piątek, 29 lipca 2016

14. Postanowienie

,,Zaufanie rodzi się z sekundy na sekundę, z minuty na minutę, z godziny na godzinę, z dnia na dzień... a potrafi umrzeć tak nagle, że nawet tego nie zauważysz..."



Wychodząc z sali eliksirów Harry czuł się jakby zaraz miał paść na podłogę i zasnąć, zupełnie mając w poważaniu to, iż leżałby na ziemi będąc deptanym przez uczniów. Był zmęczony i śpiący, właśnie przez to nienawidził wtorków. Zawsze wysysały z niego energię najbardziej, tak samo jak piątki. Nie miał pojęcia dlaczego nauczyciele tak bardzo ich nie lubią, i chcą niszczyć im każdy dzień masą prac domowych, skoro przecież każdy chce sobie chwilę odpocząć. A przy tym trybie życia, ciężko jest znaleźć chwilę na chociażby krótką drzemkę, tym bardziej, że w Slytherinie działo się tak wiele, iż Harry naprawdę mało sypiał.



— Coś ty taki zmęczony? — Harry spojrzał nieprzytomnym wzrokiem na Dracona, który mimo tego, że była godzina siedemnasta, a oni nie mieli dziś ani godziny prawdziwej przerwy, nie wyglądał na w ogóle zmęczonego dniem i życiem. Wręcz przeciwnie, był pełen energii.



— Jak ty możesz jeszcze o to pytać?! — oburzył się Potter za to chłopak pokiwał głową — Oni pochłaniają naszą energię! Nie można już nawet normalnie myśleć!



— Przesadzasz.



— Ty nie masz limitu!? — warknął z irytacją — Czemu nie opadasz z sił?



— Nigdy nikt nie pytał czy mam dość — odparł po prostu i klepnął go po plecach, następnie odchodząc, Harry zamrugał niczego nie rozumiejąc. Chłopak zniknął za zakrętem za to były Gryfon zauważył, że ktoś przy nim przystanął. Odwrócił wzrok patrząc na Hestię, która trzymała książkę do eliksirów przyciśniętą do piersi i uśmiechała się lekko patrząc przed siebie.



— O czym mówił? — spytał, Ślizgonka popatrzyła na niego nadal się uśmiechając



— O przeszłości — powiedziała po prostu i znów spojrzała przed siebie — Nie miał za lekko jak zapewne mogło ci się wydawać Harry. Musiał dużo ćwiczyć by być dobrym w tak wielu dziedzinach. Tego oczekiwała od niego Narcyza. I to sprawiło, że tak bardzo on jej nienawidzi — popatrzyła na niego, znów się uśmiechając, ale Harry dostrzegł w tym czynie wymuszenie, jej oczy nie były wesołe — Jeśli dziwiło cię dlaczego nagle jest tak dobry w różnych dziedzinach to jest odpowiedź. Zawsze musiał wiedzieć więcej, i wie. Ale woli udawać że jest inaczej. Nie powie ci tego zapewne nikt, a on się do tego nigdy nie przyzna.



— Więc dlaczego ty mi to mówisz?



— Bo dla ciebie jego mama była wspaniałą kobietą — powiedziała po prostu — Dlatego tak się zdenerwował moją wczorajszą rozmową z tobą. Bo potraktowałam cię inaczej niż innych — zamilkła na chwilę — niż traktuję jego samego a przecież...



— Jesteś jedyną osobą której ufa — oznajmił a ona uśmiechnęła się lekko i wzruszyła ramionami, jednak po chwili ciszy przytaknęła.



— Chyba masz rację — obejrzała się za siebie —Nie ma w tym wszystkim twojej winy Harry. Więc nie myśl o tym. To po prostu musiało się wydarzyć.



— Żałujesz tej decyzji?



— Dla mnie przyjaźń jest ponad uczucia. Wolałam się wycofać.



— Będziesz tak uciekać?



— I tak ktoś mnie od dawna odpycha — oznajmiła a Harry zamrugał i również spojrzał za siebie, widząc Astorię, która rozmawiała o czymś z Pansy i Dafne. Nagle zrozumiał dlaczego Astoria tak bardzo nie lubi Hestii — Póki nie odpuści będę stała z boku



— A jeśli... jeśli właśnie nie odpuści i uda jej się to czego tak bardzo chce? — dziewczyna uśmiechnęła się lekko , była chyba jedyną Ślizgonką która robiła to tak często w tak różny sposób. Wyrażała tym gestem każde uczucie które czuła, od radości, przez wdzięczność do smutku i żalu, nie potrzebowała dużo mówić. Wystarczyło, że po prostu uśmiechnęła się w odpowiedni sposób. — Usuniesz się w cień? Jak tchórz?



— Nie chodzi o to czy jej się uda. Tylko o to co Draco czuje. — oświadczyła i poprawiła dłoń na której wisiała bransoletka z białego złota — Znamy swoje uczucia Harry, ale to nie znaczy, że one się nigdy nie zmienią. — znów ich spojrzenia się spotkały — Byłeś zmęczony. Radzę ci odpocząć. Mamy dużo zadań na jutro — pożegnała się i odeszła, a Harry naprawdę czuł, że rozmawiał on naprawdę z dziewczyną inną niż reszta. Że jest wręcz nie zdrowie niewinna i zbyt miła jak na Ślizgonkę.



Harry odwrócił z zamiarem podejścia do Astorii by razem z nią wrócić do Slytherinu, jednak jej już tam nie było, tak samo jak Pansy i Dafne. Była tylko Hermiona, która stała sama pod klasą, i która jak tylko dostrzegła, że Harry na nią patrzy, natychmiast się wzdrygnęła i szybko odeszła. Potter poczuł ucisk w sercu patrząc w miejsce gdzie jeszcze przed momentem stała Granger. Tak teraz wyglądała ich znajomość. Osoba, która rzucała się za nim w ogień, teraz jak ogień go unikała. Czy tak wygląda prawdziwa przyjaźń?



— Ponoć chciałeś pogadać — Potter popatrzył na Florę, która stała oparta o jedną ze ścian korytarza. Ślizgon wcześniej nawet nie zauważył dziewczyny skupiając całą swoją uwagę na Granger.

"Cholerny Malfoy" przeszło mu przez myśl kiedy tylko podszedł do dziewczyny, a kiedy to zrobił przebiegł go dreszcz, ponieważ słowa Maxa zabrzmiały w jego głowie.



— Ja... chciałem się spytać czy wyjaśnisz mi to co wczoraj się wydarzyło — powiedział zająkując się na wstępie. Z jakiegoś powodu czuł wstyd zadając to pytanie. Nie powinien się wtrącać w to co się z nią dzieje. Flora nie powinna go w ogóle obchodzić.



— Też tak czułam — odparła a Harry popatrzył jej w oczy. Nie wyrażały zupełnie uczuć. — Nie powinnam ci nic mówić. Ale ocaliłeś mi życie — odwróciła wzrok — Więc jestem ci coś dłużna — westchnęła i rozejrzała się uważnie dookoła — Znasz jakieś spokojne miejsce na rozmowę?



— Sądzę, że tak. — przyznał i machnął dłonią by szła za nim, wiedział dokładnie gdzie będą mogli pogadać w spokoju, bez nieproszonych gości czy hałasów dobiegających z korytarzy.



*



Drzwi pokoju życzeń zatrzasnęły się a w środku było dokładnie to o czym Harry pomyślał. Prosty salonik, w którym każdy mebel był inny ale mimo wszystko tworzył wspólną całość z tym wszystkim, a u szczytu sufitu wisiały setki lampek choinkowych, które dawały bardzo miłą atmosferę w całym pomieszczeniu, w którym na dodatek pachniało sosnami a na zachodniej ścianie znajdował się przestronny kominek, w którym wesoło tańczyły iskry wydobywające się z ognia w nim się palącego. Optycznie, olbrzymie pomieszczenie również zmniejszyło się do standardowych rozmiarów, sufit był o ponad połowę niższy, za to ściany, jakby się do siebie przysunęły by wszystko wyglądało tak, jakby weszli do zwykłego salonu w jednym z angielskich domów. Ściślej mówiąc Harry wyobraził sobie scenę jednego odcinka z serialu "Doctor Who", który widział kiedyś w telewizji, za czasów kiedy mieszkał jeszcze u Dursleyów. Był to jeden z takich kadrów, które Harry zapamiętał. Sam nie rozumiejąc dlaczego właściwie tak jest. W końcu nie było w tym nic nadzwyczajnego, a nawet magicznego.



— Pięknie tu — oznajmiła dziewczyna, Harry spojrzał na Carrow, która przechodziła się po pokoju oglądając go z delikatnym uśmiechem, ale mimo iż starała się uśmiechać, wciąż jej oczy były puste — Nie wiedziałam, że w Hogwarcie jest taki salon.



— To Pokój Życzeń. Wszystko materialne czego sobie zażyczysz, pojawi się.



— Naprawdę? — zdziwiła się patrząc na niego w sposób jakby ją podpuszczał



— Spróbuj — powiedział wskazując dłonią pomieszczenie, dziewczyna spojrzała na stolik a na nim pojawił się talerz pełen świątecznych ciastek. Harry zaśmiał się lekko widząc ciasteczkowe ludziki z piernika i miodowe ciastka w kształcie gwiazdek, bardzo podobne do tych. które robiła pani Weasley, a obok niego, butelka z winem i dwa posrebrzane kieliszki.



— Zabawne — powiedziała, mimo iż wcale nie zabrzmiała na rozbawioną, następnie siadając na kanapie i chwyciła za koc, który również pojawił się teraz. Owinęła w niego siadając w siadzie skrzyżnym na meblu i popatrzyła w ogień. Teraz wyglądała jak dziewczyna z tego serialu, i Potter musiał przyznać, że to było całkiem urocze. Jednak odgonił od siebie tą myśl podchodząc bliżej i także usiadł na kanapie, a pierwsze co zrobił zaraz po tym, to chwycił za jedno z ciastek i zjadł. Było nawet lepsze niż robi pani Weasley. — Rozmawiałeś po powrocie z Max'em? — spytała, choć szczerze mówiąc to pytanie brzmiało bardziej jak stwierdzenie, i Harry czuł, że to również zasługa Malfoya, dlatego też, jedynie przytaknął — Czyli po prostu chcesz usłyszeć moją wersję.



— Raczej zrozumieć o co w tym wszystkim chodzi. Ludzie dookoła mówią, że jesteś zła. Ja sądzę, że to bzdura — Ślizgonka uśmiechnęła się lekko, patrząc w palenisko.



— Skoro wszyscy tak twierdzą to może jednak jest to prawdą?



— Zwykłem nie przejmować się z opinią innych.



— Też racja — przytaknęła i westchnęła — Cóż. Może zaczniemy od początku. Czyli co tak bardzo złości Hestię — Harry zamrugał ze zdziwieniem, również wiedziała o jego rozmowie z Hestią? Dziewczyna jednak nie zwróciła na niego uwagi patrząc w płomienie.



— Tak chyba będzie najlepiej — przyznał, siedziała chwilę cicho, aż w końcu odezwała się



— Moi rodzice byli bardzo niewygodnymi ludźmi, wiesz Potter? — zagadnęła a Harry w tej chwili pomyślał tylko o jednym : "Śmierciożercy". Dlatego też jego zdziwienie było tym większe, kiedy powiedziała coś czego nigdy by się nie spodziewał. — Mama była Szefową Biura Aurorów, czyli dokładnie tym czym był nasz Minister Magii jeszcze rok temu. Za to tata był nieco nadgorliwym sędzią w Wizengamot'cie— ogień odbiła się w jej oczach, które nie pokazywały zupełnie uczuć, jak u porcelanowej lalki — Nie skazywał ludzi jeśli nie miał na coś potwierdzonych dowodów lub co najmniej tuzina, wiarygodnych świadków. Co nie znaczy, że był niesprawiedliwy. Ponoć był jednym z najbardziej uczciwych ludzi tamtych czasów. Co bawiło innych, ponieważ tak jak i mama, należeli kiedyś do Slytherinu.— poprawiła włosy, które opadły na jej twarz zgarniając je z obydwóch stron za uszy — Co nie podobało się naprawdę wielu ludziom. Byli zbyt rozważni i uczciwie wykonywali swoją pracę nie idąc na kompromisy, łgarstwo czy nic niewarte łapówki. A tego ludzie nienawidzą bardziej niż Śmierciożerców. Sprawiali ministerstwu po wojnie kłopoty, bo procesy ojca zwykły trwać długo, za to mama nie miała zamiaru wrzucać chociażby na czas przesłuchań do Azkabanu, niewinnych. Procesy ciągnęły się nawet latami, a to tylko irytowało wszystkich. Społeczeństwo chciało już zapomnieć, a ministerstwo zamknąć sprawę. Więc w jakiś sposób trzeba było się po cichu pozbyć tych, którzy to przedłużali — Harry wstrzymał oddech — Różdżki skradziono gdy spali, dom podpalono w nocy, wszelkie wyjścia zablokowano zaklęciami, a teren zabezpieczono przed deportacją. Wypadek... — uśmiechnęła się ironicznie — Pamiętam płomienie wokoło, krzyki rodziców z górnego piętra i piski Hestii z pokoju obok. Wszędzie był ogień a powietrze zatruwał czad. Przeszłam do pokoju Hestii, była przerażona. Z resztą ja też. Nie miałyśmy pojęcia co się dzieje, byłyśmy dziećmi. Nie umiałyśmy się posługiwać jeszcze magią. — spojrzała w kominek gdzie ogień rozpalił się jeszcze mocniej — Hestia nie potrafiła zabrać powietrza, dusiła się, potem upadła... prosiłam o pomoc. Kogokolwiek. Żeby tylko ich ocalić. I ktoś mnie wysłuchał— spojrzała na niego wyjmując prawą rękę spod koca i podwinęła rękaw a on popatrzył na jej dziwny tatuaż, po raz pierwszy mając okazję przyjrzeć mu się uważniej. Były to dwa kruki przelatujące w dwie przeciwne strony, jeden w górę, drugi w dół, które dzieliły pnącza ciernia, w przerwach pomiędzy tym wszystkim były dziwne znaki, Harry nigdy nie widział takiego języka więc nie potrafił stwierdzić czy jest to coś co zwykły człowiek potrafiłby przetłumaczyć, za to po środku widniał odwrócony do góry nogami krzyż, co było jedną z najdziwniejszych rzeczy, ponieważ czarodzieje nie byli zbytnio religijni, żeby nie powiedzieć, że w ogóle nie wyznawali żadnych religii — poczułam jakby ktoś wylał mi na rękę jakiś żrący eliksir, nie zwróciłam uwagi już na płomienie wokół, tylko na ten cholerny ból — zakryła tatuaż — Potem zobaczyłam ptaka. Kruka, siedzącego jakby nigdy nic na płonącej szafie, któremu zupełnie nic się nie działo. Po prostu siedział i patrzył na mnie. Poprosiłam go, żeby nas stąd zabrał. Byłam dzieckiem, mówiłam głupoty — parsknęła cicho a potem posmutniała — Zaskrzeczał, a kiedy usiadł na Hestii, zniknął razem z nią, ja zostałam. Zaczęłam płakać, krzyczeć, byłam przerażona i zła o to, że mnie zostawił... i wtedy stało się to — zacisnęła dłoń w pięść wokół której pojawiła się czarna mgła — zacisnęłam mocniej dłonie a wszystko zaczęło się walić, ściany pękały, sufit spadł, wszystko się zniszczyło. Tylko ja stałam wciąż w tym samym miejscu, nawet nie draśnięta. A moim oczom znów pokazał się ten ptak, a ja zauważyłam że już nie płaczę. Że w ogóle nie jestem przerażona... że wszystkie emocje zwyczajnie zniknęły — nachyliła się i wyjęła dłoń po butelkę wina odkorkowując ją jednym machnięciem dłoni, następnie nalała sobie i jemu po kieliszku. Napiła się odrobinę zaraz po tym, jak odstawiła butelkę z powrotem na stolik. — Potem deportował się do nas Pan Nott wraz z Panem Malfoyem, który był u niego w odwiedziny. Nottowie mieszkali piętnaście kilometrów od nas, a dzieliły nas tylko puste pola, więc dostrzeżenie takiego pożaru było kwestią podejścia do okna. Jak się okazało potem, Theodor był tym który przez bezsenność postanowił pospacerować po balkonie, a oni nas znaleźli. Kolejni pojawili się ludzie z ministerstwa, którzy byli bardzo zdziwieni wszystkim, a najbardziej tym,że mi i Hestii udało się przeżyć — parsknęła cicho — Zaczęłam się bać tej dziwnej mocy, odsuwać od Hestii, a kruk wciąż przy mnie był, każdego dnia przyglądał mi się zza okna, raz wpuściłam go do pokoju. I już został — mruknęła pusto — Zaczęliśmy rosnąć, a z roku na rok Hestia coraz bardziej się mną martwiła, ale to się zmieniło kiedy trafiłyśmy do szkoły, tu poznałam Ivana — uśmiechnęła się lekko i spojrzała w górę na lampki które migotały niczym gwiazdy na niebie w piękną sierpniową noc — całkiem przypadkiem, kiedyś zobaczyłam jak używa mocy nad jeziorem, pokazałam mu swoją i tak zaczęliśmy rozmawiać, rozumiał mnie jak nikt inny... jakbyśmy znali się całe życie. Ku uciesze Hestii zaczęłam się otwierać na ludzi, za to z Ivanem rozmawiałam coraz częściej, Ślizgoni nie mieli nic przeciwko, w końcu jest Krukonem — przejechała palcem po nawierzchni kieliszka a jej oczy błysnęły — Czas mijał a my zaczęliśmy się coraz lepiej dogadywać. Był jedyną osobą która była w stanie sprawić bym znów czuła się szczęśliwa, bez udawanych uśmiechów, naciąganego śmiechu czy innych wymuszonych czynów. Wszystko zaczęło wracać do tak zwanej "normy", za to nasze uczucia zaczęły się nieco zmieniać. W wakacje przed rozpoczęciem przeze mnie czwartego roku emocje wzięły górę, a ekscytacja i chęć zrobienia czegoś nieprzyzwoitego nami zawładnęła — popatrzyła na kieliszek i napiła się. Harry również napił się wina, do którego w trakcie wakacji spędzonych u pani Malfoy już przywykł, mimo iż wcześniej nie umiał go znieść. — W trakcie tego wszystkiego do pokoju Ivna wszedł jego rozgadany młodszy brat. — zgarbiła się lekko — Spanikowaliśmy, chciałam go zwyczajnie uciszyć zaklęciem odbierającym mowę by nie zaczął krzyczeć, Ivan pomyślał o tym samym, machnęliśmy jednocześnie dłońmi. Zaklęcia się połączyły i jak szalone poleciały w kierunku przerażonego Neila. Nie potrafiliśmy tego zatrzymać a strach go sparaliżował tak mocno, że nie umiał uciec — opróżniła kieliszek do końca — Padł martwy. — Oczy Harry'ego rozszerzyły się z szoku. Nie wiedział co powiedzieć... albo czego nie powiedzieć. Czuł w tej chwili tyle emocji, że nie wiedział za którą pójść. Co zrobić. Carrow siedziała przez chwilę w ciszy po chwili znów zaczynając mówić. — Mieliśmy przesłuchania, zginął chłopak, więc mimo protestów jego rodziców, którzy zapierali się że to był wypadek nasze procesy się rozpoczęły. On milczał, ja również. Kazali pokazać ręce, zrobiliśmy to. Nie mieli pojęcia z czym mają do czynienia. Jednak jego brat zginął, musieli ukarać winnego. On miał świetnego obrońcę, nie mogli mu niczego zrobić, ze mną był ten problem, że żaden prawnik nie chciał podejmować się sprawy córki Carrowów. — Potter przypomniał sobie swój zeszłoroczny proces, gdzie za obronę musiał wystąpić Dumbledore, ponieważ nikt nie chciał podjąć się jego sprawy. Rozumiał doskonale co musiała wtedy czuć. — W sumie pogodziłam się z tym ,że trafię do więzienia. Ale na sali sądowej w dzień wydania wyroku pojawił się on — uśmiechnęła się chłodno — Postawny, czarnowłosy, młody mężczyzna z bardzo dziwnym uśmiechem na ustach, pełnym takiej dziwnej kpiny do tego co się działo. Chcieli go wyprosić, ale kiedy tylko go tknęli przeleciał im przez palce niczym mgła. Nie był duchem, był całkowicie materialny, kiedy przyjechał ręką po moim ramieniu, również czułam dotyk... ale to nie jest istotne. — dodała natychmiast — Kiedy spytali kim jest, powiedział zwyczajnie, że obrońcą. Kazali pokazać papiery na możność wykonywania zawodu. Nie zrobił tego. Kazali pokazać ramiona, najwyraźniej uznali że jest Śmierciożercą, skoro zmienił się w czarną mgłę. Zrobił to bez problemu. Jego ramiona pełne były dziwnych znaków, a niektóre przypominały te, które ja mam na ręce. Przedstawił się jako Anthony. Nie miałam pojęcia kim jest, i skąd się tam pojawił, ale wystarczyło kilka zdań, a Minister okrzyknął mnie równie niewinną, za to sprawę zamknięto pod nazwą "wypadek".— otuliła się szczelniej kocem — Chciałam z nim pogadać ale kiedy wyszłam z sali, już go nie spotkałam. Za to czarny kruk tylko czekał bym opuściła pomieszczenie by usiąść mi na ramieniu. Kiedy szkoła się zaczęła z Ivanem się już nie spotkałam, unikaliśmy się nawzajem. Bałam się po tym wszystkim na niego spojrzeć. Znów wyłączyłam uczucia i wszystko było po staremu. Do czasu aż nie dostałam pierwszego ataku, prawie zabiłam profesora Moodyego — Wzdrygnęła się a Harry przypomniał sobie czwarty rok, i Barty'ego Croucha Juniora podszywającego się pod Alastora — Wtedy znów pojawił się Anthony... wystarczył jeden dotyk a wszystko przeszło. — Harry zdziwił się jeszcze mocniej. Dlaczego mówili, że tylko Ivan jest w stanie jej pomóc? — Kruk który zawsze przy mnie był to on — Harry nagle pojął to dziwne przywiązanie ptaka do Carrow. Harry już kilka razy podejrzewał, że zwierzę jest animagiem, ale nigdy nie miał podstaw by powiedzieć to na głos — Niektórzy rodzą się z nadzwyczajną mocą Potter — popatrzyła na swoją rękę — A inni zdobywają ją przez cierpienie i ból, a do tego otrzymują kogoś do ochrony, kto do czasu, aż nie będzie się nad tym panować, będzie przy tobie... nie są ludźmi. Nie są żywi ale też nie są martwi. To postaci zwane potocznie aniołami lub demonami w zależności jak kto co nazywa — wzruszyła ramionami— Nie sprawia, że czuję się lepiej, czasem właśnie odwrotnie, pogłębia moje poczucie winy. Ale przywykłam do jego obecności. Bo rzadko pojawia się jako człowiek, zwykle będąc zwykłym ptaszyskiem. Niekiedy znika na kilka dni, ale zawsze wraca. Tyle, że pomógł mi tylko raz nad tym zapanować— powiedziała pusto — Jest złośliwy. Dni gdy znika są tymi kiedy mam dostać atak. Zauważyłam to na czwartym roku... ale to również nie jest istotne — westchnęła — Poznałam Max'a. Kiedyś był strasznym babiarzem wiesz? — zagadnęła rozbawiona, Harry naprawdę nie potrafił w to uwierzyć — W walentynki dwie dziewczyny złoiły mu skórę, kiedy to okazało się, że umówił się z dwoma żeby zaliczyć trójkąt — Harry zaśmiał się wyobrażając sobie takową scenę — Tym bardziej, że chciał to zrobić ze Ślizgonką i Gryfonką, było łatwo przewidzieć co się wydarzy.— parsknęła cicho — Przypadkiem się na mnie natknął kiedy naprawiał sobie swoją poobijaną twarz. Najwyraźniej stwierdził, że poprawi sobie nastrój. Oczywistością było, że go spławię. Ale to chyba go zirytowało, zaczął się narzucać, biegać za mną, nosić moje książki. W końcu poszłam z nim na jedną randkę, potem kolejną i jeszcze jedną. Na każdej mu odmawiałam. Od czasu kiedy byłam z Ivanem... nie byłam w stanie nawet próbować. Strach jest zbyt mocny — Harry posmutniał — Ale Max się nie poddawał. Ostatecznie był ze mną przez pół roku, zaczęłam go lubić, wyraźnie się przez to zmienił, dojrzał i naprawdę mu na mnie zależało. W urodziny Hestia stwierdziła że zrobi imprezę. Zaprosiła mnóstwo ludzi, nic dziwnego, Hestii nie da się nie lubić — wzruszyła ramionami — Ale czułam się słabo. Poszłam do siebie, Max został gdzieś na dole, tam spotkałam Ivana, który uśmiechnął się do mnie. Zawsze się uśmiechał. Nie umiał być smutny. Rozmawialiśmy a wtedy zaczął się ten atak. — Ivan nie wiedział co zrobić, ale szybko chwycił mnie za ręce chcąc opanować, patrzył mi w oczy, mówił wiele rzeczy. To nie działało, a ktoś wszedł do pokoju — Harry, zamarł. Znów ktoś zginął... — Spanikował, puścił mnie, nie dziwiłam się. Ale wtedy zaczęły tworzyć się ostre przedmioty rzucające się wszędzie — Harry przypomniał sobie nóż, który prawie go ugodził kiedy pojawił się w łazience. Zatrzasnęły drzwi a tą dziewczynę zaczęły ranić... tak strasznie mocno kaleczyć. Ivan machnął dłonią a wszystkie te rzeczy upadły ale chwilę później znów się uniosły, chwycił mnie za ręce używając mocy, złączyły się, krzyczałam, że ma przestać, że znowu kogoś zabijemy, jednak tego nie zrobił — Harry wstrzymał oddech — Siedział tak przy mnie kilka chwil, aż w końcu to wszystko ustało. A kiedy tak się stało szybko podszedł do tej dziewczyny i zaczął ją naprawiać. Wszystko było w jej krwi, a ja byłam przerażona... Max pojawił się chwilę później — przetarła ramiona dłońmi jakby było jej zimno — Nie dał sobie wyjaśnić. Próbowałam ale zanim skończyłam wybiegł z pokoju. — spojrzała na butelkę wina,

— Co stało się z dziewczyną?

— To jest właśnie bardzo dziwne — powiedziała cicho — Kiedy Ivan wyleczył jej rany, wstała i uśmiechnęła się do nas. Nie rozumiałam tego, dlaczego nie była na nas zła, lub czemu się nie bała, a przecież miała się czego bać. Prawie ją zabiłam — popatrzyła na niego a jej oczy zabłysły —Powiedziała tylko: "Nie jesteśmy odpowiedzialni za to co w nas siedzi" i odeszła. Naprawdę chciałam tak myśleć.— westchnęła po raz kolejny i opuściła wzrok na dół — Przebrałam się, przeprosiłam Ivana i szybko pobiegłam szukać Maxa. Chciałam z nim porozmawiać. Naprawdę tego chciałam, ale...



— Było już za późno. — przytaknęła



— Potem czułam się zwyczajnie samotna. Ivan chciał ze mną porozmawiać ale czułam że mnie nienawidzi. Że przypomniał sobie wtedy o bracie i nie mogłam spojrzeć mu w oczy... W końcu to ja jestem tą złą.



— A Nott?



— Dowiedział się wszystkiego od Ivana. I to jego obwinił za wszystko. A przecież to wszystko była moja wina... tylko moja. — zakończyła cicho, Harry patrzył na nią przez chwilę i naszła go głupia chęć przytulenia jej. Nie wiedział dlaczego, po prostu nie lubił kiedy dziewczyna była smutna... tak samo było z Cho. Po prostu chciał żeby przestała być smutna. Odwrócił wzrok patrząc na świąteczne ciastka i uśmiechnął się gorzko. Poprzednie święta spędził z Syriuszem. Którego już nie ma... Wyciągnął się na kanapie i popatrzył w lampki, teraz przypomniał sobie, że była to przecież świąteczna scena filmu.



— Gdybym obwiniał się za wszystkie śmierci ludzi, które do tego czasu przeżyłem to oszalałbym siedząc zamkniętym w sobie — spojrzała na niego a on uśmiechnął się lekko — Przeze mnie zginęli moi rodzice, z mojej głupoty wiele razy prawie zginęła Hermiona... i Ron, Cedric Diggory też zginął w mojej obecności, tak jak i mój chrzestny... a kiedy moja mugolska rodzina zginęła w wypadku, również obwiniałem za to siebie. — spojrzał na nią, patrzyła na niego z zastanowieniem — Mówię ci to po to, żebyś zrozumiała słowa tamtej dziewczyny. Nie jesteś odpowiedzialna za to co się dzieje. Świata nie zbawisz. A jeśli ktoś zginie bo był przy tobie, najwyraźniej nic nie mogłaś na to poradzić. Nie panujesz nad czymś, uwierz że ja też nie. Może nie mam żadnej mocy, ale przez moją porywczość za każdym razem są narażani ludzie. Nie potrafię nad tym zapanować, mimo iż się staram. Bardzo. Ale czasami to jest silniejsze od nas. I trzeba się z tym pogodzić. Poczucie winy minie? Jasne że nie. Zawsze będzie, ale wiesz... Jeśli znasz osobę, która ma od ciebie gorzej to mimo iż nie chcesz być niegrzeczny i tak będzie ci lepiej na sercu.— powtórzył słowa, które poprzednio przekazał mu Draco —Ty znasz mnie, a ja ciebie. To powinno wystarczyć. — dziewczyna parsknęła z rozbawieniem a on uśmiechnął się lekko, cieszył się, że ją przekonał.



— Dziwak z ciebie Potter — powiedziała nie tak zimno jak zwykle, była po prostu neutralna, a jej oczy lekko błyszczały, chwilę później pocałowała go szybko w policzek, na co Harry natychmiast się wyprostował — To było naprawdę miłe — przyznała odwracając wzrok a Harry poczuł jak coś pozytywnie ścisnęło mu serce. — Dziękuję.


*


Hermiona wzięła głęboki wdech by po chwili wypuścić ze świstem powietrze. Musiała się opanować. To wszystko działo się zbyt szybko a ona nie potrafiła utrzymać tego tępa... zmęczyła się. Znużyły i przeraziły ją te zmiany. Jeszcze kilka miesięcy temu miała dwóch cudownych przyjaciół. Teraz Harry stał się Ślizgonem i zupełnie o niej zapomniał, a Ron, zmienił się nie do poznania.

Udawanie, że wszystko jest dobrze nic nie dawało. Nie była w stanie tego zatrzymać. Chciała spróbować porozmawiać z Harry'm, wyjaśnić wszystko. Żeby było tak jak dawniej. Otworzyła oczy spoglądając w jezioro, a jesienny wiatr owiał jej twarz.

Harry i Ślizgoni po prostu się zaprzyjaźnili. To dobrze, że znalazł znajomych, ale kiedy tylko widziała go w ich otoczeniu. Nie potrafiła wykrztusić chociażby słowa. Dziś w końcu myślała, że będzie mieć okazję z nim porozmawiać. Jednak wystarczyła jedna Ślizgonka by ta stchórzyła.

                "Jak to żałośnie brzmi "— pomyślała Granger — "Gryfonka stchórzyła".

Parsknęła ocierając dłonią policzki na których jeszcze czuła wilgoć łez następnie opanowując oddech, jednak chwilę później zastygła jakby ktoś rzucił na nią drętwotę. Powód dla którego tak zareagowała był dosyć oczywisty, którego jednak wcześniej, będąc zbyt skupioną na własnych myślach, zwyczajnie nie zauważyła.

                Nie była tutaj sama. Odwróciła głowę w kierunku chłopaka siedzącego na głazie tuż przy brzegu jeziora, i zdenerwowana lekko przygryzła wargę. On zupełnie nie zwracał na nią uwagi zaczytany w jakąś książkę, ale Hermiona miała obawy, że widział jej załamanie. A fakt, iż był Ślizgonem sprawiał, że czuła się zawstydzona podwójnie.

                Wzięła wdech i przetarła szybkim gestem ręki, mokre od łez policzki, by po chwili przybrać poważny wyraz twarzy i odważyć się, do niego podejść. W sumie zastanawiała się po co to robi, skoro on zupełnie ją zignorował, ale musiała wiedzieć. Musiała mieć pewność, że nie powie nikomu o tym co — jeśli w ogóle zwrócił na nią uwagę— widział.

                Jednak kiedy stanęła obok niego on nawet nie oderwał wzroku od lektury, traktując ją, jakby jej tutaj zupełnie nie było.



— Em... Pomfrey ma już wystarczająco dużo chorych, a ty takim zachowaniem pokazujesz, że zupełnie nie zależy ci na twoim zdrowiu — oznajmiła hardo, jednak on jedynie odwrócił kartkę na następną stronę, przez co Hermiona naprawdę poczuła się jak powietrze.— Będziesz chory! — warknęła — Słuchasz mnie w ogóle? — zdenerwowała się, jednak wciąż nie reagował.

Nie obchodziło ją jego zdrowie, to miał być tylko pretekst by się do niego odezwać, ale w chwili kiedy się odezwała uświadomiła sobie, że naprawdę nie chciała by pani Pomfrey miała dodatkowe problemy z uczniami. Mimo iż jest dopiero październik pogoda ich nie oszczędza, za to on, siedząc tu w zwyczajnych szkolnych ubraniach, nawet nie ubierając szaty, która leżała obok niego, bezczelnie narażał się na przeziębienie.

                Dziewczyna zacisnęła dłonie w pięści pochłonięta tą myślą, że chłopak robi to specjalnie, że ją prowokuje, że... uśmiechnął się zimno przez co po ciele Hermiony przebiegł dreszcz.



— Już nerwy puszczają? — oznajmił podnosząc wzrok a Hermiona zrobiła wielkie oczy, on wciąż wyglądał na rozbawionego, jednak nie powiedział nic więcej spoglądając spowrotem w książkę



— Mógłbyś chociaż ubrać szatę? — mruknęła po chwili ciszy i spiorunowała wzrokiem książkę, której kolejna strona została odwrócona, zanim podał jej odpowiedź.



— Nie jest to konieczne.



— Będziesz Chory!



— Nie masz powodu by się mną przejmować



— I tego nie robię! Po prostu — spojrzał na nią a ona odwróciła speszona wzrok — nie chcę żebyś robił pani Pomfrey dodatkowe pro...



— Chodzi ci tylko o to żebym milczał — przerwał jej na co Gryfonka zastygła. — Wszyscy wiedzą, że ryczysz po kątach, więc to czy komuś powiem nie robi większej różnicy.



— To co innego...



— Nie wydaje mi się — stwierdził pusto. — Kontakt z Gryffindorem jest niewskazany, więc jeśli sobie pójdziesz to przemyślę twoją jakże uprzejmą i bezpośrednią "prośbę" — mruknął wracając do książki kiedy tylko Hermiona na niego popatrzyła — Tylko się do mnie więcej nie zbliżaj — dodał a Granger przygryzła lekko dolną wargę, ale przytaknęła a następnie odwróciła się i odeszła.



Theodor pokiwał lekko głową patrząc na oddalającą się Gryfonkę i wrócił do księgi



— Może i ładna, ale wciąż szlama — powiedział cicho i mimowolnie znów podniósł wzrok, uśmiechnął się zimno kiedy na chwilę, jakby speszona, odwróciła się w jego kierunku, jednak wiedział, że z tamtej odległości ona wciąż sądzi, że jest on zajęty czytaniem.— To coś nowego — zwrócił uwagę na pierścień rodowy, a w jego głowie pojawiło się kilka nieprzyzwoitych myśli, których z jednej strony się obawiał, za to z drugiej, bardzo chciał wcielić je w życie. Naruszyłby tym swoje zasady, z którymi mu dobrze, jednak... chęć zakończenia tej monotonii była chyba nieco silniejsza.


*


Harry zaśmiał się lekko, wchodząc razem z Florą do Wielkiej Sali. Co jak zwykle powodowało nagłe ucichnięcie ludzi z Gryffindoru i ich sceptyczne spojrzenia, jednak tym razem dołączyły do nich również zdziwione reakcje , ponieważ Harry wszedł do Sali rozmawiając z dziewczyną, w dodatku z taką, której normalny człowiek unika jak ognia. Jednak Potter miał głęboko w poważaniu opinię innych, w ciągu tych dwóch godzin rozmowy z Carrow zrozumiał, że jest ona zupełnie inna niż się wydaje, a to co widzą wszyscy to jedynie okładka, za to środek jest pełen niespodzianek.

                Może trudno w to uwierzyć ale Carrow jest bardzo wrażliwa, dostrzega świat zupełnie inaczej niż on. W każdym przedmiocie widzi coś pięknego, nawet, jeśli ten według wszystkich jest szkaradny, pod tym względem przypominała mu nieco Lunę ,chociaż jej sposób mówienia skłaniał się bardziej do opisów Hermiony, za to zachowanie podporządkowałby do kategorii osób typu pani Malfoy.

                Będąc już przy Draco, Harry usiadł na swoim miejscu, zaś Carrow w milczeniu przeszła nieco dalej, żeby po chwili usiąść obok Notta, który aktualnie zajmował się zjadaniem niewielkiej ilości sałatki.



— A tobie co? – zagadnął Malfoy, zwykle Harry nawet dobrze się bawił wymyślając różne historyjki denerwujące Gryfonów, a w szczególności Rona, o tym jak się dobrze żyje w Slytherinie, tak więc dziś, mając naprawdę dobry humor, rzeczywiście, po raz pierwszy odkąd tutaj trafił , czuł, że Slytherin , mówiąc językiem potocznym, jest fajny. — Cieszysz się jakbyś zobaczył Smoka Chińskiego*.



— Może smoka nie widziałem ale szczęścia to ja akurat mam dzisiaj pod dostatkiem – Malfoy parsknął z rozbawieniem, nieco głośniej niż powinien, ale dzięki temu więcej osób z wrogiego domu, zwróciło na nich uwagę.



— Ile tego wypiłeś – uśmiechnął się wrednie blondyn – I to przed kolacją?



— A kto ostatnio wypił mi całą szkocką?! — wyrzucił nagle Harry na głos przez co Malfoy parsknął widząc miny Gryfonów.



— Goyl.



— Ta uważaj, bo ci uwierzę!



— Ciszej trochę kretyni. Zaraz łeb mi pęknie – warknął Zabini siadając naprzeciwko Pottera, następnie kładąc głowę na stół – Za głośno. – mruknął, a obaj parsknęli śmiechem. Ron w tym czasie, jak w każde śniadanie, obiad czy kolację, wygiął sztuciec, którym aktualnie jadł – Gdzie twoja siostra Carrow? – spytał patrząc na puste miejsce obok Flory. Ta jedynie wzruszyła ramionami Malfoy popatrzył na Blaise'a na co tamten natychmiast się wyprostował. Harry rozejrzał się uważniej i zmarszczył brwi, brakowało Lavender i jej koleżanek, i najwyraźniej nie tylko on to zauważył. Malfoy wyglądał jakby zaraz miał wstać i wybiec z Wielkiej Sali, jednak zanim podniósł się z miejsca usłyszeli znudzony głos Notta.



— Już jest – oznajmił a Potter popatrzył w kierunku drzwi. W wejściu stała Lauren z Hestią oraz Cormac o czymś z nimi rozmawiający, co samo w sobie było dziwne, ponieważ Ślizgoni zwykli trzymać się swojej świętej zasady. Kontakt z innymi domami ( jednak chodzi tutaj konkretnie o Gryffindor, co wyjaśnił mu dziś Draco, w trakcie lekcji Zaklęć) jest zabroniony.

                 Jednak Malfoy nie wyglądał jakby miał coś przeciwko. W innym wypadku (czego Harry był prawie w stu procentach pewien) wyraziłby swoją opinię na cały głos tak, żeby wszyscy go słyszeli. Bo Malfoy to naprawdę dziwna osoba i Harry coraz częściej tego doświadcza.



— McLaggen? – zdziwił się Zabini – Wczoraj Lauren teraz jeszcze Hestia. Co on kombinuje?



— Jest czystej krwi więc nie powinieneś mieć nic przeciwko – mruknął Malfoy spoglądając na jedzenie i zaczął sobie nakładać na talerz całkiem smakowicie wyglądającego kurczaka.



— Niby racja. Ale jednak to Gryfon. Może zagrozić twojemu zakładowi z Weasley’ em – Blondyn parsknął cicho – A niby nie?



— Pomyśl. Komu tutaj zależy bardziej na tym żeby czysto-krwiści mieli władzę w Gryffindorze? Mi? – pokiwał głową. – Nie mam czasu na zabawy z Gryfonami. Dałem taki warunek, ponieważ wiem, że sami zaczną się między sobą zjadać – uśmiechnął się chłodno spoglądając na McLagena wracającego do stołu Gryfonów, gdzie atmosfera stawała się z dnia na dzień coraz mniej przyjemna – Bo wszyscy ci, którzy znajdują się w Gryffindorze i są czystej krwi chcą przegrać. Mam rację ?



— Rację w czym? – spytała spokojnie Lauren jednak nie minęły dwie sekundy, a sama podała odpowiedź– Jeśli chodzi o Gryffindor to tak. Cormac i jego kumple chcieli dostawać ode mnie dwa razy większe kary w punktach niż powinnam dawać. Naturalnie się nie zgodziłam.



— Dlaczego? – spytał jednocześnie Blaise i Harry a dziewczyna spojrzała na nich rozbawiona



— To oczywiste, że nie będę nadużywać stanowiska tylko po to, żebyście wygrali oszustwem jakiś tam zakład – przewróciła oczami, a Potter z Zabinim wymienili między sobą spojrzenia, wszyscy wiedzieli, że Lauren i tak nadużywa stanowiska – A właśnie – odwróciła głowę do Flory – nie wiem czy wiesz ale za twoje wczorajsze wybryki otrzymałaś tygodniowy szlaban u Snapea – Carrow przytaknęła, za to Harry zmarszczył brwi. Przecież Carrow nie wychodziła wczoraj z dormitorium...



— Niby za co? – spytał Harry



— I od kogo? – dodał Blaise – Coś nas ominęło?



— Najwyraźniej – odparła spokojnie dziewczyna spoglądając chłodno w kierunku Flory, która nalewała sobie soku – Zaraz się pewnie wszystkiego dowiecie – uśmiechnęła się a w chwili gdy to zrobiła dyrektor wszedł na mównicę a cała sala ucichła. Harry z jakiegoś powodu spojrzał na Snepea, który zdawał się być dzisiaj jeszcze bardziej poirytowany otaczającym go światem niż zwykle.



— Cieszę się, widząc was w tym pięknym dniu, uśmiechniętych i pełnych energii! – powitał ich Dumbledore patrząc po wszystkich zebranych w Wielkiej Sali – Jak pewnie kilkoro z was dostrzegło na waszych planach pojawiły się jeszcze dodatkowe dwie godziny Obrony Przed Czarną Magią – powiedział a większość uczniów natychmiast sięgnęło po swoje torby patrząc z niedowierzaniem na kartki. A po Sali rozniosły się szepty. – Warto wiedzieć dlaczego— uśmiechał się, a Harry machinalnie spojrzał na drzwi, które jednak wciąż były zamknięte miał dziwne wrażenie, że coś się wydarzy. – Otóż nadeszły bardzo niespokojne czasy – oznajmił smutno – z dnia na dzień sytuacja w naszym kraju staje się poważniejsza a wychodzenie na ulicę samemu jest coraz bardziej niebezpieczne. Dlatego też, wraz z gronem pedagogicznym postanowiliśmy zwrócić szczególną uwagę na przedmiot Obrony Przed Czarną Magią, której naucza was profesor Snape, oraz poświęcić jej szczególną…



— Mam dość tych bredni, w kółko tylko to głupie gadanie– Harry popatrzył na Notta który wyglądał na zirytowanego



— Nie tylko ty — mruknęła Flora zajmując się swoim jedzeniem, ignorując dyrektora, co według Harry'ego było bardzo niegrzeczne z ich strony. Każdy powinien słuchać dyrektora gdy ten przemawia. Nott w tej chwili okazywał całkowity brak szacunku nie tylko do osoby Dumbledorea ale i tych, których ten rozproszył w słuchaniu przemowy dyrektora rozpoczynając swoją "rozmowę".



— Przypominam również o kolejnej zasadzie, o której kilkoro uczniów najwyraźniej zapomniało — Harry spojrzał na dyrektora, który przez kilka chwil spoglądał w kierunku stołu Ślizgonów a potem i Krukonów — Za nie uczęszczanie uczniów na zajęcia kiedy ci są całkowicie zdrowi, karę ponosi cały dom w postaci odjęcia mu trzydziestu punktów od osoby za każdy opuszczony dzień a także szlabanem którym zajmować się będzie profesor Snape, ci którzy zapomnieli o zasadach, proszeni są również zajrzeć po raz kolejny do statusu szko...



Drzwi otworzyły się w połowie przemowy Dumbledorea, a następnie do pomieszczenia wleciało osiem czarnych ptaków. Potter popatrzył na ciemnowłosego mężczyznę, który wszedł w tej chwili do wielkiej Sali i na widok którego wiele osób wytrzeszczyło oczy, a kilka dziewczyn westchnęło z rozmarzeniem.



— Proszę wybaczyć profesorze, jednak nużą mnie długie przemowy a to dosyć pilne – oznajmił z dziwnym uśmiechem przechodząc przez środek Wielkiej Sali kierując się w stronę dyrektora, ten zaś wyglądał na niego zdziwionego, i nie tylko on, cały personel zdawał się być wstrząśnięty.

              Harry spojrzał na Notta, którego oczy rozszerzyły się do rozmiarów Galeonów potem na Florę która, szepnęła cicho "co on wyprawia?" a następnie jego wzrok pojechał do mężczyzny, młody, ciemnowłosy o szalonym uśmiechu... Potter drgnął. Anthony pojawił się tutaj? 
— Tak więc nie przedłużając — wyjął dłoń z jakimś papierem w kierunku dyrektora, który chwycił go do dłoni następnie szybko czytając list i zmarszczył brwi — Mogę go zabrać? — dodał mężczyzna tak cicho, że jedynie Albus go usłyszał, a ten odwrócił wzrok w kierunku Stołu Ślizgonów, a po ciele Harry'ego przebiegł dreszcz, miał wrażenie ,że błękitne oczy Dyrektora patrzą prosto na niego, a kiedy dyrektor z jakiegoś powodu skinął głową zabrakło mu oddechu.

              Mężczyzna w czarnym ubraniu ukłonił się lekko po czym skierował się w ich kierunku a kiedy przechodził obok Flory, Harry dostrzegł, że kiedy przejechał palcem po jej plecach, ten w nich znika by po chwili się pojawić, kiedy tylko ominął ich szerokość a Carrow wyprostowała się jak struna. W ciszy zatrzymał się przy Harry'm i uśmiechnął w ten straszny sposób.



— Cassy czeka — przeniósł swój wzrok na Malfoya a wśród Ślizgonów przebiegł szmer rozmów. Chłopak przytaknął i wstał następnie wychodząc z mężczyzną z Wielkiej Sali, w której do czasu aż drzwi się nie zamknęły, panowała cisza.



— Tak więc wracając do tematu— zaczął znów Dumbledore — Uczniowie, którzy dopuścili się wagarowania są proszeni o pozostanie w Wielkiej Sali po kolacji, a są to uczniowie tacy jak —  wyjął jakąś kartkę:



— Chyba ich nie wymieni — Mruknął Blaise z oburzeniem a Harry wzruszył ramionami pochłonięty myślami nad tym dlaczego Cassy teraz chciała widzieć się z bratem? Przecież nie dość że był rok szkolny, to jeszcze noc. A przecież zezwolenie na opuszczenie szkoły jest w tej chwili wręcz niemożliwe. Potter drgnął nieznacznie, kiedy Zabini zaczął być coraz bardziej oburzony i zwrócił na niego uwagę, by po sekundzie zrozumieć sens słów, które kumpel do niego mówi.— To chamstwo. Przecież reszta im po tym żyć da!



— Hufflepuf jako jedyny z domów nie posiada ani jednego ucznia wagarującego za co otrzymuje dziesięć punktów od profesor Sprout, a także czterdzieści ode mnie, za nienaganne przestrzeganie Regulaminu — Puchoni wyglądali na bardzo zadowolonych — A teraz.— dyrektor poprawił na nosie okulary połówki spoglądając na pergamin, który trzymał w dłoniach  —Ravenclow, Ivan Bathory minus sto dwadzieścia punktów — Wiele osób spojrzało w kierunku chłopaka z otwartymi ustami, prawie wszystkie punkty, które Ravenclow zdobył w ciągu miesiąca zostały usunięte z powodu czterech dni wagarów jednego ucznia!?



— To chore — Powiedziała Hestia a wiele osób jej przytaknęło, Potter spojrzał na Ivana, który jednak uśmiechnął się delikatnie w kierunku dyrektora a następnie wrócił do jedzenia. Zupełnie nie wyglądał na przejętego tym, że jego dom utracił tyle punktów, a także tym, że wiele osób morduje go wzrokiem.



— Gryffindor: Cormack McLagen minus trzydzieści punktów a także pan Dony Darko minus trzydzieści punktów — Obaj wymienieni spojrzeli między sobą i jednocześnie wzruszyli ramionami. W sumie nie było tak źle. — Slytherin — Snape wykrzywił się niemiłosiernie, i Harry już wiedział, że tutaj pojawi się problem.— Z przykrością stwierdzam, iż liczba odjętych punktów przekracza tą, którą dom do tej chwili zebrał, dlatego też punkty nie będą dodawane do czasu, aż liczba ta nie zminimalizuje się do zera — Harry zamarł, przecież prowadzili... mieli dwieście trzydzieści punktów, jak wiele było tych wagarowiczów? — Joseph Redelson minus trzydzieści punktów — Jakiś drugoroczny chłopak przewrócił oczami — Rita Pingey, minus sześćdziesiąt punktów — trzecioroczna blondynka o dużych zielonych oczach nawet nie podniosła wzroku znad talerza — Stephanie Dołohow, minus trzydzieści punktów — Harry wymienił z Zabinim zaniepokojone spojrzenia, dziewczyna o mysich włosach zarumieniła się lekko z zażenowania — Astoria Greengrass — Harry spojrzał na Astorię siedzącą obok Dafne i jej koleżanek, z którymi dziś spędziła cały dzień — trzydzieści punktów — Dafne klepnęła siostrę po plecach mówiąc coś znudzonym głosem, na co ta, jedynie przytaknęła — Adrian Pucey, minus sześćdziesiąt punktów — chłopak zaklął szpetnie, a skoro był to piątoroczniak, oznacza to, że teraz przychodzi pora na rocznik Harry'ego, o ile nie było więcej piątorocznych wagarowiczów — Dafne Greengrass — nie było — minus dziewięćdziesiąt punktów — Lauren, która właśnie piła wypluła swój sok z powrotem do szklanki, wyglądała na jedyną naprawdę przejętą tym co aktualnie się działo — Pansy Parkinson, minus dziewięćdziesiąt punktów — Harry widział z daleka uradowaną minę Rona i jego kumpli — Draco Malfoy minus trzydzieści punktów — tutaj Harry się zdziwił, szczerze mówiąc wydawało mu się, że Malfoy opuścił nieco więcej dni —Flora Carrow minus trzydzieści punktów — Flora nie zaprzestała rozmowy z Nottem, nawet gdy wymieniono jej nazwisko — i Tony Urghart minus sto dwadzieścia punktów — Lauren zakryła twarz w dłoniach. Harry jej się nie dziwił, byli na minusie o całe trzysta dziesięć punktów! Na zdobycie tak wielkiej ilości aby znów wyjść na prostą zajmie im cały semestr... a Gryffindor będzie szedł wciąż naprzód. Harry zgarbił się zaciskając dłonie w pięści, nie miał zamiaru dać im wygrać! — Osoby wyczytane proszone są o pozostanie w Wielkiej Sali po kolacji, a teraz życzę smacznego — uśmiechnął się i zszedł z mównicy, za to w Wielkiej Sali wybuchł gwar rozmów.



Harry spoglądając na stół Gryffindoru miał dziwne wrażenie, że coś jest nie tak. A raczej w liczbie zajętych siedzisk. Brakowało co najmniej pięciu Gryfonek z jego rocznika, w tym Hermiony, która przecież nigdy nie opuszcza kolacji. Nie było też Lavender, jednak kogo jeszcze...



— Wiem, że się wściekasz o zakład ale nie musisz się tam wciąż gapić — mruknął Blaise a Harry otrząsnął się z zamyślenia i na niego spojrzał — Weasley pewnie jest w siódmym niebie.



— Nie obchodzi mnie on — odparł pusto na co Zabini zrobił zdziwioną minę— Chodzi o ludzi. Kilku brakuje.



— Konkretniej?



— Hermiony. Nigdy nie opuszcza kolacji. Do tego nie ma Brown i chyba jej koleżanek, z tego co wnioskuję — Zabini odwrócił się i po chwili przyglądania się Gryfonom wrócił do swojego jedzenia.



— Patil, Bell i ta młoda Vane — powiedział bez entuzjazmu a Harry zamrugał ze zdziwieniem — Dwie pierwsze przyjaźnią się z Brown, trzecia jest wiernym pieskiem Notta — Harry nie zrozumiał ostatnich słów kumpla, pieskiem? w dodatku Notta? Dlaczego? — Zdziwiony — zaśmiał się lekko i odchylił nieco do tyłu — Tsaaa. Romilda to kawał żmii jeśli tak się zastanowić — przyznał z rozbawieniem. — Umie przybrać dobrą pozę do złej gry, temu jest przydatna, ale jest z nią ten problem, że Malfoy nie robi na niej żadnego wrażenia — przeciągnął ze znudzeniem. — Temu ktoś musiał się z nią dogadać. My mamy przez to czysto-krwistych Gryfonów jak na zawołanie, a oni mają alko. To dobry układ. Czemu jej tu nie ma pytasz? — zagadnął. — Odpowiedź jest banalna. Zaraz po zakładzie Malfoya z Weasleyem zawarła pakt z tym diabłem — wskazał lekkim gestem dłoni Notta. — Wiemy dokładnie o wszystkim co robi lub planuje Weasley ze swoją bandą. Więc nie masz się co martwić o zakładzik — rzucił sucho.



— A ona co ma z tego paktu? — spytał na co Zabini uśmiechnął się do niego z rozbawieniem i odwrócił wzrok — Blaise?



— Romilda bardzo cię lubi Harry — powiedziała Hestia, Harry spojrzał najpierw na nią a potem na Blaisea, nie wierzył w to co się dzieje — Mieliśmy to nieco inaczej rozegrać, ale Zabini jak zwykle się wygadał — westchnęła cicho, a czarnoskóry parsknął z irytacją — Obiecaliśmy jej że pójdziesz z nią na imprezę sylwetrową, i tyle.



— Przecież to koniec roku! I czemu dowiaduję się, jak zgaduję, ostatni?!



— Temu nam się nie spieszyło — wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się do niego lekko — I nie masz się czym tak oburzać, mogło być gorzej — uśmiechnęła się do niego delikatnie i spojrzała w kierunku zamkniętych drzwi wielkiej sali a Harry zauważył, że jest smutna a jej dłoń trzyma kurczowo bransoletkę zawieszoną na nadgarstku.



— Będzie dobrze Carrow — Hestia spojrzała na Blaisea, który rzucił to krótkie zdanie, dłubiąc widelcem w swoim spaghetti. Potter zauważył to, że sam Zabini jest dziwnie podenerwowany — Cassy nie da się tak prędko usunąć. Jest w końcu Malfoy — oczy Hestii błysnęły niezidentyfikowanymi iskrami, wyglądała naprawdę na wdzięczną Zabiniemu za te słowa, i Harry wiedział, że tak jest w rzeczywistości. Nie miał pojęcia skąd, ale wydawało mu się, że ona naprawdę poczuła się pocieszona. Jednak nie miał czasu o tym myśleć bo przy stole Gryffindoru zaczęło się coś dziać. I nie tylko on zwrócił na to uwagę.

         Romilda wróciła. Wyglądała na nieco zdenerwowaną mówiąc coś do McLagena, który patrzył przez chwilę w kierunku gdzie siedział Theodor, na którego popatrzył Harry, a który wciąż rozmawiał z Florą. A potem wstał i szybko wyszedł z Wielkiej Sali.

         Potter nie wiele myślał, usłyszał jedynie krótkie "A ty dokąd?!" od Zabiniego, by po chwili wyjść z sali i pobiec za McLagenem, miał dziwne wrażenie, że coś niedobrego się wydarzy. Skręcili w korytarz prowadzący do biblioteki gdzie przecież o tej porze nikogo nie powinno być, Cormack zdawał się go nawet nie widzieć, będąc zajętym najwidoczniej własnymi myślami.

        Przeszli przez korytarz jednak tuż przy wejściu, chłopak skręcił i po chwili wszedł do jednej z mniejszych klas. Harry poszedł za nim ale przed wejściem przystanął i zaczął się przysłuchiwać, w końcu jego nie powinno tutaj być.

        W pomieszczeniu najwyraźniej było dosyć nerwowo, bo przekleństwa którymi rzucał do kogoś McLaggen jednoznacznie mówiły, że jego rozmówca jest według niego największą szmatą w szkole.

        Stał tak przez chwilę, jednak kiedy usłyszał dźwięki uwalnianych z różdżek zaklęć, stwierdził że pora wkroczyć do akcji.

    Wyjął różdżkę i otworzył drzwi wbiegając go środka, a kiedy to zrobił Lavender zwróciła na niego uwagę, co było jej błędem, ponieważ jednym zaklęciem McLaggen pozbawił jej różdżki.



— Co wy kurwa robi... — Harry zastygł kiedy ktoś się w niego wtulił. Spojrzał na dół a widok rozczochranych włosów, od razu uświadomił go, że to Hermiona. Jednak dlaczego była wystraszona? Ona. Która przecież jest najodważniejszą dziewczyną jaką zna. Potter spojrzał na McLagena który różdżką wskazał Gryfonki a następnie ziewnął i skierował się do wyjścia.



— Moja różdżka McLagen!— oburzyła się Brown, na co Gryfon zatrzymał się i do niej odwrócił, a uśmiech zimnej satysfakcji nie opuszczał go nawet na chwilę.



— Odbierzesz ją u McGonagall — dziewczyna wyprostowała się jak struna — Skoro nie potrafisz się nią posługiwać tak jak powinnaś zdziro — Spojrzał na Harry'ego i pokiwał głową — Odbierasz mi fuchę bohatera dam Potter — parsknął z rozbawieniem — Wolałbym żeby to był ostatni raz — Rzucił, i ostatni raz patrząc na Lavender i jej koleżanki wzrokiem pełnym pogardy, opuścił pomieszczenie.



Harry spojrzał na Hermionę, która wciąż nie chciała go puścić, kurczowo zaciskając dłonie na jego szacie, a następnie na Parvati i Katie.



— Może wy mi wyjaśnicie o co tu chodzi?



— Właściwie to...



— Idziemy — syknęła Brown a Katie zamilkła i opuściła głowę w kierunku podłogi. Potter nie umiał uwierzyć w to, że dziewczyny tak po prostu posłuchały się Lavender. Wystarczyło słowo, a one potulnie poszły za nią i wyszły z klasy zamykając za sobą drzwi. A kiedy tylko to się stało Hermiona go puściła nadal mając opuszczoną głowę w dół, a włosy przysłoniły jej twarz.



— W porządku? — przytaknęła powoli, i pociągnęła na nosie... płakała. — Dlaczego tu byłyście? I czego od ciebie chciała ta lafirynda? — zadał kolejne pytania patrząc teraz po pustej klasie, gdzie były poprzewracane krzesła, a pod jednym z nich leżała różdżka.

     Potter znał tą rękojeść. Była to różdżka Granger. Harry zmarszczył brwi i popatrzył na Hermionę, następnie wyjmując do niej rękę, odwróciła głowę.

    Zastygł na chwilę, ale ponowił ruch. Chwycił jej podbródek i lekko pociągnął w górę, tak żeby podniosła do niego twarz, i spojrzała mu w oczy. Ale kiedy to zrobiła Potter, aż otworzył usta z szoku. Nie wierzył, że ta szmata ją pobiła.

    Jej warg była mocno opuchnięta i poważnie poraniona, z prawej strony, jej łuk brwiowy był wyraźnie uszkodzony, a krew obficie zlewała się z niego po jej spuchniętej skórze do kolejnego rozcięcia na kości policzkowej, gdzie to stróżki krwi łączyły się, by następnie spłynąć po jej bladych policzkach i skapywać na podłogę wraz z kroplami łez.

    Hermiona odwróciła wzrok wyraźnie zawstydzona i wystraszona, był pewien, że pragnęła aby on tego nie widział.



— Ona... za co? — spytał natychmiast z oburzeniem. Gryfonka podeszła do swojej różdżki podnosząc ją i zaczęła rzucać na siebie różnorakie zaklęcia, może siniaki i obrzęk zniknęły, ale rany nie zabliźniły się całkowicie pozostawiając na jej ładnej buzi, zadrapania i kilka ran, które znikną dopiero po pewnym czasie.



— Za kilka rzeczy — powiedziała bardzo cicho ocierając dłonią łzy. — Nieważne.



— Nieważne!? — oburzył się — Ta wariatka cię pobiła! Co takiego mogłaś zrobić, że podniosła na ciebie rękę!? Przecież to szaleństwo! — Nie odpowiedziała a on zastygł, Miona się bała. Wyraźnie była wystraszona. Tak samo jak wcześniej Katie i Parvati. Nie rozumiał, dlaczego bały się Brown? Dlaczego dały sobą pomiatać?



— Ja... ja już pójdę — oznajmiła chwytając do ręki jakąś książkę, która leżała na ziemi i wymijając go skierowała się do wyjścia. Harry patrzył w okno z witrażem ze smutkiem, bolało go to, że Hermiona go unika, a teraz zabolało jeszcze bardziej, bo również mu nie ufa. Opuścił wzrok na swoją szatę, a dokładniej na godło swojego domu i uśmiechnął się gorzko. To nie powinno niczego zmieniać.



— Jesteś głupia Granger — Hermiona zatrzymała się trzymając klamkę, Harry nie odwrócił się do niej. Nie widział takiego powodu, i zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że jego głos zabrzmiał dokładnie tak jak zwykł zwracać się do niej Draco.

    Wręcz identycznie skopiował akcentowanie jej nazwiska, obelgi. Idealnie ukazał kpinę i małość jej osoby. Czuł w tej chwili, tak niewyobrażalną złość i żal do niej, że chciał by poczuła, że stoi w klasie ze Ślizgonem a nie Harrym. W końcu sama go tak potraktowała. 
— Malfoy miał rację. Uprzedzeń uczymy się dla przyjaciół. To oznacza, że dla Rona ty już nie jesteś moją przyjaciółką — podniósł wzrok do okna i uśmiechnął się ponownie, teraz jednak czuł ulgę. Choć nie umiał wyjaśnić dlaczego.



— Harry ja...



— Idź już — powiedział pusto, a Gryfonka opuściła wzrok na podłogę i po kilku chwilach wyszła, a gdy tylko drzwi kliknęły, Harry nie poczuł ścisku w sercu. Nie było mu nawet przykro. To najwyraźniej musiało się wydarzyć. Odeszła ze sceny na której grał Harry bo jej rola się tutaj skończyła. I nie wiedział dlaczego. Ale to ssanie w żołądku nie było bólem czy poczuciem winy, było przyjemne, jakby zwiastowało nowy, lepszy początek.

    — Jestem Ślizgonem. I jak Ślizgon będę się zachowywał — powiedział cicho, odwrócił się by następnie wyjść z klasy i wrócić na kolację. Dziś wiele się wydarzyło, ale Potter chciał jeszcze zrobić jedną rzecz.

        Może pragnął udowodnić coś sobie, może innym, a może w głębi siebie miał zamiar pokazać że się zmienił. Choć sam nie wiedział czy to jest prawda. Czy tak bardzo zmienił się w ciągu miesiąca, ale pragnął jednego. Czego chciał się wyzbyć odkąd Tiara Przydziału powiedziała mu, że powinien trafić do Slytherinu, pragnął pozbyć się tego co czuł w środku. Ale rozmowa z Carrow uświadomiła mu, że przecież to nie ma sensu. Nie jesteśmy odpowiedzialni za to co w nas siedzi, więc może po prostu zamiast to tłumić człowiek musi to wypuścić? By iść naprzód? Potter nie wiedział, ale chciał zacząć pokazywać to co czuje. Jaki jest w środku.


*


Draco wpadł do sali szpitalnej niczym huragan, na korytarzu wywrócił jakąś uzdrowicielkę nawet nie zważając na to, czy coś się jej stało. Tylko jedna myśl zaprzątała mu teraz głowę, tylko jedna miała znaczenie i tylko o jedną się modlił. By jego siostra żyła.



Zatrzymał się gwałtownie widząc puste łóżko. Jego serce stanęło, a nogi się pod nim ugięły. To nie mogło się dziać. Nie był na to gotowy.

     Mógł udawać przed wszystkimi, ale w rzeczywistości bał się tego dnia. Dręczyły go w nocy koszmary, a za dnia, myśli nie dawały mu normalnie funkcjonować. Każdego poranka bał się, że nadejdzie właśnie ta chwila, kiedy przybiegnie do jej sali szpitalnej, a ona będzie pusta, za to łóżko zaścielone. Tylko czekające na kolejną osobę która ma tu umrzeć...



— Cassy? — powiedział tak cicho, że nawet gdyby ktoś stał teraz obok niego, z całą pewnością by go nie dosłyszał — Nie... — poczuł łzy na policzkach — Nie możesz mi tego zrobić. Błagam... Nie teraz!



— Braciszku w porządku? — chłopak odwrócił się patrząc w duże błękitne oczy siostry z szokiem, ale i wielką ulgą. Nie panował nad emocjami, jeśli chodziło o nią nie potrafił się zamknąć w sobie. Za bardzo ją kochał. — Draco — uśmiechnęła się kiedy ją przytulił a jej oczy błysnęły.



— Nie rób mi tego.



— No już... spokojnie. Nie płacz — oznajmiła szeptem, zaciskając oczy by również tego nie robić, on zawsze był silny dla niej, teraz to ona musiała się odwdzięczyć tym samym — Kocham cię braciszku — nie odpowiedział ściskając ją mocniej, przez co uśmiechnęła się szerzej — Przepraszam, że cię nastraszyłam.



— Nie rób mi tego — powtórzył a dziewczynka zamilkła, a jej wzrok pojechał w kierunku kalendarza wiszącego tuż naprzeciwko niej, po czym opuściła wzrok na podłogę — Nie chcę zostać sam.



— Nie jesteś sam — szepnęła spoglądając na swoją bransoletkę z białego złota, identyczną do tej, którą nosi Hestia — Przecież , sama historia nie kończy się, po prostu odejdę kiedy skończy się moja rola. — wyrecytowała słowa z książki, którą niegdyś czytała, bardzo lubiła ten cytat. Mówił o tym, że na każdego wcześniej lub później przyjdzie czas. A oni są jedynie aktorami, ludźmi, którzy przychodzą i odchodzą, jak w sztuce teatralnej. Opowieść nie ma końca, po prostu kiedy aktorzy zejdą ze sceny rozpoczyna się nowy akt.



— Twoja jest za krótka — uśmiechnęła się z rozbawieniem, dla niej to wszystko było zupełnie inne.


*


Kiedy Harry dotarł do Wielkiej Sali, wszyscy właśnie zaczęli ją opuszczać, kolacja się skończyła. Czyli pora iść odrabiać lekcje i iść spać.

     Potter przystanął przy ścianie chcąc zaczekać na Hestię i Zabiniego, z którym chciał pogadać, a który odkąd ta rozstała się z Malfoyem, często się przy niej pojawia. Jakby miał jej pilnować... czy coś.

          Nie musiał długo czekać, ponieważ zaledwie, kilka chwil później w tłumie ukazała mu się postawna sylwetka Zabiniego, który przez swój wzrost, skórę i styl bycia wyróżniał się w tłumie. W Hogwarcie była dosyć spora ilość czarnoskórych, jednak Zabini wyróżniał się spośród nich swoją urodą.

    Harry nawet nie zauważył, kiedy zaczął zwracać uwagę na wygląd tak jak i ubiór innych ludzi. Nigdy taki nie był, a poczucie mody nie było jego mocną stroną. Od wakacji to się pozmieniało. Zaczął interesować się swoim wizerunkiem tak jak i wyglądem ludzi z otoczenia w jakim zwykł się znajdować. Kilka razy Alex zarzucił mu przez to, że jest Homo, na co Potter zwyczajnie przywalił mu z pięści w brzuch.

     W Slytherinie ludzie zwracali uwagę na swój wizerunek bardziej niż gdziekolwiek indziej, i nie był to o dziwo w większości problem dziewczyn. Wszyscy "książęta" jak zwykła mówić Dafne i Parkinson, przejmowali się swoim wyglądem czasami nawet bardziej niż większość "księżniczek".



Harry szybko przepchnął się przez tłum by dotrzeć do kumpla, który tak jak się Potter spodziewał, był w towarzystwie Hestii, która uśmiechnęła się na jego widok.



— W porządku ? — zagadnęła a on przytaknął — To dobrze. Wybiegłeś tak szybko, że poważnie rozważaliśmy by za tobą pójść. — oznajmiła, na co zaśmiał się krótko, szczerze mówiąc zdziwiłby się gdyby zrobili to, co właśnie powiedziała Hestia. Zwykli zachowywać się z dystansem w stosunku do Harry'ego, on z resztą też, ostatecznie upierając się, że nie jest Ślizgonem...



— Musiałem po prostu coś sprawdzić — rzucił przecierając dłonią kark



— Nie tłumacz się, i tak nikt ci nie wierzy — parsknął Zabini na co Hestia delikatnie się uśmiechnęła.



— W takim razie co mam zrobić by zaczęli? — spytał, a Blaise i Carrow spojrzeli na niego z jawnym zdziwieniem, Harry zabrzmiał naprawdę poważnie, i mimo iż się uśmiechał, mówił prawdę. — Być sobą? Czy kimś kim jestem nadal? A może mam udawać jeszcze kogoś innego?



— Palant — oznajmił Zabini mierzwiąc mu włosy jak małemu chłopcu, którym Potter dla tak wyrośniętego chłopaka jakim jest Zabini, najwyraźniej był — To oczywiste, że nie możesz być sobą, bycie takim Gryfiakie...



— Nie nazywaj mnie tak — oznajmił odpychając jego rękę, Zabini milczał przez chwilę a następnie na jego ustach pojawił się iście diabelski uśmiech, a chłopak zagwizdał.



— Czyli w końcu zmądrzałeś — zaśmiał się kiedy Potter mu nie odpowiedział — Chcesz się wyprzeć bycia tym kim do tej pory byłeś? Sądziliśmy, że ci to pasuje. Że chcesz utrzymać wszystko tak jak było.



— I tutaj pojawia się problem, człowiek nie jest w stanie utrzymać przeszłości bo życie wciąż idzie naprzód — Hestia przygryzła delikatnie dolną wargę kiedy Harry wypowiedział te słowa — Wszyscy się zmieniamy, ale nie możemy tego przecież w sobie tłumić przez cały czas prawda? Trzeba ruszyć dupsko i zacząć być tym kim się czuje. Inaczej jaki to ma sens? Zapatrywanie się w przeszłość i zapominanie o prawdziwym życiu — nieświadomie powtórzył słowa, które niegdyś powiedział mu Dumbledore. — Nie chcę tak żyć. Chcę być tym, kim być powinienem już wieki temu.



— To znaczy? — spytała Hestia podnosząc do niego wzrok, Harry uśmiechnął się lekko myśląc nad tym słowem. Nad tym określeniem samego siebie, którego nigdy nie chciał przyjąć do wiadomości a tym bardziej powiedzieć na głos.



— Prawdziwym Ślizgonem — oznajmił a w oczach Hestii dostrzegł to czego nigdy wcześniej nie widział w żadnych innych, spojrzenie pełne zrozumienia i... szacunku.

    Właśnie teraz poczuł, że ktoś wreszcie go zaakceptował, że dwa proste słowa zmieniły wszystko. Spojrzał na Zabiniego, który milczał, będąc wyraźnie zdziwionym tym wyznaniem, ale kiedy dostrzegł, że Potter na niego patrzy uśmiechnął się cwanie i klepnął go w plecy tak mocno, że Harry zachwiał się niebezpiecznie i prawie upadł, przez co Zabini z Carrow zachichotali, za to Harry pokiwał jedynie głową, jednak uśmiechał się. Wiedział, że ten gest oznaczał, powodzenia, a serce Harry'ego zabiło prędzej. Będzie dobrze, a jeśli nie... to ma przy sobie druhów gotowych na wiele.*








* Smok Chiński — W kulturze Chińskiej, uznawany jest za stworzenie przynoszące szczęście



*Harry Potter i Kamień Filozoficzny — Pieśń Tiary Przydziału — Opis Ślizgonów



Ta...dam?

Wiem, wiem, zawaliłam. Notkę dodaję mimo braku komentarzy, ponieważ obiecałam i słowa dotrzymałam.

     Miałam niewielkie problemy ze sprzętem, dlatego też dodanie rozdziału nieco się przedłużyło, jednak teraz już wszystko jest sprawne, i mam nadzieję, że długo tak już pozostanie.

     W niedalekiej przyszłości mam zamiar dodać kolejny rozdział, choć oczywiście zależy to tylko od tego czy ktokolwiek to jeszcze czyta xD

     Ostatnimi czasy czytelność spadła co mnie zasmuciło, ale również sprawiło, że w moim umyśle pojawiła się czerwona lampka, i poinformowała, że najwyraźniej coś jest nie tak.

      Doszłam do wniosku, że prawdopodobnie wynika to z obecnej, małej obecności Harry'ego w całym opowiadaniu, ponieważ ostatnio trochę za mocno skupiłam się na innych postaciach.

       Mam zamiar to naprawić, i przywrócić rolę Pottera, do tej najistotniejszej.  Jeśli jednak widzicie inne problemy, śmiało piszcie w komentarzach. Wasza opinia jest do mnie najważniejsza.



Pozdrawiam ~ Dorothy

2 komentarze:

  1. Czytam Twoje opowiadanie od jakiegoś czasu. Wątki są poruszane w ciekawy, niebanalny sposób. Postaci przez Ciebie wykreowane nie pozwalają czytelnikowi się nudzić. Koniecznie pisz dalej, gdyż na każdy nowy rozdział czekam z niecierpliwością. Opowiadanie czyta pewnie wiele osób, lecz nie wszyscy dodają komentarze, jak na przykład ja do tej pory.

    Faktycznie, rola Harry'ego nieco spadła, ale po tym rozdziale jesteś na dobrej drodze do przywrócenia go do miana głównej postaci. Z moich uwag to jeszcze mam tylko jedną: zwróć uwagę na literówki. Czasem zdarzy Ci się zjeść coś ze słowa. ;) Tak samo można dojrzeć sporadycznie braki przecinków czy też nieco przydługie zdania, które czasem lekko opornie się czyta. Są to jednak szczegóły, więc się nimi nie przejmuj.

    Opowiadanie moim zdaniem epickie, przejmujące i wymagające od czytelnika nieco zastanowienia, co bardzo mi się podoba. Także czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nigdy nie komentowałam, ale wierz mi, że sprawdzam codziennie czy pojawia się coś nowego. Twoja historia jest inna niż wszystkie, które do tej pory miałam okazję czytać. Śmiało pisz dalej! Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń