środa, 10 sierpnia 2016

16. Icarus


"Icarus is flying too close to the sun
And Icarus' life it has only just begun
This is how it feels to take a fall
Icarus is flying towards an early grave" ~ Bastille

Harry padł zmęczony na łóżko, z bólem na sercu musiał przyznać, że przekonanie Weasley'a do ich bajeczki nie było rzeczą prostą. Ponieważ młokosi jakimi rudzielec się otaczał, całkiem sprytnie udaremniali ich próby podjęcia jakiejkolwiek konfrontacji Rona z ich dwójką. Jednak Hestia, która wkroczyła po pewnym czasie, zmieniając zupełnie ich plan, sprawiła, że wszystko się powiodło. 
Potter ziewnął i spojrzał na swój kufer. Odkąd trafił do Slytherinu, nawet nie miał czasu żeby porządnie się rozpakować. Pojawiał się w dormitorium tylko po to żeby się przebrać, umyć i spać. Nie było ono miejscem gdzie spędzał dużo czasu. Nawet lekcje zwykł odrabiać u Astorii.
Zwlókł się z łóżka drapiąc po głowie i uklęknął następnie otwierając olbrzymie wieko kufra a widok który ujrzał sprawił, że się skrzywił. Wszędzie bowiem było pełno pojedynczych kawałków pergaminów, ubrudzonych od resztek eliksiru, który tworzył na zeszłotygodniowych zajęciach z Eliksirów. Do tego rzeczy których wcześniej nie wrzucił do szafy, w tej chwili były całe wymięte i upaprane od tej dziwacznej mazi. A pozostałe rzeczy, śmierdziały starymi skarpetami.
Potter wyjął różdżkę, dotykając jej końcem jednej z dziwnie wyglądających fiolek, która po zetknięciu się z nią pękła i wydobyła z siebie straszliwy smród. Harry zakaszlał głośno machając nią pół obrotu i wykrztusił z trudem —chłoszczyść — a wszystkie rzeczy zaczęły się czyścić. Potem pozostało mu jedynie pomachać nią w kilka stron a rzeczy same zaczęły wkładać się do szaf, półek i pod łóżko.
Wybraniec uśmiechnął się spoglądając na czyściutkie dno kufra który miał zamiar również włożyć pod łóżko, miał zamiar, ale mimo wszystko tego nie zrobił. Dlaczego? Ponieważ w chwili kiedy chciał zamknąć wieko, zauważył błyszczącą fiolkę na jego dnie.
Harry chwycił przedmiot do dłoni i zastanowił się przez chwilę, skąd ma coś takiego w swoim kufrze. Naczynko różniło się od pozostałych fiolek. Nie było szklane, lecz kryształowe a wieczko zamiast zwykłego korka było zrobione ze złota wysadzanego w kilku miejscach szafirami.
Siedział tak przez chwilę, zastanawiając się, czy przypadkiem nie zwinął czegoś z klasy, jednak po chwili namysłu, i ujrzeniu grawerunku węża, przypomniał sobie o "prezencie" od Pani Malfoy. "Odpowiedzi na pytania" powtórzył sobie jej słowa w głowie i zastanowił się przez chwilę. We wrześniu pragnął wiedzieć wszystko, o wszystkich. Teraz... teraz ta chęć wiedzy zmalała.. Odłożył naczynie do kufra i zamknął go, następnie wstając i kopiąc go pod łóżko. A on nawet przez chwilę, nie żałował tej decyzji... Przynajmniej do następnego poranka, kiedy to wszyscy Ślizgoni zachowywali się wyjątkowo dziwnie… Jakby wszyscy stali się Florą albo Nottem.
— Coś mnie ominęło? — Spytał cicho Potter, Astorii idąc razem z nią i resztą na godzinną przerwę przed kolejnymi lekcjami. Dziewczyna spojrzała na niego jak na idiotę po czym wyminęła go i zniknęła za jednym zza zakrętów. — Blaise? — chłopak spojrzał na niego i wzruszył ramionami następnie podchodząc do Krukonek i zajął się konwersacją z nimi. Potter westchnął z rezygnacją i usiadł samotnie na jednym z parapetów opierając głowę o mur. — A mogłem ją przejrzeć— powiedział cicho i przymknął oczy — Głupek ze mnie.
— Nie da się ukryć — Harry otworzył oczy i spojrzał na Florę, która stała naprzeciwko niego z książką w dłoni. — Przesuń się, chcę usiąść — oznajmiła a Harry zabrał nogi następnie przesuwając się w prawo a dziewczyna usiadła obok niego na parapecie, wzrok zawieszając na swoich butach. Harry odczekał kilka chwil, może nawet minutę. Aż w końcu westchnął i spojrzał w sufit.
— Tooo... tak będziemy siedzieć, tak? — spytał a dziewczyna parsknęła cicho i pokiwała przecząco głową.
— Ja mam co robić — podniosła delikatnie książkę, której mimo tych słów nie otworzyła. — Ale ty zdajesz się być z jakiegoś powodu niezadowolony.
— Dziś wszyscy zachowują się tak... dziwnie. I nikt nie chce odpowiedzieć mi "dlaczego"? — wyjaśnił a brunetka zwróciła uwagę na Hestię, która właśnie zniknęła za jednym z korytarzy.
— Mają zły dzień i tyle — oznajmiła smętnie i spojrzała na niego przelotnie, po chwili wracając do rozglądania się po, teraz już pustym, korytarzu. — Do tygodnia wszystko wróci do normy. Nie masz się czym przejmować.
— Jak mam się nie przejmować, skoro to na mnie wszyscy patrzą jakby chcieli mnie zabić. — burknął jak obrażone małe dziecko na co dziewczyna westchnęła cicho
— Nie czytałeś porannego proroka, prawda? — spytała a Harry pokiwał przecząco głową i zmarszczył brwi. Czyżby kolejny atak Czarnego Pana? — To pewnie temu. — powiedziała pusto.
— Coś się stało?
— Można to tak nazwać — oznajmiła cicho. — Zwykliśmy się starać nie łączyć życia szkolnego z prywatnym. Tak jest łatwiej. Ale czasami jest to bardzo trudne Harry — powiedziała bardzo cicho zaciskając palce na książce. — W departamencie tajemnic schwytano kilkoro śmierciożerców jak pewnie pamiętasz — Potter przytaknął. — Dziś ogłoszone zostały wyroki. W tym jeden pocałunek dementora — Harry zrobił wielkie oczy. Za to dziewczyna nie spojrzała na niego. Potter czuł jak pot spływa mu po plecach, bał się, że osoba, która została na niego skazana, to matka lub ojciec jednego ze ślizgo... — Theo nigdy nie miał zbyt dobrego kontaktu ze swoim tatą — Serce Harry'ego stanęło na kilka sekund. — Ale mimo wszystko, miał tylko jego.— Dodała ciszej, za to Potter poczuł setki tysięcy palących uczuć w środku siebie, czuł niewyobrażalny ból... Poczucie winy.— Nie winię cię, w końcu tylko się broniłeś. Ale... Nie zbliżaj się do Theodora przez pewien czas... — zamilkła na chwilę a Harry spojrzał w podłogę. —Nie pokazuje tego ale jestem pewna, że bardzo to przeżywa — Nott był dziś cichszy niż zazwyczaj. Przypomniał sobie Harry, nagle rozumiejąc dlaczego... A także czemu Slytherin jakby przeżywał żałobę. Wyroki padły na ich rodziny... a z całą pewnością na większość ich rodzin. W końcu Ślizgonów nie było wielu, a rody czystej krwi są bardzo ze sobą zżyte różnorakimi więziami. Kary otrzymali ich wujowie, kuzyni ciotki, rodzice...
— Dlaczego pan Nott dostał aż tak podłą karę? — spytał cicho. — Przecież jest zwyczajnym śmierciożercą...— zamilkł na moment — wtedy w departamencie naprawdę niczym się nie odznaczał. — Carrow spojrzała na niego przez chwilę a potem westchnęła opierając się o szybę okna.
— Powychodziło kilka spraw. Pewna osoba trochę pomieszała... i w sumie stwierdzono, że jest kryminalistą zasługującym na śmierć — mruknęła ledwo słyszalnie. — Ale zabicie a pozbawienie duszy to jednak coś innego prawda? — warknęła i posmutniała jeszcze bardziej —Pan Nott był dla mnie jak wuj, nie wyobrażam sobie żeby popełnił większą zbrodnie niż rzucenie na kogoś zwykłej Crucji — zastukała nerwowo paznokciami o parapet. —Ale sędzia to jedynie pachołek. Ktoś inny tu pociąga za sznurki. Ktoś z wewnątrz, kogo nie widać, a kto ma niesamowitą władzę w Ministerstwie.
— Kto to taki?
— CODE — powiedziała sucho a Harry zamrugał nie rozumiejąc, już kiedyś spotkał się z tym określeniem. Często także pojawia się ono w gazetach. Jednak co oznacza ten skrót?
— Kto? — spytał a brunetka popatrzyła na niego zdziwiona
— Naprawdę nie wiesz kim są CODE? — odpowiedziała z jawnym szokiem a Potter przytaknął
— A skąd mam niby to wiedzieć? — znów powiedział pytaniem a Ślizgonka pokiwała głową.
— Nieważne — mruknęła cicho — Pełna nazwa to Czarodziejskie Obywatelstwo Dokonujące Eutanazji. Pracownicy tego departamentu są nieidentyfikowalni. Nikt tak naprawdę nie wie kto dla nich pracuje a kto jedynie blefuje. Ich zadaniem jest dokonywać eutanazji na wrogach społeczeństwa. A co najciekawsze. Nie chodzi tu wyłącznie o popleczników Czarnego Pana. — Harry słysząc te słowa poczuł jak bicie jego serca przyspiesza, a po ciele przebiegają dreszcze. Nazwa sama w sobie sprawiała, że czuło się powiew grozy. Nic dziwnego, w końcu byli to legalni mordercy. — Jest to społeczeństwo niezależne od władzy krajowej. Podlegają międzynarodowej organizacji  podziemnej. Pracują wbrew prawu prowadzonym w danym kraju. 
— Ale co CODE mają do Pana Notta? 
—  Całkiem dużo — odezwała się zaciskając palce w pięść. — CODE nie mają rodzin. Nie mogą ich mieć. A jeśli urodzi się dziecko. Wisi nad nim kara śmierci.
— Dlaczego?
— Stając się członkiem rodziny CODE ,dziecko jest zmuszone również przynależeć do tej organizacji ,niezależnie od tego czy tego chce czy też nie — znów przebiegła palcami po parapecie skąd wydobywał się dźwięk stuk, stuk, stuk, za każdym uderzeniem paznokci o marmur.— Jeśli ktoś się zaprze, i nie będzie chciał wypełniać misji powierzonych mu przez zarząd. Zostaje szybko usunięty. — mruknęła cicho — A powiedzenie jawnie, że jest się z takiej rodziny, natychmiast sprawia, że ktoś wyczyści ci pamięć całkowicie. Tak. Że nie będziesz miał pojęcia, która ręka jest prawa, a która lewa. Staniesz się zakalcem umysłowym, który skończy prawdopodobnie w Mungu — Powiedziała a Harry wytrzeszczył na nią oczy, nie wierząc w to co słyszy.
— Pan Nott należał do takiej rodziny — oznajmił po chwili namysłu — Dlatego czeka go ta kara? — dziewczyna pokiwała przecząco głową, Harry znów niczego nie rozumiał.
— Ludzie boją się tego określenia często bardziej niż imienia Voldemort. Powiedzenie czegoś takiego sprawia, że ludzie przestają interesować się czyimś życiem, z obawy przed własnym.— Oznajmiła cicho — Najpewniej sprawa nie tyczy się tyle samego Pana Notta co Theodora. Ma znaki nadzwyczajnych, których to CODE nienawidzą. — oznajmiła a chłopak zamrugał. Nott nadzwyczajnym? Jakoś ciężko mu było w to uwierzyć. — Nie patrz tak. Ja i Ivan nie jesteśmy jedyni w tej szkole. Inni zwyczajnie nie mają tak rzucających się w oczy mocy. — Oznajmiła spokojnie — Osobiście znam poza naszą dwójką jeszcze jedną czwórkę uczniów z nadzwyczajnymi mocami, a także wiem, że jest jeszcze jedna osoba. Ale ukrywa się całkiem sprawnie.
— Jeszcze pięć osób? — zapytał z szokiem nie umiejąc w to uwierzyć.
— Różnią się ode mnie i Ivana — przyznała cicho. — Ponieważ oni się z nimi urodzili. Ja i on zdobyliśmy moce poprzez cierpienie. Już ci kiedyś tłumaczyłam jak zdobywa się nadzwyczajną moc — Harry przytaknął. — Ale wszystkich nas łączy jedna rzecz — powiedziała cicho i podwinęła rękaw prawej ręki a Harry zwrócił uwagę na jej tatuaż a potem na dziwnego rodzaju symbole, które wskazała palcem, i których nie umiał zrozumieć. — Każdy Nadzwyczajny ma je na jakiejś części ciała — oznajmiła zakrywając rękawem przedramię — Ja mam czarny na prawej ręce, Ivan biały na lewej, Lauren niebieski na jednym udzie, Nott czerwony na prawej ręce, Draco srebrny na lewej łopatce a Lovegood fioletowy na nodze — Wyliczyła a po drugiej części zdania Potter zrobił wielkie oczy. Podejrzewał, że Malfoy może być nadzwyczajnym, ponieważ jego dziwna moc, rzeczywiście odbiegała od normy… Jednak nie spodziewał się, że w wymienionych pojawi się Luna!
— Oni... jakie mają moce? — spytał cicho a dziewczyna wzruszyła ramionami
— Lauren jest nienaturalnie zimna — Potter przypomniał sobie moment kiedy usiadł z nią w jednej ławce na lekcji, i poczuł się jakby było minus dwadzieścia na termometrach — Nigdy nie widziałam, ale wydaje mi się, że potrafi zamieniać rzeczy w lód... Jak ta królowa z bajki. Stąd to przezwisko — Potter przypomniał sobie bajkę o Królowej Śniegu. — Theo nie ma mocy. Ale samo to iż posiada znaki jest jednoznaczne. Jeszcze się nie objawił ale stanie się to, prędzej lub później. Co do Lovegood. Nie mam pojęcia — przyznała i poprawiła książkę na swoich kolanach— Ivan mówił, że jest nadzwyczajną, a ja mu wierzę... Jeśli byś zapytał, jestem pewna że by odpowiedziała. W końcu nazwałeś ją swoim przyjacielem.
— Skąd o tym wiesz? — zapytał, dziewczyna uśmiechnęła się przelotnie
— Hestia się z nią koleguje, kiedyś jej się zwierzyła. To dla niej najwyraźniej bardzo ważne wspomnienie — oświadczyła a Harry poczuł miłe ciepło w środku, ktoś uważał go za istotnego w swoim życiu. To była bardzo miła rzecz... ale to ciepło nie trwało długo, zaledwie kilka sekund, bowiem ucisk w żołądku ponownie sprawił, że zrobiło mu się niedobrze... Zza zakrętu wyszedł Theodor. — Widzimy się później — usłyszał jedynie Potter i zanim zdążył odpowiedzieć, dziewczyna podeszła do wcześniej wymienionego Ślizgona, i razem z nim odeszła.
Potter wypuścił powietrze ze świstem, było mu wstyd. Czuł że to wszystko jego wina... że to przez niego Nott straci ojca. Wiedział doskonale jakie to uczucie stracić jedyną ważną osobę w swoim życiu. Ten ból, niezrozumienie i zgorzknienie... Rozumiał go w tej chwili doskonale. Dlatego też tak bardzo było mu teraz źle. Bo położenie się na miejscu Notta prawie idealnie pasowało do tego w którym był Harry... a przynajmniej tak wydawało się Potterowi.

*


Harry nigdy nie lubił eliksirów. Tym bardziej, że prowadził je Snape. Jednak od pewnego czasu sam musiał przyłapać się na tym że przychodzi na te zajęcia z uśmiechem na twarzy i chęcią do nauki. Ponieważ odkąd profesor Sluthorn zaczął ich nauczać tego przedmiotu stał się on interesujący i nawet pożyteczny. Czego sam nie umiał pojąć.
Na zajęcia te uczęszczała mała ilość Gryfonów co było dodatkowym plusem ponieważ mógł się skupiać na lekcji a nie na tym jak pogrążyć Weasleya i wygłupiając się z Draconem. Potter nawet nie zauważył kiedy to zaczął mówić do chłopaka po imieniu. Po prostu w pewnej chwili tak się wydarzyło. I chyba obaj nie wiedzieli co na to poradzić.
 — A to Amortensja czyli najsilniejsza mikstura miłosna – Harry otrząsnął się z zamyślenia spoglądając na Hermionę, która mówiła o zawartości kociołków Sluthorna. – Każdy jej zapach odczuwa inaczej z zależności co, kto lubi – wyjaśniła patrząc na różowawy płyn w środku największego kociołka. – Ja na przykład czuję… Skoszoną trawę, pergamin i pastę… do zębów – wypowiedziała szybko i natychmiast wróciła na swoje miejsce a ktoś parsknął.
— Skłamałaś Granger – Harry i Hermiona którzy stali w tej chwili najbliżej końca popatrzyli na Florę Carrow opierającą się o jeden ze stołów, która wyglądała na bardzo rozbawioną… i która jako jedyna z dziewczyn nie zainteresowała się kociołkiem z amortensią, którą właśnie przykrył pokrywką profesor Sluthorn coś mówiąc, że to niebezpieczny eliksir, czy coś w tym stylu.
— Flora, nie jesteś ciekawa jak pachnie twoja miłość? – Dziewczyna prychnęła patrząc na Theodora, który obok niej stał również nie zwracając uwagi na Horacego, który mówił o płynnym szczęściu. Harry spojrzał na mały flakonik tylko przez chwilę po czym znów zwrócił uwagę na dwójkę Ślizgonów, która nie przejmowała się lekcją rozmawiając między sobą.
— Nie mów, że to cię nie dotyczy – zaśmiał się, na co dziewczyna pokiwała głową przez sekundę się uśmiechając.
Po tamtej przerwie humor Theodora znacznie się poprawił. Potter zauważył to już na pierwszej lekcji, którą mieli po tamtej godzinie odpoczynku. Rozmawiał normalnie z Carrow, czasami nawet się uśmiechając. Nie zwracał się do innych osób, jednak i tak to, że odezwał się do kogokolwiek sprawiło, że Potter poczuł jak kamień spada mu z serca... Choć nie do końca tak było.
Potter musiał przyznać, że ta dwójka jest naprawdę zastanawiająca. Niby nie są ze sobą blisko, i nawet często nie zdają się lubić. Ale jeśli nadarzy się okazja i widzi się ich razem, lub słucha ich rozmowy, można by pomyśleć, że ta dwójka to para… A dzisiejszego dnia naprawdę tak się zachowywali.
— A co? Chcesz zmienić swój smród na coś, przy czym można przebywać?
— No wiesz co… Jesteś okrutna – parsknął a dziewczyna pokiwała głową i po chwili szepnęła mu coś do ucha na co uśmiechnął się w ten strasznie podobny do Malfoya sposób… Jakby knuł jakąś intrygę przez którą małe dziewczynki będą płakać.
— Potter! – Wybraniec popatrzył na Blaise'a, który patrzył na niego z oczekiwaniem i podszedł do niego i Draco. W końcu mieli pracować przy jednym stole. – Nie fantazjuj o cyckach Zimnej Carrow tylko skup się na zadaniu – upomniał go.
— Jakim zadaniu? – zapytał a Malfoy parsknął cicho.
— No na długo sobie odpłynąłeś, skoro Ślimak gadał o tym chyba z pięć minut – oznajmił blondyn – Wywar Żywej Śmierci. Strona czterdziesta.
— I kupiłbyś nowy podręcznik. – dodał Zabini.
— Bo w tym są same pożyteczne rady? – zaśmiał się lekko, zauważył jak Malfoy wzruszył ramionami twierdząc, że go to nie interesuje i Harry akurat w tym przypadku wiedział, że tak jest naprawdę. Z jakiegoś powodu Malfoy, za każdym razem kiedy zaczynali temat podręcznika Księcia Pół Krwi zajmował się swoim. Najwyraźniej —w przeciwieństwie do Blaise'a i Harry’ego— nie interesując się tematem byłego tajemniczego właściciela. Choć Potter podejrzewał, że Malfoy wie do kogo należała ta książka i temu nie chce nic mówić.
— Raczej temu, że przez ciebie nie mam szans na Płynne Szczęście – oburzył się czarnoskóry  Malfoy parsknął. Za to Harry popatrzył na Florę i Notta, którzy pracowali sami ponieważ Hestia dzisiaj była razem z jakimiś Krukonkami i Flora zostałaby sama… Co według Harry’ego by jej nie przeszkadzało.— Wiedziałem, że chcesz zobaczyć jej cycki! – powiedział oskarżycielsko Zabini a Harry na niego popatrzył jak na wariata.
— Przecież ma na sobie szkolną szatę, i koszulę zapiętą pod szyję! Jak niby miałbym się na nią tam patrzeć? – zapytał kumpla a on zaśmiał się lekko.
— Wiesz… Samo patrzenie w tamto miejsce u dziewczyn, sprawia że niektórym chłopakom staje.
— Mówisz o sobie Zabini? – Blaise odskoczył patrząc na Malfoya z oburzeniem a Harry i Draco zaśmiali się jednocześnie z miny czarnoskórego. Wyglądał naprawdę komicznie. – Potter chyba nie jest tak niewyżyty seksualnie żeby fantazjować o ciele Carrow w chwili kiedy przypala swoją miksturę.
 — Kurwa! – Zaklął szpetnie Zabini szybko gasząc płomień pod kociołkiem a Harry ponownie lekko się zaśmiał. Następnie popatrzył na Draco, który wrócił do przygotowywania eliksiru.
— Draco — zaczął powoli Harry. — Tak się zastanawiam. Czy Flora kiedyś była z Nottem? – Malfoy parsknął, za to Zabini na chwilę przestał biegać dookoła stołu szukając swojej różdżki i popatrzył na Harry’ego z nieukrywanym zdziwieniem.
— Skąd ten idiotyczny wniosek? – spytał blondyn a Harry wzruszył ramionami.
— Tak jakoś mi się pomyślało – powiedział wymijająco a Malfoy przytaknął jedynie na znak, że rozumie i znów skupił się na pracy. Za to Zabini wyglądał na zaciekawionego tym tematem, biorąc w końcu różdżkę do ręki i zaczął machać nią nad kociołkiem.
— Ej, ale w sumie to dziwne, że Nott nigdy w życiu nie powiedział na Zimną Carrow nic złego. Nawet ty Draco na nią narzekasz… ba! Nawet Hestia to robi, a jest jej siostrą. Za to Nott nigdy w życiu nie podjął się jej tematu. – zrobił zamyśloną minę – Za to Carrow chyba tylko do niego zwraca się w „normalny” sposób.
— Za dużo myślisz Zabini – mruknął Malfoy – Carrow nie jest nim zainteresowana. On nią z resztą również nie.— przewrócił oczami — Dogadują się bo są przyjaciółmi. Może dla ciebie Zabini to dziwne, ale Potter wie jak działa taka więź. W końcu żył w niej z Granger. — Harry i Blaise jednocześnie, patrząc na chłopaka ze zdziwieniem. W końcu zwykł na lekcjach mówić o Hermionie : “szlama”. Ten jednak ich zignorował. —  To przyjaźń a nie jakiś tani romans. 
— Pierdolisz.
—  Jak wolisz —  mruknął w odpowiedzi Zabiniemu a Harry zamrugał, Draco był dziś zbyt obojętny na to co do niego się mówi. W normalnych okolicznościach, przezywałby się teraz z Zabinim przez kolejne pięć minut. —  Theo i Flora, się przyjaźnią. Może i ona wolałaby żeby to było coś innego. Ale on nawet gdyby coś do niej czuł pewnie by się wycofał.—  Rzucił sucho wciąż równo krojąc korzeń mandragory jakby skupiony tylko na tej czynności. – Nawet nie ze strachu przed rozczarowaniem a raczej z powodu różnic charakterów. – Wrzucił pokrojony korzeń do kociołka – Może z wierzchu wyglądają na podobnych ale w rzeczywistości. Nie sądzę by dużo rozmawiali o sprawach tyczących się ich samych jak i związków… W każdym razie związków Theo. Flora… cóż. Zwierza mu się. Jak każda inna dziewczyna. W rzeczywistości nie ma w niej nic nadzwyczajnego. — Harry zerknął na Florę i Notta, nie rozmawiali ani nie zdawali się zwracać uwagi na nic poza swoimi kociołkami ale co jakiś czas chłopak podnosił swój podręcznik i coś jej pokazywał ale po chwili wymiany zdań wracali do pracy. 
—  Jak wszystkie? —  spytał Potter a Malfoy skinał głową. 
—  Dziewczyny mu ufają. Wzbudza w nich zaufanie. Jest cichy i jak chce umie udawać naprawdę empatycznego. —  rzucił Zabini. —  Ale on w życiu chyba tylko jednej powiedział wszystko co leży mu na sercu. Reszty nie bierze na poważnie, po tym co zrobiła mu Tracy nie trudno w to uwierzyć.
—  A co takiego zrobiła mu Tracy? — Ślizgoni wymienili między sobą spojrzenia po czym Malfoy mruknał tylko, że to nie temat na rozmowy w klasie pełnej uczniów i wrócił do pracy, tak jak zresztą Zabini. Potter miał wrażenie, że to nie będzie wesoła opowieść.

*

Wieść o tym, że wyroki padły na kilka osób z rodzin Ślizgonów, szybko się rozeszła po całej szkole i wiele osób — Gryfonów — zaczęło uprzykrzać im życie jeszcze bardziej.
         Jednak Harry nie zauważył jeszcze żadnego Ślizgona, który chciałby zaatakować albo obrazić jego samego za to, że — ni mniej, ni więcej — z jego winy, już prawdopodobnie nie zobaczą członków rodziny.
          Zachowywali się naturalnie... Choć Potter jeszcze nie przywykł do tej: "normalności”. Nigdy nie przypuszczał że Ślizgoni będą mu bez żadnego problemu mówili :„hej”, na korytarzach, albo bez powodu zaczynali z nim rozmawiać.
Potter zaczął czuć się naprawdę dobrze w towarzystwie uczniów ze Slytherinu, i mimo iż dzisiejszy dzień wydawał mu się na początku nieco ciężki, teraz stawał się taki jak reszta. Flora miała rację, wystarczyło jedynie trochę czasu.
        Już po piątej lekcji miał wrażenie, że ten nagły dystans został zerwany.
Za to ogółem mówiąc. Potter zdał sobie sprawę z tego, iż zachowanie Ślizgonów po tym jak podpisał dokument, w którym mianowano go Prawdziwym Ślizgonem, zmieniło się przez tą samą osobę przez, którą wcześniej pojawiła się ta niechęć.
        — Co im powiedziałeś? – zapytał Harry, kiedy razem z Malfoyem kierowali się do biblioteki, ponieważ Snape w ramach: „szlabanu” Malfoya, "poprosił" ich, o odniesienie kilku książek do działu Ksiąg Zakazanych. – W sensie ślizgonom – wyjaśnił, blondyn popatrzył na niego przelotnie i pokiwał głową.
— Zupełnie nic – Potter zmarszczył brwi nie rozumiejąc. Ślizgoni zaczęli być otwarci w stosunku do niego tylko dlatego, że podpisał jakiś papier? Niemożliwe! Ktoś musiał im coś powiedzieć. – Jesteś tu dość długo. To normalne, że cię polubili widząc jak się zachowujesz – odparł spokojnie. – A oschłość do twojej osoby była tylko na pokaz bo tak chciałem – wyjaśnił spokojnie – ostatnio wolałem żeby się wycofali ale głupio by to wyglądało. W końcu mieliśmy się kumplować na pokaz i oni dobrze o tym wiedzieli, więc tak jak ja udawali, że wszystko jest w porządku. Nadążasz?
— Tak sądzę – powiedział powoli Harry.
— Dopiero teraz, kiedy to w końcu podpisałeś uznali, że nie chce im się już grać, więc pokazują jacy są naprawdę. –stwierdził Malfoy, Harry otworzył zdziwiony usta. – Nie spodziewałeś się, że są tacy uprzejmi co? – parsknął a Potter przytaknął, przyznając mu rację, nawet przez myśl mu nie przeszło, że Ślizgoni są tacy mili.
— Powiedziałeś że „ w końcu mieliśmy się kumplować na pokaz” – wyrecytował z pamięci jego poprzednie słowa – to oznacza, że teraz już nie grasz? – blondyn uśmiechnął się sprytnie przez co Potter już zupełnie nie wiedział co ma myśleć.
— Hestia już nam wyjaśniła jak postrzegana jest nasza :"relacja" – rzucił sucho, akcentując ostatnie słowo z ironią. – Nie mogę cię nie lubić, jednak jednocześnie raczej nie nazwę cię nigdy przyjacielem – oznajmił spokojnie a Harry uśmiechnął się w myślach. Malfoy może i był dobrym aktorem, ale Potter gdzieś głęboko w środku zdawał sobie sprawę z tego, że Malfoy naprawdę go polubił, i że Harry również jest w stanie z nim przebywać i nie czuć nienawiści… że może przebywać z ludźmi ze Slytherinu tak samo jak kiedyś z Ronem i Hermioną. Bo niby dlaczego nie miałby się z nimi dobrze bawić? – Astoria chyba jest na ciebie zła.— zmienił temat.
— Tak sądzisz?
— Nie rozmawialiście o tym prawda? — odpowiedział pytaniem kiedy Potter nie zabrzmiał zbyt wiarygodnie.
— Nie – powiedział wymijająco wchodząc do biblioteki gdzie pani Pince natychmiast wyrwała im z rąk księgi które nieśli i kazała wracać na lekcje. Obaj popatrzyli na nią jak na wariatkę ale zawrócili kierując się w stronę lochów. Skończyli już lekcje a Harry postanowił dzisiaj w końcu wypakować się do końca w dormitorium. Malfoy za to z tego co Harry wie umówił się z Hestią, że dziś pójdą do Hogsmade, więc prawdopodobnie idzie się przebrać. – Hestia pewnie się cieszy – zaczął kolejny temat a blondyn na niego spojrzał jakby nie rozumiał o czym on mówi –No z tego waszego wyjścia.
— A to – odpowiedział Malfoy jakby dopiero sobie przypomniał. – Tak. Chyba tak. – powiedział niezbyt przytomnie. Najwyraźniej Harry wyrwał go z zamyślenia. – Długo nie wychodziliśmy nigdzie sami więc pewnie masz racje – dodał nagle stając a Potter również się zatrzymał.
— Coś się stało? – zapytał zdziwiony. Malfoy zachowywał się dziwnie.
— Czy to w porządku? – Potter zamrugał. – Zachowujemy się jak para, a raczej nie powinniśmy robić sobie znów nikłych nadziei.
— Wyjście z przyjaciółką to dawanie sobie nadziei!? – machnął ręką Harry nie wierząc w to, że on! Harry Potter! usprawiedliwia Dracona Malfoya.— Daj spokój. Nie jesteście razem, a to zwykłe wyjście. Hestia na pewno to rozumie.
— Tak sądzisz? – Potter przytaknął a chłopak uśmiechnął się z wyraźną ulgą i znów zaczął iść przed siebie. Harry szybko go dogonił. To zachowanie było bardzo dziwne. Malfoy wahający się? To była dla Pottera nowość. Blondyn zwykł grać do samego końca…najczęściej aroganckiego dupka ale Potter był pewien że również dobrego syna i idealnego prefekta przy ważnej publiczności… Bo Malfoy był wyśmienitym aktorem i Harry musiał przyznać że nie zna poza Florą i bardziej skrytej osoby niż Draco.

*


Dzień meczu zbliżał się nieubłaganie. Tony trenował z nimi o wiele lżej niż kiedy Wood był kapitanem Gryffindoru. Ślizgon stawiał na dobre samopoczucie i swobodę zawodników organizując przed meczem jedynie dwa treningi, które i tak polegały jedynie na poprawieniu szybkości, kiedy Oliver każdego dnia dręczył ich strategiami i wyczerpującymi treningami. Potter musiał przyznać, że to podejście było o wiele przyjemniejsze, jednak miał obawy co do działania. W końcu Slytherin przegrywał pięć lat z rzędu z Gryffindorem...

Jak się czuł stojąc w ślizgońskiej szatni? Dziwnie. To jedyne określenie jakie przychodziło Potterowi do głowy. Dziwnie czuł się wchodząc do niej, dziwnie słuchając strategii i dziwnie w zielono—srebrnym stroju jaki przyszło mu założyć na siebie kilka minut przed wejściem na murawę.

Wszystko wydawało mu się w tym momencie zupełnie inne i obce. Wcześniej nie przejmował się tym wszystkim, ale teraz naprawdę czół, że stracił gryffindor...no chyba, że celowo nie złapie znicza. Wtedy może Gryfoni będą go traktować jak daw... Stop! Harry o czym ty myślisz?! Ślizgoni są nieuczciwi ale nie w stosunku do siebie zapomniałeś!? Przecież chcesz być prawdziwym ślizgonem... prawda?

Gdyby ktoś teraz chciał sprawdzić umysł Harry'ego jedyne co by zobaczył to jego wewnętrzną bitwa z samym sobą. Ze swoją gryfońską postacią która przepadła już prawie na zawsze i z tą nową, ślizgońską która chce pozbyć się tej pierwszej jak najszybciej i najmniej problemowo. Ale to nie jest łatwe. Jak się już raz gryfonem zostało, gryfonem się pozostanie, czy się tego chce czy też nie.

— Gryfoni są święcie przekonani o naszym układzie — Zaśmiał się Tony z drapieżnym uśmiechem na ustach. — Teraz Harry postaraj się złapać znicz, bo jak nie to ci ukręcę łeb.— uśmiechnął się uprzejmie Urghart a jednak mimo wszystko po ciele Pottera przebiegły dreszcze, chłopak zaśmiał się lekko i nie zwracając uwagi na innych otworzył drzwi wpuszczając do środka promienie słońca.
— Już to widzę. Zbić dwóch w ciągu pięciu minut — jeden z kumpli Tony'ego przełknął ślinę zakrywając oczy dłońmi.
— To szaleństwo  — Potter spojrzał na Astorię, która właśnie pojawiła się w pomieszczeniu. Była jedyną dziewczyną w drużynie, dlatego też przebierała się gdzieś indziej niż reszta zawodników. — Słabo ci? — Spytała patrząc na Harry'ego a ten natychmiast pokiwał przecząco głową. Jednak prawda była taka iż od kilku dni, czuł się fatalnie. Bolał go żołądek, nie wyspał się, i co jakiś czas miał zawroty głowy.
— Pogodę mamy świetną — odezwał się Blaise podchodząc do nich z dwoma miotłami i jedną dał Harry'emu. Nott i Tony wyszli na chwilę żeby zapalić. Mieli jeszcze chwilę czasu. Którą każdy dysponował jak chciał. — Chmury, lekki wiatr, nie zmokniemy ani słońce nas nie oślepi. Czego chcieć więcej?
Słońce...
Harry przypomniał sobie dziś dziwne zajście przed Wielką Salą, gdzie to Luna zaraz po życzeniu mu powodzenia, oznajmiła, że ma nie lecieć zbyt blisko słońca. Nie zrozumiał o co jej chodzi. W końcu dziś miało go nie być widać. Jednak jej słowa dręczyły go za każdym razie kiedy ktoś wspominał o pogodzie. Bowiem, nie powiedziała tego w swój zwykły rozmarzony sposób, tylko poważny i smutny. Jakby się o niego bała.

 Harry westchnął zakrywając głowę rękami i wziął kilka uspokajających wdechów, na uspokojenie. Musiał się skupić... Musiał złapać znicza najszybciej w Historii... Musiał dać z siebie wszystko!
Chwilę po powrocie Notta i Tony'ego Pani Chooch przywołała do siebie drużyny.

                                                                               podkład

Kiedy Tony nie podał ręki Weasleyowi wywołało to wiele krzyków, większość było to oburzenie. W końcu niezależnie od tym kim kto jest w czasie rozgrywek nawet najbardziej znienawidzeni rywale podają sobie dłoń. On nie zrobił nawet tego. Przez co dostał wiwaty od ślizgonów.
— Tolerancyjni co? — zapytała chłodno Ginny, która znajdowała się na przeciwko Harry'ego. On zignorował jej uwagę skupiając się na tym co stanie się za trzy...dwie...jedną...
 — Kafel poszedł w górę, znicz został wypuszczony! Gra się rozpoczęła!— Harry podleciał szybko w górę kiedy to prawie nie uderzyła w niego Jane Jones — piąto—roczna gryfonka, która była tam w zastępstwie za Kate Bell, która po wczorajszym wypadzie do Hogsmade, trafiła do skrzydła szpitalnego — a następnie dostrzegł mściwy wzrok Rona i już wiedział że ten mecz nie będzie dla niego wcale lekki.

Harry obserwował mecz z nad trybun rozglądając się jednocześnie za zniczem. Ślizgoni wygrywali jak na razie z gryfindorem 6:2 co dawało jednoznacznie do zrozumienia że Slytherin w tym roku będzie walczył o puchar tak jak już dawno tego nie robił, za to ich plan świetnie się sprawdzał, ponieważ Gryfoni byli nieco zdezorientowani kiedy to prawie wszyscy zawodnicy Slytherinu byli na innych pozycjach niż te które "ukradli" Hestii wraz z planszą.
Sam wygląd składu drużyny domu węża wzbudzał kontrowersje. Wszyscy byli wysportowani i zwinni na co musieli sobie zapewne zapracować ciężkimi ćwiczeniami. Jedynie Astoria wyglądała jak zwykle. Harry nigdy nie wątpił w to że jest ona sprytna i zwinna co pokazała już kilkakrotnie, ale właśnie w meczu pokazała swoją prawdziwą szybkość. Unikała tłuczki  gryfonów tak jakby robiła to od dawna co prawdą z pewnością nie było. Już na wstępie gry zrzucając Demelzę Robbins pozbywając się jednocześnie najzwinniejszej reprezentantki Gryffindoru.

Nott i Blaise świetnie dawali sobie radę na swoich pozycjach nabijając punkty dla Slytherinu przy okazji upokarzając Rona jako obrońcę i kapitana Gryfonów. Harry zdziwił się szczerze kiedy to zamiast McLaggena zobaczył Weasleya na pozycji obrońcy. Z tego co słyszał na eliminacjach rudzielec przegrał z Cormackiem, którego nawiasem mówiąc na trybunach również nie było.

Kumpel Tony'ego zdawał się całkiem dobrze radzić z tłuczkami, za to Tony bronił świetnie. Ślizgoni nie zdawali się być źli na niego za przepuszczenie tamtych dwóch obręczy, odegrają się na Gryfonach tego Harry był wręcz pewien. Ślizgoni uwielbiają się mścić.
— Nott podaje do Zabiniego! Ten omija Deana Thomasa i... Slytherin otrzymuje kolejne punkty za trafienie obręczy! Ron najwyraźniej nie jest dzisiaj w formie! Ci którzy zapomnieli wynik! Slytherin prowadzi siedem do dwóch! — krzyknął komentator na co Harry parsknął dość głośno widząc minę rudzielca.

*


— Wypuście nas! — Romilda uderzyła po raz kolejny o drzwi jednego ze schowków na piątym piętrze.
— To nic nie da. Drzwi są przeklęte — powiedziała Hestia siadając na podłodze obok Cormacka i westchnęła.
— Tylko się pokaleczysz. — powiedział chłopak widząc jej nieudolne starania wydostania się— opanujmy się a dopiero potem zastanówmy jak się stąd wydostać.
— Przecież jestem spokojna! — Romilda kopnęła w drzwi a następnie syknęła z bólu siadając na podłodze i zaczęła rozmasowywać nogę. — Mecz już trwa...
— Pewnie tak — powiedział chłopak patrząc na swoją miotłę — jak dowiem się co za idiota mnie tu wrzucił to przysięgam powyrywam mu kończyny.
— Pomogę ci w tym — oznajmiła Vane siadając obok gryfona i również westchnęła. — Co za kretyn mógł chcieć pozbyć się ciebie z meczu? No i nas — dodała patrząc na Hestię. — Przecież to nie ma sensu.
— Ja wiem kto mógł chcieć się pozbyć mnie,jednak nie widzę powodu dla którego miałby to zrobić z wami.
— Masz na myśli Weasleya? — chłopak przytaknął a ona zastanowiła się przez moment ale nic nie przyszło jej do głowy.
— A ciebie kto mógł chcieć się pozbyć?
— Chyba nikt... — odpowiedziała powoli Hestia również to analizując. Czy znała kogoś takiego? Nie umiała tego teraz stwierdzić.
— Przynajmniej spędzę z moją ukochaną Hestią i Romildą więcej czasu — uśmiechnął się do niej a dziewczyna parsknęła cicho — Więc... Jak wam się układa z chłopakami?

*


— Podejście Jasmine i... pudło! Piękna obrona Tony'ego Urgharta! — Harry przyglądał się coraz bardziej zdenerwowanym gryfonom i radującym się ślizgonom. Passa im dzisiaj sprzyjała, wszyscy już w sumie czekali na to aż Potter złapie znicza na zakończenie tej gry. Ale niestety. Małej złotej kuleczki nie było nigdzie widać a Ginny wyglądała jakby to była najważniejsza rzecz na świecie. Bo w takim tempie gry Slytherin niebawem wygra nawet gdyby Weasley zdobyła znicz. — Zabini zdołał się obronić przed atakiem tłuczka ze strony Jimmy'ego Peakesa!

*


— Widziałeś Hestię? — Draco oderwał wzrok od gry spoglądając ze zdziwieniem w kierunku Flory, która siedziała tuż za nim patrząc się beznamiętnym wzrokiem w kierunku graczy.
— Co tu robisz? — zapytał wstając i machnął dłonią na jakiegoś pierwszoroczniaka, który natychmiast się przesunął w bok robiąc mu miejsce.— I co to za strój? Jesteś na meczu nie na randce z kolesiem z drużyny — Uśmiechnął się a dziewczyna nawet na niego nie spojrzała nadal patrząc na graczy.— Nie żebyś wyglądała w tym nieładnie... Jestem po prostu zdziwiony  — parsknął a ona uśmiechnęła się przelotnie.
— Gdzie więc jest Hestia?
— Szła gdzieś z Vane i McLaggenem zaraz po śniadaniu — oznajmił spokojnie — mieliśmy się spotkać na miejscu... jednak gdzieś przepadli — stwierdził patrząc po drużynie gryffindoru gdzie zamiast Mclaggena był Weasley.
— Rozumiem — odparła pusto i przejechała dłonią po swoim prawym przedramieniu co nie uszło jego uwadze.
— Posłałaś go by ich poszukał? — przytaknęła na co jedynie się uśmiechnął i zmarszczył brwi— co jest? — spytał a Flora popatrzyła w kierunku Zabiniego...

*


Harry nagle dostrzegł coś dziwnego. Wyczuł że coś jest nie tak, chyba tak samo jak Ginny która spojrzała w stronę Blaise'a, który zaraz po podaniu kafla Nottowi podleciał w górę wyrywając pałkę z dłoni jednemu z pałkarzy i odbił z rozpędu, —Harry był pewien że i z całej siły —tłuczek przed siebie. W tym właśnie momencie wydarzyło się wiele rzeczy. Nott strzelił obręcz, kilkanaście metrów za Ginny pojawił się znicz, jeden z tłuczków obronił kumpel Tony'ego ale nie zauważył tego który został wymierzony w niego poprzez gracza jego własnej reprezentacji. A kiedy go zauważył było już za późno by zebrać myśli i uciec.

Tłuczek uderzył w chłopaka zrzucając go z miotły, co sprawiło, że gryfoni zaczęli wiwatować a slytherin mimo iż poprzednio również krzyczał z radości widząc jak Nott zdobył punkty, zamilkł patrząc na czarnoskórego z szokiem... Dlaczego Zabini zrobił coś takiego członkowi własnej drużyny?

*


— Co on wyprawia? — Mruknął Malfoy a Flora spojrzała po trybunach i wstała — Flora?
— Muszę coś załatwić — Mruknęła tylko i skierowała się do wyjścia. Blondyn patrzył przez chwilę na Blaise'a, który rozglądał się jakby nie wiedząc co się wydarzyło a następnie chwycił za głowę. Draco popatrzył na Pottera, który wzbił się wyżej szybując z niesamowitą prędkością za złotym zniczem. Ale nie to go zaniepokoiło... Weasley się nie ruszyła mimo iż Potter zniknął jej z oczu. Dlaczego? Chłopak rozejrzał się. Flora odeszła, szybko wstał i skierował się do wyjścia z trybun.

*


— Zabini rusz się! — Krzyknęła Astoria rzucając mu kafla a chłopak natychmiast go złapał — Potem o tym pogadamy! — Dodała wskazując na Notta do którego chłopak miał się dostać. A w kierunku którego w tej chwili leciały dwa rozpędzone tłuczki.
— Ale o czym? — Greengrass zamrugała zdziwiona ale nie miała czasu na zrobienie czegoś więcej ponieważ musiał w tej chwili zablokować Thomasa, który mknął ku Zabiniemu z chęcią odebrania kafla.
— Leć! — syknęłą i kopnęła dół miotły przeciwnika przez co Dean zachwiał się niebezpiecznie dekoncentrując się przez co Zabini wykorzystał okazję i poszybował w górę.

*


Draco przystanął słysząc uderzenie w ścianę w szatni ślizgonów. Według dzieciaków siedzących na niższych kondygnacjach Carrow przechodziła właśnie w tamtym kierunku, więc w tej chwili miał pewność, że to ona... Jednak czym uderzyła o ścianę?
— Flora słońce ty moje, opanujmy się — Mafloy zamrugał słysząc głos Alexa... Co tutaj się działo? — Carrow dusisz mnie! — syknął chłopak, a Draco zrobił krok w kierunku szatni. Zatrzymał się tuż przy klamce, uznając że więcej się dowie, jeśli zostanie tam gdzie jest aktualnie.
— Możesz szkodzić mi. Możesz prowokować Maxa do nienawiści do mojej osoby. Robić z nim co zechcesz, ale nie waż się nigdy więcej próbować mieszać w głowie Zabiniemu, rozumiesz?!— Draco zrobił wielkie oczy słysząc te słowa. Zabini zachował się tak... Bo został przeklęty?!
— Co się nagle tak martwisz o tego sukinsyna? — parsknął chłopak a chwilę później Malfoy usłyszał jak blondyn syczy z bólu, a huk drzwi jedynie potwierdził Dracona w fakcie, iż Flora uderzyła o nie właśnie ciałem Seijuuro.
— Ten sukinsyn wypruje ci flaki jak dowie się, że to ty go przekląłeś. — Mruknęła pusto — A Max znienawidzi za to co przed momentem zrobiłeś jego kumplowi.
— Nie powiesz im tego — powiedział z przejęciem a ona nie odpowiedziała przez co na chwilę zapadła cisza. — Przecież nie masz żadnego uzasadnienia! Ani dowodu!
— W takim razie się tego dowiem.
— Carrow co ty... — przeraźliwy wrzask Alexa rozniósł się po całym pomieszczeniu. Malfoy stał tak przez chwilę nie mając pojęcia, czy powinien to przerywać, ale wrzask Alexa był tak rozpaczliwy i błagający, że po prostu nie mógł stać bezczynnie.
         Chwycił za klamkę, mocno pchając drzwi i zatrzymał się w nich natychmiast, patrząc z niedowierzaniem w to co działo się w środku. Carrow zwyczajnie obcięła Seijuuro włosy. Malfoy nie wierzył w to, że ten krzyk i panika były spowodowane jedynie tym, że dziewczyna skróciła włosy Seijuuro o kilkanaście centymetrów!
— Podła! Boże... Boże nie zbliżaj się! — wrzasnął chłopak płacząc nad swoimi włosami. — Jesteś chora! Jak śmiałaś to zrobić! Jak...
— Gadaj bo skrócimy je do łysego — chłopak chwycił się za głowę a następnie jego wzrok pojechał do Malfoya. Desperacko wstał i podbiegł do niego krzycząc :"Ratuj!". Flora w tym czasie machnęła dłonią a czarne nożyczki rozpłynęły się w mgle.
— Przekląłeś Zabiniego — warknął Draco odpychając od siebie ślizgona który zrobił wielkie oczy.
— Nie... Draco ja ci wszystko wyjaśnię. To nie tak...
— Stałem tu wystarczająco długo by wiedzieć to wszystko — podkreślił zimno a chłopak zrobił się blady jak ściana. — Wynoś się — powiedział a Alex natychmiast wybiegł z pomieszczenia. — W porządku?
— Ze mną tak — mruknęła podchodząc do tablicy na której była wypisana strategia i czerwoną kredą przekreśliła Richarda — siódmo—rocznego kumpla Tony'ego, który spadł. — Ubieraj się.  — Powiedziała pusto patrząc na wieszak gdzie był jeszcze strój Malfoya— Mecz się dopiero zaczął. — stwierdziła i chwyciła jakąś zwykłą miotłę do dłoni a jej dłonie oplotła czarna mgła która następnie zaczęła przenosić się na przedmiot — nie tylko Seiuuuro tutaj miesza — chłopak zamrugał patrząc na nią jednocześnie zrzucając koszulę — Jest ktoś jeszcze — stwierdziła odsuwając prawą dłoń od trzonka miotły. — Ktoś kogo nie zidentyfikowaliśmy — mgła opadła a chłopak zrobił wielkie oczy patrząc na zupełnie inną miotłę! Czarną, połyskującą srebrem, która w dłoniach dziewczyny aż drżała z przepełnienia magią.
— Co jej zrobiłaś?
— Podrasowałam — oznajmiła pusto i odwróciła wzrok w stronę boiska  a jej mina stała się krzywa — Ivan mówił, że mamy pilnować Pottera — mruknęła a chłopak skończył się ubierać i do niej podszedł również spoglądając w tamtym kierunku, po nim nie pozostał ślad. — Kij — oznajmiła podając mu jeszcze jeden z niezbędnych przedmiotów
— Nigdy nie chciałem grać na tej pozycji
— To mi się wydawało że w ogóle nie lubisz tego sportu — chłopak parsknął cicho
— Też racja — powiedział i odebrał od niej miotłę
— Radzę ost... — miotła wystrzeliła przed siebie tak szybko że chłopak ledwo co zdążył się na niej usadowić — rożnie — skończyła i pokiwała głową z rozbawieniem. — Nigdy się nie nauczycie że to jest potężniejsze od magii — powiedziała cicho patrząc na swoją dłoń która przez kilka chwil oplatała czarna mgła.

*


— Co jest?! — Krzyknęła Lavender wstając z trybun. To nie fair! Nie można mieć zastępowych!
— Jak już coś to zastępców Brown — przewrócił oczami Dony Darko, średnio wysoki brunet, który razem z McLaggenem dzielił dormitorium, i razem z nim i resztą swoich kumpli szczerze nie znosili ideologii Rona którą aktualnie żył Gryffindor. — I to nie jest łamanie reguł. Jest dopuszczalna jedna zmiana zawodnika jeżeli posiada się ludzi, którzy potrafią grać.
— Ale akurat Malfoya?! Przecież on... ugh! — syknęła zła kiedy ślizgoni znów zdobyli punkty.
— Granger coś ty taka nerwowa? — Zaśmiał się Dony który w przeciwieństwie do reszty nie poszedł szukać Cormacka obserwując mecz. Dziewczyna drgnęła spoglądając na niego a chłopak uśmiechnął się widząc w jej oczach po wątpienie. Podszedł do niej siadając obok a następnie uśmiechnął się lekko. — Widziałaś Florę Carrow? — zagadnął a dziewczyna obejrzała się za siebie jakby z obawą. — Nie ma jej tutaj — zaśmiał się lekko. — Ale była na dole murawy... i patrzyła w tym kierunku...
— Co to ma do rzeczy? — spytała odwracając wzrok w kierunku Rona
— Weasley z jakiegoś powodu pojawił się w drużynie a Cormack zaginął... Do tego wiele tłuczków rzuca się celowo w kierunku Notta jakby były przeklęte... Już tak kiedyś było... I tak mnie zastanawia czy przypadkiem ktoś tym tłuczkom nie pomaga. — Spojrzał na nią jednoznacznie a dziewczyna zrobiła wielkie oczy.
— Chyba nie sądzisz, że to ja! — oznajmiła a chłopak wzruszył ramionami a następnie spojrzał w kierunku Ginny.
— Czemu się nie ruszyła? — dziewczyna wzruszyła ramionami patrząc w swoje dłonie.
— To mój przyjaciel — powiedziała ciszej a on uśmiechnął się lekko — martwię się — szepnęła a krzyk gryfonów ją zagłuszył, jednak on usłyszał to co powiedziała.
— W takim razie spróbuj zidentyfikować tego kto przeszkadza im w grze — powiedział patrząc po gryfonach. — Nie każdy jest na tyle sprytny żeby dać radę przekląć z takiej odległości tłuczki. Który Gryfon poza tobą dałby radę to robić w tej chwili i nie zostać wykrytym? — spytał patrząc po tłumie Gryfonów na tych tak jak i innych trybunach, wymieszanych z Puchonami. Dziewczyna jedynie wzruszyła ramionami. — Lepiej by winowajca odnalazł się teraz. Nie lubię zwycięstw dzięki oszustwom... Nienawidzę kłamców.
— Naprawdę nie mam pojęcia kto to robi — powiedziała cicho. — Ron mówił, że to będzie niezapomniany mecz... Tylko dlatego przyszłam. Bo martwię się że coś się stanie...
— Już zaczęło. Widziałaś Zabiniego. Zaatakował członka swojej drużyny. Nie sądzę by sam z siebie zrobił coś takiego w trakcie trwania meczu — dziewczyna nieznacznie przytaknęła. — Przejdę się po trybunach. Ty rozejrzyj się tutaj. Ktoś musi za to odpowiedzieć. — Ponowiła swój poprzedni ruch na co chłopak jedynie zaśmiał się lekko i wstał, by następnie opuścić trybuny.
— Pomóc? — Hermiona odwróciła wzrok do koleżanki Romildy, która uśmiechała się lekko w jej kierunku. Granger zamrugała ze zdziwieniem — Podsłuchałam nieco twoją rozmowę z Donym— zagadnęła patrząc nadal po graczach. — A winowajca tego całego zamieszania jest w powietrzu. — Hermiona wstała spoglądając w kierunku Rona nie wierząc w to co się aktualnie działo. — Ponoć zawodnicy nie mogą mieć różdżek w trakcie trwania gry — oznajmiła również przyglądając się Weasleyowi, który w czasie kiedy wszyscy patrzyli na walkę zawodników przy obręczach Ślizgonów machał kilka obrotów różdżką następnie ją chowając. — Widać, że zaklęcia nie najlepiej mu wychodzą skoro co jakiś czas musi je odświeżać, jednak to jego sprawka, że wszystkie tłuczki plątają się wokół Notta.
— Wiedziałaś od początku?
— Lavender nie mówiła o tym zbyt cicho — zaśmiałą się lekko. — W sumie nie byłoby to tak głupie posunięcie ze strony Weasleya, gdyby nie fakt, że drużyna Gryffindoru, mimo oszustw nie jest w tej chwili powstrzymać Ślizgonów. Mogą pozbyć się szukającego... Weasley może złapać znicza. Ale spójrz tylko na wynik. Jest sto osiemdziesiąt do dwudziestu. Nawet bonusowe sto pięćdziesiąt punktów za złapanie znicza nie sprawi, że wygramy... Weasley powinien odpuścić.
— Nie zrobi tego... Jest za bardzo w tym pogrążony
— Może i racja — zaśmiała się brunetka. — W takim razie ty go powstrzymaj. Wolałabym żeby Wybraniec pozostał w jednym kawałku — oznajmiła uprzejmie a Hermiona mimo, iż zdziwiona tym stwierdzeniem, jedynie przytaknęła i spojrzała w kierunku loży nauczycieli, wśród których siedział Dumbledore. Jeśli istnieje ktoś, kto powstrzyma tłuczki bez zbędnych pytań lub wstrzymania gry. Zrobi to właśnie dyrektor.

*


— Flora? — Hestia spojrzała na McLaggena zdziwiona jego pytaniem. — Nie wydaje mi się. Po tym co ją spotkało unika chłopaków.
— Smutna sprawa tak w ogóle — Cormack oparł się o ścianę patrząc w sufit. — Byłyście kiedyś nie do rozróżnienia a ona była w porównaniu do tej teraz duszą towarzystwa... Wszystko się pozmieniało.
— Nie oglądamy się w przeszłość — oznajmiła dziewczyna i zmarszczyła brwi wstając. Romilda i Cormack popatrzyli na nią ze zdziwieniem. — Ważne jest tu i teraz bo nie wiemy kiedy tego czasu nam zabraknie — podeszła do drzwi. — Ale mimo, że Flora nie ukazuje tego iż się o mnie martwi w rzeczywistości nie pozwoli mi nigdy zniknąć samej  — w chwili kiedy to powiedziała drzwi kliknęły otwierając się a do pomieszczenia wleciał czarny jak smoła kruk, który obleciał całe pomieszczenie dookoła by na końcu usadowić się na jej ramieniu. Dwójka pozostałych uczniów Hogwartu spojrzało na nią z szokiem.
— Czym właściwie jest to ptaszysko? — zapytała chłodno Romilda jako pierwsza opuszczając schowek. Cormack zaśmiał się tylko i również skierował się do wyjścia z ciemnego pomieszczenia. Hestia za to spojrzała na kruka, który zasiadał na jej barku i uśmiechnęła się do niego delikatnie
— Jesteś aniołem stróżem Flory — powiedziała cicho i pogładziła zwierzę po głowie, następnie również wychodząc ze schowka... Była spóźniona na mecz.

*


Harry mknął za zniczem stwierdzając z rozczarowaniem, że zaczyna mu brakować sił... Mała złota kulka uciekała dziś z prędkością światła. Była tak szybka, że nawet błyskawica nie dawała rady za nią nadążyć a jej szybkość i tak była już taka, że Potter nie miał pojęcia co się wokół niego dzieje.  Nie widział nic innego poza mazami i wyraźną złotą, skrzydlatą piłką która zwinnie unikała schwytania przez Pottera. Nie słyszał już krzyków, nie słyszał świszczących tłuczków... Nawet nie zauważył kiedy wyleciał poza teren boiska wzbijając się wyżej, i będąc teraz tuż nad jeziorem.

*


— Pięć punktów dla Gryffindoru! Brawo Dean! Trzymaj tak dalej! Jeszcze im skopiecie tyłki!
— Nie powinien Pan, Panie Finegan być obustronny w trakcie trwania meczu? — zapytał spokojnie Flitwick a chłopak zrobił się dziwnie blady kiedy spojrzał na nauczyciela, który zadał mu pytanie. — Jak mniemam na tym właśnie polega praca komentującego. Relacjonować rozgrywkę. Nie faworyzować swój dom,
— Em…
— Wysławiaj się Finnegan — warknął Snape a chłopak wyprostował się jak struna a następnie szybko zaczął komentować całość jak należy. Bez wybierania stron.
— Musi być pan dumny z domu profesorze — oznajmiła profesor Sprout spoglądając na Severusa. — Idzie im wyjątkowo dobrze.
— Nie jest to komplet, który powinien być na boisku — mruknął jedynie czarnowłosy spoglądając na Malfoya, który przeleciał tuż nad ich głowami. — Ale nie idzie im tak źle jak domowi Minerwy — dodał nieco głośniej. McGonnagal zmarszczyła czoło krzywiąc przy tym usta przez co Snape uśmiechnął się cwanie.
— Oczywiście nie licząc tego incydentu z panem Zabinim — stwierdził uprzejmie Albus przez co opiekun Slytherinu przestał się uśmiechać. — Jednak to już chyba jest wyjaśnione .
— Skąd ta pewność?
— Mam takie przeczucie — wzruszył ramionami i obejrzał się za siebie. — Panna Granger? — Kilku nauczycieli odwróciło wzrok w kierunku uczennicy stojącej przy wejściu na trybuny nauczycieli.
— Granger nigdy się nie nauczysz, że uczniom nie zajmującym się komentowaniem nie wolno tutaj przebywać — warknął Snape a dziewczyna lekko się speszyła.
— Zdaję sobie z tego sprawę profesorze, jednak... Ja... Czy... — zamilkła na moment. — Czy mogłabym prosić pana profesora Dumbledorea na chwilkę?...Ponieważ... No...
 — Skoro to takie istotne — zaśmiał się mężczyzna wstając i skierował się w jej kierunku by następnie zejść pod trybuny i uśmiechnął się do niej. — Coś się stało? — dziewczyna spłonęła rumieńcem szybko odwracając wzrok.
— To dość delikatna sprawa.
— W takim razie na początek radzę ci się opanować starą Angielską metodą— dziewczyna podniosła na niego wzrok. — Weź głęboki wdech — zrobiła to — i wypuść powietrze w sposób jakbyś chciała gwizdnąć — wykonała polecenie na co zaśmiał się delikatnie. — Lepiej?
— Odrobinę... Dziękuję
— Więc co to za ważna sprawa?
— Ron próbuje... Sprawić by ślizgoni przegrali.
— Co masz na myśli?
— Poprzez oszustwo co jakiś czas sprawia, że tłuczki chcą uderzyć tylko w Notta. — Staruszek zamrugał zdziwiony. — Chciałam prosić by pan temu zapobiegł ale... — westchnęła — By pan profesor nie zrobił tego w sposób przez, który mój przyjaciel mógłby mieć potem nieprzyjemności... Ślizgoni są mściwi i...
— Rozumiem — przerwał jej a dziewczyna przytaknęła. — Jednak nie mogę go pozostawić bez kary. Oszustwo jest przestępstwem. A oszustwo w meczu jest wbrew jakimkolwiek zasadom dobrego wychowania — dziewczyna przytaknęła. — I tak, zauważyłem, że Ronald Weasley wyjmuje różdżkę w nadziei, że nikt nie patrzy... Mam wrażenie, że jest wręcz odwrotnie. Wiele osób to widzi. I nie sądzę by nieprzyjemności go ominęły, nawet jeśli ślizgoni wygrają mecz. — Hermiona spojrzała na podłogę — Mogę sprawić żeby życie panicza Notta nie było zagrożone poważniej niż w trakcie trwania normalnego meczu. To wszystko co jestem w stanie dla ciebie zrobić — przytaknęła i odwróciła się na pięcie kierując się w kierunku schodów. — Nie wydaje się panienka głupia, panno Granger — Gryfonka zatrzymała się. — Proszę zacząć używać tej mądrej głowy i przestać bronić tych którzy panią wykorzystują — powiedział na odchodne i zniknął znów wchodząc na trybuny dla nauczycieli, zostawiając ją samą, z szeroko otwartymi oczami... Cormack mówił jej to samo.

*


— Rusz się może! — Parsknął Malfoy przelatując obok Astorii i odbił tłuczek.
— To nie jest takie proste — odparła i pobladła. Zrobiło się jej niedobrze.
— Naprawdę wszyscy już mają dość tego meczu. — Rzucił sucho patrząc po zawodnikach, którzy latali tam i z powrotem a wielu z nich wyglądało na wyczerpanych.
— Nie tylko oni — mruknęła zirytowana. — Gdzie Harry?
— Właśnie — oznajmił chłopak patrząc po boisku, nigdzie go nie było za to Weasley lewitowała wokół trybun.
— Ktoś tu używał magii?
— To raczej pewne — powiedział blondyn patrząc po Gryffindorze. — Ale to nie ta osoba, która przeklęła Zabiniego.
— Czyli jednak ktoś go przeklął — blondyn przytaknął. — Po co?
— Skup się na grze — powiedział tylko Malfoy i uśmiechnął się zimno. W tej chwili będąc już pewnym jednego. — Ja poszukam Pottera. To za czym poleciał, nie jest zniczem. — Astoria popatrzyła na Ślizgona ze zdziwieniem. Jednak ten nie powiedziała już nic więcej podlatując w górę gdzie w kierunku Notta leciał tłuczek. Wściekle rozpędzony tłuczek, który na sekundę zatrzymał się w powietrzu ale potem, wystrzelił jak z armaty. Greengrass nie zdążyła go odbić. Tłuczek uderzył prosto w kręgosłup chłopaka.

*


Harry wzbił się w górę, nie wiedział jak wysoko, po prostu znicz poleciał w tamtym kierunku, więc i on tam skierował. Nie myślał wiele, chciał skończyć mecz. Pragnął tego bardziej niż czegokolwiek innego. W tej chwili pragnął tego bardziej niż śmierci Voldemorta!
Wiatr uderzał go w twarz, przelatując przez chmury czuł chłód i wilgoć a także to, że jego palce zamarzają. Było mu bardzo zimno. Przez sekundę przeszła mu przez głowę myśl, że Dementorzy znów się pojawią, jednak w chwili kiedy to zrobił, wyleciał poza chmury a blask słońca sprawił, że jego oczy samoczynnie się zamknęły, machnął dłonią chwytając coś do dłoni jednak właśnie wtedy, zdał sobie sprawę z tego, że to nie kulka... Uświadomił sobie to w chwili kiedy to coś go ugryzło, a on zdziwiony odskoczył z dłonią... Znów oślepiło go słońce, Chciał zasłonić oczy ręką, jednak znów poczuł ugryzienie. Tym razem w drugiej dłoni... Zachwiał się... i spadł.

*


Ivan uśmiechnął się przelotnie, spoglądając w niebo. Gdzie coś spadało. Było to mniejsze niż pegaz ale większe niż ptak. Było zielone i bardzo dziwne. To coś, nie miało miotły, ani różdżki. Było niczym mugol zrzucony z wieżowca i błagający o to by mieć skrzydła. Ale to stworzenie mimo, iż wzbiło się w powietrze, leciało zbyt blisko słońca. Niczym Ikar z mitologii Greckiej. Spadający prosto do oceanu...
—     Icarus is flying too close to the sun
         And Icarus' life it has only just begun
         This is how it feels to take a fall
         Icarus is flying towards an early grave—  zanucił z uśmiechem kiedy rozległ się huk, a gdzieś na środku  rozprysła się woda, Potter wpadł w sam środek jeziora.
Minęła, minuta, może dwie. Kiedy rozległ się kolejny trzask, w tym samym miejscu. Jednak to co wpadło do niej, z całą pewnością potrafiło latać bez użycia miotły. A czarna mgła, która poprzednio ciągnęła się za nim. Zwyczajnie rozmyła się w powietrzu.


















Ach, mnie wzięło na mitologię <3
Rozdział nie taki jak bym chciała (bo jakby inaczej), jednak coś w nim jest. Powinnam go dopracować, ale zanim bym to zrobiła to Igrzyska Olimpijskie by nam się skończyły, a bardzo chciałam dodać to jeszcze w trakcie ich trwania.
Dlaczego? Od Grecji się one w końcu zaczęły! A ja osobiście kocham mitologię z tego rejonu, i po prostu nie potrafiłam się powstrzymać by nie dodać jej do mojej opowieści. ^_^
Do tego wszystkiego. Quidditch to również sport! Nie rozumiem dlaczego nie ma Czarodziejskich Igrzysk Olipijsckich, bardzo chętnie wybrałabym się na takie wydarzenie.... Och! Muzy mnie natchnęły! Lecę pisać zanim wszystko zapomnę!Dziękuję za komentarze i maile, jesteście cudowni!
Pozdrawiam
~  Dorothy









3 komentarze:

  1. Siostro pokazała mi Twoje opowiadanie i muszę przyznać, że wkręciłam się w równym stopniu jak ona! Życzę dużo weny, bo z niecierpliwieniem czekamy na następny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Siostra pokazała mi Twoje opowiadanie i muszę przyznać, że wkręciłam się w równym stopniu jak ona! Życzę dużo weny, bo z niecierpliwieniem czekamy na następny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak zawsze z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. :)Pełno w nim wątków, przez co nigdy się nie nudzę czytając Twoje opowiadanie. W dodatku jest tak dobrze pisane, że nie można się od niego oderwać! Czekam zatem i życzę ogromu weny twórczej! ;)

    OdpowiedzUsuń