wtorek, 12 lipca 2016

13. Uprzedzeń uczymy się dla przyjaciół

"W wyniku myślenia stereotypowego mogą powstać w społeczeństwie lub w umyśle pojedynczych jednostek uprzedzenia, czyli negatywne opinie i postawy, np. wobec jakiejś grupy społecznej, które bardzo często opierają się na błędnych uogólnieniach."~ Małgorzata Bartosik—Purgat Zastanawiając się jak wiele traci człowiek przez podejmowanie świadomych działań, które są błędne, można jednoznacznie stwierdzić, że cena, którą musi zapłacić za swój wybryk, jest zbyt wysoka by warto było ryzykować. Każdy człowiek popełnia takie błędy, i zapewne one sprawiają ,że się uczy. Może na tym polega cała gra? By przegrać by przy drugiej rozgrywce nie popełniać drugi raz tego samego błędu? Może właśnie to jest rzeczą łączącą wszystkich. Nie ważne czy jest się mugolem, czarodziejem czy innym stworzeniem. Każdy popełnia błędy. Trudność polega na zauważeniu ich i dostrzeżeniu tego co się utraciło, i co już nigdy nie powróci. Jednak jeśli ktoś ich nie widzi? Co wtedy się dzieje? Sądzę, że człowiek powoli zaczyna upadać, a każde jego postępowanie prowadzi go ku pogrążeniu się w nienawiści i samotności. Ponieważ nie zauważając problemu w samym sobie, nie jest się w stanie go dostrzec, nawet wtedy, gdy ktoś wykrzyczy mu je prosto w twarz. — Ron opanuj się! — krzyknęła Hermiona patrząc na chłopaka z wielkimi oczami. Nie poznawała go. Jej przyjaciel zaczął zachowywać się niczym paranoik. Nie ważne gdzie Harry by się nie pojawił, czego nie robił lub z kim by się spotkał. Weasley zawsze odnalazł sposób by wmawiać całemu Gryffindorowi jaki to Potter jest zły, nienormalny lub zdradziecki. Gra na utraconej przyjaźni jak mu pasuje, a wszyscy wierzyli w słowa "zranionego" Gryfona. Jedli mu z ręki jak cielaki. Zupełnie nie dostrzegając tego co się właściwie dzieje. — Źle to wszystko widzisz! — Bronisz go?! Przecież widzisz co się dzieje! On i te Ślizgońskie ścierwa chcą nas wszystkich pogrążyć! Przecież ich warunki zakładu jasno mówią że jeśli wygrają to... — Zakładu, na który się zgodziłeś nawet nie pytając reszty o zdanie — przerwał rudzielcowi McLagen podnosząc wzrok znad kart, spoglądając na niego z rozbawieniem . Konflikt nie był jedynie po między Gryfonami a Ślizgonami, był również wewnątrz domu Godryka. Dzieciaki z rodzin czarodziejów świetnie bawiły się kosztem pozbawianych punktów, i szlabanów, za które odpowiedzialni musieli być prefekci, którzy powinni pilnować swoich podopiecznych by przestrzegali regulaminu. Przez co Weasley i Hermiona już kilkakrotnie trafiali na "dywanik" do gabinetu McGonagall. — Naprawdę jesteście na tyle naiwni, żeby myśleć że cokolwiek zmieni się nawet jeśli Slytherin wygra tą potyczkę? — Parsknął Dean Thomas a Cormack spojrzał na niego z uśmiechem zimnej satysfakcji przez co chłopak opuścił wzrok na ziemię — Jest was tutaj garstka. — Niehonorowo tak nie przestrzegać warunków zwycięzcy, co z was za Gryfoni? — zaśmiał się lekko rzucając na stół karty gdzie zgarnął całą pulę. Miał same figury... — Ty wiesz co to znaczy honor?! — oburzył się Weasley, a twarz mu posiniała ze złości — Ty?! Który starasz się nas pogrążyć przy każdej okazji?! — wrzasnął a Hermiona rozejrzała się po wszystkich spanikowana, szukając pomocy. Nie chciała by kolejny wieczór zleciał na kłótniach i krzykach. Mieli wystarczająco dużo kłopotów i bez tego. — To nie ja sprzedałem Pottera — rzucił sucho chłopak a wszyscy spojrzeli na McLagena z szokiem, za to w pokoju wspólnym zapadła cisza. Hermiona ze strachem wpatrywała się w Cormack'a, obawiała się właśnie tego. Że ktoś dowie się prawdy a ona nie będzie umiała obronić Rona. — Co masz na myśli? — spytał Neville a chłopak oderwał wzrok od przerażonych oczu rudzielca by zwrócić uwagę, na Longbotoma, który do tej chwili siedział cicho w kącie starając się najwyraźniej by nie zostać włączonym do wyboru stron. Mimo tego że był czystej krwi, osoby które mógł nazwać przyjaciółmi nie należały do społeczeństwa rodzin czarodziejów, lub nie były to rodziny lubiane przez towarzystwo w którym zwykł obracać się McLagen i jego kumple. — McLagen proszę cię nie zaczynaj kłótni — Hermiona spanikowała patrząc na chłopaka z oczami pełnymi przerażenia kiedy tamten tylko otworzył usta. Nie wiedziała co zrobić, mogła go tylko o to poprosić. Chłopak uśmiechnął się zimniej a jego oczy zabłysły złośliwymi iskierkami a ona przełknęła ślinę, nie podobało się jej to spojrzenie. — Skoro prosisz — rzucił sucho i odwrócił wzrok do kumpli, którzy wyglądali na ciekawych co kryje się za jego słowami. Jak z resztą wszyscy, ale chłopak nie zdawał się być już zainteresowany tematem więc kiedy ktoś powtórzył pytanie Neville'a, zwyczajnie go zbył. Jednak Hermiona wiedziała, że Cormack będzie chciał za milczenie coś w zamian. Nie znała go ale bardzo przypominał jej Ślizgonów, którzy nie robią nic bezinteresownie. * Kiedy drzwi kliknęły, a w pomieszczeniu zapadła całkowita cisza, dziewczyna opuściła wzrok na podłogę przeczuwając co zaraz nastąpi. Znała tą wymowną ciszę zbyt dobrze by spodziewać się czegoś innego. Zdjęła z ramion szkolną szatę swojego chłopaka, odkładając ją na zagłówek fotela i spojrzała w ogień palący się w kominku. — Będziesz chora – uśmiechnęła się lekko kiedy, Malfoy podszedł do niej i podał jej wieszak z suchą koszulą. Czuła wymuszenie w słowach i czynie. — Jedno zaklęcie, i będę sucha, to nie jest konieczne – odparła spokojnie, jednak chwyciła wieszak do ręki i skierowała się do łazienki, ale zanim zdążyła chociażby chwycić klamkę, poczuła powiew, i po chwili była sucha. Odwróciła do niego wzrok, nie patrzył na nią, odkładając różdżkę na szafkę, przez co pokiwała głową i nacisnęła klamkę łazienki. — Powiedziałaś, że zaklęcie wystarczy. Po co masz się przebierać? – jej ręka puściła klamkę a ona patrząc na wieszak przez chwilę, zawiesiła go na klamce, jednocześnie odliczając trzy sekundy – Odpowiesz? – Zawsze było tak samo... – Hestia mówię do ciebie – nigdy nie byli idealni... – Hestia! — Co chcesz w rzeczywistości usłyszeć? – odwróciła się do niego i spojrzała mu w oczy, widziała jak się powstrzymuje by tylko nie zaczynać kłótni, jak odwraca wzrok a jego dłonie zaciskają się w pięści. – Nigdy nie martwisz się o moje zdrowie. Nie obchodzi cię ono w najmniejszym stopniu, już od roku nie słyszałam od ciebie żadnego słowa empatii kiedy coś mnie boli – dodała szybciej zanim zdążył jej przerwać – Więc po co próbujesz zaczynać te wszystkie udawane gesty, skoro i tak nie unikniemy tej niemiłej części rozmowy? – spytała cicho, za to chłopak wypuścił powietrze ze świstem. — Płakałaś – mruknął — Jakoś trudno mi uwierzyć, że się właśnie tym przejąłeś... — Zrobiłaś to przy nim! – przerwał jej, a Hestia zastygła. Patrzyła teraz na zirytowanego, zagubionego i wyraźnie czymś dotkniętego chłopaka, którego dawno jej nie pokazywał. Zwykle kłócili się w sposób, że tylko ona pokazywała uczucia, a on ich nie miał. Od miesięcy widziała tylko to, więc patrzenie na Malfoya w tej nieco żałosnej wersji było dla niej wyraźnym szokiem. — Po co mu się zwierzałaś? Dlaczego mówiłaś mu o tym wszystkim?! — syknął — Czemu jemu powiedziałaś to bez problemu, za to mi wmawiasz, że jest wszystko w porządku?! – Hestia odwróciła wzrok na ogień i uśmiechnęła się z ironią. Już wcześniej ciężko było jej uwierzyć w to, że Snape dał mu szlaban. Od początku wszystko to było dziwne. — Nie miałeś szlabanu – powiedziała pusto – Flora nie chciała odpocząć. Tylko mnie sprawdzasz. — Niedorzeczność. — W takim razie skąd wiedziałeś, że tam jestem? – warknęła. – Krzyczysz, że powiedziałam mu coś czego tobie nie, a sam niczego mi nie mówisz! Co stało się z naszą relacją!? Patrzysz na mnie jak na kogo?! Kiedyś byłam twoją przyjaciółką do cholery! Jesteśmy teraz kimś więcej, czy tylko udajemy? – ściszyła głos, nie odpowiedział, przez co oczy się jej zaszkliły. – Dobrze – jej głos zaciął się i dziwnie zaskrzeczał – Skoro tak wolisz... – zamilkła z trudem przełykając ślinę, i skierowała się do wyjścia, ale drzwi były zamknięte – Draco... — Nie możesz iść do Flory – powiedział a Ślizgonka resztkami sił starała się powstrzymać łzy — Oczywiście – powiedziała z irytacją puszczając klamkę– Zawsze chodzi tylko o Florę. — Przecież wiesz doskonale, że tak nie jest. — Właśnie nic nie wiem – odparła nawet się nie odwracając – Kiedyś miałam siostrę i przyjaciela. – zacisnęła pięści w dłonie, a jej głos stał się bardzo wysoki — To czym teraz jesteście nimi nie jest. — Hestia... – spojrzała na niego, on odwrócił wzrok. Przez co pokiwała jedynie głową — To koniec. – stwierdziła z rezygnacją – Nie ma sensu ciągnąć tej imitacji związku. — W porządku — Tylko to masz mi do powiedzenia? – podniósł do niej wzrok, wszystko nagle zwolniło a Hestia nie była wstanie powstrzymać po tym łez, nie była w stanie już utrzymać tych wszystkich emocji w sobie. * — Obudziłeś wulkan – Parsknął Alex wchodząc do pokoju. Harry spojrzał na niego z wyrzutem, następnie wracając do pisania eseju na Historię Magii, a raczej zastanawiania się nad początkiem. – Tak się rozpędzili, że zapomnieli narzucić na ściany zaklęcia wyciszające – Zaśmiał się – Teraz cały Slytherin słyszy jak w rzeczywistości wygląda ich „idealny związek” – zironizował za to Harry starał się go nie słuchać, wystarczyło to, że od pół godziny słyszy krzyki z pokoju naprzeciwko, które jeśli jest to możliwe, z czasem się nasilają. Potter nie sądził, że jego krótka rozmowa z Hestią wywoła w jej relacji z Malfoyem takie piekło. W końcu był taki spokojny, kiedy wychodził razem z nią z lasu... wydawał się mu naprawdę inny w stosunku do niej niż do innych. Teraz słyszał, że jednak się mylił, a Malfoy jest naprawdę dupkiem za jakiego go zawsze uważał. – Jak się z tym czujesz? — Zajebiście – warknął na co blondyn zaśmiał się ponownie i podszedł do szafy zaczynając przebierać szkolne szaty, na swoje "dziewczęce ciuszki" , jak to Zabini zwykł nazywać garderobę Seijuuro. – Możesz się zamknąć. Próbuję skończyć ten esej. — Skończyć? – zaśmiał się Alex po raz kolejny, zaglądając na stół gdzie leżały puste rolki pergaminu – Nawet wstępu nie masz – parsknął wracając do przebierania się. – Biblioteka jest już zamknięta a ty nie masz tu żadnej książki o Harpiach i chcesz napisać esej od tak – pstryknął palcami – na temat, o którym jak zgaduję, nie masz zielonego pojęcia?! – zaśmiał się zimno. — Muszę go napisać. — To wykorzystaj do tego największą kujonkę w domu – „Gdyby tylko Hermiona tu była” przeszło Harry'emu przez myśli— Carrow – Skończył, a Harry spojrzał w kierunku drzwi, za którymi coś się stłukło. – Chodziło mi o Zimną Carrow – parsknął Alex – Hestia nawet jakby coś wiedziała na temat Harpii, wątpię by była w stanie teraz dla ciebie wyjść z tamtego pokoju aby ci w tym pomóc – oznajmił z rozbawieniem. Harry naprawdę nie rozumiał co takiego cieszy Alex’a w kłótni Malfoya z Hestią.— Wątpię by Astoria miała taką wiedzę na ten temat. Też sobie wymyśliłeś. Harpie– przewrócił oczami, Potter skrzywił się lekko, sam zdawał sobie sprawę z tego, iż jest to idiotyczny temat. Spojrzał na zegar, była dwudziesta druga. — Może Carrow nie będzie jeszcze spać. — Czasami wątpię, że ta wiedźma kiedykolwiek śpi – Oznajmił Alex, jednak Harry go zignorował, wstał i skierował się do wyjścia z pokoju. Może i Carrow go nie lubi, ale Potter miał nadzieję, że zlituje się nad nim i pożyczy mu jakąś książkę na temat Harpii. Wyszedł z dormitorium, a kłótnia Malfoya i Hestii rozbrzmiała jeszcze głośniej w jego uszach. Harry przystanął jednak zaraz przy drzwiach swojego pokoju, patrząc na Dafne z Pansy siedzące na korytarzu, które uśmiechały się od ucha do ucha patrząc się w drzwi pokoju Notta i Malfoya. — Co wy właściwie robicie? — spytał, choć szczerze mówiąc spodziewał się odpowiedzi. — Tutaj najlepiej słychać – odparła Pansy oczywistym tonem. Harry popatrzył na nie jak na skończone idiotki, naprawdę tytuł największych plotkar w szkole... w Wielkiej Brytanii! Należał do nich. Rita Skeeter, przy nich była niczym nowicjuszka. — Dzięki, że to sprowokowałeś Harry! – rzuciła za nim słodko Dafne kiedy je wyminął i wyszedł z korytarza prosto do pokoju wspólnego, gdzie tych wrzasków prawie nie było słychać, za to kiedy przeszedł do terytorium dziewczyn, zniknęły one całkowicie. Nic dziwnego, więc że Flora nie zareagowała na to co dzieje się z jej siostrą. Spędzając cały dzień w swoim dormitorium najprawdopodobniej nie ma pojęcia co takiego dzieje się kilka metrów dalej. Harry zatrzymał się przy wejściu do dormitorium bliźniaczek i wziął głęboki wdech, następnie stukając knykciem dwukrotnie o powierzchnię drzwi , jednak nikt mu nie odpowiedział. Spróbował jeszcze raz ,ale wciąż nic się nie wydarzyło. „Może jednak zasnęła” pomyślał i westchnął zrezygnowany odwracając się z zamiarem powrotu do dormitorium. Już sobie wyobrażał Binsa, który zaczyna mu wypominać to, że marnuje jego czas... a przecież on jest duchem! Ma wieczność! Jednak nie zrobił nawet kroku a jego oczom ukazało się coś co zdało mu się dosyć osobliwe. Mianowicie to, że widział Lauren w towarzystwie Notta, w sytuacji w której widzieć ich raczej nie powinien. Dziewczyna stanęła na palcach i pocałowała Theodora w sposób z całą pewnością nie niewinny. Harry wytrzeszczył na nich oczy i rozejrzał się dookoła, Nott go nie znosił i Harry mógł mieć poważne kłopoty jeśli Ślizgon dowie się, że Potter widzi to co właśnie dzieje się między Theodorem a Lauren. Rozejrzał się panicznie i nacisnął, klamkę drzwi pokoju bliźniaczek następnie wchodząc do ich dormitorium i zamykając je z nadzieją, że Nott i Aquilina go nie dostrzegli, ani usłyszeli. Odczekał kilka sekund po czym westchnął z ulgą, kiedy nie usłyszał żadnych kroków. — Przepraszam Carrow ale musiałem się gdzieś, schować? – Harry zamrugał kiedy nikogo nie dostrzegł w pokoju, który za to wyglądał jakby przeszło po nim tsunami. Ubrania były wszędzie porozrzucane, szafy poprzewracane a wszystkie szklane rzeczy potłuczone. Wiedział, że dziewczyny to bałaganiary czasami nawet większe niż chłopcy ale nie wydawał mu się to naturalny bród. Wyglądało to raczej jakby ktoś się tu pojedynkował. – Carrow?— spytał cicho a gdy jego wzrok pojechał na czerwoną plamę na posadzce, jego oczy zrobiły się wielkie – Carrow! – krzyknął rozglądając się wszędzie. Kiedy tylko dostrzegł uchylone drzwi łazienki, niewiele myśląc natychmiast tam wbiegł i zatrzymał się równie gwałtownie, kiedy ostry, czarny, sztylet zatrzymał się w lewitacji tuż przy jego krtani. Bicie serca Harry’ego przyspieszyło, oczy rozszerzyły się, a oddech stał się nienaturalnie szybki. Jednak Harry nie tyle przejął się narzędziem... a samą Florą, która wyglądała jakby zaraz miała się wykrwawić na śmierć. — Odejdź – mruknęła jedynie a jej głos był tak cichy, że ledwo ją usłyszał. Harry zapomniał języka w ustach, nie miał pojęcia co powiedzieć – Po prostu... ode... – zamilkła zaciskając dłonie w pięści a z jej ust wydostał się jęk bólu, za to sztylet, który był przystawiony kilka centymetrów od karku Harry'ego zachwiał się i po sekundzie upadł na ziemię. Harry szybko podbiegł do Carrow, która siedziała przy lustrze sycząc z bólu a jej skóra pękała... jakby coś cięło ją od środka i ukląkł przy niej wyjmując swoją różdżkę i... i co? Nie znał zaklęć uleczających.– Powiedziałam ci, że masz... — Nie zostawię cię w takim stanie – przerwał jej a dziewczyna zrobiła wielkie oczy – Tylko... nie wiem jak to zatrzymać. Zaczekaj chwilę, kogoś wezw... — Nie... Nikt nie może wiedzieć! – powiedziała niczym przerażona dziewczynka a Harry przygryzł dolną wargę – Nie może — powtórzyła — Zaraz się wykrwawisz! — Nic mi nie bę... – z jej oczy popłynęły łzy kiedy jej przedramię samo przecięło skórę na całą długość. — Boże. Carrow chociaż powiedz jak ci pomóc! — powiedział z paniką w głosie — Umrzesz tu! — Będę żyć lub umrę. Nie ma wielkiej różnicy. — Carrow! – wrzasnął a dziewczyna uniosła do niego głowę a on ujrzał w jej oczach zdziwienie. Naprawdę była zdziwiona jego zachowaniem.– Na pewno ktoś wie jak się tego pozbyć. — On mnie nienawidzi — powiedziała cicho — Nie mogę go prosić. — Flora powiedz kto! Błagam – jej oczy zabłysnęły – Nie chcę żebyś umarła – Harry nie miał pojęcia co ani dlaczego to mówi, ale naprawdę czuł, że nie chce by umarła, że wcale nie jest zła. — Ivan... Ivan Bathory. Ravenclow, siódmy rok – Harry nie miał pojęcia kim jest ten chłopak, ale wiedział przynajmniej kogo ma szukać. Przytaknął i spojrzał na swoją różdżkę. nie wiedział jak informować ludzi za pomocą patronusa a czas był w tej chwili jego wrogiem. Nie mógł go marnować na złe posługiwanie się magią. — Zaraz z nim wrócę. — Regulamin... — W dupie mam ten pieprzony regulamin, tu chodzi o twoje życie! – syknął wstając na równe nogi— Nie waż się umierać zanim z nim przyjdę! – rzucił wybiegając a Flora uśmiechnęła się lekko mimo, iż chwilę później zwinęła z bólu. — Nienawidzę was – syknęła przez łzy– Nienawidzę! Harry wystrzelił jak poparzony z pustego korytarza dziewczyn przebiegając przez pokój wspólny, z którego ktoś coś do niego wołał ale nie dbał o to. Nie miał na to czasu. Wieża Ravenclowu była najwyżej usytuowanym miejscem w całej szkole ,a dotarcie tam z lochów zajmuje co najmniej dwadzieścia minut. On nie miał tyle czasu... Przebiegł obok wielkiej Sali mijając kotkę Filtcha która zaczęła niesamowicie miauczeć, co sprawiło, że adrenalina Harry’emu podskoczyła jeszcze bardziej, a sprint z jakim zaczął biec, był jego rekordowym. Gdyby miał czas się nad tym zastanowić z całą pewnością doszedłby do wniosku, że uciekał szybciej niż gdy stado Akramantul pędziło za nim i Ronem na drugim roku. Biegł po schodach mijając co trzy stopnie a nawet raz przeskakując, gdy te zaczęły się przemieszczać, czuł że kończą mu się siły, jednak zacisnął zęby i biegł dalej, biegł mimo bólu, mimo zmęczenia, mimo strachu iż zaraz wpadnie na nauczyciela. To nie było ważne. Musiał dotrzeć do wieży Ravenclowu. Wbiegł na schody i zatrzymał się gwałtownie, widząc McGonagall idącą przez korytarz... rozejrzał się panicznie i skręcił w korytarz na piątym piętrze, następnie przebiegł przez kilka innych i znów znalazł się na drodze prowadzącej do wieży Ravenclowu. Wbiegł po schodach na samą górę, gdzie zatrzymał się jak wryty przy posągu orła. Zapomniał o jednej bardzo istotnej rzeczy. —Nie. Nie znam Hasła ale tu chodzi o życie więc kurwa wpuść mnie ! – krzyknął a orzeł nie ruszył się z miejsca —Głuchy jesteś?! — Coś, przed czym w świecie nic nie uciecze, Co gnie żelazo, przegryza miecze, Pożera ptaki, zwierzęta, ziele, Najtwardszy kamień na mąkę miele, Królów nie szczędzi, rozwala mury...* — Nie mam na to czasu! No weź! — Prawidłowa odpowiedź — Nie zna... Że jak? – spytał kiedy orzeł się odsunął ale uznał, że potem się zastanowi nad tym co właściwie się stało. Wbiegł do pokoju wspólnego Krukonów gdzie wiele osób spojrzało na niego ze zdziwieniem, a największe było spojrzenie Blaise'a, którego obecność tutaj znowu zdziwiła Harry'ego. — Potter jak ty tu... — Potrzebuję Ivana! – „jak miał na nazwisko?!” krzyknął w myślach — Ivana , siódmy rok! — Ale po c... — Potrzeba mi go teraz! – Zabini wymienił dziwne spojrzenie z jedną z Krukonek, a reszta wyglądała na zbyt zdziwionych żeby mu odpowiedzieć, ale znalazła się osoba, która była w stanie podać informację, która go interesowała. — Tam są drzwi do męskich dormitoriów Harry – Potter spojrzał na Lunę, która wskazywała mu drzwi obok posągu Roveny Ravenclow, i która uśmiechnęła się do niego delikatnie. — Dzięki – rzucił szybko i wbiegł do tamtego miejsca, słysząc jedynie pytanie jakiejś dziewczyny „Czy on miał na szacie krew?”. Biegał od drzwi, do drzwi sprawdzając tabliczki z imionami i nazwiskami Krukonów, na samym końcu odnajdując tą, na której mu zależało. Tabliczkę z, o dziwo, tylko jednym nazwiskiem. Zapukał szybko i zanim zdążył usłyszeć odpowiedź już wparował do dormitorium. Zatrzymał się mrużąc oczy, przebiegał wcześniej przez pogrążone w nocy korytarze, i pomieszczenia, a mieszka teraz w lochach więc jest tam ciemniej niż wszędzie, dlatego też wejście do bardzo dobrze oświetlonego, całkowicie białego dormitorium sprawiło, że Harry syknął lekko gdy poczuł ból w oczach, przed którymi pojawiły się mroczki. Rozejrzał się, a jego wzrok pojechał do blondwłosego chłopaka siedzącego na ziemi z kilkunastoma kartkami papieru w ręku i dwoma małymi kotami obok siebie, który patrzył na niego co najmniej dziwnie. — Ivan!? – zapytał Harry biorąc głębokie wdechy by opanować oddech — Od urodzenia – oznajmił i uśmiechnął się, a Harry nie zwrócił na to uwagi – Dziwna pora na wizytę... — Potrzebuję twojej pomocy! Teraz! — Nie gustuję w chłopakach — Ma... Co?! Nie kurwa! – podniósł głos, „muszę znaleźć tego kto wymyślił tą plotę i przyrzekam. Nogi mu z dupy powyrywam!” krzyknął w myślach –Potrzebuję pomocy! — To już wiem — oznajmił spokojnie — Tylko nie bardzo rozumiem dlaczego akurat mojej. — Flora Carrow ma poważne kłopoty – powiedział, a w chwili kiedy to oznajmił. Chłopak zastygł i przestał się uśmiechać – Potrzebuje twojej pomocy. – powtórzył po raz kolejny, blondyn spojrzał na swoje papiery gdzie Harry dopiero teraz dostrzegł nuty ale to również, nie było istotne — Teraz. — Dlaczego miałaby niby chcieć czegoś ode mnie – powiedział smętnie i odłożył kartki na ziemię — Nie wiem co między wami jest. Albo czego nie ma. Wiem, że jej nienawidzisz ale ona naprawdę... — Nienawidzę? – podniósł do niej swój wzrok i pokiwał głową — Niedorzeczność — Naprawdę to nie jest moja sprawa! Ale ma naprawdę wielkie kłopoty! Może nawet umrzeć! — To jej nie zabije... Najwyżej obezwładni na kilka miesięcy. — Nie wiem o czym mówisz, ale to i tak niebezpieczne! Jesteś jedyną osobą, która może jej pomóc! To mi powiedziała! – dodał natychmiast — Nie byłaby w stanie tego powiedzieć— oznajmił chwytając białego kota na ręce przez co czarny się naburmuszył i prychając na właściciela, odszedł na łóżko, zajmując całą jedną poduszkę. – Przykro mi Harry. Nie mogę tam iść. To znów by się zaczęło. Ona tego nie chce. — Powiedziała to! – krzyknął a chłopak zgarbił się lekko – Potrzebuje cię! To nie ma znaczenia?!— Chłopak spojrzał na swoją prawą dłoń, Harry ujrzał na niej biały tatuaż. Bardzo podobny do tego, który ma Carrow. Z tą różnicą, że ten był całkowitym jej przeciwieństwem. Delikatnym, niewinnym i wręcz dziewczęcym. Gołębie, lilie, krzyż uniesiony w górę nie w dół... – Ja jej nawet nie znam, a chcę by żyła! Proszę cię! Ona cię prosi!Wyglądała jakby naprawdę się upokarzała mówiąc mi twoje nazwisko. Widziałem to w jej oczach. Ten ból. — Przestań – oznajmił – Obiecałem mu że, dam jej spokój... że on ją naprawi jeśli tylko się od niej odsunę. Nie mogę do niej iść nie rozumiesz?! – jego oczy zabłysły – Po prostu nie mogę. — W takim razie wykrwawi się na śmierć – oznajmił Harry z rezygnacją i spojrzał na swoje szaty, faktycznie był cały we krwi – Coś tnie jej ciało od środka – chłopak drgnął – Pluje krwią, nie jest w stanie panować nad mocą. A ja nie jestem w stanie jej pomóc, temu tu jestem. Bo ty możesz to zrobić.— blondyn odłożył zwierzę na łóżko i założył na ramiona białą koszulę, jego wzrok pojechał na zwierzęta. — Hasło. — Słucham? — Jakie jest Hasło do Slytherinu – sprecyzował a Harry poczuł motyle w żołądku — Czarny kot – chłopak zniknął z hukiem – Potter odetchnął z ulgą i spojrzał na koty – kim wy właściwie jesteście Bathory? – spytał sam siebie, odwracając się i wyszedł z pomieszczenia – Teraz to nazwisko pamiętam – mruknął uderzając się otwartą dłonią w czoło jednocześnie drugą zamykając drzwi i popatrzył na swoją szatę ponownie „powinienem tam wrócić” pomyślał i przez przypadek wpadł na Rogera Daviesa, również siódmorocznego, Krukona, który jest ścigającym a także kapitanem Krukonów w Quidditchu. — Harry wyglądasz paskudnie – przywitał go chłopak na co Wybraniec westchnął i z niechęcią przytaknął, starszy chłopak miał rację – Pomóc ci jakoś? – zagadnął przyjaźnie, mimo iż nie znali się zbyt dobrze, głównie z boiska gdzie byli rywalami, to chłopak zwracał się do niego po imieniu i był całkiem uprzejmy, gdzie na boisku czasami wydaje się, że najchętniej rzuciłby we wszystkich Avadami. Harry popatrzył na niego i przypominając sobie o tym, że chłopak jest pełnoletni, wymyślił jak w szybki sposób wróci do Slytherinu. — W zasadzie to mógłbyś... * Hestia usiadła zapłakana na łóżku opadając już z sił, nigdy w życiu nie wygarnęła mu tyle żalu, złości i emocji naraz. Miała dosyć, chciała tylko wrócić do swojego pokoju i zasnąć. Spać do końca świata i jeszcze jeden dzień dłużej. — Nie wierzę, że to zrobiłeś – powiedziała cicho patrząc na podłogę, czuła się strasznie upokorzona i zraniona. Chłopak podszedł do szafy wyjmując z niej butelkę szkockiej i nalał do szklanki, następnie do niej podchodząc i podał, Hestia przyjęła ją. Miał rację mimo, iż się nie odezwał, musiała się napić. Wzięła łyk, potem drugi, a potem zakasłała delikatnie , czując jak pali ją w gardle. – Nierozcieńczona. — Da ci większego kopa by mnie zabić – parsknęła następnie znów smutniejąc, Draco odstawił butelkę na miejsce, było mu wstyd... tak jak nigdy w życiu... zdradził nie tylko dziewczynę, zdradził swoją przyjaciółkę. Jej zaufanie. Na rzecz czego? Dziecięcej złości. Blondyn podszedł do niej i usiadł na łóżku obok niej przez co lekko drgnęła. – Zapomniałem nałożyć zaklęcie na ścianę. — Zorientowałam się w połowie kłótni – odparła cicho kiedy machnął różdżką w ściany – Teraz trochę na to za późno, nie sądzisz? – mruknęła otulając się dłońmi jakby było jej zimno, robiła to zawsze kiedy nie miała pojęcia jak poradzić sobie ze strachem lub złością, kiedy czuła się samotna i bardzo chciała, by ktoś ją przytulił. — Nie kombinuj z czasem... to musiało się wydarzyć – przytaknęła i przygryzła delikatnie dolną wargę – Niewinność tego związku była zbyt niemożliwa by mogła się utrzymać. — Wiem o tym – powiedziała cicho – Przepraszam. — Nie masz za co. Lubiłem to. – spojrzała na niego a on uśmiechnął się lekko by po chwili odwrócić wzrok na ziemię, teraz go nienawidziła za całą tą kłótnię i kochała jednocześnie za to lekkie wykrzywienie warg. Może i grał całe życie, ale kiedy się do niej uśmiechał czuła, że jest szczery, inny niż reszty. Według niej inni Ślizgoni, nie potrafią się naprawdę uśmiechać.– Jesteś śpiąca? – spytał kiedy zauważył jak jej powieki delikatnie opadają. — Wrócę do sie... – zamilkła i westchnęła –nie mogę prawda? – przytaknął i spojrzał na swoje łóżko. — Śpij tu. Zejdę ci z oczu – wstał kierując się do wyjścia — Nie tak zachowuje się chłopak po zerwaniu — Nie chcę stracić przyjaciółki – odparł jedynie i wyszedł, a Ślizgonka opadła na łóżko a z jej oczu znów popłynęły strumienie łez. * — Dzięki – rzucił Harry machając ręką na Krukona, który chwilę później zniknął wraz z dźwiękiem Aportacji. Potter szybko wypowiadając Hasło wszedł ,do teraz już pustego, pokoju wspólnego by następnie skierować się do dormitorium dziewczyn. Po drodze nie słyszał krzyków, co oznaczało, iż Malfoy z Hestią skończyli swoją kłótnię, choć Harry wątpił w to, by skończyła się ona dobrze. Poszedł do pokoju bliźniaczek, a następnie wszedł do środka, gdzie wszystko było wciąż porozrzucane, podszedł do łazienki i zauważył Ivana, całego ubabranego w krwi, siedzącego na podłodze naprzeciwko Flory, której ciało wciąż się cięło. — Co ty robisz?! – powiedział Harry podnosząc nieco głos patrząc na nich, chłopak odwrócił do niego swój wzrok – Miałeś jej pomóc! Dlaczego tego nie robisz?! – Krukon spojrzał z powrotem na Florę, Harry również to zrobił. Jej oczy błyszczały jakby całkowicie oszalała a uśmiech na jej ustach był tak przerażający, że po ciele Harry'ego przebiegły ciarki. Następnie jego wzrok pojechał do jej dłoni, które trzymał Krukon, i z których wydobywała się czarna mgła, która ściskała nadgarstki Ivana tak mocno, że aż posiniały. — To nie ona– oznajmił chłopak, Ślizgon spojrzał na niego z szokiem. Przecież... spojrzał znów na jej oczy i przeraził się. Były całkiem czarne. Nie posiadały białka. — C...Co to więc jest... — Nie jestem czymś – Harry zadrżał kiedy usłyszał ten przeraźliwy skrzek wydobywający się z jej ust, tak straszliwie nie ludzki, i tak bardzo przepełniony bólem i rozpaczą – Powiedz mu że żyję – jej oczy nadal były czarne a zamiast łez popłynęła z nich krew – Że umiem... Powiedzzzz — Oczywiście, że umiesz – powiedział całkowicie spokojnie Krukon patrząc w jej oczy. Za to Harry zobaczył jak jego oczy lśnią a później zwrócił uwagę na jego sine dłonie – Flora. Nec possum tecum vivere... — Nec sine te* – zacisnął mocniej dłonie na jej nadgarstkach, a Harry ujrzał jak spod czarnej mgły wydobywają się fragmenty białej energii... jak gdyby wyczarował dłońmi patronusa. Taka właśnie była ta moc, przypominająca świetlistą, białą mgłę, która uwolniła się spod obłoków czarnej, a wtedy Flora zaczęła drżeć jakby dostała jakiegoś ataku, jednak jej oczy wróciły do normalnego stanu, za to rany zaczęły zanikać, jakby skóra sama zaczęła się regenerować. Harry nigdy w życiu nie był świadkiem czegoś takiego, nie była to walka... Raczej przywrócenie równowagi w jej ciele. Ułaskawienie nadmiaru mocy, która w niej siedziała. Dziewczyna wciąż patrzyła mu w oczy za to Bathory uśmiechnął się do niej delikatnie, kiedy tylko przestała drżeć. — Zostawię was samych – oznajmił Potter, a chłopak przytaknął. Kiedy tylko były Gryfon opuścił pomieszczenie, westchnął cicho. Było to za dużo jak na jedną noc. Stanowczo za dużo. A chciał tylko w spokoju zrobić głupie zadanie na Historię Magii. — W porządku? – zagadnął cicho Ivan, kiedy tylko te słowa do niej dotarły, Flora powoli przytaknęła, była jeszcze nieco oszołomiona tym wszystkim. Już dawno nie miała ataków. – Bardzo odpłynęłaś – oznajmił i delikatnym gestem dłoni zgarnął jej włosy, za ucho – Musisz się wyspać. — Sądziłam, że nie przyjdziesz. Że mnie nienawidzisz – uśmiechnął się spoglądając na plamy krwi wokoło. — Nie mógłbym cię znienawidzić nawet jakbym bardzo tego pragnął – odparł cicho i machnął dłonią a wanna zaczęła napełniać się wodą. — A pragniesz? — Kiedyś próbowałem – powiedział cicho rozpinając jej koszulę – Ale nie umiem. Nie mam pojęcia dlaczego. – Westchnął, i zsunął koszulę z jej ramion, rany zagoiły się odpowiednio –Masz tu ludzi, którzy się o ciebie martwią. Odpocznij więc spokojnie. – Chciał wstać, ale mu na to nie pozwoliła. Spojrzał na jej dłonie i uśmiechnął się delikatnie – Straciłaś tyle energii, a mimo wszystko nadal masz tyle siły w tym drobnym ciałku. Jak to możliwe? — Nie potrzebuję innych – nie podjęła się tematu patrząc na niego – Próbowałam. Nawet myślałam że mi wyszło... ale to na nic. — Mówiłem ci już. Nie możemy. — Nienawidzisz mni... — Mówiłem, że nie! I nie każ mi odpowiadać – odwrócił wzrok na wannę — proszę... Powinienem już iść. Flora spojrzała na jego prawe ramię, a potem na palce, które splatał wraz z jej. Nie chcąc jej puszczać. Również chciała trzymać go w nieskończoność. Wyjęła do niego wolną dłoń przejeżdżając delikatnie koniuszkami palców po policzku a jej oczy zalśniły łzami. Podniósł swój wzrok i odsunął od siebie jej dłoń jednocześnie puszczając drugą i wstał. Jednak westchnął zrezygnowany gdy znów chwyciła jego nadgarstek, niczym mała dziewczynka nie chcąca by ją zostawiać samą. Spojrzał na nią i uśmiechnął się delikatnie, nie potrafił jej zostawić. Ale to znów się zacznie. A on przyrzekał, że się do niej już nie zbliży... że ten incydent się nie powtórzy już nigdy więcej. Usiadł na podłodze. Usiadł, i co dalej? Nic... po prostu siedział blisko niej, ze wzrokiem utkwionym w jej drobnej dłoni, która nie chciała go puścić. — Twoja nowa płyta jest inna — powiedziała cicho, a on uśmiechnął się delikatnie, nigdy nie słyszał pochwały z jej ust w odniesieniu do jego muzyki. Zwykła unikać jakiegokolwiek komentarza. — Cieszę się, że ci się podo... — Nie pasuje do ciebie. Jest smutna — przerwała mu, spoglądając w jego błękitne oczy — A to ja z naszej dwójki jestem tą smętną — parsknął cicho, a jego oczy zabłysły. Miała rację. Nawet teraz siedząc w łazience, oboje będąc ubabrani w jej krwi, ona jest tą bardziej smutną. Sam ich wygląd to pokazuje. On, blondyn, o jasnych oczach, uśmiechający się do niej, cały ubrany na biało, Ona, brunetka, o oczach tak ciemnych, że prawie czarnych, zapłakana, z twarzą wyrażającą wiele smutku, prawie naga a mimo wszystko, ubiór miała czarny. — Może czas zamienić się rolami? — zagadnął na co pokiwała przecząco głową. — Nie przeżyłabym widząc ten ból na tobie — znów się uśmiechnął, nie wiedział dlaczego. Po prostu musiał to zrobić. Zgarnął włosy za jej ucho i nachylił nad jej czołem całując je delikatnie, przez co przymknęła oczy a jej usta wykrzywiły się w delikatnym uśmiechu, mimo iż z oczu popłynęły łzy. — Flora dlaczego pokój wygląda jakby... — Theodor zatrzymał się gwałtownie przy wejściu do łazienki a jego oczy pociemniały ze złości, za to różdżka natychmiast wysunęła się spod rękawa do jego dłoni. — Co on tu robi? — Ivan uśmiechnął się z ironią i odsunął od dziewczyny zostając w końcu puszczonym. — Nie masz się czego obawiać. — odwrócił się do Ślizgona, który aktualnie celował w niego różdżką — Właśnie wychodzę — wstał, wyjmując swoją jednocześnie, lewą dłonią machnął na kran a woda przestała z niego wyciekać, jeśli lała by się przynajmniej minutę dłużej, zalałoby łazienkę. — Nie powinieneś się tu w ogóle pojawiać. — To czy się pojawię, zależy tylko od niej — odparł spokojnie. — Dobranoc. — Uśmiechnął się i zniknął z hukiem. Nott spojrzał na pomieszczenie kiwając głową po bokach, następnie podszedł do dziewczyny która podnosiła się właśnie z podłogi... a raczej starała się to zrobić, ponieważ gdyby go tu nie było, skończyłoby się to upadkiem na zimny marmur. — Co on ci zrobił — westchnął kładąc ją na szafce przy umywalce a następnie zaczął zdejmować z niej bieliznę, nie zareagowała na to wręcz w ogóle, widział ją już nago. Nie widziała powodu by robić z tego wielką sprawę. Co i tak było bardzo osobliwe jak na przyjaciół. — Gdyby nie on i Potter byłabym martwa — chłopak zastygł na chwilę przy zdejmowaniu jej stanika, jednak po sekundzie wrócił do tej czynności i odrzucił go na posadzkę. — Co masz na myśli? — nie odpowiedziała, przez co jedynie westchnął i chwycił ją na ręce, by następnie przenieść i włożyć do ciepłej wody, która mimo swojej ilości przez moment zabarwiła się wokół Flory na czerwono. — Poradzisz sobie? — Nie jestem małym dzieckiem — Czasami naprawdę w to wątpię — oznajmił z rezygnacją — Jak skończysz, powiedz. Pomogę ci dotrzeć do łóżka — skierował się do wyjścia — Tylko najpierw je naprawię. Zniszczyłaś doszczętnie pokój — wytknął jej znikając za drzwiami. Carrow przewróciła oczami a chwilę później wyciągnęła dłoń dotykając palcami swojego czoła i uśmiechnęła się po raz kolejny. — Zależy tylko ode mnie — Powiedziała tak cicho, jakby bojąc się, że ktokolwiek ją usłyszy. Jednak zmarszczyła delikatnie brwi przypominając sobie o dosyć istotnej rzeczy. — Dlaczego Potter pojawił się akurat tutaj? * Zabini spojrzał na kumpla ze zdziwieniem. Draco nie wyglądał najlepiej, ale również nic nie wskazywało na to, żeby nie był sobą. Szczerze mówiąc, Zabini był zdziwiony tym, że Malfoy przyszedł po tej kłótni akurat tutaj. Blaise nie był w trakcie tego wydarzenia w tej części szkoły, ale z tego co przed kilkoma minutami powiedziała mu Pansy, stwierdził że było gorzej niż kiedy Tracy zdradziła Notta. A była to największa afera Slytherinu ciągnąca się już ponad dwa lata! — Masz chwilę? – mruknął a Blaise przytaknął odsuwając się, Malfoy wszedł do pokoju zamykając za sobą drzwi i podszedł do kominka gdzie usiadł w fotelu. — Chcesz może ognistej? – zapytał podchodząc do szafy — To raczej nie będzie długa rozmowa. — Napijemy się i powiesz o co chodzi –machnął lekceważąco ręką, wyjmując z mebla dwie pełne butelki Ognistej Whisky. Na całe szczęście miał ich jeszcze spory zapas, ale będzie musiał powiedzieć Max'owi żeby mu załatwił jeszcze kilka mocniejszych trunków. Sam nie wiedział jak Mosby przemyca takie ilości alkoholu samemu na teren szkoły, ale szczerze mówiąc mało go to obchodziło. Ważne było to, że mieli co pić. Podał jedną Malfoyowi za to samemu usiadł w fotelu naprzeciwko i odkorkował swoją biorąc porządny łyk i odetchnął z ulgą. Tego właśnie było mu potrzeba po ciężkim dniu. Malfoy patrzył na swój napój przez chwilę ale dopiero po chwili go otworzył i również się napił… a raczej wypił pół butelki za jednym zamachem. – Widzę, że nie tylko ja miałem kiepski dzień – zaśmiał się a chłopak przytaknął. – Więc? Co to za sprawa? – rzucił sucho – Ostatnio nie za wiele gadamy więc zdziwiło mnie twoje nagłe przyjście, gdybym wiedział ubrałbym najlepszy garnitur– zażartował ale ten nawet się nie uśmiechnął. ”Czyli jednak poważniejsza kłótnia” przeszło mu przez myśl. Na chwilę zapadła między nimi cisza, ale po kilku irytujących minutach Malfoy odezwał się. — Hestia mnie rzuciła – Zabini zamarł. Tego się nie spodziewał… prędzej kolejnej sprzeczki z Potterem, jednak przez głowę by mu nie przeszło, że ta dwójka zerwie. Tym bardziej, że Hestia będzie tą, która to zakończy. W końcu to ona, od dawna starała się ratować tą dziwną relację. – Mówię po to żebyś jakoś ją zajął. Po zerwaniu, przy tych dwóch plotkarach cała szkoła dowie się o tym, że Carrow... — zamilkł na chwilę — jest dla mnie ważna. — zakończył biorąc łyk. Zabini naprawdę zdziwił się tymi słowami. Dziewczyna z nim zerwała, i nadal ma jakieś znaczenie? I to nie byle jakie?! To było bardzo dziwne, tym bardziej dla Malfoya, który przed tym związkiem rzucał dziewczynami jak mu pasowało. Nigdy nie wczuwał się emocjonalnie w relacje. Czyżby Carrow rzeczywiście była cudotwórczynią i zmieniła to ścierwo w czującą istotę? — Wiem doskonale, że szkoła mnie nienawidzi. Nie dziwię się — parsknął cicho — Ale ona nie jest niczemu winna. Za to ludzie nie dadzą jej żyć. — Dlaczego mieliby cokolwiek robić? – zapytał a tamten jedynie wzruszył ramionami, jednak Zabini wiedział, że Draco się nie myli. W końcu zna ją jak nikt inny. I wie, że Hestia nie jest w stanie obronić się przed obelgami ze strony innych — Mam się nią zająć… To znaczy co zrobić? – zapytał nie bardzo rozumiejąc na czym ma polegać jego rola — To zależy od ciebie. – napił się ponownie ale, o dziwo, nie opróżnił butelki do końca — Nie wiem ile to będzie trwać, a na Florę raczej liczyć nie może. — Mówił ci już ktoś, że jesteś dupkiem? – tamten prychnął za to Zabini westchnął ale przytaknął – Skoro twierdzisz, że to konieczne... Mogę przynajmniej wiedzieć powód tej jej "nagłej" decyzji?— zironizował a tamten milczał przez chwilę, patrząc w złocisty płyn mieszczący się w butelce — Sam nie wiem. Wykrzyczała mi bardzo dużo rzeczy, więc chyba robiłem coś źle – mruknął a Blaise sądził, że parsknie śmiechem, naprawdę nie zauważył tego co się dzieje przez ostatnie pół roku?! Jednak przemilczał to biorąc łyk whisky, którą w zasadzie powinni pić w kryształowych szklankach a nie z rury jak jacyś podrzędni czarodzieje. Byli w końcu arystokratami. „pierdoły” przeszło Blaise’owi przez myśl i przestał rozmyślać o tym jak powinien, a jak nie pić alkohol. — Mam się zaopiekować Hestią hm? – rozmarzył się – To jest mi nawet bardzo na rękę wiesz? W końcu zawsze chciałem wiedzieć jaka jest pod aspektem seksualnym... — Powinienem teraz cię zabić – oznajmił opierając się o fotel, wyglądał na bardzo czymś zmęczonego— Pół godziny temu zerwała ze mną dziewczyna, a ty chcesz się do niej już dobierać?! Naprawdę jesteś bezczelny Zabini. — Trzeba brać, puki ciepłe... — Ciepłe? – zdziwił się Draco i zaśmiał, przez co Blaise zamrugał z niezrozumieniem – Hestia nie ma pojęcia jak uprawiać seks – oczy Zabiniego rozszerzyły się do rozmiarów galeonów, Malfoy był z nią w związku przez dwa lata, i terach chce mu wmówić, że Carrow nie nabrała zupełnej wprawy w tym co... — Byłem jej pierwszym chłopakiem a nigdy tego nie robiliśmy — butelka czarnoskórego upadła na ziemię rozlewając resztkę ognistej która w niej pozostała , jego usta były otwarte w niemym "O" przez kilkanaście sekund. Nie umiał w to uwierzyć. — Wyglądasz idiotycznie – oświadczył Malfoy i znów się napił, opróżniając do końca butelkę. Kiedy odstawił butelkę na stolik jego wzrok pojechał do ognia a między nimi zapadła cisza. W tym czasie Zabini otrząsnął się z szoku i podniósł swoją butelę z ziemi, która cudem przeżyła tamten upadek. Choć była już niestety pusta. — Hestia przy tobie została ze swoim dziewictwem!? — Co w tym takiego dziwnego? —spytał patrząc na niego jak na skończonego kretyna, ale Blaise o to nie dbał. Po prostu nie umiał w to uwierzyć. Przecież... on wcześniej był wręcz uzależniony od seksu! Tak jak sam Zabini! — Tkwiłeś w abstynencji dwa lata... — powiedział powoli — a gdyby nie zerwała...to nawet dłużej?! — Nie masz pojęcia na czym polega związek damsko—męski mam rację? — mruknął machając różdżką a kolejne dwie butelki wyleciały z szafy Zabiniego. — Może nie byłem w związku trwającym dłużej niż tydzień, ale mimo wszystko powinna po takim czasie chyba bez problemu ci dać! Tym bardziej, że znacie się całe życie! — blondyn na początku parsknął cicho a potem to rozbrzmiało głośniej. Malfoy zaczął się śmiać. Wyśmiał jego wypowiedź. Czego Blaise również nie rozumiał. — Im dłużej się znasz tym trudniej ci to zrobić — odparł po chwili za to Zabini zmarszczył brwi — Nie przyjaźnisz się z Pansy. Możesz bez problemu do niej pójść, przelecieć, a potem wrócić do siebie bez żadnego problemu. — rzucił sucho —Jeśli się z kimś przyjaźnisz, ona wie o wszystkim. O tym co, kiedy i z kim. Wie kim jesteś, a ty wiesz kim ona. Taka wielka różnica jaka jest pomiędzy mną a Carrow to przepaść. Nie można takiej dziewczynie narzucić tego, że chce się w końcu ją zaliczyć bo poczuje się jak szmata. Rozumiesz? — Nie.— stwierdził zgodnie z prawdą — Poza tym gadasz jakbyś chciał z nią spędzić resztę życia, a to tylko Hestia do kurwy nędzy! — blondyn westchnął z rezygnacją i pokiwał głową jakby był czymś wyraźnie rozczarowany. Milczeli przez chwilę, którą Zabini wykorzystał na otworzenie jednej z butelek i wzięcie jednego dużego łyku. — Przeleciałbyś Cassy? — Zabini wypluł z ust cały alkohol, który aktualnie w nich posiadał, a krople które zderzyły się z ogniem palącym się w kominku sprawiły, że płomienie wybuchły w środku jak gdyby wrzucił do środka paleniska, wielką garść proszku fiu. — Co?! — powiedział patrząc na Malfoya z szokiem, chłopak spojrzał na niego bez wyrazu. — Czy chciałbyś zaliczyć moją siostrę — sprecyzował a Zabini odwrócił wzrok nie potrafiąc wytrzymać tego spojrzenia — Jesteś chory. — To zwykłe pytanie. — To twoja siostra! — podniósł głos patrząc wielkimi oczami w ogień, słysząc jego głos dziwnie zaskrzeczał — W dodatku taka... mała — Myślisz kategoriami. Jest w wieku kiedy większość dziewczyn już zaczęła uprawiać seks. — Co z ciebie za brat?! — Zirytował się, patrząc na blondyna ze wstrętem — Przecież ona jest... zbyt drobna, delikatna, krucha... jest taka — zacisnął dłonie w pięści — niewinna. Proponowanie takiej drobnej istotce czegoś takiego jest przecież jak największe przestępstwo! Powinieneś ją... — Chronić — zakończył za niego Ślizgon otwierając swoją butelkę — Czyli jednak rozumiesz o czym mówiłem. — Zabini zrobił wielkie oczy. Malfoy go podpuścił. A on dał się na to nabrać jak największy frajer. — Patrząc na Hestię nie widzę dziewczyny do łóżka. Tylko zapłakaną , przerażoną pięciolatkę, której obiecałem, że będę ją chronił. Jeśli czegoś nie chce, nie mam zamiaru jej do tego zmuszać, a nawet proponować czegoś co mogłoby ją przynajmniej odrobinę zaboleć. — Nigdy nie sądziłem, że przyznasz się do tego, że ją lubisz mocniej niż inne. — Przecież każdy głupi to wie — Zabini parsknął — Niby tak. Ale raczej nikt by się nie spodziewał, że z ust takiego dupka wyjdą takie słowa. Wciąż zaskakujesz Malfoy — przyznał i napił się, Malfoy również to zrobił a chwilę później uśmiechnął się przelotnie co zdziwiło Blaise'a nawet bardziej niż poprzednie słowa Dracona. — Co cię tak bawi? — Nie sądziłem, że tak łatwo cię podpuścić — spojrzał na niego z rozbawieniem — Tym oburzeniem przyznałeś, że coś czujesz do Cassy — Blaise nie uniósł do niego wzroku wiedząc, że chwilę później musiałby go znów gdzieś przenieść chcąc uniknąć tych przeszywających na wylot, zimnych oczu i spojrzenia, tak zwanego "starszego brata", które Draco z całą pewnością by mu posłał. Nie podniósł wzroku z butelki ognistej, bo nie wiedział co właściwie miałby mu odpowiedzieć. Jeśli by skłamał, ten z całą pewnością by to wyczuł a w najgorszym wypadku przejrzał sobie wszystkie myśli Blaise'a. W których pojawia się ta mała istotka dosyć często... zbyt często, jak na myśli zwykłego znajomego.— Pytanie brzmi, co zamierzasz z tym zrobić? — Nic — powiedział natychmiast jakby bojąc się że gdy zacznie się zastanawiać powie coś przed czym stara się uciec — Nie mam zamiaru się do niej zbliżać pod żadnym względem. Nie masz się czym martwić. To prędko minie... Draco przyglądał się kumplowi przez chwilę bez wyrazu, wiedział doskonale, że chłopak łże jak pies. Może i będzie się starał, w końcu i tak nie widuje jej zbyt często, ale uczucia tak nie działają. A to będzie go boleć, wciąż i wciąż, a potem ten ból zmieni się w nienawiść, a następnie, kiedy uświadomi sobie że jest na to wszystko już za późno, w wielkie poczucie winy, w coś, z czym ten dupek nie będzie umiał sobie poradzić, i to sprowadzi na niego koniec. Wiedział to. Skąd? Łatwo przewidzieć rzeczy wiedząc co wkrótce nastąpi. A jego samego będzie to boleć najbardziej z nich wszystkich. Blondyn spojrzał na drzwi a jego oczy robiły się przez sekundę smutne, by po tym wyłączyć uczucia po raz kolejny. By znów stać się sukinsynem bez sumienia. — Nie walcz z tym Zabini — chłopak spojrzał na niego z wielkimi oczami, Draco za to wstał i skierował się do drzwi — Ona nie dożyje kolejnych wakacji — oznajmił głosem tak pustym, jak gdyby ta informacja była zwykłą sprawą szkolną, którą Snape kazał mu przekazać uczniom, jakby nie miała żadnego znaczenia. I zanim Zabini zdążył otrząsnąć się z tego szoku, Malfoy zwyczajnie wyszedł, zostawiając go zupełnie samego w pokoju za to Blaise poczuł jak coś ściska jego serce a oczy lśnią od łez. —To nie może być prawda — powiedział cicho — Nie możesz mi tego zrobić! — syknął a chwilę później spojrzał na butelkę i dopił ją do dna przyzywając zaklęciem kolejne pięć, musi o tym zapomnieć. Musi zapomnieć o wszystkim! * — Co to za szlajanie się po nocy Harry? — zaśmiał się Max kiedy Potter tylko pojawił się w swoim dormitorium, jednak ten uśmiech zniknął bardzo szybko a zastąpiło go przerażenie i wyraźny szok — Co się stało?! — Zapytał patrząc po Harry'm, którego szaty całe były ubabrane w krwi a on był cały zgrzany i wyglądał jakby zaraz miał zemdleć. Nic dziwnego, jego kondycja bardzo opadła w trakcie tych wakacji, nie jadł kolacji a sprint na wieżę Ravenclowu był największym jego osiągnięciem sportowym w czasie tego roku szkolnego. W sumie sam zastanawiał się żeby nie pójść do Snapea z deklaracją, że chce za nie pięćdziesiąt punktów dodatnich dla Slytherinu, bo z całą pewnością to co dzisiaj zrobił można postawić na równi z perfekcyjnym powaleniem kilku Gryfonów na Obronie Przed Czarną Magią. — Daj mi jeść albo spieprzaj — mruknął Harry padając na łóżko, miał gdzieś to, że jest brudny, był śpiący, zmęczony i bardzo głodny. Mosby zamrugał zdziwiony ale rozejrzał się po pokoju i przypomniał sobie o dużej tabliczce czekolady, którą Alex schował do półki obok swojego łóżka kilka dni temu i patrząc najpierw na drzwi łazienki, w której Seijuuro aktualnie brał kąpiel, podszedł do półki i wyjął czekoladę, następnie rzucając nią a Harry'ego, za co w zamian usłyszał wiązankę przekleństw od samego Pottera, który póki nie zorientował się czym Max w niego rzucił, chciał go zamordować. Chwile powiercił i poobracał się we wszystkie strony, póki nie udało mu się w miarę wygodnie usadowić na łóżku by następnie odpakować czekoladę i zacząć ją bardzo szybko zjadać. —Więc co się wydarzyło? — spytał gdy po czekoladzie Alex'a pozostało jedynie pudełko. Potter opadł na łóżko ocierając usta rękawem szaty brudząc tym twarz od krwi, której kilka kropel znalazło się w jego buzi a słodki smak sprawił, że Harry natychmiast usiadł przypominając sobie wszystko to co wydarzyło się w pokoju Carrow. Milczał przez chwilę, aż w końcu doszedł do wniosku, iż Max może mu wyjaśnić kilka spraw. — Mówiłeś, że byłeś w związku z Carrow — powiedział cicho za to chłopak przytaknął, choć Harry dostrzegł niechęć w tym czynie, najwyraźniej Max nie lubił zaczynać tego tematu — Dlaczego z nią zerwałeś? Miała jakieś ataki czy coś z czym nie potrafiłeś wytrzymać?— Blondyn przejechał dłonią po włosach wzdychając ciężko jakby był zmęczony, następnie siadając na łóżku Alex'a.— Lub mówiła o kimś innym? — Nie będę mówił, że zerwałem z nią z mojej winy bo to wydarzyło się po tym jak ją rzuciłem.— Harry zamrugał zdziwiony. Ta odpowiedź nie była taką jakiej się spodziewał. Była jakby wyciągnięta z innej bajki. Mimo iż również chodziło tu o Maxa i Florę, to jednak Mosby powiedział o sobie zamiast powiedzieć coś o Carrow. — To? — spytał nie bardzo wiedząc co innego powiedzieć, blondyn popatrzył na niego wzrokiem mówiącym, że już wie, dlaczego Harry zadał pytanie. — Skoro zaczynasz temat... i tak wyglądasz, to znaczy, że pewnie poznałeś już Ivana — stwierdził pusto a Harry przytaknął — Jedyną postać potrafiąca jej pomóc kiedy ta jej pieprzona moc ją przytłacza — mruknął z irytacją — Mają wspólną historię jak zapewne zdążyłeś się domyśleć — Harry po raz kolejny skinął głową— Bardzo pokręconą i niestety też krwawą — popatrzył na szaty Harry'ego — Brutalną. — Zamilkł na moment — Carrow jest niebezpieczna Harry — Potter poczuł jak coś ściska mu żołądek, a w jego umyśle pojawiła się myśl, że pomylił się i ocalił kogoś złego. — Bardzo niebezpieczna. Nie chciałem żyć z kimś takim.— westchnął — Kiedy mi powiedziała dlaczego wciąż jest smutna, czemu jest wciąż pogrążona w żałobie mimo, iż nikt w bliskim czasie jej nie umarł, nie wytrzymałem.— Znowu odjechał na swoją osobę, za to Harry słuchając jego słów stwierdził, że Mosby stara mu się usprawiedliwić. Czego nie rozumiał, dlaczego? — Musiałem odreagować. Było dużo alkoholu, ludzi — spojrzał na tatuaż na swojej dłoni. Miał wyryty na ręce, różaniec z pięknym celtyckim krzyżem na wewnętrznej stronie dłoni — i setek tysięcy emocji, z którymi nie umiałem sobie poradzić, musiałem zrobić coś co całkowicie różniło się z moimi zasadami — zacisnął dłoń — Czułem przez nią taką straszną nienawiść do dziewczyn, pomyślałem, że wszystkie są tak samo okrutne, tak samo wstrętne, brutalne! — zakrył twarz w dłoniach — W trakcie tego wszystkiego pojawił się Alex i... — zamilkł a Harry zrozumiał dokładnie o czym Mosby mówi, zapadła pomiędzy nimi chwilowa cisza, która jednak nie trwała zbyt długo, bo kiedy tylko Max podniósł z powrotem głowę do Harry'ego uśmiechnął się lekko — Przeszłość — parsknął cicho i spojrzał na drzwi łazienki — Wolałbym do tego już nigdy nie wracać wiesz Harry? —zagadnął cicho — Ale nie mogę się od niej odciąć. Zawsze znajdzie się ktoś kto zapyta: "Dlaczego ją zostawiłem?" — znów spojrzał na niego — Ale to była jej wina. Przez nią jestem tym wybrykiem czysto krwistej społeczności. Przez nią czuję inaczej. Mówią, że jest to w sercu — pokiwał głową — według mnie to bzdura. Carrow zniszczyła mi psychikę. Przez nią teraz jestem homoseksualistą. Tylko przez nią — jego oczy błysnęły jakby nienawiścią — Skrzywdziła mnie zbyt mocno żebym mógł już zaufać dziewczynie. — jego dłonie zacisnęły się jeszcze mocniej w pięści — Ale nie umiem się od niej uwolnić.— westchnął ze zmęczeniem ale chwilę później znów zaśmiał się krótko — Mówiła, że mnie nie potrzebuje, że ktoś kto tak szybko zmienia dziewczyny nie byłby w stanie wytrzymać w poważniejszym związku.— pokiwał głową — Chciałem jej udowodnić, że dam radę i że ją poskromię — zaśmiał się pusto — Nigdy mi o Ivanie nie wspominała wiesz? A on nigdy nie wykazywał chociażby odrobiny zainteresowania jej osobą. Nikt nie pomyślałby, że ta dwójka się zna... w dodatku całkiem dobrze. — Wyjaśnisz mi co Carrow właściwie zrobiła? I ten Ivan. Kim oni są? — Czym są. — powiedział zimno a Harry przypomniał sobie zajście w łazience Carrow — Nie przejdzie mi przez gardło nazwać tą dwójkę ludźmi — mruknął— Są źli. Zwyczajnie źli. Nie można tego inaczej określić. — jej reakcję kiedy nazwał ją "czymś". Płakała. Płakała tak strasznie boleśnie. Słowa Max'a opisują Carrow są zupełnie inne niż to co widział Harry. Ma wierzyć sobie? Czy komuś komuś kto z nią był? — Byłeś ciekaw dlaczego z nią zerwałem. Odpowiedziałem ci na to pytanie. Szczegóły nie powinny cię obchodzić Harry. — Właśnie wszystkich ciekawią właśnie te szczegóły — Obaj Ślizgoni spojrzeli na Alex'a, który stał oparty o framugę drzwi, ubrany w same czarne bokserki przez co po raz pierwszy w życiu Harry widział w nim chłopaka. Nie miał makijażu, kolczyków ani pomalowanych paznokci. Mimo, iż miał rozpuszczone włosy Harry widział tylko bardzo szczupłego chłopaka o nieco dziecięcej buzi. — Moja czekolada! — zwrócił uwagę na opakowanie na łóżku Harry'ego zupełnie zmieniając temat — To niedopuszczalne Potter! — warknął z irytacją — Bez pytania... i jeszcze mi nawet kosteczki nie zostawiłeś! — Nie zachowuj się jak baba — mruknął Harry na co Seijuuro uśmiechnął się do niego słodko. — Niech ci będzie — przewrócił oczami — Tylko dlatego, że wyglądasz jak sto nieszczęść, wybaczam ci —machnął ręką — Jak tam wypracowanie? — W dupie mam ten esej — rzucił sucho wstając, najwyraźniej Max zakończył temat i Harry nie chciał jeszcze bardziej rozdrapywać jego ran. Widział w trakcie tej rozmowy, jak bardzo Mosby pragnie go zbyć, skończyć rozmowę, zwyczajnie zniknąć. — Mam nadzieję ze znów nie porozrzucałeś po łazience tych bibelotów, bo skopię ci tyłek. — Och baaaardzo bym chciał — zamruczał chłopak na co usłyszał jedynie trzaskanie drzwiami łazienki. Alex zaśmiał się głośno i uśmiechnął kładąc na swoim łóżku a jego wzrok utkwił w plecach Mosbyego. — Pomóc ci zapomnieć? — zagadnął przejeżdżając dłonią po plecach chłopaka, na co tamten wyraźnie się spiął — Max? — Odpierdol się — warknął również wstając — A ty dokąd?! — zrobił zdziwioną minę — Do siebie — syknął i również trzasnął drzwiami a Alex roześmiał się głośno. Uwielbiał kiedy ludzie się denerwują. * — Ostrzegałem cię — Ivan podniósł się z łóżka spoglądając na wymierzoną w jego klatkę piersiową różdżkę i uśmiechnął się lekko. Według niego różdżka Notta była jedną z piękniejszych jaką widział w życiu. Srebrzysta rękojeść z motywami wszystkich istniejących religii, która ostatecznie ciągnie się do tego samego końca różdżki, ukazuje to, że nie ważne w co się wierzy, i tak wszystkich czeka ten sam koniec. Nie było to istotne w tej chwili wręcz w ogóle, i każdy zwykły czarodziej rozpocząłby temat, który był w tej chwili najbardziej istotny, zamiast patrzeć na różdżkę i myśleć o jej zdobieniach. To nie było myślenie normalnej osoby. — Mówił ci ktoś, że masz pięknie zrobioną różdżkę? — Którą zaraz skrócę ci życie — starszy chłopak zaśmiał się delikatnie i podniósł do Ślizgona swój wzrok, który wręcz jarzył się z ekscytacji. — Flora nie byłaby z tego powodu szczęśliwa. Więc nie robisz tego dla niej... — stwierdził na co Theodor przymrużył niebezpiecznie powieki — COOODEEE — przeciągnął z uśmiechem a dłoń Ślizgona drgnęła, Krukon z powrotem położył się na łóżku patrząc w sufit i po raz kolejny się uśmiechnął— Kto by pomyślał, że taki dzieciak jak ty, już się tam dostanie — jego ton stał się zimniejszy, a uśmiech nie był wesoły, był pełen ironii i kpiny. — Złamałeś obietnicę. — Tu chodziło o jej życie. — Powiedziałem, że ja będę jej bronił więc nie miałeś po co pojawiać się tam poja... — Nie było cię tam — dłoń Notta mocniej zacisnęła się na trzonku różdżki — W chwili kiedy prawie umierała ty zabawiałeś się z panią prefekt, a przy niej był Chłopiec Który Przeżył, który nie miał zielonego pojęcia co zrobić — jego oczy błysnęły kiedy różdżka została przyciśnięta do jego krtani — Twoja złość na moją osobę jest więc nieuzasadniona. — Pojawiłeś się. To wystarczy. — Jej życie jest dla mnie ważniejsze niż wszelkie obietnice — pstryknął palcami a różdżka Notta odleciała na drugi koniec pokoju, i zanim Theodor zdążył się zorientować, już leżał na ziemi przyparty do podłogi kolanem Krukona. Gdyby ktoś na nich teraz patrzył stwierdziłby zapewne, że to jakiś marny dowcip. W końcu Ivan nie miał praktycznie żadnych mięśni, jego sylwetka była szczupła i z całą pewnością nie wyglądająca groźnie. Za to Theodor był ucieleśnieniem chłopaka idealnego, z wystarczającą ilością muskulatury, był wysoki i postawny a do tego był bardzo zwinny, więc to Nott powinien w tej potyczce zwyciężać... — Naprawdę nie mam pojęcia jak ktoś taki trafił do tego przeklętego departamentu — mruknął i uśmiechnął się delikatnie kiedy chłopak nieudolnie spróbował go zrzucić — Możesz być sobie nie wiadomo kim Nott, ale wiesz, że w jakiejkolwiek walce nie masz ze mną szans — powiedział uprzejmie — No już. Przestań się wiercić bo zaboli cię to mocniej — zacisnął dłoń a biała mgła oplotła całe prawe ramię chłopaka a magia, która się na nie przyczepiła, sprawiła że ten zaczął syczeć z bólu. Jednak mimo wszystko nie zaprzestał prób. — Czyli masz jeszcze mało? — zacisnął dłoń jeszcze odrobinę mocniej a Ślizgon krzyknął, w tej chwili czując jak coś spala mu ramię. — Obiecałem ci, że się do niej nie będę zbliżał. Dotrzymywałem tego słowa przez dwa lata, i uwierz robiłbym to nadal, ale ktoś uświadomił mnie, że tobie przecież wcale na niej nie zależy. A tu chodzi o jej życie. Nie pozwolę by przez twoją głupotę stała się jej krzyw... — Spalisz mu rękę — chłopak puścił Ślizgona uśmiechając się delikatnie a następnie odwrócił wzrok do dziewczyny przy drzwiach. — Zmory cię dziś wyjątkowo nie dręczą? — Przed takimi ludźmi nawet zmory uciekają — odparła podchodząc do nich i uklękła przy Theodorze, który podnosił się z podłogi. Podała mu swoją rękę na co spojrzał na nią co najmniej dziwnie. Uśmiechnęła się z rozbawieniem i opuściła swoją dłoń spoglądając w jego ramię — Napraw mu ją. — To była kara za to, że zapomniał o... — Napraw mu rękę — powtórzyła i popatrzyła się na blondyna, przewrócił oczami i jedynie machnął dłonią, a rana Ślizgona zabliźniła się i po chwili całkowicie zniknęła, blondynka sięgnęła po różdżkę leżącą na ziemi i podała ją Nottowi uśmiechając się do niego z rozmarzeniem. — Krzyków nie było słychać, na twoje szczęście — oznajmiła wciąż wpatrując się w Theodora. Bathory pokiwał głową idąc do łazienki za której drzwiami chwilę później zniknął — A ciebie nie powinno tutaj być. — Ciebie również nie. — Sama bym nie przyszła— powiedziała i spojrzała za jego ramię a kiedy się tam odwrócił, nikogo tam nie było — Najwyraźniej musiałam go nieco opanować. — wzruszyła ramionami —Zwykł nie atakować ludzi. Z resztą wiesz. Tylko z Florą tworzą tą niebezpieczną wiązankę — chłopak odwrócił wzrok, jej oczy były zbyt nieobecne, nie rozumiał tego, przez co nie mógł się w nie patrzeć— Ale nie możesz temu przeszkadzać — oznajmiła wstając, za to on zwrócił uwagę na jej bose stopy, a konkretniej na prawą nogę, która przyozdobiona była dziwnymi fioletowymi znakami, z całą pewnością nie będącymi tatuażem — przeznaczenie można co najwyżej opóźnić ale nie da się sprawić by się nie spełniło — Po co mi to mówisz? — mruknął, nie wiedział dlaczego w ogóle się do niego odezwała. Przecież zwykli się ignorować. — Żebyś pomyślał o swoim — uśmiechnęła się do niego, ale przy drzwiach przystanęła — Uważaj na gnębiwtryski, uwielbiają takich ludzi jak ty. — To znaczy? — Masz mnóstwo myśli. Pomieszają ci je i rozboli cię głowa. — rozejrzała się po pomieszczeniu i uśmiechnęła lekko — Dobranoc — pomachała mu niczym mała dziewczynka i opuściła pomieszczenie. Chłopak westchnął również podnosząc się z posadzki i przeklął cicho. Chciał rozwiązać sprawę siłą i przegrał. Czy może być większe upokorzenie? — Posłuchałbym się jej na twoim miejscu — Nott zacisnął dłonie w pięści nawet nie odwracając się do Ivana, który podnosił z ziemi jednego ze swoich kotów — Nie jest wariatką. Po prostu widzi więcej. — Wszyscy są pojebani — Krukon roześmiał się i spojrzał w sufit — W sumie masz rację. Ale to oznaczałoby, że ty również, a przecież zapierasz się, że jesteś całkowicie zwyczajny... — Nott zniknął w czarnej mgle, która chwilę później wyleciała przez okno, wcześniej tłukąc szybę. Ivan machnął dłonią śmiejąc się cicho. — Nie dość, że CODE, to jeszcze Śmierciożerca. Nie można być bardziej szalonym. * Harry stanął w wielkiej Sali patrząc po wszystkich, ludzie byli dziś spokojni… nad wyraz spokojni. Nikt się nie sprzeczał ale i nie śmiał zbyt głośno wszyscy jakby czekali na coś w napięciu patrząc, co chwila na stół nauczycieli gdzie siedział Dumbledore rozmawiający aktualnie o czymś ze Snapem . Harry nie miał pojęcia co ma się wydarzyć. W końcu ostatnimi czasy nic ciekawego się nie dzieje... na lekcjach. Tego co dzieje się w Slytherinie po prostu nie da się nazwać Niczym! — Hej Harry – Potter popatrzył na Lunę, która stała teraz obok niego i lekko się uśmiechała. Dawno z nią nie rozmawiał, i szczerze mówiąc brakowało mu tego. Luna była jedną z osób, które zupełnie nie zmieniły swojego nastawienia do jego osoby z powodu jego pojawienia się w Slytherinie. Jego wzrok pojechał do Gryfonów. Nie to co inni... – Jakoś dzisiaj nie są w humorze? –zagadnęła a Potter pokiwał głową. — Nie mam pojęcia o co może chodzić. Jak tam przygotowania do Sumów? — wzruszyła ramionami — Spokojnie, ale Gnębiwtryski ostatnio strasznie szaleją, wiesz? – uśmiechnęła się, mrugając do niego a następnie odeszła. Potter również skierował się do stołu swojego domu. „Gnębiwtryski, niewidzialne stworzenia, wlatują do mózgu i mieszają nam w głowach” przypomniał sobie Harry siadając obok Astorii a jego wzrok pojechał do Weasleya „W takim razie ty Ron masz ich najwięcej w swojej popieprzonej rudej głowie” pomyślał i zwrócił uwagę na młodszą Greengrass, która wydawała się być smutna. — Przepraszam za wczoraj. – powiedziała cicho – Jakoś nie miałam ochoty na rozmowę z Hestią. A potem na siebie nie wpadliśmy. — W porządku – oznajmił na co uśmiechnęła się delikatnie — Trochę ta moja rozmowa z nią namieszała. — Czyli to jednak prawda – oznajmiła odwracając również na sekundę głowę w kierunku drzwi gdzie właśnie pojawiła się Hestia z Blaisem. Potter przytaknął za to dziewczyna zwróciła uwagę na swoje jedzenie. – To o Florze też? — spytała, a Harry drgnął. Skąd wiedziała o Carrow? — Co takiego? — spytał bez entuzjazmu, wolał nie pokazywać po sobie, że cokolwiek wie o tej sprawie — Ponoć się popłakała – Harry zamrugał, nie wiedząc skąd Astoria ma takie informacje. – Nie słyszałeś tego? – pokiwał przecząco głową – Więc to pewnie tylko plota niewarta uwagi – stwierdziła dłubiąc widelcem w sałatce. — Zaczęłaś to skończ – oznajmił szybko, dziewczyna parsknęła lekko i podniosła do niego wzrok. — Ponoć wczoraj Carrow miała atak nerwowy i zdemolowała cały pokój – powiedziała opierając głowę o dłoń – A w nocy Nott szedł do jej pokoju i do teraz nie wyszedł– Potter przypomniał sobie Notta. Ale on był wtedy z Lauren więc niby kiedy się tam pojawił... coś mu tu nie grało. — To nie pierwszy raz kiedy Theo. wchodzi do pokoju Carrow późną nocą– Oboje spojrzeli na Dafne, która zdawała się w ogóle nie zwracać na nich uwagi – Za to mimo, iż zerwali, Hestia spała u Draco w pokoju – uśmiechnęła się popijając sok a następnie na nich spojrzała – Carrow i Nott zawsze zapierają się, że nic się nie dzieje. No i oczywiście pytanie brzmi, co Nott robi w pokoju Carrow tak późno? – dodała ciszej i zachichotała, Potter popatrzył na nią zszokowany. Dafne rozmarzyła się lekko – To pewnie nie jedyne takie ich spotkania… Hestia mówiła, że Flora często w nocy znika. Teraz już wiemy czemu – zaśmiała się lekko ale Harry nie był pewny jej słów. W końcu Carrow unikała ludzi…nawet słysząc jej rozmowę z Nottem wyczuwał znudzenie i obojętność do Ślizgona, a Nott również nie traktuje jej poważniej. Chyba, że Gra na dwa fronty.... — No proszę to mi niespodzianka – Dafne przechyliła się na ławce wyprężając głowę w stronę drzwi gdzie właśnie weszła Flora z Theodorem. — To tylko plotki – powiedziała Astoria a Harry przytknął widząc jak Carrow siada tam gdzie zwykle, z tak samo znudzoną miną jak na co dzień, choć pewnie tylko on dostrzegł wielkie zmęczenie w jej ruchach... wyglądała na bardzo słabą — A to jest jeszcze dziwniejsze – Zaśmiała się starsza Greengrass. Potter popatrzył na Max'a, który wszedł do Wielkiej Sali – Zgubił Alexa? – zażartowała. — Cześć – przywitał się Mosby siadając naprzeciwko niego i uśmiechnął się lekko. Dafne odwróciła wzrok udając, że nie jest zainteresowana pojawieniem się chłopaka choć Potter widział jak uśmiecha się ukradkiem nie umiejąc się powstrzymać. Harry nie dostrzegł w jego zachowaniu wielkiej różnicy… poza tym, że jego głos był dziwnie dojrzały i nie taki uroczy jak na co dzień. Poza tym Max nie wyglądał jakby coś się wydarzyło. — Hej – odpowiedział po chwili blondyn zaśmiał się lekko z tego opóźnienia w reakcji Pottera, i rozejrzał po wielkiej Sali — Co tak cicho? – zagadnął – chodzi o tą sprawę z Draco i Hestią – Harry wzruszył ramionami a Astoria przytaknęła przez co chłopak uśmiechnął się lekko— Naprawdę nie ma się czym przejmować – oznajmił nakładając sobie jedzenie— szybko to ucichnie – zaśmiał się a Greengrass popatrzyła na niego z zastanowieniem, Harry poczuł na sobie czyjś wzrok. Odwrócił się i dostrzegł Florę, która kiedy tylko na nią spojrzał odwróciła głowę na swój talerz. Harry pamiętał słowa Max'a. Naprawdę bardzo wyraźnie. Ale to zło nie pasowało mu do Carrow. Zamyślił się nad tym dłuższą chwilę więc kiedy ktoś klepnął go po plecach, wręcz podskoczył. Odwrócił się i zamrugał z szokiem. — Rusz Dupę — oznajmił Malfoy jakby nigdy nic i usiadł obok niego. Harry naprawdę nie miał pojęcia co ma zrobić. Malfoy zerwał z Hestią z jego powodu, a przynajmniej to wywołało między nimi kłótnię, więc dlaczego... — Śmierdziel patrzy — oznajmił nakładając sobie jedzenie a Harry popatrzył ukradkiem na Gryfonów i go olśniło. A Raczej wyraz miny Rona. Malfoy mimo, iż miał powody by dać Harry'emu w pysk, zwyczajnie chował to za maską "dobrego kumpla" , którym przecież "jest" dla Harry'ego. — Idiota — parsknął chcąc pozbyć się podejrzeń, że coś jest nie tak. Malfoy starał się od początku, Harry miał rozwinąć swoją rolę. I właśnie w tej chwili postanowił to zrobić. W końcu był mu to winien... a przynajmniej czuł, że powinien być. — Tak się odwdzięczasz za zadanie z Historii Magii?! — blondyn machnął papierami obok jego twarzy a następnie rzucił mu je na talerz na co Harry zaniemówił. Esej na temat Harpii... ośmiu—kartkowy ... Harry chwycił papiery obracając je, były zapisane po dwóch stronach. Jego wzrok pojechał do Malfoya, który właśnie pił sok wyglądając całkowicie naturalnie, a Harry wpatrywał się w niego nie mając pojęcia co powiedzieć. Jak to możliwe, że Malfoy zrobił mu zadanie?! po tym wszystkim... w dodatku skąd wiedział, że Potter go nie zrobił? — Szczęka opadła? — parsknął spoglądając na niego a jego błękitne oczy zabłysnęły złośliwymi chochlikami. — Byłeś mi to winien więc się wypchaj! — odparł oczywistym tonem a wśród Gryfonów zrobiło się gwarno. O to właśnie chodziło. — To ona stwierdziła, że jest ci to winna — mruknął cicho Draco już nie takim miłym głosem jak kilka sekund temu, Harry spojrzał na dłoń Malfoya, którą lekkim gestem wskazał, Florę która właśnie wstawała. — Nie wiem co jej zrobiłeś Potter, ale ocaliła ci dupsko. Bins ma dziś wyjątkowo podły humorek — przewrócił oczami — A przecież jest martwy od czterystu lat! — Podniósł znów głos brzmiąc jak dupek, którego Harry pamiętał kiedy to był jeszcze w Gryfonem. Potter uśmiechnął się lekko a jego wzrok pojechał całkowicie przypadkiem na talerz Carrow . Był czysty. — Nic nie zjadła. — Nie powinno cię to obchodzić. — Widziałeś ją?! Ledwo chodzi — Malfoy ziewnął i spojrzał na Florę, która właśnie zniknęła za drzwiami Wielkiej Sali a następnie jakby od niechcenia spojrzał na Notta, który aktualnie rozmawiał z Lauren. A Harry zwrócił uwagę na swoje jedzenie, pamiętając co wczoraj zaszło pomiędzy tą dwójką. "Czyżby Nott rzeczywiście tylko udawał, że lubi Florę?" — Te Bohater! Może też się ruszysz bo ponuraczka nam zejdzie jeszcze przed obiadem — rzucił na co Nott jedynie parsknął i wstał, by ku zirytowaniu Aquiliny, również opuścić pomieszczenie. — Nienawidzi tego. — Niby czego? — Tych gierek. Odstawiania ludzi którymi się nie jest — spojrzał na niego a Harry przytaknął. Rozumiał doskonale o czym mówi Malfoy. — Zakładu nie przegram — zmienił temat patrząc w kierunku stołu Gryffindoru za to jego wzrok pojechał do Hermiony a oczy błysnęły mu złośliwymi chochlikami, Harry zauważył to bardzo wyraźnie. — Wredna szlama. — Czemu jej tak nienawidzisz? — mruknął a Astoria drgnęła kiedy Harry zadał to pytanie. Czego Potter nie rozumiał. Dlaczego tak zareagowała? —Nie zrobiła ci nic specjalnego. — Kto powiedział, że zrobiła coś mnie? — Harry zmarszczył brwi. Do tych wszystkich pytań i kłopotów dotarły kolejne. "Czy to się kiedyś skończy?!" jęknął w myślach Potter. — To komu? — Hestii — odparł po prostu, Astoria spojrzała na talerz zapewne chcąc ukryć jeszcze większym smutek który pojawił się w jej oczach. — Na drugim roku jak już musisz wiedzieć — "Wtedy po raz pierwszy nazwałeś ją szlamą" przeszło Harry'emu przez myśl. — A właśnie. Dlaczego nie siedzisz ze swoją księżniczką Draco? — spytała słodko Dafne na co chłopak spojrzał na nią ale ona nie odwróciła wzroku, była na tyle bezczelna by wytrzymać to spojrzenie jednocześnie uśmiechając się do niego wrednie. — Przecież tu siedzisz zdziro— odparł głośniej a Gryfoni znów zaczęli między sobą głośno rozmawiać, Harry dostrzegł jak oczy Astorii błyszczą ze złości a pod stołem zaciska dłonie w pięści. — Zero szacunku dla damy — Gdy jakąś spotkasz daj znać — parsknął podnosząc torbę z ziemi i spojrzał na Harry'ego — Masz zadanie to na co czekasz? — rzucił sucho a Harry spojrzał na Astorię, która uśmiechnęła się do niego. — Przyjaciel czeka — oznajmiła, Harry poczuł ścisk w żołądku. Dziwne, i nie miłe uczucie zawładnęło nim kiedy to powiedziała. Harry wstał a kiedy to robił zauważył coś, na co z całą pewnością nikt inny nawet nie zwrócił uwagi. Mianowicie to, że kiedy Malfoy przechodził obok Hestii dziewczyna nawet nie przerywając rozmowy z Zabinim, wyjęła do góry dłoń z zielonym jabłkiem, które Malfoy zabrał nawet nie przystając, by coś powiedzieć. Harry widząc to uśmiechnął się w myślach, ta relacja była naprawdę silniejsza niż dziecinne kłótnie. Przeszedł przez wielką salę następnie razem z nim kierując się do klasy Binsa. — Czyli jednak ta plota o tym, że z nią zerwałeś to bujda — powiedział Harry przechodząc ze Ślizgonem przez korytarz na trzecim piętrze. Większość drogi przeszli w milczeniu, jak zwykli to robić, ale Harry czuł że po prostu musi to powiedzieć. — Oczywiście, że tak — odparł blondyn za to Potter odetchnął z ulgą w środku, nigdy się do tego nie przyzna, ale naprawdę czuł się winny temu, że to z jego winy Malfoy... — To ona zerwała ze mną — Potter popatrzył na Ślizgona z szokiem, na co tamten jedynie parsknął — Naprawdę nie jest to nic nadzwyczajnego. Prędzej czy później by do tego doszło, w końcu jestem tlenionym dupkiem — spojrzał na niego jednoznacznie a Harry pokiwał głową z politowaniem. — Zawsze to powtarzam — stwierdził Harry — i to się raczej nigdy nie zmieni ale... nigdy nie sądziłem, że sam zdajesz sobie z tego sprawę — Draco roześmiał się krótko jakby rozbawiony tą uwagą, co szczerze mówiąc bardzo zdziwiło Harry'ego. Malfoy rzadko się śmiał. I nigdy nie robił tego bez publiki, w każdym bądź razie nie przy Harry'm. — Poczucie winy cię zżera? — zagadnął zadziornie a Potter bardzo chciał go teraz uderzyć. Choć sam nie wiedział dlaczego.— Przywykniesz — ziewnął — Każdy Ślizgon ma coś pod skórą, co bardzo go irytuje. Ale można o tym czasami zapomnieć. Wystarczy, że znasz kogoś którego ten cholerny ból z całą pewnością jest większy niż twój. — Ciężko będzie znaleźć kogoś takiego. — Czy ja wiem — przystanął patrząc na Florę i Theodora dyskutujących o czymś pod klasą, w której odbywać się będzie Historia Magii — Jak na nią patrzę to naprawdę całe poczucie winy mnie opuszcza. I sądzę, że gdybyś tylko wiedział o niej to co ja, też byś tak myślał. — Rzucił torbę na ziemię następnie siadając na parapecie. Harry patrzył przez chwilę na tamtą dwójkę, aż w końcu zirytował się. — Powie mi ktoś w końcu o co chodzi? — mruknął a Draco zamrugał zdziwiony tym nagłym wybuchem Harry'ego. — Gadałem o tym z Max'em ale ten tylko namieszał mi w głowie. Zapiera się, że Carrow jest zła, że nie powinna żyć. Przecież ona jest zwyczajnie... — Samotna — zakończył za niego a Harry przytaknął i westchnął — Nie rozumiem dlaczego Max tak uważa. Wczoraj... — zamilkł na chwilę patrząc na swoje buty — wczoraj widziałem zwyczajną zapłakaną dziewczynę, która potrzebowała pomocy. Po tym, po prostu nie umiem patrzeć na nią jak na zło, nie pasuje mi ono do niej. — Czyli to ty przyprowadziłeś Bathoryego — oznajmił Ślizgon a Harry popatrzył na blondyna, który wyglądał jakby rozwiązał jakąś zagadkę nad którą długo się zastanawiał, wyglądał na usatysfakcjonowanego. — To dobrze. — Harry zamrugał zdziwiony a chłopak uśmiechnął się lekko— Może zacznie się to na nowo. — On sam wydawał się tego czegoś nie chcieć. — odparł na co Malfoy zaśmiał się lekko — Tylko z powodu Theo — odparł a Harry odwrócił wzrok na Notta — Tylko Ivan jest w stanie sprawić by Flora się uśmiechała. A ona by on był smutny. Sądzę, że nie powinni się unikać. Nieważne co się wydarzyło. To przeszłość. Powinni zacząć iść naprzód. — Max... — Mosby przestraszył się tego co opowiedziała mu, o sobie i Ivanie, Flora. To wszystko. To ich ciężar, i tylko ich to powinno obchodzić. — odwrócili jednocześnie głowę w kierunku grupy ludzi która wyszła zza zakrętu, dziś mieli lekcje z Gryfonami.— Jeśli tak cię to ciekawi pogadaj z samą Carrow. Dzięki tobie żyje, więc kierując się ślizgońskimi zasadami powinna ci powiedzieć. — Przecież już zrobiła mi zadanie. — Ja je zrobiłem idioto — mruknął a Harry zamrugał ze zdziwieniem — Przecież mówiłeś... — Harry westchnął z rezygnacją, miał za dużo pytań, dlaczego Malfoy skłamał już nie chciał wiedzieć, to nie było tak istotne jak pytanie... — Czemu? — Bo teraz wisisz mi przysługę — uśmiechnął się sprytnie kiedy Ron obok nich przeszedł a Harry miał złe przeczucie co do tej przysługi. Pamiętał ten uśmiech z poprzednich lat. I nigdy nie wróżył on nic dobrego.— Jak zaczniesz się uczyć już teraz to może do grudnia będziesz takim dupkiem jak ja Harryyy — zaakcentował a Hermiona przyspieszyła kroku by następnie jak najszybciej wejść do klasy. Harry coś sobie przypomniał, jednak zanim zdążył zadać pytanie. Otrzymał odpowiedź — Uprzedzeń uczysz się dla przyjaciół Potter — zeskoczył z parapetu podnosząc torbę — Nie tylko tych czystej krwi — stwierdził i podszedł do Astorii, która właśnie przystanęła przy klasie odwracając do nich swój wzrok a następnie powiedział jej coś i wszedł do klasy, a Harry widząc jej wyraz twarzy zauważył wiele smutku, którego nie potrafił zrozumieć. Astoria ostatnimi czasy zdawała mu się być bardziej przygnębiona niż zwykle, a następnie zmarszczył brwi. Malfoy powiedział mu coś istotnego. Coś czego Harry nigdy nie brał pod uwagę. Potter spojrzał na Rona i ego bandę a jego umysł wypełniły słowa Malfoya i uświadomił sobie to, że dla przyjaciół można zacząć nienawidzić ludzi, którzy w rzeczywistości nic ci nie zrobili, dla nich można oceniać innych z góry, mimo iż kiedyś pragnęło się być sprawiedliwym. Harry poprawił torbę na ramieniu. Gdyby nie trafił do Slytherinu, wciąż żyłby w przekonaniu, że wszyscy ślizgoni to nic niewarte ścierwa, a jego uprzedzenia tkwiłyby w miejscu. Bo dlatego, że Ron nienawidził czysto—krwistych dzieciaków, Harry również ich nie lubił biorąc wszystkich pod pryzmat Malfoya i Parkinson, z którymi jako jedynymi miał jakąkolwiek styczność. A przecież rzeczywistość jest zupełnie inna. Hejka! Tak. Wróciłam... wakacje dają mi kopa więc następny rozdział dodam już w przyszłym tygodniu... Trochę tu namieszałam, mam za dużo myśli pewnie dlatego wszystko staje się coraz bardziej pokombinowane, ale spokojnie postaram się wyjaśnić wszystkie niejasności w bliskiej bądź dalekiej przyszłości opowieści...Choć w zasadzie mam to już wyjaśnione tylko trzymam was w napięciu (taka jestem okrutna). Dziękuję wam za komentarze i za to że chce wam się czytać te wypociny, jesteście wielcy :* Pozdrawiam ~ Dorothy. * łac. Nec possum tecum vivere Nec sine te — Nie mogę żyć z tobą, ani bez ciebie * cytat z książki "Hobbit, czyli tam i z powrotem" autorstwa J.R.R.Tolkiena

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz