środa, 31 sierpnia 2016

MINIATURKA Dawno , dawno, temu... (rozdział objaśniający)


"Już? Tak prędko? Co to było?
Coś strwonione? Pierzchło skrycie?
Czy nie młodość swą przeżyło?
Ach, więc to już było... życie?"
~ Leopold Staff


Tik, tak, tik, tak, tik tak… miarowe tykanie zegara w holu było jedynym co przerywało ciszę w pogrążonym we śnie dworze. Nie było w nim dzieci biegających po domu z piskiem , że nie chcą kłaść się spać. Nie było zwierzaków, które by skomlały pod drzwiami sypialni ponieważ pragną spać wraz ze swoim panem. Nie było również pary zakochanych ani małżeństwa spędzającego miło wieczór w swoim towarzystwie. Dwór był olbrzymi, a mimo wszystko pusty. Opuszczony przez tych którzy niegdyś w nim mieszkali. Piękne zagraniczne gobeliny zakurzyły się, bielusieńkie ściany pokrył czarny pył. Ogród przed rezydencją zdziczał tworząc  małą dżunglę wokoło obrębu posiadłości. I nie było już nikogo, kto by dbał o wiekowe piękno dworu. Był on opuszczony i samotny. Nie zdatny do sprzedaży. Do przygarnięcia przez inną rodzinę, która wykorzystałaby go o wiele bardziej pożytecznie niż jej prawowici właściciele. Cisza ta trwała już przez lata , jednak w końcu nadszedł dzień kiedy ustała.

Huk! Potem toczenie się po ziemi, aż w końcu krzyk. Wrzask złości i zirytowania. Głos niewdzięcznika, który wolał zginąć niż zostawić swoich druhów. Krzyk, który niósł się echem wypełniając nim całą posiadłość  sprawiając, że z dawna narzucone zaklęcia się obudziły, a cały dom rozświetliły blaski świec, które nagle się zapaliły. Oświetlając również twarz owego niewdzięcznika jak i jego wybawcy.

Dwóch mężczyzn stało naprzeciwko siebie patrząc sobie wzajemnie w oczy. Pierwszy był wysoki i postawny, ubrany w czarne szaty śmieciożercy i uśmiechający się z szaleństwem w kierunku drugiego, za to jego zielone oczy błyszczały z ekscytacji. Drugi zaś, był nieco niższy, choć również całkiem wysoki, przyjmujący jednocześnie postawę walki wręcz jak i tej magicznej, nie uśmiechał się, był wściekły i gotowy zabić. I z całą pewnością by to zrobił. Gdyby nie fakt, iż ten go ocalił.

— Dawno się nie widzieliśmy — oznajmił Rudolphus chowając swoją różdżkę , kiedy dostrzegł, że jego ulubiony krewniak, nieco się opanował. — Miło w końcu się spotkać. Powspominać...
— Spotkać? — Parsknął Syriusz piorunując wzrokiem Lestrangea — Powspominać? — Roześmiał się. — Przed chwilą prawie moja własna kuzynka mnie zabiła! To chyba o czymś świadczy! — Wybuchnął ponownie. —Nie mamy czego wspominać — odwrócił wzrok i poczuł ucisk w żołądku. Znajdował się w dawnym domu swoich kuzynek. — Ani po co się spotkać — dodał jeszcze bardziej ponuro. Lestange uśmiechnął się do niego ponownie by po chwili również zwrócić uwagę na posiadłość.
— Pamiętam jak dziś kiedy to pierwszy raz cię tu spotkałem — zaczął z uśmiechem patrząc na schody. — Rzuciłeś we mnie wyjątkowo paskudną sklątką tylnowybuchowom — parsknął cicho a Black zacisnął dłonie w pięści pragnąc pohamować uśmiech, który pojawił się na jego ustach, bardzo lubił to wspomnienie.— Miałem wtedy wyjściowe szaty a włosy specjalnie splecione w warkocz. Musiałem je przez ciebie ściąć Black. — Wspomniał z oskarżycielskim tonem a Syriusz zachichotał cicho natychmiast karcąc się za to w myślach. Harry mógł teraz tam umierać! A on stał tutaj z mężem swojej kuzynki, jak dawniej. Lestrange nie zmienił się tak jak Bella. Azkaban nie zrobił z niego wariata, tak ja z niej czy samego Blacka, ponieważ nie miał kogo zmieniać. Rudi od zawsze był szaleńcem.— A musisz wiedzieć, że bardzo go lubiłem — westchnął dotykając swoich krótko ściętych ciemnobrązowych włosów. — Ale Belli na tamten czas bardziej podobały się te krótkie — przewrócił oczami.
— Do czego dążysz?
— Do niczego — odparł po prostu. Syriusz spojrzał na mężczyznę podejrzanym wzrokiem. Lestrange nie wyglądał jakby miał względem niego jakiekolwiek mroczne zamiary. — Zwyczajnie cieszę się, że mogę komuś to powiedzieć— wzruszył ramionami i dotknął swojego tatuażu na karku, takiego samego jaki miał Syriusz na swoim. Różniącym się jedynie dwoma cyframi.
— Muszę tam wrócić.
— Nie mogę ci na to pozwolić — oznajmił spokojnie a Syriusz spojrzał w podłogę. Był winny mu podziękowania za uratowanie życia.
— Nie rozumiesz. Harry...
— Da sobie radę. Dumbledore już tam jest — Black poniósł do niego zdziwiony wzrok. Skąd to wiedział?
— Kłamiesz.
— Dość często — przytaknął mu i usiadł na zakurzonej, marmurowej posadzce. — Jednak wiesz. On go nie jest wstanie teraz zabić. — Black zmarszczył brwi. — Drops żyje. Do tego czasu Czarny Pan jest bez szans. Dopiero kiedy się go sprzątnie. Życie twojego chrześniaka będzie zagrożone.
— Skąd masz pewność, że nic mu nie jest?
— Zdałem się na kogoś kto zna przyszłość — odparł po prostu. — To niesamowite jak mali jesteśmy nie sądzisz? — Zmienił temat oglądając swoje zniszczone dłonie. — Nic niewarci. Żyjemy sobie i myślimy, że świat należy do nas. A przecież to my jesteśmy na nim tylko gośćmi. On twa przez tysiące milionów lat, za to nam ciężko dożyć chociażby dziewięćdziesiątki. Statystycznie co sekundę umiera człowiek, a co dwie rodzi się trójka dzieci. Nie ma znaczenia kim jest ta osoba. Świat wciąż będzie się kręcił. A ludzie umierać i rodzić. Nie masz na to wpływu. Ale wiesz... Kiedy znasz przyszłość, to mimo wszystko, chcesz coś w nim zmienić. Ocalić kilka istnień, które będą żyć przez kolejne kilka lat. Może dla świata to nie ma znaczenia. Ale dla ciebie jednak ma. Bo masz niewyjaśnione sprawy do załatwienia, prawda Syriuszu? — Uśmiechnął się do niego w ten szalony sposób. — Masz dla kogo żyć. I tym kimś wyobraź sobie, nie jest Harry. — Black zamrugał z szokiem. Lestrange wstał. — Zostań tu, poukładaj sobie życie, a do Pottera wróć kiedy naprawdę będziesz na to gotów.
— Do kogo mam więc żyć? — Spytał jeszcze kiedy ten znajdował się już przy drzwiach.
— Dla swojej dawnej miłości — odwrócił do niego wzrok i uśmiechnął się. — Ona wciąż cię kocha. — Rzucił machając na dłonią i zamknął za sobą drzwi, zostawiając Syriusza całkiem samego, w szoku. Nie mógł udać , że nie wie o kim tamten mówił. Miał jej widok przed oczyma każde nocy, zawsze kiedy zamknął oczy. Widział zakazane błękitne oczy. I to spojrzenie. Pełne wiary i nadziei. Nadziei na lepsze jutro.

*


Syriusz leżał na łóżku patrząc w sufit i zastanawiając się nad tym co zrobił… Minuty mijały jak sekundy a on wciąż myślał nad przeszłością… Jego myśli pochłaniała blondynka o oczach koloru czystego nieba w słoneczny dzień i bladych ustach wyginających się w złośliwy uśmiech… Była jego narkotykiem, jego uzależnieniem. Mógł uciec wszędzie, ale i tak miał ją przed oczami. Każdego dnia i nocy, szaleństwo go pochłaniało. Bo to wszystko była tylko przeszłość. Przeszłość z którą nie potrafił się pogodzić, której nie potrafił porzucić.

*


— Chyba nie lubisz swojej rodziny – Black prychnął nie odwracając głowy do osoby, która się do niego zwracała. Wolał nie mieć kontaktu z tymi ludźmi. Dziewczyna westchnęła opierając się o kamienną balustradę i również spojrzała przed siebie uśmiechając się lekko. – Masz bardzo ładny ogród.
— To posesja moich kuzynek – mruknął wyprowadzając ją z błędu, na co zaśmiała się lekko.
— Zawsze przed nimi uciekasz, jakbyście byli wrogami, zrobiły ci coś złego?
— To nie jest twoja sprawa – warknął nadal nie patrząc na rozmówcę obok. Pokiwała głową i poprawiła opadające na jej twarz włosy.
— Nie jesteś zbyt towarzyski, więc szkoda mi czasu– oznajmiła dziewczyna prostując się i odwróciła się. – Twój brat jednak jest ciekawszy. — Black odwrócił za nią zdenerwowany wzrok i zastygł patrząc na nagie plecy i bardzo zgrabne ciało zakryte pod koronkową sukienką, oraz piękne i długie prawie platynowe włosy właścicielki, która zniknęła ponownie w tłumie gości znajdujących się w rezydencji.
— Piękna jest prawda? – Syriusz spiorunował Rudolphusa wzrokiem, kiedy ten odszedł od ściany i stanął obok niego, wyciągając papierosa i również jemu podał całą paczkę. Black skorzystał i zapalił szybko, następnie się zaciągając i opanował. Nienawidził być blisko ludzi z nim spokrewnionymi, bądź tymi którzy za niedługo mieli być jego rodziną. – Warta grzechu – zaśmiał się lekko opierając o balustradę.
— Co to za jedna? – Mruknął oglądając się za drzwiami gdzie zniknęła dziewczyna a starszy uśmiechnął się przelotnie– pierwszy raz ją na oczy widziałem.
— A na kogo ci wyglądała?
— Malfoy – powiedział z jeszcze większą niechęcią ponownie się zaciągając i wypuścił dym z ust.
— To siostra Lucjusza– Black popatrzył na Lestrangea ze zdziwieniem. Sądził, że kuzynka albo ktoś w tym rodzaju, ale ten zadufany w sobie dupek, rozpieszczany przez rodziców do granic możliwości, posiadający rodzeństwo? Nie wydawało mu się możliwe.
— Więc tym lepiej, że z nią nie rozmawiałem. Jeszcze mógłbym zrobić jej krzywdę – warknął a były Ślizgon zaśmiał się lekko.
— Nie jest Lucjuszem.
— Wystarczy, że jest Malfoy – odparł chłodno. – To samo w sobie wszystko o nich mówi.
— To nie było zbyt uprzejme – uśmiechnął się Rudolphus zaciągając papierosem. – Z resztą, ty mało kogo lubisz… A jeśli chodzi o Ślizgonów i ich rodziny to masz już jakąś obsesję.
— To wy macie obsesję – syknął zły. – Na punkcie tej chorej krwi. Co za różnica czy pieprzysz się z czarownicą czystej czy brudnej krwi? Ważne jest to czy umie cię zadowolić.– Lestrange zaśmiał się ponownie. – Zresztą wszystkie czarownice z tych popieprzonych rodów to straszne cnotki jakbyś nie zauważył. Nie można ich po prostu przelecieć i zostawić, bo jeszcze się poskarży i będą chcieli cię wydziedziczyć albo zmusić do ślubu z nią. To szaleństwo – postukał się w głowę.
— Ale przez to wiesz, że zawsze dostaniesz dziewicę – parsknął. – No… Chyba, że to Slytherin – dodał z zamyśleniem a Syriusz na niego spojrzał nie rozumiejąc, brunet uśmiechnął się sprytnie kontynuując. – Wiesz… Wszystkie ślizgonki są czystej krwi, a sam wiesz, że brzydkie to one nie są, ale zbyt grzeczne to również nie za bardzo. Przelecisz jedną, potem drugą, trzecią, nawet dwie naraz, a one nie będą się tym przejmować. Bo dla nich tak jak mówisz. Ważne jest tu i teraz, a nie jakieś pierdoły o czystości przedmałżeńskiej, i o tym, że muszą brać po stosunku z tobą ślub.
— Taka Bella – powiedział pusto Syriusz. – Zerwaliście zaręczyny jeśli dobrze pamiętam.
— To inna sprawa.
— Nie pieprzyliście się?
— Oczywiście, że tak – prychnął. – Tylko raczej wolimy żyć w wolnym związku. Seks bez zobowiązań i nic poza tym. Nie jesteśmy typami chcącymi kiedyś mieć bandę bachorów.
— Nie lubisz dzieci co?
— Nienawidzę – przyznał i zgasił peta. – Bella raczej też nie przepada. Ale jak kiedyś wpadniemy nie mam nic przeciwko – zaśmiał się lekko. – Znajdź sobie Black jakąś ślizgonkę i zniknijcie na parę chwil. Wyglądasz jakbyś naprawdę tego potrzebował – machnął ręką odchodząc i zostawiając Syriusza samego.
— Też coś – mruknął patrząc w dół na różany ogród, gdzie to przechadzały się pary czarodziejów i czarownic, a jego wzrok padł na blondynkę spacerującą po ogrodzie — ku zdziwieniu Blacka — w towarzystwie Regulusa 
„ Nie chcę żadnej ślizgonki” pomyślał śledząc jej ruchy „chcę przelecieć siostrę Malfoya” dodał i zimno się uśmiechnął gasząc peta, a następnie wrócił na przyjęcie z okazji czterdziestych siódmych urodzin Oriona Blacka.

*


                 —Syriusz co to jest?! – Black popatrzył na zszokowanego Jamesa ze znudzeniem i machnął lekceważąco ręką, znów patrząc w okno.– Łapo! Pobiłeś się i nic nie mówisz?! No!
— Nie ja się pobiłem, tylko mnie pobito – warknął. Potter usiadł na siedzeniu patrząc na niego ze zdziwieniem. Remus również podniósł wzrok znad książki za to Peter podskoczył podekscytowany ale i zdziwiony. To zwykle Black rozpoczynał bójki i pierwszy uderzał.
— Ciebie? – powtórzył Remus marszcząc brwi. – I pewnie nie było w tym twojej winy co? – Pokiwał głową za co Black spiorunował go wzrokiem. – Znowu wkurzyłeś Bellatrix?
— Nie odzywam się do niej, więc nie miała za co mnie przekląć– mruknął. – Powiem tyle, była dziewczyna, ładna, seksowna, chciałem się zabawić, ale zanim zrobiłem cokolwiek, jej brat strzelił mi zaklęciem w plecy. Uderzyłem w drzewo i został mi siniak. Koniec historii dziękuję za uwagę – powiedział wychodząc z przedziału zostawiając ich samych i skierował się przed siebie chcąc ochłonąć. Był zdenerwowany i nie miał ochoty na ciągnięcie tej idiotycznej dyskusji.

— Syriusz… — Chłopak zatrzymał się gwałtownie i odwrócił patrząc na Narcyzę, która właśnie wyszła z jednego z przedziałów. – Możemy porozmawiać? – Zapytała cicho, chociaż dość zimno a Black zamrugał zdziwiony. Narcyzę najwyraźniej coś naprawdę męczyło, skoro postanowiła się do niego odezwać. Rozejrzał się po korytarzu i powoli do niej podszedł, następnie wchodząc do przedziału, w którym byli tylko oni. Zamknęła drzwi patrząc na nie przez chwilę i odwróciła się do niego.
— Więc? – mruknął a ona zmarszczyła brwi patrząc na jego siniaka. –Jeśli też zadasz mi to bzdurne pytanie skąd mam na twarzy…
— Nie obchodzi mnie to – przerwała mu spokojnie a on zamilkł przyglądając się kuzynce, naprawdę wyglądała na czymś przejętą i niezdecydowaną , usiadła powoli w siedzeniu. –Jeśli kazaliby ci zrobić coś czego nie chcesz, bo masz inne plany, to dla rodziców byś to zrobił? – Zapytała cicho patrząc w podłogę a Black zmarszczył brwi, następnie prychnął.
— To oczywiste, że nie. Nie mogą kierować moim życiem – roześmiał się, – A co? Moja matka cię nasłała? – Zapytał zimniej i bardziej podejrzanie ona pokiwała jedynie głową. – Więc po co pytasz?
— Po prostu się nad tym zastanawiałam – powiedziała zaciskając dłonie w pięści. – Wracasz za rok do domu? – zapytała nagle a Syriusz spojrzał na nią zdziwiony „Skąd wiedziała?” zapytał siebie w myślach ale pokiwał głową.
— Nie – odparł a w przedziale zapanowała cisza. —Chciałaś wiedzieć to powiedziałem. – Powiedział znudzonym głosem Syriusz patrząc w okno.— Nie wybieram się za rok do domu.
— Twoja mama…
— Moja „mama” nic na to nie może poradzić. –Przerwał jej ostro. – Ma Regulusa. – Warknął – Ja jestem tylko przeszkadzającym dodatkiem w jej domu… Tak jak ty w swoim. – Dodał chłodniej a dziewczyna wstała. – Obrażasz się?! – Zaśmiał się patrząc jej w oczy. – Ktoś wreszcie powiedział ci, że nie jesteś Black i ty się z tego nie cieszysz?
— Z czego mam się cieszyć?— syknęła. – Z tego, że jestem inna niż wszyscy z naszej rodziny?! –wybuchła nagle. — Nawet ty wyglądasz jak Black! – Wskazała na niego gestem dłoni. – Zawsze mówią to samo! Bella i Andromeda idealne! Bella i Andromeda naprawdę wyglądają jak dziedziczki naszego rodu! Narcyzo dlaczego nie wyglądasz jak one?! – Przedrzeźniała czyjś głos , a Syriusz wiedział doskonale, że chodzi o jego matkę. Black zaczął się śmiać. Co najwyraźniej jeszcze bardziej ją zestresowało bo zacisnęła dłonie w pięści.
— Ale ty jesteś przewrażliwiona na punkcie swojego wyglądu. – Parsknął .– Przecież dzięki temu możesz się kiedyś od nich odciąć i nikt nie będzie cię porównywał do tych psychopatów! Nie wiesz ile bym dał żeby mieć twój wygląd... Oczywiście jeśli nie byłbym chłopakiem – pokręcił głową, ale Narcyza wciąż miała tą samą minę.
— A weź go sobie! – syknęła zła. –Jeśli to ma sprawić, że nareszcie wszyscy przestaną się mnie czepiać, to odrywaj go ode mnie siłą!
— Nie bądź głupia. –Prychnął. –Jesteś mądra jak Atena a wyglądem przewyższyłabyś samą Afrodytę. Czego ci jeszcze brakuje? – Zapytał patrząc na nią bez wyrazu. Tak jak zwykła Narcyza na wszystkich wokół.
— Charakteru Eris*. – Mruknęła a Syriusz ponownie się zaśmiał…

*
Black oparł się wygodniej w fotelu kiedy tylko Malfoy wyszedł z Narcyzą z przedziału. Zastanawiał się co się na z tym kryje, w końcu Narcyza nigdy za nim nie przepadała… Co ważniejsze… Bała się go.
  — Głupia – mruknął wyciągając się na siedzeniach „Czego nie powiedziała?” pomyślał zastanawiając się i podejrzewał już o co może chodzić, ale wolał jak na razie pozostawić to w spokoju. Sprawy Ślizgonów i jego rodziny nigdy nie były specjalnie dla niego ważne, dlatego zwykł robić wiele rzeczy na raz aby tylko zapomnieć o tym wszystkim.
    — Przepraszam, tutaj jest wolne? – Syriusz otworzył zirytowany oczy chcąc zwyzywać idiotę, która właśnie przerwała mu nad rozważaniami o ludzkiej egzystencji, ale natychmiast porzucił ten pomysł patrząc na osobę, która stała w wejściu do przedziału. Blondynka patrzyła na niego z lekkim zakłopotaniem, ale nie wyglądała na zestresowaną. Stała dumnie, wyprostowana, patrząc bezczelnie mu w oczy a jej tęczówki błysnęły dziwnym blaskiem. Black nie odpowiedział, więc weszła do przedziału, zamykając za sobą drzwi, a on zlustrował ją wzrokiem. Platynowłosa piękność o pustym spojrzeniu i prawie białej cerze, ubrana w czarny damski garnitur i białą koszulę przewiązaną pod szyją, również czarną, wstążką w kokardę, wywołała szok nie tylko z powodu swojego wyglądu ale i temu, że miała na sobie spodnie. Żadna uczennica nie odważyła się ubrać spodni na żadną uroczystość… One nie nosiły spodni do momentu, aż nie było minus dwadzieścia na termometrach, czyli praktycznie nigdy. A jeśli tu jest to oznacza, że jedzie na uroczystość przydziału…
— Przenosisz się do Hogwartu? – spytał a dziewczyna lekko uśmiechnęła się siadając naprzeciwko i przytaknęła.
— Wcześniej chodziłam do Beauxbatons – powiedziała cichym i melodyjnym głosem… Takim samym jak kiedy mówiła do niego wtedy na balkonie. – Przepraszam cię za Lucjusza – oznajmiła wyjmując srebrzystą różdżkę i wycelowała nią mu między oczy mówiąc jakieś nieznane mu zaklęcie, a po chwili Syriusz poczuł powiew i dotknął siniaka na policzku. – Teraz lepiej prawda? – Zagadnęła, on popatrzył w szybę na swoje odbicie, po krwiaku nie było śladu. – Zawsze się tak zachowuje jak kręcą się obok mnie różni goście. – zaśmiała się lekko i popatrzyła w podłogę. Zapadła między nimi dość niezręczna cisza. Syriusz przyglądał się blondynce z zastanowieniem, nerwowo chwytała wstążkę jakby ta ją dusiła a jej nogi wyginały się w sposób jakby chciała zdjąć czarne szpilki, dodatkowo dyskretnie —myśląc pewnie że Black tego nie widzi— przejeżdżała końcem języka po dolnej wardze, przez co Syriusz musiał odwrócić wzrok, te ruchy były bardzo pociągające w wykonaniu takiej piękności jaką była siostra tego dupka. – A właśnie – podniosła do niego głowę i wyjęła dłoń. – Roxane – przedstawiła się a Gryfon uścisnął jej dłoń.
— Syriusz – odparł puszczając ją. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego i rozejrzała po przedziale .
— Nie ma tu przedziału z bufetem co? – Zapytała a Black zaśmiał się lekko
— To nie Francja— westchnęła lekko rozczarowana i oparła o siedzenie.
— O czym chciałeś wtedy porozmawiać? – spytała, patrząc na niego z zaciekawieniem ”chciałem uwieść i przekonać żebyśmy uprawiali seks”
— Zachowałem się dość nieuprzejmie więc chciałem przeprosić – skłamał gładko
— Rozumiem...Gorąco tutaj – oznajmiła zdejmując marynarkę i położyła ją na pustym siedzeniu obok. – Nie wyglądasz na typa, który przeprasza – podjęła się tematu ale Syriusz na chwilę obecną nie myślał o tym co do niego mówi… Bo zauważył rzecz, która zainteresowała go bardziej niż rozmowa o jego charakterze… Siostra Malfoya nie miała na sobie stanika co zauważył kiedy wyjechali z lasu a promienie słońca padły na nią prześwitującą bluzkę.— Black? Syriusz wszystko w porządku? – Łapa rozejrzał się dookoła, a jego wzrok padł na dziewczynę która lekko się uśmiechnęła – Na chwilkę odpłynąłeś — „Nawet bardzo” pomyślał czując ciasność w spodniach. – Zawstydziłam cię?
— Niby czym? – zapytał a dziewczyna pokiwała głową.
— Niczym ważnym – oznajmiła spokojnie a on zrozumiał, że zauważyła iż patrzył się w jej bluzkę. – To o co chodzi z tymi domami? – Zagadnęła uprzejmie i zmieniła temat. Syriusz otworzył usta by zacząć wyjaśniać ale drzwi przedziału otworzyły się gwałtownie i wpadł przez nie James a za nim weszli Remus i Peter.
— Myślałeś, że mi zwiejesz cwaniaku! – Krzyknął, następnie milknąć kiedy jej wzrok padł na dziewczynę, po czym odskoczył jakby zobaczył ducha. – Łapo ty lisie! Jak wyrwałeś taką dupę!? – Blondynka zamrugała zdezorientowana. Black uderzył się dłonią w czoło. Potter jak zwykle powalał swoją kulturą osobistą.
— To jest Roxane – wyjaśnił i popatrzył na resztę Gryfonów. – Ten wrzeszczący kretyn to James Potter — pokazał dłonią zirytowany zachowaniem przyjaciela, który zrobił oburzoną minę – ten panikara to Peter Petegiue a chłopak z książką to Remus Lupin, który jest również prefektem. Chłopaki to nowa uczennica.
— Jesteś tym co mój brat, prawda? – Zagadnęła uprzejmie patrzą na Remusa. – Ach tak, przepraszam. – Dodała uśmiechając się w ich kierunku — Roxane Malfoy, bardzo mi miło was poznać – oznajmiła uprzejmie a reszta zamilkła patrząc na dziewczynę z szokiem. Nawet James przestał odstawiać szopkę zastygając w bezruchu, dziewczyna zamilkła a jej uśmiech zniknął. Teraz wyglądała na zmartwioną. –Coś się stało?
             — Przepraszamy na momencik, ale musimy pogadać z Syriuszem – wyszczerzył się James chwytając Blacka za rękę i wyciągnął z przedziału zatrzaskując drzwi. – Co to ma znaczyć?! – syknął Potter patrząc na Blacka z szokiem – Wyjaśnisz?!
— O co ci chodzi?
— Przecież to siostra tego sukinsyna – warknął a Syriusz popatrzył z ukosa na dziewczynę w przedziale, która wyglądała na zasmuconą. Patrzyła w podłogę wyraźnie czymś zamyślona. – Co ty robisz bratając się z wrogiem?!
— Jakim tam wrogiem. Po prostu jestem miły.
— Miły!? – podniósł nieco głos James.– Przykro mi Łapo, ale nie jesteś miłym człowiekiem! Jedyny w naszej paczce to chyba tylko Remus! – wskazał ręką Lupina, który zamrugał lekko zdziwiony. – Co ci strzeliło do głowy!
— Opanuj się – warknął odpychając jego rękę ze swojej koszuli. – I ciszej, bo jeszcze usłyszy.
— A niech usłyszy! – warknął. – Co ty wyprawiasz?!
— Twoja rana zniknęła – zauważył Remus a Black na niego spojrzał, James również popatrzył na twarz Syriusza i zamrugał zdziwiony .– Jak się jej pozbyłeś? Dopiero w tym roku mamy uzdrawianie ran – powiedział marszcząc brwi.
— Jak to powiem Potter mnie zabije – mruknął a James wytrzeszczył na niego oczy.
— No nie! – wybuchnął. – Ona?! Serio chciałeś zaliczyć siostrę tego gno…!?
— Syriusz! – powiedział ostro Remus kiedy Potter uklęknął na podłodze zwijając się z bólu.— Przesadziłeś.
— Ty gnido – jęknął Potter a po chwili, i Syriusz siedział na ziemi trzymając się za krocze. – Dla takiej wywłoki?!
— Przepraszam za kłopot – cała czwórka popatrzyła na drzwi, gdzie Roxane stała przy nich i lekko się ukłoniła, następnie wymijając i skierowała w stronę wagonów Slytherinu. Syriusz teraz zaobserwował, że dziewczyna wiedziała doskonale gdzie jest.
— Słyszała nas ?– zająknął się Peet .
— Najprawdopodobniej… Syriusz zaczekaj! To bez sensu!— Syknął James również wstając na równe nogi a Black spełnił jego prośbę. – Pomyśl, po co tam właściwie się pchasz? – Zapytał a on zastygł. – Bo jest ładna? Daj spokój. Jeśli pamiętam ma matkę Wilę, to normalne ,że mami ludzi. – Syriusz popatrzył za znikającą za drzwiami dziewczynę a jego serce zwolniło… Miał rację… Tylko zwiodła jego czujność. – Zastanów się. Jest Malfoy, w dodatku na sto procent Ślizgonką. Więc wywnioskuj jaki ma charakter.
— Masz rację – odwrócił się do nich. – Przepraszam, że cię uderzyłem – James uśmiechnął się lekko.
— Już o tym zapomniałem – machnął ręką a ten przytaknął. – Na pewno wszystko ok?
— Tak, to przez magię. – pomachał ręką wracając do przedziału.
— I dobrze – zaśmiał się lekko Potter rozwalając się na jednym z siedzeń .– Widziałeś dzisiaj Dorcas? – zmienił temat a Syriusz przytaknął również siadając, Remus poszedł wypełniać obowiązki prefekta a Peter poszukać czegoś do zjedzenia.

*


Syriusz przewrócił się na drugi bok myśląc o tym, że gdyby od początku słuchał się Jamesa nic nigdy by się nie wydarzyło. Nie cierpiałby on, ani ona. Wszystko toczyłoby się tak jak powinno, a oni wiedliby spokojniejsze życia.


*

— Mówiłem, że Ślizgonka – mruknął James, kiedy Roxane usiadła przy stole Slytherinu tuż obok swojego brata, a wiele dziewczyn zaczęło zasypywać ją pytaniami. Black przytaknął i odwrócił wzrok do sałatki, którą jadł. – Evans idziemy na randkę?! – Zaczął nagle Potter kiedy tylko jego wzrok zarejestrował rudowłosą dziewczynę siedzącą pół stołu dalej, więc krzyczał przez prawie całą salę. Dziewczyna przewróciła oczami pokazując mu wulgarny gest ręką, a Gryfoni roześmiali się na głos.
— Ej Ernie patrz co ta ślicznotka robi – Syriusz popatrzył na Ricky’ego McLaggena, który klepał swojego zajętego jedzeniem kolegę w plecy i patrzył się w stronę stołu Slytherinu. Black odwrócił wzrok w tamto miejsce i zdziwił się tym co widzi, na talerzu Roxane zamiast jedzenia było postawione pudełko. Gryfon widział jak Malfoy coś do niej mówi, ale dziewczyna zupełnie go zignorowała i zaczęła wyjmować, a następnie zakładać sobie na uszy kolczyki. Do lewego dwa a do prawego chyba cztery. Do tego, jeszcze jeden w prawym rogu wargi, i jeden przy lewym łuku brwiowym. A Black zrozumiał jej zupełnie nieświadome seksowne zachowania w pociągu, to oblizywanie wargi i poprawianie kokardy, oraz chęć zdjęcia butów… Roxane nie była damą. Nawet nie wiedząc kiedy, na jego usta wkradł się diabelski uśmiech. James miał rację ,że grała przed nim… Ale grała osobę, której z pewnością nigdy nie chciał, aż tak bardzo poznać jak dziewczynę, którą właśnie widział. Osobę o różnych wcieleniach. Roxane rozejrzała się, a ich spojrzenia przez chwilę skrzyżowały się a jego serce zabiło mocniej i szybciej.
 — Black spojrzała na ciebie!— Ricky szturchnął jego ramię przez co przerwali łączność kiedy Syriusz spojrzał na McLaggena i Erniego, który również patrzył na niego z uznaniem.
— Ty szczęściarzu! – zaśmiał się brunet a Syriusz znów odwrócił tam wzrok ale blondynka już rozmawiała z dziewczynami, które znów zaczęły wypytywać ją o różne sprawy. Zupełnie przypadkiem zwrócił uwagę na swoją kuzynkę, która siedziała po drugiej stronie tego dupka i dłubała widelcem w posiłku, zdawała się być zamyślona, rozczarowana a nawet smutna. Szybko popatrzył na Jamesa nadal robiącego z siebie idiotę przed Evans.
— Widziałem – powiedział Remus. Syriusz udał, że go nie słyszy zaczynając również krzyczeć do Lily chcąc pomóc albo zrobić jeszcze większego idiotę z Pottera.

*
—Czemu musiałaś być inna – mruknął patrząc w sufit i zacisnął pięści w dłonie. – Dlaczego kurwa musiałaś być tak strasznie inna niż reszta! – syknął a jego oczy zabłysnęły łzami po raz pierwszy od śmierci Jamesa i Lily.


*
— Evans! Zaczekaj! Pomogę ci! – James podbiegł do dziewczyny wyrywając jej książkę z ręki.
— W czym ty niby chcesz pomóc! – Syknęła. – Oddawaj!
— Jak Snape nosił ci książki to nic nie gadałaś! – Odkrzyknął.
— Bo zwykle miałam ich z dziesięć bałwanie! – Kopnęła go wyrywając mu swoją księgę z dłoni. – A ty mnie jeszcze popychałeś by wszystkie upadły.
— Jego chciałem popychać! – jęknął wznosząc dłonie do góry jakby prosił Boga o moc. – No Evans daj się zaprosić na randkę!
— Zapowiada się kolejny męczący rok – powiedział spokojnie Remus. Syriusz przytaknął poprawiając plecak, który zawiesił na jednym ramieniu. – I to nie tylko dla Evans – dodał a Syriusz popatrzył w korytarz po drugiej stronie dziedzińca (czyli dokładnie tam gdzie Lupin) i zauważył swoją kuzynkę, która wyglądała jakby się kłóciła z Malfoyem, który chwycił ją za rękę ciągnąc do siebie i wyraźnie zdenerwowany coś powiedział. Wyrwała się cofając o kilka kroków w tył po czym odwróciła się i odbiegła. –Nie pójdziesz sprawdzić co się dzieje?
— Po cholerę mam to robić – mruknął i odwrócił się, ale nie ruszył z miejsca. Roxane stała kilka metrów przed nimi patrząc nadal na swojego brata. Wydawała się być smutna ale po chwili drgnęła i popatrzyła na Syriusza, ale nic nie powiedziała, po prostu odchodząc w stronę gdzie zniknął James z Evans, najwyraźniej nikt ze Slytherinu nie pokazał jej drogi prowadzącej do klasy, więc postanowiła za kimś iść.
— Zdaje się być zagubiona. – Syriusz popatrzył na Remusa, który również patrzył za dziewczyną. – A Lily przecież nie zdecydowała się na transmutację w tym roku więc jeśli James za nią pobiegł to Malfoy się zgubi.
— Może też nie jest zapisana…
— Jest – Syriusz popatrzył na Lupina ze zdziwieniem. – Dumbledore prosił prefektów by w razie potrzeby jej pomogli. Lucjusz oczywiście uznał, że nie ma takiej potrzeby ale jak widać jest, dlatego…— Zamilkł na chwilę by poprawić torbę .— Roxane!
— Lupin cicho. Co ty robi… — Dziewczyna odwróciła się do nich, a Black zamilkł.— Klasa do transmutacji jest gdzieś indziej. – Poinformował ją a ona wyglądała jakby nie wiedziała co zrobić. – Choć z nami, mamy razem lekcje – uśmiechnął się uprzejmie a dziewczyna podeszła do nich powoli. –W porządku?
— Jestem tylko zdezorientowana – przyznała stając przy nich i nawet nie spojrzała na Syriusza. – W Beauxbatons mieliśmy znaki, więc jeśli przyszła nowa osoba to bardzo łatwo się odnajdywała w zamku.
— Tutaj będziesz miała trochę trudniej – oświadczył nadal uprzejmie a dziewczyna przytaknęła. – Widziałem twój plan. Mamy te same zajęcia, więc możesz chodzić z nami. Oczywiście do czasu, aż się w tym wszystkim zorientujesz – popatrzyła na niego zdziwiona. Syriusz z resztą też. To nie był dobry pomysł… Nie tylko ze względu na to, że jest ślizonką, ale jak James się dowie to urządzi im piekło. A jeśli go zna, a zna go prawie całe życie, to Potter zrobi je na sto procent.
— Naprawdę mogę? – spytała jakby się upewniając a Remus uśmiechnął się i przytaknął.
— Jeśli tylko chcesz – odparł a dziewczyna przytaknęła radośnie się uśmiechając.
— Roxane co ty robisz? – Dziewczyna zastygła i odwróciła się. Lucjusz stał tuż naprzeciwko nich i patrzył na siostrę ze spokojem, choć kiedy tylko jego wzrok padł na Syriusza zmienił się w ogień przez co Black skulił się w sobie. – Za chwilę masz transmutację. Mówiłem, że cię odprowadzę, więc choć.
— Nie ma takiej potrzeby braciszku – odparła uroczym głosem. – Oni mają te same lekcje co ja, więc nie będziesz musiał przechodzić pół szkoły ze swojej klasy by mnie odprowadzić do mojej.
— Nie jestem pewien czy to dobry pomysł.
— Dlaczego? – Spytała a jej oczy błysnęły uroczo, Syriusz uśmiechnął się w myślach widząc Malfoya, kupiła go tym spojrzeniem. – Remus Lupin powiedział, że mogę chodzić z nimi do klas puki się nie połapię gdzie, co, jest…
— Słyszałem tą kwestię – powiedział i podniósł wzrok do Gryfonów. –Lupin mogę cię na chwilę prosić? – Zwrócił się w miarę spokojnie a chłopak poszedł za nim w drugi korytarz. Kiedy zniknęli Syriusz spokojnie puścił różdżkę ściskaną w kieszeni szaty, a między nimi zapadła cisza… Black przypomniał sobie wczorajsze zajście w pociągu, i zrobiło mu się wstyd.
— Słuchaj… — Przeciągnął a ona na niego spojrzała. – Przepraszam za zajście w pociągu, i za to co słyszałaś.
— Przywykłam do takich zachowań ze strony chłopaków – odpowiedziała a Syriusz zamrugał.– Wiesz Black mam w rodzinie Wilę, a to oznacza że ja również w jakimś stopniu nią jestem… — Zamilkła na moment .– Widzę jak prawie każdy chłopak rozbiera mnie wzrokiem, miałam już kilka nieprzyjemności z tego powodu, więc pewnie temu Lucjusz tak się martwi – popatrzyła w miejsce gdzie zniknął jej brat i prychnęła cicho. – Nie dziwię się, że ludzie mówią na mnie takie słowa – uśmiechnęła się zimno. – W końcu na taką wyglądam – dodała a Syriusz popatrzył na nią i zrobiło mu się jeszcze bardziej wstyd. — To miłe ze strony Remusa, że pozwolił mi z wami chodzić na lekcje – zmieniła temat przeczesując włosy palcami .
— Jest miłym gościem. Niezależnie od tego do jakiego domu należysz i tak wyciągnie do ciebie pomocną dłoń kiedy tego potrzebujesz – westchnął.— Tyle że my non stop potrzebujemy jego pomocy wpadając w tarapaty – uśmiechnął się – więc mało kiedy ma czas na pomoc innym, ale zawsze stara się znaleźć na to chwilę— powiedział patrząc jak Remus wraca a Malfoy jedynie macha ręką za Roxane, która uśmiechnęła się szerzej odmachując mu w chwili kiedy ten znikał za kolejnym zakrętem.
— Możemy iść – powiedział spokojnie Remus.
— Pewnie się czepiał tego, że jesteś z Gryfnami – powiedział Syriusz do Roxanne. Remus pokiwał przecząco głową przez co Black spojrzał na niego zdziwiony.
— Nie obchodzi go to z kim jest. Powiedział, że tę sprawę załatwi sam – oboje zamrugali z niezrozumieniem. Lupin uśmiechnął się lekko. – Prosił tylko żebyśmy cię potem odprowadzili do twojego pokoju wspólnego – przytaknęła.
— Naprawdę nie jest to takie konieczne ale dziękuję – ukłoniła się delikatnie. – I nie kłam – dodała. – Mój braciszek nigdy nie prosi – Remus uśmiechnął się a Syriusz parsknął z rozbawieniem.

*


Black zwinął się w kłębek zatykając dłońmi uszy w których rozbrzmiewał niewiarygodny krzyk. Wrzask pełen bólu, cierpienia i niesprawiedliwości. Wrzask, który słyszy codziennie kiedy zamyka oczy. Nieważne jak bardzo starał się tego pozbyć, nie ma znaczenia to jak wiele razy pozbywał się tego wspomnienia wyrzucając je z umysłu, jak bardzo się upił czy naćpał. Ten dźwięk towarzyszył mu każdej nocy, każdego dnia nawet, kiedy zdołał od niego uciec. Jak wyswobodził się z sideł Azkabanu i uciekł od celi obok, z której te dźwięki się wydobywały…

*

James nie polubił Roxane. To Syriusz zauważył w chwili, kiedy ten tylko dowiedział się kim jest. Nie obchodziło go, że jej osobowość jest zupełnie inna. Dla gryfona, ślizgoni to zło. Tak było, i tak jest, i Syriusz się z tym zgadza, jednak on ją polubił. Nie znał jej, jednak ją polubił… Bo była inna niż reszta.
— Naprawdę nie musisz mnie odprowadzać – powiedziała spokojnie, kiedy szedł razem z dziewczyną po lochach w kierunku wejścia do jej szkolnego domu. Lupin musiał wypełnić jakiś tam obowiązek prefekta, Potter udał, że musi pobiegać za Evans, choć i tak nie musiał udawać, że to robi, a Peter poszedł na deser, więc Black został z Roxane sam. I choć dziwnie się czuł idąc po terenie Ślizgonów mimo, iż poza Roxane żaden mieszkaniec tego domu nie szedł po korytarzu, to chłopak czuł się niezręcznie. Choć jej obecność sprawiała, że umiał to przeżyć tak spokojnie by nie zacząć wypisywać wulgaryzmów, dotyczących Ślizgonów, na ścianach.
— Remus obiecał, że cię odprowadzimy, więc to robię. To nie jest jakiś specjalny kłopot – wzruszył ramionami a ona uśmiechnęła się lekko. – James cię znów obraził…
— Zapomnij o tym – przerwała mu neutralnym głosem. – Już mówiłam, że do tego przywykłam. To co mówi nie specjalnie mnie wzrusza. Mam mocne nerwy.
— Ale i tak jest ci przykro.
— Jest a potem już nie będzie – zaśmiała się lekko. – Szczęście i smutek to stany chwilowe, przemijające. Istnieją uczucia umiejące zaradzić na te słabe błędy organizmu. Na przykład istnieje nienawiść potrafiąca zniszczyć szczęście całkowicie, albo miłość, pozbywająca się smutku i goryczy. Ale to też i tak kiedyś zniknie – popatrzyła na niego przez chwilę a on słuchał ją uważnie, po raz pierwszy skupiając się na czyiś słowach tak bardzo. – Śmierć sprawi, że nie będziesz czuł nic. Ani nienawiści, ani miłości. Szczęścia czy żalu… Twoje serce zjedzą robaki, a ty będziesz już inną istotą… Może duchem albo duszą znajdującą się w niebie, albo psem— uśmiechnęła się a Syriusz również to zrobił. — To zależy jedynie od tego w co wierzysz.
— A ty w co wierzysz? –zapytał a ona zastanowiła się przez chwilę.
— W życie po śmierci gdzie znów wszystkich spotkam – powiedziała spokojnie. – Wiem. Głupie – prychnęła cicho.
— Ty przynajmniej w coś pokładasz nadzieję – odparł a dziewczyna na niego popatrzyła. – Ja nie wierzę w Boga, Buddę, Allacha czy co tam jeszcze jest. Rzadko myślę o śmierci. Zwykłem żyć chwilą i również tak myśleć. Nie widzę powodu ku zaprzątaniu sobie tym głowy.
— To nawet mądre – oznajmiła patrząc na niego po czym przystanęła przy kamiennej ścianie. – To tutaj. Dziękuję, że mnie odprowadziłeś – powiedziała a on machnął ręką. – Do jutra.
— Albo do kolacji – zaśmiała się lekko po czym przytaknęła przytaknęła, odwracając się do ściany i powiedziała hasło, a przejście otworzyło się. – Nie obawiasz się wypowiadać je na głos przy osobie z innego domu?
— A masz zamiar tu kiedykolwiek wchodzić? – Odpowiedziała pytaniem a on parsknął. – Do zobaczenia – powiedziała znikając za ścianą, a ta zasunęła się z powrotem. Syriusz uśmiechnął się lekko i zawrócił w stronę wyjścia z lochów. Naprawdę dobrze mu się z nią rozmawiało. Przystanął jednak w połowie korytarza i westchnął zirytowany.
— Nie miałeś biegać za Evans? – spytał a James zdjął z siebie pelerynę niewidkę a jego wzrok był ostry. – Co?
— Nie udawaj głupiego, wiesz o co chodzi – mruknął. – Dlaczego była z nami cały dzień? I czemu odprowadziłeś ją tutaj! – Podniósł nieco głos. – Syriusz opamiętaj się!
— Nie mam z czego – odparł spokojnie. – Rogacz, uspokój się, tylko rozmawialiśmy. A była z nami cały dzień i będzie do czasu aż nie połapie się jak gdzie trafić. – Powiedział idąc z nim w kierunku wyjścia. Potter zrobił się cały czerwony.
— Dlaczego akurat z nami?!
— Bo Remus się zadeklarował – odparł a James spochmurniał jeszcze bardziej – Tym bardziej, że dogadał się nawet z Malfoyem w tej kwestii, więc chyba nie ma…
— Co?! – krzyknął. – Z tym dupkiem!? Co go opętało?!
— Też mnie to zdziwiło – stwierdził spokojnie. – Ale nie obawiaj się jej. Jest całkowicie nieszkodliwa, nie jest swoim bratem.
— Nie wiem czy odbierać to za obelgę, czy za komplement.
— Znowu ty – mruknął Syriusz patrząc na Lucjusza Malfoya ze znudzeniem ale i złością. Jednocześnie przystając.
— Sądziłeś, że zostawię cię z moją siostrą samego po tym jak chciałeś się do niej dobrać? – Warknął a Syriusz zmarszczył brwi.— Już ci raz przywaliłem. Z przyjemnością zrobię to ponownie – przewrócił w palcach różdżkę. – Lupin miał ją odprowadzić.
— Nie mógł – blondyn wyglądał na zirytowanego. — Coś się nie podoba?
— Nawet wiele rzeczy, ale nie mam czasu na zawracanie sobie tobą głowy – obszedł ich kierując się tam skąd właśnie wracali. – Tylko trzymaj swoje brudne łapska z dala od Roxane dobrze ci radzę – rzucił na odchodne znikając za zakrętem.
— Kretyn – mruknął zimno a James pokiwał głową
— Muszę się z nim zgodzić. Im dalej od niej będziesz tym lepiej dla ciebie.

*


— Czemu cię nie posłuchałem!? – syknął uderzając pięścią w pościel. Był cały zgrzany i spocony. Jego serce biło jak szalone a on czuł jakby coś zżerało go od środka. Nie chciał dopuścić do umysłu, że to poczucie winy. Po prostu tego nie chciał!

*


Jak mówią wszystko się kiedyś kończy. Po niecałych czterech dniach Roxane znała położenie każdej z klas i ważnych miejsc w szkole, więc ku uciesze Jamesa, nie potrzebowała już chodzić z nimi tak jak robiła to wcześniej. Nie miała jeszcze koleżanek, ale Remus zapewniał ją, że na pewno za niedługo będzie ich mieć tak dużo, że nie będzie umiała ich ścierpieć. Syriusz potakiwał, ale szczerze mówiąc nie zdziwiłby się gdyby było inaczej. W końcu Gryffindor i Slytherin się nienawidzili od wieków, jeśli widzi się ślizgona z gryfonką w jakiejkolwiek innej relacji niż chęć pozabijania się, robi się to podejrzane, a dana dziewczyna lub chłopak zostają odsunięci do czasu, aż nie zaczną zachowywać się tak jak powinni. Roxane mimo ,iż już nie chodziła z nimi wszędzie, to nawet kiedy się spotkali mówiła im „cześć”, a nawet przeprowadzała krótką wymianę zdań, co oczywiście Potter zwykł komentować dość nieprzyjemnymi odzywkami, po których zwykła odchodzić. Może to i dziwne, ale Black mimo, iż wiedział, że jej brat pilnuje Ślizgonów by nie dręczyli Roxane z powodu jej kontaktów z Gryffindorem, to martwił się o nią… Zwykle przyjaciół, albo po prostu znajomych zdobywa się już pierwszej nocy, kiedy poznaje się współlokatorów. Ale dziewczyna nigdy nie była widziana z inną ślizgonką, ani ślizgonem poza Malfoyem i Rosierem, którzy dość często w czasie przerw ich odwiedzali... chociaż mimo iż Evan mówił i uśmiechał się do siostry Malfoya, jego wzrok uciekał do kuzynki Syriusza. Wiedział, że oni też się przyjaźnią, ale z jakiegoś powodu ostatnio unikali ze sobą kontaktu. Nie żeby Blacka obchodziły problemy jego kuzynki, ale po prostu to zauważał. Syriusz natomiast zaczął spotykać się dyskretnie z Dorcas Meadows, którą od dawna lubił.
— Roxane zaczekaj chwilę! – Syriusz przystanął w korytarzu, patrząc na dziewczynę do której ktoś krzyknął, i która również przystanęła oglądając się w korytarz, z którego kilka chwil później wyszedł John Dawlish . Ślizgon starszy od Syriusza o rok. Był dość chudy ale nawet umięśniony i zwinny. W końcu to z nim, rok temu James przegrał w poszukiwaniu znicza na finałowym meczu Quidditha. Syriusz schował się za figurą jakiejś czarownicy i obserwował tą scenę. Nie wydawało mu się by Dawlish chciał zwyczajnie z nią porozmawiać. – Wszystko w porządku?
— Tak. Skąd wniosek, że coś jest nie tak? – Odpowiedziała pytaniem a on uśmiechnął się dziwnie przez co Syriusz zmarszczył brwi.
— Przecież widać, że wiele ludzi cię nie polubiło przez Gryffindor.
— Mi to nie przeszkadza. Więc dlaczego niby miałoby to przeszkadzać innym?
— Po prostu się zmartwiłem – przeciągnął obchodząc ją i oparł się o ścianę jednocześnie rozglądając po korytarzu. – Twój braciszek wkłada dużo wysiłku, w to żebyśmy się na ciebie nie gniewali, ale on sam chyba niewiele zdziała, prawda?
— O co ci chodzi? – Spytała zimno a Syriusz zacisnął różdżkę w kieszeni widząc jak oczy starszego chłopaka błysnęły.
— Wiesz. Jestem dość popularny wśród Slytherinu, w końcu jestem najważniejszą osobą w drużynie Quidditha, i mógłbym pogadać też z kilkoma ludźmi, żeby się do ciebie przekonali – uśmiechnął się uroczo i omiótł ją wzrokiem. – Tylko w tym domu nie ma nic za darmo wiesz słoneczko? – Chwycił jej nadgarstek ciągnąc do siebie a dziewczyna wytrzeszczyła oczy za to Syriusz wyjął różdżkę. – Zabawisz się ze mną, a ja postaram się żebyś nie miała… Kurwa! – Syriusz wytrzeszczył oczy patrząc jak chłopak osuwa się na ziemię sycząc z bólu. Nie kopnęła go w krocze, a mimo to wił się po ziemi.
— Oj zabawię – parsknęła cicho dziewczyna i całkowicie wysunęła różdżkę zza rękawa. – Wingardium Leviosa – bezbronny chłopak podleciał w górę. Malfoy uśmiechnęła się chłodno chowając różdżkę do torebki, którą odłożyła na ziemię i zdjęła szkolną szatę podwijając rękawy w koszuli. Syriusz wytrzeszczył oczy nie wierząc, że w takiej małej istotce, jest tyle siły by skopać starszego i dobrze zbudowanego chłopaka. Potraktowała go jak worek treningowy, i nie uderzała wyłącznie pięściami, nogami również, jakby ćwiczyła jakieś sztuki walki. Najbardziej zaskakujący był wyskok i kopnięcie z obrotu, ale inne ciosy również nie były złe. Black nawet uznał, że mógłby się od niej nauczyć kilku przydatnych ataków, choć w tej chwili przerażała go bardzo. – Jeszcze raz – kopnęła go – się do mnie zbliżysz. – Chłopak zamknął oczy a krew puściła mu się z nosa. – To zabiję jak psa – krzyknął kiedy jej noga bardzo mocno uderzyła go w krocze. – Rozumiemy się? – Warknęła podnosząc brodę  Johna a ten przytaknął. – Wiedziałam, że się dogadamy – oznajmiła chłodno i podniosła torbę oraz szatę z ziemi a chłopak upadł na kolana za to dziewczyna westchnęła cicho poprawiając rękawy w koszuli i przeczesała włosy następnie idąc przed siebie. Syriusz szybko odsunął się od pomnika wchodząc w korytarz, i udał że właśnie idzie przed siebie, i całkiem przypadkiem na nią wpadł.— Nieźle udajesz Black – rzuciła wymijając go a on parsknął doganiając ją.
— I kto to mówi – odparł. – Jeszcze nie widziałem dziewczyny, która umie skopać tyłek w taki sposób.
— To nawet miłe – parsknęła cicho.
— A ten kopniak z wyskoku był niesamowity– dodał a dziewczyna roześmiała się lekko. – W ogóle się go nie bałaś.
— Mówiłam ci już, że przywykłam do takich zachowań. Takie nieprzyjemne spotkania zdarzały mi się dość często, kiedy byłam młodsza i nie za bardzo umiałam się bronić. Teraz już nie muszę być zależna od innych i to mi bardzo pasuje – oznajmiła uśmiechając się w niewinny sposób a Black roześmiał się. Roxane stawała się coraz bardziej interesująca.
— Pokażesz mi jak zrobić ten wyskok? – zagadnął a dziewczyna popatrzyła na niego zdziwiona. – Jestem całkiem niezły w walce na pięści, ale skopać kogoś tak elegancko niestety nie potrafię – skrzywił się a ona wzruszyła ramionami.
— Jeśli chcesz można spróbować. Tylko znajdź jakieś dyskretne miejsce. Nie chcę żeby ludzie wiedzieli, że umiem takie rzeczy.— oznajmiła a on przytaknął. – I nie mów nikomu – poprawiła torbę na ramieniu – wolę pozostać w ich oczach słabą blondynką.
— Dlaczego? – roześmiała się chłodno .
— Bo wtedy ludzie się mnie nie boją – odparła po prostu — a ja mogę spokojnie stawać się silniejsza, tylko w ten sposób może kiedyś trafię do aurorów. – Syriusz zamrugał zdziwiony. Aurorów? Wiedziała doskonale, że jej brat obraca się w towarzystwie śmierciożerców… Że jej rodzina już dawno wybrała tą ciemną stronę, a mimo to chce pozostać Aurorem? Czy ona w równy sposób, jak on, odczuwa nienawiść do rodziny tak, silną że chce ich wszystkich wsadzić za kratki? Czy jest taka jak on? – Ale to tylko głupie marzenie – zaśmiała się i poprawiła torebkę wyjmując z niej różdżkę i z powrotem wsunęła do rękawa. – A ty kim chcesz zostać w przyszłości?
— Ministrem magii – parsknął a ona uśmiechnęła się. – Wtedy będę mógł zwolnić wszystkich, którzy mamią ministra i chcą wcisnąć do rąk ustawę o wyłączeniu mugolaków ze świata czarodziejów. Ustanowię równość i w końcu będzie spokój. Bez lepszych i gorszych.
— Takim prawem tylko byś ich wszystkich rozwścieczył – oznajmiła a on wzruszył ramionami.
— Jeśli ktoś stanie mi na drodze wtrącę go do więzienia. Zaczynając od mojej porąbanej rodziny –blondynka roześmiała się głośno, najwyraźniej bardzo ją tym rozbawił.
*


„Zwiodłem jej czujność” Popatrzył w zdjęcie obok swojego łóżka i zacisnął dłonie w pięści „to wszystko moja wina”

*
— Tutaj nikt nam nie przeszkodzi – powiedział Syriusz zamykając drzwi do Pokoju Życzeń a dziewczyna rozejrzała się po pustym pomieszczeniu. – Mało ludzi wie o tym miejscu, a nawet jeśli chcieliby tutaj wejść, nie jest to możliwe gdy tu jesteśmy –oznajmił a ona przytaknęła.
— To Sala Pragnień, tak? – zagadnęła a on lekko zamrugał. – W Beauxbatons mieliśmy coś podobnego. Pomyślisz życzenie i to się pojawi –wyjaśniła i popatrzyła przed siebie a na środku pomieszczenia pojawił się lewitujący worek treningowy .
— To dokładnie coś takiego – powiedział nie patrząc na nią, wolał nie wymyślić przypadkiem jakiejś rzeczy przez, którą mógłby wyjść na zboczeńca… — Co ty robisz? – spytał kiedy odrzuciła szkolną szatę zdejmując krawat i zaczynając rozpinać bluzkę. Dziewczyna zastygła i na niego spojrzała z lekkim niezrozumieniem.
— Wybacz. Nie wiedziałam, że jesteś pra…
— Nie jestem! – przerwał jej szybko. – Poza tym, co to ma do rzeczy – parsknęła kończąc rozpinać koszulę i zdjęła ją miała na sobie sportowy stanik przez co odetchnął, zasłaniał jej piersi całkowicie.
— Wygodniej mi się ćwiczy – rzuciła na wyjaśnienie i zdjęła szkolną spódniczkę pod którą miała bardzo krótkie spodenki. – Ty masz zamiar trenować w tym stroju? – pokazała na jego szkolną szatę a Black zdjął szkolną szatę i rozwiązał krawat. Roxane w tym czasie się rozciągała. Black zerknął na jej idealnie płaski brzuch i nieco podskakujący dekolt w trakcie kiedy wykonywała skłony w górę i w dół, odwrócił szybko wzrok i przymknął oczy pozbywając się zbędnych myśli i odrzucił koszulę za siebie, następnie prostując się a blondynka mu się przyjrzała.
— Mówiłeś, że jesteś wysportowany – rzuciła sucho patrząc na jego brzuch ze skrzywieniem ale i lekkim rozbawieniem. — Ile ćwiczysz? – zagadnęła podnosząc do niego wzrok a on wzruszył ramionami. Ćwiczył wtedy kiedy miał na to ochotę. – Jesteś pewien, że chcesz się nauczyć tego wyskoku – westchnęła jakby nieprzekonana swoimi słowami.
— Twierdzisz, że nie dam rady?
— To się okaże – stwierdziła i uśmiechnęła się zimno. – Wal – powiedziała stając naprzeciwko niego a on zamrugał zdziwiony.
— Co?
— Uderz mnie – powiedziała jak do małego dziecka a on nadal nie ruszył się z miejsca. – Boisz się uderzyć dziewczynę prawiczku? – spytała zimno a on przymrużył niebezpiecznie powieki.
— Mówiłem, że nim nie…
— W sumie nic dziwnego, że nie masz dziewczyny skoro brak ci odwagi – ziewnęła. – Pewnie nawet nie masz jaj – zacisnął pięści. Jeśli chciała go sprowokować robiła to idealnie. – Nie dałbyś rady zadowolić nawet największej szmaty w szkole – zamachnął się a ona uśmiechnęła zimno chwytając jego przedramię tuż przed sobą i podskoczyła wykręcając mu ramię i przerzuciła przez plecy tak, że uderzył swoimi o ziemię z wielkim bólem. Parsknęła cicho.– Tak jak myślałam – westchnęła pomagając mu wstać. – Zero zwinności, koordynacji i siły, dodatkowo szybko wpadasz w gniew.–Black przetarł obolałe plecy – Chcesz dokonać tego – podskoczyła obracając się a jej noga uderzyła worek treningowy z taką mocą, że wprawiła go w dość potężny ruch wahadłowy. – To musisz się jeszcze wiele nauczyć. Przechwałkami niczego nie wskórasz.
— Nie kłamię. Jestem jednym z najlepszych ścigających w szko… — dziewczyna roześmiała się przerywając mu i pokiwała z rozbawieniem głową.
— Ty… — zaśmiała się ponownie. – Naprawdę uważasz Quidditch za sport, do którego potrzeba dużej siły fizycznej? – Jej śmiech rozniósł się po całym pomieszczeniu. – Każdy głupi może grać w tą grę – parsknęła. – Wystarczy wiedzieć żeby wrzucić kafel do obręczy, unikać tłuczków, dobrze odbijać kijem i wiedzieć, że zdobycie znicza kończy grę.
— Tłuczka trzeba uniknąć, kafel zdobyć a znicza znaleźć i złapać, do tego potrzeba zwinności, sprytu i refleksu. — Syriusz odleciał po nagłym uderzeniu ponownie lądując na ziemi.
— Coś mówiłeś o zwinności i refleksie ? – zaśmiała się.– Proszę cię – pokiwała głową.—Chcesz zostać pobity przez dziewczynę?
— Nie jesteś taka urocza na jaką wyglądasz – mruknął wstając a ona uśmiechnęła się chłodno. – Czyli Tiara się nie pomyliła wsadzając cię do Slytherinu… Jesteś harpią w ciele niewinnej dziewczyny. – Parsknęła odwracając się i nachyliła nad swoją torbą. Nie chciał jej zaatakować. Chciał tylko pokazać, że i on umie ją zaskoczyć. Rozpędził się, ale usunęła mu się z drogi i wyrył orła w podłogę.
— Zabawny jesteś – oznajmiła podając mu butelkę wody i również usiadła na ziemi. Otwierając swoją i napiła się wyginając się lekko a jej piersi uniosły się przy wdechu delikatnie w górę, za to jej włosy lekko przykleiły się do nieco zgrzanej skóry.
— Lubisz to robić prawda? – zapytał nawet nie wiedząc kiedy wypowiedział te słowa a dziewczyna przestała pić spoglądając na niego z niezrozumieniem.
— Co takiego?
— Drażnić chłopaków – odparł a ona lekko się uśmiechnęła kiwając głową i położyła wodę na ziemi. Zdjęła gumkę do włosów z nadgarstka spinając włosy w kucyk.
— Te same ruchy robi każda dziewczyna, nie moja wina, że wy wszyscy akurat wpatrujecie się we mnie – odparła znudzona. – Dlatego zwykłam przebywać z gejami – westchnęła a on popatrzył na nią zdziwiony. – Oni przynajmniej się nie gapią – oznajmiła i uśmiechnęła się lekko. – Koniec przerwy, jeśli nadal chcesz dokonać tego wyskoku to musisz się wziąć za siebie i ćwiczyć – podniosła się z ziemi – najlepiej zaczynaj dzień od półgodzinnego biegu i jedz mniej mięsa.
— Może jeszcze słodyczy mi zabronisz.
— Nie są wskazane przy diecie – odparła.– Lucjusz się mnie słucha i wygląda całkiem nieźle. – Black zmarszczył brwi wstając. „Świetnie! zostałem porównany do tego dupka… i to ja jestem ten gorszy!”
— Ty przestrzegasz diet i tych innych głupot?
— A na jaką wyglądam? – odpowiedziała pytaniem a on nie odpowiedział. – Wstaję o czwartej rano by do wpół do szóstej biegać.
— To nie jest pół godziny.
— Bo nie jestem nowicjuszem – parsknęła cicho. – Zacznij od zwykłych uderzeń pięściami – poklepała worek dłonią. – Jak z tobą skończę będziesz przeklinał dzień, w którym poprosiłeś mnie o pomoc. – Uśmiechnęła się zimno a on westchnął zaczynając uderzać.

*

„najlepsze chwile życia mijają najszybciej”

*

— Znowu wstajesz tak wcześnie – Syriusz zatrzymał się przy drzwiach i odwrócił w stronę łóżka Lupina. Remus patrzył na niego nieco zaspanym ale w miarę przytomnym wzrokiem.– Powiesz o co chodzi?
— Po prostu chodzę pobiegać – odparł .
— Z Roxane – dodał Remus a Black zmarszczył brwi. – Dorcas nie jest zazdrosna?
— Niby o co? – Mruknął a wilkołak wzruszył ramionami. – Malfoy to tylko znajo…
— Wredna szmata zabierająca mi przyjaciela – oboje spojrzeli na Jamesa, który mruknął to przez sen i wtulił się w poduszkę nadal śpiąc. Black zamknął usta a Remus pokiwał głową.
— Nie mam nic do Roxane. Jest miła i inteligentna. Ale chyba trochę się zagalopowałeś z tą znajomością – ostrzegł go a Black nadal patrzył w Jamesa. – Od dawna lubiłeś Dorcas, nieźle się wam układa, więc nie ma potrzeby by mieszać do tego wszystkiego Roxane.
— Tylko się z nią koleguję! — Syknął nieco agresywniej niż chciał. Remus zamilkł na moment. Syriusz popatrzył na drzwi, i puścił klamkę zdejmując bluzę.
— Co robisz?
— Idę spać – mruknął wracając do łóżka. – W końcu to tylko głupie bieganie – położył się na swoim łóżku. – Też idź spać, rano test z zaklęć – dodał odwracając się na drugi bok i popatrzył w okno gdzie jeszcze było ciemno, nic dziwnego, mieli koniec października „to tylko głupie biegi”.

*


Black czuł pot zlewający się po jego ciele uświadamiając sobie, że boi się wspominać swoje życie.

*


— Dzień dobry! – Syriusz popatrzył na Dorcas uśmiechającą się od ucha do ucha i również się uśmiechnął.
— Dobry – odparł równie uprzejmie i wziął do ust kanapkę z dużą ilością mięsa, którego ostatnimi czasy jadł bardzo mało. Jego wzrok pojechał do stołu Slytherinu gdzie nie było Roxane. Malfoya, Rosiera i Narcyzy, z resztą też jeszcze nie. Co było dziwne, bo zwykli być o tej porze na śniadaniu ale natychmiast popatrzył na buzię swojej dziewczyny, która teraz zajmowała się rozmową z Jamesem na temat zbliżającego się meczu, którą Potter przerwał odwracając wzrok na Remusa, który wszedł do Wielkiej Sali.
— Co ci Luniu? – zagadnął okularnik a ten uśmiechnął się lekko.
— Nic takiego. Syriusz choć na chwilę… McGonagall cię wzywa.
— McGonagall? – powtórzyli zdziwieni jednocześnie Syriusz, Dorcas i James.
— Tak – powiedział szybko i pociągnął go za rękaw. – No choć! – Black wstał nic nie rozumiejąc i poszedł za nim. Remus wyglądał na nieco zdenerwowanego. Poszli w zupełnie innym kierunku niż gabinet McGonagall.
— Remus o co chodzi? – zapytał idąc za przyjacielem. – Lupin czy ty mnie w ogóle słuchasz? Gdzie idziemy? – Wilkołak skręcił i otworzył drzwi jakiejś klasy wchodząc do niej a Syriusz poszedł zaraz za nim i zatrzymał się gwałtownie. Był tu Malfoy, Rosier i Narcyza. Ten pierwszy wyglądał jakby chciał go zabić.— Remus o co…
— Gdzie ona jest? – Syriusz popatrzył na blondyna zdziwiony nie rozumiejąc o co mu chodzi.
— Ale kto?
— A o kogo może mu chodzić? Syriusz nie rób z siebie idioty – mruknęła Narcyza. Black zastygł. „Roxane”
— Gdzie moja siostra?
— A skąd ja to mam wiedzieć?! – Odpowiedział głośniej i bardziej nerwowo. –To twoja siostra.
— Codziennie szliście biegać. Nie wróciła. Więc powtórzę jeszcze raz bo najwyraźniej nie dociera. Gdzie jest Roxane? – serce Syriusza zabiło szybciej „to moja wina”.
— Nie wiem – powiedział, a Lucjusz przymrużył niebezpiecznie oczy.
— Jak to nie wiesz? – warknął – byłeś z nią i tak po prostu ci zniknę…
— Nie byłem – przerwał mu a Malfoy zamilkł. Evan popatrzył na niego zdziwiony a Narcyza zmarszczyła brwi. – Dzisiaj… Zaspałem i nie poszedłem z nią ćwiczyć – zmienił słowa tchórząc. Dostrzegł spojrzenie Remusa ale nic nie powiedział.— Pewnie zaraz wróci – dodał natychmiast i po kilku sekundach uderzył w ścianę.
— Jak coś jej się stało to zabiję jak psa – syknął blondyn odrzucając go na bok i wyszedł z klasy trzaskając drzwiami. Syriusz dyszał ciężko rozmasowując sobie szyję.
— Masz jakiś pomysł gdzie by mogła być? – Chłopak popatrzył na Evana Rosiera, który wciąż znajdował się w klasie razem z Narcyzą. – Im szybciej się znajdzie tym lepiej dla ciebie, więc dobrze się zastanów. Pomożemy ci szukać. – Black wyprostował się patrząc na niego ze zdziwieniem.
— Czemu?
— Bo to siostra mojego kumpla a jej współlokatorka – wskazał Narcyzę a Syriusz zrozumiał już dlaczego Roxane nie znalazła przyjaciółki już po pierwszej nocy. Narcyza nie lubiła ludzi, była aspołeczna i zimna do obcych… Choć do bliskich również. – To jak? – Syriusz zastanowił się przez chwilę.
— Zwykle biega wzdłuż jeziora, obok bijącej wierzby i stadionu do Quidditcha. Jednak tam jest małe prawdopodobieństwo by coś jej się stało. Zwykle utrzymuje duży dystans od tego szurniętego drzewa, a ani na boisku, ani przy jeziorze nie może jej się nic stać…
— Sprawdzimy te miejsca – oznajmił spokojnie Evan podchodząc do wyjścia. – Choć Cissy– Narcyza zeszła z biurka.
— To przez ciebie się zgubiła– rzuciła sucho i wyszła, a Black już chciał rzucić jej jakąś kąśliwą uwagę, ale musiał przyznać, że miała rację… To była jego wina.
— I co robimy? – spytał Remus a Gryfon popatrzył na niego z rezygnacją.
— Nie mam pojęcia – odparł opierając się o ścianę i wypuścił powietrze ze świstem – To moja wina prawda?
— Raczej moja – Black popatrzył na Remusa. – Gdybym ci nie przeszkodził poszedłbyś i wszystko byłoby w porządku… przeze mnie masz teraz nieprzyjemności.
— Nic jej nie będzie. Jest za silna – machnął ręką i zamyślił się. – Mapa – Lupin popatrzył na niego niezbyt rozumnie. – Sprawdzimy na mapie czy jest w szkole – wyjaśnił a Lupin przytaknął ale po chwili zmarszczył brwi.
— Teraz ma ją James.
— To ją nam da.
— Przecież wiesz, że z tym mamy problem. Nie chciałem żeby wiedział o Roxane bo robi potem awantury .
— Wolę awantury niż zabicie przez Malfoya! –syknął wychodząc z pomieszczenia „czemu to wszystko mnie tak boli?” zapytał opuszczając klasę i skierował się w stronę Wielkiej Sali gdzie pewnie jeszcze jest James. „Tylko jak ja się wytłumaczę Dorcas?” pomyślał idąc w górę schodów. Remus go dogonił idąc razem z nim. – Przepraszam za ten wybuch. Mam dzisiaj zły dzień.
— W porządku – uśmiechnął się chłopak. – Tak swoją drogą, Malfoy jest bardzo przejęty jej nieobecnością. Muszą być ze sobą bardzo zżyci jako rodzeństwo… — Black zatrzymał się a Remus również to robił patrząc na niego z obawą. Black wyglądał na rozbawionego. — Syriusz?
— Ten gówniarz – syknął a Lupin zamrugał zdziwiony. – Wiem gdzie jest Roxane – odwrócił się zawracając, a Lupin za nim pobiegł, teraz to on nic nie rozumiał.
— Wiesz? Ale przecież mówiłeś, że nie…
— Zapomniałem o osobie, z którą była na balu.
— Jakim balu?
— Urodzinowym mojego wuja – rzucił sucho przyspieszając i pobiegł w stronę Wieży Astronomicznej. Ten bachor zawsze lubił gapić się w niebo… Roxane z resztą też… a dziś w nocy był deszcz spadających gwiazd więc…
Syriusz wbiegł po schodach w górę zatrzymując się i odetchnął z ulgą, chwilę później również Remus wszedł po schodach na górę i stanął patrząc ze zdziwieniem na dwójkę pogrążonych w śnie Ślizgonów. — Gapili się w gwiazdy całą noc – pokiwał głową Syriusz podchodząc do dwójki – Śpiące Królewny pobudka! – krzyknął a Regulus natychmiast otworzył oczy rozglądając się dookoła i zamarł patrząc w Syriusza. Roxane za to tylko lekko zmarszczyła brwi i powoli otworzyła oczy
— Przyspaliś…my? – zakończyła kiedy jej wzrok padł na starszego Blacka.
— No nareszcie – mruknął Syriusz wyjmując do niej rękę i pomógł wstać .– Twój brat szaleje i chce mnie zabić bo nie wróciłaś po bieganiu…
— Nie przyszedłeś – powiedziała patrząc na niego. – Dlaczego?
— Zaspałem – powiedział szybko i odwrócił się kierując do schodów.– Wracaj się przebrać i pokaż się braciszkowi. Nie chcę mieć kłopotów…
— Nie przyszedłeś bo Potter ci czegoś nagadał – Black zatrzymał się mordując brata wzrokiem. Ten również już stał na nogach i nie wyglądał na przestraszonego. Raczej rozbawionego. – Boisz się jej powiedzieć prawdę?
— Mówię ją – syknął a ten parsknął. – A ty gówniarzu nie wtykaj nosa w nie swoje sprawy.
— Czyli jednak ma racje – Roxane na niego popatrzyła .– Nie mówisz mi prawdy – dodała.– W końcu po co byś mu groził gdyby się mylił? – „pieprzony gówniarz!” – Chodzi o Meadows, tak?
— Co? – powiedział głupio a ona pokiwała głową.
— W końcu to takie prymitywne – prychnęła cicho. – Jest zazdrosna o to, że lepiej się dogadujemy – wyjęła różdżkę i machnęła nią w siebie a jej, twarz przykrył delikatny makijaż za to włosy zostały wyczesane i błyszczały w słońcu .– Uważa, że chcę z tobą…?
— Nie jesteś dla niej konkurencją, więc nie ma powodu by czuć zazdrość – powiedział ponuro a dziewczyna zatrzymała się patrząc mu w oczy z szokiem. Nie miał tego na myśli… Popatrzył na Remusa szukając ratunku, ale ten pokiwał głową. Regulus prychnął patrząc na niego chłodno a on znów popatrzył na Roxane. – W końcu nic nas nie łączy – „co ty gadasz idioto!” jej oczy błysnęły. – Jesteś tylko ślizgonką, która przyczepiła się sądząc, że jeśli działa na mnie twoja magia to będę robił co zechcesz. Głupia! Poleciałem tylko na twój wygląd! – Wiedział że to zrobi. Dostatecznie ją zdenerwował, nie miał pojęcia czemu to wypowiedział ale obecność Regulusa sprawiała, że nie był sobą, że zmieniał się w bestię nienawidzącą wszystkiego i wszystkich… Że musi wyładować złość nawet jeśli wmawia sobie i komuś same kłamstwa. Chwycił się za policzek, który strasznie go piekł patrząc w jej załzawione oczy i opamiętał się, ale ona już odeszła.
— Należą ci się Gratulacje braciszku – zaakcentował zimno Regulus wymijając go. – Teraz Potter na pewno już będzie zadowolony prawda? Roxane się do was nie zbliży, tego możesz być pewien – powiedział spokojnie i odszedł zostawiając dwójkę gryfonów samych na wieży Astronomicznej.
— Zadowolony – powtórzył Black słowa swojego brata głuchym głosem trzymając się swojego policzka a Remus posmutniał.– Teraz skupię się tylko na Dorcas… I wszystko wróci do normy…

*


Będąc z Dorcas sam na sam sądził, że to głupie uczucie opuści jego żołądek. Że będzie czuł tylko radość i podniecenie, a nie poczucie winy i smutek… Mimo, iż Dorcas wiła się i bardzo pociągająco jęczała nie umiał skupić na niej swoich myśli. Patrząc w jej piękne orzechowe oczy widział łzy w tych błękitnych…
— Meadows doszłabyś o wiele szybciej gdybyś wciąż do niego nie gadała – Odezwała się Narcyza, a dwójka nastolatków przerwała wykonywaną czynność zastygając, a następnie chłopak zostawił dziewczynę i odskoczyli od siebie na odległość dwóch metrów, spoglądając na blondynkę z szokiem . Narcyza uśmiechnęła się chłodno patrząc na nich a potem pokiwała gorliwie głową, a jej oczy błysnęły z obrzydzenia kiedy jej wzrok pojechał na dziewczynę próbującą zakryć swoją nagość.
— Długo tu jesteś? – wyjąkała brunetka a dziewczyna posłała jej chłodny uśmiech. Syriusz naciągał w górę spodnie, czując się jakby ktoś uderzył go w twarz.
— Wystarczająco długo by wiedzieć, że albo z tobą, albo z moim kuzynkiem, jest coś nie tak. Nie podniecasz go? Ciekawe dlaczego – ziewnęła ze znudzeniem a dziewczyna wytrzeszczyła na nią oczy — ten brzuch pijaka i rozstępy mówią same za siebie – uśmiechnęła się chłodno. Syriusz przymrużył niebezpiecznie powieki.  Narcyza była zbyt ostra w opisie.
— Wyjdź – powiedział ostro wstając, na co ślizgonka prychnęła.
— Bo ty tak mówisz? – zaśmiała się. – Nie bądź zabawny. Chcę się z wami podroczyć i…
— Jesteś dziewicą więc nie masz pojęcia o seksie! – Przerwał jej nieprzyjemnie a ona pozostała niewzruszona.
— Skąd ta pewność?
— Bo się trzymasz reguł – powiedział pewnie chłopak – z resztą, kto by cię chciał?— wiedział, że sam siebie oszukuje. Tym bardziej, że pamiętał swoje słowa gdzie to porównywał ją do Afrodyty i Ateny, dwóch najpiękniejszych bogiń greckich.
            — Mój narzeczony. – niespodziewanie odezwała się Meadows chyba nie zdając sobie sprawy z tego co powiedziała, a oboje Black na nią spojrzeli z szokiem. Z twarzy Syriusza odpłynęła cała krew a nogi lekko się zatrzęsły … zbyt wiele nieprzyjemności przeżył dzisiejszego dnia. Najpierw stracił Roxane a teraz Dorcas którą kochał od zawsze…
— Twój...  Kto? – ledwo co powiedział to słowo – Że niby kto?! – Powtórzył zimniej a dziewczyna wytrzeszczyła na niego wystraszone oczy najwyraźniej uświadamiając sobie. że miała tego nie mówić..
— Narzeczony – wydukała .– R… Rosier – wyszeptała a teraz oboje Blacków wyglądało jakby ktoś oblał ich zimną wodą.  To był koniec. W tej chwili Syriusz załamał się całkowicie…

*


„Jestem idiotą” pomyślał przewracając się na plecy i popatrzył w sufit ciemnego pokoju „ jak można tak bardzo siebie zranić przez głupotę?” spytał zaciskając usta w cienką linię „po co tacy głupcy żyją?”

*


Kolejny głupi bal bożonarodzeniowy w rezydencji jego kuzynek, kolejne głupie przyjęcie na którym musi się pojawić i znosić ludzi których nienawidzi. Zawsze robili mu to w święta. Kazali wracać do domu bo inaczej odetną kieszonkowe, które jest mu bardzo potrzebne do funkcjonowania. Musi pić alkohol i palić fajki, bez nich oszalałby w tej popapranej rodzinie.

Syriusz wziął łyk ognistej przyglądając się ludziom znajdującym się w Sali i uśmiechnął zimno :„otaczają mnie pieprzeni aktorzy” stwierdził widząc uśmiechniętą Samantę Goyle, która dwa dni temu poroniła, albo patrząc na swojego wuja Henryka rozmawiającego z Zabinim dla którego była żona wuja go zdradziła.
— Nadal sam? – Zmarszczył brwi słysząc ten uprzejmy głos obok siebie.
— A ty nadal w „wolnym związku”? – odpowiedział pytaniem. Rudolphus zaśmiał się lekko, przytakując. – Jesteście głupi.
— Słyszałem co nawyprawiałeś z Malfoy. Więc kto tu jest głupi? – Zapytał. Black prychnął
— Mój braciszek ci na kablował? – Rudi pokiwał głową przez co chłopak zmarszczył brwi – W takim razie kto?
— Ja słyszałem od mojego brata. Skąd on to wie nie mam pojęcia – wzruszył ramionami – Czyli jej nie lubisz?
— Jest Ślizgonką i Malfoy. To wystarczy na odpowiedź – skłamał ale wiedział, że ten mu nie uwierzył. Rudolphus był jedyną osobą będącą… Blisko jego rodziny i byłym ślizgonem, którego obecność znosił z takim spokojem i nawet się do niego odzywał. Z zachowania nawet czasem przypominał mu Remusa tylko nieco zabawniejszego. Był jak kuzyn albo starszy brat, którego Syriuszowi było potrzeba i do czego się nigdy nie przyznał nawet przed samym sobą.
— Widziałeś ją dzisiaj? – zagadnął a Black pokiwał głową .– A ja tak – dodał powoli przeciągając słowa a oczy Syriusza błysnęły choć udał niezainteresowanego, miał okazję z nią porozmawiać, mimo iż ona pewnie nie będzie chciała tego zrobić z nim. W końcu nie rozmawiała z nim od czasu wydarzenia na dachu, prawie dwa miesiące temu. – Z twoim bratem – dodał jakby od niechcenia a Black zmarszczył brwi, ten mały szczyl ponownie kręcił z Roxane.
— Co to ma do rzeczy? – Mruknął. – Narcyza ma wyjść za Malfoya. Więc i tak jest już spalona… Nie żeby mnie to obchodziło – dodał zimniej a Lestrange zaśmiał się dźwięcznie.
— Oj Syriusz, Syriusz. Czasem tak sobie myślę, że mam dwóch młodszych braci – uśmiechnął się a jego wzrok pojechał gdzieś w stronę schodów on też tam popatrzył widząc Narcyzę schodzącą po nich w długiej, koronkowej i dość odważnej sukience prześwitującej w wielu miejscach zasłaniając jedynie te najintymniejsze punkty. – Wygląda uroczo – głos Rudolphusa wyciągnął gryfona z zamyślenia. Starszy uśmiechnął się nadal patrząc na dziewczynę – i ta biała cera – uśmiechnął się blado. – Nie lubisz Lucjusza co? – zagadnął a Syriusz parsknął.
— Nie znoszę
— A jednak chcesz mu oddać swoją kuzynkę. – Black zamrugał a ten się zaśmiał lekko –Po śmierci ojca sióstr Black jesteś najstarszym mężczyzną ze swojego rodu. A co za tym idzie. Obowiązek błogosławieństwa przechodzi na ciebie.
— Niby czego? – wytrzeszczył na niego oczy a tamten zaśmiał się lekko. – Nie mam zamiaru robić czegoś tak upokarzającego.
— To nawet zabawne – zaśmiał się lekko. – Kiedy mi to powiedziano po śmierci mojego ojca myślałem, że się zabiję. A prosił mnie o błogosławieństwo dla kuzynki dwanaście lat starszy facet, więc sobie wyobraź jak dziwnie się czułem. – Uśmiechnął się lekko. – Choć wątpię by Lucjusz poszedł cię prosić o jej rękę skoro wszystko zostało ustalone tuż przed śmiercią jej ojca— powiedział spokojnie. – Jednak jeśli nie chcesz żeby się z nią ożenił to wystarczy, że zerwiesz ten irracjonalny pakt rodów.
— Mogę?
— Oczywiście – zaśmiał się lekko. – I cię nie wydziedziczą ani nie wyrzucą z domu, bo w końcu jesteś teraz głową rodziny. Głównie dzięki temu mogłem zerwać moje zaręczyny z Bellą – popatrzył na swoją byłą narzeczoną, która sączyła powoli wino obserwując uważnie swoją siostrę. – Więc w sumie możesz odmienić los Narcyzy jeśli tylko będziesz miał taki kaprys. – Zaśmiał się a Syriusz popatrzył na kuzynkę i Malfoya, który do niej podszedł uśmiechając się czarująco.
— Ona go nawet nie lubi – powiedział a Lestrange wzruszył ramionami. – Chociaż on ją tak… a przynajmniej na to wygląda.
— To prawda – oznajmił spokojnie Rudolphus. – Malfoy bardzo się stara chociaż nie jest to takie łatwe przy Evanie.
— Co Rosier nadal on niej chce – warknął zaciskając palce na szklance z whisky a jego oczy pociemniały ze złości. –Już wystarczająco jej zaszkodził…
— Tobie zresztą też – przerwał mu a Syriusz zacisnął usta w cienką linię. – Ale wiesz… Jeśli chodzi o Lucjusza to jest raczej pewne, że nigdy nie zrobi jej krzywdy.
— Skąd ta pewność?
— Znam go już dość długi czas i mogę powiedzieć bez obawy, że się nie mylę – oznajmił a Black znów popatrzył na Malfoya, który gdzieś prowadził Narcyzę. – Oj – zaśmiał się lekko Lestrange. — Na mnie już czas. Bella chyba chce kogoś zabić – zażartował idąc w kierunku Bellatrix, która z mordem w oczach poszła za Narcyzą i Lucjuszem.
Pokiwał głową uśmiechając się przelotnie i wypił na jednym chłyście zawartość swojej szklanki, która znów się napełniła złocistym płynem.
— Chyba nie lubisz swojej rodziny – usłyszał obok siebie i drgnął, już słyszał kiedyś te słowa, jego wzrok pojechał do Roxane stojącej obok i patrzącej przed siebie, była ubrana w długą granatową kreację z wszytymi diamentami przy pasie i również prześwitującą w wielu miejscach, włosy miała spięte w pięknego koka a twarz delikatnie pomalowaną. Jedynie krwiście czerwone usta mówiły, że nie jest taka niewinna na jaką wygląda. Nie potrzebowała tak wielkiej ilości kolczyków i też ich nie miała, ani na uszach ani w wardze ani na łuku brwiowym.
— Roxane ja…
— Nie ma o czym mówić – oznajmiła spokojnie i napiła się wina ze swojego kieliszka – Remus mi powiedział prawdę.— Syriusz popatrzył na nią zdziwiony. – I naprawdę przykro mi z powodu Dorcas – dodała a Black zamrugał widzą na jej twarzy smutek.
— Czyli między nami zgoda?— Przytaknęła, on uśmiechnął się lekko ale ona nadal była zmartwiona.
— Żal mi Narcyzy – powiedziała. Musiał przyznać, że się z nią zgodzi. Cissy zawsze obrywało się najbardziej… Tak miała od urodzenia i od chwili, kiedy ojciec obarczył ją winą za śmierci jej matki. Zawsze robił jej na złość, nawet rzucał a nią zaklęciami niewybaczalnymi. Do tego Syriusz wcale nie był do niej milszy… No i ta sprawa z Rosierem… Ale nie przyznał się nigdy do tego, że to go martwi. Narcyza była jego kuzynką… I nie znosił jej tylko z tego powodu. – Mój braciszek z resztą też nie ma najłatwiej – zamilkła a on zrozumiał. Malfoy przyjaźnił się z Rosierem i tak jak Rosier jest zabujany w Narcyzie nie do opamiętania. Narcyza mówiła, że ją ostrzegał, czyli wiedział dokładnie o tym co robi Rosier… Sam musiał mu o tym mówić i zwierzać się z uczuć do Cissy i Dorcas przez co Malfoy wiedząc, że Narcyza kocha Evana po prostu dawał mu wolną rękę, mimo iż nie umiał patrzeć jak jego przyjaciel mydli oczy Narcyzie jednocześnie zdradzając ją z osobą, która była dla Syriusza tak bardzo ważna. – Może się jeszcze do niego przekona – uśmiechnęła się blado a on popatrzył przed siebie skąd Rudolphus przeprowadzał rozwścieczoną Bellatrix na rękach przez jakiś korytarz. Nikt poza nim i Roxane najwyraźniej tego nie zauważyli zajęci przyjęciem za to Black i Malfoy parsknęli rozbawieni. – Bella nie lubi mojego brata – zaśmiała się lekko. – Ale on wcale nie jest taki zły za jakiego ludzie go mają – wzruszyła ramionami ale po sekundzie zastygła patrząc przed siebie. – Co on tu… — Syriusz popatrzył tam gdzie ona. Evan Rosier stał przy wejściu rozglądając się po wszystkich. – Był zaproszony?
— Wątpię… Roxane zaczekaj – chwycił jej rękę a ona się zatrzymała. Black również zastygł i szybko ją puścił. – Przepraszam. – Wydukał patrząc jak blondyn pyta o coś jego matkę. – Ale to nie jest za dobry pomysł – oznajmił patrząc jak Evan kieruje się do korytarza gdzie zniknęła Narcyza z Lucjuszem.
— Nie obchodzi mnie to – mruknęła idąc w tamtym kierunku a Syriusz również za nią pobiegł. Przeszli przez tłum a następnie pusty korytarz stając przy ostatnich drzwiach, które prowadziły do sali z fortepianem, czyli pokoju gdzie jako dzieci najwięcej czasu spędzała Narcyza, chcąc aby jej tata był z niej dumny. Dziewczyna przystanęła biorąc wdech jednak w chwili gdy miała nacisnąć klamkę drzwi się otworzyły. – Lucjusz? –Jego wzrok pojechał na Syriusza a chwilę później wyminął ich i odszedł. – Lucjusz! – Odwróciła się idąc za bratem. – Co ty robisz? Braciszku zaczekaj! –Black popatrzył do pokoju gdzie klęczał Rosier mówiąc do Narcyzy wiele rzeczy, że ją kocha, że przeprasza, że nie powinien jej okłamywać, żeby za niego wyszła…
— Cissy błagam – poprosił wstając i chwycił jej dłonie najwyraźniej nie zauważyli Syriusza. – Błagam choć ze mną. Będziemy razem. Tak jak chciałaś. — „Narcyza nigdy nie ma tego czego chce” przeszło mu przez myśl patrząc na kuzynkę, która zdawała się nie wiedzieć co zrobić. – Lucjusz zrozumie. Nie jest zły. Chce żebyśmy byli szczęśliwi. Przecież wiesz, że cię kocham.
— Brednie – prychnął Syriusz nawet nie wiedząc kiedy to zrobił, a dziewczyna szybko odsunęła się od blondyna patrząc na kuzyna, który zamknął drzwi i do nich podszedł. – Kochasz? Nie rozśmieszaj mnie – warknął. – Trzy dni temu byłeś z Dorcas na zakupach bożonarodzeniowych a teraz wmawiasz jej – wskazał dłonią Narcyzę, której oczy zabłysnęły łzami— że ją kochasz?! Nie sądziłem, że jesteś aż tak głupi –spiorunował go wzrokiem. – I wiesz co? Zmuszę was do tego, że Cissy nie będzie mogła z tobą być nawet jeśli będzie chciała to zrobić – powiedział mściwie a blondynka popatrzyła na niego z szokiem. – Jeśli to zrobi, wydziedziczę ją – uśmiechnął się zimno a Evan zamarł. – Coś nie tak? Jakoś mina ci zrzedła – zmierzył go wzrokiem. – Żona z takim tytułem to problem skoro ją kochasz? – pokiwał głową. – Widzisz, to nie jest miłość Cissy – oznajmił patrząc w oczy Rosiera. – Gdyby cię kochał ten szczegół nie miałby znaczenia. Chcesz coś dodać? – warknął a blondyn opuścił wzrok na podłogę. – Więc nie masz po co tu być. Stworek rusz dupę – warknął a kilka chwil później pojawiło się szkaradne niskie stworzonko, które chwyciło Rosiera za nogawkę i po sekundzie zniknął razem z nim z pomieszczenia.
— Nie musiałeś…
— Wiem, że musiałem – przerwał jej i na nią spojrzał, wyglądała koszmarnie z rozmazanym makijażem. – Nie wydziedziczę cię bo za dużo już się nacierpiałaś przez tą chorą rodzinę – przewrócił oczami a ona na niego spojrzała.— Ale za Malfoya też nie musisz wychodzić, zerwę ten pakt jako głowa rodu – pokiwała głową przez co zamilkł. – Nie chcesz sama sobie kogoś wybrać?
— Jedyny kandydat właśnie zniknął – mruknęła zimno patrząc w podłogę. – Już mówiłam. Malfoy przynajmniej jest szczery – powtórzyła swoje słowa sprzed dwóch miesięcy. – I chyba naprawdę mnie lubi – dodała wyjmując różdżkę i poprawiła makijaż. – A jeśli tak jest to nie mam więcej życzeń – powiedziała spokojnie. – Wiem, że mnie nienawidzisz, ale i tak dziękuję za to co zrobiłeś… Jestem chyba nadal tylko małą naiwną Cissy – parsknął cicho przypominając sobie jak ją tak kiedyś nazywał, gdy zrobiła coś niemądrego. – Gdyby nie ty to pewnie bym się dała przekonać…
— Idź do niego. Wybaczy ci bez problemu
— Nie jestem tego pewna.
— Tylko się zawahałaś. Każdy przeżywa w życiu taki moment, więc to normalne. Nie wspominaj o mnie tylko powiedz, że sama wybrałaś co dla ciebie lepsze... Czy coś w tym stylu – poprawił marynarkę. – Jestem pewien, że uwierzy – rzucił sucho a ona przytaknęła następnie wychodząc z pokoju i zamknęła za sobą drzwi.

*


„Zawahać się a uciec to dwie różne rzeczy”

*


—Pogodzili się – oznajmiła Roxane wchodząc do pokoju z fortepianem, było to pomieszczenie którego jedna ściana była całkowicie szklana, pokazywała ona uśpiony ogród w mroku nocy a płatki śniegu mieniły się w nim opadając powoli na ziemię by tam połączyć się w kształtną białą zaspę. – Ciemno tutaj – oznajmiła podchodząc do Syriusza, który wpatrywał się w śnieg. – Piękny – szepnęła cicho. —W moim regionie na zimę rzadko pada śnieg, zwykle to deszcz i nie jest wcale ładny – wyjaśniła, a on na nią spojrzał i uśmiechnął się lekko. – Dlatego widząc to wspaniałe zjawisko zawsze się cieszę. To mnie uspokaja – westchnęła cicho i podeszła do okna. – Wiesz jak zabawnie było kiedy Cissy podeszła do Lucjusza? – zagadnęła a chłopak na nią spojrzał. – Zbieg okoliczności. Chciała z nim porozmawiać, ale w tym momencie ktoś krzyknął, że stoją pod jemiołą – zaśmiała się lekko. – Więc nie mieli wyboru – Black pokiwał głową wyobrażając sobie zdziwioną i zakłopotaną minę Narcyzy kiedy ten ktoś krzyknął. A Syriusz chyba nawet wiedział kto jest tak dowcipny by to zrobić. Barty Crouch Junior, czyli dziesięcioletni syn Bartyego Croucha, będącego zarządcą w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów.
— Jemioła mówisz – powtórzył patrząc w sufit gdzie i nad nimi wisiała jedna gałązka. Black domyślił się, że był to pomysł Rudolphusa, który zawsze i wszędzie chce mieć okazję do całowania i pieprzenia jego kuzynki, a święta to idealna pora, gdzie może zwalać winę na jemiołę, a nie swoje niewyżycie seksualne. W końcu robił tak co roku. – Ciekawe czemu akurat ona – zamyślił się i lekko uśmiechnął. Zawsze chciał to zrobić... Pochylił się nad Roxane całując w usta jednocześnie przyciągając ją nieco bliżej siebie. Nie umiał się oprzeć, musząc pogłębić pieszczotę, czasem zastanawiał się jaka jest… Jak smakuje i całuje. Jak wygląda seks z nią… Nie opierała się, co go zdziwiło, ale nie myślał o tym zjeżdżając prawą dłonią niżej jej pleców by położyć go na pośladkach i naparł na nią mocniej by jej piersi przylgnęły do jego klatki piersiowej. Nie zastanawiał się nad tym co robi i szczerze mówiąc nie obchodziło go to. Zwykł żyć chwilą i to właśnie była jedna z tych, które dawały mu radość. Jej ręce przewiesiły się przez jego szyję, a usta lekko rozsunęły dając mu jeszcze bardziej pogłębić pieszczotą. Splótł ich języki w tańcu, a dziewczyna lekko się zarumieniła kiedy zacisnął dłoń na jej pośladku, ale nie przerwała czynności. Trwali tak do momentu, aż zabrakło im oddechu i się od siebie oderwali. Dziewczyna oddychała szybko a jego serce biło jak szalone, dopiero teraz wszystkie myśli się poukładały.
— To nie miało miejsca – powiedziała szybko a on poparł ją i natychmiast skierowali się do wyjścia, ale ona zatrzymała się nagle przez co na nią wpadł przypierając do drzwi ale szybko się odsunął ale ona na niego patrzyła. – Masz moją szminkę — Black szybko przetarł usta dłonią tam i z powrotem.
— Jeszcze? – pokiwała głową i szybko odwróciła się otwierając drzwi i wyszła z pomieszczenia a on zaraz za nią.

*


Black uśmiechnął się gorzko przypominając sobie kolejne lata w tej dziwnej przyjaźni. Na co dzień spokojni i zdystansowani, a w różne święta głupi i niezrównoważeni, całujący się pomimo tego, iż Narcyza z Lucjuszem się pobrali i są teraz w trzecim stopniu rodziną, flirtujący ze sobą nie zwracając uwagi na to, że jego kuzynka spodziewała się dziecka brata Roxane. Ciągnęli to przez prawie sześć lat, które przeszły im przez palce nie wiadomo kiedy.

*


Syriusz wstał z łóżka patrząc na jeszcze śpiącą Roxane. Odszukał po ziemi bokserki, spodnie i swoją koszulę, a także czarny płaszcz zaczynając się szybko ubierać. Wiedział, że go szukają, ona z resztą też. Twierdzą, że zdradził Jamesa i Lily. Jak mogli go posądzić o coś takiego?! Krzyczał cały czas w myślach a łzy napływały mu do oczu kiedy tylko przez myśl mu przechodziły te słowa. „To był mój przyjaciel!” Syknął ze złością, zapinając byle jak guziki płaszcza i otworzył okno, a po chwili usłyszał natarczywe pukanie do drzwi.
Zeskoczył. I szybko zbiegł po dachu na dół jednocześnie zamieniając się w psa. Usłyszał wywarzanie drzwi i podniesione głosy. Szybko czmychnął za jakiś krzak obserwując wydarzenia dziejące się w środku. Auroży rozglądali się po apartamencie a kilku stanęło w pokoju, z którego moment temu wyskoczył. Coś krzyczeli i mierzyli różdżkami. Black wiedział, że mierzą nimi w Roxane, cofnął się do tyłu. Zobaczył Kingsleya również wchodzącego do pokoju ale nie wiedział co potem się działo bo wycofał się i uciekł… Jak ostatni tchórz.

*

Były gryfon dotknął swojej szyi przecierając znaki tatuażu z Azkabanu. Jego numer seryjny. Numer osoby mającej tam zginąć. Krzyk znów rozbrzmiał w jego uszach, tak głośny i pełen cierpienia… i goryczy.

*

— Wiele osób zdradziłeś co śmieciu? – zaśmiał się strażnik zamykając go w celi. – Najpierw Potterów. Potem Pettigrew, a na końcu swoją przyjaciółeczkę – Black nie odpowiedział patrząc w miejsce gdzie miał spędzić dożywocie. Było bardzo ciasne i wilgotne, na ścianie znajdowała się zaschnięta krew a miejsce, w którym miał spać wyglądało jak wielka kupa mchu. – A wiesz, że jest ona tuż obok ciebie? – Zagadnął opierając się o ścianę kiedy tylko zamknął drzwi dzielące go od Blacka. Syriusz zastygł. Kingsley mówił, że wysłali ją do U.S.A. by była bezpieczna. – Oj tak. Śliczna dziewczyna tak w ogóle. To siostra Lucjusza Malfoya prawda? – Czuł jak strażnik uśmiecha się zimno. – Niestety jej brat się wybronił. Mało kto wie jakim cudem, ale to już inna bajka – parsknął. – Nie odpowiada jak się o tobie mówi, wiesz? – Zaśmiał się lekko. – W ogóle rzadko odpowiada na jakieś pytania, odkąd tutaj trafiła kilka tygodni temu – ziewnął. – Biedna… Tak ją już sponiewierali, że mała problem wstać na kolejne przesłuchanie – powiedział tonem, który w ogóle nie wskazywał na to, że jest mu przykro. – Wiesz o co mi chodzi zawszony kundlu? – Zagadnął a Syriusz nadal wpatrywał się w podłogę robiąc przy tym wielkie oczy. – O jej delikatne ciałko, które nie przyjmowało po dobroci wielkości poniektórych strażników – serce Blacka stanęło. – I które nadal tego nie robi bo jest Wilą – zaśmiał się lekko. – A one stają w czasie, gdy przydarza się coś zadającego im  jednocześnie ból psychiczny i fizyczny…  Nie zestarzeje się, a jej piękno nie ucierpi zewnętrznie – zaśmiał się zimno. – Wieczorem usłyszysz arię wspaniałych dźwięków, więc lepiej się do tego przygotuj Black. To sprawi, że będziesz prosił o śmierć – zaśmiał się odpychając od drzwi jego celi i odszedł. Syriusz upadł na kolana nie umiejąc utrzymać się na nogach. Roxane zamknięta a Azkabanie?! Za co!? – zamknął oczy , które wcześniej zabłysły łzami „to moja wina” powiedział do siebie „to wszystko moja wina”.

*


Krzyki, Ból, Cierpienie, Płacz, Błaganie o śmierć. Syriusz siedział skulony w swojej celi i zatykał uszy, dzień w dzień było to samo. Codziennie dręczono go psychicznie. Zadawali jej ból. Celowo ją upokarzali i gwałcili, bili i dawali jej kary jeśli jest nieposłuszna. Każdego dnia słyszał jej krzyk i rechoty oprawców. Słyszał nawet słowa. 
„Gdzie jest twój chłopak co?” , „Mała Roxane płacze… Rozweselimy cię” , „Ty bierzesz usta, ja cipę a on dupę. Będziesz w siódmym niebie dziwko”. 
Nie odpowiadała nigdy, co ich bardzo złościło i krzywdzili ją dwa razy mocniej. To trwało pięć miesięcy. Po tym czasie przestała krzyczeć. To ucichło tak nagle mimo, iż oni nadal przychodzili i robili to samo. Syriusz nie wiedział co to ma do rzeczy, ale zamilkła tego samego dnia, którego Bellatrix, Rudolphus, Rabastian i ten szczeniak Crouch trafili do więzienia. Strażnik go o tym poinformował, mówiąc coś o zjeździe rodzinnym w Azkabanie. I mimo, iż Roxane nie odzywała się na zadawane jej czynności Syriusz wiedział, że cierpi. Wiedział, że to jego wina, a jej wrzak, utknął w jego głowie i  nie dawał mu zasnąć. Postanowił, że jeśli kiedykolwiek stąd ucieknie, zabierze ją. I może go nienawidzi ale uciekną razem… Po trzynastu latach zdołał uciec. Jednak sam…
Znów stchórzył i uciekł zostawiając ją z tym wszystkim samą. Kiedy Remus o niej wspomniał przytaknął na stwierdzenie, że wyjechała do stanów kilka tygodni przed śmiercią Jamesa. Unikał tematów z nią związanych do dzisiejszego dnia gdzie musiał w końcu wyznać prawdę.
Syriusz otworzył oczy gwałtownie siadając. Po rozmowie z Remusem kamień spadł mu z serca, Lupin wysłuchał go i pocieszył a nawet powiedział, że u niej wszystko w porządku i że jest w miejscu gdzie z całą pewnością żyje tak jak kiedyś. Black cieszył się, że żyje i już nie jest w Azkabanie. Nie wiedział jak się wydostała, ale to nie miało znaczenia. W tej chwili czuł spokój z tego, że przeżyła. Może go nienawidziła. Wcale jej się nie dziwił. Ale chciałby ją jeszcze kiedyś zobaczyć za swojego brudnego życia. Bo jej widok zawsze sprawiał, że się uspokajał. Jego serce biło jak zwariowane, a w brzuchu rozlewał się ciepły płyn dający ukojenie. Nie wiedział jak to nazwać, ale kiedyś jak jeszcze był dzieckiem Regulus wyczytał w jakieś książce, że to miłość. Wtedy Black go wyśmiał, ale teraz był tutaj sam. Nie było Regulusa ani Belli, nie mógł pogadać z Andromedą ani zadręczać Narcyzy. Teraz leżał w pokoju, który zawsze zajmował przyjeżdżając do kuzynek, całkiem sam… Był tu tylko on i skrzat, którego Rudolphus mu zostawił pod opieką kiedy wyjeżdżał po raz pierwszy do swojej rezydencji we Francji. Nie rozumiał go, ani córki Narcyzy. Dlaczego chcieli by przeżył? Zasługiwał na śmierć. A jednak żył w tym zwariowanym świecie nie umiejąc znaleźć sobie na nim miejsca. Kiedyś żył chwilą i patrzył na życie jak na grę. Teraz chciał się uspokoić i znaleźć w końcu drogę, którą powinien podążyć. Jednak ścieżka ta musi być z dala od Harry’ego. To był jedyny warunek umowy, którą zawarł z tą dziewczynką przez Lestrangea. Jedyny najprostszy, i jedyny najtrudniejszy do spełnienia. Spojrzał na zegar. Była czwarta nad ranem.
Mężczyzna podniósł się z łóżka i poprawił swoje szaty, następnie wychodząc z pomieszczenia. Musiał sprawdzić czy to prawda. Przeszedł przez uśpiony w mroku korytarz następnie schodząc po schodach i minął miejsce, w którym spotkał Remusa.
— Brzydula – mruknął uderzając o drzwi komórki pod schodami, w której zwykła się chować skrzatka domowa Lestrangea, która rzadko kiedy była jakimkolwiek pożytkiem do Syriusza. Będąc usłużną zasadniczo tylko wtedy gdy Black chciał się schlać. I Animag był wręcz pewien, że właśnie tak nakazał jej Rudolphus. Stworzonko otworzyło powoli drzwiczki i podniosło wzrok na Syriusza nieco marszcząc swój kulfoniasty nos.
— Tak Panie? – Ukłoniła się usłużnie a ten przewrócił jedynie oczami. – Czego Pan sobie życzy?
— Przenieś mnie w miejsce gdzie jest aktualnie Roxane Malfoy – oznajmił wyjmując do niej dłoń i odwrócił wzrok, nie lubił dotyku tych małych lepkich rączek.
— Brzydula nie może tego zrobić – Black spojrzał na nią, a w jego oczach zabłysnął ogień, jednak to nie sprawiło, że stworzonko się go bało. Nic dziwnego, należał do Lestrangeów. Musiało być traktowane o wiele gorzej, dlatego też coś takiego nie robi na nim wrażenia. – Brzydula słucha się pana Rudolphusa. A pan Rudolphus powiedział, że pan musi sam ją odnaleźć.
— Kretyn – mruknął odsuwając się i wziął głęboki wdech by się opanować. Po czym jego wzrok pojechał do drzwi, i przypomniał sobie swoją ostatnią rozmowę z Lestrangem. – Mała dziewczynka – powtórzył cicho i zastanowił się przez chwilę. Czy aby na pewno był gotów by się z nią spotkać. Spojrzał na Brzydulę, która wciąż stała w pół ukłonie i uśmiechnął się chłodno, znów wyjmując do niej dłoń. – W takim razie przenieś mnie w miejsce gdzie znajduje się Cassandra Malfoy – Skrzat natychmiast wykonał polecenie.

*


Mężczyzna rozejrzał się po miejscu do którego trafił. Wyglądało całkowicie jak szpital... To był szpital. Spojrzał na szybę naprzeciwko i zrobił krok do przodu spoglądając szpitalne okno.. Ujrzał bladą dziewczynkę siedzącą w łóżku i czytającą książkę. Nie miał wątpliwości, że to Cassandra. Zdawała się być bardzo krucha i delikatna, z wyglądu przypominała mu małą Cissy, ale jej oczy były takie same jak Roxane. Zakazane oczy Malfoyów.
W zasadzie Black nie wiedział dokładnie po co tu przyszedł... Chociaż nie. Wiedział doskonale. Chciał zapytać się dlaczego chciała by żył. W końcu się nie znali. I pewnie dowiedziała się o nim przez przypadek, bo po co miałaby rozmawiać z matką o wyklętym wuju? Kiedy na nią patrzył zastanawiał się co właściwie się stało, że jest w Sali szpitalnej a nie w szkole? Nie wiedział co tak młode dziecko zawiniło by leżeć w takim miejscu.
— To ty też żyjesz? – zaśmiał się ktoś obok a Syriusz odwrócił wzrok w prawo i wytrzeszczył oczy na chłopaka stojącego obok i nie umiał w to uwierzyć. Nawet kiedy zamrugał i kiedy uszczypnął się w dłoń. Mężczyzna nadal stał obok. Był to szczyl który trafił do Azkabanu razem z Bellą i Rudolphusem. Dzieciak, którego nigdy nie lubił, i którego podobno przy ponownej eskorcie do Azkabanu zaatakował dementor wysysając mu duszę. Osoba przez, którą Longbotomowie chyba do końca życia będą w Szpitalu Świętego Munga, i przez którego Harry mógł zginąć. Barty Crouch Junior jakby nigdy nic stał przy nim popijając popołudniową kawę. – Zabawne co? – zaśmiał się lekko — Nie może stąd wyjść, a non stop ratuje ludzi – uśmiechnął się lekko, a złość którą Syriusz czuł, po tych słowach ustąpiła. Crouch brzmiał inaczej. Był opanowany i dosyć poważny, ale uśmiechnięty. Black popatrzył na Cassandrę, która nadal czytała książkę i również poczuł spokój oraz pewnego rodzaju podziw. Taka mała istotka a tak wiele może. – Pójdź do niej Black – rzucił sucho następnie pociągając kawę z kubka. – Póki jeszcze masz okazję z nią porozmawiać— posmutniał lekko.
— Co masz na myśli?
— Za niedługo stąd zniknie. I ani ja, ani ty, ani nawet jej brat już z nią nie porozmawiamy – powiedział jeszcze bardziej przygnębionym tonem.— Pozostanie tylko puste szpitalne łóżko. Bo Cassy umiera. I z każdym dniem jest jej tu coraz mniej – oznajmił i westchnął. Ale po chwili ciszy odwrócił się kierując wzdłuż pustego korytarza.
— Wiesz czemu cię ocaliła? – zapytał nagle Syriusz nawet nie wiedząc kiedy te słowa wyszły z jego ust a mężczyzna stanął nawet się nie odwracając.
— Chyba tylko temu, że chciała mnie poznać. W końcu jestem jej chrzestnym – machnął ręką i odszedł znikając. Kiedy Syriusz ponownie popatrzył w szybę jego oczy zetknęły się z tymi niesamowicie błękitnymi ślepiami, które wpatrywały się w niego z radosnymi iskierkami, a uśmiech dziewczynki sprawił, że nie umiał tam nie wejść by jej nie poznać. Naprawdę miała w sobie bardzo dużo dobrej energii.
— Miło mi pana poznać, panie Black – oznajmiła dziewczynka kiedy tylko usiadł na krześle obok jej łóżka. Syriusz czuł się nieco onieśmielony pod jej uważnym spojrzeniem ale starał się to jakoś zataić. W końcu dorosły mężczyzna bojący się wzroku dziecka to plama na honorze nieustraszonego huncwota. – Może ognistej? – zagadnęła a on popatrzył na nią zdziwiony. Wyszczerzyła do niego równe i białe zęby po czym machnęła różdżką a na półce przed nim pojawiła się butelka ognistej whisky. – Ja i tak nie piję – uśmiechnęła się uroczo. – Chociaż w sumie mogłabym. Ale uzdrowiciele pewnie gadaliby, że skracam sobie tym życie — zamknęła książkę, którą miała na kolanach po czym odłożyła na szafkę tuż obok trunku. – Chociaż nie rozumiem jak można to pić. Ognista wstrętnie pachnie… Krępuję pana?
— Jesteś strasznie gadatliwa – oznajmił a dziewczynka wzruszyła ramionami, popatrzył w te niebieskie oczy i poczuł ucisk w sercu. Były identyczne jak Roxane. – Przyszedłem bo…
— Ciekawi pana dlaczego chciałam by wuj Rudolphus pana ocalił – dokończyła za niego a Black powoli przytaknął wychodząc z szoku.– Oraz od niedawna zastanawia się pan dlaczego taka mała dziewczynka leży w szpitalu oraz czemu uratowałam Bartyego Croucha Juniora. – Syriusz był pod wrażeniem. Przejrzała go mimo, iż dopiero co się odezwał. – Ma pan rację. Jestem straszną gadułą – zaśmiała się delikatnie, ale były Gryfon dostrzegł pewne udawanie w tym czynie… Nie była tak przekonująca w radości jak chciała być. – Cóż – oznajmiła najpierw i popatrzyła w okno następnie machając delikatnie dłonią w tamtą stronę. Syriusz odwrócił się i zobaczył człowieka w białym kitlu , który tam stał patrząc się w ich dwójkę. – Barty Crouch to mój chrzestny więc to normalne, że chciałam by żył – powiedziała cicho. – W końcu miałam okazję go poznać– zamilkła na moment. – Pana też bardzo chciałam poznać, więc pewnie z tego powodu poprosiłam wuja by pana uratował. A dlaczego tutaj jestem? – zapytała i cicho parsknęła. – Od urodzenia miałam słabe zdrowie ale kilka lat temu miałam wypadek w domu i oto tak tutaj trafiam.— Wzruszyła ramionami
— W domu? – powtórzył, dziewczynka przytaknęła.
— Kiedy pan uciekł z Azkabanu wiele dementorów wypuszczono na wolność do różnych miejsc by pana złapać. Między innymi do mojego domu ponieważ moja mama to pana kuzynka i jedna z niewielu żyjących z rodziny Black– zamilkła na moment a po ciele Syriusz przeszedł dreszcz… Przez jego ucieczkę to dziecko tutaj leży. – Były święta.Tata był w pracy a wszyscy inni się porozjeżdżali, a ja chciałam przystroić cudownie choinkę – uśmiechnęła się delikatnie i wzruszyła ramionami. – Byłam sama w domu. Nigdy nie miałam styczności z prawdziwym dementorem więc nie wiedziałam jak się przed nim ustrzec i wtedy poczułam się bardzo słaba… Wiem, że spadłam ze schodów, a kiedy się obudziłam byłam już tutaj – pokazała gestem dłoni swoją salę. – Okazało się, że przy upadku uszkodziłam część czaszki a moja choroba się uwolniła na cały organizm… A żeby było zabawniej dementor chciał wyssać mi duszę — ale w ostatniej chwili powstrzymał go tata który wrócił do domu z pracy… — Dodała jakby to nie było oczywiste, że ktoś ją uratował — Choć dla mnie i tak było za późno. Jestem nieuleczalnie chora więc siedzę i czekam aż wszystko się skończy.— Oznajmiła całkowicie spokojnie a coś ścisnęło żołądek Syriusza. Nie wierzył że to dziecko mówi o swojej śmierci w tak neutralny sposób… że w ogóle mówi o swojej śmierci! – Pewnie pomyślał pan że to pana wina – popatrzyła na niego i się uśmiechnęła. – Uspokoję pana i odpowiem, że nie. Bo w końcu pan chciał tylko wolności prawda? Nie ma w tym nic złego – chwyciła jego zimną dłoń i poczuł jak ciepło rozlewa się w jego żołądku. – Jest pan dobrym człowiekiem panie Black – jej oczy błysnęły. – I właśnie dlatego chciałam pana poznać – uśmiechnęła się. – I chciałam by pan żył… Bo dobrzy ludzie powinni żyć…
— Więc dlaczego ty masz umrzeć? – spytał a ona uśmiechnęła się opuszczając wzrok na swoje dłonie .
— Bo przez to inni będą istnieć – odpowiedziała cicho. – Podpisałam dokument, w którym oddałam swoje zdrowe części ciała i organy ludziom. Osoby dostaną zdrowe elementy i staną się kompletni. Ja za to nie będę ich już potrzebowała… Ktoś musi umrzeć by coś innego mogło egzystować. Tak zawsze było, prawda panie Black? – popatrzyła mu w oczy, a oczy Syriusza niekontrolowanie błysnęły. – Poświęcił pan swoją miłość, by moja mama mogła wyjść za tatę. Jestem panu bardzo wdzięczna panie Black— uśmiechnęła się delikatnie. — Dzięki panu mogłam żyć. Zobaczyć świat. Poznać wspaniałych ludzi – po jej bladych policzkach popłynęły łzy a ona nachyliła się by go przytulić. – Dziękuję panu z całego serca za to, że dał mi pan tą szansę – szepnęła a Syriusz zamarł. Nigdy nawet przez myśl mu nie przeszło, że dziecko może tak miłować życie, jak nawet on jako blisko czterdziestolatek nie jest w stanie go uszanować. — Cieszę się, że mogłam pana spotkać i to powiedzieć – oznajmiła puszczając go i uśmiechnęła się delikatnie ocierając dłonią łzy. – Teraz zostaje mi tylko jedna rzecz do spełnienia, by wreszcie poczuć spokój.
— Jaka to rzecz?
— Śmierć.








*Eris - Bogini niezgody i chaosu




A więc jestem! Na ten ostatni dzień wakacji postanowiłam dodać pierwszy z rozdziałów objaśniających, o których pisałam wam w poprzedniej notce.
Stwierdziłam, że dodanie postaci Syriusza jako pierwszego będzie odpowiednie, zważając na jego nagłe zmartwychwstanie w poprzednim rozdziale.
Bardzo wam dziękuję za wszystkie komentarze.
Pozdrawiam
~Dorothy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz