wtorek, 2 sierpnia 2016

15. Zabawa dopiero się rozkręca...


Świat to zabawa, i można by rzec, że kiedyś może się skończyć, ale jeżeli uświadomimy sobie, do jak niezwykle pięknej zabawy zostaliśmy zaproszeni, zrobimy wszystko by stawała się coraz zabawniejsza i jeśli kiedykolwiek będzie miała zakończenie, będziemy mogli powiedzieć, że chcieliśmy się bawić.

Po rozmowie z Hestią i Blaise'm, Harry doszedł do wniosku, że musi na nowo poznać zasady panujące w Slytherinie, do których, jak mu się wydawało, w tej chwili nie będzie się tak trudno dostosować. Jednak z powodu, iż Astoria była teraz w Wielkiej Sali, stwierdził że zapyta się kogoś kto zna się na tych "piekielnych" regułach najlepiej.
  Z uwagi nieobecność Malfoya, a do Lauren Harry wciąż miał obawy, tym bardziej teraz, kiedy stracili tyle punktów. Postanowił, że porozmawia z osobą, która ma dosłownie wszystko w poważaniu, a jednocześnie jest największym manipulantem w Slyherninie, ale jeśli chodzi o reguły... przestrzega ich jak nikt inny.
 Potter wypuścił powietrze ze świstem przystając przy drzwiach pokoju Notta i Malfoya, następnie stukając delikatnie o ich drewnianą nawierzchnię. Odczekał chwilę, po czym nacisnął na klamkę.
 Były Gryfon wszedł do środka dormitorium, jednak nikogo w nim nie zastał, mimo iż wcześniej wyraźnie wydawało mu się, że Nott wchodził do środka. Rozejrzał się uważniej a kiedy już miał zamiar odwrócić się i odejść, drzwi łazienki otworzyły się i wyszedł zza nich Theodor, który nawiasem mówiąc, kiedy tylko go dostrzegł spochmurniał, a jego oczy błysnęły złowrogo, przez co Harry pomyślał, iż pójście z tą sprawą do Notta nie było dobrym pomysłem.
— Czego chcesz? — mruknął przechodząc przez pomieszczenie by chwycić do ręki jakąś księgę. Harry przymknął drzwi i przełknął ślinę, nie to że się go obawiał, ale nie czuł się komfortowo w towarzystwie owego Ślizgona. Nott może i zdawał się być cichy i nieszkodliwy, ale pozory mylą. I wiele osób mu to już udowodniło.
— Malfoya nie ma, Aquilina jest dosyć poirytowana a Astoria jest w...
— Pytam czego chcesz, a nie dlaczego przyszedłeś akurat do mnie. — Oznajmił zimno siadając na swoim łóżku nawet na niego nie patrząc.
Potter przyjrzał się Ślizgonowi uważniej, Nott był chodzącą zagadką. Nigdy wcześniej nie zwracał na niego większej uwagi, zwykł on być zwykłym chudym i chorobliwie wyglądającym chłopaczkiem, który nie miesza się w nic, co jego nie dotyczy. Teraz po tym dzieciaku nie pozostało praktycznie nic. Theodor był wysoki, dobrze zbudowany, wysportowany, i mimo iż ta wręcz chorobliwie blada cera mu została, to prawie każda dziewczyna do niego wzdychała. Czemu nikt się nie dziwił. Ponoć dziewczyny lubią tajemniczych typków... Czy coś.
— Zasady — Ślizgon nie odpowiedział więc Potter westchnął z irytacją — Wyjaśnisz mi je?
— I tak ich nie będziesz przestrzegać, więc po co w ogóle mam się fatygować? — odpowiedział pytaniem odwracając kartkę książki na następną stronę.
— Właśnie chcę się dostosować — powiedział hardo Potter na co w odpowiedzi otrzymał rozbawione parsknięcie i spojrzenie pełne kpiny — Co w tym takiego zabawnego? — mruknął z irytacją
— Nie jesteś kimś kto się dostosowuje — powiedział tylko i znów spojrzał na książkę. — Już mówiłem, szkoda mojej fatygi.
— Nie wiesz kim jestem — powiedział Potter zaciskając dłonie w pięści na co tamten uśmiechnął się zimniej, co zbiło Harry'ego z tropu — Co cię tak bawi? — znów spytał, nie podobało mu się ten dziwny sposób w jaki Nott wykrzywił wargi.
— Chcesz być Ślizgonem, ale masz odruchy typowego Gryfona — przeciągnął a oczy Harry'ego błysnęły złością, on jednak zupełnie się tym nie przejął odwracając, kolejną stronę w lewo. — Wpadłem nad jeziorem na tą twoją szlamę — stwierdził pusto, a Potter nie wiedział do czego dąży tą zmianą tematu — Choć raczej to ona się przypałętała...— dodał, po chwili. — Wyglądała gorzej niż zwykle, cała zaryczana — ziewnął jakby chcąc podkreślić, że to nic nie warta sprawa. — Dokładnie dwa zdania wystarczyły, by tak jak ty teraz, zacisnęła dłonie w pięści — Harry zamrugał zaczynając domyślać się do czego Nott zmierza. — Za szybko ci nerwy puszczają. A to sprawia, że twoje "dostosowanie się" — zironizował — pójdzie do diabła. — Oznajmił bez emocji, zamykając książkę. — Chcesz zostać jednym z nas? Spróbuj, ale ja nie daję ci najmniejszych szans Potter.
— Dlaczego tak mnie nie znosisz? — Harry nawet nie wiedział kiedy te slowa opuściły jego usta, a kiedy się zorientował, było już za późno. Potter wiedział, że nie powinien zaczynać tego tematu, jednak niezrozumienie, po raz kolejny, wzięło górę, nad emocjami.
— Nie powinno cię to być. — powiedział cicho
— Uwierz, że mi też to nie pasowało, ale...
— Wszystko psujesz — Harry zamilkł. — Cały ład, porządek jaki wypracowaliśmy przez lata, wszystko poszło na marne a my zaczęliśmy się zmieniać — Nott wyglądał na wściekłego. — Myśleć  o innych, przejmować się. Zwracacać uwagę na tych mieszańców — syknął przez co Potter opuścił wzrok na ziemię, poczuł wstyd. — Znów to wszystko się zacznie, znowu dają sobie wchodzić na głowę i puszczać emocje, przez które będą jedynie cierpieć. A to za sprawą czego? — spojrzał na niego z odrazą — Jednej osoby, która nie potrafiła się dostosować.
— Winisz mnie za wszystko co się dzieje... Za to sam nie jesteś fair w stosunku do swoich przyjaciół — powiedział Harry piorunując chłopaka wzrokiem, Nott zmarszczył brwi ściągając z nosa te trefne okulary i spojrzał na niego pytająco. — Grasz przed wszystkimi, a w rzeczywistości jesteś szują Nott — mruknął zimno. — Oszukujesz Malfoya, Carrow i innych. Jeśli nic cię nie łączy z Florą to daj jej spokój, a nie udawaj kogoś, kim nie jesteś.— warknął — Mówiłes mi, że nic nie ma między tobą a Lauren. Kłamałeś — Ślizgon przymrużył niebezpiecznie oczy — zdziwiony? — parsknął Potter — widziałem ciebie z Aquiliną niedawno w nocy. Wasza zażyłość rzuca się w oczy. — Harry dostrzegł chęć mordu, w oczach Ślizgona. Och, jak bardzo on był teraz wściekły.
— Skąd o tym wiesz? — wysyczał przez zaciśnięte zęby, zaciskając dłonie w pięści.
— Śliniliście się na środku korytarza, jestem pewien, że nie jestem jedynym, który to zauważył. — rzucił sucho, i nagle, przypomniał sobie o jednej z rzeczy przez, która sprawiła iż bardzo się uradował, bo w ten sposób zamknął chłopaka w szachu. — Jeśli chcesz żebym siedział cicho to opowiedz mi o zasadach. Coś za coś, jak to na Ślizgona przystało — dodał, a Nott parsknął z rozbawieniem i machnął różdżką. Harry usłyszał dźwięk zamykania drzwi kluczem, chłopak spojrzał na Ślizgona z nieufnością, Nott był zbyt zadowolony z siebie jak na taką, według Harry'ego, mocną groźbę.
— Jeśli sądzisz, że przestraszę się takiej błahostki to jesteś w błędzie Potter — oznajmił spokojnie chłopak wstając — To tylko puste słowa. Nie piśniesz słowa. A wiesz skąd ja to wiem? — spojrzał na niego z rozbawieniem — Bo nie jesteś kablem.— uśmiechnął się do niego — Wiesz, że to mogłoby namieszać jeszcze bardziej, a przecież zakolegowałeś się z Florą — spojrzał na niego a Harry był zmuszony odwrócić wzrok. Nie wytrzymując tego przerażającego spojrzenia.
— Po prostu wyjaśnij mi te zasady. — mruknął cicho — Co za problem?
— Żaden — rzucił sucho i wyjął spod łóżka jakąś bardzo cienką książkę. — Ale ja cię nie zaakceptuję nigdy, i możesz starać się ile chcesz, dla mnie nigdy Ślizgonem nie będziesz. — Rzucił w niego książką, a Harry w ostatniej chwili ją złapał, w innym wypadku, oberwałby nią w twarz. — Jeśli naprawdę tego chcesz to się podpisz, ale potem już nie będzie odwrotu. — Drzwi z powrotem kliknęły, a Nott już przestał zwracać na niego uwagę, za to Harry popatrzył na książkę i zamrugał zdziwiony, było to dokładnie to po co przyszedł. Tylko... nie sądził, że ktoś te zasady spisał.  Opuścił pokój Theodora, następnie przechodząc do swojego dormitorium, gdzie teraz o dziwo, nie było nikogo. Usiadł na łóżku i otworzył,  na pierwszej stronie gdzie bardzo pięknym pismem było zapisane "Chcąc osiągnąć coś wielkiego, musisz być gotów na poświęcenia", nie było niczego innego, tylko te słowa, które uczepiły się umysłu Harry'ego jak rzep psiego ogona. Jeszcze zanim odwrócił stronę powtarzał sobie to zdanie w głowie, nie miał pojęcia jeszcze, że to zdanie będzie mu towarzyszyło przez jeszcze bardzo długi czas...
 Na kolejnej kartce znajdowało się osiem zasad panujących w Slytherinie.
1. Zakaz okazywania uczuć do osób spoza czysto krwistej hierarchii społecznej.
2. Zakaz przyjaźnienia się ze zdrajcami krwi.
3. Zakaz kontaktu z uczniami innych domów nie będącymi czystej krwi.
4. Nakazuje się przestrzegać zasad moralnych oraz norm społeczeństwa czystej krwi.
5. Zobowiązanie do uprzykrzania życia zdrajcą krwi i nie magicznym.
6. Wierność domowi i przyjaciołom ponad wszystko.
7. Zemsty dokonywać w taki sposób, aby nikt się o niej nie dowiedział.
8. Za nieprzestrzeganie regulaminu, cenę wraz z tobą, ponoszą twoi najbliżsi towarzysze.
Potter był zdziwiony czytając niektóre zasady, które na następnych szesnastu kartkach, były szczegółowo wyjaśnione. Jednym z najbardziej osobliwych był siódmy punkt. W zasadach wymieniony taki czyn był dosyć... nietypowo. Zwykle reguły zakazują mszczenia się na innych. Ten wyraźnie mówił, że rewanż jest dopuszczalny, w prawie każdym przypadku. Można było nawet zabić, jeśli tylko uczeń jest w stanie pozostać incognito.
 Za to wszystkie pozostałe kartki, zajmowały podpisy uczniów. Od roku 1802 wzwyż. Każdy rocznik Slytherinu zajmował tutaj oddzielną kartkę, wszystko w kolejności alfabetycznej.  Zdarzały się przekreślenia przy niektórych nazwiskach, Harry domyślał się, że to zdrajcy krwi i choć dowodu na to nie miał, to kiedy odnalazł skreśloną Andromedę Black, wszystko stało się jasne.
W chwili gdy dotarł do swojego rocznika, nie dostrzegł zbyt wiele nazwisk, z resztą kiedy przeglądał dalsze strony zauważył, że nazwisk było coraz mniej. "Slytherin wymiera" pomyślał i zamrugał zdziwiony patrząc na rocznik Astorii ze zdziwieniem zwracając uwagę na jeden z podpisów, dlaczego znajdował się tutaj podpis Cassandry Malfoy?
Wpatrywał się w fikuśnie napisane nazwisko, jednak po chwili odgonił od siebie myśl związaną z siostrą Dracona, i wrócił do swojego rocznika. Alex już znajdował się na liście.
Czemu nikt wcześniej mu nie powiedział o tym, że istnieje taki dokument? Harry pokiwał głową odganiając od siebie tą myśl i machnął różdżką przyzywając do siebie pióro z kałamarzem.
 — Nie będzie potem odwrotu — Potter drgnął, spoglądając w kierunku drzwi gdzie opierał się Malfoy. Harry zastanawiał się jakim cudem nie usłyszał, kiedy ten pojawił się w pokoju.
— Szybko wróciłeś — powiedział, zamiast podjąć się tematu.
— To nie była długa rozmowa — rzucił sucho i zwrócił uwagę na książkę leżącą na kolanach Pottera— Jesteś pewien?
— Możesz mi wierzyć lub nie, ale naprawdę chcę to zrobić.
— 43 tylko na to czeka — mruknął za to Harry zamrugał ze zdziwieniem — Powinieneś uważnie przeczytać informację na pierwszej stronie.
— Nie rozumiem.
— Kiedy to podpiszesz za złamanie chociażby jednego podpunktu karą będzie 43. — rzucił sucho— Astoria chciała, żeby na wzgląd, twoich znajomości z Gryfonami, nie pokazywać ci tego dokumentu, aż nie będziesz gotowy.
— Czyli celowo go nie otrzymałem ?
— Oczywiście — parsknął — Zgodziłem się, tylko dlatego że Hestia również prosiła mnie o czas. Jak widzisz, nie jesteśmy bez serca Potter. — wzruszył ramionami uśmiechając się do niego z rozbawieniem —Ta szlama jest dla ciebie ważna, więc bezsensem by było wrzucać cię tam codziennie. To sprawiłoby wiele problemów...
— Była — przerwał mu Harry a Draco zamilkł — Teraz już to nie ma znaczenia — spojrzał na nazwiska i zatrzymał się przy nazwisku Carrow — Nie ma tu Hestii — stwierdził ze zdziwieniem .— Dlaczego?
— Bo nie zgodziła się tego podpisać — Potter podniósł do niego zdziwiony wzrok. — Nie jest to obowiązkowe... Przynajmniej odkąd przejąłem tutaj kontrolę — dodał ze znudzeniem. — Choć na początku przegadanie starszym Ślizgonom nie było zbyt proste...— rozwinął temat nieco się przy tym krzywiąc — miała wiele nieprzyjemności z tego powodu — oparł się o drzwi. — Jeśli chcesz być prawdziwym ślizgonem, składasz podpis i się tym kierujesz. — wskazał dłonią książkę.
— W takim razie kim ona jest? — spytał cicho
— Sobą — powiedział po prostu.
Harry spojrzał na podpisy. Właśnie tego pragnął. Być sobą... ale czy będąc Ślizgonem naprawdę będzie sobą? wcześniej tak mu się wydawało, ale teraz... teraz się zawahał.
— Chcesz to podpisać bo jesteś z jakiegoś powodu zły na swoją Hermionkę, czy naprawdę to czujesz? — Harry spojrzał na Malfoya, który lekko się do niego uśmiechnął. Harry nie wiedział dlaczego chłopak to zrobił. Ale zobaczył w jego oczach coś dziwnego, jakby... zrozumienie? — Dziwi mnie, że Theo ci to dał — rzucił sucho odwracając wzrok i zaczął przechadzać się po pokoju— Musiałeś go bardzo zirytować Potter. Nott zapierał się, że za żadne skarby świata nie da tknąć tej książki takiemu zdrajcy krwi jak ty — Harry uśmiechnął się do siebie z satysfakcją, jednak go przestraszył.
— Trochę pogadaliśmy... — oznajmił wymijająco a Malfoy pokiwał głową
— Nie bardzo mnie to obchodzi —rzucił sucho. — Ale lepiej się zastanów zanim to podpiszesz. Wiele jest takich co tego żałują — powiedział chwytając do ręki zdjęcie Alexa a Harry zrozumiał natychmiast aluzję. Max i Alex nieźle oberwali w 43, Potter widząc ich stan kiedy wrócili do dormitorium po tamtej nocy, przeraził się na widok wielu ran, pasów jakby od jakiegoś ostrego bełta i krwi. Obaj po tamtym czasie zaczęli się dziwnie zachowywać względem siebie... niby udawali, że to nic takiego, ale kiedy byli już w dormitorium, Max często zwykł się odsuwać od Alexa, nawet wtedy, kiedy ten był od niego niecały metr.
— A ty? — spytał powoli podnosząc wzrok do swojego szkolnego nemezis...dawnego nemezis. Teraz nie czuł już do chłopaka takiej nienawiści. W tej chwili, choć ciężko mu było to przyznać, nawet go polubił.  Draco odstawił ramkę na miejsce i parsknął z rozbawieniem.
— Ja? — spytał i pokiwał przecząco głową — Nigdy. Ja jestem jednym z tych, którzy nie wyobrażają sobie tego nie podpisać. Nawet myśli zawaha... — zamilkł nagle a między nimi zapadła dosyć wymowna cisza. Cisza, która powiedziała mu, że Malfoy skłamał.
— Nie skończyłeś — powiedział powoli Harry a Ślizgon nie odpowiedział — Czyli się wahałeś.
— Tylko raz i to po podpisaniu tego dokumentu — mruknął pusto — Powód nie jest ważny
— Więc możesz go wyjawić — stwierdził, Malfoy zaśmiał się pusto i spojrzał na drzwi.
— Hestia była uznawana za zdrajcę — stwierdził po prostu, a Potter zamrugał ze zdziwieniem. Tego się nie spodziewał. — Tylko dlatego, że go nie podpisała bo jej wartości i mniemanie o ludziach jest zupełnie inne niż wszystkich tutaj. — machnął dłonią na wejście do dormitorium — Rozmawianie z nią już było czymś niezbyt dobrym, za to dopuszczenie się do przyjaźni kończyło się czasami 43, w zależności jaki starsi mieli humor — Potter zamrugał ze zdziwieniem i spojrzał na zasady. Przez to, że Malfoy przyjaźnił się z Hestią, łamał zasadę drugą, piątą i ósmą. — Wybijanie z głowy głupot jest tutaj bardzo skuteczne wiesz Potter — spojrzał na niego i uśmiechnął się przelotnie, jakby było w tym coś zabawnego. — Przez podpisanie tego świństwa, kazali mi ją uderzyć. — Potter zrobił wielkie oczy, a Malfoy odwrócił wzrok i przejechał dłonią po prawym barku, jak gdyby coś go tam zaswędziało — Co to było kiedy odmówiłem — parsknął zimno rozmasowując wcześniej wymienioną część ciała — Pierwszoroczniak stawiający się siódmo—rocznym chłopakom, wyobrażasz sobie? — Harry nie potrafił z wizualizować sobie tej myśli, tym bardziej, że to Malfoy. Chłopak, którego Potter przez pół życia uważał za tchórza, i którym gardził. — Wtedy żałowałem, że w ogóle to podpisałem — wypuścił powietrze ze świstem — ale kiedy następnym razem coś chcieli jej zrobić zamiana nie była konieczna. To przekleństwo załatwiło wszystko.— Potter zamrugał nie bardzo wiedząc o co chodzi — Oczy Potter. Ten "dar" — zironizował, następnie prychając cicho — I tak w sumie zacząłem się tu rządzić — wzruszył ramionami. Potter zaśmiał się krótko na co blondyn jedynie uśmiechnął przelotnie.
— Miałem tu trafić lata temu — wyznał Potter, w zasadzie nie mając pojęcia dlaczego tak nagle naszła go chęć by to powiedzieć. Nigdy się do tego nie przyznawał. Szczerze mówiąc, wstydził się, że Tiara chciała go wrzucić do domu pełnych tych szumowin. Teraz nie wyobrażał sobie żyć gdziekolwiek indziej. — Naprawdę to czuję. To, że tu powinienem być. Zapierałem się przed tym od dawna... a także wmawiałem setki kłamstw, walczyłem z tym...
— Czujesz, że chcesz być jednym z nas? — ich spojrzenia się spotkały, jednak Potter nie dostrzegł w jego oczach lodu, widział ciekawość.
— Tak — powiedział ciszej niż zamierzał. — Chcę być ślizgonem — powiedział głośniej a Malfoy zaśmiał się lekko i wskazał książkę, Harry chwycił za pióro i bez wątpliwości czy zawahania, podpisał się. A chwilę później, jego nazwisko pojechało wyżej, by nie zaburzać porządku alfabetycznego. Uśmiechnął się lekko, czuł się dobrze.
 Draco najwyraźniej uznał, że nic tu po nim, ponieważ skierował się do wyjścia, ale Harry miał do niego jeszcze jedno, ważne pytanie.
— Co twoja siostra robi w tej książce? — Malfoy zatrzymał się gwałtownie i spojrzał na niego ze zdziwieniem — Nie mów że nie wiedziałeś— oznajmił z niedowierzaniem, widząc jego minę.
— Nie może jej tu być — powiedział poważnie, odbierając mu dokument i zaczął przeglądać nazwiska — Musiało ci się... — zamilkł. Najwyraźniej docierając do rocznika Astorii.
— To jej pismo?— chłopak przytaknął powoli — Jak mogłeś nie wiedzieć? Przecież to jest w twoim poko...
— Książka jest przeklęta, nie da się jej wziąć z terenu Slytherinu, nie może opuszczać terenu szkoły— zamilkł na chwilę, wciąż patrząc na podpis — A ona nigdy w życiu nie postawiła tu nogi. Nie mogła tego podpisać.
— Może ktoś zrobił sobie żart — wzruszył ramionami — choć nie mam pojęcia po co.
— To nie jest możliwe — oznajmił cicho — Nie da się tutaj podrobić podpisu, zostaje on natychmiast usuwany. Wiem to, bo Flora próbowała tak z Hestią. Nie jest możliwym podpisać tego żadnym kantem.
— Więc jak to możliwe? — zapytał a chłopak mu nie odpowiedział. Sam najzwyczajniej nie znał na to odpowiedzi — I po co miałaby to podpisywać?
— Po co? — powtórzył pusto a chwilę później książka spadła na ziemię, a Harry zerwał się z łóżka kiedy Malfoy wyszedł... wybiegł z dormitorium, i niewiele myśląc, szybko za nim pobiegł. Nie mając pojęcia co się dzieje.

*

Drzwi do pokoju bliźniaczek trzasnęły, a Harry patrzył z szokiem, jak Draco chwyta ptaka Flory do ręki i zaczyna ściskać tak mocno, że zwierzę zaczyna skrzeczeć jak oszalałe, najwyraźniej się dusząc. Potter nie miał pojęcia o co chodzi, i dlaczego Malfoy pobiegł akurat do Anthony'ego. Przecież był on tylko zmorą, pilnującą Florę. Co mógł mieć z tym wspólnego? Choć po zastanowieniu się, to właśnie Anthony dzisiejszego wieczora przyszedł po Malfoya by zabrać go do Cassandry, więc może...
 Zwierzę już ledwo co machało skrzydłami kiedy to drzwi otworzyły się z hukiem, a Flora wybiegła z łazienki, Harry zastygł widząc, że jest w samym ręczniku. Teraz wyglądała bardzo pociągająco. Czarne rozwiane włosy idealnie kontrastowały z jej białą cerą, niezidentyfikowany błysk w oczach i lekko rozchylone usta które kusiły by złożyć na nich poca... Najwyraźniej przerwali jej kąpiel.
— Co ty robisz?!— syknęła zimno — Puszczaj go!
— Niech się pokaże. Mam z nim do pogadania.
— Malfoy opanuj się! — machnęła dłonią a on odskoczył jak poparzony kiedy czarna mgła zacisnęła się na jego lewym ramieniu, za to zwierzę spadło na ziemię z cichym "pac". Jednak nie minęło dziesięć sekund, kiedy to podniósł się z niej, młody mężczyzna ubrany w czarne szaty, przecierający gardło dłonią i patrzący na nich z rozbawieniem.
— Nerwus — parsknął i zwrócił uwagę na dziewczynę — Damy sobie sami radę, przepraszam że musiałaś przerwać kąpiel — Ślizgonka pokiwała jedynie głową następnie wracając do łazienki, a kiedy drzwi kliknęły brunet spojrzał na nich z uśmiechem. — W czym mogę panom pomóc?
— Po co ją tu przeniosłeś?
— Nie wiem o co ci chodzi.
— O Cassy! —warknął a mężczyzna zaśmiał się krótko — Mów.
— Chciała zwiedzić zamek więc jej to umożliwiłem. Nic wielkiego.
— Dla ciebie — syknął z nienawiścią — Kiedy?
— Jakoś w sierpniu, ni mniej ni więcej — rzucił sucho a Harry zamrugał zdziwiony
— Wszędzie z nią chodziłeś?
— W sumie tylko do kilku miejsc. Gabinet Dumbledore'a w to wliczając — Potter i Draco zrobili wielkie oczy, z tą różnicą że Potter był zdziwiony , za to Malfoy wydawał się być bardziej zaniepokojony, czego Wybraniec nie rozumiał. Miał ku temu powody? Mężczyzna uśmiechnął się i spojrzał na Harry'ego — nic się nie dzieje przypadkiem — oznajmił i zanim Malfoy się odezwał ten z powrotem stał się ptakiem. Za to Harry zastygł, a jego oczy zabłysły, a wiele faktów zaczęło się układać w logiczną całość.
— Powiedz mi jedno — wykrztusił z siebie Harry po chwili ciszy — Co chciała tym uzyskać? — blondyn na niego spojrzał i Harry wiedział, że tym razem nie otrzyma odpowiedzi na swoje pytanie. Potter poczuł, że ktoś się nim bawi, i on w tej zabawie przegrywa. A jemu przypomniało się, że to właśnie Cassy wygrała z nim w szachy.
  — Draco? — Malfoy odwrócił się do Hestii, która stała w progu swojej sypialni — Harry? — dodała kiedy dostrzegła drugiego, ale Potter się do niej nie odwrócił wciąż patrząc w podłogę, pochłonięty w swoich myślach — Coś się stało?
— Nic — powiedział cicho Harry kiedy Malfoy otwierał usta by odpowiedzieć — Po prostu... Ktoś najwyraźniej chciał bym spotkał się z przeznaczeniem — odwrócił do niej wzrok a Hestia uśmiechnęła się do niego z radością. — Chcieliśmy ci tylko powiedzieć, że podpisałem dokument, i podziękować, że powstrzymałaś ich przed zmuszeniem mnie do tego — dziewczyna przytaknęła. — To było bardzo miłe.
— Cieszę się — przyznała spokojnie. — A między wami rozejm jak widzę? — dodała a obaj odskoczyli od siebie jak poparzeni. Carrow roześmiała się z rozbawieniem. — Kto by pomyślał — stwierdziła a jej oczy zabłysły. — Ten ktoś, najwyraźniej wiedział co robi skoro to jedno zdarzenie sprawiło, że wasza dwójka się dogadała.
— Nie przesadzasz trochę? — spytał Malfoy a Hestia na niego spojrzała i pokiwała przecząco głową.— Przypominam, że to był twój pomysł żebyśmy udawali przy...
— Udawać a się nimi stać to różnica — przerwała mu a chłopak zamilkł. — Choć może to za mocne słowa... — dodała z zastanowieniem — za—kumplowaliście się. To odpowiednie określenie.
— Masz rację — powiedział powoli Harry — To jest całkiem spora różnica — Hestia wzruszyła ramionami. Chwilę później z łazienki ponownie wyszła Flora, która nie była mniej goła niż kiedy miała na sobie sam ręcznik, ponieważ jej halka nocna więcej odkrywała, niż zakrywała, ale nikomu poza Harrym nie zdawało się to robić różnicy.
— Ponoć Nott narozrabiał— oznajmił Malfoy i skierował się do wyjścia
— Obiło mi się o uszy — oznajmiła Zimna Carrow — choć słyszałam, że zbył ją tak szybko jak mógł, więc to nie jego wina. Nie odpowiada za to, że te wariatki ją pobiły. — Harry spojrzał na Florę, potem na Draco. Czy oni mówili o Hermionie? — Potter. Byłeś tam prawda? — Harry zamrugał zdziwiony ale po chwili przytaknął, mówili jednak o Granger. — Mocno jej dokopały?
— Cóż... Miała kilka mocnych urazów, krwawiła. Ale szybko sobie zregenerowała rany zaklęciami.
— To dobrze — przyznała Hestia kiedy pozostała dwójka nic na to nie odpowiedziała. — To chore żeby atakować bezbronnych z takich pobudek. No proszę was. To przecież Theo! On ma te swoje reguły, nigdy by ich nie zagiął. A to co widziały musiało być…
— Zwykłym wymienieniem zdań na temat mojego zachowania względem braku szacunku co do swojego zdrowia i pracy Pomfery — Cała czwórka zwróciła uwagę na Theodora opierającego się o framugę drzwi pokoju bliźniaczek — Dzięki za obronę ale umiem o siebie zadbać Carrow.— Hestia spojrzała na podłogę, chłopak zabrzmiał w tamtym zdaniu jakby chciał ją zaraz poszczuć psami, lub rzucić jej w twarz jakąś paskudną klątwą. Był wyjątkowo mocno, zirytowany. — Sprawa wyjaśniona? — spytał i spojrzał na Harry'ego, który zastygł. Nott uśmiechnął się do niego chłodno.
— Wiedziałeś... Wiedziałeś o tym, że Cassy...
— Nic nie dzieje się przypadkiem Potter — powtórzył nieświadomie słowa Anthonyego. Hestia wydawała się być nieco zagubiona, jednak Flora nie wyglądała na zdziwioną, więc były dwie opcje. Albo podsłuchiwała, albo wiedziała o tym wcześniej. — Temu cię nie zaakceptuje. Bo to wszystko jej wymysł. — powiedział z rozczarowaniem — Ale wiesz... — Harry miał ochotę zedrzeć mu ten parszywy uśmieszek z twarzy —  zawsze możesz udawać kogoś kim nigdy nie będziesz, tak jak...
— Theo wystarczy — brunet zamilkł spoglądając na Draco z szokiem.
— Kpisz sobie?
— Powiedziałem — mruknął lodowatym tonem chłopak, zapadła chwilowa cisza, którą jednak przerwał Draco — Jeśli wiedziałeś to czemu milczałeś? Nie dopuścilibyśmy żeby...
— Zrobię dla niej wszystko, ty z resztą też — chłopak zamilkł kiedy Nott to powiedział, a Harry nie zrozumiał. Spojrzał na Florę, potem na Hestię, obie zdawały się wiedzieć o czym mówi Theodor — Ale nie sądziłem, że taki drobiazg tyle pozmienia — spojrzał na Malfoya, który na niego nie patrzył. — Spójrz na mnie jak mówię! — podniósł głos. — Co się dzieje?! Mówiłeś mi kiedyś wszystko! Hestii też! — dziewczyna rozchyliła delikatnie usta. — Malfoy!
— Potter lepiej będzie jak wyjdzie...
— Niech zostanie — Przerwał Florze, Nott, wciąż patrząc na Malfoya. — Ja i tak wychodzę — stwierdził i chwilę później już go nie było, za w pokoju znów zaległa cisza. Harry popatrzył na Malfoya, który wyglądał na wstrząśniętego. Harry czuł, że nie powinien się teraz odzywać ale...
— Szczerość za szczerość, czasem dobrze robi— blondyn drgnął.— To w końcu twój przyjaciel. —  Chłopak pokiwał przecząco głową po czym wyszedł z dormitorium bliźniaczek
  — To nie przyjaciel — Harry popatrzył na Hestię — Tylko brat — uśmiechnęła się. Potter zrozumiał o co jej chodzi, a także te wszystkie zachowania tej dwójki względem siebie. Malfoy bronił jego, a Nott jego, znali się od dziecka, dlatego też sprawa Cassy była dla obydwu tak bardzo istotna... Obaj byli dla niej braćmi.
— Nie wiedziałam do dzisiaj — Harry zwrócił uwagę na Florę, która patrzyła na kruka, zmieniając temat. — Przykro mi, że Cassy cię tu wysłała, i narobiła ci tylu problemów...
— Może chciała mi coś udowodnić? — zagadnął z uśmiechem a dziewczyna zamrugała. — Dzięki temu widzę wszystko w inny sposób — wyszczerzył do nich zęby a Hestia zachichotała. — Może początki były ciężkie, ale naprawdę czuję, że coś się zmieni. I mam tylko nadzieję, że na lepsze.

*


— Theo idioto zaczekaj! — Malfoy wrzasnął stając na błoniach, tutaj dopiero go dogonił, i tutaj chłopak stanął. — Co niby chcesz usłyszeć!? Przecież to wszystko wiesz! Wiesz, że jesteśmy w tym razem! Wiesz, że ona zaraz zniknie! Wiesz, że zostaniemy sami! — Zacisnął pięści w dłonie patrząc na Notta, który usiadł na trawie. A raczej opadł na nią, jakby już tym wszystkim zmęczony. — Ty mi nic nie mówisz, więc dlaczego ja mam to robić? — spytał cicho również się przesiadając. Theodor nie odpowiedział. — Zawsze byłeś przykładem. Pokazywałeś co mam robić, stałeś z boku ale i tak wiesz, że zawsze szukałem cię w tłumie. Teraz to wszystko się zmieniło. Znikasz, unikasz mnie, nie patrzysz mi w oczy jakby obawiając się, że sprawdzę twoje myśli. — spojrzał przed siebie — O niczym sobie już nie mówimy. Dlaczego?
— Zaufanie zniknęło — powiedział po prostu. Malfoy przytaknął, Theo miał, jak zwykle, rację — Wyobrażasz sobie? — parsknął. — Przecież to nie jest możliwe. Odkąd mieliśmy po trzy lata zawsze, wszędzie, wszystko robiliśmy razem. Nawet jak na to nie wyglądało. Byłeś ze mną. Ona z resztą też — również spojrzał przed siebie. — Spalić żywcem bym się za was dał. Wiesz o tym bardzo dobrze... — zamilkł na moment — ale coś się zmieniło. — przyznał cicho — Kiedy Cassy powiedziała mi, że chce coś sprawdzić w szkole, nie sądziłem że chodzi o to. Dopiero po czynie dokonanym się upewniłem. Przyznała się. To ona namówiła Tiarę Przydziału, na zastanowienie się nad swoimi przydziałami, co spowodowało, że tamta uznała iż popełniła błąd dając się przebłagać uczniom. Jej siła perswazji zawsze mnie zadziwiała — dodał a obaj parsknęli cichym śmiechem. — Nie wiem jakim cudem nie została wykryta, ale to zapewne sprawka Anthony'ego, potem oprowadziłem ją po szkole. A na końcu chciała się wpisać w dokumenty. Po co? Zawsze powtarzała, że chce być tu z nami... Pewnie stąd ten pomysł — wzruszył ramionami. — Prosiła żebym milczał. Więc to robiłem. Wiesz jaka jest... Nie da się jej odmówić. — Westchnął cicho. — Wtedy nie pytałem, nie miało to znaczenia. Ale kiedy tylko on tutaj trafił. Już poczułem, że coś się dzieje... A ja...
— Nienawidzisz zmian — dokończył za niego Malfoy ze zrozumieniem, Nott przytaknął. Przez chwilę milczeli, aż w końcu Draco westchnął i położył się na trawie patrząc w gwiazdy. — Sam chciałem was chronić — zaczął cicho. — Zupełnie zapominając o tym, że jestem jedynie zwykłym nieudacznikiem.
— Nie mów tak...
— Theo nie oszukujmy się. Nic nie potrafię zrobić dobrze. Nawet tej piekielnej szafki otworzyć — roześmiał się krótko. — W imię czego? Życia? On nie daruje nam życia, a jej cudownie nie uzdrowi, oboje to wiemy — powiedział zwracając uwagę na spadającą gwiazdę. — Ale tu chodzi o zaufanie. Zapomniałem o nim. A przecież nie tak się umawialiśmy prawda? Mieliśmy być względem siebie szczerzy do bólu, pomagać sobie zawsze i wszędzie. Ale zamknąłem te drzwi zatapiając się w myśli, że  stracę Cassy, tak bardzo to przeżywałem, że zapomniałem o tym, że przecież nie jestem sam.  Dobrze, że mi o tym przypomniałeś — Nott spojrzał na wielki księżyc i uśmiechnął się chłodno.
— Wróćmy do normy — oznajmił cicho. — Bez Flory, Hestii, Mosbyego, Lauren, Alexa, Zabiniego, Pottera i tej małolaty. Bez nich wszystkich. — Malfoy uśmiechnął się przelotnie gdy ten to powiedział.
— Byłbyś wstanie to zrobić? — chłopak nie odpowiedział, na co blondyn roześmiał się ponownie. Również nie wyobrażał sobie takiego życia. Był do nich za bardzo przywiązany, by tak po prostu zerwać kontakt. Może potrafiłby spróbować nie żartować z Blaise'm, nie prowadzić wywodów o egzystencji z Florą, docinać Alexowi i Potterowi, a także wprawiać w depresję Astorię i Maxa... Ale porzucić Hestii nie byłby w stanie. To co się działo było tylko tego dowodem. Zerwali. A mimo to, wciąż zachowywali się względem siebie prawie tak samo. Prawie, ponieważ nie mógł jej chwycić za rękę, czy pocałować, nie mógł robić i mówić wielu rzeczy, ale nie mógłby przestać się do niej odzywać. — Nasza norma to oni. I tego już nie jesteśmy w stanie zmienić.
— A Potter?
— No jest — przyznał Malfoy i podniósł się znów do pozycji siedzącej — I jak na razie tylko tyle możemy o nim powiedzieć — parsknął — Cassy nie robi głupich ruchów, najwyraźniej ma co do niego plany. I coś czuję że wobec nas również.
— Nie przestanie mnie zaskakiwać.
— W końcu bez niej byłoby nudno — rzucił i uśmiechnął się lekko, jego siostra wyjaśniła mu dziś wiele rzeczy, i może wciąż nie potrafi się z tym pogodzić, wie że nawet jeśli jej nie będzie, wszystko będzie działać według jej planu. Bo można być martwym. Ale kiedy rozkręci się karuzelę, nie łatwo ją zatrzymać. I właśnie taka jest Cassy, może wyskoczyć z tej karuzeli, ale ona wciąż będzie się kręcić, tak długo. Aż ktoś inny nie podejdzie i jej nie zatrzyma, bo karuzele czarodziejów mają to do siebie, iż nie przestają się kręcić do czasu, aż nie przyjdzie kolejna osoba chcąca się nią pobawić. — Więc, jak to było z tą Granger? — zagadnął, a chłopak westchnął z irytacją. Malfoy uśmiechnął się kiedy mimo to, dostrzegł błysk w oczach kumpla. Minęła chwila, może dwie aż w końcu Draco doczekał się odpowiedzi.

*


— Ktoś złamał ci serce Granger? — Hermiona podniosła wzrok znad ognia spoglądając za siebie gdzie to o fotel, w którym siedziała opierał się, nie kto inny, jak Cormac. Było już dobrze po północy, a więc cały pokój wspólny był pusty. Sądziła, że została tutaj sama, najwyraźniej się myliła.
— Można to tak nazwać — odpowiedziała cicho znów zwracając wzrok na ogień, pamiętała wieczory kiedy wraz z Harrym i Ronem przesiadywali tutaj godzinami, rozmawiając, śmiejąc się i smucąc przy tym samym kominku... Jednak przy innym ogniu.
Chłopak westchnął teatralnie i obszedł jej fotel, następnie siadając na dywanie i oparł się o niego. Hermiona zwróciła uwagę na chłopaka pod swoimi nogami. Zachowywał się inaczej niż na początku roku. Pilnował jej, ale nie był zbytnio nachalny, wydawał się nawet ją lubić. Czego znowu Hermiona nie rozumiała, w końcu nie była nikim nadzwyczajnym, za to on nigdy nie wydawał się jej lubić dziewczyn mądrzejszych niż zwykłe latawice, którym wystarczy powiedzieć jeden głupi komplement, a te już garną się w ramiona. Więc wątpiła, by była w jego typie. A on w jej. W końcu jakoś nie lubiła zarozumiałych osiłków…. Mimo to wszystko Mclaggen był nieco inny. Dobrze dogadywał się z każdym domem, co było właśnie najdziwniejsze. Ślizgoni gadali do niego jak do swojego, i chyba nie chodziło tu jedynie o "status" jego krwi. McLaggen kilkakrotnie już udowadniał, że jest do nich bardzo podobny... i wiele osób, tak o nim mówi, ze zdziwieniem stwierdzając, że to przecież on powinien trafić do Slytherinu, a nie Harry...
— Miło odpocząć od tych wrzasków — przyznał przymykając oczy i uśmiechnął się przelotnie. — Już nie pamiętam kiedy było tutaj tak spokojnie. — Hermiona musiała przyznać mu rację, od początku roku Pokój Wspólny zwykł huczeć od kłótni, wyzwisk a także spisków i planów jak wygrać lub przegrać zakład ze Ślizgonami. Dziś jednak tego nie było, większość w swoim gronie świętowała porażkę Slytherinu w aktualnej punktacji. Inni, tak jak na przykład ona, wykorzystując ten chwilowy spokój, na wyciszenie się i poukładanie myśli.
— To prawda — powiedziała cicho i zwróciła uwagę na jego dłonie, a konkretniej na serdeczny palec, na którym widniał sygnet rodowy, a w jej umyśle pojawił się chłopak z wczorajszego popołudnia, przez co natychmiast odwróciła wzrok do ognia. — Odpowiesz mi na jedno pytanie? — spytała po chwili ciszy. Gryfon otworzył oczy i skierował do niej swój wzrok. — O co chodzi z tymi zasadami w Slytherinie?
— Czyli jednak zauważyłaś, że jakieś mają — stwierdził z rozbawieniem a Hermiona nieznacznie przytaknęła, dowiedziała się o tym również wczoraj, kiedy to Theodor powiedział, że nie chce przez nią łamać regulaminu.— Mają swoje osiem filarów funkcjonowania — wzruszył ramionami. — Kierują się nimi jakby to była świętość — parsknął. — Są to zasady, których się trzymają i przez, które są tak bardzo inni od pozostałych domów — powiedział bez entuzjazmu a Hermiona spojrzała na niego z większym zaciekawieniem. — Pobudziłem twoją chęć wiedzy? — zagadnął a Hermiona zapłonęła rumieńcem, przez co roześmiał się krótko i nieco przesunął pokazując jej miejsce obok siebie na dywanie. Zsunęła się z fotela zasiadając w siadzie skrzyżnym i spojrzała na niego z wyczekiwaniem, on znów wygodnie oparł się o siedzenie fotela i wrócił do opowieści. — Są dość specyficzni, ale to kwestia przyzwyczajenia, gdybyś znała ich tak jak ja, z całą pewnością byś do tego przywykła.
— Nie dopuszczą mnie do siebie — powiedziała cicho a on przytaknął, ale i pokiwał głową przez co Hermiona nieco się pogubiła.
— Zależy z kim rozmawiasz — przyznał, dziewczyna zamrugała ze zdziwieniem. — Wiesz... Większość z nich podpisuje taki mały dokumencik przez, który zwykli się nie odzywać do Gryfonów nie czystej krwi, inaczej niż wrogo ale są i tacy którzy tego nie zrobili. — Granger zamrugała ze zdziwieniem. — Pamiętasz dziewczynę, która zbyła Weasleya, wtedy na korytarzu gdy się na ciebie wydarł bez powodu?— Granger przytaknęła, pamiętała tą dziewczynę bardzo dobrze, wciąż nie mając pojęcia dlaczego ona, Ślizgonka, jej pomogła. — Hestia nie podpisała tego dokumentu, ponieważ jej wartości różnią się od tych Ślizgońskich, a mimo to, jest najbliższą osobą największego dupka w szkole, zabawne prawda?
— Raczej dziwne — przyznała a on zaśmiał się lekko. — Jednak, do czego zmierzasz?
— Gdybyś chciała kiedykolwiek przywyknąć do tej inności — zaakcentował z ironią — Ślizgonów, to zacznij od niej. Jest naprawdę jedną z niewielu osób w tym domu, która zachowuje się w stosunku do mugolaczki całkowicie tak samo jak do swojej czysto krwistej koleżanki. Zdziwiona, że tacy ślizgoni istnieją? — po raz kolejny przytaknęła. — Carrow jest czymś jak ja tutaj. Tylko przeciwieństwem. W końcu uchodzę tutaj za Ślizgona — machnął ręką a Hermiona zdziwiła się, że wspomniał o tym samym, o czym wcześniej rozmyślała. — Boli? — spytał kiedy Hermiona nieświadomie chwyciła się za przeciętą skroń, szybko opuściła dłoń i pokiwała głową. — Powinnaś przejść się do Pomfrey. — stwierdził spokojnie. — Ta wariatka mogła zrobić ci coś poważniejszego.
— Przesadzasz.
— Ja przesadzam? — powtórzył i parsknął śmiechem.— Gdybym nie przyszedł pewnie skończyłabyś nieprzytomna — spojrzała w podłogę. — Za bardzo się narażasz Granger, wiesz jaką mamy sytuację. A to, że odezwałaś się do osoby takiej jaką jest Nott mogło wywołać u nich błędne myśli. Wiesz o tym doskonale.
— A jaką osobą jest Nott? — spytała nie podnosząc wzroku a oczy chłopaka zabłysły, uśmiechnął się i spojrzał w ogień, w którym iskry tańczyły rozradowane.
— Ciężko go określić... Ale fakt, że jest bliskim kumplem Malfoya sprawia, że jest na czarnej liście Gryfonów — oznajmił spokojnie. — Nie mogę powiedzieć, że znam go dobrze, ale wiem, że jeśli chodzi o naukę, to jest równie inteligentny co ty.
— Jego sumy mówiły same przez siebie — dodała cicho, McLaggen przytaknął.
— Do tego... Cóż... Pozmieniał się. Jest teraz nieco bardziej zauważalny, nie tylko w wyglądzie ale i zachowaniu. Zaczął się nieco wyróżniać w tłumie, czego z całą pewnością nie chciał — Hermiona zwróciła na niego uwagę. — Zawsze stał z boku, wolał pozostawać niewidzialny, ale teraz... Kiedy jego znajomości zaczęły wypadać z torów on musiał również coś zrobić żeby pozbierać ich wszystkich z powrotem. Przez to stracił to nad czym tak długo pracował.
— To znaczy co takiego?
— Ignorancję — powiedział po prostu a Hermiona zmarszczyła czoło.
— To chyba dobrze, że się tego wyzbył.
— Zależy dla kogo — wzruszył ramionami, wstając. — Kiedyś przejechał się na zaufaniu, więc wydaje, mi się, że właśnie pragnął nie przejmować się innymi. Zero empatii ani uczuć. Jak osoby z którymi przebywa. — Hermiona przytaknęła nieznacznie nie wytrzymując spojrzenia, McLaggen patrzył na nią w ten jednoznaczny sposób, jakby chciał powiedzieć, że ona nie jest do tego stworzona. Wiedziała o tym, ale przez kilka sekund naprawdę przeszło jej przez myśli, żeby również spróbować przestać czuć. — Wisisz mi dwie przysługi złotko—  Granger uśmiechnęła się przelotnie, miała wrażenie, że to powie odkąd tylko się przysiadł. — Wiesz za co więc nie będę się rozpamiętywał — przytaknęła.
— Czego chcesz?
— Chyba oboje to wiemy — dziewczyna podniosła do niego pytający wzrok, nie wiedziała. Zaśmiał się lekko i spojrzał w górę, również odwróciła tam wzrok ale nikogo na balkonie nie było. Upewniał się? Dlaczego? — Zamknij oczy.
— Słucham?
— To pierwsza zapłata. Zamknięcie oczu — oznajmił. Hermiona zawahała się ale po chwili zamknęła oczy na co uśmiechnął się zimno.
— Długo jeszcze?
— Dopiero co zamknęłaś.
— Nie podoba mi się ten twój pomysł.
— I nie musi — odparł po prostu — dziesięć sekund i będzie po sprawie.
— Słucham? McLaggen co ty zamierzasz zro... — otworzyła oczy — bić? — spytała patrząc z szokiem na bukiet róż. A następnie rozejrzała się — McLaggen? — zapytała patrząc po pokoju, ale go już w nim nie było. Wróciła wzrokiem do bukietu biało czerwonych róż a jej usta mimowolnie wykrzywiły się w uśmiech.
— Nie ode mnie — rzucił sucho jego głos, podniosła głowę w kierunku męskich dormitoriów gdzie właśnie drzwi się zamykały, a kiedy kliknęły, dziewczyna znów zwróciła uwagę na kwiaty.
— Więc od kogo? — spytała cicho chwytając bukiet do rąk.
Nie było listu ani nawet małej notki. Był jedynie piękny bukiet róż w środku którego była gałązka kwitnącej wiśni, co było bardzo dziwne ponieważ jest październik. Mimo to Hermiona uśmiechnęła się, te kwiaty były tym czego teraz potrzebowała, pocieszeniem — ponieważ je dostała w chwili smutku, ukojeniem — bo ich zapach i wygląd pobudził jej zmysły uspokajając jej obolałe serce, i radością — bo ktoś specjalnie dla niej je zerwał, a raczej zamówił, ponieważ wiązanka była pięknie zrobiona i uwiązana tak bardzo skomplikowanie różnorakimi wstęgami, że wątpiła by jakikolwiek chłopak podołał się stworzeniu takiego arcydzieła.
 — Nie śpisz? — Granger ponownie podniosła wzrok do góry i zobaczyła zaspaną buzię Romildy, która pochylała się nad barierką by ją dostrzec. I zanim Hermiona zdążyła odpowiedzieć, ta zniknęła, by po chwili pojawić się na schodach, a jeszcze trochę później, przy Hermionie, przecierając zaspane oczy.
— Jakoś nie czuję się zmęczona — odparła a dziewczyna uśmiechnęła się do niej zwracając uwagę na kwiaty.
— Nie czujesz się zmęczona, czy nie chcesz przebywać blisko Lavender i tych dwóch idiotek? — spytała, Hermiona odwróciła wzrok na ogień, przypominając sobie dlaczego nie chciała wracać do dormitorium. Dzieliła je z tymi samymi dziewczynami, które wcześniej ją pobiły. — Od Cormaca? — zagadnęła ze sprytnym uśmiechem za to Hermiona pokiwała głową przez co Romilda wydawała się być bardziej zaciekawiona.
Granger nigdy nie utrzymywała z nią bliższych kontaktów, Vane zwykła zajmować się sobą, co jakiś czas pojawiając się przy innych dziewczynach nigdy nie zostając na długo z żadną z grupek. Była raczej indywidualistką co czasami wzbudzało w Hermionie szacunek do tej dziewczyny. Bo ona umiała się bronić przed obelgami, a także porządnie zastraszyć jeśli było to konieczne. A jej znajomości również dawały dużo możliwości do tego by swoje groźby spełniać. Jednak mimo to, była bardzo życzliwą i wbrew pozorom uczynną dziewczyną. W końcu to ona poinformowała McLaggena o tym co działo się w klasie. I to dzięki niej Hermionę ktoś obronił.
— Dał mi je ale powiedział, że to nie od niego — przyznała cicho Hermiona a młodsza Gryfonka zachichotała cicho.
— Masz cichego wielbiciela — powiedziała prawie to śpiewając na co Granger zrobiła się cała czerwona.
— Wcale nie — przeciągnęła odwracając wzrok, a jej serce zabiło mocniej, brunetka usiadła obok niej a jej włosy rozwiały się na wszystkie strony. Jeśli to możliwe, jej loki były jeszcze bardziej kręcone niż włosy samej Granger.
— Wiesz, mogę popytać kilka osób i zaraz dowiemy się od kogo ten bukiet dostałaś — Hermiona spojrzała na nią ze zdziwieniem. — Choć może to nawet nie z Hogwartu — spojrzała na nią a Granger przygryzła delikatnie dolną wargę.
— Wątpię by ktoś spoza szkoły mi to wysłał. Nie znam się z ludźmi spoza...
— Wiktor — parsknęła dziewczyna przechylając się i upadła na podłogę. A Granger zdrętwiała na dźwięk imienia Kruma. — Nie powiesz mi, że cię nie lubił — Hermiona spojrzała na kwiaty. Wiktor byłby w stanie jej wysłać kwiaty do szkoły... ale przecież w listach mówiła, że teraz nie jest odpowiedni czas na jakikolwiek kontakt... a on zwykł być usłużny jej względem. Mimo , że był śmierciożercą… Spełniał jej prośby.
— Wątpię by były od niego — powiedziała w końcu. — Jest sportowcem, nie romantykiem.
— Pozory mylą — Romilda znów usiadła. — Tooo... Nie jesteś ciekawa od kogo... — zamilkła patrząc w środek bukietu. — Wiśnia? — Hermiona również spojrzała na gałązkę następnie spoglądając na dziewczynę, która zachichotała po raz kolejny.
— Wiem, dziwne. Ale bardzo ładnie wyg...
— Nie masz pojęcia co to znaczy mam rację? — zagadnęła a Hermiona zamilkła. — Znasz się na roślinach? — Granger wzruszyła ramionami.
— Na tyle ile jest to konieczne — odparła zwyczajnie.
— A słyszałaś o języku kwiatów? — Hermiona zmarszczyła brwi, w kulturze czarodziejów ten rodzaj oznajmiania komuś informacji, nie był praktykowany. A przynajmniej tak pisało w jednej z ksiąg którą kiedyś czytała.
— Sądziłam, że tylko mugole zwracają na to uwagę — Młodsza zaśmiała się rozbawiona, a Hermiona ponownie spojrzała na bukiet w swoich rękach, nie znała się na języku kwiatów.
— Więc już wiesz, że nie tylko — stwierdziła oczywistym tonem. — Róże. Czerwone... Ach namiętność — westchnęła i chwyciła się teatralnie za serce. — Białe, oczywista niewinność i nadzieja, kompozycja starannie zadbana, estetyka zachowana, nieco ekskluzywności, oznaka jak mniemam dystansu, i to nie byle jakiego. Można by rzec, że jest on porównywalny do obrzydzenia — usta Hermiony rozchyliły się delikatnie. Romilda widziała to wszystko w jednym bukiecie? Czytała z niego jak z otwartej księgi. — A ta gałązka nie jest przypadkiem, kwiaty wiśni symbolizują przypomnienie o obietnicach. Składałaś niedawno komuś jakąś obietnicę? — Oczy Granger zabłysły, za to Romilda uśmiechnęła się chytrze — Składałaś — przeciągnęła z rozbawieniem. — Całość można złożyć w sposób, który dopasuje się do konkretnej osoby wiesz? —  Hermiona spojrzała na dziewczynę ze strachem. — Połączenie białych i czerwonych róż, tworzy gorycz. Ktoś kto trzyma do ciebie bardzo duży dystans czuje żal z twojego powodu, jednak jednocześnie przypomina ci o obietnicy jaką mu składałaś — jej oczy błysnęły. — Aż dziw, że w ogóle go poczuł. Przecież Nott nie jest takim typem człowieka. — Rzuciła jak gdyby nigdy nic spoglądając w oczy Hermiony. — Widzisz jak łatwo można się dowiedzieć prawdy z jednej wiązanki wystarczająco szybko kojarząc fakty? — Parsknęła cicho a Hermiona spojrzała na bukiet. Gdyby Ron się dowiedział, że otrzymała kwiaty od Ślizgona... — Granger co ty... Co ty robisz!? — Syknęła dziewczyna spoglądając w płonące kwiaty z otwartymi ustami. — Przecież... Dlaczego to zrobiłaś?! — podniosła głos spoglądając na Hermionę. — Nikomu bym nie powiedziała!
— Nie o to chodzi — powiedziała cicho Granger patrząc na róże których piękne pąki pochłaniał ogień.— Nie mogą się dowiedzieć, że cokolwiek dostałam. Chcę w spokoju tu żyć — jej głos przeszedł do szeptu. — Nie mogłam ich zatrzymać.
— To mogłaś dać je mnie — mruknęła zakładając dłonie na piersi i przewróciła oczami — Były naprawdę piękne — popatrzyła do ognia gdzie widać było już tylko kupkę popiołu. — A uwierz. To nie jest typ, który często daje dziewczynie coś takiego.
— Znasz go?
— Znam ludzi którzy uważają, że go znają — zaśmiała się lekko. — Ja mam z nim tylko kilka nieczystych układów — posłała jej promienny uśmiech, a Hermiona uznała, że nie chce wiedzieć o jakich układach mówi Gryfonka. — Poza tym — dodała jakby od niechcenia, wstając — od takiego przystojniaka wyrzucać kwiaty to grzech! — machnęła rękami w górę. — Nawet nie wiesz ile dziewczyn chciałoby być na twoim miejscu! — Obrzuciła ją spojrzeniem jednocześnie rozbawionym i pełnym rozczarowania. — Nie siedź długo. To piękności szkodzi — oznajmiła i zniknęła w ciemności. Hermiona patrzyła jeszcze przez pewien czas w ogień i zrobiło się jej przykro.

*


Harry usiadł na łóżku Flory patrząc na bliźniaczki z niedowierzaniem. Cassy znała każdy ich dzień, każdy ruch i myśl. On sądził, że Malfoy ma bardzo nietypową i niebezpieczną moc. Ale to właśnie jego siostra była tą niebezpieczną. Miała w tej małej głowie setki informacji tak istotnych dla świata... To wszystko miało niedługo przepaść.
— Uzdrowiciele nie dają jej roku — oznajmiła sucho Flora opierając się o filar łóżka Hestii. — Ona sobie nawet tyle. A uwierz. Jest nieomylna.
— Jednak nie rozumiem dlaczego chciała tutaj Harry'ego. To nie ma sensu — powiedziała Hestia a dziewczyna wzruszyła ramionami, ale Potter wiedział. Wyjaśniły mu to przed kilkoma chwilami opowiadając o Cassy. O tym kim jest Cassy i czym się kieruje. A leży na jej sercu dobro ludzi, ludzi jej bliskich a także obcych. Bo Gryfoni poradzą sobie bez Pottera, za to Slytherin go potrzebował. Wszystko się waliło, dom uznawany był za zło, a jego uczniowie za przestępców i czarnoksiężników. Slytherin przemijał, a jego uczniowie nie mieli pojęcia jak powstrzymać tą walącą się wieżę... brakowało tu kogoś kim Harry miał być. Kogoś kogo okrzyknięto Wybrańcem. Potrzebowali bohatera, a on potrzebował ich. Tych egoistycznych świń. Tego całego zła które tu siedzi. Bo przez to młode zło ma szansę wygrać tą walkę bez przelewu krwi. Jak? To całkowicie proste. Będąc tutaj, dostrzegł wiele cech, które ich łączą, nie chodzi o wierność — która tu jednak istnieje — a o charaktery. Wszyscy są chytrzy, nawet Crabbe i Goyl, choć zwykli nie wyglądać, dosyć sprytni, cholernie ambitni a manipulację chyba wyssali z mlekiem matek. — Uśmiechnął się na tą myśl. On też taki był? Sam nie wiedział. Ale zrobił krok w kierunku gniazda węży, teraz wystarczy tylko pobiec by się do niego przedostać.
— Masz dobry humor — oznajmiła Hestia a on otrząsnął się z zamyślenia spoglądając na nią. — A chyba powinieneś być zły.
— Nie mam o co — odparł a dziewczyna zamilkła. — Gdybym pozostał w Gryffindorze, nigdy nie dowiedziałbym się o tych kłamstwach, które mnie otaczały, a także nie poznałbym wspaniałych ludzi — wzruszył ramionami a obie Carrow wyglądały na wstrząśnięte tymi słowami, on uśmiechnął się, po raz pierwszy widząc w nich podobieństwo. Teraz... — Wyglądacie jak rasowe bliźniaczki — rzucił sucho i wstał. — Dobranoc — powiedział uprzejmie i wyszedł zostawiając obie w osłupieniu.

*


Potter idąc rankiem przez korytarz mijał wiele osób, zwykłych ponuraków jak i rozgadane dziewczyny. Wszystkich ich wprowadzał w stan osłupienia. Spytacie, dlaczego? A otóż dlatego, że wszystkim im mówił :"Hej" —  głosem jakby wszystkich znał. Sam nie wiedział dlaczego, ale po prostu miał tak świetny humor, że chciał się tą radością podzielić z innymi.
Dziś spał jak dziecko, bez dręczących myśli czy pytań. I pragnął by każda noc była tak przyjemna jak ta dzisiejsza. Nawet widok Snepea nie zmienił jego nastroju. Wszystko było pozytywne i nic nie wskazywało na to by dało się to zmienić. A mimo to, kilka osób próbowało skomplikować mu dzień. Kilka, paskudnych wrzodów na tyłku.
— Gdzież to się wybiera samotnie nasz ulubiony śmierciożerca? — Takimi słowami , pełnymi ironii, powitał go Weasley wraz ze swoją bandą półgłówków. Innego określenia Harry jeszcze dla nich nie wymyślił, ale miał kilka dobrych pomysłów jak: "ochrzcić" grupę istot, które były na tyle bezczelne, żeby oczerniać osobę, której zupełnie nie znały.
— Jakoś nie mam dla was czasu — rzucił pusto i wyminął ich kierując się do Wielkiej Sali.
— Panie i Panowie, oto Prawdziwy Ślizgon! — Harry zatrzymał się słysząc te słowa. — Tchórzostwo na poziomie mistrzowskim, że tak powiem, a do tego fałszywa żmija. — Potter zmarszczył brwi — Jak to jest Potter, że kiedyś bez mrugnięcia powieką zabiłbyś te Ślizgońskie ścierwa a teraz paradujesz z nimi jakby nigdy nic?
— Jedyną fałszywą osobą jesteś tutaj ty Weasley i dobrze o tym wiesz — powiedział chłodno Harry odwracając się do niego i uśmiechnął chłodno. — W końcu żerowanie na innych to twoja dewiza życiowa. — Rudzielec zapłonął czerwienią. — A te ścierwa dadzą ci niezłego kopa Weasley jak się w końcu nie uciszysz. Bo już wszyscy mają dosyć twojego panoszenia się! Nawet Malfoy za swojej sześcioletniej kariery dupka nie odstawiał takich scen, więc…
— Chyba się obrażę — Wszyscy spojrzeli na nikogo innego, jak samego Malfoya, który właśnie wskoczył z dziedzińca na parapet jednej z loggie i oparł się o jej filar. — Najwyraźniej za mało się staram.
— To miał być komplement do twojej osoby — przewrócił oczami Potter, Draco parsknął cicho.
— Skoro tak uważasz — powiedział i uśmiechnął się chłodno do Rona. — Jakoś mina ci zrzedła Wasley. A przecież jest was tutaj więcej — po tych słowach, rudzielec wyprostował się a kilku jego kolegów naprężyło mięśnie. Najwyraźniej będąc podbudowani tymi słowami. W końcu liczebność ma znaczenie. — Więcej mięśni niż rozumu. Znam skądś ten typ — machnął ręką a Harry spojrzał za siebie, gdzie po obu stronach korytarza oparci o ściany stali osiłkowie, z którymi Draco niegdyś był widywany codziennie. Crabbe i Goyl, wierni goryle Malfoya, którzy jedynie strzelili na palcach a włosy na głowie Rona stanęły dęba. A Harry wiedział, że te dwa młokosy byłyby wstanie pobić tą garstkę Gryfonów we dwóch. W końcu nie tylko byli umięśnieni ale i wielcy, z powodu dużej ilości pochłanianego jedzenia, które konsumowali w trakcie posiłków. Wystarczyłoby, że stopa Goyla spoczęłaby na plecach Rona i nie byłoby już co zbierać.— A jeśli chodzi o magię — dodał jakby od niechcenia wysuwając różdżkę ,Weasley naprężył się jak struna — Sam dałbym wam radę, ale skoro twierdzisz, że jesteś taki hardy to mam do pomocy tu nie tylko pogromcę czarnoksiężników — Harry znów przewrócił oczami kiedy ten wskazał go wyrafinowanym gestem dłoni — Ale i zarozumialca posługującego się różdżką równie dobrze co swoim interesem.
— Za bardzo mi słodzisz... Nim posługuję się po mistrzowsku. — Parsknął Zabini podchodząc do parapetu, na którym stał Malfoy i oparł na nim dłonie, a Harry roześmiał się na te słowa, porównanie Malfoya naprawdę było na takim poziomie jaki pamiętał kiedy jeszcze Potter był Gryfonem. Teraz właśnie jego widział. Egoistycznego Dupka. — Nadzwyczaj mądrą małolatę — Astoria westchnęła jakby zirytowana, Harry dopiero teraz dostrzegł, że stała ona tuż za Goylem, masa chłopaka wcześniej całkowicie przysłoniła ją z widoczności — Dwie jakże urocze bliźniacz... — czarny jak smoła pocisk przeleciał tuż obok jego ucha rozpryskując się na ścianie — ...ki — Harry zauważył jak Flora rozluźnia dłoń a Hestia śmieje się delikatnie. — I za moment osobę, która się was stąd pozbędzie — zakończył Draco, Harry rozejrzał się a po chwili usłyszał jak zza zakrętu ktoś wychodzi, a była to Lauren z Nottem, wściekła jak osa, której kilka zirytowanych zdań wystarczyło by Gryfoni natychmiast odeszli, co sama zrobiła zaraz po nich. Theodor jednak został a Malfoy uśmiechnął się zeskakując z parapetu.
— Co do sekundy — parsknął a Harry na niego spojrzał pytająco.
— Wiedzieliście, że na niego wpadnę? — spytał powoli na co Ślizgoni parsknęli z rozbawieniem, no... tylko Malfoy i Zabini, Nott powstrzymał się od komentarza, Crabbe i Goyl poszli na śniadanie, podobnie jak obie Carrow, a Astoria wciąż wydawała się być z jakiegoś powodu smutna.
— Sterczą tutaj prawie codziennie, a ty dzisiaj zaspałeś przez co szedłeś sam na śniadanie więc domyślenie się, że  pójdziesz skrótem nie było zbyt trudne — oznajmił Malfoy ze znudzeniem i uśmiechnął się do niego. — Za to ja, bardzo dawno się nie popisywałem. Chyba z dwa dni! — podniósł głos akcentując ostatnie słowa z jawnym oburzeniem, przez co nawet Nott wykrzywił delikatnie kąciki warg do góry. —Ale poważniej już mówiąc — zaczął kierować się w kierunku Wielkiej Sali, reszta zwyczajnie poszła za nim — brakowało mi tego cynizmu. Ostatnio nie miałem na to zbyt wiele czasu. A to przecież wspaniała rozrywka!
— Poryło cię.
— Och ranisz... A właśnie! Jak to wcześniej mówiłeś? — zagadnął uśmiechając się wrednie w jego kierunku , Potter westchnął — Te ścierwa dadzą ci niezłego kopa Weasleyyyy — przeciągnął a Zabini parsknął śmiechem w tym samym momencie co Malfoy — Aż tak w nas wierzysz bliznowaty? — Potter nie wiedział czemu, ale poczuł się przyjemnie połechtany kiedy usłyszał to określenie. Tego mu brakowało w tym nowym Malfoyu. Tego, kiedyś zupełnie niezrozumiałego dla Pottera, poczucia humoru. — Kurcze ktoś chyba mnie dzisiaj bardzo lubi tam w dole.
— Dole? — powtórzył ze zdziwieniem Harry.
 — Mówią, że Malfoy jest synem diabła. — Parsknął Zabini a Potter również się uśmiechnął, taak. Też do niedawna tak o nim sądził. — A czemuż to drogi kolego?
— No spójrz na te piękne dziewczyny — zaakcentował z ironią patrząc na Lavender i jej koleżanki najwyraźniej na kogoś czekające przy posągu jednookiej wiedźmy. — Aż się proszą na kilka uwag co do swojego wyglądu — zaćwierkał a Astoria pokiwała gorliwie głową, choć nie udało się jej ukryć uśmiechu rozbawienia.
— Malfoy jestem głodny, nie mam czasu na takie głupoty — mruknął czarnoskóry ale blondyn go nie słuchał. — Czyli znów jest tym dupkiem — westchnął i spojrzał na Notta. — Te, ty też wracasz do swojej wersji incognito? — rzucił a Nott wzruszył ramionami. — Czyli tak — westchnął i znów zwrócił uwagę na Gryfonki. — W sumie. To może być nawet zabawne.
  — I ponoć dał jej kwiaty rozumiecie?! Mclaggen dał Granger...
— Oj ta zazdrość wam wielce szkodzi — Brown odwróciła wzrok do Malfoya, który stał obok nich i uśmiechał się uroczo, dziewczyna odskoczyła kiedy tylko połączyła wszystkie wątki, lub po prostu zorientowała się, że to właśnie jest Malfoy. Harry naprawdę nie wiedział jak mały jest móżdżek tej dziewuchy.
— Czego chcesz?
— Wiesz... Ja rozumiem, że ta szlama jest od was atrakcyjniejsza ale gdybyście chociaż spróbowały nieco nad sobą popracować, byłybyście jeszcze brzydsze niż jesteście teraz — Katie spojrzała zakłopotana w podłogę, Parvati również, za to Brown bezczelnie patrzyła się mu w oczy, a to że się uśmiechnął dało Harry'emu i Blaise'owi wyraźnie do zrozumienia, co chłopak właśnie zrobił. Wymienili między sobą spojrzenia i cierpliwie czekali na rozwój wypadków. — Jesteś odrażająca Brown — powiedział po prostu a dziewczyna nie wyglądała na przejętą.
— Gorsza niż ty nigdy nie będę — chłopak roześmiał się krótko.
— A mam ci udowodnić, że jednak jest inaczej? — spytał z rozbawieniem a dziewczyna zmarszczyła brwi.
— Spróbuj — syknęła a ślizgon spojrzał na swoje palce.
— Zacznijmy może od twojego problemu z opryszczką na piersiach — dziewczyna przestała się uśmiechać. Harry wraz z Blaisem zastygli, to tam można mieć opryszczkę?! — Tak, strasznie to musi być niewygodne prawda? — zagadnął jakby nigdy nic. — Gdyby jeszcze były tylko one może, oczywiście teoretycznie — dodał natychmiast — dałoby się coś z tym zrobić, ale do tego masz problem z nadwagą, który chowasz pod magicznym gorsetem babki, który ukradłaś w zeszłe wakacje — dziewczyna zacisnęła dłonie w pięści— co tam jeszcze... ach tak. Rozstępy, cellulit i oczywiście brak jakiejkolwiek estetyki w miejscach intymnych — Zabini skrzywił się niemiłosiernie.— A to, że Weasley ma małego, chyba nie daje ci żadnej satysfakcji z jakiegokolwiek zbliżenia. — Uśmiechnął się uroczo następnie odchodząc, zostawiając dziewczynę w osłupieniu.
Blaise parsknął śmiechem tak głośno, że echo odbiło się chyba po wszystkich korytarzach szkoły. Śmiał się całą drogę nie potrafiąc pohamować rozbawienia. Co jakiś czas, w przerwach na wzięcie oddechu, mówiąc jedynie: "To żeś jej dowalił!" lub "Boże jakie to było dobre!". Harry musiał przyznać mu rację. Malfoy zgasił ją genialnie, a jego akcent i sposób wypowiedzi po prostu powalał na łopatki. Za to mina Lavender kiedy odchodzili, była wręcz bezcenna. Ale tylko dla ich trójki to było zabawne. Nott wciąż był tak samo ponury, za to Greengras... Astoria wyglądała na zdegustowaną.

*


 — W porządku? — spytał Potter, Astorii, kiedy usiedli w Wielkiej Sali a dziewczyna zaczęła nakładać sobie jedzenie. Nie odpowiedziała od razu najwyraźniej się nad czymś zastanawiając, aż w końcu odpowiedziała.
— Niezbyt — przyznała cicho. — Ale nie chcę o tym rozmawiać — dodała natychmiast a on przytaknął, i również zajął się jedzeniem, ale mimo zmartwienia się stanem młodszej Greengrass, wciąż miał świetny humor.
Czuł się dobrze, a Ślizgoni zachowywali się w stosunku do niego inaczej niż jeszcze dwadzieścia cztery godziny temu. Zagadywali go i wdrażali do swoich rozmów, bez dystansu a Harry zdziwił się że podpisanie jednego, głupiego dokumentu, tyle zmienia. Jednak nie wszystkim dziś było dane mieć tak dobry humor jak jemu.
— Nie zaczynaj znowu. Przecież już cię przeprosiłem.
— Przeprosiłeś?! Dom przeproś! Sto dwadzieścia punktów idioto! — Tony westchnął z irytacją i oparł głowę o stół zakrywając twarz dłońmi. — Przez twoją głupotę...
— Inni też zawinili. Czepiaj się też kogoś innego.
— To ty pobiłeś rekord szkoły w wagarach! — syknęła dziewczyna a starszy ślizgon jej nie odpowiedział.
Harry patrzył na Tony'ego ze współczuciem, Lauren była strasznie upierdliwa od wczorajszego wydarzenia z punktacją. Czepiała się wszystkiego i wszystkich, nawet teraz, kiedy chłopak zwyczajnie leżał na stole, upominała go jak ma się zachowywać. Potter popatrzył na Blaise'a, który krzywił się na ten widok, i chyba myślał doskonale o tym samym co Potter. A mianowicie: "Boże, z kim my go chcieliśmy spiknąć!?".
— Czyli mam rozumieć, że nie pójdziemy w weekend do Hogsmade...
— Żartujesz sobie!? — chłopak jęknął cicho kiedy ta wybuchła. — I nie będę spokojna Nott! — dodała kiedy brunet otwierał usta by coś jej powiedzieć. — Może dla was idioci te punkty nie mają najmniejszego znaczenia, ale ja liczę się z domem!
— Chcesz tylko żeby za twojej kadencji puchar domu tu wrócił. Daj spokój, te smęty są już nudne — rzucił Malfoy a dziewczyna zacisnęła usta w wąską linię przez co na nią spojrzał i uśmiechnął się przelotnie. — Daj chłopakowi się zrehabilitować. Za tydzień jest mecz — Tony podniósł się do pozycji siedzącej, jednak Lauren nawet na niego nie spojrzała. — Skończą mecz najszybciej i najlepszym wynikiem w historii, to może nawet ze sto punktów im dadzą — dodał jakby od niechcenia a Harry przełknął ślinę, to on zwykł kończyć mecz. Malfoy wymagał od Pottera niemożliwego. — A o resztę się nie musisz martwić.
— Jak niby chcesz sprawić żebyśmy wrócili do naszego jeszcze wczorajszego wyniku?!
— Zwyczajnie. Wywrę presję na wszystkich uczniach.
— Niewykonalne.
— Ty mnie chyba nie znasz — oznajmił chwytając do dłoni zielone jabłko i wstał następnie wychodząc z wielkiej sali, zostawiając Lauren z otwartymi ustami. Harry popatrzył za Malfoyem i szczerze mówiąc, chciał zobaczyć jak Malfoy zaczyna szkalować wszystkich tak, jak zrobił to Lavender. Bo najgorsze w tym wszystkim jest to, że Malfoy tego nie wymyśla, a zwyczajnie mówi szczerą prawdę.

*


— Może teraz wyjaśnisz o co chodzi? — zapytał Harry kiedy razem z Astorią kierowali się w kierunku klasy Obrony Przed Czarną Magią, dziś mieli tylko te zajęcia, więc perspektywa przebywania ze Snapem w jednym pomieszczeniu przez cztery  godziny, nie zdawała się być aż taka straszna jak zwykł to odczuwać. Za to młodsza Greengrass miała zajęcia z Zaklęć klasę obok.
— Po prostu ciężko mi nadążyć nad tym wszystkim – powiedziała cicho Astoria nawet na niego nie patrząc – Te ciągłe zmiany. Dziwię się, że do tego przywykłeś a ja jeszcze nie. Nie potrafię nad nimi nadążyć. — westchnęła cicho
— Nie myślałaś nigdy nad zakończeniem takiego życia? — zapytał Harry na co Astoria spojrzała na niego z niezrozumieniem— Chcesz wszystkim naokoło coś udowadniać, a czemu nie myślisz o sobie? O  tym kim naprawdę chcesz być?
— Kim chce? — zaśmiała się zimno.— Harry na jakim ty świecie żyjesz? to Slytherin. Nikt nie jest tu tym kim chce.
— Mylisz się — dziewczyna zamilkła — Hestia jest sobą — oczy dziewczyny pociemniały czego Potter nie zrozumiał, dlaczego się zdenerwowała?
— Ja jestem rozsądna.
— Ale czasem bycie rozsądnym oznacza bycie tchórzem — mruknął a dziewczyna uśmiechnęła się blado.
— Masz rację — poparła go. —Jednak to niczego nie zmienia. Jestem tylko Ślizgonką.
— Więc bądź kimś więcej! Zbuntuj si...
— Bunt? — przerwała mu spoglądając na niego z szokiem. Stanęli. — Potter czy ty siebie słyszysz? — z nieznanych mu przyczyn zrobiła się nerwowa. — To przez bunt gryfonów utknęliśmy w takiej sytuacji
— Jakiej? — Dziewczyna otwierała usta by mu odpowiedzieć ale ktoś im przerwał.
 — Skazują nas na różnorakie pakty rodów. — Draco nie wyglądał na zdenerwowanego mimo iż irytacja w jego głosie była wyczuwalna. — Dlaczego? Bo Gryfoni wymyślili sobie by pieprzyć się z mugolami i robić z nimi brudne imitacje czarodziejów. Nic nie warte gadanie — zwrócił się do Astorii i uśmiechnął zimno w taki sposób, że po plecach Harry'ego przeszedł dreszcz. Dziewczyna opuściła wzrok na podłogę. — Chcesz się wyżalić Story?
— Draco – powiedziała Hestia chwytając go za rękę a blondyn jakby pod wpływem zaklęcia uspokoił się.
— Nie – prawie szepnęła młodsza Ślizgonka — Tylko chciałam... – zamilkła na moment ale Malfoy już jej nie słuchał wymijając ich a Carrow poszła za nim lekko się uśmiechając. Harry nie rozumiał dlaczego Carrow prawie zawsze się uśmiechała. A także dlaczego mimo zerwania prawie zawsze są blisko siebie. Przecież tak nie zachowują się ludzie po zerwaniu, nawet zachowując przyjacielskie relacje.
— Naprawdę jesteś zabawna Greengrass – zaśmiał się ktoś a dwójka Ślizgonów popatrzyła jednocześnie w stronę okna gdzie o parapet opierał się Nott paląc papierosa i patrząc na nich z rozbawieniem.
— Niby czemu? – spytała chłodno a chłopak wyrzucił przez okno niedopałek i spojrzał na nią.
— Podobno ci na nim zależy, a jednak robisz wszystko żeby cię znienawidził— zaśmiał się lekko. — I zgadnij kto będzie przy nim w każdej chwili gdy go zdenerwujesz? – uśmiechnął się patrząc w miejsce gdzie znikł Malfoy razem z Hestią a Harry poznał wreszcie powód dla którego Greengrass tak nie lubi jednej z Carrow. – Pogrążasz się. Z resztą i tak nigdy nie miałaś szans – dodał jakby od niechcenia, podnosząc swoją torbę z ziemi – W końcu to jego wybór. Nie wpłyniesz na zmianę jego zdania co do jej osoby. W końcu jesteś tylko niepotrzebnym elementem w tej grupie. – Rzucił na pożegnanie i również zniknął za zakrętem zostawiając ich samych. Harry patrzył smutnym wzrokiem na Astorię która wpatrywała się załzawionym wzrokiem w miejsce gdzie stał poprzednio Nott.
— To dlatego tak nie lubisz Hestii prawda? – spytał cicho a ona nie odpowiedziała – Ponieważ Malfoy lepiej dogaduje się z nią a nie tobą?
— Jednak jesteś Ślizgonem Potter– powiedziała chłodno. —  Tak jak oni wszyscy nie umiesz się powstrzymać przed dobiciem leżącego – syknęła i pobiegła przed siebie.
— Astoria zaczaka… — Trzask!

Harry szybko podbiegł do dziewczyny i osoby, z którą się zderzyła. A uderzyła w nikogo innego jak w samego Snapea, który kierował się do ich klasy.
— Greengrass nie biega się po korytarzu. — warknął nauczyciel a Ślizgonka natychmiast podniosła się z ziemi.
— Przepraszam – szepnęła, patrząc z powiększonymi oczami, kiedy podał jej torbę, która wypadła jej z rąk w chwili zderzenia się z nauczycielem. On jedynie pokiwał głową oddając jej przedmiot.
— Do klas – mruknął  – Chyba, że mam wysłać specjalne zaproszenie— wskazał ręką klasę – Zajęcia się zaczęły – warknął i poszedł przodem w kierunku klasy. Harry wymienił z Astorią spojrzenie po chwili ponawiając ruch psora. W końcu spóźnianie się na lekcje mogło być karane punktami ze strony nie tylko nauczyciela ale i Lauren, która z całą pewnością tego robić nie chciała zważając na ich obecną sytuację. A Potter wolał się nie narażać.

Kiedy Harry wszedł za Snapem, w klasie zapanowała głucha cisza a wszyscy uczniowie znajdujący się w środku zajęli swoje miejsca. Potter rozejrzał się, zostały tylko dwa wolne siedzenia. Jedno obok Hermiony, a drugie obok Lauren, która prawie jak co lekcję siedziała sama. Nie mając większego wyboru Harry zasiadł obok Lauren a po jego ciele przeszedł dreszcz. Było tu o wiele chłodniej niż w pozostałej części klasy. Kiedy usiadł na jego usta wypłynął uśmiech ulgi gdy dostrzegł ławkę przed sobą Maxa z Alex’ em, którzy ostatnio znikali a kiedy Alex wracał do pokoju, wyglądał jak sto nieszczęść.
 — Wątpię by większość z was miała kiedykolwiek do czynienia z magią całkowicie... – machnął różdżką, z której wyleciał jarzący się jasnym blaskiem pocisk formujący się w kształt strzały, który idealnie rozprysnął się na drzwiach wywołując przy tym wiele reakcji ze strony uczniów, od podziwu do przerażenia i wątpliwości —…białą –zakończył odkładając różdżkę na biurko. –  Dziedzina, której będę chciał was nauczyć to maria debellatorem. Ktoś już spotkał się z tą nazwą? Och naprawdę nikt? – zapytał zupełnie ignorując podniesioną w górę rękę Hermiony.— A to szkoda – oznajmił z ironią, a kilka osób przewróciło oczami, Hermiona już powinna dawno się przyzwyczaić do tego, że Snape nie da jej odpowiedzieć na żadne ze swoich pytań. — Maria debellatorem. Inaczej pogromca mórz, umożliwia osiągnięcie całkowitego skupienia całej swojej mocy magicznej na jednym zaklęciu, dzięki czemu siła zaklęcia staje się o pięćdziesiąt procent większą mocą niż gdy wymawia się bezmyślnie formułę tak jak robicie to wręcz zawsze — tutaj obrzucił Rona pogardliwym spojrzeniem a rudzielec zgarbił się delikatnie. — Wracając do maria debellatorem. — rzucił sucho. — Dodam jeszcze, iż magia ta nie polega jedynie na wyciągnięciu z zaklęć ich maksymalnej mocy, jak i również na wyciszeniu i uspokojeniu czarodzieja lub czarownicy w momentach najbardziej stresujących, jak i daje możliwość stworzenia całkowicie nowego zaklęcia. Pozwala dzielić, łączyć oraz eksperymentować z zaklęciami tworząc nowe ich mieszanki. Jest to bardzo przydatne dla tych, którzy opanowują swoją moc, w co, patrząc po was, śmiem często wątpić — tutaj spojrzał na Nevillea, który wzdrygnął się na to spojrzenie, jednak chwilę później nauczyciel odwrócił wzrok w kierunku ślizgonów. — Bo jeśli przeciwnik nie zna zaklęcia, którym wyczarowałeś swoją tarczę, nie jest wstanie się jej pozbyć. Prawda?  Najsłynniejszym a zarazem najłatwiejszym zaklęciem białej magii są modły do swojego stróża, potocznie zwane zaklęciem patronusa.
— Najbanalniejsze? – zdziwił się Zeak McCerby, chłopak który wraz z Harrym trafił do Slytherinu kilka tygodni temu. – Przecież wszyscy mówią, że jest ono bardzo trudne i tylko wielcy, oraz utalentowani czarodzieje mogą go wyczarować.
— W opinii publicznej jest to zaklęcie pojmowane jako skomplikowane, jednak dla każdego osiągalne— powiedział Snape zupełnie ignorując to, że chłopak odezwał się bez pozwolenia. — Ludzie po prostu wolą uciekać przed problemem, niż zmierzyć się z nim twarzą, w twarz. W końcu polega ono na odnalezieniu najszczęśliwszego wspomnienia w całym swoim życiu i na sprawieniu, by wypełniło ono całe twoje ciało. Wielu ludzi ma z tym problem. Jest w tej klasie, ktoś kto już próbował kiedykolwiek tego zaklęcia? – spytał a ponad połowa Gryffindoru podniosła do góry dłonie, Harry również to zrobił, w końcu to on nauczył ich tego zaklęcia w zeszłym roku na zebraniach Gwardii Dumbledorea i był on jednym z dwójki Ślizgonów, którzy podnieśli dłoń do góry. Drugą osobą, okazała się być Hestia. –  A jest ktoś chętny do zademonstrowania? – wszystkie ręce opadły. Nawet Hermiona się nie zgłosiła. W sumie Harry się nie dziwił. Bezbłędne przyzwanie patronusa tak by za pierwszym razem się pojawił jest bardzo trudne. Nauczyciel uśmiechnął się zwycięsko. – Szkoda – przeciągał opierając się o biurko. – Ochotnikowi, któremu udałoby się stworzyć go za pierwszym razem darowałbym dwadzieścia punktów dla jego domu. Po klasie przeszedł szum rozmów. – Ale skoro nie ma chętnych to muszę kogoś wybrać…
— Jeśli teraz się zgłoszę mogłabym spróbować? – rozległ się cichy głos a Harry odskoczył nieco na bok swojego krzesła uświadamiając sobie, że siedzi z Lauren. Przez chwilę zupełnie zapomniał o jej obecności, więc przestraszył  się kiedy jej głos pojawił się nagle obok niego. Wszyscy popatrzyli na nią ze zdziwieniem. Lauren nie zgłaszała się gdy nietoperz spytał o tych, którzy mieli styczność z tym zaklęciem. Mężczyzna milczał przez chwilę ale potem, znużonym gestem ręki wskazał by stanęła na środku. Lauren wstała ze swojego miejsca następnie wyciągając różdżkę z kieszeni szaty i podeszła do wyznaczonego miejsca, następnie spoglądając swoim pustym wzrokiem gdzieś przed siebie.
 — Nie uda się jej – Usłyszał Harry i popatrzył na Rona, który wyglądał na rozbawionego tym, że Ślizgonka poszła na ochotniczkę.
— Pani Prefekt wtopi i nie będzie taka idealna – Dodał gdzieś za Ronem Dean Thomas. Harry zauważył, że prawie wszyscy Gryfoni będący w Gwardii Dumbledorea zdają się być rozbawieni tym, że ktoś chce spróbować tego zaklęcia. Jedynie Hermiona i Neville wyglądali na przekonanych co do tego, że dziewczyna byłaby w stanie to zrobić.
— Expecto patronum –z różdżki dziewczyny wyleciało oślepiające srebrzysto białe światło jednak nic się nie uformowało – Potter spojrzał na uradowanych gryfonów a następnie popatrzył na samą Lauren, która podniosła nieco wyżej różdżkę i tuż przed spotęgowaniem zaklęcia Harry zauważył bardzo dziwną rzecz. Przewodnicząca uśmiechnęła się jakby z satysfakcją. A w chwili gdy to zrobiła z jej różdżki wystrzelił srebrzysty jaguar, który  natychmiast wystrzelił w górę przelatując przez sufit, a do uszu Pottera doszły dźwięki krzyków z klasy nad nimi. Z tego co Harry wiedział Krukoni mieli właśnie tam transmutację z McGonagall. Teraz żaden Gryfon się nie odzywał, ani nie uśmiechał. Wszyscy zdawali się być w szoku. Harry z resztą też.
— Poprawne – powiedział po chwili ciszy Snape patrząc na dziewczynę, która się do niego odwróciła –. Dokładność, precyzja i skupienie również były. – oznajmił znudzony– 20 punktów dla Slytherinu – Prawie wszyscy Ślizgoni się uśmiechnęli. Powiedzenie, że wszyscy byłoby niedomówieniem, ponieważ sama Lauren jedynie przytaknęła wracając na swoje miejsce, Flora Carrow tak jak i siedzący z nią Theodor zaraz po tym popatrzyli z powrotem do swoich książek . – I to będzie waszym pierwszym zadaniem. Nauczyć się tego zaklęcia, ci którzy nie pamiętają formuły niech zapiszą ją sobie– machnął różdżką a z tablicy pojawił się napis „expecto patronum” – nie oczekuję oczywiście, że pojmiecie je od razu. Niektórzy potrzebują nawet kilku lat do wyciszenia swojego umysłu dostatecznie by to zaklęcie poskromić. Jednak wymagam tego więc się wysilcie— warknął – na zadowalający wystarczy wyczarowanie mglistej w miarę mocnej bariery ochronnej, ci którzy chcą otrzymać powyżej oczekiwań bądź wybitny muszą zaprezentować cielistego patronusa tak jak zrobiła to koleżanka.
— A jeśli ktoś nie zrobi nawet tego?
— Minus pięć punktów Brown – odparł nauczyciel a Lawender zamilkła . – To tyle z zajęć wprowadzających, teraz zaczynać ćwiczenia nad tym zaklęciem – machnął ręką jednak w tej chwili zabrzmiał dzwon ogłaszający przerwę a prawie wszyscy Gryfoni natychmiast wstali i rzucili na drzwi.
 — Oni naprawdę nigdy się nie nauczą – zaśmiała się lekko Hestia – Im bardziej się spieszą tym później opuszczą klasę – Flora wzruszyła ramionami chwytając do ręki swoją książkę i podniosła się z krzesła odwracając do drzwi gdzie w końcu Gryfoni zdołali przecisnąć się przez wejście i wybiec z klasy. Harry jednak zauważył McLaggen'a opierającego się o ścianę i najwyraźniej na coś czekającego. Było to nie tylko zdziwieniem dla Harry’ ego ale i kilku innych Ślizgonów, którzy wciąż znajdowali się w klasie. Jednak nie dla osoby na którą czekał. Lauren podeszła do chłopaka i razem opuścili klasę.
 — Malfoy zostań na chwilę — oznajmił Snape, kiedy wspomniany chłopak wraz z Harry'm, był już przy wyjściu. Draco przystanął i po chwili kiedy reszta wyszła zamknął drzwi.

— Już dawno nie brał go na rozmowę – powiedziała Dafne do Pansy siadając pod ścianą a Potter zwrócił na nie uwagę – A rok temu działo się to co chwila.
— Nie sprawia już tylu problemów, więc chyba nie ma po co go tam wzywać — rzuciła Parkinson — Draco się pozmieniał.
— Dzisiaj zachowywał się nadzwyczaj normalnie .
— Według mnie właśnie nie — Dafne popatrzyła na przyjaciółkę ze zdziwieniem. — Malfoy znów zaczął być cyniczny. To musi mieć swoje źródło. Ludzie nie zmieniają się z dnia na dzień.
— Przeważnie – odparł Theodor który stał teraz obok Pottera, który za to odskoczył delikatnie w bok, zupełnie go nie zauważając, za to dziewczyny spojrzały na Notta zdziwione.
— Słyszałam o tobie ciekawą plotkę Theo – zmieniła temat Dafne i wstała. — Chcesz może ją usłyszeć?– zrobiła piękne oczy ale on pozostał niewzruszony. — Cormac też w niej jest — dodała z uśmiechem a Ślizgon westchnął i wskazał głową, żeby szła przodem. Blondynka uśmiechnęła się sprytnie i wymieniając porozumiewawcze spojrzenie z Pansy, odeszła z Nottem kawałek by następnie zniknąć za zakrętem korytarza.
Harry patrzył przez chwilę za nimi, potem obejrzał się w poszukiwaniu znajomych, znalazł Hestię rozmawiającą z Zabinim gdzie blisko nich na podłodze siedziała zaczytana Flora, Alex i Max również byli zajęci rozmową ze sobą a Harry nie bardzo wiedział co ma ze sobą zrobić.
— Szukasz dla siebie miejsca? — Potter spojrzał na Parkinson która uśmiechnęła się do niego i machnęła dłonią by usiadł obok niej, Potter niechętnie zrobił to, jakoś nigdy nie przepadał za tą dziewczyną, była okropną plotkarą i zdradziecką modliszką. Szydzącą ze wszystkiego i wszystkich. A przynajmniej tak ją zapamiętał kiedy był Gryfonem. — Podpisałeś — stwierdziła oczywistym tonem a Potter od razu zrozumiał o co jej chodzi, i przytaknął — I coś się zmieniło?
— Lepiej się czuję. Poza tym niewiele — brunetka zachichotała i uśmiechnęła się do niego — Co?
— Dziwnie słyszeć od Harry'ego Pottera, że dobrze się czuje w Ślizgońskich szatach — powiedziała po prostu.— Ale miło— wzruszyła ramionami opierając głowę o ścianę. — Przygotuj się na większe zmiany.
— To znaczy?
— Gryfoni też już to wiedzą — Harry spojrzał w kierunku swoich starych znajomych, którzy patrzyli na niego jednak kiedy tylko napotkali jego wzrok, odwracali wzrok zaczynając między sobą szeptać. A Harry poczuł się tak jak wtedy kiedy był w Gryffindorze, kiedy nie wierzyli mu, że Czarny Pan powrócił, kiedy trafił do czary ognia, kiedy okazało się że jest wężousty... Negatywne spojrzenia i te irytujące szepty znów pojawiły się w jego głowie, niszcząc cały dobry nastrój, sprawiając, że poczuł ból i żal. Jednak szybko odwrócił od nich swój wzrok, słysząc słowa Pansy — Zwróć uwagę na Ślizgonów — powiedziała po prostu a Harry to zrobił, nikt się nim nie przejmował, nikt na niego nie patrzył, a kiedy jego wzrok przypadkiem napotkał spojrzenie Milicenty Bustrode, ta uśmiechnęła się do niego przelotnię, następnie wracając do rozmowy z Crabbem i Goylem. Choć wyglądało to raczej, jakby ona starała się wbić im coś do tych pustych łbów. A uczucie ciężkości zniknęło, Potter znów się uspokoił. — Dziwne jak bardzo różni są ludzie — Harry popatrzył na nią ze zrozumieniem. Pansy jednak nie zwracała na niego uwagi patrząc to po ślizgonach, to gryfonach — Mało kogo tutaj obchodzi to kim jesteś lub nie jesteś Potter. Mógłbyś być samym Bogiem a wątpię by ktoś w Slytherinie traktował cię inaczej. Zwykliśmy zajmować się sobą. I chyba to ci tutaj odpowiada prawda? — spojrzała na niego a Harry uśmiechnął się w myślach. Trafiła w sedno.


*
— Więc słucham – powiedział Snape opierając się o swoje biurko na co Malfoy zamrugał ze zdziwieniem.
— Niby co chcesz usłyszeć?
— Trochę szacunku Draco — mruknął zirytowany nauczyciel na co tamten jedynie parsknął z rozbawieniem, czarnowłosy przetarł dłonią twarz — Obserwują cię.
— Zauważyłem — przewrócił oczami chłopak siadając na stole, przy którym siedzi na lekcji. — Co ty masz z tym wspólnego?
— Nic. Obiecałem cię chronić. A ty narażasz się pałętając się w nocy po szkole, a ten człowiek z wczoraj...
— Był od Cassandy. Z nią, nie możecie mi zakazać się spotkać — warknął zimno. — Mam zezwolenie Ministerstwa, pod nadzorem mogę opuszczać szkołę. Chyba dostałeś pismo.
— Dyrektor dostał — przyznał Severus. — Ale wiesz dobrze, że to tylko pogarsza twoją sytuację. Podejrzewają cię. Nie tylko Dumbledore, McGonagall zaczęła węszyć, a kilkoro uczniów twierdzi, że widzieli twój znak.
— Niedorzeczność — oznajmił chłopak oglądając się za okno. — Co chcesz usłyszeć? — powtórzył pytanie. Severus odszedł od swojego biurka, zatrzymując się przy chłopaku i na niego spojrzał.
— Co zamierzasz zrobić z zadaniem?
— Wykonać je. Dotrzymuję umów — stwierdził chłodno a opiekun domu nieprzyjemnie wykrzywił usta.
— Sądzisz, że to takie banalne? Dwa słowa i po sprawie?
— Wielu nie ma z tym żadnego kłopotu.
— Nie jesteś swoją ciotką...
— A ty moim ojcem, więc nie masz prawa mnie pouczać — przerwał mu zły a Severus uśmiechnął się krzywo.
— Właśnie dlatego, że nim nie jestem powinieneś mieć mnie na uwadze. — Ślizgon nie odpowiedział nadal patrząc w witraż czarownicy z głową chimery w dłoni. — Daj sobie pomóc.
— Nie chcę jej — syknął. — Chwała, Potęga, tylko o tym myślisz. Tak jak Czarny Pan.
— Nie potrzebuję tego.
— W takim razie po co chcesz mi pomóc? — spytał chłodno. — Jesteś tylko szpiegiem. Nikim więcej. Więc nie wierzę ci w to, tak jak i to, że chcesz mi po prostu pomóc.— Snape pokiwał głową znów wracając do swojego biurka .
— Czasu masz coraz mniej. Powinieneś zacząć coś robić zamiast biegać po korytarzach z głupawym uśmiechem — chłopak zacisnął dłonie w pięści. — Niektórzy nie mają problemu z zaklęciem uśmiercającym —powtórzył jego słowa —  więc lepiej nie zawiedź, bo sam się przekonasz jak łatwo komuś powiedzieć te dwa słowa.
— Grozisz mi? — parsknął i odwrócił do niego wzrok.
— Skądże — mruknął — Stwierdzam po prostu fakt. Ktoś cię szybko sprzątnie jeśli czegoś nie zrobisz. A razem z tobą resztę twojej rodziny.
— Ona odejdzie prędzej, niż minie mi termin — oznajmił po prostu a Severus zamilkł, i zanim cokolwiek odpowiedział, chłopak już wyszedł z klasy.

*


— Po co ciągniesz mnie tak daleko? — mruknął Theodor kiedy weszli do pustej klasy po drugiej kondygnacji, czyli jakieś pięć minut drogi od klasy, w której odbywały się ich zajęcia. Machnął różdżką zamykając drzwi i wyciszając pomieszczenie, a Dafne uśmiechnęła się do niego uwodzicielsko przez co westchnął przewracając oczami. — Nie ma żadnej plotki prawda? 
— Oczywiście, że jest! — zaprzeczyła natychmiast. — W końcu nie ciągła bym cię tak daleko bez powodu.
— W takim razie o co cho...
— A. A. A — pokiwała palcem akcentując każde powtórzenie samogłoski nieco wyższym głosem, i uśmiechnęła się do niego chłodno. — Najpierw ty zrobisz coś dla mnie, a potem ja w rekompensacie, odpłacę ci tą plotką, która ku mojemu złamanemu sercu, jest prawdziwa — westchnęła z roztargnieniem. — I naprawdę warta tego byś się zastanowił czy chcesz aby poszła dalej — dodała a Ślizgon zmarszczył brwi. — To jak? — zapytała siadając na jednej z ławek a chłopak westchnął z rezygnacją podszedł do niej, na co uśmiechnęła się z satysfakcją.
— Czego chcesz? — zapytał. Ona wyjęła do niego dłonie, zdejmując z jego nosa okulary. — Przecież jeśli chodziłoby tylko o seks nie wymyślałabyś plotek — powiedział pusto a Dafne uśmiechnęła się delikatnie, jakby z zawstydzeniem, czego nie robiła często, a przez co wyglądała bardzo niewinnie. I odłożyła szkła na stolik.
— Masz rację, nie chodzi o seks — powtórzyła cicho. — A o to co w zasadzie powinno być przed nim,w trakcie lub po. — Oznajmiła prawie szeptem — Nigdy nie zwracasz uwagi na usta — Chłopak nie odpowiedział, a głos Greengrass był dziwnie zasmucony. — Co jest z nimi nie tak?
— Chcesz żebym cię po prostu pocałował? — parsknął a ona przytaknęła, przez co zrobił podejrzaną minę— I nic więcej? — spytał powoli. — To mi do ciebie nie pasuje.
— A ty nie pasujesz mi na chama bez serca a mimo to nim jesteś — odpowiedziała szybko nawet nie podnosząc wzroku a on zamrugał ze zdziwieniem. Greengrass zachowywała się dziwnie.
— Dafne?
— Nie moja wina, że to tak wyszło — powiedziała cicho i założyła kosmyk włosów za ucho. — Zawsze chodzisz wszędzie zamyślony, nawet przy stosunku zupełnie nie zwracasz na mnie uwagi, nigdy mnie nie pocałowałeś. — syknęła jeszcze niżej opuszczając głowę — Traktujesz mnie jak dziwkę. Wiem o tym. Ale miło by było gdybyś chociaż raz mnie pocałował w usta. — Jej palce strzeliły. 
— Nigdy nie sądziłem, że wczujesz się w to emocjonalnie — blondynka zrobiła wielkie oczy a on parsknął cicho.— Pytałem czy ma to jakieś znaczenie. Czemu mnie okłamałaś?
— Bo nie ma — znów zaprzeczyła. — Tylko po prostu chcę czegoś w zamian! Zwykła ślizgońska transakcja — powiedziała ciszej i znów popatrzyła w dół .
— Czyli teraz to mam zrobić dla ciebie dwie rzeczy tak?
— Słucham? — zamrugała a on uśmiechnął się i poklepał ją po głowie jak małą dziewczynkę.
— Mam się odwdzięczyć za to co robisz, i zrobić coś w zamian za tą niewiarygodną plotkę, którą chcesz mnie zaszantażować — wyjaśnił a Greengrass przygryzła dolną wargę. — Możemy zrobić tak. Powiesz mi tą plotkę, a ja obiecuję ci, że następnym razem potraktuję cię jak dziewczynę a nie dziwkę dobrze? — podniosła do niego swoje wielkie oczy — W końcu zaraz są lekcje. A bycie romantykiem zobowiązuje do porządnej gry wstępnej, więc bym nie zdążył — zarumieniła się lekko. — Czyli zgoda? — przytaknęła — Co to za plota?
— W sumie tylko taka, że te kwiaty co posłaliśmy od ciebie przez Cormcka do Romildy, trafiły do Granger a ta je spaliła — chłopak zastygł przy wkładaniu okularów.
— Do kogo trafiły? — powtórzył patrząc na nią z szokiem
— Do tej szlamy z Gryffindoru — powtórzyła dziewczyna. — Łącząc to z jej wczorajszym pobiciem, które uwarunkowane było rozmową z tobą, mogła pomyśleć, że to do niej... A nawet to odczytać w tej symbolice, która przecież...
— Idealnie wpasowała się do wczorajszej sytuacji — zakończył za nią a dziewczyna przytaknęła.— Zabiję tego idiotę. Zabiję jak nic.
— Obiecała ci coś? — spytała dziewczyna przyglądając się jemu a on nawet nie zwrócił uwagi na to pytanie zastanawiając się jakby zabić tą gryfońską kanalię.
— Tylko to, że się nie będzie do mnie zbliżać. W końcu jest szlamą — powiedział nawet nie zdając sobie z tego sprawy a blondynka widząc jego stan, jedynie przytaknęła. Nie miała zamiaru wykorzystywać tej informacji do niczego, po prostu lubiała wiedzieć, wszystko o ludziach.
— Wracajmy. Sam mówiłeś, że przerwa zaraz się skończy — zeskoczyła ze stołu a dopiero kiedy otworzyła drzwi on otrząsnął się z zamyślenia — Idziemy? — zagadnęła, a następnie razem opuścili klasę.

— Każdy patronus jest inny, tak? — zapytała Hestia kiedy Harry do nich dołączył, ponieważ Dafne wróciła, a Pansy miała do niej kilka nowych wieści. Skąd je wzięła skoro cały czas gadała z Potterem o niczym, Harry nie wiedział. Ale wolał się oddalić, by przypadkiem nie zostać okrzykniętym plotkującą babą spod studni, czy jak to się tam nazywa plotkary. Potter przytaknął – Więc… Czy ma jakieś znaczenie, to że dwie osoby mają takiego samego? W końcu to dziwne… Prawda? – spytała a Potter uśmiechnął się kiwając głową przez co ona i Zabini zamrugali. Malfoy jedynie spojrzał na niego ze znudzeniem, odkąd wyszedł z klasy, wydawał się być nieco poirytowany, i nie podejmował się tematów rozmów.
— W żadnym wypadku. Może nieco zadziwiające ale z pewnością nie odchodzące od normy.
— Co to znaczy?
— Wiele ludzi ma takie same patronusy. Przechodzące z pokolenia na pokolenie. Przykładem mogę być ja. Mój ojciec miał jelenia, ja również go mam. Możliwe, że ktoś w twojej rodzinie również miał... Co ty takiego masz?
— Żurawia — powiedział Malfoy zanim Hestia zdążyła odpowiedzieć, a ona uśmiechnęła się lekko. Potter nie przypominał sobie żeby Malfoy zgłaszał się przy pytaniu o to kto miał styczność z tym zaklęciem, więc Potter nie posądzał go o to, że powiedział o swoim. Więc przemilczał tę kwestię, i kontynuował wywód mówiąc to czego dowiedział się od Remusa, a także to co przeczytał w kilku przydatnych książkach znajdujących się w bibliotece Malfoyów.
— Jednak często bywa tak, że osoba posiadająca tego samego patronusa jest twoją bratnią duszą. Tak przyjęło się już bardzo dawno i tak jest do dziś. – Cała trójka zamrugała jakby nie rozumiała o czym były gryfon do nich mówi. – Są dwa rodzaje więzi łączących patronusa z daną osobą. – dodał – pierwsza to rzeczywiście bratnia dusza – powtórzył spokojnie i popatrzył na swoją różdżkę – osoba znająca cię na wylot, mogąca na tobie polegać i będąca zawsze blisko ciebie. Idealna partia do związku…
— A drugi? — spytała Hestia.
— To prawdziwa miłość. – Uśmiechnął się blado – Czyli gdy patronus przybierze formę w twoim wypadku męskiego odpowiednika żurawia lub czegoś co się z nim kojarzy.
— Ale palnąłeś — parsknął Blaise a Harry wzruszył ramionami.
— Takie są fakty Zabini —oznajmił a Ślizgon przewrócił oczami, za to Malfoy nawet się nie odezwał patrząc na różdżkę, którą przewracał w palcach z zastanowieniem. — Skąd wiedziałeś jakiego Hestia ma patronusa? — zapytał, na co oboje się zaśmiali. Blaise i Harry nie bardzo wiedzieli, dlaczego.
— Znamy się od dziecka, wiemy o sobie wszystko — uśmiechnęła się lekko dziewczyna. — Kiedy ćwiczyłam to zaklęcie, był ze mną. W końcu byliśmy razem dwa lata — przypomniała im a oboje przytaknęli na znak, że już pojęli. Hestia uśmiechnęła się do nich, a kiedy to zrobiła, Potter poczuł przyjemny ucisk w brzuchu.
— Poza tym to paskudztwo prawie mnie zabiło, nie mógłbym go zapomnieć.
— Słucham?
— Nie polecam ćwiczeń po północy na balkonie — zaśmiała się dziewczyna. — Światło odrobinę nas oślepiło, Draco się cofnął i o mały włos nie wypadł przez barierkę — wyjaśniła a chłopak przewrócił oczami, za to Zabini roześmiał się głośno, na co oberwał w otwartej dłoni w czaszkę.
— Ostrożniej. Ja tego używam .
— To bez znaczenia – mruknął Draco odwracając wzrok. — Zobaczymy jak ty będziesz w nocy je ćwiczył.
— Nie będę ćwiczył po nocach. To by była przesada.
— Nie da się tego nauczyć od tak — dopomniał cicho Harry
— Wielki ekspert się znalazł. W takim razie jak Aquilina to zrobiła?— Harry stanął jak wryty przypominając sobie występ Lauren.
— Zwyczajnie blefowała— mruknął Nott poprawiając rękawy szaty a cała czwórka na niego spojrzała— Nie zgłosiła się wcześniej bo dostałaby mniej punktów za wykonanie zaklęcia poprawnie – stwierdził oczywistym tonem— Że niby z marszu wyczarowałaby coś takiego? Naprawdę wątpię by było to, aż tak banalne, że każdy jest w stanie je zrobić. Pamiętacie co mówił Snape? – spytał odwracając wzrok za siebie — Zajmuje to ludziom lata. Ale on tego wymaga… Chyba nie mamy wyboru.
— Oszalał— warknał Zabini..
— Boisz się, że nie podołasz – ziewnął Malfoy.— Z daleka widać, że pękasz.
— Założymy się?
— Dajesz — odparł chłopak a Hestia westchnęła z rezygnacją, za to Nott pokiwał głową następnie siadając na ziemi obok Flory. Harry za to obserwował jak Malfoy i Zabini ustalają szczegóły zakładu, do czasu, aż dzwon nie oznajmił, że czas na kolejną lekcję.

*


Zabini rzucił różdżką ze złości, minęły trzy godziny ćwiczeń nad zaklęciem, a ani on ani Malfoy nie zdołali wyczarować patronusa. Właściwie Harry dziwił się, że tak małej ilości osób w ogóle on wyszedł. Na zajęciach Armii Dumbledorea jedynie Navilleowi nie wyszedł on materialny, dziś jedyną osobą z Gryffindoru, której on wyszedł, był Weasley. Choć i tak Snape skomentował jego zwierzę za niedopracowane, niezbyt wyraźne i nieprawidłowe. Przez co chłopak musiał nadal ćwiczyć.
Po przedstawieniu Patronusa Harry'ego, Snape wyraźnie się skrzywił, jednak nie powiedział nic innego, poza mruknięciem, powyżej oczekiwań. Z wielką niechęcią podchodząc do dziennika by wpisać ten stopień do rubryki ocen.
Innymi osobami, którym do tej pory zaklęcie się udało, był kumpel McLaggena, o imieniu Dony, ten sam który razem z Cormac' kiem otrzymał minusowe punkty dla domu za wagary, któremu udało się teraz wyczarować rottweilera. I jeszcze dwóch innym chłopakom, których Harry kojarzył jedynie z widzenia, mimo iż był z tymi ludźmi pięć lat w jednym domu, nie miał pojęcia jak ci się nazywają.
Ze Slytherinu liczba ludzi, którym zaklęcie się powiodło była jeszcze niższa, bowiem tylko jemu, Lauren, która otrzymała ocenę za pokaz na pierwszej lekcji, i Hestii, której patronusem, rzeczywiście był niesamowitej urody żuraw. Który po opuszczeniu różdżki dziewczyny, przeleciał przez klasę, robiąc piruet w powietrzu i rozsypał na nią srebrzysty pył, który jednak zniknął tuż przed zetknięciem się z podłogą. Jak na razie jako jedyna otrzymała wybitny, ponieważ jej zaklęcie było, tak dopracowane, a sprawowanie kontroli nad stworzeniem bezbłędne. Nawet Harry to przyznał, jego jeleń zwykł zaraz po ukazaniu się nieco brykać, dopóki nie wzmocnił zaklęcia, za to zwierzę Carrow słuchało się jej, jakby je wytresowała.
 — Spokojnie Blaise — zaśmiała się Hestia podnosząc różdżkę Zabiniego i mu ją podała .— Za bardzo się przy tym denerwujesz — uśmiechnęła się uprzejmie i z powrotem usiadła na ławce, na której siedział również Harry. Ponieważ przez to, że ukończyli zadanie, ku ich zdziwieniu, mogli odpocząć i obserwować jak inni się męczą.
Potter był pewien, że Snape każe odrabiać im zadania lub coś innego, jednak on tylko kazał siedzieć gdzieś w kącie i nie przeszkadzać reszcie, samemu chodząc i komentując "daremne poczynania" pozostałych uczniów znajdujących się w klasie.
Potter przyglądał się Hermionie, która ze smutną miną próbowała wyczarować patronusa i przeszło mu przez myśl, że dla niej w tej chwili będzie to trudniejsze niż kogokolwiek. Bowiem dziewczyna miała w głowie za dużo problemów, żalu i smutnych myśli. A opanowanie umysłu najszczęśliwszym wspomnieniem, musiało być teraz najgorszą przeszkodą, ponieważ presja jaką nakładał na nią Snape, była prawie nie do wytrzymania. Jednak Potter nie mógł nic zrobić, wynik jej starań zależy tylko od niej.
— Ha! A tak się wymądrzałeś Zabini, że to takie banalne — parsknął Potter na co czarnoskóry pokazał mu wulgarny gest ręki, a kiedy to zrobił jego różdżka zaświeciła się białym światłem, a i on i Harry i nawet Hestia zrobili zdziwione miny. To było szczęście? Harry roześmiał się ale Hestia wyglądała na zaciekawioną.
— Coś ci chodzi po głowie, mam rację? — zapytał Potter a dziewczyna przytaknęła.
— Każdy odbiera radość w inny sposób — oznajmiła cicho. — Jeśli coś takiego sprawiło, że zrobił jakikolwiek postęp to oznacza, że wspomnienia Zabiniego tworzą podobne sytuacje — stwierdziła i zastanowiła się przez chwilę.
— Ej Blaise, pamiętasz jak razem z Maxem, rzuciliście we mnie na drugim roku, mandragorą? — Zabini parsknął cicho a światło stało się wyrazistsze i mocniejsze, uwalniając większy kłąb biało srebrzystej mgiełki, a Zabini uśmiechnął się szerzej, najwyraźniej pojmując o co chodzi. A Harry zaklaskał z uznaniem, patrząc na dziewczynę.
— Rozgryzłaś go — powiedział a ślizgonka wzruszyła ramionami.
— Gdybyś wcześniej go nie obraził nawet bym tego nie zauważyła, więc to nasz wspólny sukces— Potter zaśmiał się delikatnie i spojrzał po wszystkich. 
— Tak z ciekawości. O czym pomyślałaś? — dziewczyna zarumieniła się delikatnie patrząc na swoje dłonie a jej oczy zabłysły niezidentyfikowanym blaskiem. A Harry nie wiedząc czemu, automatycznie spojrzał na Malfoya.
— Dobrze kombinujesz.
— On?  — wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się delikatnie.
— Wystarczy, że zwrócę na niego uwagę, i od razu przypominam sobie wiele miłych rzeczy — Oznajmiła spokojnie i wyjęła rękę jakby chciała coś chwycić... Jednak nie miała żadnego naszyjnika na szyi, więc po chwili opuściła dłoń na dół. — Dlatego tak często się uśmiecham — powiedziała cicho, jakby to była wielka tajemnica. — Bo bardzo lubię te wspomnienia, a myśl o kolejnych jest niesamowita — uśmiechnęła się szerzej — w końcu nie wiadomo co wspaniałego się może jeszcze wydarzyć.
 Z różdżki Dafne wyleciał hart bardzo przypominający Harry'emu jednego z psów pani Malfoy, wyrafinowany, ułożony, a mimo wszystko bardzo zabawny kiedy ślizga się na marmurze, wlatując w Hermionę, która straciła równowagę, i gdyby nie to, że McLaggen ją złapał, prawie by upadła.
— Całkiem nieźle im idzie jak na pierwszy dzień ćwiczeń — powiedział Harry a Hestia przytaknęła— może jeszcze dzisiaj ktoś nas zaskoczy?
 Jednak do końca zajęć już nikomu nie udało się wyczarować cielesnego patronusa, co sprawiło, że uczniowie do końca miesiąca mieli bardzo ciężkie zadanie do ćwiczenia po lekcjach.
— Najgorsza praca domowa jaka może być! — syknął Zabini machając rękoma ku górze. — Przecież nie ma gdzie trenować! Jak mam niby to zrobić?!
— Tobie chociaż coś opuściło różdżkę — mruknął Max idąc razem z nim, Harrym i Astorią w kierunku lochów. Po odstawieniu przedstawienia razem z Draco, rozdzielili się i poszli w swoje strony, a Potter musiał przyznać, że odstawianie tych scenek, coraz bardziej mu się podobało. Podrygujący Gryfoni wręcz się prosili by im dopiec, a on był na tyle łaskawy by to robić. — Mi nawet mgiełka! Jak?! Przecież nie mogę mieć, aż tak bardzo ponurego życia — mruknął a Harry uśmiechnął się lekko.
— Tu chodzi tylko o skupienie na jednym konkretnym wspomnieniu — oznajmił spokojnie i zastanowił się przez chwilę. — Wypełnisz nim całego siebie i tyle.
— Snape nie mówił jak to zrobić — mruknął chłopak a Potter posłał mu spojrzenie zrozumienia, Nietoperz stwierdził najwyraźniej, że to całkowicie oczywiste. — Dzięki Harry — oznajmił i machnął na nich ręką następnie kierując się w kierunku swojego dormitorium, Zabini po chwili również zniknął, widząc na horyzoncie Tracy. Harry pamiętał tą dziewczynę z pijaniny, nazywaną jedną z największych puszczalskich w Domu Węża. Która zawsze jest chętna dać się odstresować na sobie chłopakom. Z czego wielu korzystało, i Zabini był właśnie jednym z takich chłopaków. Zasadniczo mógł mieć każdą, gdyby tylko chciało mu się wykorzystać trochę czasu na rozmowę. Jednak on wolał działać niż gadać, dlatego też, dla takiego singla jakim był Zabini, wesoła i nieco arogancka Tracy była wręcz idealną odskocznią.
Za to Potter został sam z ponurą Astorią, która swoim humorem nico go zgasiła. Nie chciał czuć się równie przygnębiony .
—  Jeśli chodzi o wcześniej...
— Nieważne — powiedziała markotnie i odeszła. Potter zmarszczył czoło, wcześniej narzekała że to wszystko ją przytłacza, ale jeśli ktoś zaproponował jej pomoc, to jej nie chce. Chyba nigdy nie pojmie dziewczyn.
Westchnął i zszedł po schodach w dół pokoju wspólnego, by po chwili rzucić torbę na ziemię i usiąść wygodnie w jednym ze skórzanych foteli i odpocząć, jednak jego uwagę przykuł, Prorok Codzienny leżący niedbale na stole.
Wyciągnął rękę chwytając pismo do rąk i zaczął sprawdzać, co nowego w kraju. Od dawna nie sprawdzał gazet, bo nie miał na to zwyczajnie czasu. W Slytherinie tyle się działo, że brakowało go na odrobienie lekcji i sen, a gdzie tam odnaleźć go na przyjemności czy czytanie gazet. Przejechał wzrokiem po pierwszych stronach, nie znajdując w zasadzie nic ciekawego, schwytanie kolejnych śmierciożerców, odnalezienie zwłok szefa jakiegoś departamentu, ostrzeżenie na niewychodzenie samemu z domów, Harpie z Holyhead wygrały kolejny mecz... Potter zatrzymał się w połowie gazety, patrząc na zdjęcie prześlicznej Azjatki ze zdziwieniem, nigdy w gazecie nie ukazywali zdjęć zajmujących całą jedną stronę Proroka, zwykle dodając miniaturki zamieszczając więcej artykułu. Tutaj jednak zdjęcie zajmowało całą stronę a artykuł zajmował całą następną.  Dziewczyna była, na oko, w jego wieku, w lewej dłoni trzymała grawerowaną różdżkę za to na głowie dziwnego rodzaju koronę, jej poza, szaty i ucharakteryzowanie, przypominało mu egipską boginię Hathor której wizerunek widywał w księgach do historii magii, a sama dziewczyna wyglądała jak bóstwo, modelka ta była naprawdę przepiękna. Potter zwrócił uwagę na artykuł i po przeczytaniu nagłówka ze zdziwieniem wrócił do zdjęcia. Nie była modelką... była Mistrzynią Świata w Pojedynkach Czarodziejów. Potter nie wiedział, że pojedynki są uznawane za sport. A jednak po zgłębieniu artykułu, okazało się, iż jest to dyscyplina sportowa, a sport ten jest popularniejszy w niektórych krajach nawet od Quidditcha. Dziewczyna ta rzeczywiście była w wieku Pottera, nazywała się Touka Kirishima, i pochodziła ze wschodniej części Szkocji. Była trzykrotną zdobywczynią tytułu vicemistrzyni juniorów a także jednokrotnie okrzyknięta mistrzynią juniorów, w tym roku pozwolono jej brać udział na mistrzostwach świata w pojedynkach pełnoletnich czarodziejów, które wygrała bezkonkurencyjnie. Najmłodsza a także jedyna kobieta w Historii, która osiągnęła tak wysoki wynik w dziejach tej dyscypliny, nazywana córką Merlina, której zdolności Magiczne Przekraczają w stu—dwunastu procentach zdolności samego Grindelwalda.
Jednak nie na to Harry zwrócił największą uwagę, jego wzrok padał raczej na jej datę urodzenia, na te kilka cyferek, które przecież nie powinny być tak istotne... Nie powinny a jednak były. Bowiem data jej narodzin, przypadała na ten sam, dzień, miesiąc i rok, co urodziny samego Wybrańca.
— Harry... Harry! Ziemia Do Harry'ego — Potter oderwał wzrok od gazety spoglądając na Alexa z rozkojarzeniem — Ale odpłynąłeś — zaśmiał się lekko i zerknął przez jego ramię na gazetę — No się nie dziwię,z Kirishimy niezła laska — zagwizdał cicho. — Jednak za wysokie progi, nawet jak na Chłopca Który Przeżył.
— Czego chcesz? — spytał Potter a blondyn uśmiechnął się zimno słysząc irytację w głosie Harry'ego
— Max mi się gdzieś zagubił po zajęciach. Widziałeś go może?
— Poszedł do siebie — wskazał gestem ręki korytarz prowadzący do męskich dormitoriów, jednak ten nie ruszył się z miejsca. — Coś jeszcze?
— Mam sprawę — oznajmił przysiadając się a Potter westchnął, nie to że nie lubił Seijuuro, ale jego obecność sprawiała, że Potter czuł się często niezbyt komfortowo. Z Maxem nie miał takiego problemu nawet jeśli siedzieli obok siebie na jakiejś lekcji, jednak Alex był nieco odpychający, tym bardziej że często się do Pottera przystawiał, co niewyobrażalnie go denerwowało. To, że Potter nie ma dziewczyny, nie oznacza od razu, że jest gejem! — Znasz się z tą całą Lovegood, prawda? — Harry wyraźnie się zdziwił, spodziewał się naprawdę wielu rzeczy, ale nie tego, że Alex zainteresował się Luną.
— No znam — powiedział podejrzanie a Seijuuro jeszcze bardziej się uradował, co nie spodobało się Harry'emu, dlaczego on na niego tak patrzył?! — I co w związku z tym?
— Miała wczoraj genialny żakiet — Potter zamrugał jakby nie rozumiał, Alex odezwał się do niego... Bo podobało mu się ubranie Luny?! — Chcę wiedzieć skąd go ma. Wiem, że nie od Ralfa Lorena bo rozmawiałem z Hestią. — dodał natychmiast, brzmiał jakby to była najpoważniejsza sprawa w całym jego życiu, przez co Potter myślał że zaśmieje mu się w twarz. — Zapytałbyś się jej?
— Czemu sam tego nie zrobisz? — odpowiedział pytaniem a chłopak westchnął.
— Nie mogę. Jest pomylona. A ja i tak tu uchodzę za dziwaka. Nie chcę być jeszcze z nimi widywany bo już całkowicie moje notowania spadną — powiedział a Potter podrapał się w głowę. Niby powinien zaprzeczyć, że Luna wcale nie jest pomylona tylko inaczej patrzy na świat... Ale czasami sam w to wątpił. Więc nieznacznie przytaknął na znak zrozumienia. — Czyli zapytasz?
— Jeśli ją spotkam to mogę zapytać, choć naprawdę nie wiem dlaczego...
— To świetnie! — zawołał będąc już w korytarzu za którym chwilę później zniknął, a Potter westchnął, wciąż był za miękki, jak na Ślizgona.

*


— Nienawidzę go — Hestia uśmiechnęła się delikatnie obserwując jak Draco nieumiejętnie stara się wyczarować Patronusa — Dlaczego akurat to sobie wymyślił?! Nie mógł nas uczyć czarnej magii? — machnął ręką jakieś koślawe kółko. — Byłoby chociaż więcej zabawy — warknął chłodno i podszedł do niej siadając na ziemi, obok wielkiego basenu wypełnionego po brzegi pianą.
Łazienka Prefektów była idealnym miejscem na zniknięcie na chwilę by pozbierać myśli i opanować umysł, jednak co do ćwiczeń zaklęć... Chyba jednak się nie nadawała. Choć Malfoy twierdził, że się tu wyciszy, i Hestia starała się w to wierzyć, tyle że nie robił nic innego poza narzekaniem i machaniem różdżką nie określonych znaków w powietrzu, które niczego nie wnosiły.  Carrow oparła wygodniej dłonie o brzeg basenu następnie kładąc głowę na przedramionach i spojrzała w kierunku ich toreb, które leżały nieopodal. Draco rzadko kiedy z nią tu przychodził, zwykle mając swoje wytłumaczenia. Jednak kiedy był, raczej nie zdarzyło się by cokolwiek tutaj zaszło. Zwykła ona brać kąpiel, a on zwyczajnie siedział przy brzegu snując różne wywody na tematy niekoniecznie przez niego lubiane. Kiedy byli parą wyglądało to tak samo jak teraz. Nic się nie zmieniło, a jednak zmieniło się wszystko. Tutaj czas się zatrzymywał. Była tylko ona i on... i czasami ten wścibski duch, którego jednak się szybko pozbywali różnorakimi obelgami. — W życiu tego tak nie zrobię —warknął kładąc różdżkę na podłodze.
— Za dużo myślisz — powiedziała cicho i przymknęła oczy. — Pamiętasz jak długo mi to zajęło? Trzy miesiące przy mnie siedziałeś żeby wyszedł chociaż mały kłąb. Nie zrobisz tego od razu.
— Razem ćwiczyliśmy to zaklęcie — dziewczyna uśmiechnęła się przelotnie.
— Upierałeś się, że jesteś przy mnie tylko do towarzystwa — zaśmiała się delikatnie na co chłopak jedynie westchnął, miała rację. — Oczy dają ci wiele możliwości ale przez to masz jeszcze więcej myśli niż powinieneś, w końcu niektóre nawet nie są twoje, odpręż się, zapomnij o tym wszystkim i zwyczajnie powiedz formułę.
— Sądziłem, że polega to na przyzwaniu najszczęśliwszego wspomnienia.
— Czytałam, że niektórym wystarczy dana chwila, jeden spontaniczny moment a zaklęcie samo się uwolni — uchyliła delikatnie powieki spoglądając na jego różdżkę. — Wystarczy pragnąć a się otrzyma to czego się chce.
— Gdyby wszystko tak działało — wypuścił powietrze patrząc w sufit. — Nie jesteśmy parą. — powiedział przerywając ciszę. Hestia zdziwiła się zaczęciem takiego tematu.
— Skąd to nagłe stwierdzenie?
— Bo naszła mnie nieprzyzwoita myśl — powiedział po prostu nie odrywając wzroku od żyrandola z czterobarwnych kryształów. — Czterdzieści osiem godzin po zerwaniu a wciąż siedzę z tobą w jednej łazience — Szatynka zaśmiała się delikatnie, podnosząc głowę i wyprostowała się, jednak mimo tego, piana wciąż zakrywała ją od ramion w dół. — To tak chyba nie powinno wyglądać.
— Ty zaproponowałeś żebyśmy odpoczęli tu po lekcjach— wzruszyła ramionami. — Nie mam się czego wstydzić.
— To wiemy oboje — zarumieniła się delikatnie i dostrzegła jak końcami palców dotyka różdżki. — Ale mimo wszystko to dziwne... Prawda?
— Tak, chyba tak — przyznała ciszej odwracając wzrok. — W końcu nie powinniśmy się do siebie odzywać... Ale to chyba jest po prostu silniejsze. Jesteśmy przyjaciółmi, nie chcę tego zniszczyć tylko dlatego, że zerwaliśmy.
— To dobrze — "znów się zamyślił" powiedziała sobie w myślach przejeżdżając dłońmi po włosach z góry na dół, nawet nie zwracając uwagi na to że piana nieco opadła, ale nie była jedyną która tego nie zauważyła, blondyn nadal gapił się w sufit.
— Co to za myśl? — zamrugał i zniżył do niej wzrok. — Draco?
— Nic istotnego — odparł patrząc szybko w bok, a dziewczyna pokiwała głową , rzadko bywała spontaniczna, ale musiał ochłonąć. Chwyciła go za nadgarstek i nie minęła sekunda a chłopak wylądował w basenie, a po łazience rozległ się głośny dziewczęcy śmiech, Hestia nie mogła się powstrzymać. Nigdy nie zrobiła czegoś tak jednocześnie paskudnego i zabawnego. Nigdy nic nie rozbawiło ją tak mocno jak widok wpadającego do basenu Malfoya.
 Chłopak wynurzył się biorąc głęboki wdech i spojrzał na nią z niedowierzaniem, ale i rozbawieniem. Nie był zły, był po prostu zaskoczony, nie spodziewał się po Hestii takiego zachowania. Była ułożona i miła, nie robiła zgrywów, szczerze mówiąc nie lubiła ich, za to teraz pokazała, że potrafi być zołzą.
— Taka jesteś...?! — Hestia uśmiechnęła się jednak kilka chwil później pisnęła kiedy oberwała falą wody w twarz, jednak nie pozostała mu dłużna.
Łazienka Prefektów nie przeżyła takiej wodnej bitwy od czasów Huncwotów. Woda i piana były wszędzie. Na ścianach, półkach, oknach, podłodze, drzwiach, ubraniach a nawet żyrandolu. Za to dwójka ślizgonów, nigdy wcześniej nie robiła czegoś podobnego, nie tylko w swoim towarzystwie ale w ogóle.
Zwykli być dosyć spokojni, ułożeni... Nie robili nagłych, nieprzemyślanych akcji, nie bawili się w taki sposób. Gdyby tylko ktoś ich teraz zobaczył z całą pewnością nazwałby ich niesubordynowanymi nastolatkami nie tylko ze względu na aktualny wygląd łazienki, ale i to, że znajdowali się jednocześnie w jednej wannie, a także jedna z osób była tutaj całkowicie nielegalnie. Ale byli tu sami, nikt inny o tym nie wiedział, nikogo innego nie dotyczyła ta zabawa. Wszystko przestało mieć jakieś znaczenie, czas, przyjaciele, rodzina, zbliżająca się wojna, konsekwencje czynów, przyszłość i przeszłość.
Teraz była tylko ta chwila, w której się zatracili. I która sprawiła że Draco naprawdę się uśmiechnął, co było dla Hestii najważniejsze. To było takie...  rzadkie? wspaniałe?  Tak to chyba odpowiednie słowo. W jej oczach ta chwila miała wielką wartość, chwila która zdawała się trwać wieczność, mimo iż były to zaledwie minuty.
 W pewnym momencie odepchnęła się od brzegu tworząc wielką falę która na sekundę całkowicie go zakryła, jednak kiedy woda tylko opadła, stali obok siebie, zapatrzeni całkowicie w swoje oczy, zatraceni w tym co się działo. Jakby znów mieli po czternaście lat i spotkali się całkiem przypadkiem na dziedzińcu w trakcie trwania balu bożonarodzeniowego.  Piana całkowicie zniknęła, czarny tatuaż przebijał przez całkowicie mokry materiał koszuli, a oni stali oddychając szybko, jakby chcąc opanować emocje które kierowały nimi wcześniej a także ujarzmić te które ścisnęły ich żołądki.
Minęła sekunda, potem druga, trzecia i kiedy ten moment w końcu nadszedł, i pochylił się nad nią. Coś spadło a oboje natychmiast odwrócili się w kierunku drzwi gdzie stała zszokowana Granger.
— Ja... Ja przepraszam — wyjąkała następnie wybiegając z łazienki, zatrzaskując przy tym drzwi. Stali tak przez chwilę, jakby z opóźnieniem dotarło do nich to co się wydarzyło. Najpierw popatrzyli po sobie, a następnie zaczęli się śmiać. Śmiać tak głośno i tak szczerze, że gdyby tylko ktoś ich widział, sam zacząłby to robić. Był to bowiem jeden z tych rodzajów śmiechu, które :"zarażają" i które słysząc, po prostu nie można powstrzymać się od wygięcia ust w górę.

*


Hermiona zatrzymała się na dziedzińcu dysząc ciężko. Właśnie zobaczyła Malfoya i Carrow w Łazience Prefektów... Nie... właśnie zobaczyła zbliżenie ślizgonów w łazience prefektów... A może nawet... dziewczyna pokręciła szybko głową patrząc za siebie, jakby z obawą, że tamta dwójka będzie jej szukać. "Nie mają po co... Nic nie widziałam... Nic nie słyszałam...Oh opanuj się Hermiono!" krzyknęła w myślach i uderzyła się otwartą dłonią w czoło a chwilę później zdębiała, patrząc na chłopaka siedzącego na murku fontanny, który patrzył na nią co najmniej dziwnie. "Gorzej być nie mogło!" wrzasnęła w głowie, wpatrując się w Notta z zakłopotaniem. Chłopak wciąż na nią patrzył, a Hermiona z zażenowaniem poczuła jak policzki ją pieką. Zarumieniła się.
— Tak... — zamilkła patrząc w swoje buty, a następnie odwróciła się na pięcie i skierowała w kierunku Gryffindoru.
— To plac Wschodni, chodzą tu tylko Ślizgoni — zatrzymała się i rozejrzała wokół. Nie było tutaj nikogo, ale musiała stwierdzić, że chłopak ma rację. Zwykli przebywać tutaj jedynie uczniowie domu węża. — Po co tu przyszłaś?
— Nie naumyślnie — oznajmiła szybko i odwróciła się do niego, Theodor pozostał niewzruszony — Biegłam i...
— Że biegłaś zdążyłem zauważyć — mruknął znudzony a Granger zacisnęła usta w wąską linię. — Po co przyszłaś akurat tu.
— Mówię, że nie było to zamierzone — warknęła a chłopak zwrócił uwagę na jej rzeczy przez co zamilkła. — Tak. Skoro już zdążyłeś się domyśleć gdzie się wybierałam to... — chłopak parsknął z rozbawieniem a Granger nie miała pojęcia o co chodzi, spojrzała na swoje rzeczy, z torby wystawał ręcznik i szczotka, a także róg kosmetyczki. Nie było w tym nic zabawnego. Jednak go coś wyraźnie rozbawiło.
— On cię zabije — parsknął głośniej, a Hermiona wyprostowała się rozglądając dookoła.
— Kto? — odpowiedziała pytaniem a chłopak spojrzał na nią z kpiną.
— Oczywiście, że Draco. W końcu poszedł tam z Carrow — stwierdził oczywistym tonem a Granger przygryzła dolną wargę. — Zerwali a mimo wszystko nakryłaś ich razem. Jeśli to pójdzie dalej, możesz być pewna, że pogrążą twoje mało znaczące życie.
— Nic nie pójdzie dalej. — powiedziała cicho — Twoje również niewiele znaczy — mruknęła a chłopak uśmiechnął się zimniej i spojrzał po dziedzińcu, wciąż byli tu jednymi osobami.
— Ja przynajmniej nie palę kwiatów przeznaczonych dla kogoś innego — cała krew z twarzy Hermiony odpłynęła, a jej serce stanęło na kilka krótkich chwil, a przynajmniej takie miała wrażenie. Te kwiaty...— Naprawdę jesteś na tyle głupia, żeby myśleć, że ja byłbym wstanie wysłać kwiaty komuś takiemu jak ty? — jej oczy zabłysły. — Musisz przeprosić Romildę — Hermiona drgnęła,Vane była przy niej kiedy ta spaliła bukiet. — Za tą jakże przypadkową — zironizował — pomyłkę McLaggena — zakończył a Hermiona przytaknęła na znak, że rozumie. Po czym znów odwróciła się i odeszła. Theodor odprowadzał wzrokiem Gryfonkę i spochmurniał, było mu przykro. Nie chciał tego, nie tak powinien się teraz czuć. Powinien być szczęśliwy, że dopiekł szlamie, powinien się cieszyć, że po raz kolejny ta się popłacze, i kurwa powinien skakać z radości, że pogłębił jej depresję! Dlaczego więc czuł się jako ostatni dupek?

*


Harry kończąc czytać gazetę odłożył ją na swoje miejsce, lektura kilku głupich artykułów zajęła mu nieco więcej czasu niż przypuszczał, zwykł tylko oglądać obrazki i czytać co drugie zdanie by tylko pochłonąć temat jaki został zawarty w artykule.
  Teraz naprawdę się zaciekawił, nie chodzi nawet o artykuł z tą dziewczyną, która przez czysty zbieg okoliczności urodziła się w tym samym dniu co on, i całkowicie przypadkiem była mistrzynią w walce ze złem...
Wstał i rozejrzał się po pokoju wspólnym, w którym zebrała się już całkiem spora ilość uczniów, którzy skończyli lekcje. Był tu również Tony, który kiedy tylko zauważył że Harry jest obecny w pomieszczeniu, wręcz natychmiast zawołał go do siebie. Harry podszedł do niego i jego kumpli dosyć niepewnie, spodziewał się czego Ślizgon może od niego chcieć, albo o co mieć pretensje, ale dwóch z trzech jego towarzyszy pierwszego dnia pobytu Pottera w Slytherinie, poważnie go uszkodzili. Jednak kiedy tylko stanął przy chłopaku, Pucey klepnął go w plecy uśmiechając się przelotnie, a drugi chłopak parsknął z rozbawieniem widząc minę Pottera.
— Chłopaki, możecie na chwilę... No wiecie — mięśniacy wstali z kanapy a kiedy tylko to zrobili, każdy poszedł w swoim kierunku. Najwyraźniej i tak mając coś do załatwienia. Tony uśmiechnął się do niego, a Potter przysiadł się do starszego Ślizgona, który wyjął z torby kilkanaście kartek zaczynając rozkładać je na stole. Były to wypisane strategie gry, ustawienia graczy i przewidywane ruchy przeciwnika. Wszystko idealnie wyliczone, jakby Quidditch był numerologią, w której wynik zawsze musi się zgadzać.— To oczywiście spekulacje, ale jeśli potraktujemy ich tym ustawieniem, wszystko powinno się udać. — Podniósł jedną z kartek i mu podał a Harry przyjrzał się ustawieniu graczy i zamrugał ze zdziwieniem.
— Przecież Astoria jest ścigającą. Dlaczego jest ustawiona na pozycji pałkarza?
— A właśnie — pstryknął palcami i uśmiechnął się chłodno, Potter popatrzył po planie, każdy poza Harrym był pozmieniany, Nott stał się nagle obrońcą, Tony ścigającym, Blaise drugim pałkarzem a dwóch pozostałych ścigających zostali wymienieni na zupełnie inne osoby, których Harry nie znał. — Fajne to prawda? — uśmiechnął się a Potter spojrzał na niego podejrzanie. — Rekord szkoły to zakończenie gry w ciągu dwudziestu pięciu minut, nie spiesz się, dwadzieścia z całą pewnością wystarczy — Harry poczuł dreszcz na plecach, miał zakończyć grę w ciągu dwudziestu minut?! Zwykle szuka znicza około godziny a teraz miał... Nie ma co, Tony wiedział jak wywrzeć na nim presję. — Oczywiście chłopaki też mają się postarać, niby kończysz grę, ale chcę również pobić rekord w liczbie strzelonych obręczy przed zakończeniem gry. Zaczynamy mecz z Gryfonami co jest dla nas naprawdę korzystne, w tym roku mogą popisać się jedynie McLaggenem — powiedział opierając się wygodniej o fotel a Harry nadal patrzył bez przekonania na kartkę.
— Reszta wie, że ich pozmieniałeś? — spytał a Urghart uśmiechnął się szeroko. — Chyba nie masz zamiaru postawić ich przed czynem dokonanym?
— Nasz układ jest tutaj — Wyjął rękę i podał mu kartkę z takim układem jaki Potter zapamiętał... No może nieco innym, Nott stał się szukającym dowodzącym, mimo iż wcześniej był nim Tod, jeden z kumpli Tony'ego. Harry spojrzał na chłopaka z niezrozumieniem.
— Skoro nasz jest tutaj, to co z tym? — uniósł nieco wyżej planszę na której wszystko było nie tak jak powinno.
— Temu cię zawołałem — uśmiechnął się. — Ta tutaj, to plansza Gryfonów — Harry zrobił wielkie oczy a potem uśmiechnął się zimno wiedząc już o co chodzi — Podrzucisz to Weasleyowi w miarę wiarygodny sposób. A ten mecz będzie nasz — Harry spojrzał na planszę i parsknął, Tony miał głowę na karku. Ron z całą pewnością da się na to nabrać. — Musi być — dodał a Potter na niego spojrzał, teraz nie był już taki wesoły. Był bardziej przygaszony, i masował sobie bark, jakby ten go bolał.
— Sory, że próbowaliśmy cię ustawić z Lauren — powiedział a starszy Ślizgon parsknął cicho.
— Sam się na to pisałem, zresztą...— oparł się z powrotem o kanapę — trzeba przyznać, ma charakterek— parsknął — W życiu tak nie oberwałem, jak od tej małolaty — Potter zamrugał nie bardzo rozumiejąc o czym Urghart mówi, chłopak uśmiechnął się przelotnie. — Nie polecam spotkania z tą Harpią w 43 — wyjaśnił a Potter zrobił wielkie oczy, jednak ten nie wydawał się być tym przejęty,a nawet wyglądał na nieco rozbawionego. — Nie, że jestem masochistą... Ale wyglądała bardzo pociągająco z tym batem w ręce — zaśmiał się a jego oczy zabłysły. Potter za to nie był pewien, co ma na to odpowiedzieć.— O taką sztukę grzechem by było nie zawalczyć — wzruszył ramionami — Carrow miała rację. Muszę pokazać, że jestem więcej wart niż reszta jej byłych , żeby Lauren na mnie również zależało — przyznał i zwrócił się do Harry'ego — byłbym szczęśliwy gdyby ta plansza trafiła do niego jeszcze dziś. Istnieje taka opcja? — Potter zastanowił się przez chwilę, dziś nie miał tyle zadać na głowie, w zasadzie tylko jedno z eliksirów, które zrobi w przeciągu kilku minut, dzięki podręcznikowi Księcia Pół Krwi, więc niewiele myśląc, przytaknął energicznie w rezultacie czego, Tony klasnął w dłonie — Wiedziałem, że mogę na ciebie liczy... Lauren zaczekaj! — zerwał się biegnąc ku dziewczynie, której humorek nadal był dziś tak okropny jak Norweskiego Kolczastego, w dniu kiedy Potter musiał z nim walczyć na czwartym roku podczas pierwszego zadania Turnieju Trójmagicznego. A to oznaczało, że on, na miejscu Urgharta, będąc w jej otoczeniu, zwyczajnie by zwiał.
— Wpadłeś po uszy — powiedział do siebie patrząc najpierw na niego znikającego z Lauren w korytarzu do damskich dormitoriów, a później jego wzrok pojechał do Notta który wyraźnie wściekły kierował się do swojego dormitorium. Ale przystanął tuż przy wejściu do męskich dormitoriów i odwrócił się. Rozejrzał po pomieszczeniu, by po chwili podejść do Dafne, i chwytając ją za nadgarstek, zaprowadzić na teren męskich dormitoriów a potem, jak przypuszczał Harry, do swojego pokoju.
Potter zamrugał ze zdziwieniem widząc tą scenę, rzadko widywał razem tą dwójkę, Nott zwykł być widywany przeważnie z Lauren lub Florą, jednak, jeśli to co Blaise mówił Potterowi, jest prawdą, to Dafne jest bliżej Notta niż, można by się tego spodziewać... A raczej jej ciało jest bliżej, bo ponoć jest tylko jego dziewczyną na pocieszenie, lub zwyczajne odstresowanie.
Nie można jej dosłownie nazwać dziwką, bo ponoć ona go lubi bardziej niż kogokolwiek innego, ale to, że daje mu, przysłowiowe "dupy", nie będąc z nim w związku, również ciężko jest inaczej nazwać. "Naprawdę jesteś palantem Nott", mruknął chłopak w myślach, zirytowany tym jak Ślizgon traktował dziewczyny, bez szacunku, jak gdyby były zwykłymi zabawkami.
Harry wstał, widząc Malfoya wraz z Hestią wchodzących do Pokoju Wspólnego, by po kilku chwilach dogonić ich po pierwsze, poinformować, iż w dormitorium Malfoya Nott jest z Dafne, a po drugie prosić o pomoc w namieszaniu Gryfonom w głowach. Jeśli Ron miał połknąć haczyk musiał być bardzo podirytowany, a kto jest w stanie doprowadzić rudzielca do szału bardziej niż jego nemezis w towarzystwie Pottera?
— Harry, i jak zadanie na eliksiry? — zagadnęła przyjemnie Hestia kiedy tylko pojawił się przy nich, chłopak jedynie machnął ręką patrząc na Draco. Chłopak wyglądał nieco inaczej niż jeszcze godzinę temu, i przez ostatnie tygodnie, był... Wesoły? Ale w taki dziwnie naturalny sposób.
— Nott jest tam z Dafne — wskazał drzwi dormitorium Malfoya, który przewrócił oczami jakby zirytowany tym co Potter właśnie powiedział. Hestia za to wyglądała na nieco zdziwioną.
— Dafne? — powtórzyła cicho. — Przecież już dawno się z nią nie spotykał.
— Ktoś musiał go zirytować a ona była pod ręką, wyglądał jakby chciał kogoś pobić! — powiedział Potter na co ślizgoni wydawali się być jeszcze bardziej zdziwieni. — Tak, tak wiem, dziwne — oznajmił zanim dziewczyna się odezwała. — Mam inną sprawę. Na tą chwilę bardziej istotną
— Czyli?
— Mam dać to drużynie Gryffindoru — oboje spojrzeli na planszę którą Harry podał Draconowi, który kiedy tylko dostrzegł co to takiego, uśmiechnął się chłodno. — Pomożesz?
— Jeśli o tego typu sprawy, zawsze jestem otwarty na propozycje — uśmiechnął się chłopak a Hestia zachichotała, za to Harry poczuł miły ucisk w żołądku, miał w końcu kogoś kto przystaje na jego pomysłach bez słowa "ale".— Jednak jeśli sami się tym zajmiemy mogą coś podejrzewać
— Również o tym myślałem — przytaknął Potter — potrzeba nam osoby trzeciej, która sprawi że się nabiorą.
— Nabiorą się — podał dziewczynie planszę a ona uśmiechnęła się przelotnie, Malfoy najwyraźniej już znalazł trzecią osobę. — Wystarczy że odpowiednio im to sprzedamy. — Powiedział a Harry już wiedział, że Draco zdążył już wymyślić odpowiednia koncepcję.

*


             — Szukam cię wszędzie — dziewczynka na moment odwróciła wzrok, do Rudolphusa, po chwili wracając do oglądania zachodu słońca. I uśmiechnęła się kiedy poczuła na ramionach ciepły płaszcz wuja. — Twój ojciec by nas zabił, gdyby dowiedział się, że o tej porze roku stoisz na balkonie w papciach i nocnej halce. — oznajmił, na co Cassandra jedynie zaśmiała się cicho.
— Dziś słońce jest wyjątkowo piękne — stwierdziła w odpowiedzi, spoglądając w czerwoną kulę powoli chowającą się za horyzontem, a Lestrange jedynie przytaknął, również tam patrząc. Miała rację. Tak pięknego odcienia słońca nie widziało się na co dzień.
— Draco pewnie już wrócił do szkoły — oznajmił mężczyzna na co dziewczynka uśmiechnęła się lekko. Nie uszło to jego uwadze — Coś nie tak?
— Dziś wiele się tam dzieje.— wyjaśniła cicho a jej oczy zabłysły. — W Anglii musi być dość brzydko o tej porze roku.— dodała, zmieniając temat.
— I jest — mruknął Rudolphus opierając się o barierkę — Wszędzie kałuże i błoto. Wszystkie moje krwiste szaty zrobiły się czarne! A buty nadają się jedynie do wyrzucenia. — mruknął odgarniając czerwone pasma włosów z twarzy — Za to w Paryżu jest przepiękna złota jesień...
— Dziwnie się nad tym myśli będąc w miejscu gdzie prawie zawsze jest lato — powiedziała dziewczyna a on zaśmiał się lekko i przytaknął, zwracając uwagę na palmę rosnącą w ogrodzie.
— Gdybyś pozostała w Nowym Yorku z całą pewnością również ujrzałabyś tą jesień, w Central Parku...
— Chciałabym kiedyś wrócić do Brytanii wuju — przerwała mu cichym głosem. — Zobaczyć Loch Ness w Szkocji... Pospacerować po pałacu królowej... tańczyć w parku i ujrzeć Macbetha w Teatrze Narodowym... — zwróciła uwagę na swoje nogi a jej oczy błysnęły — I uwierz... kiedyś tego dokonam — oznajmiła pewnie, uśmiechając się do Lestrangea.
— Wierzę Cassy — a dziewczynka przytaknęła .— Wygrasz z tym — pokiwała przecząco głową na co zamilkł.
— Już przegrałam wuju — powiedziała patrząc w krwiste słońce. — Mój los jest przesądzony. Jednak zrobię te rzeczy... zrobię je mimo, iż to nie ja będę wykonywać te czynności.
— Cassy...
— Może i umrę. — przerwała mu spokojnie — Dam się pociąć a na końcu spalić — wyprostowała się unosząc głowę wysoko, jak dama witająca się z ważnymi osobistościami, jednak ona robiła to nie patrząc w oczy gwiazdorów czy polityków a w słońce. — Ale umrę z myślą, że osoby które dostaną moje części ciała zrobią to co chciałam by zrobiły zaraz po przeszczepach. Umrę z myślą, że dokonam tych rzeczy — jej uśmiech pełen radości i satysfakcji przerażał Rudolphusa. Była jeszcze tak młoda, niewinna i drobna... A mówiła rzeczy, które obawiałby się wypowiedzieć na głos każdy dorosły... w końcu ciężko mówić o śmierci... tym bardziej swojej! — To naprawdę pocieszająca myśl. Tak jak i to, że dzięki mnie wkrótce Harry odzyska spokój.
— Często o nim, wspominasz kiedy o tym mówisz. O co chodzi z Potterem? — spytał na co blondynka uśmiechnęła się delikatnie, jednak nie odpowiedziała na to pytanie, zamiast tego śmiejąc się cicho, a kiedy ich spojrzenia się spotkały, powiedziała słowa, które wprawiły go w stan szoku :
— Zabawa dopiero się rozpoczęła. — Uśmiechnęła się do niego a słońce zniknęło za horyzontem. Nie drążył tematu. Wiedział że jeśli Cassy nie chce czegoś powiedzieć to z całą pewnością jest to coś czego wiedzieć nie musi. Bo ciekawość jeszcze nigdy nikomu nie wyszła na zdrowie. Tego właśnie go nauczyła.


Dziękuję za uwagę!
A tak już poważniej mówiąc, chcę wam podziękować za to że jesteście a także za komentarze i wiadomości, które niedawno od was otrzymałam. Jesteście wielcy!
Pozdrawiam ~ Dorothy

1 komentarz:

  1. Wczoraj nie miałam czasu żeby napisać, wybacz. Myślałam że już niczym nie zaskoczysz! A Ty wciąż wprawiasz mnie w osłupienie! Bije pokłony, jestem zachwycona <3 Czekam na kolejny rozdział, pisz śmiało! Do następnego ;)

    OdpowiedzUsuń