając pojęcia co powinna zrobić. Jak zareagować, co powiedzieć... Hestia miała rację. Nie były prawdziwymi siostrami. Nie potrafiły nimi być... W końcu, gdyby było inaczej. Z całą pewnością jakoś by reagowała, zamiast tak stać, i czekać nie wiadomo na co. Zastanawiała się nad tym co jej odpowiedzieć. Jednak za każdym razem porzucała tą myśl, kiedy dochodziła do wniosku, że tak naprawdę to nie wie. Nie ma pojęcia jak pocieszyć własną bliźniaczkę!
Hestia drgnęła czując coś ciepłego na ramionach i podniosła wzrok — Flora wciąż stała w tym samym miejscu, teraz jednak patrząc gdzieś nad jej głowę.— Dziewczyna naciągnęła na ramiona za dużą szatę i wypuściła powoli powietrze. Znała ten zapach…
— Zmarzniesz — usłyszała tylko, jednak nie odpowiedziała otulając się szczelniej szkolną szatą. Chłopak za to spojrzał na Florę. — Theodor czeka na ciebie przy wschodniej wieży. Macie chyba teraz Starożytne Runy... Idź. Damy sobie radę — przerwał jej, zanim ta zdążyła chociażby otworzyć usta. Carrow stała przez chwilę w ciszy po czym przytaknęła i odeszła, zostawiając ich samych na dziedzińcu. — Nie wiem, czy to zdrowe, tak biegać po mrozie w takim ubraniu — zagadnął obchodząc ją i przystanął przy jej postaci. — Dopiero co wyszłaś ze Skrzydła Szpitalnego. Niezbyt dobrym dla ciebie jest tam ponownie wracać. Tym bardziej, że masz sporo zaległości.
— Ktoś cię przysłał? — Spytała cicho i podniosła wzrok do chłopaka. On jedynie posłał jej uśmiech.
— Snape — odparł w końcu przez co dziewczyna przytaknęła poprawiając po raz kolejny na ramionach szatę, a orzeł na godle domu zafalował. — Mam ci pomóc w zaległościach.
— Dziwne, że poprosił o to ciebie a nie kogoś ze swojego domu — odparła po czym zmarszczyła brwi, kiedy milczał. — Terry? — Spytała po czym skierowała swój wzrok do postaci, na którą patrzył krukon.
  — Nie mówiłem, Ci już, że masz dać jej spokój? — zapytał Malfoy podchodząc do nich a jego oczy zabłysły niezidentyfikowanym błyskiem.
— Daj spokój Draco. Tylko rozmawiamy — zaśmiał się brunet a ten zmierzył go spojrzeniem po czym zwrócił uwagę na szatę Hestii. — Jest zimno. A ona tutaj biegła. To reguła dobrego wychowania, że ją...
— Nie pieprz mi o wychowaniu, kiedy masz takie myśli. — Krukon zamilkł a Ślizgonka spojrzała na niego zdziwiona.
— To nic takiego. Naprawdę nie myślę o tobie w żaden nieodpowiedni sposób...— Powiedział szybko i nieco nieporadnie się przy tym uśmiechając.
— Zależy co masz na myśli mówiąc "nieodpowiedni" — przerwał mu zgryźliwie Ślizgon. — Dzięki, ale twoja pomoc jest zbyteczna. Możesz już sobie iść. Nie jesteś nam już do niczego potrzebny.
— Jest tu z polecenia Snape’a — Malfoy spojrzał na Hestię która zaciskała palce na szatach tak mocno, że aż knykcie jej pobielały. Jej głos drżał... Miała problem z kontrolą... I Draco poczuł, że za chwilę po raz kolejny otrzyma bez powodu siarczyste uderzenie w twarz.— Ma pomóc mi z zaległościami, więc osobą niepotrzebną tutaj jesteś ty. — Podniosła  wzrok do niego a jej oczy lśniły złością. Malfoy zamrugał w bezruchu, z lekko rozchylonymi ustami ze zdziwienia. Nigdy nawet przez myśl mu nie przyszło, że Carrow może być tak oschła w stosunku do niego. Dostrzegł nikły uśmiech u Boota i zacisnął usta w wąską linię. Nie podobało mu się to ,że krukon tutaj się pojawił. To miała być jego chwila triumfu... To on miał dogadać się z Hestią... I porozmawiać z nią szczerze.
— Ktoś z nas pomoże ci w nauce — spróbował spokojnie i znów zwrócił uwagę na Carrow. — Nie będziesz musiała się narażać na rozgłos ze strony Pansy i reszty.
— To nie jest rzecz, która będzie mi przeszkadzać. Przywykłam przez te lata. —Odparła i posłała mu zimny uśmiech. "Tak chcesz grać?" spytał się w myślach i prawie uśmiechnął, cóż... Widziała, że jest zazdrosny. Nie byli razem, zranił ją, ale wiedziała, że mu na niej zależy... W tej chwili właśnie prawdziwa Ślizgońska Hestia pokazała swoje oblicze.
— Jednak nigdy nic ci się nie działo. Zapomniałaś dlaczego?
— Dzięki Florze. Ludzie się jej boją.
— Ludzie się mnie boją — prychnęła. A on nieco się zirytował, tak... Już od dawna nie widział jej w podobnym stanie, więc to zachowanie nieco go denerwowało. Mimo iż zachowywała się jak typowa ślizgonka, do niej to zupełnie nie pasowało. — Nie masz mojej zgody.
— Zalecenie z góry. Musisz się dostosować — strzelił na palcach. — Wybacz jednak za pięć minut mamy z Terrym Zielarstwo we Wschodnim Skrzydle, na które jak mi wiadomo, nie uczęszczasz, więc przykro mi, jednak tutaj musimy się rozdzielić. — Och jak wyuczony był ten uśmiech. Tak fałszywy i zimny... Jakby patrzył na siebie samego!
Wyminęła go, a Bott poszedł zaraz za nią, jednak kiedy tylko przeszedł obok Draco jego uśmiech zniknął. Bowiem już raz trafił do skrzydła szpitalnego z winy Malfoya, więc groźba, którą mu powiedział ślizgon zrobiła na nim wrażenie. I Malfoy to wiedział. W końcu, kto by się nie bał połamania obu rąk?

*
10: 05 Korytarz w Północnym Skrzydle

— Harry — Potter zatrzymał się odwracając za siebie i zrobił zdziwioną minę widząc tuż obok siebie Hermionę, która stała z górą książek w dłoniach, które nawiasem mówiąc musiały być bardzo ciężkie... Spojrzał po korytarzu jednak nikogo nikogo nie dostrzegł. Nawet McLaggena, z którym to przecież wychodziła ze śniadania. — Chciałabym z tobą porozmawiać.
— Słucham? — Zapytał zdziwiony, Granger nie rozmawiała z nim od miesięcy. Więc bardzo zdziwiło go ta nagła zmiana zdania... Tym bardziej, że pamiętał ostatnią sytuację w Skrzydle szpitalnym, kiedy to przed nim uciekła.
— Chcę pogadać — powtórzyła, jeśli to możliwe jeszcze ciszej. — Jak nie masz czasu to w porządk...
— Nic z tych rzeczy — oznajmił podchodząc do niej, on nie uczęszczał na Starożytne runy ani Zielarstwo przez co aktualnie musiał czekać jeszcze godzinę na zajęcia. Dziwiło go, że Granger nie jest również zapisana na żadne. Jednak z tego co pamiętał, z jej opowieści i listów, które otrzymywał w wakacje, wspominała coś o tym, że teraz chce się skupić tylko na przedmiotach, które są brane pod uwagę podczas OWUTEMÓW. — Po prostu mnie zdziwiłaś — powiedział po chwili milczenia, na co przytaknęła. On znów spojrzał po korytarzu. — Tylko może gdzieś indziej. Chyba że chodzi o szkołę.
— Nie... Nie chodzi o naukę — przyznała. — Tylko nie bardzo wiem gdzie moglibyśmy spokojnie pogadać — dodała ciszej a on uśmiechnął się w myślach, czasem zachowywała się jak małe dziecko.
— Pokój Życzeń powinien być wolny — stwierdził i zabrał ponad połowę jej książek na co spojrzała na niego ze zdziwieniem. — Oszalałaś nosząc te ciężary sama... Nauka boli. — Mruknął na co gryfonka prychnęła i wzruszyła ramionami kierując się z nim w kierunku schodów. Żadne z nich nie zauważyło Lavender stojącej niedaleko nich, która zaraz po tym jak zniknęli z korytarza weszła do klasy Wróżbiarstwa.

*
10:15 Pokój Życzeń

Drzwi do pokoju życzeń zamknęły się a Harry rzucił książki na stół który się przy nim pojawił. Nie sądził że wniesienie na siódme piętro, pięciu ksiąg będzie dla niego tak wielkim wysiłkiem. Od czwartego piętra nie myślał o niczym innym jak tylko o tym aby rzucić gdzieś te książki i odciążyć swój biedny kręgosłup.
— Chyba muszę zacząć ćwiczyć — mruknął a Hermiona zaśmiała się lekko patrząc na półki pełne książek które pojawiały się w pokoju życzeń aż w końcu znaleźli się w bibliotece... czyli w miejscu w którym najlepiej czuje się Granger.
— Wiesz... Zastanawiałam się jak będzie wyglądać nasza rozmowa.
— To znaczy? — Zapytał przeczesując dłonią włosy a dziewczyna wzruszyła lekko ramionami w akcie bezradności.
— Myślałam nad tą sytuacją przez ten cały czas— oznajmiła cicho. — Nad tobą. Ronem. Samą sobą. Nad tym dokąd to wszystko zmierza i co się z nami dzieje... Na początku nie chciałam pogodzić się z faktem iż trafiłeś do Slytherinu — popatrzyła na niego — że po pięciu latach spędzonych z nami tiara wysłała cię do gniazda węży — pokiwała głową odwracając wzrok. — Nie wiedziałam co o tym myśleć. Dlaczego tak się stało? Co dziwniejsze po niecałym dniu tak spędzonym dostrzegłam, że oni... Wcale cię nie nienawidzą... Że znalazłeś tam szybko znajomych... Którzy cię od nas odsunęli. I którzy nie chcieli byś z nami rozmawiał — Harry przypomniał sobie pierwsze dni w Slytherinie. — A potem ta sprawa z Ronem —zamilkła. — Słyszałam tylko wzmiankę o zakładzie z Seamusem... Nie wiedziałam o co chodzi. Nie miałam pojęcia, że to wszystko było ukartowane...
— Nie winię cię przecież za to co się...
— To chyba przeważyło szalę —przerwała mu. — I wiedziałam, że od tamtej chwili już nie będzie możliwości powrotu do normalności... Że nasze relacje znikną. Nie chciałam tego ale wszystko działo się tak szybko... Potem Malfoy — Harry zrobił zdziwioną minę — i ty, który go nienawidziłeś staliście się kumplami. Jakby od zawsze. Wtedy nie miałam już pojęcia co się z nami stało. Nie umiałam uwierzyć w to co Slytherin z tobą zrobił. Że chodzisz po korytarzach z wrogiem, z tym który zawsze Ci uprzykrzał życie i którego ojciec i ciotka chcieli nas pozabijać w departamencie tajemnic, jak z najlepszym przyjacielem. — Opadła na fotel, który nagle pojawił się za nią. — Ron zaczął się zmieniać, przeklinać was wszystkich, buntować gryfonów przeciwko ślizgonom a także samym sobie bo McLaggen nie popierał jego zamiarów...— Wzięła wdech. — Mówił wiele rzeczy. Że to ty nas zdradziłeś, że to twoja wina iż ta przyjaźń się zniszczyła, że to z twojej winy Syriusz... — Zamilkła a Harry wstrzymał oddech, nie wierzył w to co słyszy... — Nie umiałam słuchać tego wszystkiego, nie chciałam tego słyszeć. — Poprawiła się szybko. — Jednak z czasem przyswoiłam to wszystko i myślałam że ma rację... Dałam sobie wmówić to wszystko bo nie chciałam i jego stracić — szepnęła i zgarbiła się. — Zawsze tak było prawda? — Uśmiechnęła się przelotnie. — Wtedy kiedy zostałeś wybrany do turnieju... Nie wiedziałam czy brać stronę twoją czy jego... Zawsze jestem niezdecydowana... Ale kiedy pojawiła się Brown, Ron całkowicie się ode mnie odciął. — Harry przypomniał sobie słowa Hestii kiedy pewnego dnia, razem natknęli się na Weasleya: "gdzie jest teraz Granger co Weasley?" i który nie był w stanie odpowiedzieć na pytanie Carrow wyraźnie zmieszany tym stwierdzeniem.— Czasem miałam wrażenie, że kiedy się do mnie odzywa chce tylko żebym zrobiła za niego lekcje, co McLaggen często mi wypominał i przez co miałam potem tylko problemy, ponieważ Ron widząc mnie z nim urządzał wielkie awantury bez powodu... — Potter osłupiał. Weasley postradał zmysły?! — Dopiero kiedy Malfoy powiedział mi prosto w oczy to co myśli i co sama o sobie myślę stwierdziłam, że koniec z tym teatrem. — podniosła do niego swój wzrok — Ron będzie zły — szepnęła — Ale nie mogę już dłużej ciągnąć tej drogi do nikąd. — zadrżała a Harry do niej podszedł .— Muszę zacząć interesować się sobą... Nawet jeśli boję się tego bardziej niż czegokolwiek innego. Muszę się odciąć... Dlatego chcę cię przeprosić — wstała przytulając go na co Harry zastygł. — Przeprosić za wszystko czym sprawiłam ci przykrość... Za to że zostawiłam cię kiedy zostałeś ślizgonem. Przepraszam Harry — jej głos się załamał. — Naprawdę żałuję tych złych decyzji! — Potter objął ją odwzajemniając uścisk i popatrzył na podłogę zastanawiając się nad odpowiedzią. Z jakiegoś powodu jego serce biło jak szalone a w brzuchu trzepotały motyle... czuł się dobrze. Czuł spokój i uczucie jakiego dawniej nie doznawał. Szczęścia... odzyskał przyjaciółkę.
— Nie winię cię za nie — powiedział cicho a ona zacisnęła mocniej oczy — Ale bawi mnie to, że potrzeba było słów Draco do tego żebyś przejrzała na oczy — zaśmiał się krótko a ona również parsknęła cicho i go puściła.— Bo ciężko mi w to uwierzyć.
— Mi również — oznajmiła cicho a Harry uśmiechnął się przeczuwając co jej chodzi po głowie
— Jesteś mu wdzięczna.
— Co?! — zarumieniła się mocno. — Malfoyowi?! — Spojrzał na nią ona odwróciła wzrok —Może odrobinę...Jestem — mruknęła cicho na co Potter roześmiał się głośno. — Potter to wcale nie jest zabawne! Przestań się śmiać!

*
15:40 — Pokój wspólny Gryffindoru

— Jesteś tego pewna?
— Widziałam na własne oczy! Wasza Hermionka naprawdę nas zdradza! — Krzyknęła a wiele osób spojrzało na Lawender ze zdziwieniem. — Brata się z wrogiem! Zdrajca!
— Nie osądzaj tak szybko innych Brown — rzucił Dean. — Przecież się przyjaźnią. To niczemu nie dowodzi.
— A widziałeś by wcześniej się do niego odzywała? —Odpyskowała a chłopak zamilkł. — To oznacza jedno. Ślizgoni przekonali ją do siebie!
— Zdrajców trzeba ukarać!
— Ron co robimy?!
— No Roniu, co zrobisz? — W pokoju wspólnym zapanowała cisza kiedy wszyscy spojrzeli na McLaggena i jego kumpli, którzy właśnie wstali z miejsc przy kominku. — Granger przejrzała na oczy. Że mnie to nie dziwi — ziewnął. — Jesteście tacy naiwni sądząc, że Ślizgoni mogą się z nią zadawać — parsknął.
— Malfoy się do niej odzywa. — Powiedziała cicho Patil na co Cormack zmierzył ją wzrokiem a Ron i jego towarzysze spojrzeli na nią z zaciekawieniem. — Tak Nagle. Do Hermiony, którą poprzednio szczuł jakby była najgorszym ścierwem na świecie. To nie dziwne?
— Ja słyszałem jak mówił jej kiedyś, że ma odsunąć się od Rona — dodał Seamus a wiele osób zamilkło.
— Podasz dzień? — spytał z rozbawieniem Cormack. Naprawdę bawiło go to wszystko.
— Ostatnio po eliksirach. Widziałam jak została w klasie kiedy wszyscy wychodzili — rzucił Finnegan— Została z Malfoyem kiedy Potter wyszedł za mną.
 — Ten sukinsyn — warknął Ron. — Okłamał mnie…
— Chcecie ją za to powiesić? — prychnął McLaggen.
— Należy się jej jakaś kara — mruknęła Brown.
— Spróbuj tylko ją tknąć Brown a to tobie stanie się krzywda — oznajmił zimno Gryfon, a Dony Darco - chłopak z którym Cormack dzielił dormitorium - strzelił na palcach przez co Ron się wzdrygnął a Lavender zamilkła. — Nie waszą sprawą jest to z kim Granger się zadaje lub tego nie robi. — Stwierdził chłodno chłopak .Weasley wyjął różdżkę celując nią w niego na co tamten tylko się roześmiał.
— To ty masz się nie odzywać — syknął rudzielec — Zdrajco... — Śmiech McLaggena stał się mocniejszy.
— Zdrajcą jesteś ty Weasley — syknął do niego. — Pieprzonym zdrajcą krwii, który... — zaklęcie Rona odbiło się. — Nawet nie umie dobrze rzucić bez Granger drętwoty — oznajmił unosząc dłoń z różdżką.— Poza tym. Jakbyś nie zauważył. Hermiona jest ze mną. Nie z tobą. Więc z łaski swojej nie pusz się, jakbyś miał do niej jakiekolwiek prawa.
— Ty…
— Chyba nie macie zamiaru tu walczyć! — Oznajmił Neville wstając, wcześniej tylko obserwował wydarzenia zza książki którą czytał jednak teraz wyraźnie zirytowany ale i wystraszony postanowił coś zrobić. Obaj na niego spojrzeli — Opanujcie się! Wszyscy — popatrzył po ludziach znajdujących się w pokoju wspólnym. — Co was tak nagle obchodzą ślizgoni i to co się u nich dzieje? — Zapytał a wiele osób zamrugało. — Po co wszczynacie z nimi wojnę? Po co walczymy między sobą?! Rozejrzyjcie się! — Uniósł dłonie. — Słuchacie się Rona jak głupcy! A on chce tylko znaleźć winnego tego, że Harry trafił do Slytherinu nie  widząc problemu w tym, że przecież to nie powinna być przeszkoda! Rozmawiam z nim tak jak dawniej — powiedział już cicho. — Dlaczego nagle tak bardzo go nienawidzicie? — Zapytał. — Parvati. Co Harry Ci zrobił, że występujesz przeciwko niemu? — Dziewczyna opuściła wzrok. — Albo ty Dean. Dzieliliśmy z nim dormitorium przez pięć lat, czemu teraz nawet nie powiesz mu na korytarzu głupiego: Cześć? — Czarnoskóry nie odpowiedział. — Wszystko było w porządku póki Harry nie odszedł. Odeszły jeszcze dwie gryfonki jakbyście nie zauważyli i przyszły do nas puchonki — pokazał dłonią na czwartoklasistki, które przyglądały się całej sytuacji z zaciekawieniem. — Ale nikt jakoś nie okrzyknął ich zdrajcami.
— Bo trafiły do Ravenclawu — mruknęła Brown.
— W waszej opinii Ravenclaw to takie same kanalie jak Slytherin więc nie masz powodu by się odzywać — oznajmił Cormack.
— Longbottom ma rację — poparł go Dony. — Nie byłoby problemu gdyby ktoś wam nie powypierał mózgów — wskazał oskarżycielskim gestem dłoni Rona i Lavender.
— Chcecie się kłócić. Proszę bardzo. Ale nie angażujcie w to ludzi którzy walki nie chcą. — Powiedział Neville stając przy wejściu do Gryffindoru. — W tym Hermiony, Ron — oznajmił zimno i wyszedł a w pokoju wspólnym przez chwilę zapanowała cisza... Która została przerwana przez Romildę Vane.
— W sumie po raz pierwszy mówił coś mądrego. Nie chce babrać sobie tym rąk — oznajmiła wstając i opuściła pokój wspólny, tak jak i większość osób, która siedziała w kółeczku wokół Rona wcześniej słuchając go jak jakiegoś guru.  Weasley patrzył jak Gryfoni starają i wychodzą z niedowierzaniem, Lavender z resztą też... Jednak rudzielec w przeciwieństwie do niej nie wołał za nimi by wracali, stojąc jak słup nie wierząc w to co się właśnie stało.
—  Weasley Naszym Królem Jest — Ron podniósł wzrok na Cormacka, który uśmiechał się do niego kpiąco... Pieśń ślizgonów, zdrajca cały czas był przy nich. Wcześniej myślał że McLaggen po prostu jest złośliwy jednak on po prostu opowiadał się za ślizgonami pod każdym względem.

*
15:40 Pokój Życzeń

— Chciałabym żeby było jak dawniej — szepnęła Hermiona siedząc w Fotelu magicznej biblioteki Pokoju Życzeń, która się przy nich utworzyła, Harry siedział tuż naprzeciwko niej pijąc kakao... Było to może dość dziwne ale właśnie teraz miał na nie straszliwą ochotę, i może nie jest to w tej chwili istotne jednak naprawdę mu smakowało. Nie wiedział ile lekcji już przepadło. I dziwił się, że Hermiona również zdawała się nad tym nie rozmyślać. Najwyraźniej sprawy które w końcu zaczęła z siebie wyrzucać miały dla niej dziś o wiele większe znaczenie niż kilka nieobecności na zajęciach.
— To nie jest możliwe.
— To również wiem — wzruszyła ramionami. — Muszę się z tym pogodzić... Tak jak musiałam z tym że już nie jesteś Gryfonem.
— Mimo wszystko wiele osób nadal mnie tak nazywa — odparł a ona popatrzyła na niego ze zdziwieniem. — W Slytherinie jednak widzą we mnie Gryfona. Więc nie było łatwo się z nimi zaznajomić.— Wzruszył ramionami. — Ale z czasem to mija... niechęć, poczucie odosobnienia i samotności. Zrozumiałem, że wszędzie można znaleźć przyjaciół. Nawet w Slytherinie.
— Czujesz się lepiej jako ślizgon ? — Zapytała a Harry przez chwilę nie odpowiedał jednak po chwili uśmiechnął się przelotnie do siebie i przytaknął.
— O wiele — szepnął .— Pamiętam jak Gryfoni wiele razy patrzyli na mnie z dystansem... Kiedy to dowiedzieli się że jestem wężousty... Kiedy wybrano mnie w turnieju trójmagicznym lub kiedy nie wierzyli w to. że Voldemort powrócił... Ślizgoni zupełnie nie interesują się tym. że jestem Wybrańcem. Nie obchodzi ich to kim mnie okrzyknięto. Mają szczerze mówiąc, gdzieś to że wrzuciłem ich rodziców do więzień — Granger zrobiła wielkie oczy .— To bardzo dziwne ale taka jest prawda... Slytherin to miejsce dla wiernych sobie ludzi. Jest tak jak mówiła tiara gdy po raz pierwszy się tu pojawiliśmy. — Uśmiechnął się ponownie. — A gdy chcesz zdobyć druhów gotowych na wiele, czeka cię Slytherin. — Hermiona zdziwiła się jeszcze bardziej, ona nie pamiętała dokładnie słów tiary sprzed sześciu lat.
— Żałujesz że wtedy poprosiłeś ją o Gryffindor?
— Tego nie mogę żałować. Bo Gryffindor nauczył mnie wielu ważnych rzeczy których Ślizgoni nie pokazują mimo,że to robią bez przerwy. Patrząc na przyjaźń w Slytherinie lub na miłość w tym domu widzisz ludzi naprawdę zamkniętych w sobie którzy nie ukazują tego poza dom. Kiedyś nie przypuszczałem, że Nott w ogóle przyjaźni się z Malfoyem. Że Crabbe i Goyle są jego przyjaciółmi a jednak po spędzeniu tam już kilku dni dostrzegłem jak bardzo myliłem się przez cały ten czas. — Zamilkł na chwilę. — Tak samo jak nigdy nie widziałem tak skomplikowanej relacji która łączy właśnie Notta z Carrow. W Gryffindorze bardzo łatwo dostrzegałem przyjaźń, miłość, radość... Nauczyłem się wielu rzeczy, które może i są w Slytherinie jednak dostęp do nich jest strzeżony... Są w nim ludzie którzy kryją się z tym co czują i którym bardzo ciężko się otworzyć na innych. To smutne ale tacy są Ślizgoni... I co zrozumiałem dopiero wtedy kiedy się pojawiłem w ich życiu codziennym.
— Naprawdę ich lubisz — przytaknął a dziewczyna uśmiechnęła się lekko a jej oczy błysnęły. — Dojrzałeś Harry. Strasznie się zmieniłeś od tych wakacji.
— Każda strata daje nam możliwość zastanowienia się nad naszymi błędami Hermiono — oznajmił cicho. — A każdy upadek motywuje do tego by wstać i biec dalej życiu. Tego nauczyłem się w Slytherinie i to pokazała mi Cassy swoim życiem.
— Znałeś ją? — pokiwał przecząco głową.
— Choć bardzo bym chciał ją poznać — przyznał cicho. — Wiem o niej tak naprawdę niewiele.
Ale mogę powiedzieć iż naprawdę była wspaniałą osobą, która zrobiła krok w tę stronę aby polepszyć ten świat... Dała mi nadzieję na to, że może jeśli wiele ludzi zrozumie sens życia to wszystko będzie dobrze. — Posłał jej promienny uśmiech, który Hermiona odwzajemniła. — Ludzie którzy ją poznali muszą być naprawdę szczęśliwi z tego powodu. Była niesamowitym dzieckiem.

*
16:01 — Szóste piętro —Korytarz w Południowym skrzydle.

— Co ty taki podenerwowany? — Zagadnął Blaise wracając wraz z Malfoyem z lekcji Zaklęć, byli jedynymi ze Ślizgonów, którzy zapisali się na te zajęcia przez co kończyli w środy lekcje najpóźniej ze wszystkich w domu. — Chyba nie zniknięciem Pottera — zaśmiał się przypominając sobie, że na dzisiejszych lekcjach nie zastał Harry'ego, ani razu,  Malfoy pokiwał gorliwie głową. — W takim razie o co chodzi? — Zapytał a Ślizgon wzruszył ramionami.
— Tak jakoś. Dziwnie się czuję w jej obecności.
— Jej? — Powtórzył Zabini po czym uśmiechnął się i odwrócił wzrok przed siebie. — To jakiś konkretne emocje? — Zagadnął a Malfoy milczał przez chwilę.
— Ciężko stwierdzić. Posłała mnie w diabli. Nawet ugryzła — pokazał swój kark jakby chcąc to podkreślić a Zabini lekko się skrzywił widząc bliznę w tamtym miejscu. — A dziś grała niedostępną. Z zewnątrz wygląda to pewnie całkowicie naturalnie. Siedzimy razem w ławce, chodzimy wspólnie w grupie na zajęcia... Jednak ja czuję się jak skończony kretyn.
— Może to temu, że nim jesteś. — Zagadnął chłopak a blondyn parsknął cicho.
— Pewnie tak — odparł, Zabini założył ręce za głowę patrząc w sufit i zamyślił się chwilę. — Powiesz mi, co właściwie mam zrobić? — Spytał. —Jeszcze dziś rano myślałem, że się pogodzimy.
— Skąd ta nagła myśl?
— Rozmawiałem z Aurorką — mruknął a Blaise drgnął po czym spojrzał na kumpla zdziwiony.— Wiesz... Tą Metamorfomagiczką.
— Nie łatwiej ci powiedzieć Kuzynką?
— Przez gardło mi to nie przejdzie — odparł a Blaise uśmiechnął się do niego pobłażliwie. Mimo iż obaj byli Ślizgonami, stosunek Draco do osób pochodzących z rodzin mugolskich lub chociażby mieszanych był o wiele bardziej rygorystyczny. Mimo lat przebywania z Hestią, która jest naprawdę tolerancyjną osobą, Malfoy nie był w stanie wyzbyć się tej maniery nienawiści do ludzi tego typu... Więc mając w rodzinie kogoś, kto pochodzi ze związku czarownicy ze szlamą, nie umie jej zaakceptować.
— I co z nią? — Spytał po chwili. — Bo najwyraźniej jakoś na ciebie wpłynęła, skoro nagle, postanowiłeś przeprosić Hestię za to wszystko.
— Nie : "nagle" to po pierwsze — odparł. — Już ją przepraszałem — warknął z pretensją. —Setki razy. Za każdym razem obrywając przy tym w twarz. Za coś czego nie zrobiłem! — Podniósł głos. — Chciałem spróbować czegoś innego. Ostatecznego. Ale co się stało? — Zirytował się jeszcze bardziej. — Pojawił się ten dupek i zabrał mi Carrow sprzed nosa. Wyobrażasz sobie! Mi!
— Wygląda na to, że zazdrość przyćmiewa ci zdrowy rozsądek — odparł a Malfoy spiorunował go wzrokiem. — Nie patrz tak na mnie. Oboje wiemy, że mam rację — machnął ręką nieokreślony znak. — Boot już kiedyś się starał o Hestię, wiesz o tym dobrze. Temu tak się spieszyłeś na czwartym roku — Malfoy włożył dłonie do kieszeni spodni garbiąc się lekko. —Kiedy byliście razem,  też czasami się pojawiał. Najczęściej w momentach kiedy mieliście kryzysy. Jest jak cień. Nikt nie zwraca na niego uwagi, często nikt nawet nie zauważa. A on zawsze jest i patrzy... Widzi to czego reszta nie dostrzegała... Ale chyba nadal nie rozumiem powiązania pomiędzy twoją sytuacją a tą całą Tonks — wtrącił przerywając swój wywód i Malfoy nie wiedział, czy to dobrze czy źle.
— Powiedziała mi, że mam nie walczyć z wróżbami... Ale to samo sobie przeczy. Jeśli nie walczę stracę Carrow.
— Jednak walcząc tracisz ją szybciej — chłopak przytaknął. — Dlaczego to powiedziała?
— Sam nie wiem — po raz któryś wzruszył ramionami. — Tym bardziej jej samej... W końcu to ona jest tą odpowiedzialną za obserwowanie mnie — przyznał z niechęcią. — Ale z jakiegoś powodu nie chce mi zaszkodzić... Jestem pewien, że ona wie o znaku. Nie rozumiem jej działań.
— Fakt. To dziwne.— Przytaknął mu czarnoskóry. — Może Dumbledore jej kazał?
— Może — przytaknął mu blondyn. 
Wyszli z korytarza na piątym piętrze kierując się schodami w dół. Dziwnym było to, że korytarze były puste, w końcu był środek tygodnia. Uczniowie powinni o tej porze zbiegać się na podwieczorek w wielkiej sali... Tu jednak panował spokój... W całej szkole panował spokój. Cisza przed burzą.
— Co więc zamierzasz? Pozbyć się po cichu Terry'ego?
— Nie mogę. Wiedziałaby, że to ja — skrzywił się Ślizgon. — Poza tym, to zalecenie Snape’a, żeby Boot jej pomógł w nauce. Nie kłamał... A ja jestem wręcz pewien, że nietoperz zrobił to celowo. Związał mi ręce żebym nie mógł w żaden już sposób kontaktować się z Carrow.
— Mówisz o tej relacji, Prefekt- Uczennica? — skinął mu głową.
— Granger wcześniej wymyśliła, że mogę to wykorzystać by przebywać w skrzydle szpitalnym bez wyrzucania mnie i przestrzegania tej reguły. Teraz jednak Hestii już w skrzydle nie ma. A Prefekt nie ma wiele do roboty jeśli uczeń daje sobie radę w nauce — przejechał dłonią po włosach. — Więc moja rola się tu kończy.
— A jeśli mimo pomocy Botta Carrow nie będzie w stanie opanować jakiegoś przedmiotu? — Zapytał Zabini. — Wtedy poproszą kogoś od nas albo ciebie?
— Bott jest książkowym przykładem krukona. Jest świetny w każdej dziedzinie — odpowiedział smętnie Malfoy. — Poza tym, Snape wymyśliłby inny sposób. Nie Bott to Granger czy ktoś inny. Wszystko jedno byleby tylko mnie wkurwi... — Zamilkł zatrzymując się nagle a Blaise również przystanął i odwrócił wzrok do Ślizgona.
— Co jest?
— Wiedział. — Syknął a Czarnoskóry przekrzywił głowę lekko w lewo nie bardzo rozumiejąc o czym mówi Malfoy. — Ten skurwysyn wiedział.
— O czym niby?
— Że to ja złamałem rękę Terry'emu.
— Czekaj... Co zrobiłeś? Malfoy! Ty dokąd!? Malfoy! — Krzyknął po czym zauważył, że patrzy na niego para wielkich niebieskich oczu. Odchrząknął po czym poprawił swoje szkolne szaty i odszedł, odprowadzany zdziwionym spojrzeniem pierwszorocznej Gryfonki.

*
16:05 — Drugie piętro. Teren Puchonów

— Neville... Coś się stało? — Suzan opuściła pokój wspólny patrząc na przyjaciela ze zdziwieniem. Chłopak zdawał się być czymś wyraźnie zmartwiony. Obejrzała się za siebie i uśmiechnęła delikatnie. — Chcesz o tym pogadać? — Przytaknął na co chwyciła jego dłoń na co również się uśmiechnął jednak po chwili stał się ponownie smutny.
— Chcą zrobić krzywdę Hermionie.
— Kto?
— Ron — dziewczyna zrobiła zdumioną minę. — On i Brown... Oszaleli. Chciałem przemówić Gryfonom do rozumu... Kilku mnie posłuchało ale nie wiem ilu dokładnie bo wyszedłem... Jeśli on naprawdę będzie chciał jej coś zrobić nie wiem jak mam jej pomóc... Nie umiem walczyć. — Brunetka zaśmiała się lekko na co podniósł do niej wzrok, uśmiechnęła się.
— Jesteś odważniejszy niż ci się wydaje — powiedziała cicho. — Harry o tym wie?
— Właściwie to z jego powodu chcą ją... Ukarać. Jak i z tego powodu że Malfoy się do niej odezwał. — Prychnął cicho. — Bo z nim rozmawiała. I uznali, że spiskuje ze Ślizgonami.
— To szaleństwo —przytaknął i zapadła między nimi chwilowa cisza.
Dziewczyna często zastanawiała się nad tym dlaczego Neville właściwie jest tak poniżany w swoim domu... Był nieco niezdarny ale miał dobre serce, był przystojny i mądry... Nie był mistrzem Transmutacji ale z przedmiotów, które go interesowały czasem naprawdę ją zaskakiwał.  — Może warto właśnie ze Ślizgonami porozmawiać? — Zagadnęła a chłopak popatrzył na nią zdziwiony. — Trzeba zażegnać ten konflikt. Jeśli Ron nie jest w stanie tego zrobić trzeba zaproponować rozejm Ślizgonom... A przynajmniej obniżenie konfliktu między wami do poziomu jaki był w normie. — Oboje się uśmiechnęli. Suzan miała rację. Wiekowego konfliktu się nie pozbędą, jednak może uda im się zniwelować go do niższego poziomu...
— Mam iść do Malfoya?
— Jeśli to coś zmieni. Możemy tam pójść — pokazała dłonią w kierunku korytarza a chłopak wziął wdech i po chwili przytaknął następnie kierując się z nią w kierunku Slytherinu... Co może i nie było zbyt bezpieczne ale konieczne do tego aby wyjaśnić całą sprawę.

*
16:20 — Gabinet Snape'a

Drzwi trzasnęły a Snape uniósł swój zimny wzrok do Draco, który wyglądał, nawiasem mówiąc, jakby przed przybyciem do jego pokoju, goniło stado rozwrzeszczanych Gryfonów.
— Kpisz sobie ze mnie? — syknął zaciskając dłonie w pięści. — Wykorzystujesz moją słabość do Carrow by mną manipulować! —Twarz Malfoya była dziś wyjątkowo blada. —  Dlaczego chcesz zrujnować mi życie?!
— Po pierwsze, nie jestem twoim kolegom żebyś zwracał się do mnie bez żadnego szacunku Malfoy — mruknął czarnowłosy machając różdżką a Draco usłyszał zamykanie drzwi... Nawet zaklęcie alohomory ich teraz nie otworzy. — Rzecz druga. Nie jesteś wstanie mi niczego udowodnić.
— Akurat to mogę — odparł a jego oczy zalśniły.
— Twoje sztuczki nie robią na mnie wrażenia. Tylko sobie robisz krzywdę — odparł mu zimno a Malfoy odwrócił głowę. — Skrzywdziłeś Carrow. Nie widzę powodu, by pozwalać wam ze sobą przebywać.
— Nie ma Pan tego prawa.
— Owszem mam. Stanowisz zagrożenie do tej dziewczyny Draco. — Ślizgon zacisnął zęby a jego oczy zabłysły złością. — Twierdzisz, że nie mam prawa ci w niczym przeszkadzać. Uważasz, że przecież to nic złego? Aurorom to powiedz — machnął ręką i usiadł w fotelu. — Naraziłeś ją wystarczająco mocno. Jej psychikę i zdrowie. Do tego kpisz z zakazu. Miałeś się do niej nie zbliżać.
— Nie może zabronić nam Pan spotykania się tylko dlatego, że pan swoją szansę zmarnował! — Syknął wściekły po czym zamilkł widząc spojrzenie Severusa. Cholera... Wydał się. Nietoperz podniósł się powoli a w rękę chwycił różdżkę, Draco dopiero teraz uświadomił sobie, że jest tylko uczniem… Że jest niczym mugol przy czarodzieju. Bezbronny, naiwny, przerażony. — Po co chce i mi Pan zmarnować życie? — Dodał ciszej patrząc w podłogę, nagle poczuł wstyd.
— Sam sobie je niszczysz. Ja obiecałem cię pilnować. I właśnie to robię. — Ślizgon zacisnął dłonie w pięści. — To wszystko staje się zbyt niebezpieczne. Ani ty ani ja nie chcemy by coś się jej stało. Więc odpuść. Tak będzie lepiej.
— Teraz? Kiedy... — Zamilkł. — Nie mogę jej teraz zostawić. Nie dam rady.
— Draco — Severus westchnął zrezygnowany, już nie brzmiał na złego, tylko zwyczajnie zmęczonego. — Carrow jest wyjątkową uczennicą, każdy głupi ci to powie. Ty wiesz jaka jest. Wiesz także jaki jesteś sam. To, że wy coś czujecie sprawi , że oboje będziecie cierpieć. Już wybrałeś stronę. Czarny Pan nie da ci o sobie zapomnieć... Nie da się porzucić dla Dumbledore’a. Pottera, nikogo. Jesteś jego zabawką. Nie wplątuj więc w to wszystko Carrow.
— Nie miałem takiego zamiaru — powiedział cicho. — Ale uparła się. Nie da rady jej przekonać do czegoś...— Zamilkł patrząc na Snape’a z otwartymi ustami. —Chyba nie myślisz poważnie...—  Jego oczy rozszerzyły się — Boot?
— Wojna zacznie się wkrótce. Wiesz co masz robić. — Chłopak zacisnął dłonie pięści. — Musisz ją zostawić. Inaczej będą ją wykorzystywać by tylko tobą manipulować. Sam widzisz co się stało kiedy tylko coś się jej stało... Zrobisz dla niej wszystko. Jak wierny pies. A im większa presja, tym więcej błędów będziesz popełniać. — Wyminął go podchodząc do jednych drzwi mieszczących się głębiej w gabinecie — Przemyśl to — rzucił po czym zniknął za nimi pozostawiając ślizgona samego w gabinecie. Nie. Pozostawiając przerażonego chłopaka samego w gabinecie. Chłopaka który bał się tego, że znów kogoś utraci, przerażone dziecko które miało już dość bólu i żalu... Chłopca, który po prostu nie był gotowy na bycie dorosłym.



Ach ci podsłuchujący Gryfoni...
Wydaje mi się, że czasami nieco przesadzam, w tej negatywnej ocenie ludzi z domu Godryka, czego w sumie sama nie rozumiem. Bo niektórych naprawdę lubiłam.
Do tego ten nowy dodatek, miejsc i godzin... nie wiem czy to dobrze wygląda...
A wy jak sądzicie?

Pozdrawiam!
~Dorothy





6 komentarzy:

  1. Znów Astoria się gdzieś zagubiła? :c

    OdpowiedzUsuń
  2. mam nadzieję. że się nie obrazisz ale wątek Notta i Carrow troszeczkę nudny...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. haha nie. Nie obrażę. Zdaję sobie sprawę z tego już od jakiegoś czasu. Jednak spokojnie, ich sprawa schodzi już na dalszy plan. Aktualnie kilkoro innych bohaterów potrzebuje na chwilę sławy. Ich postaci i tak zajmują całkiem sporą ilość rozdziałów. Pora pokazać resztę :)

      Usuń
  3. powodzenia na maturze :)

    OdpowiedzUsuń
  4. A mi tam nie przeszkadza pokazywanie Gryfonów od złej strony :') Szczerzyłam się jak idiotka, kiedy Neville postanowił zbuntowac się przeciwko Weasleyowi. Częściej czegoś takiego!

    OdpowiedzUsuń