niedziela, 24 grudnia 2017

Rozdział objaśniający - Draco - Nadzieja umiera ostatnia. Cz. 1

" Nadzieja umiera ostatnia. "






—  Draco! Zostań, proszę. —  Blondyn obejrzał się za trenerem, który go wołał i zamrugał zdziwiony. Spojrzał na Zgredka, który już na niego czekał przy drzwiach i machnął ręką. Skrzat nieco zlękniony zachwiał się w przód i w tył, jakby zastanawiając się, co ma zrobić. Chwilę później zniknął, a chłopak westchnął i odłożył torbę na ziemię. Wyminął resztę chłopaków, którzy kierowali się do wyjścia z sali treningowej i poszedł w kierunku Benedicta Kirishimy. Trener nie należał do specjalnie wylewnych osób i Malfoy zdawał sobie z tego wyśmienicie sprawę. Przeczuwał powód, dla którego został wezwany. Ręka Cormacka dziś wygięła się w nieprawidłowy sposób… Musiał skończyć wcześniej zajęcia, poprzez przymuszony wyjazd do Munga. Draco mu nawet współczuł, bo ojciec McLaggena był bardzo podobny z charakteru do Narcyzy.
Przystanął przy trenerze, patrząc w podłogę na olbrzymie buty Benedicta. Zastanawiał się jaki rozmiar buta nosi trener, bo stopa była prawie raz większa od stopy Lucjusza, a przynajmniej tak mu się wydawało.
— To była uczciwa walka — powiedział cicho, jednak odpowiedziało mu milczenie, które po chwili przerwało prychnięcie rozbawionego trenera. Malfoy nieśmiało uniósł głowę do ciemnowłosego mężczyzny, który machnął na to ręką.
—  Nie wezwałem cię ze względu na młodego McLaggena. Takie wypadki się zdarzają, to ring a nie balet. Rodzice, zapisując dzieciaki na moje zajęcia, piszą się na to, że może się wam stać tu krzywda. Nie masz się o co obwiniać.
—  Nie robię tego, sir —  dodał po chwili, pamiętając, że matka by mu głowę ukręciła, gdyby zapomniał o wyrażaniu się z szacunkiem do swoich mentorów.
—  I bardzo dobrze —  rzucił spokojnie mężczyzna. —  Jesteś najzdolniejszym z moich podopiecznych, nie chciałbym, żebyś przegrał jakąś walkę ze względu na poczucie winy lub strach przed tym, że kogoś skrzywdzisz. Na wojnie i w miłości nie ma zasad. Rozumiesz, chłopcze?
—  Tak, sir.
—  To dobrze, bo mam do ciebie małą prośbę —  oświadczył, kierując się w kierunku sali, gdzie nauczał żeńską część grupy. Draco nigdy tam nie był, starszych chłopaków bardzo ciągnęło w tamto miejsce. Mówili coś o piersiach i tyłkach, według Malfoya zachowywali się niekulturalnie. Dziewczyny i chłopcy muszą zachowywać do siebie dystans, to zawsze powtarzała mu matka. Nawet wtedy gdy idzie jedynie z Hestią i Florą do ogrodu się pobawić. Bardzo często Narcyza wchodzi z butami w jego życie i przerywa każdą zabawę. Jakby było w niej coś złego. —  Za dwa miesiące zaczynają się mistrzostwa drużynowe juniorów w Irlandii. Chciałem zapytać, czy zgodziłbyś się towarzyszyć mojej najzdolniejszej uczennicy w nich jako jej partner.
—  Partner? —  powtórzył. —  Chyba nie rozumiem.
— Drużyny w zawodach składają się z jednego chłopca i dziewczynki. Rywalizują z inną parą. Ci, którzy poprzez dobrą pracę zespołową się utrzymają na nogach, wygrywają i przechodzą do następnego etapu. Touka jednak niespecjalnie potrafi pracować w grupie. Jest indywidualistką, dwia razy z rzędu zdyskwalifikowali ją za brak współpracy. Rzuca się z różdżką na rywali całkiem sama, ponieważ nie potrafi porozumieć się ze swoim partnerem. Jeszcze ani razu z nimi nie wygrała samotnie —  powiedział, chwytając za klamkę od drzwi. —  Ty również nie pracujesz w grupie. Draco… nie udawaj. —  Spojrzał na niego, a Malfoy skrzywił się lekko. Wiedział, że ma z tym problem. —  Więc pomyślałem, że właśnie to jest rozwiązanie. Połączyć w drużynę osoby, które nie mają pojęcia jak drużyna ma funkcjonować. — Otworzył drzwi, po czym Draco szybko usunął się na bok, kiedy niska, blondwłosa  dziewczyna z piskiem wyleciała z klasy, uderzając plecami o ziemię.
— Powaliło cię!? — wrzasnęła, wstając. Blondynka musiała oberwać naprawdę porządnym zaklęciem, skoro przeleciała przez prawie pół sali, jak wnioskował, spoglądając na odległość od wyznaczonego czerwonym kręgiem miejsca, w którym powinna stać. —  Miała być roszada!
— Przecież była — powiedziała ruda dziewczyna stojąca pod ścianą, która patrzyła na wzburzoną blondynkę z rozbawieniem. — To ty za późno zareagowałaś na zaklęcie Touki. Miało być na trzy. I było. Już koniec? — spytała, patrząc na Benedicta, który założył dłonie na klatce piersiowej i spojrzał na drobną brunetkę stojącą z wyciągniętą różdżką w swoim kręgu. Draco widział ją po raz pierwszy, była blada i niska, oczy miała ciemne i nieco skośne, jak azjatki, włosy upięte w koka, a jej oddech był szybki. Najwyraźniej długo walczyły.
—  Touka… była? — Dziewczyna przytaknęła. Benedict pokiwał głową i machnął ręką, co oznaczało zakończenie zajęć. Reszta dziewcząt skierowała się do szatni, jednak ciemnowłosa nie, mimo iż Kirishima nie powiedział słowa, że ma zostać. Wyszła z kręgu i poszła napić się wody. Usiadła na ziemi koło swojej torby. Jej podejście do trenera było bardzo luźne. Draco nie wyobrażał sobie, by siadać w jego obecności, a tym bardziej spożywać jedzenie lub picie.
—  Tak… To jest Touka. Poznajcie się — oświadczył spokojnie mężczyzna, a brunetka uniosła wzrok do Draco. Była… rozbawiona. —  Poczekaj tutaj chłopcze, muszę pójść po papiery, które podpiszą twoi rodzice, jeśli się zdecydujesz.
—  Proszę pana?
—  Tak?
—  Dziewczynki i chłopcy nie powinni być sami w pokoju.
—  Nie dłużej niż trzydzieści minut. Do tego czasu wrócę. — Roześmiał się, po czym odszedł, zamykając za sobą drzwi. Młody Malfoy westchnął zirytowany, nie rozumiał dlaczego dorośli zupełnie kpią sobie ze wszelkich zasad i każą im robić rzeczy, na które dzieci nie mają ochoty. Może on nie chciał jechać na żadne zawody? Może nie chciał poznawać tej damskiej bokserki? Może nie chciał w ogóle zostawać po zajęciach, skoro ma jeszcze kilka innych lekcji tego dnia? Czy kogokolwiek w ogóle obchodzi to, czego on chce?
— Malfoy. — Draco odwrócił wzrok do rudowłosej dziewczynki, która wcześniej komentowała walkę Touki z tamtą blondynką. Malfoy jej nie kojarzył, ale rude włosy zawsze kojarzyły mu się jedynie z Weasleyami… a ich nie znosił zarówno on jak i ojciec. Jednak ta zupełnie nie przejęła się wzrokiem chłopaka, rzuciła mu pod nogi zeszyt z ołówkiem, po czym skierowała się znów do szatni. —  Przyda ci się —  powiedziała i wyszła, zamykając za sobą drzwi. Malfoy zmarszczył brwi, patrząc na przedmioty podejrzanie. Nie rozumiał do czego niby miałyby mu być potrzebne.
—  Wiesz o co jej chodziło? — zapytał, patrząc na dziewczynę nazywaną Touką. Podszedł do niej, ta uśmiechała się do niego, nadal mając rozbawienie w oczach. —  Co cię tak śmieszy? —  Nie odpowiedziała mu. —  Świetnie —  mruknął, siadając obok i spojrzał w sufit. — Czyli lubisz się bawić w ciszę? Dobra. Też potrafię… Tyle, że to niczego nie zmieni. Mamy być razem w drużynie na jakiś zawodach. — Ukradkiem dostrzegł jak ciemnowłosa wzdycha i garbi się z rezygnacją. —  Trener powiedział, że nie umiesz walczyć w drużynie. — Skrzywił się lekko, nienawidził zaczynać tego typu rozmów. Podrapał się w głowę i westchnął. — Mam tak samo. — Spojrzała na niego zdziwiona. —  To głupie. Po co na kogoś liczyć, skoro oni są słabi? — zapytał, a ona natychmiast mu przytaknęła bardzo pewnym ruchem. —  Chociaż w tym się zgadzamy —  westchnął i podał jej rękę. —  Jestem Draco. —  Uścisnęła ją i uśmiechnęła się, po czym puściła i spojrzała gdzieś w bok. — A ty? Wypadałoby się przedstawić — powiedział, nagle się denerwując jej ignorancją. Wiedział, jak się nazywa, bo powiedział mu to trener, ale ona powinna również się przedstawić. Tak nakazuje kultura. Przynajmniej tak mówi mu matka. Dziewczyna chwyciła różdżkę treningową i machnęła kółko. Malfoy otworzył szeroko oczy gdy przelewitowała do siebie wcześniej podany mu zeszyt z ołówkiem. Nie zdziwił się samym zaklęciem, nawet totalnym olaniem go na rzecz przedmiotów martwych lecz tym, że wykonała zaklęcie niewerbalnie. Takie klątwy potrafili tylko starsi osobnicy z grupy chłopców, a nawet tylko niektórzy czarodzieje dorośli. Draco znał takich znajomych ojca, którzy nadal wypowiadali klątwy werbalnie. Musieli mieć wielkie braki w nauczaniu skoro nie potrafili tych klątw jako dorośli, ale nie to było ważne. Wydawała mu się na mniej więcej w jego wieku, czuł się paskudnie ze świadomością, że on jeszcze nie potrafi używać klątw niewerbalnych. —  Jak ty to zrobiła… Touka? — przerwał i przeczytał jej imię, które pokazała mu na kartce i nieco się skrzywił. —  Po co mi to pisze… Ej wcale nie jestem tępy! —  powiedział zły, widząc jak pisze: Głupek z ciebie. —  Raczej ty, bo nie chcesz mówić w normalny sposób —  warknął i odwrócił wzrok w kierunku drzwi. Był zdenerwowany jej zachowaniem. Szturchnęła go w ramię, ale ją ignorował. Nie podobała mu się ta gra w ciszę. — Och… czego! — podniósł głos, spoglądając na nią i zamilkł, zderzając się z jej ciemnymi oczami. Uspokoił się pod wpływem jej spojrzeniem. Poczuł wstyd, bo nakrzyczał na dziewczynkę. A przecież Hestia też była dziewczynką, nigdy na nią nie krzyczał, bo to niegrzeczne. —  Przepraszam. —  wybełkotał i zwrócił uwagę na zeszyt, który podniosła. Po czym powoli przeczytał to, co napisała… I zrobiło mu się jeszcze bardziej wstyd. — Nie potrafisz mówić? — Przytaknęła. —  Dlaczego? Nie nauczyli cię? —  Pokiwała głową, po czym zaczęła pisać na następnej stronie. Zerkał przez jej ramię, chcąc przeczytać to, co pisze, ale bardzo długie i skomplikowane wyrazy sprawiały mu jeszcze trudność… Większości z nich nawet nie rozumiał. Nawet po tym jak mu pokazała kartkę, niewiele mu to wyjaśniło, ale nie miał zamiaru mówić jej, że nie wie, o czym pisze. Wtedy pokazałby swoją słabość, a tego nie może robić. Tak mówi matka. Patrzył na tekst nieco dłużej niż powinien i starał się coś wymyślić, po czym przypomniał sobie swojego kumpla Zabiniego, i to, że jego mama zawsze używa skomplikowanych nazw, by wyjaśnić pacjentom ich choroby. —  Masz chore gardło? —  Skinęła głową. —  Tak od zawsze? — Ponowiła ten ruch. —  I ono już takie będzie? — znów spytał, a dziewczynka wzruszyła ramionami. Westchnął z rezygnacją. —  Nic dziwnego, że nie możesz się dogadać z partnerami w czasie walki. Jak niby masz to robić, skoro nie potrafisz mówić? —  powiedział zły i spojrzał na drzwi. —  Trener mi tego nie powiedział. Głupi trener. Ej! Co znowu? — warknął i popatrzył na kartkę. —  Nie mów tak o moim tacie… Trener to twój ojciec?! —  spytał zszokowany, a ona przytaknęła. —  No nieźle —  przyznał z uznaniem, ale i obawą. To oznaczało tylko jedno. —  Czyli nawet jak nie chcę, mam się zgodzić na te zawody, bo inaczej urwie mi łeb? Ha! Znam twój ból — oświadczył, widząc słowa formujące się w zdanie: ,,Zabije mnie jak nie wygram tym razem”. Touka miała ten sam problem, ze zbyt ambitnym rodzicem, co on. Choć chwilowo jeszcze nie znał słowa: nadambitny, to rozumiał, że ta dziewczynka doskonale wie, co i on czuje.


***

Gdy jesteś dzieckiem wszystko jest dobrze. Masz mamę, tatę, a nawet młodszą siostrę jak z bajki. Wszyscy was lubią i są niesamowicie mili. Mówią ci, że wyglądasz zupełnie jak rodzice, bo masz oczy po mamie, włosy po tacie, uczysz się tak szybko jak twój dziadek, który był niesamowitym czarodziejem, a magię przyciągania do siebie ludzi odziedziczyłeś po babce, która była prześliczną wilą. Jesteś szczęśliwy, bo masz to, co chcesz i kiedy chcesz, twoi przyjaciele cię wspierają i bawią się z tobą, a patrząc na swoich rodziców, którzy uśmiechają się do ciebie, czujesz się naprawdę dobrze… Jednak w chwili kiedy twoja świadomość świata się wyostrza wraz z nią magia twojej rodziny. Okazuje się, że dziadek jest normalnym czarodziejem, a babka nad zwyczaj głupiutką czarodziejką. A te uśmiechy skierowane w twoją stronę są sztuczne i brzydkie. Twój ojciec bardzo długo siedzi w pracy i mało kiedy go widujesz, za to matka nie jest mamusią a wiedźmą, paskudną i wstrętną, która tylko gdy zorientowała się, że potrafisz czytać, zaczęła zamęczać cię obowiązkami. Twoi przyjaciele nie mają tego samego zdania co ty. Drażni cię to, bo przecież wcześniej się ciebie słuchali. A twoja ukochana siostra jest jakaś dziwna. Blada i słaba, ale niesamowicie inteligentna, a przecież jest młodsza od ciebie… Bańka w której żyłeś pęka a ty nagle uświadamiasz sobie, że świat wcale nie jest piękny tylko brutalny i paskudny. Pełen fałszu. Tak jak twoja rodzina.



***

—  Narcyzo, nie przesadzasz? — Draco zgarbił się lekko, słysząc podniesiony głos Theodora Notta. Wuj często upominał jego matkę. Podziwiał go, jednak zwykle wolał, żeby ten milczał, bo później to Draco się za to obrywa a nie jemu. — Transmutacja, Zaklęcia, Eliksiry, Historia, taniec, gra na fortepianie i jeszcze klub pojedynków?! Czy on w ogóle sypia?!
—  Sypia tyle, ile powinien.
—  Wątpię —  syknął pan Nott, trzaskając dłonią o blat stołu. Draco wymienił spojrzenie z Theodorem, który stał przy nim. Często podsłuchiwali rozmowy rodziców, kiedy ci kazali im wychodzić z pokoju. Byli ciekawi, o czym starsi rozmawiają. A raczej… na jaki temat się kłócą. —  Czy Lucjusz w ogóle wie, ile zajęć ma jego syn?
—  Ma tyle, ile potrzebuje dziecko jego pokolenia. Jest zdolny ale leniwy. Tylko pilnuję, żeby nie miał później problemów w szkole.
—  On ma siedem lat! — Wuj Nott podniósł głos  po raz kolejny. —  A wygląda jak cień! Ile godzin ma na zabawę, skoro non stop ma jakieś zajęcia? Dlaczego tak go męczysz? Nie mów, że również każesz brać mu udział w tych irracjonalnych konkursach: Złotego Dziecka!
—  Męczę? —  powtórzyła zirytowana kobieta. —  Żartujesz sobie, prawda?
—  Jak to inaczej nazwiesz?
—  Dbam o jego edukację. Może ty również powinieneś zadbać o swojego syna.
— Dla twojej informacji. —  Głos Theodora stał się cichy. Draco wiedział, że kiedy wuj schodzi z tonu, to lepiej uważać. — Moje dziecko ma zajęcia tylko i wyłącznie z rzeczy, które sobie upodobał. Po co uczyć dziecko czegoś, co nie sprawia mu przyjemności?
—  Och. Nie wiem… Może po to, żeby nie wychodziło na idiotę w towarzystwie?
—  Narcyzo, jeśli nie przestaniesz powiem o wszystkim Lucjuszowi.
—  Ha! Sądzisz, że cokolwiek zrobi?
—  Tego się chcę przekonać.
—  Życzę ci powodzenia.


***


—  Zawody? — Zdziwiony Lucjusz spojrzał na syna. Draco milczał, patrząc na jedzenie a nie na ojca. Starał się nie wspominać o tym wydarzeniu tacie, do czasu aż nie będzie miał stuprocentowej pewności, że wygra te rozgrywki. A na to szansa była marna, ponieważ z Touką nie dogadywali się lepiej niż podczas ich pierwszej… pierwszego spotkania. Wolał nie przynieść ojcu rozczarowania, jeśli ten, w co wątpił, pojawi się na zawodach, by go pooglądać. — W twoim wieku? Benedict ma nierówno pod sufitem?
—  Draco jest bardzo zdolny.
— Narcyzo, czy ty masz pojęcie, kto bierze udział w tych zawodach na poziomie juniorów? — Spojrzał na żonę. — To chyba nie ma związku z tymi konkursami, na które miałaś zamiar go zgłaszać. — Kobieta zmarszczyła brwi. Malfoy pokiwał głową, wracając do posiłku. Milczeli przez chwilę. Cassy jak zwykle oglądała rodzinę z wielkimi oczami. Draco nie lubił, gdy tak się w nich wpatrywała. Miał wrażenie, że czyta w ich sercach. Odczytuje skrywane emocje, których nie mogą pokazywać. Tak mówi matka. —  Zgaduję, że zaczęłaś ten temat z jakiegoś powodu. Mam podpisać zgodę?
—  Już to zrobiłam i odesłałam do Benedicta.
— Miło, że zapytałaś, co ja myślę o tej sprawie — mruknął, ale nie był zły. Draco już dawno zauważył, że ojciec nie gniewa się na matkę ani na nich… Złości się jedynie na ich skrzata domowego. I tylko dzięki temu Draco ma świadomość, że ojciec jest żywy i ma swoje niedoskonałości. — Masz pewnie teraz wiele zajęć dodatkowych z pojedynków, zgadza się?
—  Tak tato — odparł spokojnie i spojrzał ukradkiem na matkę, która znów zaczęła się krzywić. Musiał uważać. —  Pan Kirishima twierdzi, że mamy z Touką spore szanse przejść pierwszy etap.
— Touką? — Lucjusz podjął się tematu, a Draco zbladł. Matka mówiła mu, że ma nie wspominać o dziewczynce, z którą jest w drużynie… Bo przecież to nie wypada. —  Będziesz walczył drużynowo z córką Benedicta?
—  Em… To coś złego?
— Nie, skądże. — Ojciec znów używał tego dziwnego rodzaju mowy, wtedy Draco nie wiedział czy ten jest zadowolony czy zirytowany. — Tylko z tego co wiem, niespecjalnie wychodziła jej praca w drużynach.
— Dlaco tez nie. — Malfoy drgnął, słysząc cichy głos siostry i zacisnął dłonie pod krzesłem. Zupełnie zapomniał, że małe dzieci nie rozumieją, kiedy wypada coś powiedzieć, a kiedy nie. Cassy miała to do siebie, że zawsze go czymś pogrążała. Najczęściej w obecności matki, która nawiasem mówiąc, jeszcze bardziej się skrzywiła. —  Nie lubi bawić się ze mną. Tylko Hestia, tylko T...teo. A dla Cassy nie ma casu! —  Lucjusz zaśmiał się lekko, podszedł do córki i przykucnął przy niej.
— Jestem pewien, że jak tylko skończy zawody, będzie miał czasu dla ciebie całkiem sporo. Mam rację, Draco? —  Chłopak przytaknął ojcu. Bał się, że jak się odezwie, to wyzna prawdę o innych lekcjach… Lucjusz nie był świadom tego, że chodzi na jeszcze inne zajęcia poza pojedynkami i fortepianem. — Chodź, skarbie. Tata przeczyta ci bajkę. — Chwycił Cassandrę na ręce i skierował z nią do wyjścia z jadalni. Jednak tuż przy drzwiach przystanął. — Draco, choć ze mną. Chcę ci coś pokazać. — Blondyn natychmiast przytaknął, po czym podszedł do ojca i albo mu się wydawało, albo tuż przed wyjściem, ojciec zmierzył uważnym spojrzeniem Narcyzę. Takim jakim spoglądał tylko w chwilach, kiedy nie był pewien czyichś intencji.
— Tata, Dlaco boli reka.
— Nic mnie nie boli — mruknął, chowając ręce do kieszeni spodni, kiedy Lucjusz na niego spojrzał. —  Tylko nieco zdrętwiała… Wielkie rzeczy!
—  Ile ich jest?— zapytał spokojnie Lucjusz. Zaczął wspinać się po schodach, wciąż trzymając Cassy na rękach. Draco za to człapał za nim, patrząc na swoje buty. To nie tak, że nie wiedział, o czym mówi ojciec. Wiedział to, ale matka kazała milczeć, jeśli zostanie o to zapytany. Mówiła, że lepiej będzie, jeśli nie będzie martwił taty swoimi wynikami z innych lekcji.
— Trzy etapy. Jak przejdzie się eliminacje, to jest już z górki. Tak przynajmniej mówi trener — wybełkotał, modląc się, by ojciec nie zorientował się, że kłamie. Lucjusz uśmiechnął się lekko i przytaknął.
— Pytałem o coś innego… ale to również dobra wiadomość. Mam nadzieję, że sobie poradzicie z Touką, mimo tego, że jest… nieco inna.
— Trener twierdzi, że nadaję się idealnie do niej jako para — wypalił, zapominając o słowach matki, która przestrzegała go o tym nieodpowiednim zachowaniu, jakim jest wyznawanie, że się walczy z dziewczynką. Według niej chłopcy nie powinni walczyć z dziewczynami bo to niewłaściwe. Blondyn spojrzał na syna z lekkim uśmiechem. Draco ucieszył się z tego. Tata mało kiedy miał czas, by spędzać z nimi chwilę. Rzadko bywał nawet na kolacjach, więc był zadowolony z faktu, iż Lucjusz tak po prostu rozmawia z nim jak gdyby nigdy nic. — Nawet pokazał mi kilka znaków dłoni, by się z nią dogadać podczas walki. To trudne, ale daję… — zamilkł,słysząc drapanie o drzwi w jego pokoju, przy którym właśnie przystanęli. Spojrzał na ojca, a ten wskazał drzwi gestem głowy. Draco nie wierzył w to, co się dzieje. Marzył o tym przez całe swoje życie… ale czy aby na pewno to była prawda?  Nacisnął na klamkę i zaskoczony odsunął się, kiedy z pokoju prosto na niego wyskoczył pies, powalając go na ziemię i liżąc jego twarz jak oszalały. Cassy pisnęła radośnie krzycząc: Piesek! Ale została zupełnie zignorowana przez szczeniaka, który nie widział świata poza Draco. Chłopak zaśmiał się, odpychając psa na chwilę, by usiąść na ziemi i pogłaskać go po włochatej głowie.
— Jest nieco nieokrzesany, ale pewnie nauczysz go wszystkiego — przyznał Lucjusz, odkładając na ziemię Cassy, która podbiegła do psa i go objęła. —  Podoba się?
—  Bardzo! — odparł patrząc na ojca z uśmiechem. Jeszcze nigdy tak się nie cieszył z żadnego prezentu i Lucjusz chyba też to widział, bo znów się uśmiechnął. —  Matka ci pozwoliła? Przecież ona nie znosi zwierząt.
—  Jakoś to przeboleje. Zresztą nie przejmuj się nią, to mój problem.
— Powodzenia — mruknął i wrócił do zabawy z psem. Wiedział, że pewnie Narcyza będzie wściekła, ale nie dbał o to. W końcu tata powiedział, że wszystko będzie dobrze.



***



—  Draco, dobrze się czujesz?
—  Tak, nic mi nie jest.
—  Jesteś bardzo blady chłopcze — przyznał Benedict Kirishima, patrząc na niego uważnie. Draco podniósł się z ziemi, dobywając różdżki i otrzepał się z pyłu. —  Powinieneś zrobić sobie przerwę.
—  Nic mi nie jest. Po prostu światło mnie oślepiło.
— Naucz się w końcu kłamać — odparł mężczyzna, kręcąc głową. Spojrzał na grupę chłopców którzy wciąż ćwiczyli. — Jesteś najzdolniejszy na tej sali, jednak twoje zdrowie mnie martwi. Na dzisiaj koniec, idź odpocząć.
—  Dopiero zaczęły się zajęcia.
— Koniec, Draco — oświadczył ostro. Chłopak zacisnął dłonie w pięści i skinął głową, kierując się do wyjścia z sali. Jedyne o czym myślał to, to co zrobi z nim matka, jeśli wróci za wcześnie do domu… Ze złości uderzył drzwiami szatni tak mocno, że ich trzask niósł się później po korytarzu przez dobre pięć sekund.
— Zgredek pewnie zaraz tu przyleci, cholerny skrzat — syknął do siebie, kopiąc torbę leżącą na ziemi. Przypomniał sobie, że skrzat pojawiał się zawsze, gdy ten tylko opuścił salę treningową. Usiadł na ławce i westchnął, zaczynając się przebierać. Za nic w świecie nie przyzna się, że zasłabł. Matka chyba ukręciłaby mu głowę, gdyby się poskarżył. Spojrzał na rękę, która znów brzydko spuchła.
—  Jeszcze tylko trzy lata —  powiedział cicho do siebie, zakrywając twarz w dłoniach. — Trzy i w końcu się od niej uwolnię. — Chłopak drgnął i uniósł wzrok do drzwi, które się otwarły. Teraz stała w nich dziewczynka w ciemnej sukience. — Też ci kazał skończyć? — zapytał, Touka przytaknęła. Usiadła obok niego i spojrzała w sufit. — W takim tempie nigdy nie wygramy tych zawodów — mruknął, kopiąc butem w podłogę. — Nie jestem blady — dodał zły, widząc, co pisze w zeszycie, który przyniosła. — Zresztą to nie ma nic do rzeczy — powiedział cicho — I tak się nie dogadamy. Jak niby mamy to zrobić, skoro nie umiesz mówić?! — zirytował się, a dziewczynka spojrzała na niego. On tego nie zrobił. Odezwały się w nim wyrzuty sumienia. —  Wybacz. Tak mi się tylko powiedziało. — Brunetka nieco się zgarbiła, patrząc na swój zeszyt. Draco uświadomił sobie, co właściwie musi czuć. Non stop ktoś przypomina jej o tym jak jest bezużyteczna, niedoskonała… inna. Czuł wstyd i poczucie winy, ponieważ oceniał ją, a sam był taki jak ona. Też w kółko słyszał o swojej nieprzydatności i o rzeczach, których nie potrafi. Spojrzał na nią, wciąż była smutna, więc odwrócił wzrok. Nie wiedział, co powinien zrobić.
— Jestem pewien, że kiedyś odzyskasz głos — mruknął cicho. — Z całą pewnością jest piękny — dodał, patrząc na swoje dłonie. — A te zawody wygramy. Nie masz się, o co martwić… Damy radę. — Uśmiechnął się przelotnie, widząc to, co napisała. — Nie, ale matka mówi, że nadzieja to jedyny ratunek głupich, więc spróbuję. — Draco lubił patrzeć jak się uśmiecha.


***

—  Draco co z twoją ręką?
—  Nic. Wszystko w porządku
— Przecież widzę, że jest z nią coś nie tak. — Esmeralda chwyciła jego nadgarstek i skrzywiła się lekko. — Chciałeś tak iść na zajęcia z fortepianu? — spytała, patrząc na niego uważnie. Ten pokiwał głową. Kobieta spojrzała na Theodora, który przyszedł z nim do niej. Ponownie zwróciła się do blondyna. —  Nie możesz tam iść.
—  Pani nie rozumie…
—  Nie możesz tam iść. Nie ważne co powie Narcyza. Zostajesz tutaj.
—  Ej! —  syknął, gdy wyrwała mu kilka włosów z głowy. —  Nie może pani!
—  To nie ma teraz znaczenia. Theodorze, również chodzisz na zajęcia do pani Rivier, prawda?
—  Tak, proszę pani.
—  Wasz poziom gry znacznie się różni?
—  Niewiele, proszę pani — przyznał, a Draco zacisnął dłonie w pięści.
— Akurat — mruknął. Zabini oczywiście go zignorowała i wyciągnęła dłoń do Notta. On wyrwał sobie kilka włosów i oddał je jej. Ciemnowłosa kobieta wyszła z pomieszczenia. —  Zorientuje się.
— To nieważne — powiedział Nott, siadając obok niego. — Zabini musi ci naprawić rękę, a do tego potrzeba czasu. Nic się nie stanie przez jedne zajęcia.
—  Nie musisz tego robić.
— Daj spokój, przecież to nic takiego — powiedział i usiadł obok niego. — To ta niemowa ci to zrobiła?
— Ona ma imię —  mruknął zirytowany. — Trochę się na treningu rozproszyłem. Miałem spóźnioną reakcję i oberwałem zaklęciem. Nic się nie stało —  powiedział zły.
— Chodzisz ze zwichniętym nadgarstkiem już prawie trzy dni. Nie patrz tak, widziałem jak się krzywiłeś przy podnoszeniu kociołka na eliksirach —  powiedział, zanim Malfoy zdążył mu zaprzeczyć. —  Trzeba było mówić od razu. Teraz nie musiałbyś się przejmować resztą zajęć.
—  Gdyby się dowiedziała głowę, by mi ukręciła — mruknął, a Nott nie wyglądał na zaskoczonego. On również wiedział, jaki charakter ma matka Draco. — Póki mogę, wolę udawać, że jest w porządku.
—  Ale nie jest, mówiłem ci już. Powiedz ojcu. Ona cię wykończy.
—  Nic mi nie jest.
— Nie byłeś zdezorientowany — odparł brunet, patrząc na niego ostro. — Tylko przemęczony. Masz za dużo lekcji.
—  Daję radę.
— Nie dajesz. — Malfoy zacisnął dłonie w pięści, tak mocno, że aż knykcie mu pobielały. —  A te zawody wpędzą cię do grobu.
—  Przesadzasz.
— Jak chcesz — mruknął. — Ale jak się pochorujesz, to będzie twoja wina, a nie Narcyzy — dodał i podszedł do pani Zabini, która przyniosła im dwie szklanki o różnej konsystencji płynów w środku, jedna była złota a druga srebrna…



***


—  To jest Touka. Opowiadałem wam o niej —  powiedział, patrząc na przyjaciół, a raczej na ich reakcje na widok nowej, zupełnie obcej im dziewczynki w grupie. Flora spojrzała na nią podejrzanie, po czym wróciła do książki, Hestia posłała pełen radości uśmiech i od razu podeszła do dziewczynki, chcąc ją wyściskać, Blaise zmierzył ją wzrokiem, po czym stwierdził, że z kolejną babą to on się bawił nie będzie. Za to Theodor przyglądał się jej z jawnym zainteresowaniem, o wiele większym niż zazwyczaj.
—  Nie umie mówić, tak? — spytał Nott. Blaise podniósł głowę, patrząc na chłopaka jawnie zdziwiony, a Draco spojrzał na brunetkę i zrobiło mu się przykro, kiedy ta uśmiechnęła się lekko i opuściła głowę na dół. Miała na tyle długie włosy, by zakryć nimi twarz, by… ukryć łzy, które on dostrzegł tylko ze względu na to, że stał wystarczająco blisko niej.
— Przecież już mówiłem, że nie.
— Wolałem się upewnić. — Malfoy wiedział, co się kroi. Od rozmowy z Theo przed zajęciami pianina, przeczuwał, że poznawanie ich z Touką nie będzie dobrym pomysłem.
— Co? — zapytał głupio Blaise. Był jedynym nieuświadomionym z całej ich grupy. Draco lekko się skrzywił. —  Jak to nie mówi? Nie nauczyli jej?
— Jest niema. Od urodzenia… Nie ma wykształconych strun głosowych. Po prostu nie mówi.
—  To jak w ogóle żyje?
—  Zabini, twoja mama to uzdrowicielka, jej się zapytaj —  mruknęła Carrow i spojrzała na dziewczynkę. Draco dostrzegł jej nieprzyjemny wzrok. Chyba też jej nie polubiła. — I co mamy niby z nią robić?
—  To nie było miłe.
—  I nie miało być. —  odparła siostrze Flora —  Nie znamy ich dziwnego języka, jak niby mamy się z nią dogada… Theo? — Draco odwrócił w stronę Notta, który dziwnie układał dłonie, patrząc na Kirishimę. Dziewczyna wyglądała jak najszczęśliwsza osoba na świecie, prędko odpowiadając brunetowi tymi dziwnymi znakami.
—  Mówi, że masz ładny kolor włosów — powiedział, patrząc na Florę, a ona zamrugała zdziwiona. —  I że… lubi, taki kolor… ziemniaków?
— Co?! — Touka zakryła twarz dłońmi, uśmiechając się z rozbawieniem, po czym powtórzyła znaki wolniej i staranniej. Malfoy dostrzegł, jak bardzo ostrożnie układa palce, by tylko zostać zrozumianą. Pierwszy raz widział ją tak radosną.
—  Mój błąd. Pomyliłem ziemniaki z sukienką.
— Jak można to pomylić?
—  W migowym można.
—  Skąd ty to właściwie umiesz? —  W tej chwili to Nott zamilkł i wzruszył ramionami, nieco zażenowany. Draco wiedział, że kuzynka Theodora, Vanessa, również jest niema, stąd znajomość tego rodzaju języka u Notta. Jednak przemilczał to, nie wszyscy musieli wiedzieć o tym wiedzieć. Sam Nott niechętnie o niej mówił. — Jak jej powiedzieć, że ma nie przeszkadzać?
— Ona słyszy Zabini — mruknął Draco, kiedy dziewczynka po słowach Blaise'a odwróciła wzrok od Notta na postać ciemnoskórego chłopca, po czym posłała mu uśmiech, na co ten odchylił się do tyłu, jakby ta chciała go co najmniej uderzyć. —  Daj spokój, jest całkowicie normalna.
—  A nie wygląda —  stwierdziła Flora.
—  Ty też czasami siedzisz tak jakbyś była niema —  odparł Theodor, a Hestia roześmiała się, widząc minę Flory. Śmiech dziewczynki udzielił się Draco i Zabiniemu. W tej chwili to Carrow wyglądała, jakby ktoś uderzył ją w twarz.



***

—  I jak ręka? —  Draco spojrzał na Hestię, która przy nim stała i uśmiechnął się lekko, spoglądając na nadgarstek.
—  Dobrze, mama Blaise'a ją naprawiła.
—  Fajnie — odparła i rozejrzała się po ogrodzie, gdzie Theodor znów rozmawiał o czymś z Touką w ten dziwny sposób. Draco też na nich patrzył. Cieszył się, że tak dobrze się dogadują. —  To nie dziwne?
—  Co?
—  Że Theodor tak szybko się z nią zakolegował? Zwykle potrzebuje trochę czasu do przyzwyczajenia się. Mnie nie znosi do teraz. —  Malfoy zaśmiał się lekko i pokiwał głową, patrząc na krzew róż przy nich. Hestia bardzo lubiła akurat te białe kwiaty. On nie widział w nich nic nadzwyczajnego, ale lubił kiedy się uśmiechała. Jako jedyna umiała się prawdziwie uśmiechać. —  Touka wygląda na szczęśliwą.
—  Bo jest szczęśliwa —  przyznał, odrywając wzrok od kwiatów i popatrzył na Carrow. —  Wiesz… w grupie treningowej nie ma żadnych znajomych, dlatego ją tu zabrałem, żeby chociaż trochę odpoczęła od samotności.
—  Nie ma przyjaciół? — spytała zdziwiona, a jej oczy zalśniły, gdy znów spojrzała na Kirishimę. Dziewczynka uśmiechała się słuchając z jawnym zainteresowaniem tego, co mówił jej Theodor. —  Nic dziwnego, że tak dobrze się rozumiecie.
—  Ja mam was. —  Hestia spojrzała na niego i uśmiechnęła się ponownie, a on zamilkł. Carrow miała rację. Mimo iż otaczali go ludzie, w rzeczywistości był bardzo samotny.


***



— Draco, chodź tutaj. — Chłopak spojrzał na Zgredka, który w kącie bił głową o ścianę i już wiedział, że stworzenie nie wytrzymało jego polecenia i spełniło nakaz matki. Wygadało się o zajęciach z fortepianu. Cóż… I tak wytrzymał długo, bo aż pięć dni.
Gdy wszedł do pokoju, niania właśnie brała Cassy do ogrodu, opowiadając jej jakąś bajkę o elfach i jednorożcach. Tę samą, którą kiedyś opowiadała jemu… Szybko jednak odwrócił wzrok od opiekunki i spojrzał na matkę. Jak zwykle siedziała w fotelu przy kominku, patrząc na książkę bez emocji, a jej postawa sugerowała, że bardzo bolała ją głowa. Podpierała ręką głowę, mając minę męczennicy. Draco nie znosił, kiedy nie było taty i mama udawała, że boli ją głowa, bo zawsze w ten sposób wymagała na nim posłuszeństwo. Wiedział, że nie można pyskować ani być niegrzecznym, kiedy mama źle się czuje. Draco jednak zauważył, że Narcyza zawsze źle się czuje. Mimo iż jest zdrowa jak ryba, co stwierdziła pani Zabini, a mama Blaise'a bardzo dobrze zna się na chorobach.
—  Jak było u bliźniaczek?
— W porządku — odpowiedział, patrząc się na War, która właśnie wbiegła do pokoju z radością, chcąc na niego skoczyć, ale w tej chwili matka pstryknęła palcami. Draco doznał szoku. War nagle zatrzymała się i podkuliła ogon, a potem opuściła głowę w dół. Zupełnie jakby zrobiła coś złego… a przecież nic się nie stało. Spojrzał na matkę, a później na swojego psa. —  Co jej zrobiłaś?
—  Nauczyłam posłuszeństwa.
—  W jeden dzień? Tata mówił…
—  Tata jest w pracy —  przerwała mu i zamknęła książkę. Draco odszedł od psa i stanął w miejscu, czekając, aż w końcu będzie mógł iść do pokoju. — Ponoć perfekcyjnie nauczyłeś się My soul, your beats — powiedziała i uśmiechnęła się w ten zimny sposób. —  Pani Rivier bardzo cię zachwalała. A przecież niecałe dwa tygodnie temu dopiero zacząłeś się jej uczyć. Chciałabym, żebyś mi ją zagrał.
— Za godzinę mam eliksiry. Wolałbym się jeszcze trochę do nich pou…
—  Zagrasz ten utwór teraz albo znajdę psu nowego właściciela.
—  Nie możesz! —  Odłożyła książkę a Draco zgarbił się i spojrzał na psa, który tak jak on stał w miejscu… —  Zgredek wygadał?
—  A i owszem — powiedziała zimno, przystając przy nim. — Mówiłam ci już, że nie życzę sobie, byś pojawiał się u Zabinich, jeśli Esmeralda jest w domu.
—  Nie wiedziałem, że będzie…
—  Patrz na mnie, kiedy mówisz. —  Nie ośmielił się tego nie zrobić. Popatrzył na kobietę, po czym wziął wdech. Wiedział, że mu się nie uda, nigdy się nie udawało. Nie potrafił kłamać.
—  Trener powiedział, że mam iść do uzdrowicielki, bo inaczej nie będę mógł kontynuować ćwiczeń. Na jednych zajęciach trochę uszkodziłem nadgarstek i… trzeba było go naprawić. A nie mogłem być u uzdrowicielki i na zajęciach jednocześnie, więc… poprosiłem Theo, żeby mi pomógł.
—  Wykorzystujesz Notta w tak prymitywny sposób, by za ciebie osiągał sukcesy? —  Draco nienawidził tego sposobu, w jaki do niego mówiła, gdy była zła. Miał wrażenie, że zaraz wyjmie różdżkę i uderzy w niego jakąś klątwą. —  I jesteś z tego dumny?
— Nie… Po prostu chciałem naprawić rękę.
— Gdybyś był ostrożny i dobry w tym, co robisz, nikt nie musiałby jej uzdrawiać —  oświadczyła z pretensją. —  Co to w ogóle za pomysły? Przecież Severus mówił ci, że eliksir wielosokowy jest nielegalny. Ale po co słuchać się mądrzejszych?! Jesteś taki sam jak Lucjusz. Za nic masz reguły i honor. Przyjaciół traktujesz jak rzeczy. Równie dobrze mógłbyś kazać Nottowi iść się zabić, byle tylko odpowiedzialność nie dosięgła ciebie.
— Nieprawda! — Znów podniósł głos, patrząc na matkę ze łzami w oczach. Jednak ona pozostała niewzruszona… A nawet wydawała mu się być jeszcze bardziej zirytowana.
—  Bierz kundla i idź z nim do pokoju. Po zajęciach z Severusem nawet nie myśl, by iść do Notta, Carrow lub Zabinich. Wracasz i idziesz do pokoju, gdzie będziesz uczył się tego utworu tak długo, póki nie opanujesz przynajmniej połowy z tego, co zademonstrował pani Rivier Theodor. Rozumiemy się?
—  Tak.
—  Co powiedziałeś?
— Tak, mamo — powiedział głośniej, po czym starając się na nią nie patrzeć, machnął na psa ręką i razem poszli do pokoju. Gdy późnym wieczorem wrócił do domu i siadł przed fortepianem, znów niesamowicie rozbolał go brzuch.


***



—  Jak to wycofaliśmy? Przecież wszystko szło dobrze. Nasz poziom był dobry. Trenerze, nie rozumiem.
— Touka stwierdziła, że nie da rady wziąć w nich udziału. A ja nie mam zamiaru jej zmuszać. Przykro mi tylko, że tak się męczyłem nadaremno. Poza tym twoja kondycja nieco się pogorszyła. Jesteś bardzo wychudzony Draco… Jesz?
— Touka tak stwierdziła? — spytał, patrząc na Benedicta z szokiem. Nawet nie zwrócił uwagi na to, co mówił później do niego trener. Najważniejsze było to, co powiedział na początku. —  Tak nagle?
—  Sądziłem, że to ustaliliście wspólnie — powiedział trener, patrząc na niego uważnie. — Gdy przyszła wczoraj do domu, od razu poinformowała mnie o tym, że nie bierzecie udziału w zawodach, bo nie jesteście gotowi.
—  Wysłał pan tą informację już do zarządu konkursowego?
— Jeszcze nie, ale zaraz pójdę to zrobić. Wracaj do domu, Draco. Odwołuję wasze zajęcia dodatkowe, skoro już ich nie potrzebujecie.
— Proszę chwilę zaczekać — oświadczył chłopak, patrząc na trenera. Ten odwrócił do niego zdziwiony wzrok. —  Weźmiemy udział w tym konkursie.
—  Touka tego nie chce.
— Nie sądzę. — Pokręcił głową. Hestia miała rację, Theo za szybko zaprzyjaźnił się z Touką. —  Jeden dzień. Jeśli nadal nie będzie chciała, to odpuszczę.
—  Zależy ci na tych zawodach?
—  Nie — odpowiedział szczerze. Benedict wyglądał na zdziwionego. — Ale jej tak. —  Po tych słowach odwrócił się i pobiegł do wyjścia z sali, gdzie czekał na niego Zgredek. Musiał porozmawiać z Theo.


***



— Więc?
— Więc co? —  mruknął Theodor, patrząc na Malfoya, który wyrwał mu książkę z dłoni.
— Coś jej nagadał? — zapytał. Brunet odwrócił wzrok, odbierając swoją własność i zaczął szukać strony, na której przerwano mu czytanie, —  Mówię do ciebie!
— Niech sama ci powie.
— Bardzo zabawne — warknął. — Wiem, że razem z Florą jej nie polubiliście, ale to nie powód, by rujnować jej życie.
—  Tylko zapytałem, czy te zawody są dla niej ważne. Powiedziała, że nie, więc kazałem jej się wycofać.
— Nie mogłeś jej tego kazać — powiedział wściekły, mrożąc przyjaciela wzrokiem. —  Co najwyżej prosić. Zresztą po co? W czym niby przeszkadzało ci to, że bierze udział w zawodach?
—  Nie ona tylko ty —  stwierdził chłodno Nott. —  Spójrz na siebie, Draco. — Wskazał lustro, w którym widać było ich obu. — Jeszcze trochę i Narcyza cię wykończy! Może ty twierdzisz, że wszystko jest dobrze, ale nie jest! Patrz. No spójrz! — Odwrócił go do lustra, a Draco niechętnie spojrzał na blondwłosego chłopca, który patrzył na niego wielkimi oczami. Miał cienkie, słabo połyskujące blond włosy, fioletowe cienie pod oczami i wręcz szarą cerę. Chude ręce i nogi, które straszyły. Pod ubraniem było pełno siniaków, których jeszcze nie zamaskowały eliksiry. Jednak najgorsze były oczy, których Malfoy nienawidził. Oczy koloru chłodnego oceanu… takie jak Narcyzy.
— Nie jesteś dumny, tylko żałosny — usłyszał i zgarbił się. Nienawidził, kiedy Nott mówił mu prawdę. — Jak nadal będziesz tak intensywnie przykładał się do wszystkiego, czego chce twoja matka, to nie dożyjesz momentu, gdy pójdziemy do szkoły! Nigdy nie poczujesz wolności!
— To nie jest wina Touki! —  odkrzyknął, spoglądając na Notta z wściekłością, której ten się nie spodziewał. Odsunął się o krok od Draco, który zacisnął dłonie w pięści. —  Nie znasz jej. Nie masz pojęcia, co dla niej znaczą te zawody. Każąc jej zrezygnować… odbierasz jej jedyną rzecz, jaka ją w życiu cieszy! —  Theodor zamilkł. —  Gdybyś chociaż spróbował ją poznać. Gdybyś… zobaczył w niej człowieka, może byś też zrozumiał, że ona nie ma poza tym niczego! Rozumiesz? Nie ma przyjaciół, rodziny, chęci do życia! Ma tylko salę treningową i różdżkę. Nic więcej — powiedział przerażony. Przez to, że tak często przebywa z Touką, co dzień doświadcza tego, z czym ona musi mierzyć się każdego dnia. Gdy ktoś obcy zada jej pytanie albo jakaś złośliwa dziewczyna z zajęć, obgaduje ją lub z niej drwi, a ta nie może się bronić. Widzi, jak ucieka przed ludźmi w realnym życiu. Jedynie podczas treningów, gdy staje do ,,walki” może czuć się choć na chwilę wolna i normalna. Każdego dnia uczy się od niej doceniać to, że on mimo wszystko ma rodzinę, przyjaciół i jest zdrowy. Nie musi się niczego wstydzić. Tylko przez swoją głupotę jego, tak zwane problemy, w ogóle istnieją. Bo gdyby miał trochę rozumu poprzez dwa zdania pozbyłby się kłopotów. Ale nie robił tego. Męczył się, wyniszczał fizycznie i psychicznie. Tylko dlatego, że był głupi i nie potrafił przyznać, że to wszystko go przerasta. — Martwisz się o mnie. Dziękuję za to —  powiedział cicho, jakby bojąc się, że ktoś niepowołany ich usłyszy. — Ale z tym muszę poradzić sobie sam. Jednak proszę, idź teraz do Touki i powiedz jej, że nie tylko nie rezygnujemy z tego konkursu, ale go wygramy.
—  To cię wykończy.
— Co mnie nie zabije, to mnie wzmocni —  powiedział równie cicho. —  A jeśli się potknę, to wiem, że ktoś podniesie mnie z ziemi.
—  Masz rację… w końcu od tego są bracia—  zaśmiał się Theodor, po czym pokiwał głową i wyszedł ze swojej sypialni. Draco pomyślał, że może to i prawda, ale z jakiegoś powodu nie czuł się z tą informacją źle. Miał świadomość, że Nott jest dla niego prawdziwym przyjacielem. I właśnie teraz to potwierdził.

muzyka
Chłopak poczuł powiew wiatru łaskoczący go w kark. Zwrócił głowę w kierunku otwartego balkonu, po czym powoli właśnie tam się skierował. Uchylił delikatnie drzwi, jakby bojąc się tego, że robi coś nieodpowiedniego. Wyszedł na zewnątrz i uśmiechnął lekko, czując świeże powietrze.
Był dziś piękny letni słoneczny dzień. W miejscu gdzie mieszkał Theodor takie dni były zupełnie inne niż tam, gdzie Draco na co dzień przebywał. Było tu cicho i spokojnie. Naturze nie przeszkadzały budynki, maszyny i ludzie. I właśnie to było piękne. Zatrzymał się przy barierce obok siostry Theo, która jak zwykle była pochłonięta czytaniem niesamowicie grubej książki.
—  Theo narozrabiał? — zapytała, odrywając wzrok od lektury i popatrzyła na Draco. Była bardzo życzliwą osobą, o co nigdy nikt nie posądzałby kogoś o nazwisku Nott. Członkowie tej rodziny byli stateczni i chłodni. Ona za to była ich zupełnym przeciwieństwem, mimo iż z wyglądu bardzo przypominała Draco matkę Theodora. Miała chłodne błękitne oczy, ale mimo tego zawsze pełne życia. Długie ciemne włosy, nieco falowane, jednak nie ułożone perfekcyjnie, a powywracane we wszystkie strony. Cerę miała bladą ale nie białą, lecz brzoskwiniową. Usta kształtne wyrażające lekki uśmiech w chwilach, kiedy coś ją bawiło, a bawiło bardzo często. Tak jak Hestia, miała bardzo ładny uśmiech, za to w dłoniach zawsze dzierżyła cieńszą lub grubszą księgę. Kochała czytać. Draco bardzo lubił siostrę Theo. Była naprawdę mądrą i sympatyczna osobą.
— Po prostu się o mnie martwił — odparł ciszej niż zamierzał. Nie lubił mówić o sobie przy obcych. Mimo iż dziewczyna traktowała go jak młodszego brata, on nie potrafił przekroczyć tej bariery. Narcyza mówiła, że spoufalanie się ze starszymi czarodziejami  i czarownicami nie jest odpowiednie w jego wieku. —  Ale przez tę troskę zranił inną osobę.
—  Znam ten ból — przyznała cicho i spojrzała w stronę drzwi, gdzie zniknął wcześniej jej brat. — Nie łatwo dogodzić wszystkim, Draco. Więc nie próbuj. Trochę egoizmu jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziło — powiedziała i uśmiechnęła się do niego, ale był to smutny uśmiech. Inny niż ten którego używała na co dzień. — A tobie naprawdę trochę się go przyda.
—  Wszyscy mówią mi to samo —  mruknął, kopiąc butem w podłogę.
— I może mają rację? — spytała i poczochrała go lekko po włosach, na co nieco się skrzywił, ale po chwili zaśmiał. Lubił to uczucie, gdy traktowała go jak dziecko. W końcu był dzieckiem, choć sam coraz częściej o tym zapominał. —  Baw się Draco — oświadczyła i spojrzała w kierunku horyzontu. Słońce powoli kierowało się ku zachodowi. — Korzystaj z życia, póki możesz. Na dorosłość jeszcze przyjdzie czas. To nie ta chwila. Teraz jest pora na radość i zabawę.
—  To trudne — przyznał. Ona roześmiała się melodyjnie i pokiwała głową.
— To jest prostsze niż sądzisz — oświadczyła i szturchnęła go lekko w ramię, wskazując góry, lasy i łąki, które były widoczne w oddali. Draco zawsze zazdrościł Theodorowi tego, że mieszka w tak pięknej okolicy. Wokół jego domu były tylko puste szare łąki. — Przypatrz się dobrze, co widzisz?
—  Pejzaż.
— Nie… Spójrz oczami i sercem, a nie mózgiem i tym, co ktoś ci powiedział —  powiedziała. Jeszcze raz popatrzył na krajobraz. Na góry, łąki, lasy, na niebo i słońce – tak jasne i niedostępne. Hipnotyzujące swoim blaskiem…
Nieświadomie rozchylił usta w uśmiechu, a jego oczy lśniły oczarowane tym, co widziały, a przecież codziennie widział słońce. Codziennie… więc dlaczego teraz było czymś niesamowitym?
— Nigdy nie zapomnij, jak to jest widzieć świat oczami dziecka Draco. Gdy każdy liść to dzieło sztuki, każda chmura płynąca na niebie to ruchomy obraz, a każdy dzień to nowa opowieść — wyszeptała przejęta, również wpatrując się w przestrzeń. —  My także, tak jak fala, wyłaniamy się z tej magii, by potem znów powrócić do oceanu. Nie opłakuj fal, chmur ani liści. Nawet w ciemności piękno i wspaniałości tego świata nigdy nas nie opuszczają. Zawsze tam są i czekają, byśmy znów je ujrzeli —  powiedziała i jeszcze raz lekko pogładziła go po głowie. — Patrz w to piękno przez cały czas i nie pozwól mu uciec, bo gdy to zrobisz, już nigdy, tak jak ja, nie będziesz potrafił go odnaleźć.  
— Co to znaczy? — Na to pytanie mu już nie odpowiedziała. Uśmiechnęła się, po czym otworzyła książkę, którą trzymała w dłoni i znów ją czytając, odeszła. Wtedy Draco widział ją po raz ostatni. I taką ją zapamiętał – zamyśloną, uśmiechniętą, pochłoniętą w lekturze. Ostatni raz usłyszał jej cichy melodyjny głos i dobrą radę, bo następnego dnia dowiedział się o jej samobójstwie. W tamtym dniu Draco pojął jej słowa i pamiętał o nich w każdej sekundzie swojego życia, tak jak i o niej, jakby chcąc zrekompensować to, że Theodor usunął sobie ją z pamięci. Pamiętał jej wygląd. Jej uśmiech. Jej słowa. Jej imię. Hope czyli nadzieja, która przecież powinna umierać ostatnia...







Według obietnicy, rozdział objaśniający po północy <3 Dziękuję za to mojej wspaniałej becie, która uwinęła się z tekstem w błyskawicznym tempie, a także wam, że pomogliście mi w wyborze postaci tego oto rozdziału! Piszcie w komentarzach co o nim sądzicie.
Pozdrawiam i życzę Wesołych Świąt!
Dorothy





3 komentarze:

  1. O matko!
    Nie wiem co powiedzieć. Ten rozdział mnie totalnie rozbroił.
    Mam tyle pytań, zaczynając od tego jak Touka odzyskała głos kończąc na tym co kierowało Narcyzą iż stała się taką jędzą.
    Według twojej opowieści Narcyza jest zimną i wyniosłą czarownicą, która jednak odczuwa empatię, w stosunku do Pottera była nader wyrozumiała. Jednak jak opisałaś to z punktu widzenia Draco jako dziecka, widać że ewidentnie jest inna. Nie ma w niej czegoś takiego jak empatia, jest stanowcza i chłodna. W momencie kiedy porównywała syna do Lucjusza, wyczuwalna była niechęć a może nawet wstręt do pierworodnego. Zastanawia mnie skąd to się bierze... O Narcyzie jak i Lucjuszu w dziełach Jo. niestety nie jest wiele. Widomo jedynie, że Narcyza kochała swoje dziecko jak i męża, co jest pokazane zaraz na początku Insygnii Śmierci, gdzie wykonuje ten zapamiętany przeze mnie gest , kiedy Czarny Pan karci Lucjusza za jego hmmm chciwość? Ciężko to określić. U ciebie jednak była Pani Malfoy, jak sama twierdzi, nigdy go nie kochała, i obwinia go za śmierć Evana Rosiera, który nawiasem mówiąc również mnie przejmuje. To jak wykorzystujesz potencjał postaci jedynie wymienionych w książkach Rowling naprawdę jest niesamowite. Po twojej poprzedniej miniaturce zakochałam się w panu i pani Lestrange! Wybacz, ze nie komentuję na bieżąco, ale wiedz, że jestem i czytam! Czytam każdy rozdział!

    PS. zauważyłam, że połączyłaś rubrykę bohaterowie z opowieściami o bohaterach, według mnie to świetny pomysł. Odwiedzający bardzo często wchodzą na rubrykę : Bohaterowie by zobaczyć jakie postaci w nim występują, przy okazji mogą teraz już poczytać i szybko znaleźć opowieści tylko do nich kierowane

    POZDRAWIAM I WENY ŻYCZĘ !

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy kolejny rozdział? Bo tak czekam i czekam, i doczekać się nie mogę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W bliskiej przyszłości :)
      Moja Beta jest już w połowie poprawiania rozdziału, więc rozdział niebawem się pojawi.
      Pozdrawiam
      Dorothy

      Usuń