poniedziałek, 17 lipca 2017

38. Może jutro będzie gorzej?

,, Bo czasami przychodzi taki moment w życiu gdy nawet wróg staje się przyjacielem."

Czy w swoim życiu doświadczyłeś kiedyś takiej sytuacji, że otrzymałeś pomocną dłoń od osoby, po której najmniej spodziewałbyś się pomocy?  To dziwne uczucie nieprawdaż? Ktoś kogo nie lubisz, nie znasz lub gardzisz nim bez wyraźnego powodu, nagle wyciąga rękę w twoim kierunku i pomaga ci się podnieść.
Zabawne, że w takich momentach często zdobywa się do tych ludzi respekt, szacunek i wdzięczność. Wtedy bardzo często, poznaje się prawdziwych przyjaciół. Harry w ten właśnie sposób stał się przyjacielem dla Hermiony, kiedy to razem z Ronem ocalili ją przed wielkim Trolem na pierwszym roku. Tak. Wtedy naprawdę zyskał przyjaciółkę gotową skoczyć za nim w ogień. Co z resztą robiła niejednokrotnie. Bądźmy szczerzy, życie Pottera nigdy nie było usłane różami… Raczej kolcami z ich łodyg.
W ten właśnie sposób, Harry ujrzał, że Nott i Flora również są jego przyjaciółmi. W chwili kiedy sądził, że to już jego koniec, i zostaną schwytani wraz z Astorią przez śmierciożerców. Nadeszła ciemność, a za nią ogień. Tworząc tym idealne połączenie, które wypędziło śmierciożerców, daleko od nich.
—Rusz się Potter. Bo dyrektora nam zabiją! — Rzuciła Flora i pstryknięciem palcami zmiażdżyła dłoń jakiemuś zamaskowanemu mężczyźnie. Harry skinął jej głową po czym pobiegł przed siebie.
Nie musiał wypowiadać hasła, by Gryf chroniący gabinet się otworzył, był już dawno zrównany z ziemią, a przejście otwarte. Przerażony Potter zaczął biec trzymając różdżkę w drżącej z emocji dłoni. Biegł po dwa schodki żeby jak najszybciej wpaść do gabinetu i z zaskoczenia, rzucić drętwotą w pierwszego śmierciożercę ,którego spotka zaraz po wbiegnięciu do środka.  
Jednak zanim to zrobi…
Potter zatrzymał się gwałtownie przez co stracił równowagę i gdyby tylko nie chwycił się za poręcz przymocowana do kamiennej ściany, stoczyłby się po krętych schodach na sam dół.  
—Zabawny jesteś Harry — oświadczył mężczyzna opierający się o ścianę tuż obok drzwi dyrektora, który bawił się klamrą, spinającą jego długi warkocz. Parząc na to, przez umysł Pottera przeszła sekundowa myśl, że w rzeczywistości te bordowe pasma muszą ciągnąć się po samą ziemię, skoro spięte, są tak długie, że sięgają mu do uda. Przynajmniej tak szacował biorąc pod uwagę fakt, iż aktualnie warkocz ten był zgięty w łuk, by to Rodolphus mógł przyglądać się swojej srebrzystej ozdobie do nich przyczepionej.  
Potter chwytając w końcu równowagę stanął wyprostowany i wymierzył w niego różdżką. Mężczyzna na niego spojrzał, a jego szmaragdowe oczy zderzyły się z zielenią Wybrańca, przez co Harry powoli przełknął ślinę. Coś w tym spojrzeniu było, przez co Harry nie potrafił wypowiedzieć żadnego zaklęcia. Nie pierwszy raz z resztą, widząc Rudolphusa Lestrange’a.
— Opuść różdżkę chłopcze. Tym razem znów nie chodzi o ciebie.
— Chcecie zabić dyrektora — wycedził przez zaciśnięte zęby rozwścieczony Ślizgon a Rudophus znów spojrzał na swoją ozdobę do włosów. — Jeśli nie chce Pan zostać skrzywdzonym, niech Pan odejdzie od drzwi. — Harry zapamiętał, by zwracać się do niego per Pan, co najwyraźniej mężczyzna pamiętał. Wyglądał na usatysfakcjonowanego.
— Zdajesz sobie sprawę ilu ich tam jest? — Wskazał owe wrota a oczy Pottera zalśniły. — Ledwo uszedłeś z życiem w departamencie tajemnic gdzie była nas garstka. Tam jest ich dwa razy tyle, a dziś. Nie masz tu ze sobą przyjaciół. Nie warto — znów zaczął bawić się klamrą. — Jeśli chcesz jeszcze trochę pożyć lepiej idź na dół. A potem najzwyczajniej w świecie, deportuj się gdzieś.
— Wie Pan doskonale Panie Lestrange, że nie mam dokąd uciekać. — Oświadczył, sam dziwiąc się tym, że powiedział to Śmierciożercy. W dodatku tak spokojnym i delikatnym głosem, jak gdyby rozmawiał z Dumbledorem o cytrynowych dropsach. Mężczyzna uśmiechnął się znów i podniósł do niego swój wzrok, a Harry dostrzegł, że zsunął z włosów ozdobę, za to jego warkocz nieznacznie się rozplótł.  
— Syriusz przyjmie cię na Grimmauld Place z otwartymi ramionami — odszedł od ściany a Potter nieznacznie drgnął.— Chcesz iść ocalić dyrektora, mówisz. Jednak ja nie widzę powodu byś to robił. Bo… — Harry uchylił się w ostatniej chwili przed ostrzem, które zostało nagle uwolnione z ozdoby do włosów, którą rzucił w niego Rudolphus. Jednak słysząc, że ktoś nagle głośno wziął za nim oddech, szybko odwrócił się i spostrzegł spadającego ze schodów śmierciożercę, za którym leciała stróżka krwi, z jego krtani.— Dumbledore nie jest wcale zagrożony — dokończył spokojnie a Potter na niego spojrzał z wielkimi oczami. — Podziękowania dla Draco. Przekonał go, że jego śmierć niczego nie wniesie, a jego sprzymierzeniec, zacznie wraz z nim odgrywać ważną rolę w tej grze. — Bordowo-włosy przystanął przy nim.
Harry już nie mierzył w niego różdżką. Uświadomił sobie, że Lestrange właśnie go ocalił… Że zabił jednego ze swoich by ocalić Wybrańca.
—Książki wszystko Ci wyjaśnią Harry — oświadczył po czym uśmiechnął się do niego podając mu coś w rodzaju sygnetu.— Weź. Może ocalić życie. — Powiedział i zanim Potter zdążył mu cokolwiek odpowiedzieć. Rozpłynął się w powietrzu. Niczym powietrze. Za to
Harry poczuł w sercu, że nigdy w życiu nie spłaci długu wdzięczności jaki jest winien temu przestępcy.  
Potter spojrzał na sygnet i założył go na serdeczny palec. Dziwnie się czuł mając tego typu ozdobę na dłoni, według niego było to zbyt dziewczęce. Jednak nie miał czasu w tej chwili na zastanawianie się nad biżuterią.
Wziął wdech i policzył do trzech. Po tym, otworzył z impetem drzwi wysoko trzymając różdżkę w ręku i krzyknął: Drętwota — do obcego mężczyzny, który stał tuż naprzeciwko drzwi. 
Zaklęcie to, osobnik najzwyczajniej w świecie wyminął, robiąc spokojny krok do przodu. A Harry słysząc jak drzwi się zamykają natychmiast odwrócił się z różdżką do tyłu. Jednak nie było tam nikogo innego poza Snapem, który patrzył na niego zirytowany.  
Harry odwrócił się ponownie i rozejrzał po pomieszczeniu. Było tu pełno ciał. Nieprzytomnych lub martwych. Ciężko było mu to odróżnić. Lestrange miał rację mówiąc, że nie ma szans sam ich pokonać. Skierował swój wzrok na mężczyznę, który się odsunął przed jego klątwą. Był dosyć… Stary. Choć włosy miał zadbane i piękne, to zmarszczki były wyraźne na jego twarzy a zapadnięte policzki odejmowały mu od urody dobre kilka punktów. Nie zwracał jednak on na niego większej uwagi, przechadzając się po gabinecie z założonymi u końca pleców dłońmi, niczym dżentelmen z lat dwudziestych. Wyprostowany i zawsze zadowolony, jak gdyby pewien, że wszystkie damy na niego patrzą. Ubrany w czarny garnitur, zamiast szaty czarodziejów.
Harry’emu wydawało się, że zna tego człowieka. Widział już go kiedyś, jednak w tej chwili nie potrafił przypomnieć sobie, gdzie właściwie.  
Potter przeniósł swój wzrok na Dyrektora siedzącego na jednym ze stopni schodów prowadzących do jego biblioteki gdzie to zwykł gościć go na prywatnych lekcjach o Voldemorcie.  
Starzec wydawał mu się być czymś wyraźnie zmęczony, choć nie krył przy tym zadowolenia porównywalnego do mężczyzny obok, który aktualnie spoglądał w okno na rozciągające się jezioro w oddali.
“sprzymierzeniec, z którym będzie odgrywał ważną rolę” przypomniało się Potterowi i ponownie spojrzał na Albusa, który różdżką dotknął głowy jednego ze śmierciożerców.  
—To smutne, że Billy tak się stoczył. Niegdyś jednym z moich ulubionych studentów — westchnął jakby z nostalgią Czarodziej i skierował swoje błękitne oczy ku Potterowi. — Harry. Miło cię widzieć.
—Profesorze na dole…
—Ach. To. — Oświadczył jakby dopiero przypomniał sobie o tym, że jest więcej śmierciożerców w zamku, niżeli ci którzy znajdowali się w gabinecie. — Tyle się działo, że zupełnie zapomniałem o reszcie zbłąkanych owieczek. — Posłał mu delikatny uśmiech. Podniósł się i westchnął sennie. — Trzeba znów nałożyć barierę. A ich, wypłoszyć. Hogwart to nie pobojowisko tylko szkoła. Powinni o tym się przekonać — omiótł wzrokiem ciała. — Severusie, powiedz skrzatom żeby odesłały ich wszystkich do Azkabanu. Trochę ich się uzbiera— oświadczył cicho i spojrzał na mężczyznę przy oknie, którego złote ślepia spoglądały w słońce. Harry po raz pierwszy w życiu spotkał kogoś o oczach tej barwy. Były naprawdę zachwycające. — Zaraz wrócę. Muszę tu posprzątać.
—Nie spiesz się Albusie, nie mam zamiaru nigdzie od ciebie uciekać — odparł blondyn a jego głos był miękki i miły dla ucha. Zupełnie inny niż spodziewałby się po tak postawnym czarodzieju.  
Dumbledore skinął jedynie głową i skierował się do wyjścia, za którym poprzednio zniknął Snape.
Harry chciał pójść za nim, jednak obcy mężczyzna zainteresował się jego postacią.
—Harry Potter, jak mniemam. — Ślizgon zatrzymał się i spojrzał na osobnika nieco zdezorientowany.
Jego złote oczy patrzyły się w postać chłopaka wręcz zauroczone. Jeszcze żadna “fanka” nie spoglądała na Pottera w sposób, jaki to robił miodowo-włosy. Bo właśnie taką miały barwę jego loki. Nie niezdrową platynę, jak u Malfoyów a miód. Złoty i przyjemny, jak jego oczy.  
—Tak… Sir — oświadczył po chwili namysłu a on posłał mu uprzejmy uśmiech. Tak onieśmielający, że Potter sam zapomniał o tym, by zapytać się o jego miano. Czarodziej z resztą nie kłopocił się by samemu ujawnić swoją tożsamość. Właściwie… Wyglądał jakby to było oczywiste.  
—Miło mi cię poznać —rzucił wyrafinowanie, jednak przyjaźnie. —Wydajesz się interesującym dzieckiem.
—Nie jestem dzieckiem, sir — odparł a ten jedynie uśmiechnął się pobłażliwie.
—Gdybyś był w moim wieku, wszyscy wokół zdawali by ci się dziećmi — powiedział życzliwym głosem i podszedł do biurka dyrektora gdzie… Usiadł w jego rzeźbionym fotelu.
Zupełnie bez skrupułów, zajął miejsce Dumbledore’a.  
—Albus dobrze się tobą zajmuje? — Rzucił uprzejmie. Te słowa nieco zbiły Harry’ego z tropu. Pytanie to skierował do niego w taki sposób, jak gdyby Dyrektor miał bardzo dużo do powiedzenia w sprawie jego życia… A przecież nie miał. Prawda?
“Nie widzisz, albo nie chcesz widzieć tego, że skaczesz jak jego pies” Nagle przeszły mu przez głowę słowa Draco, który kiedyś wyrzucił mu podczas jednej z ich początkowych kłótni… Malfoy twierdził, że Dumbledore to oszust, który manipuluje Harrym i wszystkimi wokół, jak mu się podoba.
Jakby wszyscy byli jego lalkami do zabawy.  
Dostrzegając, że za długo milczy Potter odchrząknął i odwrócił spojrzenie od złotych ślepi rozmówcy, wzrok usadawiając na grupie omdlałych śmierciożerców.  
—Tak… Tak mi się wydaje, sir. — Wypowiedział dziwnie zakłopotany te słowa. Blondyn uśmiechnął się lekko i spojrzał na plik różdżek leżących na biurku, które zapewne należały do grupy “trupów” na podłodze, jakby chcąc wybrać sobie najodpowiedniejszą i najlepiej dopasowaną, dla siebie.  
— Zwracasz się do mnie z niesamowitym szacunkiem. A przecież ludzie plują się w brodę słysząc chociażby wzmiankę o mojej osobie — oświadczył przebierając w różdżkach. Harry spojrzał na niego nieco onieśmielony, jednak bardzo zdziwiony tymi słowami. Blondyn chwycił za jedną z różdżek i spojrzał na niego opierając się wygodniej o oparcie w fotelu dyrektora. — Nie masz pojęcia kim jestem, mam rację?— Zagadnął a Potter poczuł jak lekko rumieni się z zawstydzenia. Niczym dziewczyna! 
— Przykro mi — przyznał a mężczyzna nie powiedział mu na to nic. Jedynie chwycił za pudełko czekoladowych żab leżące na biurku i mu je rzucił. Harry, jak na szukającego przystało, chwycił je zgrabnym ruchem, po czym powoli je otworzył. Nie było w nim żaby, czego możnaby się spodziewać. Przepadła ona, nawiała bądź już została skonsumowana, jednak pozostała karta kolekcjonerska. Na tej widniał Dumbledore.
—Akurat On mi przypadł. Jak na ironię — zaśmiał się czarodziej i machnął różdżką leniwe kółko, ale ona jedynie wydobyła z siebie nikłe iskry, co skomentował zirytowanym i nieco brzydkim wykrzywieniem warg.  
Potter znów spojrzał na kartę, Albusa na niej już nie było. Za to Potter idąc za słowami Miodowo—włosego, odwrócił kartę na drugą stronę. Na jej odwrocie pisało tak:
                

      Albus Dumbledore  
  Obecny Dyrektor Hogwartu
“Przez wielu uważany za największego czarodzieja współczesności, Dumbledore znany jest szczególnie ze zwycięstwa nad czarnoksiężnikiem Grindelwaldem (1945), z odkrycia dwunastu sposobów wykorzystania smoczej krwi i ze swoich dzieł alchemicznych, napisanych wspólnie z Nicolasem Flamelem. Profesor Dumbledore lubi muzykę kameralną i kręgle.”

—Jak na ironię — powtórzył sam do siebie po czym drgnął czytając jeszcze raz zdanie o pokonaniu czarnoksiężnika. Po czym podniósł zszokowany wzrok do blondyna, który uśmiechał się do niego uprzejmie. — Pan to Gellert Grindelwald? Uznawany za największego czarnoksiężnika uprzednich czasów? — Spytał a w ustach nagle mu zaschło, kiedy to mężczyzna skinął mu głową. Bez oporów czy chociażby wstydu. Zdawał się zadowolony z tytułowania go. Co chyba było jedną z cech czarnych charakterów. Voldemort również uwielbiał kiedy zwracano się do niego: Panie, Władco, Mistrzu itc.
— Wszech Czasów dla ścisłości — poprawił go. — Mój tytuł jednak przejął jakiś amator pół krwi jak słyszałem. Tom Riddle jeśli mnie pamięć nie myli — westchnął z wyraźnie słyszalnym rozczarowaniem.— Cóż. Raz się jest na miotle a raz pod nią. Taka już jest kapryśna ta sława… Nie bój się— przerwał nagle, zaczynając się śmiać z miny Pottera. — Nie zależy mi ani na tobie ani na świecie. Za stary na to jestem — jego głos pełen był nostalgii i tęsknoty. Jakby chciał w tej chwili cofnąć się w czasie i znów być młodym dzieciakiem, który miał Świat u swych stóp. Dosłownie i w przenośni.
—Jak, sir wydostał się z więzienia?  
—Nadal mówisz do mnie z szacunkiem? — Odpowiedział mu pytaniem. — Zabawny jesteś Harry Potterze. Zwracasz się do mnie jak do mentora, a jak wiemy oboje, Czarna Magia cię nie fascynuje. Nie mógłbym więc być twoim nauczycielem.
—Pewna osoba powiedziała mi niedawno , że nie ważne do kogo się zwracam, jeśli jest osobą starszą ode mnie powinienem zachować do tej postaci szacunek podczas rozmowy. To ponoć, kwestia dobrego wychowania.
—I świetna zagrywka do zbicia z tropu przeciwnika — dodał czarodziej. — Osoba, która Ci to powiedziała musi być bardzo mądra. W końcu jaki wróg, spodziewałby się, że odezwiesz się do niego w sposób grzecznościowy? — Zaśmiał się cicho. — To dezorientuje ludzi. Przez co łatwo ich przechytrzyć. — Oświadczył i dobył do dłoni inną różdżkę. — Przyda ci się ta umiejętność. W końcu, zaczynamy wojnę.

*


Ivan oderwał wzrok od klawiszy fortepianu i spojrzał na Carrow, która siedziała obok niego patrząc z oczami pełnymi zachwytu. Nie był to jednak zachwyt nim. Jako osobą, gwiazdą i przystojnym muzykiem.
Nie… Było to spojrzenie oczarowane jego muzyką. Widział to w jej oczach. Nie błyszczały w ten sam sposób jak pustych dziewczyn, których pełno było w tej szkole. Ona… Prawie płakała.
—To było piękne — powiedziała z trudem a on westchnął.
—Głupia, delikatna duszyczka z ciebie Carrow — oświadczył podnosząc się i podszedł do niej nachylając się nad jej głową. — Naprawdę głupiutka — pogładził jej włosy a następnie spojrzał na lustro wiszące nieco dalej. Odkąd się pojawiła w jego pokoju nie zmieniała miejsca swojego przebywania. Przebywając w obrębie łóżka i fortepianu. Więc nie miała okazji zauważyć tego, że już nie jest straszydłem.
—Co się działo na dole? — Spytała nagle a on na nią spojrzał. — Wyciszyłeś pokój mam rację? Żebym czegoś nie słyszała.
—Dokładnie tak — przyznał szczerze. Podchodząc do zwierciadła, na które wcześniej patrzył i dotknął je dłonią a dziewczyna zamrugała kiedy w jego tafli ukazał się dziedziniec główny, gdzie to w tej chwili Dumbledore mówił coś do członków zakonu Feniksa i uczniów a kilu… Bądź nawet kilkunastu śmierciożerców siedziało związanych przy fontannie z wielką ośmiornicą.  
Dziewczyna podniosła się z łóżka podchodząc do lustra i patrzyła na nie z wielkimi oczami. Dostrzegła tam Florę z rozwianymi włosami, i Theodora, który opierał się o loggie, znudzony patrząc na dyrektora a na twarzy miał kilka zadrapań.  
—Kilku śmierciożerców wdarło się do szkoły. Nic specjalnego — powiedział spokojnie krukon znów dotykając lustro, które stało się zwykłym odbijającym postać szkłem. Carrow cofnęła się o krok jakby wystraszona po czym jej blade policzki pokrył rumieniec a usta wykrzywiły się w bezwiednym uśmiechu. — Lepiej?
—Zdecydowanie — oświadczyła i na niego spojrzała a oczy jej błyszczały. — Nie wiem jak ci dziękować.  
—Nie musisz — oświadczył. — Poprawiłaś tekst, to wystarczy.
—Czyli chcesz go…
—Wydać? Tak. Manager przynajmniej mnie nie zbeszta. — Odparł patrząc na nią w lustrze.  Spoglądając w jej postać nigdy nie doszukał się Flory, jak zwykli robić to wszyscy. On widział szczegóły. Widział, że Hestia ma więcej piegów a jej cera jest brzoskwiniowa a nie śnieżnobiała. Widział, że oczy Hestii są o odcień jaśniejsze niż te Flory, usta są pełniejsze a kolor włosów ma głębię. Reszta patrzyła na bliźniaczki. Nie starali doszukiwać się różnicy. I według Ivana, to był ich największy błąd. —Więc i ja, jestem ci winien podziękowania.— oświadczył po chwili ciszy.
—To nic takiego —powiedziała znów patrząc na swoje odbicie. Znów prawie płakała. Podniósł do niej dłoń i pogładził delikatnie po włosach w ona uniosła do niej wzrok. Tylko wzrok, nie podnosząc głowy.Zupełnie jak małe dziecko. Chłopak zaśmiał się cicho i odsunął.
—Wybacz… Czasami mam potrzebę pogłaskania kogoś po głowie.
—W porządku — zachichotała. — Znam to uczucie doskonale.
—I co wtedy robisz?
—Smucę się — wzruszyła ramionami a widząc jego zdumione spojrzenie wyjaśniła. — Zwykle nie ma obok mnie nikogo, kogo mogłabym dotknąć.  
—Też tak czasami mam — powtórzył jej słowa po czym odszedł kilka kroków dalej. — Jeśli chcesz, możesz tu spać. Nie będę cię niepokoił.
— Wrócę jednak do swojego dormitorium.
— W porządku. Tylko nie idź zachodnimi schodami — położył się na swoim łóżku ziewając. — Gryfoni się tam plątają. A przez to zamieszanie Weasley i jego banda nie zostali jeszcze ukarani, więc bądź ostrożna.
—Postaram się — oświadczyła i spojrzała na chłopaka obok, którego były dwa koty…  
Zawahała się przez moment po czym podeszła do łóżka i chwyciła w ramiona białe kocię. Co skomentował cichym śmiechem. Była naprawdę niewinną duszyczką.

*


—Rodzice żądają powrotu dzieci do domów — McGonagall położyła na biurku stertę papierów patrząc na Severusa uważnie. — Jeśli Albus nie spełni ich próśb usuną go z posady, a wtedy to będzie koniec tej szkoły.
—Dlaczego mówisz to mi — powiedział Severus opierając się o swój fotel i dopił zimną już, kawę. Miał dosyć wrażeń jak na dzisiejszy dzień. Zrzędzenia McGonagall nie sprawiały, że czuł się lepiej. — Albus się tym zajmie, przecież sam mówił, że muszą wzmocnić ochronę szkoły, przez co będzie trzeba wcześniej odesłać uczniów do ich domów. Nie rozumiem twojego wzburzenia Minerwo.
— Nigdy nie odesłaliśmy uczniów początkiem drugiego półrocza. Wiesz jakie to może mieć na nich skutki w przyszłości!?
— Takie, że nie zdają egzaminu końcoworocznego— machnął dłonią. — Jest już po sumach i owutemach. Początkiem roku bardziej przyciśniesz z nauką swoje Gryfiątka i tyle.
— Sugerujesz, że uczniowie twojego domu nie muszą przykładać się do nauki by zdać odpowiednio swoje przedmioty?
— Zwracając uwagę na listę uczniów poprawiających rok. Tak. Dokładnie to sugeruję. Bo w Moim — podkreślił z zimną satysfakcją. — Nie odnotowano ani jednego takiego przypadku, za to w twoim. Och ,wydaje mi się ,że przeszło dwadzieścia .
— I jakimś dziwnym trafem wszyscy oni oblali z eliksirów.
— Mam zawyżone wymagania co...
  Ogień w kominku buchnął a w pomieszczeniu pojawiła się Tonks z poważną miną.
— Wiedzieliście?— Spytała a jej włosy, ku zirytowaniu Severusa, nagle zmieniły barwę z czerwonej na niebieską . Snape nie lubił tych przemian, przypominały mu o metamorfomagach i animagach, a w przeszłości znał kilku, których wolałby widzieć martwych… Mając nawet ku temu raz sposobność. Choć, nie mógł powiedzieć, że wtedy tych myśli nie żałował.  
— O czym? — Zapytała Minerwa a Nimfadora popatrzyła na kobietę uważnym wzrokiem.
— Że Dumbledore wprowadził do Zakonu Grindelwalda. — Severus wypluł swoją kawę do kubka a McGonagall opadła na krzesło. Nagle jej nogi odmówiły posłuszeństwa.  
Snape sądził, że się przesłyszał. Niemożliwe by Albus był tak nierozsądny i wprowadził to bydlę prosto w serce Zakonu. Wcześniej myśląc tylko o tym co Czarodziej mu zdradził, czyli o mocy Gerellta, która wyleczyła go z klątwy Voldemorta, i że zaraz po wyleczeniu go, znów wrzuci go za kratki.

*


—Podsumujmy wszystko co mamy. — Remus podniósł się z fotela, dodając dramaturgii tej scenie. Było ciemno a światło z kominka było jedynym, które oświetlało ciemny pokój, w którym rezydowała była Pani Malfoy.  
Narcyza siedziała nieco zgarbiona w swoim fotelu, głaszcząc machinalnym ruchem zagięcie sowjej sukni na kolanach. Za to Syriusz obserwował kuzynkę z niepokojem. Martwił się o jej psychikę.  —Nie znałem Evana zbyt dobrze. W sumie nie znałem go w ogóle. Wiedziałem jedynie, że jest sprzymierzeńcem Czarnego Pana, jak i kimś kto zawsze kręcił się obok ciebie Narcyzo. — Powiedział zwracając uwagę na zgarbioną kobietę i zrobiło mu się jej żal. — Jak i to, że później był mężem Dorcas, którą znaliśmy całkiem dobrze. Prawda Syriuszu?
— Wolałbym o niej nie mówić. — Remus mruknął cicho: “Jak wolisz.” A Black dostrzegł spojrzenie zrozumienia na twarzy kuzynki, i uśmiechnął się blado.
— Do tego, był nieco niezrównoważony psychicznie. Maniak wręcz, jeśli chodziło o Czarnego Pana… Jednak miał zawsze coś co go bardzo drażniło. Mianowicie była to śmierć… Nie cudza, a kogoś na kim mu zależało. Pamiętam, że gdy zmarł mu ojciec, chodził wściekły nie potrafiąc znaleźć ujścia w złości. — Narcyza wyprostowała się nagle. Co nie uszło uwadze mężczyzn.
— Cissy?
— Rozbolał mnie kręgosłup. Nie przywykłam do garbienia się. — Oboje wiedzieli, że łże. Jednak puścili to mimo uszu.
— Tak czy inaczej — powiedział powoli Remus. — Rosier nie jest martwy ani żywy. Ale nie jest też horkruksem.
—Skąd ta pewność.
—Bo horkruksów nie rusza nic. A jego spokój, z tego co zrozumiałem, naruszyły słowa Narcyzy — Syriusz Skinął głową. — Co mu powiedziałaś?
—Że zabił jej córkę — powiedział zamiast niej Black a ona odwróciła wzrok. — Nie wiadomo jakim cudem wszedł w jej drobne ciało, jednak przyczynił się do śmierci Cassy. Przynajmniej tak to zrozumiałem.
— I wtedy jego siła opadła? — Black przytaknął. Remus zastanowił się przez chwilę. Czuł, że zna odpowiedź na to pytanie. Miał na końcu języka odpowiedź, jednak ta uparcie właśnie tam się znajdowała. Nie chciała wydostać się na zewnątrz. Jednak Remus miał przeczucie co do tego, iż właśnie to co nie chce wyjść z jego buzi, jest odpowiedzią jakiej szukają. Tylko czegoś tu brakuje. Jakiegoś bodźca, który ruszyłby ją do przodu. Czegoś takiego jak…  
Coś huknęło a Narcyza z Syriuszem natychmiast zerwali się na równe nogi. Remus za to odwrócił się w mniej niż sekundę dobywając różdżki. Jednak nastała cisza.
—Remusie… Musimy wspomnieć ci jeszcze o jednej rzeczy jaka może mieć miejsce — Lupin spojrzał na Syriusza z szeroko otwartymi ustami. — Otóż, osoby powiązane z nami nazwiskiem, mogą wejść tu bez problemu. — W pomieszczeniu zapadła głucha i długa cisza.

*


—I jak? — Harry uśmiechnął się blado do Astorii, która patrzyła na niego zmartwiona. Na policzku miała świeżą długą ranę, z której sączyła się krew. Powinna iść do pielęgniarki, jednak sama Greengrass nie zdawała się zwracać na to uwagi.
—Wporządku. A ty? — Wzruszyła ramionami, po czym popatrzyła w kierunku związanych śmierciożerców. — Znasz ich?
—Kilku — przyznała cicho. — Przyjaźnią się z tatą… Cóż. Będzie mu pewnie przykro z tego powodu.
—Pewnie tak — oświadczył i przypomniał sobie o Rudolphusie Lestrange… Który rzeczywiście zabił swojego druha. Wracając na dziedziniec z wieży Dyrektora dostrzegł, iż auroży uważnie sprawdzają ranę w krtani Śmierciożercy ale... Potter nigdzie nie dostrzegł narzędzia zbrodni... Spinka do włosów wyparowała. — Dziękuję za pomoc.
— Daj spokój. Przecież robiłam tylko to co słuszne.
— Wielu nie miało tyle odwagi. Jesteś naprawdę dzielna.
— Uważaj bo się zarumienię — machnęła dłonią, jednak po chwili zmarkotniała. — Harry.
— Tak?
— Ja… Muszę ci o czymś powiedzieć. — Wyszeptała, przez co Potter spojrzał na nią zdziwiony. Nagle jej humor się zmienił. Była przygnębiona mimo iż chwilę temu zdawała się całkowicie neutralna. — Tylko… Boję się,że nie zrozumiesz.
— Kto nie ryzykuje ten traci.
— Tylko mam za dużo do stracenia. —Potter zamarł, patrzyła na niego teraz przerażona dziewczyna, której oczy lśniły od łez. Była naprawdę załamana.
— Porozmawiajmy na osobności — zaproponował. Nie odpowiedziała, wstając.

*


—Długo cię nie było — Hestia spojrzała na Florę, która rozczesywała przed lustrem swoje ciemne włosy, udając zupełnie znudzoną. Nie pokazywała, że się martwiła, z resztą Hestia do tego przywykła. Flora była od zawsze bardzo oszczędna w uczuciach. — Nie zdążyłaś się pożegnać z Draco. — Dodała tylko, nie odrywając spojrzenia ciemnych oczu od lustra.
Hestia przeszła przez pokój w milczeniu, kot w jej ramionach zasnął gdzieś w połowie drogi, przez co starała się być bardzo ostrożną by go nie przebudzić, odkładając zwierzątko na swoje łóżko. Wiedziała, że to dziecinne zachowanie z jej strony, jednak małe kocię spało tak uroczo, że żal by jej było je budzić.  
—Wyjaśniliśmy sobie wszystko przed waszym przybyciem — odparła tylko i skierowała się do łazienki. Flora zachowywała się jakby nic się nie stało, ani w jej sprawie, ani w szkole. Jej zachowanie było naturalne, nieco znudzone i chłodne. Tylko Carrow czuła spojrzenie siostry, które towarzyszyło jej odkąd tylko odłożyła kota na łóżko. Ale mimo wszystko starała się je zignorować.  
— Kiedy zamierzałaś mi powiedzieć o tym, że straciłaś zmorę? — Zatrzymała się gwałtownie.— Jak długo miałaś zamiar to wszystko ukrywać?  
— Ivan tu był?
— Rozmawiałam z Lovegood — odparła a Hestia spojrzała na nią zdezorientowana. — Wyjaśniła mi wszystko to co z Draco ukrywaliście.
— Z Draco? — Spytała a Carrow zmarszczyła nieelegancko brwi. Hestia rzadko kłamała, jednak teraz wyjątkowo ją to zirytowało. — Draco wiedział?  
— Nie mów, że nie wiedziałaś — prychnęła. — Znam prawdę, naprawdę nie musisz…
— Ivan mi o tym powiedział. Rano — przerwała jej a Flora zamilkła. — Draco się słowem nie odezwał — odwróciła wzrok na zwierzątko. — Z resztą. To nieistotne
—Hestia — Carrow chwyciła siostrę za rękę gdy ta chciała odejść. — Wiesz doskonale, że jest inaczej — brunetka spojrzała w podłogę. — Nie możesz pozwolić by to zaczęło cię zjadać tak jak Bathory’ego.
— Nic mi nie jest — wyrwała dłoń i zawróciła w kierunku wyjścia. — Dam sobie radę. — Dodała ciszej i zniknęła za drzwiami. Flora za to poczuła, że coś ścisnęło ją w lewej piersi. Teraz czuła doskonale to, co Hestia kiedy to ona sama ją zbywała. Były bliźniaczkami. Bolało kiedy nie były wstanie się wspierać.

*


—To Dafne .— Harry zamrugał niezbyt rozumiejąc o co Astorii chodzi. Greengrass była smutna. Do tego po walce wyglądała na wyczerpaną i nieco sponiewieraną. Jej, na co dzień ułożone i czyste włosy, pełne były pyłu a pasma włosów były brudne od ziemi. Do tego rozczochrane. Twarz pokryła również ziemia i trochę krwi, która sączyła się z zadrapania na jej policzku jakiego nabyła w trakcie walki. Ale to jej oczy były dziwne. Kiedy ją poznał końcem sierpnia, były one zupełnie inne niż teraz. Z każdy dniem była bardziej zatroskana i smutna. Z każdym dniem, blask Ślizgonki idealnej, w niej gasł. I brakowało mu tego. Ponieważ Astoria jaką poznał z początkiem roku, była według niego naprawdę świetną osobą. Nieco zarozumiałą i wredną, ale miała charakter. Teraz stawała się nijaka. Po prostu była… I nic nie mógł o niej powiedzieć. To bardzo go martwiło. — Dafne wpuściła do szkoły Śmierciożerców — sprecyzowała. Potter sądził, że się przesłyszał. Astoria twierdziłą, że jej starsza, głupiutka siostra wpuściła Śmierciożerców do zamku… Dafne. Ślizgonka która ma w głowie tyle co nic. Ominęła tyle zabezpieczeń i klątw zabezpieczających zamek po czym nasłała na nich sługi Czarnego Pana. Przecież to śmieszne!
—Dafne — powtórzył głucho. — Kpisz sobie ze mnie?
—Czy kiedykolwiek żartowała bym z czegoś tak poważnego?! — Odpowiedziała pytaniem unosząc do niego wzrok a jej głos nieco się wzmocnił. Potter cofnął się o krok i wstrzymał oddech. Story była przerażona. Zdawała się zaraz rozpłakać. A on nigdy nie radził sobie z płaczącymi kobietami.
— Wybacz — wybełkotał cicho. — Tylko… Ciężko mi w to uwierzyć — wyznał szczerze.                Podszedł do niej i przysiadł na ławce, gdzie to siedziała od pewnego czasu.  
Panowała cisza. Harry czekał ,aż Story się odezwie, jednak ona milczała. Więc i on siedział cicho. Martwiło go wiele rzeczy. Na przykład to, czy wśród uczniów jest więcej takich przypadków. Czy powinien powiedzieć o tym, że wie kto wpuścił śmierciożerców Dyrektorowi. Czy powinien w ogóle pytać o to skąd Astoria to wszystko wie. Bo wątpił by Dafne sama kwapiła się do wyznania prawdy siostrze.
—Kiedy nastąpiły pierwsze huki — zaczęła powoli dziewczyna. — Dafne wpadła do mojego dormitorium. Chwyciła za rękę i powiedziała, że czas znikać z Hogwartu — pomachała nogami w powietrzu, spoglądając na swoje wypastowane buty, które teraz pokrywało błoto. — Nie wiedziałam o co chodzi. Mówiła szybko. O Śmierciożercach, o Bellatrix, o Voldemorcie i tym, że zaraz będzie tu gorąco… — Westchnęła i nabrała powietrza ze świstem. — Dziwiło mnie to jej roztrzepanie. Dafne normalnie nie ruszyłaby się z dormitorium. Czuje się w nim bezpiecznie. Do czasu, aż ktoś by jej stamtąd nie wziął jak księżniczki, nie wyszłaby. Strach zbytnio by nią zawładnął — wyjaśniła. Potter jedynie jej skinął głową. Właśnie takiego zachowania jakie opisała w ostatnim zdaniu Astoria spodziewał się po starszej Greengrass. — Dopiero kiedy wymsknęło się jej, że przeszli przez Pokój Życzeń wszystko stało się dla mnie jasne.  
—To znaczy?
—Draco z Theo mieli wpuścić  śmierciożerców, co pewnie wiesz — Harry pokiwał głową, przez co dziewczyna zamrugała zdezorientowana.
—Wiedziałem tylko o tym, że Draco ma zabić Dumbledore’a — oświadczył, Astoria na wspomnienie tego czynu pobladła a jej oczy zabłysły strachem. Potter zdawał sobie sprawę z tego, że Greengrass zależy na Draco. Mimo,  że wypiera się tego przed ludźmi już od jakiegoś czasu. Harry znał prawdę. Pierwsza miłość zawsze przechodzi najdłużej. Wiedział coś o tym. Za Cho biegał dwa lata… A potem przyszło rozczarowanie. Potter wiedział, że Draco swoją, wręcz brutalną, bezpośredniością ochronił Greengrass przed rozczarowaniami, jakich mogłaby doświadczyć będąc z nim, ale Astoria chyba tego nie rozumiała. Mając mu za złe to, że ją odrzucał, jednocześnie nie przestając go lubić.  
— Otóż mieli za zadanie wpuścić jakimś sposobem śmierciożerców, po czym Draco miał zabić Dumbledore’a — oświadczyła bardzo cichym głosem. — Jednak… Gdyby nie wykonali zadania na czas Voldemort zaplanował zastępstwo za nich dwóch. Kogoś… Kto przez strach nie był wstanie się przeciwstawić — szepnęła cicho. — Wiedziała o szafce. Któryś z nich musiał jej o tym powiedzieć. Jestem wręcz pewna, że któremuś przyznała się o swojej misji, w końcu obu była zawsze wierna… Theodorowi nawet w sposób fizyczny. Więc jestem pewna, że wiedział o jej znaku. A co za tym idzie, wypytał o misję. Dafne miała i ma do niego słabość. Zapewne, mu powiedziała od razu o co chodzi… Tylko nie przypuszczałam, że będzie umiała ją uruchomić — syknęła cicho. — Widziałam ją kilka razy. Do pokoju życzeń mógł wejść ją zobaczyć tylko ten, kto wiedział co chce w nim znaleźć. Więc i oni podzielili się z nią swoim planem na to wszystko. Wiesz… W imię Ślizgońskiej solidarności. — Potter skinął głową.
—Jednak dlaczego mi to mówisz?
—Bo nie chcę być jak ona — zamilkł. — Ja… Ja wybrałam już stronę Harry — popatrzyła na niego. — Chcę walczyć po jasnej stronie… Chcę walczyć z tobą przeciw ciemności. — Czy tylko Harry’emu wydawało się, że w klasie nagle zrobiło się ciemniej i duszniej? Czy to możliwe, żeby w ciągu sekundy wszystko wokół nieco się rozmyło ukazując mu wyraźnie tylko wielkie oczy Greengrass? Czy może, jednak to tylko jego organizm zaczął wytwarzać dziwnego rodzaju halucynacje… Tylko dlaczego? Przecież rozmawiał tylko z Astorią.

*

Uderzenie dłoni o stół rozniosło po kuchni nieprzyjemny dla ucha huk, przez który wszyscy zamilkli. Wszyscy spoglądali na Syriusza, który tym oto czynem zwrócił na siebie całą uwagę. Remus już zdążył zapomnieć jaki to gwałtowny potrafi być Black kiedy coś naprawdę go zirytuje. A miało co. Sam był niesamowicie wstrząśnięty tym, co zobaczyli w Kuchni Zakonu Feniksa. 
Początkowo przygotowani byli na Bellatrix lub jej męża. Nawet na Śmierciożerców im towarzyszących, ale nigdy. Nigdy nie spodziewaliby się zobaczyć na własne oczy Grindelwalda!
—Możecie się opanować? — Syknął Black przez zaciśnięte zęby. Wiele osób z Zakonu spojrzało na niego spode łba. Zaraz po przybyciu intruza w towarzystwie Dumbledore’a do Kwatery Głównej zaczęli zjeżdżać się członkowie Zakonu, najwyraźniej wezwani na zebranie przez samego Dropsa. Jednak każdy z kolei, widząc w kuchni zbrodniarza i czarnoksiężnika, reagowali bardzo podobnie. Otwartym Atakiem i krzykami.  
Bo to co dziwiło Remusa, była reakcja Blacka. Syriusz jako jeden z niewielu zupełnie nie przejął się postacią Grindelwalda. Nie przejął się tym, że jest on mordercą i chciał podbić świat. O nie… Syriusza zirytował Zakon, a nie Czarnoksiężnik. 
— Zachowujecie się jak małe dzieci.  
—Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, że…
—Gellert Grindelwald siedzi w Mojej Kuchni, w Moim Domu — przerwał nieprzyjemnie Arturowi Weasleyowi Black akcentując słowo przynależności miejsca, w którym się znajdują, do jego osoby. — I to zależy ode mnie, czy chcę takiego gościa czy też nie.  
—Też mi gość — prychnęła Molly, jednak zamilkła widząc spojrzenie Blacka. Mówiło jednoznacznie, że jeszcze słowo. A to ona opuści Siedzibę Główną.
—Nie mam zamiaru wysłuchiwać waszych kłótni. Uwierzcie, mam tutaj aż nadto problemów— zacisnął dłonie w pięści. — Banda niedojrzałych bachorów nie jest mi tu do niczego potrzebna. Dumbledore przyprowadził tu go nie bez powodu, chciałbym ten powód poznać ale przez wasze krzyki i idiotyczne popisy różdżkami, tylko przedłużacie i robicie pobojowisko w tym domu. A to jedna z rzeczy, przez które Pewien Obraz — zaakcentował chłodno. — Będzie mi tu darł się na cały głos przez kolejne dwa tygodnie! — Wiele osób odwróciło wzrok. Remus nie dziwił się temu, że odczuwają wstyd, wszyscy mieli już nie przyjemność, słyszeć obelgi na swój temat od strony Portretu Matki Blacka. — Więc siadać na dupskach i cicho siedzieć. Albusie, streszczaj się. — Rzucił spokojniej po czym odszedł pod ścianę przy której stał Lupin i westchnął ciężko. Remus posłał mu jedynie przelotny uśmiech po czym tak jak reszta zwrócił uwagę na Dyrektora Hogwartu, który powitał ich po raz kolejny. Wcześniejszego powitania bowiem nie było w ogóle słychać wśród krzyków i wybuchów złości.
—...jak i zdaję sobie sprawę, że wasze wzburzenie jest wszakże uzasadnione — ciągnął spokojnie i spojrzał na Gellerta. On jednak nie zwracał na niego uwagi zaaprobowany imbrykiem do herbaty. Był to jawny blef, i nawet Remus go widział, jednak to świadczyło o tym, iż Grindelwald najzwyczajniej w świecie nie chce się odzywać nie pytany, bo mogłoby spotkać się z kolejną agresją od strony Zakonu. Wiedział doskonale z jak porywczymi ludźmi ma doczynienia. — Jednak pomoc Gellerta będzie dla nas niesamowicie istotna, kiedy wojna się rozpęta. Nie Molly, nie poradzimy sobie bez niego — dodał szybciej niż kobieta zdążyła wydobyć dźwięk z otwartych ust.  
Dumbledore przeszedł wzdłuż stołu i westchnął ciężko. Naprawdę wyglądał na zmęczonego.
—Jak ustaliliśmy na poprzednim zebraniu, nie mamy do czynienia z samym Riddlem, ale i z Królową Anastazją — oświadczył zmęczony. — To przeciwnicy z jakimi przyszło nam się zmierzyć i którzy na domiar złego mają coraz większy posłuch wśród społeczeństwa — wyjaśnił i popatrzył po wszystkich. — Naszą misją jest chronić Harry’ego i pomóc mu w pozbyciu się tego zła. Nikt inny nie może tego zrobić. Uwierzcie, ci którzy próbowali są już dawno pod ziemią lub zaraz do niej trafią. — Remus dostrzegł jak sekundowo chwycił się za swoją lewą dłoń. Na poprzednim zebraniu była czarna i schorowana. Dziś jednak wyglądała całkowicie normalnie. — Strach opanowuje ludzi , ciemność przedostaje się przez szczeliny. Otacza miasta, domy… Nawet nasze serca. — Kingsley tak jak kilku innych , odwrócił wzrok na podłogę, zaciskając dłonie w pięści. — Gdy nami raz zawładnie. Co nam pozostanie poza podporządkowaniem się? — Zapytał i zrobił chwilową przerwę. — Robimy się drażliwi, zmęczeni tymi planami, spiskami i małymi bitwami. A przecież wojna się dopiero zacznie. Wszyscy zdajemy sobie z tego sprawę. Nie możemy jej ominąć — usiadł na jednym z drewnianych krzeseł. — Gellert wykazał chęć pomocy. Powinniście być wdzięczni, że się zgodził.
— Facet siedział w więzieniu przez dobre osiemdziesiąt lat! Sądzisz, że chciałby umrzeć w celi skoro miał świetna okazję by uciec? — Prychnął Gideon Prewett, czarodziej o średniej posturze charakteryzujący się kozią bródką i dużymi ciemnymi oczami przypominającymi kamienie węgla.
—Tym stwierdzeniem, odpowiedziałeś na niezadane pytanie Prewett — spojrzenia skierowane zostały na jedyną blondwłosą kobietę w pomieszczeniu. Jedyną, ponieważ Fleur miała dziś ważne spotkanie w Gringocie, z którego nie mogłaby się wyrwać nawet gdyby świat czekała teraz apokalipsa. — Nikt nie chce umierać w ciemnej celi.  
—A ja mam już swoje lata — zaśmiał się pogonie złoto—oki mężczyzna, a wielu spiorunowało go wzrokiem. — Za stary jestem na podbijanie świata.
—Jakoś w to nie wierzę. — Warknął rozwścieczony Moody, który nie spuszczał swojego magicznego oka od postaci Grindelwalda nawet na jedną sekundę.
—I nie musisz. Jestem tutaj, bo Albus chciał bym pomógł. To wszystko.  
  —Jak na mój rozum jest tu pewien zgrzyt — Emmelina Vance była bardzo nieufną czarownicą. Na przyjęcie Syriusza za czasów kiedy to był jeszcze młodym szczylem, reagowała wielce agresywnie, z wręcz nauczycielską obserwacją jego zachowania . A była od niego starsza o zaledwie trzy lata. — Czarodziej, który wrzucił Cię do więzienia po latach, przypomina sobie o twoim istnieniu i z niego wyciąga… Czy tylko mi wydaje się to podejrzane?
—Z całą pewnością nie tylko tobie — powiedział Albus. — Jednak pragnę zauważyć, że to właśnie przez mój błąd doprowadziliśmy do tego co dzieje się teraz.
—Twierdzisz, że gdyby ten Zbrodniarz pozostał przy władzy, to Czarny Pan nawet by nie istniał?!— Podniósł głos Elfias Doge — dosyć brzydki mężczyzna o bardzo umięśnionej sylwetce i twarzy zbira, którą przyodziewało kilka blizn. —  Wolne żarty! — Prychnął. — Zawsze znajdzie się taki ,który chce prześcignąć drugiego. Mugole takich w Historii już mieli wielu. My nie jesteśmy inni. Z całą pewnością obaj walczyliby między sobą, a ty Albusie, byłbyś trzecim! — Warknął zimno a wiele osób spojrzało na niego jak na wariata. — Wszyscy trzej bilibyście się o świat — kontynuował wściekły. — Ty, by był dobry i sprawiedliwy dla wszelkiego rodzaju pospólstwa. — Och tak. Od razu było widać, że Elfias, urodził się w rodzinie Czystokrwistej. — On, by wszyscy mu byli oddani — wskazał Grindelwalda. — A Sam—Wiesz—Kto by wyplewić wszystko co mu przeszkadza i tworzyć swój porządek! — Jego mięśnie napięły się. — Nie opowiadaj więc kłamstw. To co dzieje się na świecie nie ma w rzeczywistości żadnego związku z tobą. Voldemort i tak by się narodził, i tak by powstał. I ani ja, ani ty, ani sam Merlin nic na to by nie poradził!
—Tom Riddle, był i jest czarodziejem, który może wiele osiągnąć. I osiąga. Z każdą sekundą więcej. — Znów wszyscy spojrzeli na Narcyzę, która wyprostowana i dumna, spoglądała w deszcz padający za oknem. — Krzykiem przyprawiacie mnie o migrenę. W szczególności ty Elfiasie. — skierowała sekundowo swój chłodny wzrok do czarodzieja, który opuścił zawstydzony głowę.  
Syriusz prawie się zaśmiał. Wiedział doskonale, że Elfias Doge był jednym z tych chłopaków, który dawno temu w szkole, oglądał się za Narcyzą, jednak jednocześnie niesamowicie się jej bał.  
—Trochę lekcji historii by się wam przydało — ciągnęła równym i spokojnym głosem była Pani Malfoy. — Obecny tu Gellert Grindelwald miał świetne idee na przywrócenie porządku w tym chaosie, który nazywacie Anglią. Jednak owe plany, zostały przerwane przez głupca, któremu za bardzo zaufał.
— Jak śmiesz ty…
— Molly! — Artur chwycił żonę za rękę, w której rudowłosa już trzymała różdżkę.
—Plany Grindelwalda poznał również Tom Riddle. Od wczesnej nauki pasjonowała go ta postać.
—Skąd to wiesz?— zapytał Kingsley, kobieta uśmiechnęła się tajemniczo.
— Uczeń chce przerosnąć mistrza — powiedziała w końcu. — Zawsze tak było. Walka o Wielkość i Potęgę—spokojnym i wyrafinowanym gestem schowała kosmyk włosów za ucho. 
W tej chwili nie przypominała ani Syriuszowi ani też Remusowi, tej kobiety którą była przed pojawieniem się “publiki”. Teraz była chłodną damą z dobrego domu. Zimną i surową, a do tego onieśmielającą wszystkich wokół.
—To co chciał osiągnąć Czarny Pan, i co osiągnął to najzwyklejsze podrasowanie Planów jego poprzednika. Bo on, w przeciwieństwie do obecnego tu Maga, nie miał nikogo, kto mógłby próbować mu się przeciwstawić a kto mógłby być dla niego godnym przeciwnikiem. Bo Czarny Pan wyzbył się człowieczeństwa, przez co utracił hamulce i ludzkie blokady, które nabywa każdy człowiek wraz z narodzinami. Nie czuje, więc nie ma na niego wpływu nic.  
—Nie sądziłem, że znajduje się tu tak inteligentna czarownica.
Narcyza umiała oczarować każdego jeśli tylko chciała. Syriusz wiedział to od zawsze. Sposób jej wypowiedzi, gesty, postawa, żaden czarodziej nie mógłby na nią nie spojrzeć. Tylko ona psuła to wszystko zawsze jedną, rzeczą… Charakterem.  
—Taaa. Całe życie siedziała zamknięta w bibliotece wśród sterty czarnomagicznych ksiąg, więc co się jej dziwić — mruknęła kąśliwie Emmelina Vance. — Co cię tak bawi? — Syknęła widząc przelotny uśmiech na twarzy byłej Pani Malfoy. Syriusz wiedział, że zrobiła to celowo, by tylko zadała pytanie. Bo damy zawsze odpowiadają na zadane im pytania. Tego wymaga od nich kultura.
—Tylko to, że akurat ty się odezwałaś — powiedziała spokojnie, a Black wiedział, że doda coś, przez co właśnie zawsze odstraszała adoratorów, coś szczerego do bólu. — Bo w końcu ciebie w bibliotece można było spotkać tylko gdy roztawiałaś nogi przed krukonami. — No i powiedziała. Vance zapłonęła czerwienią a Narcyza zwróciła swoje błękitne oczy ku Albusowi. — Skoro wszystko jest już jasne. Może przedstawicie nam swój plan? — Spytała cicho a Black sądził, że zacznie klaskać. Po takim przedstawieniu swojego charakteru Black najzwyczajniej w świecie zwróciła się do Dumbledore’a, jakby nic się nie działo, a Emmelina nie chciała jej zabić wzrokiem. Jakby prowadzona rozmowa, nigdy nie została przerwana. Aktorka idealna.

*
—Boże! — Terry Boot chwycił się za serce odsuwając o kilka kroków w tył przypierajac do drzwi, które chwilę temu zamknął. Po walce ze śmierciożercami był cały brudny i zmęczony. A jego wannę zajmował, nie jego współlokator a... — Bathory!  
— Bogiem nie jestem, ale miło, że masz do mnie respekt.
— Co?
— Nieważne — Ivan ziewnął i spojrzał w sufit z uśmiechem na ustach.
— Można wiedzieć co robisz w mojej łazience? — Syknął patrząc na starszego krukona leżącego w wannie pełnej wody, mając na sobie szkolne szaty. “Z dwojga złego lepiej, że ma je ubrane” przeszło mu przez myśl.  
— Ostatnio często można było cię spotkać w towarzystwie Świętej  Carrow.
— I co z tego? — Odpowiedział pytaniem nieco opanowując drżenie serca. To nie tak, że bał się Bathory’ego. Najzwyczajniej w świecie, nie przepadał za jego osobą. Starszy o rok krukon przez swój lekkomyślny sposób bycia, pozbawił ich dom dużej ilości punktów. I był jedynym Krukonem, który kiedykolwiek w historii szkoły, chodził na wagary. — Zwykłeś interesować się tą drugą… Malfoy cię nasłał? — Spytał po chwili namysłu a chłopak uśmiechnął się przelotnie.
—Czy wyglądam ci na kogoś, kto przyjmuje zlecenia tego typu?
—Niezbyt — przyznał szczerze na co Bathory wyciągnął się wygodniej w jego wannie. — Co jednak robisz w mojej łazience?
— Zastanawiam się czy mam u niej szanse — Terry zdębiał. — Oczywiście mowa tu o Carrow a nie twojej, jakże wygodnej wannie — spojrzał na niego i się uśmiechnął. — Przyszedłem zapytać, czy będziesz zły jeśli się z nią zaprzyjaźnię, z Hestią w sensie. — Znów się poprawił, choć nie musiał, Bott rozumiał  co Ivan chciał mu przez to powiedzieć. Malfoy zachowywał się w podobny sposób tylko… Ivana jednak Terry obawiał się nieco bardziej.  
— Nie jestem z nią w związku. Takiego typu pytanie mógłbyś zadać Draco.
— Mógłbym. Gdyby mi nie zniknął — machnął dłonią lekceważąco. — Czyli nie masz nic przeciwko? Zdawało mi się, że ją lubisz.
— Ona ma własną wolę i rozum. To od niej zależy kogo uzna w swoim życiu za ważnego.
— Widać, że ci zależy — Terry zamrugał zdezorientowany. Ivan posłał mu uprzejmy uśmiech po czym wyszedł z wanny chlapiąc na całą łazienkę. — Jesteś dobrym człowiekiem Bott — wyjął do niego dłoń a Terry zawahał się, ale przyjął ją, na co Ivan uśmiechnął się do niego szerzej. — Życzę wam udanej  Przyjaźni — oświadczył z dziwną akcentacją słowa, Przyjaźń. Jednak zanim młodszy zdążył się czegoś domyślić nagle poczuł jak coś ścisnęło go za serce. Ivan puścił go po czym zniknął. Zostawiając Terry’ego z poczuciem, że o czymś ważnym zapomniał. Jednak nie wydawało mu się, żeby to miało jakikolwiek związek z Hestią Carrow.

*


—Wydaje mi się, że Dafne bała się — powiedział powoli Potter patrząc na swoje buty. Kiedyś krzyczałby i zwyzywał Greengrass od zdrajców, oszustek i dwulicowych żmij. Kiedyś… Teraz już się nie denerwował słysząc, że ktoś jest śmierciożercą. Uświadomił sobie, że dokonanie wyboru stojąc przed śmiercią nie jest rzeczą prostą. Byli młodzi, mieli całe życia przed sobą, kto normalny chciałby umrzeć jeśli nawet nie dorósł? Jeśli nadarzy się okazja wielu ją wykorzystuje, żałuje później tej decyzji, jednak w momencie gdy ma się różdżkę przystawioną do krtani a śmierć czyha tuż przy tobie, wielu robi wszystko by ocalić życie. Bo się lęka. Nie tylko o siebie, lęka się o swoich bliskich, rodzinę, przyjaciół… Każdy podejmuje błędne decyzje. I nie można za to nikogo winić. — Bała się, że jeśli tego nie zrobi, zabiją nie tylko ją ale i was. — Wyjaśnił cicho, Astoria milczała. Była bardzo blada i smutna. Cierpiała, a Harry nie mógł jej pomóc.
—Tak naprawdę Dafne nie jest moją siostrą — Potter milczał. Wiedział o tym od dawna i nawet nie udawał zdziwienia tą informacją. Nie widział sensu by ją okłamywać dłużej. Bo przez te wszystkie kłamstwa właśnie wszystko się zaczęło i Potter już nie zamierzał kłamać. Bo to tylko prowadzi do zguby człowieka.— Jednak mimo wszystko jesteśmy rodziną. Wychowałyśmy się razem i nie wyobrażam sobie, że nagle ją utracę— szepnęła cicho. — Wiem, że popełniła błąd, wiem, że się bała. Jednak wiem też, że jeśli następnym razem Czarny Pan będzie czegoś od niej wymagał, a ona nie podoła to ją utracę już na zawsze — zgarbiła się mocno. — Nie chcę by cierpiała... Nie chcę by ktoś ją zranił! — Włosy opadły na jej twarz zakrywając to, że dziewczyna płacze. Potter spoglądał w jej postać i czuł  się jak najgorsza kanalia.  Story go potrzebowała. Chciała wsparcia, pomocy, przyjaciela. Za to on nie potrafił spełnić jej oczekiwań. Bo zwyczajnie nie mógł. Nie chciał żeby ktoś cierpiał z jego winy. A wojna zaraz się zacznie... Nie może mieć przyjaciół.
Siedzieli milcząc. Nic więcej. Cisza zapanowała wokół... Czas zwolnił a Harry dostrzegł, że jego dłoń lekko dotyka jej drobnej rączki. Nie chciał by cierpiała.  Musiał ją chronić tyle ,że ona sama twierdziła, że nie chce ochrony... Nie chce bezpieczeństwa tylko walki o nowe jutro. Że nawet jeśli jej zabroni to za nim pójdzie…
Zawahał się.  Nie pierwszy to raz. Ale powoli ujął jej dłoń i splótł ich palce. Może to był błąd.
—  Chcesz? —  Może nie powinien tego mówić. Może Story faktycznie powinna być teraz sama? A może nie. Nie wiedział. Ale gdy uniosła do niego swoje wielkie zapłakane oczy nie myślał o tym co by było gdyby. Nawet nie chciał. Bo w tej chwili jego umysł zaćmiła bardzo nieprzyzwoita myśl, którą pragnął spełnić. Teraz.






Powrót!
Co o nim sądzicie? Dziękuję za komentarze jak i za to , że jesteście! To wiele dla mnie znaczy.
Pozdrawiam wszystkich  serdecznie!
Dorothy

6 komentarzy:

  1. Cześć, cześć!
    Tak, tak. Masz nową stałą czytelniczkę :D
    Ogółem to zaklepuję sobie tutaj miejsce, ażeby skomentować całe opowiadanie, gdy już dotrę do tego rozdziału (bo jeszcze mi trzy zostały do przeczytania). Skusiłam się przeczytać ostatni fragment tegoż postu i jestem cała w niebie. Tak, I'm fanka Hastorii (Hastoria? Tak się nazywa Harry/Astoria?). W każdym bądź razie: Jestem, melduję się i niedługo wrócę z pełnym komentarzem! Tylko cierpliwości xD
    Do zobaczenia!
    CanisPL

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, hej!
      Jestem w końcu, skończyłam czytać wszystkie rozdziały i jestem gotowa w pełni skomentować całe opowiadanie! Cholernie się ucieszyłam te dwa dni temu, gdy widziałam, że dodałaś nowy rozdział. Może przejdę od razu do rzeczy.
      Hmm, osobiście to mi smutno, że Draco musi zniknąć. Zapewne znajdziesz jeszcze na niego miejsce, aczkolwiek już nie będzie grał głównych skrzypiec, jak wcześniej. Coś się zaczyna, a coś kończy. Obserwowałam tę rozwijającą się relację pomiędzy nim a Harrym przez ostatnie 38 rozdziałów, i mogę szczerze przyznać, że ścisnęło mi się serce, gdy dowiedziałam się, że Draco odchodzi z Hogwartu. Już nawet nie ze względu na Hestię, do której poźniej przejdę, a Harry’ego. Bo jakby się tak nad tym zastanowić, jest strasznie samotnym chłopakiem. Mogę się wręcz pokusić o wyznanie, że oprócz Malfoya to on nie miał żadnych przyjaciół. Co prawda Potter miał jeszcze Hestię, Zabiniego i od niedawna Hermionę, ale to nie to samo. Nie czuję tej bliskości pomiędzy postaciami. Z Hermioną przyjaźń nie będzie taka głęboka jak kiedyś, ponieważ „przerwa”, jaką mieli, na pewno wpłynęła znacząco na relację. Hestia i Blaise… cóż. Nie cierpię Hestii, od połowy opublikowanych rozdziałów mnie irytowała (a szczególnie ten romans pomiędzy nią a Harrym… ugh). Kobieta nie znajdzie we mnie kamrata za żadne skarby. Zaś Zabini zaczął wzbudzać we mnie litość, gdyż przez Cassy i to stwierdzenie, że w sumie nie ma żadnych przyjaciół, ścisnęło mi się serce. W każdym bądź razie, uważam, że bez Draco Hogwart nie będzie taki sam. Tak samo wszystkie postaci zmienią się przez jego nieobecność. Ogółem to jego zniknięcie na pewno wywoła niemałe zamieszanie.
      Matko Boska! Do całej wojny dołączyłaś jeszcze Grindelwalda! Haha, to się będzie działo. Już widzę, jak pomaga Zakonowi :’) Dumbledore wsadził go na osiemdziesiąt lat do więzienia, i teraz niby ma pomagać Jasnej Stronie? Coś mi się to nie widzi. Do cholery, był jednym z najpotężniejszych czarnoksiężników. Czarnoksiężników! Na pewno nie podda się bez walki o swoje prawa (tj. dowodzenie w bitwach, doradztwo w polityce, nauka czarnej magii). Zaufanie mu było ryzykowne.
      Jednym z pozytywniejszych aspektów tego opowiadania jest to, że nie zrobiłaś nagle ze Ślizgonów dobrych czarodziejów, którzy od czasu do czasu przypominają sobie, że przecież są sprytni. Jak to bywa w innych opowiadaniach „Harry w Slytherinie”, Potter od razu zaprzyjaźnia się ze Ślizgonami, zaś u ciebie jest wręcz przeciwnie – chłopak musi walczyć o swoją reputację i stosunki z nimi. Naprawdę jestem z tego zadowolona. Wykreowałaś takiego Harry’ego (trochę ciapowatego), o którym dobrze się czyta, tak samo jak o perypetiach Ślizgonów. Ogółem to, że nie skupiłaś się wyłącznie na Potterze, a również na innych postaciach, było dobrym pomysłem. Dobrze nakreśliłaś fabułę, relacje, które są tak porypane, że aż głowa mała.
      Pamiętam, że w czasie czytania wiele razy miałam takie „eee…?”. Zdarzało się, że nie rozumiałam niektórych sytuacji. Były źle napisane, to z pewnością. W całym opowiadaniu występowała, nie ukrywajmy, masa błędów, poczynając na ortograficznych, poprzez interpunkcyjne, następnie składniowe, kończąc na gramatycznych. Często zmieniałaś czas przeszły na teraźniejszy, co wybijało z rytmu. Niekiedy zapominałaś o niektórych wątkach, aczkolwiek teraz ich nie wypomnę, gdyż przez wiele innych zatarło mi się w pamięci.
      Cóż, co do rzeczy, które mnie ogromnie interesują: jak to się podzieje z Narcyzą i Evanem? Odniosłam wrażenie, że przy rozwodzie w pewnym momencie Narcyza się zawahała. I te „motylki w brzuchu”, gdy spojrzała na Lucjusza… no no, coś tu nie gra. Jak tak dalej pójdzie, że Evan będzie opętywał Syriusza, to jak Boga kocham, Zakon będzie miał niemały problem.

      Usuń
    2. No i to, na co oczekują wszyscy czytelnicy: Hastoria! Harry i Story to jeden z najlepszych niewydarzonych pairingów w tym opowiadaniu. Miałam ochotę trzasnąć w łeb Hestię, gdy ta przyjaźniła się z Harrym. Srsly, nie lubię tak bardzo bliźniaczek Carrow, iż z wielką chęcią oglądałabym, jak umierają. A Hestia dodatkowo przeszkadzała w zejściu się Harry’ego i Astorii :’) Oczywiście wiem, że to nie takie proste, ale no… Hestia tylko zawadza :)
      Jeju, Harry i Syriusz… Nie sądzę, aby ich pierwsze spotkanie było takie miłe. Koniec końców Syriusz go wystawił. To miało swój cel, bo tak powiedziała Cassy, ale denerwuje mnie to, że wszyscy słuchali się jej jak bogini, samym nie próbując walczyć z losem. Heloł, każdy obudził się dopiero po jej śmierci, że muszą zmienić przyszłość, by nie skończyć jako żałosne podludki, które nic nie znaczą dla historii? To również mnie denerwowało. Ta cała świętość Cassy i Hestii, ta otoczka niewinności. Ale wracając do Syriusza – Harry’ego na pewno zabolało, iż chrzestny tak po prostu go wystawił. Na pewno nie zaakceptuje wyjaśnienia, że kazali mu trzymać się z daleka. Syriusz spierdolił po całej linii, a teraz musi użerać się z nieznośnym chrześniakiem, który zbyt szybko mu nie przebaczy.
      O, co do wątków zapomnianych. Harry podpisał się w księdze, w której zobowiązywał się, że będzie prawdziwym Ślizgonem. Gdyby nie to, że wcale tak nie jest, może i bym to pominęła. Ale kurde, gdzie Harry Ślizgon? Potrzebuję go takiego, a nie Harry’ego Gryfona.
      Na koniec życzę ci powodzenia w pisaniu. Fabuła jest świetnie prowadzona, lecz przydałaby ci się beta. Proponuję zajrzeć o tutaj: http://betowanie.blogspot.com/ Oprócz tego, tekst czasami nieprzyjemnie się czyta ze względu na brak wyraźnych akapitów oraz źle napisane dialogi. Z dialogami chodzi mi o to, że często stosujesz dywiz niżeli pauzę. Dywiz używa się do wyrazów łączonych, tj. czarno-biały, Bielsko-Biała czy czary-mary. Pauza służy do zapisywania rozmów, jak na przykład:
      — Hej, Piotrek!
      — Och, cześć!
      No i tyle. Akapity proszę rób, pauzy zamiast dywizów, dobra beta i opowiadanie będzie cycuś glancuś.
      Pozdrawiam i weny życzę!
      CanisPL

      Usuń
    3. Nie wiem co napisać...

      CanisPL w ciągu tych kilku dni (choć może tygodni), w których pojawiłaś się na moim blogu, jako aktywna czytelniczka, sprawiłaś, że się wzruszyłam. Naprawdę.

      Już dawno planowałam porzucić tą opowieść. Czułam, że nie powinnam brać się za coś na czym się nie znam. Z natury jestem artystką, nie pisarką. Nie znam się zbyt dobrze na gramatyce, interpunkcji i reszcie rzeczy, które są potrzebne do pisania dobrego opowiadania... jednak mam masę pomysłów. To opowiadanie było ujściem moich myśli, przemyśleń i hipotez... Chciałam, się nimi podzielić z innymi. To wszystko... ale w międzyczasie wiele rzeczy się pozmieniało. Zaczęłam się wkręcać w to wszystko, zaczynać zwracać uwagę na statystyki, liczbę czytelników, komentarze...
      Gdy zrezygnowałam z jednej, a później drugiej bety, całość zaczęła upadać. Zdawałam sobie sprawę z tego, z każdym kolejno dodanym rozdziałem, które kiedyś, miały po tysiąc wyświetleń, teraz ledwo trzydzieści. To nieco mnie podbiło, ale nie przestawałam ciągnąć tego ponieważ zwykłam kończyć to co zaczęłam.
      Z każdym dniem chęci miałam coraz mniej... do czasu aż pojawiłaś się na moim blogu. Komentowałaś stare posty, pisałaś wiele miłych, jak i szczerych rzeczy. To sprawiło, iż mnie ocaliłaś przed przedwczesnym zakończeniem mojej roli w "karierze" blogerki i pisarki, więc chcę Ci podziękować za to, że jesteś! Bo to naprawdę wiele dla mnie znaczy.

      Co do tematów, których podjęłaś się w trakcie komentowania mojego opowiadania...

      Hastoria? Naprawdę siedziałam, w fotelu przez kilka minut i się śmiałam. Nie sądziłam, że stworzyłam parę godną swojego zdrobnienia! Jest to naprawdę miłe, i cieszę się, że podoba ci się to zestawienie. Choć... ja również lubię Toukę.

      Draaaacooo. Nie trudno zgadnąć, że jest jedną z najbardziej lubianych przez moja osobę postaci. (Tak wyznaję ciemną stronę mocy!) Naprawdę ciężko było mi sprawić, iż jego rola się skończy. W końcu wielu z nas czyta opowiadania głównie ze względu na jego postać... ludzie lubią Malfoya. A ja bezczelnie go usuwam... choć, jak trafnie zgadłaś, wróci. Nie w bliskiej przyszłości, ale wróci.

      Narcyza + Evan + Lucjusz = wielka eksplozja kłopotów!

      Od początku opowiadania pojawiał się ten tajemniczy typek. Evan Rosier, wymieniony przez Jo. w książce zaledwie kilka razy sprawił iż (tak jak w przypadku kilku... kilkunastu innych postaci) postanowiłam go nieco nakreślić. Sprawić, że nie jest tylko imieniem i nazwiskiem wymienionym gdzieś w trakcie książki, o którym wszyscy szybko zapomną.

      Tu pojawił się w mojej głowie pomysł... nieco zwariowany, ale możliwy do ukazania. Włożyć Evana do związku rodziców Malfoya. To trochę jakby ktoś kazał zjeść komuś lody potem łyżkę cynamonu i popić wódką. Nic dobrego z tego nie wyniknie. (piękne porównanie, czyż nie?!)

      Czy Evan Rosier będzie opętywał Syriusza? hmm... jest to bardzo możliwe, ale nie zdradzę szczegółów. Chcę zachować nieco tajemnicy co do tego wątku.

      Grindelwald! Och, na Merlina, jak ja chciałabym przeczytać ksiażkę tylko o jego postaci! (zdecydowanie wolę Ciemną Stronę Mocy!).
      Nie chcę mówić naprzód co się wydarzy ale... Bingo!

      Nie lubisz bliźniaczek... nie ty pierwsza i nie ostatnia. Jeśli Cię to pocieszy powiem tyle, że twoje życzenie się ziści... nie konkretnie tak jak tego pragniesz, ale mniej więcej to się stanie. W końcu... każda rola się kiedyś kończy.

      Jeśli miałabyś jakieś pytania, pisz śmiało!
      Jeszcze raz dziękuję Ci za to, że jesteś!

      Pozdrawiam!
      Dorothy!



      PS.
      DO TRZECH RAZY SZTUKA!
      Po twoim poście zgłosiłam się z prośbą o pomoc do pewnej bety. Mam nadzieję, że się zgodzi mi pomóc.












      Usuń
    4. Ooo. To jedna z najbardziej wzruszających odpowiedzi, jakie dostałam :D Do napisania dobrego opowiadania nie jest potrzebna znajomość ortografii, interpunkcji czy gramatyki. Można znać te trzy rzeczy idealnie, ale to nie oznacza, że opowieść będzie dobra. Liczy się pomysł i to, w jaki sposób go zrealizujesz. Jak każdy autor pragniesz uwagi, i to zrozumiałe. Komentarze karmią wenę.
      Wow, miałaś tysiące wyświetleń. Moim jest co najwyżej 800, ale to w poście z top 10 fanfiction. I jak się nad tym dłużej zastanowić, to właśnie dzięki top 10, nieważne kogo, opowiadania zyskują rozgłos. Radziłabym ci zgłosić się na kilka Katalogów, to też znacznie pomaga.
      Też lubię Toukę, no ale Astoria jest lepsza. Bez urazy, oczywiście xD
      Ciemna strona mocy najlepsza! Też jestem fanką Ślizgonów (hyhy, Tiara mnie przydzieliła do Slytherinu), dlatego strasznie się ucieszyłam, że znalazłam o nich opowiadanie. A Draco jest cudowny <3 Plasuje się na drugim miejscu ulubionych postaci. Pierwszą jest Syriusz. W sumie każdego z czystokrwistych rodzin lubię, a moimi ulubieńcami są rodziny Black i Malfoy :D
      Czemu akurat Syriusza opętuje? ;-;
      Och, widzę, że opowiadanie nie będzie miało happy endu. Tak na dobrą sprawę to dobrze, bo wolę sad endy. Bardziej zostają zapamiętane.
      Hmm, jak beta się nie zgodzi, ja mogłabym pomóc ci w betowaniu rozdziałów. Nie jestem żadnym profesjonalistą, sama czasami popełniam błędy, ale lubię poprawiać teksty. A jako iż są wakacje i mi się nudzi, to z chęcią zacznę betować :D
      Pozdrawiam! ^^
      CanisPL

      Usuń
  2. Super rozdział 💕💕💕

    OdpowiedzUsuń