czwartek, 6 września 2018

Touka - Tata będzie dumny cz.1

Rozdział objaśniający Touka łączy się z rozdziałem Draco


Ostatnio wiele się mówi o dziewczynce w czerwonej sukience. Jednak skąd właściwie się wzięła? Dlaczego zaczęła się liczyć? Co sprawiło, że nagle oczy całego świata spoczęły tylko i wyłącznie na niej? Zaraz wam o tym opowiem. Choć nie wiem, czy będzie to opowieść, na jaką liczycie. Bo jedyne, czego pragnęła, to być dumą swojego ojca.


— Touka Kirishima. — Dziewczyna odwróciła się i zobaczyła przed sobą postać ciemnowłosej czarownicy. Znała ją z przeszłości, choć nieczęsto miała z nią styczność. Matka Notta nigdy nie udzielała się w towarzystwie, zwykle jak cień przenikała wśród gości na przyjęciach, bardzo szybko wtapiając się w tło. Często tak szybko, że czasami Touka zastanawiała się, czy aby jej się nie przywidziało. W domu Notta rzadko można było ją spotkać. Nie mówiono o niej, właściwie Touka często miała wrażenie, że jej tam nie ma. Nott też nie wspominał o matce zbyt często… W ogóle o niej nie mówił. Skinęła głową na powitanie. Brunetka omiotła ją spojrzeniem, a jej oczy utknęły na ustach dziewczyny. Touka dostrzegła ten moment, gdy odrobinę za długo się w nie wpatrywała. Była na tym punkcie bardzo wyczulona, więc dostrzeżenie przekroczenia umownej sekundy bardzo ją drażniło. — Dobrze się bawisz? — zagadnęła, odwracając wzrok na salę pełną ludzi. Touka skinęła głową i również rozejrzała się po rozpromienionych twarzach. Były Walentynki, święto miłości, a jednocześnie rozdanie nagród Młodych Wielkich. — Cieszy mnie, że zaprosiłaś na to przyjęcie Theodora, z pewnością jest to świetny odpoczynek w ciągu roku szkolnego. — Pani Nott mimo uprzejmego tonu nie brzmiała na zachwyconą ani nawet radosną. Było w jej głosie coś niepokojącego, co samo dawało poczucie, że to, iż jest tu z jej synem, wcale nie jest odpowiednie. — Długo to już trwa, mam rację? Theodor rzadko o tobie mówi, a przecież jesteś naprawdę piękna… I te osiągnięcia. Musisz mieć wielką moc. — Jej ton był niepokojący. Rozejrzała się, nigdzie nie było Notta. — Widziałam ostatni turniej… To nie była biała magia. — Dziewczyna zwróciła uwagę na kobietę, która świdrowała ją spojrzeniem. — Opanowanie tych zaklęć to nie lada wyzwanie dla wyszkolonego czarnoksiężnika, skąd tak rozległe umiejętności mogły wziąć się u dziecka? — Touka nie zamierzała brnąć w tą rozmowę… Pani Nott jednak nie miała zamiaru zostawić jej samej. A Theo przepadł. — Ojciec musi być z ciebie naprawdę dumny.
 Po trzech latach zwycięstw w końcu wywalczyła sobie tytuł godny Złotego Dziecka. Przynajmniej tak mówił ojciec, a ona przytakiwała, starając się zagłuszyć w swoim umyśle wszystkie myśli kierujące się do prawdziwego Złotego Dziecka. Chłopaka w okularach, który w ciągu tych trzech lat ocalił Hogwart przed Voldemortem, odkrył Komnatę Tajemnic, uratował Ginny Weasley i zdołał wpisać się na karty historii jako najmłodszy uczestnik Turnieju Trójmagicznego. Dziewczyna poprzysięgła sobie, że jeśli Harry Potter wygra ten konkurs, to pójdzie do niego i rzuci mu wyzwanie. O tak. Wtedy okaże się, kto naprawdę jest najlepszy… Ale tylko czasami tak myślała, później porzucając te podłe myśli zazdrości. Harry Potter był Wybrańcem, nie ona. I chyba tylko ojciec wciąż upierał się, że jest inaczej.
“Czego pani chce?”
— Rozmowa przez legilimencję bez wtargnięcia do wspomnień… Naprawdę jesteś zdumiewająca — uśmiechnęła się chłodno. — Tak mnie zastanawia… Chciałbyś wstąpić do organizacji, która wykorzysta twój talent tak jak należy? A ty w końcu udowodnisz światu, kto jest tak naprawdę dzieckiem z przepowiedni. — Uśmiechnęła się do niej wyjmując dłoń w jej stronę. Touka obejrzała się za ojcem. Marzył o tym, by to ona była Złotym Dzieckiem… Nie Harry Potter. Spojrzała na dłoń pani Nott, po czym powoli ją przyjęła. I od tego zaczęła się ta historia. To co miało być początkiem, stało się drogą ku końcowi. Drogą, z której nie można było zawrócić.

*
Po raz pierwszy pragnienie zadowolenia ojca pojawiło się 1983, kiedy świat zaczął mieć inne barwy. Cudowne wejście rozumu w świat kukły, jaką jest dziecko. Tak to nazywała czarownica, której książkę przeczytałam kilka lat później. Jednak to nie jest istotne, skupiamy się na wydarzeniu, które miało miejsce.

Touka siedziała na blacie białego stołu, w białej jak śnieg sali, nie było tu kolorów innych poza białym, nawet lampa świeciła jasnym blaskiem, bardzo nieprzyjemnym dla oka. Dziewczynka machała nogami w powietrzu, i tak nie mogąc dotknąć podłogi. Zastanawiała się, dlaczego tatuś jest taki zmartwiony. I dlaczego zabrał ją do takiego dziwnego miejsca. Nie czuła się tu dobrze, było za jasno.
— Ma trzy lata, a nie wydobyła z siebie jeszcze żadnego dźwięku — słyszy głos taty, który mówi to ładnej ciemnoskórej czarownicy. Touka często widuje tę panią, jednak w domu, gdzie wygląda o wiele bardziej sympatycznie niż tutaj. — To nie jest normalne. — Normalne… Touka spojrzała na swoje ładne buciki z kokardkami, powtarzając sobie : “nie… normalne… nienormalne. Dlaczego tata… mówi… że jestem nienormalna?”
— To delikatna sprawa — mówi kobieta, przeglądając jakieś dokumenty. — Według dokumentacji Touka jest ponad przeciętnie obdarzona magią. Jej wyniki są podwójnie dobre. W życiu nie widziałam dwóch setek w skali Arusa u dziecka. Sprawny dorosły niekiedy tyle nie ma. Czarodzieje rodzą się zwykle z magią na granicy 50-80, z biegiem lat ona rośnie.
— Nadzwyczajna? — zapytał ojciec, a Touka uniosła głowę, czując jak tatko na nią patrzy. Uśmiechnęła się, on jednak on tego nie zrobił, wyglądał jakby nad czymś intensywnie myślał.
— Nie. Po prostu uzdolniona. — Mówi kobieta, a twarz ojca wyraża ulgę. — Nie odnotowaliśmy na jej ciele żadnych znaków przynależności do tamtej grupy. Jednak coś musiało pójść nie tak. — Zamilkła na chwilę i również spojrzała na Toukę. Dziewczynka nie lubiła, gdy wszyscy ją oglądali, źle się wtedy czuła. — Nigdy nie mówiłeś, co się stało z Aurorą. — Zaczyna powoli czarownica, ostrożnie dobierając słowa, jakby obawiała się ostrej reakcji ze strony jej taty. Dziewczynka nie widziała, żeby tatuś kiedykolwiek był zły. Był nostalgiczny i smutny, ale nie wściekły. Nigdy. — Urodziła Toukę całą i zdrową, sama też wyszła z tego bez szwanku… Co się stało? A raczej. Czy ma to związek z Touką?
— Ma — odparł krótko tata i podszedł do córki, chwytając ją na ręce. — Nie umiesz przywrócić jej głosu? — Zapytał, nie wracając do tematu.
— Przykro mi… Jest niema.

*


Pani Nott odeszła gdzieś w tłum. A Touka mimo usilnych prób nie umiała jej odnaleźć. Najpewniej starsza czarownica wykorzystała jedną ze swoich licznych sztuczek, by wtopić się w tło. Kirishima spojrzała na swoją dłoń i zmarszczyła brwi. Mama Theodora nie powiedziała jej zupełnie nic o organizacji, do której należność jej zaproponowała. Po prostu odchodząc zaraz po ”zawarciu paktu”.
— Kochanie, wszystko w porządku? — Touka spojrzała na swojego ojca, który przy niej przystanął i uśmiechnęła się przytakując, a dłoń nieświadomie schowała za plecami. — Theodor szedł na górę. Pójdź po niego, za dziesięć minut zaczyna się część taneczna, miałem nadzieję zobaczyć was razem na parkiecie. To w końcu twój wieczór. — Oświadczył, wskazując dłonią w której trzymał szklankę brandy. Kirishima skinęła głową, po czym odeszła. Nie chciała tańczyć. Nie lubiła… Ale ojciec będzie szczęśliwy, gdy to zrobi. Tak… To jej wieczór. Będzie idealny. Taki jak chce tata… A po gali wyjdzie z Theo gdzieś na spacer. Z dala od ludzi i głośnej muzyki. Z dala od fałszu, jaki ją tutaj otaczał. Z dala od tych, którzy mówią.

Dawno o tym nie myślałam, ale przypomniałam sobie, kiedy pierwszy raz dobyłam różdżki.

Minęło pół roku od wizyty u pani Zabini, Touka teraz już wiedziała jak nazywa się jej pani magomedyk, a jednocześnie przyjaciółka ojca. Ponoć miała również syna w jej wieku, ale nigdy go nie przyprowadzała. Różdżkę zdobyła całkiem prosto, na stojaku na biurku taty zawsze leżała jakaś różdżka, nie używał jej nigdy. Wejście do środka i zabranie jej nie było czymś specjalnie trudnym. Wystarczyło wdrapać się na krzesło i już… Różdżki są śmieszne. Macha się nimi tam i siam, a one robią fajne sztuczki.
Dziewczynka zeskoczyła ze stołka i zastanowiła się przez moment. Często obserwowała tatę jak to robił. Spojrzała na plik kartek i uśmiechnęła się radośnie, po czym wymierzyła w nie różdżką… Obrót i trach… "Wingardium leviosa" rozsypały się po biurku. Dziewczynka obejrzała się za siebie z obawą, że tatko zaraz tu wpadnie. Jednak tak się nie stało. Podeszła do kominka i zastanowiła się nad sposobem, jakim tatuś robi ogień. Tatuś nie mówił na głos zaklęć, ale niektórzy jego znajomi już tak. Nie mogło być to aż tak trudne. “Incendio”, pomyślała wykonując szybkie kółko w stronę kominka, a potem odskoczyła szybko, kiedy z czubka różdżki wydobył się olbrzymi strumień ognia. Wpadła na krzesło, które przewróciło się, w efekcie czego narobiło wiele hałasu. I w mniej niż sekundę w środku pojawił się jej tata.
— Touka, ile razy mam ci mówić nie wchodź do gabinetu sama! — powiedział, klękając przy niej i postawił na nogach, otrzepując jej kolana. — Możesz zrobić sobie krzyw… — zamilkł, patrząc na to, co ma w ręce, a jego twarz pobladła. Touka wiedziała, że nie można brać różdżki, bo jest jeszcze za mała. Tatko powtarzał, że dzieci swoją pierwszą różdżkę otrzymują w wieku jedenastu lat. Młodsze mogą czarować jedynie na treningach magicznych, gdzie dostają różdżki przystosowane do ich małych ciał tak, żeby nikomu nie zrobić większej krzywdy niż połamane kończyny. Powtarzał to i tłumaczył bardzo często. Że nie może dotykać różdżki… Złamała zakaz. Chyba nie będzie deseru.
Jednak pan Kirishima nie zabrał jej różdżki. Obejrzał się za siebie w stronę kominka, w którym wciąż palił się ogień. Musiało to być dziwne w środku lata… Pewnie dlatego zwrócił na to uwagę.
— Niewerbalne… Użyłaś zaklęcia Incendio? — zapytał, wracając wzrokiem do jej oczu. Touka powoli skinęła głową, tatko brzmiał dziwnie groźnie, jednak kiedy potwierdziła, jego twarz się rozjaśniła. Touka nie rozumiała dlaczego tak było, ale cieszyła się, że uszczęśliwiła tym tatka.

*
Przeszła przez salę i wyszła na korytarz, gdzie odetchnęła głęboko. W pomieszczeniu gdzie wydano galę, było niesamowicie wręcz duszno. Będąc w środku tego nie czuła, teraz jednak powietrze stało się lekkie i orzeźwiające. Tam, mimo wielkości pomieszczenia, było parno i ciepło. Za ciepło. Odgarnęła za ucho niesforny kosmyk opadający na jej twarz i rozejrzała się za schodami. Niestety stąd nie było ich widać. Musiała pomylić wyjścia. Były trzy… Jedno prowadziło na schody, drugie na ulicę a trzecie do kuchni. Nie było tu schodów.

— Uciekasz przed tłumem? — Usłyszała i obejrzała się za siebie. Przy wyjściu stał pan Malfoy, trzymając w dłoni swoją smukłą drewniana laskę. Pokiwała głową.
“Szukam Theodora. Tata powiedział, że poszedł na górę” — wyjaśniła. Lucjusz dotknął się w czaszkę, robiąc minę, jakby rozbolała go głowa, jednak po chwili uśmiechnął się do niej i wskazał laską drzwi na końcu korytarza.
— Za nimi są schody. Nott z pewnością będzie na dachu. To jedyne miejsce, które otwierają na czas trwania gali. — Wyjaśnił spokojnie, po czym obejrzał się za ludźmi w sali. — Nie bądźcie tam długo. Minister Magii napominał coś o tym, że pilnie chce z tobą porozmawiać. Wiesz, jaki jest Knot, musi się ponapawać tym, że zna sławnych ludzi — machnął ręką, a Touka uśmiechnęła się radośnie i przytaknęła z rozbawieniem. Minister Magii faktycznie był… psem na sławę. Pan Malfoy był ponad niego, Touka zastanawiała się czasami dlaczego to nie on jest Ministrem Magii. Lucjusz miał smykałkę do interesów i była wręcz pewna, że mógłby wiele osiągnąć, będąc na tak wysokim stanowisku. Może nawet udałoby mu się przepchnąć ustawę o zlikwidowaniu Urzędu Niewłaściwego Użycia Produktów Mugoli, które było przecież zupełnie niepotrzebne. Dziewczyna cieszyła się, że poznała pana Malfoya, był naprawdę wybitnym czarodziejem.
— Tutaj jesteś. — Oboje spojrzeli na elegancką blondynkę, która właśnie do nich podeszła. Touka szanowała Malfoyów, jednak nigdy nie polubiła matki Draco. Była… lalką. — Reporterzy z Proroka chcą znać twoją opinię na temat zamieszek podczas Mistrzostw Świata w Quidditchu. — Mówiąc to skrzywiła się lekko. — Nie chcą dać się spławić, więc jeślibyś mógł…
— Oczywiście, kochanie. Wybacz, ale musimy już iść — oznajmił Touce i skinął jej głową, ona odpowiedziała mu dokładnie tym samym, odprowadzając ich wzrokiem w kierunku sali, na której odbywała się gala. Gdzie to oboje nagle stali się małżeństwem idealnym. A przez jej głowę przeszła myśl, że państwo Malfoy muszą być bardzo dobrymi aktorami, skoro potrafią udawać prawdziwą miłość. Odwróciła się i poszła w stronę schodów. Musiała znaleźć Theo.

A skoro już o Malfoyach mowa! Właśnie sobie przypomniałam swoje pierwsze spotkanie z Draco. W sumie zabawna historia, bo...

W wieku pięciu lat nie miała konkurencji w swojej grupie wiekowej. Trochę ją to martwiło, bo na treningach się nudziła. Dziewczynki nie chciały z nią walczyć, bo była za silna. Ćwiczyła już ze starszymi, ale okazywało się, że one również nie są na tyle dobre, by jej dorównać. Touka nie wiedziała dlaczego tak było, rzucała dokładnie takie same zaklęcia jak one, tylko jej klątwy nie wyglądały w ten sam sposób. Kiedy ona rzucała Drętwotę, pocisk światła był o wiele większy i szybszy niż od nich, czasami miała wrażenie, że nieświadomie mnoży zaklęcie, żeby było takie wielkie. Jednak tylko czasami. Tata mówił, że jest gotowa na turniej. Jednak ona nie czuła się gotowa. I jak się okazywało, nie była. Dwa razy została zdyskwalifikowana za brak współpracy. Nie umiała pracować w grupie, tak jak jej rówieśnicy. A turniej polega na pracy w parze… Nie mogła pracować w parze. Ludzie ją ograniczali, zawadzali. Sama da sobie przecież radę… Tata powtarza, że jest najsilniejszą dziewczynką na świecie. Nie twierdziła, że tak jest, ale wiedziała, że jest najsilniejsza w ich hali treningowej. Nawet Brita, najstarsza z uczennic jej ojca, jest tylko słabą blondynką.
Blondwłosa dziewczyna odleciała w tył, ugodzona jej klątwą i przeleciała do sali treningowej chłopców. Mijając drzwi tylko dlatego, że ktoś je wcześniej otworzył.

— Powaliło cię!? — wrzasnęła Brita, wstając. — Miała być roszada!

— Przecież była — powiedziała Ginny Weasley stojąca pod ścianą, która patrzyła na wzburzoną blondynkę z rozbawieniem. — To ty za późno zareagowałaś na zaklęcie Touki. Miało być na trzy. I było. Już koniec? — spytała, patrząc na Benedicta, który założył dłonie na klatce piersiowej i spojrzał na nią z oczekiwaniem.

— Touka… była? — zapytał ojciec. Touka przytaknęła. Benedict pokiwał głową i machnął ręką, co oznaczało zakończenie zajęć. Wszystkie poszły do szatni. Touka natomiast wyszła z kręgu i poszła napić się wody, zmęczyły ją te gierki. Usiadła na ziemi koło swojej torby.

— Tak… To jest Touka. Poznajcie się — usłyszała głos ojca i drgnęła zdziwiona tym stwierdzeniem, z kim miała niby się poznać. Uniosła wzrok i zobaczyła chudego, bladego chłopca o prawie białych włosach i uśmiechnęła się chłodno. Konkurs drużynowy... — Poczekaj tutaj, chłopcze, muszę pójść po papiery, które podpiszą twoi rodzice, jeśli się zdecydujesz.

— Proszę pana?

— Tak?

— Dziewczynki i chłopcy nie powinni być sami w pokoju.

— Nie dłużej niż trzydzieści minut. Do tego czasu wrócę. — Roześmiał się, po czym odszedł, zamykając za sobą drzwi. Chłopak westchnął zirytowany, Touka nie rozumiała skąd ta złość, przecież nie musi z nią walczyć. Więc nie złamie sobie żadnej kości…

— Malfoy. — Touka uniosła wzrok do Ginny Weasley, stojącej przy wejściu do szatni. Dziewczynka trzymała zeszyt w dłoni, przez co Kirishima skrzywiła się, nie lubiła kiedy ktoś się nad nią litował. A Weasley bardzo często to robiła. Żałosna dziewczyna. Nawet nie potrafiła wyczarować porządnej Drętwoty… Rzuciła chłopakowi ów zeszyt z ołówkiem, po czym skierowała się znów do szatni. — Przyda ci się — powiedziała tylko i wyszła, zamykając za sobą drzwi. Chłopiec nazwany Malfoyem zmarszczył brwi, patrząc na przedmioty podejrzanie.

— Wiesz o co jej chodziło? — zapytał i podszedł do niej, Touka chciała się zaśmiać. Ciekawiła go jego reakcja. Jeszcze nie rozmawiała z chłopcem. Ci, z którymi bywała w parze nie starali się z nią rozmawiać w jakikolwiek sposób. — Co cię tak śmieszy? — zastanawiała się, kiedy zorientuje się, kim ona jest. Był na sali treningowej jej ojca. Musiał wiedzieć, że ona nie umie mówić. W końcu wszystkie dziewczynki to rozpowiadają wszędzie. Głupie jędze. — Świetnie — mruknął, siadając obok i popatrzył w sufit. — Czyli lubisz się bawić w ciszę? Dobra. Też potrafię… Tyle że to niczego nie zmieni. Mamy być razem w drużynie na jakichś zawodach. — Chyba jednak nie wiedział. Wypuściła powietrze z ust i zgarbiła się. Nie lubiła tego tłumaczyć. — Trener powiedział, że nie umiesz walczyć w drużynie. — Skrzywił się lekko, a następnie podrapał się w głowę i westchnął jakby zrezygnowany. — Mam tak samo. — Spojrzała na niego zdziwiona. Szczere zdziwiło ją jego wyznanie, okazuje się, że chłopak też nie umie walczyć zespołowo. — To głupie. Po co na kogoś liczyć, skoro oni są słabi? — zapytał, a ona natychmiast mu przytaknęła bardzo pewnym ruchem, zgadzała się z nim w stu procentach… albo nawet dwustu. — Chociaż w tym się zgadzamy — westchnął i podał jej rękę. — Jestem Draco. — Uścisnęła ją i uśmiechnęła się, po czym puściła i spojrzała gdzieś w bok. — A ty? — zapytał, a ona przygryzła delikatnie dolną wargę. — Wypadałoby się przedstawić — powiedział, nagle się denerwując. Rozejrzała się, po czym chwyciła różdżkę treningową i machnęła kółko. Malfoy otworzył szeroko oczy, gdy przelewitowała do siebie wcześniej podany mu zeszyt z ołówkiem. Najwyraźniej zdziwiony tym, że wykonała tę klątwę niewerbalnie. — Jak ty to zrobiła… Touka? — przerwał i przeczytał jej imię, które pokazała mu na kartce i nieco się skrzywił. — Po co mi to pisze… Ej, wcale nie jestem tępy! — powiedział zły, widząc jak pisze: Głupek z ciebie. — Raczej ty, bo nie chcesz mówić w normalny sposób — warknął i odwrócił wzrok w kierunku drzwi. Touka spojrzała na swoje ostatnie zdanie i posmutniała. Odwróciła kartkę na kolejną i stwierdziła, że przeprosi… Było jej głupio. Spojrzała na jego ramię i chwyciła za szatę ciągnąc. Nie reagował. Pociągła drugi raz i trzeci. — Och… czego?! — Podniósł głos, spoglądając na nią i zamilkł. Draco miał ładne niebieskie oczy, ale wydawały się jej być smutne, zmęczone. Widziała to spojrzenie już kiedyś, dawno temu, ale nie pamiętała już, kim była ta osoba. — Przepraszam — wybełkotał i zwrócił uwagę na zeszyt, który do niego podniosła. Po czym powoli przeczytał to, co napisała. — Nie potrafisz mówić? — Przytaknęła. — Dlaczego? Nie nauczyli cię? — Pokiwała głową, po czym zaczęła pisać na następnej stronie, wyjaśniając przypadek swojej choroby. — Masz chore gardło? — Prawie się zaśmiała. W sumie dla osoby nie obeznanej w medycynie te sformułowania muszą być wyjęte z kosmosu, dlatego niechętnie skinęła głową. — Tak od zawsze? — powtórzyła ten ruch. — I ono już takie będzie? — Znów spytał. Wzruszyła ramionami, nie wiedziała, czy tak już jej zostanie. Pani Zabini często powtarzała, że może zdarzyć się kiedyś cud… Ale Touka w nie nie wierzyła. — Nic dziwnego, że nie możesz się dogadać z partnerami w czasie walki. Jak niby masz to robić, skoro nie potrafisz mówić? — powiedział zły i spojrzał na drzwi. — Trener mi tego nie powiedział. Głupi trener. Ej! Co znowu? — warknął i popatrzył na kartkę. — Nie mów tak o moim tacie… Trener to twój ojciec?! — spytał zszokowany. Przytaknęła, naprawdę zdziwiona, że nie miał o niej pojęcia. — No nieźle — przyznał z uznaniem, ale i obawą. — Czyli nawet jak nie chcę, mam się zgodzić na te zawody, bo inaczej urwie mi łeb? Ha! Znam twój ból — zaśmiał się, kiedy skinęła mu głową. Prawda była nieco inna. Ojciec faktycznie pragnął, by była najwybitniejszą wiedźmą na świecie, ale nie zrobiłby Draco niczego złego, jeśli ten by się nie zgodził. Touka przytaknęła mu na to stwierdzenie tylko dlatego, że chciała wygrać ten turniej. Bo lubiła patrzeć, jak jej ojciec się uśmiecha.

*
Touka spojrzała w górę schodów, przy których przystanęła i zastanowiła się, czy nie łatwiej byłoby po prostu się tam deportować. To dobre dziewięć pięter… Jednak mimo swoich zdolności jest niepełnoletnią czarownicą. Nie może używać… Nie. Nie powinna nawet umieć się deportować w tym wieku. Obejrzała się za drzwiami gdzie nikogo nie było, po czym westchnęła, rezygnując z pierwszej myśli i skierowała się w górę schodów. Czasami trzeba odrzucić wygodniejszą myśl, by nie sprawiać problemów.

— Przepraszam. Nie powinienem cię do tego nakłaniać… Poniosły mnie emocje. Tak naprawdę uważam, że powinnaś wziąć udział w tym turnieju… że powinniście oboje tam pójść i wygrać.
Touka patrzyła na stojącego przed nią chłopaka. Mówił do niej, ale nie potrafił spojrzeć jej w oczy. Przepraszał, jednak w głosie nie było słychać poczucia winy, skruchy czy chociażby chęci do tego czynu. Twierdził, że chce, żeby wzięła z Draco udział w turnieju, jednak wykręcał sobie za plecami palce, kiedy to mówił. Dostrzegła to w lustrze wiszącym za nim. Zwróciła uwagę na zeszyt, który leżał obok niej i zacisnęła dłonie w pięści. Bardzo chciała mu powiedzieć, że przecież widzi doskonale, iż on nie chce, by Draco brał udział w tym turnieju… Że pewnie Malfoy kazał mu to powiedzieć, żeby ona znów chciała.
Pragnęła tego, po raz pierwszy miała nadzieję, że uda się im ten turniej wygrać, ale… Tu nie chodziło o nią. Tylko o zdrowie Draco. O które Nott bardzo się troszczył. Odkąd zaczęła się z nimi zadawać dostrzegła, że w życiu jest coś więcej niż tylko walki i treningi. Posiadanie przyjaciół było miłym doznaniem… Przyjaciół, a raczej przyjaciela. Draco jako jedyny się nią przejmował, czasami też Hestia. Notta szanowała, do tego był jedynym, który umiał się z nią porozumieć w języku migowym. Lubił ciszę. Jednak nie był jej przyjacielem… Bo dbał tylko o Draco. Ona nie miała żadnego znaczenia w tej grze. Nie byłoby go tutaj, gdyby nie Malfoy.
Przesunęła się nieco w bok i poklepała miejsce obok siebie. Chłopak niechętnie do niej podszedł i usiadł, nadal unikając kontaktu wzrokowego. Hope pewnie wyśmiałaby go za tchórzostwo. W końcu zawsze bawiło ją to, jak zachowywał się w stosunku do nowo poznanych dziewczyn.
— Weźmiecie udział w tym turnieju? — Zapytał i popatrzył na jej dłonie. Nie na nią. Choć mniej bolało ją to, że po prostu patrzy w jej dłonie, a nie na usta tak jak wszyscy, to jednak ból nadal istniał. Kiedyś jej to tak nie przeszkadzało. Lubiła samotność, była na nią skazana, jednak nie wadziło jej to, że nie umie mówić… Odkąd poznała Draco bardzo chciała to robić. Mówić, bardzo dużo mówić. Śmiać się. Krzyczeć… Słowa wypowiadane z ust mogły mieć przecież tak wiele uczuć. Nic nie wyraża ich lepiej jak tylko głos. Mową ciała nie pokażesz komuś, że go szanujesz, że go kochasz, nienawidzisz. A mając głos możesz zrobić to wszystko w tak… prosty sposób. Bez obawy, że ktoś cię nie zrozumie. Uniosła dłonie i zgięła palce, po czym utworzyła trzy pojedyncze znaki. — Dlaczego? Przecież jesteście świetni. — Uśmiechnęła się blado. Nie udawał zdziwionego, wiedział, że wcześniej sam wyjaśnił jej, dlaczego Draco nie powinien brać udziału w turnieju, więc jej przecząca odpowiedź zupełnie go nie zdumiała. Nie uniosła dłoni, by mu odpowiedzieć. Pewnie i tak by nie zrozumiał…
Owszem, Theodor jako jedyny ze znanych jej dzieci znał język migowy, nie powiedział jej skąd, ale nie pytała. W końcu gdyby chciał, to by sam jej powiedział… Jednak nie znał go na tyle, by rozumieć te bardziej skomplikowane symbole.
— Draco prosił, żebym cię przekonał — przyznał się. — Ten Turniej… Sam nie wiem. Jest wykończony, wygląda paskudnie, a nadal ćwiczy. Nadal walczy, ha! Wykrzyczał mi, że mam cię przeprosić i nakłonić, żebyś zmieniła zdanie… To dla ciebie całe życie, prawda? — W końcu na nią spojrzał, a ona nagle poczuła, że coś zacisnęło jej serce i zabrało oddech. Nigdy nie słyszała od nikogo tego pytania. Pytali, czy lubi walczyć. Mówili, że jest świetna w pojedynkach… Ale nikt nie stwierdził w jej obecności tej oczywistości. — Przepraszam, że ci to odebrałem. — Nie słyszała sztuczności w jego głosie. Ton jego głosu różnił się od tego, którego używał na co dzień… Za to jego oczy błyszczały. Chyba pierwszy raz widziała go w tym stanie. I musiała przyznać, że jest to piękne. Uniosła ręce… Ale szybko je opuściła i odwróciła wzrok czując, że niewidzialna dłoń zaciska się mocniej na jej sercu. Chwyciła za zeszyt i napisała piórem jedno zdanie. Po czym podała mu go. Nott spojrzał na słowa i zamrugał zdziwiony. Nie tego się spodziewał.
“Wiedziałeś, że samą barwą swojego głosu łatwo manipulujesz ludźmi?”
— Nie… Nie wiedziałem… To oznacza, że spełnisz prośbę Draco? — Przytaknęła. Uśmiechnął się przelotnie i oddał jej zeszyt. — Ucieszy się pewnie… Choć według mnie to głupota to jednak, nie chodzi tu tylko o niego. Skoro tak. Pójdę już. I tak przyszedłem bez zapowiedzi, pewnie masz co robić. — Wiedziała, że kłamie. Chciał po prostu odejść, uciec jak najdalej od tej dziwności, jaka panowała przy niej… Jaką była ona sama. Nie zatrzymywała go, przytaknęła jedynie i poszła w kierunku drzwi, by go odprowadzić do wyjścia.
Szli w spokoju. Nie zagadywał, nie zaczynał żadnej opowieści, tak jak zwykł robić to Draco. Theodor nie należał do specjalnie rozmownych. Było to miłe. Nie czuła się przy nim tak dziwnie, jak przy reszcie, która w kółko dyskutuje na jakieś tematy. Mówi, krzyczy… śmieje się. Nott był inny, odkąd pierwszy raz go spotkała, zdawała sobie z tego sprawę. Szanował ciszę.
— Wybacz, że zająłem ci tyle czasu. — Zwrot grzecznościowy, pomyślała przytakując. — Choć w sumie… To wina Draco. — Uśmiechnęła się, rozbawiona tym stwierdzeniem, zabawnie słyszeć pretensje w głosie Notta. Przecież oboje wiedzieli, że Malfoy dla niego jest jak rodzeństwo. Theodor zachowywał się jak ten starszy, który dba o to, by młodszemu, głupszemu, mniej rozważnemu nie stało się nic złego i naprawia jego pomyłki. Dlatego ta pretensja tak ją rozbawiła, bo zabrzmiał teraz jak prawdziwy starszy brat, którego irytuje fakt, iż zawsze musi sprzątać za tym drugim.
Założył swój czarny płaszcz, który mu podała. Jego woźnica nie odjechał. Najwyraźniej chłopak powiedział mu wcześniej, że ta rozmowa nie potrwa długo.
— Cześć. — Pomachała mu ręką. Po czym wyszedł, a potem odjechał. A Touka patrząc na bure chmury, miała przykre przeczucie, że coś złego stanie się dzisiejszego dnia. I nie wiedząc dlaczego, pomyślała o Theodorze.

*
Przystanęła na pierwszym piętrze, kiedy przydeptała swoją czerwoną sukienkę obcasem. Podparła się balustrady i podwinęła materiał do góry, odsłaniając nogi i znów ruszyła w górę, zapominając o etykiecie. I o tym, że przecież ktoś mógłby ją tak zobaczyć lub zrobić upokarzające zdjęcie. Czasami lepiej po prostu zapomnieć, jeśli ma to sprawić, że ktoś poczuje się lepiej lub, jak w tym wypadku, bardziej swobodnie.


— Panicz Nott? — Touka oderwała wzrok znad książki, którą czytała i spojrzała w stronę drzwi, skąd dobiegł zdziwiony głos jej ojca. Później jej oczy zwróciły uwagę na zegar. Było już dobrze po dwudziestej drugiej.
— Dobry wieczór. — Wydukał cicho chłopak, Touka teraz usłyszała coś dziwnego w jego głosie. Drżał… Był przerażony, choć bardzo starał się panować nad emocjami. — Przepraszam… że tak bez zapowiedzi, ale… Czy… — westchnął robiąc długą pauzę. Touka zamknęła książkę i podeszła do przedpokoju, gdzie stał jej ojciec, a także Nott. Który nie wyglądał tak jak dzisiejszego ranka. — Czy mógłbym na chwilę porozmawiać z pana córką?
— Rodzice wiedzą, że tak późno tutaj przyszedłeś?
— Mają ważniejsze rzeczy na głowie… — uciął, Touka pociągnęła ojca za rękaw szaty. Pan Kirishima westchnął i zaprosił chłopaka do środka, który do tego momentu bardzo niepewnie stał w przedsionku.
— Jeśli dostanę informację, że im zniknąłeś, poinformuje, że nic ci nie jest. Touka, weź gościa do siebie, powiem skrzatom, żeby przygotowały mu pokój.
— To nie będzie konieczne.
— Nie udawaj, chłopcze. Wyraźnie nie chcesz tam dziś wracać. — Nie odpowiedział, a pan Kirishima nie pytał. Skinął im jedynie głową, po czym odszedł zostawiając młodzież samą. Nott stał zgarbiony patrząc na swoje buty, za to Touka zastanawiała się, co się musiało wydarzyć, skoro przyszedł aż tutaj, do niej, żeby uciec od rodziny. Przecież mógł iść do Draco, do Zabiniego czy McLaggena… Do wszystkich, a przyszedł do osoby, którą zna najkrócej. Powoli do niego podeszła, zaciskając mocno prawą dłoń na uchu pluszowego królika, którego trzymała w dłoni. A przez głowę przeszła jej myśl, że musi wyglądać przy nim jak mała, głupiutka dziewczynka, która nie ma pojęcia o prawdziwym życiu. Bo w końcu on od dawna nie miał w swoim pokoju nawet jednego pluszaka. Po chwili podniosła go nieco w górę i podała mu odwracając głowę w bok. Nie widziała jego reakcji, ale przypuszczała, że popatrzył na nią jak na skończona idiotkę. Nawet przeczuwała, że ją wyśmieje, parsknie cicho, rozbawiony jej niedojrzałym zachowaniem. Mieli po dziewięć lat. Za dwa lata już mieli podjąć naukę w szkole magii, a ona zachowywała się, jakby miała pięć. “Wyrzucę wszystkie pluszaki. Tak… Od jutra wszystkim mówimy pa pa… Chociaż lubię pegaza… Nie! Wszystkie. Bez wyjątku!”
Zamrugała, kiedy nagle poczuła lekkość w ręku. Odwróciła wzrok do chłopaka, który właśnie spoglądał w ślepia czarnego zająca. A jego smutne oczy wydawały się być jeszcze bardziej zrozpaczone. I sama przeraziła się tym, że spodobał się jej ten widok.

*

— Idziesz na bal? — Touka zamrugała, słysząc to pytanie i oderwała wzrok od pościeli, patrząc na chłopaka. Wskazał wieszak z czerwoną sukienką, która wisiała na szafie. Pokiwała głową i wygięła palce w cztery znaki, na co jedynie przytaknął.
 Siedzieli na jej łóżku już od pewnego czasu, panowała idealna cisza, on nie odzywał się w ogóle. Ona nawet jakby chciała, to nie mogła, ale nie sądziła, by on tego chciał. Więc nie podejmowała żadnej próby komunikacji z nim, czuła, że nie powinna. I po głębszym zastanowieniu doszła do wniosku, że właśnie po to tutaj przyszedł. Żeby posiedzieć z kimś w ciszy. Nott nie był specjalnie rozmowny, a to, co się wydarzyło, najwyraźniej było czymś, przez co reszta jego znajomych zadawałaby mu pytania, mówiła do niego, a to sprawiłoby, iż on sam bardzo by się zdenerwował… I powiedział o jedno zdanie za dużo. Draco kiedyś wspominał, że Nott mimo swojej cichej natury ma niewyparzony język i kiedy naprawdę się zdenerwuje, zawsze powie w przypływie złości coś, czego później bardzo żałuje.
— Twój tata nie wygląda na kogoś, kto kupiłby córce sukienkę bez powodu… Wybacz za stwierdzenie, ale… Za każdym razem, kiedy do ciebie mówi, mam wrażenie, jakby mówił do chłopaka. — Uśmiechnęła się lekko. Tak. Nietrudno zauważyć, że ojciec wolałby mieć syna. Nawet niemowę, jednak dziedzica. Co mu z córki? Ciągłość linii rodzinnej przepadnie. Byli ostatnimi ze swojego rodu. Po śmierci ojca przestaną istnieć. Uniosła dłonie, mówiąc to, co właśnie pomyślała. Nott przytaknął przyciskając nieświadomie czarnego królika do piersi znów patrząc w sukienkę.
— Mój też chyba nie był szczęśliwy, gdy urodziła mu się córka. Choć mam wrażenie, że bardziej mama… Wiesz… Nigdy się z tatą nie lubili… Pewnie chciała to odbębnić na raz i potem już mieć spokój… — Zamilkł, jakby uświadamiając sobie, że powiedział za dużo. Bo powiedział, ale nie miało to większego znaczenia. I najwyraźniej on również tak uznał, bo po chwili ciszy znów się odezwał. — Chciałbym cię o coś prosić… Póki ich tu jeszcze nie ma. — Przekrzywiła głowę nieco w prawo, Nott dziwnie zaskrzeczał mówiąc te słowa. Zacisnął palce na głowie królika wbijając paznokcie w jego oczy. — To ważne, a ja jeszcze nie uczyłem się tych zaklęć… Zajęłoby mi to chwilę, zanim bym wypowiedział to jedno perfekcyjnie… a raczej płynnie nim władał, nie robiąc sobie przy tym krzywdy… Ty znasz się na tym nieco lepiej… Dlatego przyszedłem. — Znów głos nieco mu się załamał. Touka wzięła wdech i poczuła nagły przypływ energii. Czuła, że musi coś zrobić. Cokolwiek. Widziała cierpienie. Nie chciała go tam widzieć… Nott był dobrym człowiekiem. Troszczył się o Draco. Nie powinien czuć bólu!
Touka chwyciła go za prawą dłoń i zamknęła w swoich obu przyciskając do serca. On zamarł zszokowany, początkowo robiąc nawet przerażone oczy, a jego dłoń drgnęła, jakby chciał ją wyrwać, jednak… Po sekundzie z tego zrezygnował, patrząc w jej wielkie oczy. Kirishima wiedziała, że się zdziwił. Sama by się zdumiała widząc siebie w takim stanie… Zwykle siedziała biernie i przytakiwała, ale nie tym razem. On potrzebował wsparcia i realnej pomocy. Nie pustego pocieszenia czy współczucia. Nienawidził sztucznej dobroci. Ona zresztą też. Siedzieli tak chwilę. Nott miał zimne dłonie… Jak różdżka z kości słoniowej, idealnie biała, gładka i chłodna w dotyku. Lubiła ją trzymać. Co wcale nie znaczyło, że lubiła trzymać dłoń Notta. Co to to nie! Po prostu tak się jej skojarzyło. Nie ma w tym nic złego… prawda?
— Chciałbym, żebyś usunęła mi z pamięci postać mojej siostry. — Powiedział nieco przyciskając dłoń do jej ciała. Drżenie bijącego serce go uspokajało… Choć teraz biło ono nieco szybciej niż przed momentem. — I zostawiła tam dwie rzeczy. To że istniała… i że zabiła się przez szlamę.
Nigdy nie należała do osób, które przechodzą obok cierpienia innych. Więc się go pozbyła.

*

“Nie musisz przy mnie być z wdzięczności”
— Tak to odbierasz?
“A tak nie jest?”
— Jeśli jestem natrętny to przepraszam.
“Nie jesteś”
— W takim razie po co piszesz takie rzeczy, marnujesz tylko atrament.
Zamknęła zeszyt i uderzyła go nim w ramię. Chłopak w odpowiedzi popchnął ją, przez co upadła na trawę. Szybko się podniosła i spiorunowała go wzrokiem, choć nie umiała powstrzymać uśmiechu. Bawiło ją to. Jego chyba też, bo widziała, że kąciki jego warg również drgnęły nieco w górę. Zabawnym było szukanie emocji zawsze gdzieś czających się na jego twarzy, w oczach, które czasem błysnęły, ustach, które się krzywiły, czy policzkach, które nieczęsto, ale czasami przykrywał delikatny rumieniec zażenowania. Teraz jednak szybko odwrócił wzrok ku Draco, który wołał na niego z drugiego końca ogrodu. I zmarszczył brwi, widząc Zabiniego, z wielką, brzydką kotką w rękach. Touka wiedziała, że ten nie znosił kota matki Blaise’a, ponieważ wyglądał jak niewyrośnięty szczur… I tak też był traktowany. Kiedy matki nie było w domu, Zabini testował na nim zaklęcia. Dlaczego na nim, a nie na skrzacie domowym? Ponieważ tamten wybuchł, gdy Blaise nauczył się poprawnie wykonywać zaklęcie bombardujące. Było to pierwsze i ostatnie zaklęcie, jakiego nauczyła go Touka. I już nie próbowała… Nie chciała mieć na sumieniu kolejnego biednego, Bogu winnego stworzenia.
— Przepraszam cię na chwilę. Muszę iść do tych kretynów. — Przytaknęła i odprowadziła go wzrokiem do chłopaków. Ostatnimi czasy miała wrażenie, że obaj są na nią źli, dlatego też wolała się nie wtrącać. Po tym, jak ostatnio Flora powiedziała jej, że lepiej było im bez niej, wolała zachować dystans, tyle że… Theodor od tamtej nocy, kiedy wymazała mu pamięć, zaczynał przełamywać ową barierę. Mogła nawet powiedzieć, że się zaprzyjaźnili… A tylko w myślach, czasami, przyłapywała się na tym, że chyba nawet bardziej lubi jego niż Draco.
Kiedy się oddalili, spojrzała na swój zeszyt i westchnęła. Nienawidziła swojego życia… Ale chyba bardziej nie znosiła go wcześniej. Teraz przynajmniej nie była sama. Owszem lubiła samotność, ale tylko temu, że niegdyś była na nią skazana. Była zawsze sama, odkąd pamięta. Ojciec zawsze był w pracy, mamy nie znała. Za to przez jej… przypadek, nie umiała znajdować przyjaciół. Ponieważ przez to była bardzo niesympatyczna. Szybko się denerwowała, kiedy ktoś pytał o jej chorobę, drażniły ją spojrzenia. Tak. Ich nienawidziła nawet bardziej niż tych wszystkich dziewczynek, które obgadywały ją za plecami. Ba! Obmawiały ją przy niej samej… A przez irytację była nieczułą maszyną, stworzoną do krzywdzenia innych. Zaklęcia same do niej lgnęły, w pamięci budziła się chęć mordu, co tylko potęgowało rzucane przez nią klątwy . Och, jak one wszystkie potem krzyczały, jak płakały… A ona wtedy się uśmiechała. Bardzo szeroko i zwycięsko. Może i była inna, ale one urodziły się słabe i głupiutkie. Nie mogły jej dorównać w walce nawet jak chciały. Bo nie wiedzą, czym jest prawdziwa chęć krzyku. Chęć pokazania wszystkim, że ma się jakieś znaczenie! Krzyku, który pokaże im wszystkim, co się naprawdę czuje! Nie wiedzą i nigdy nie zrozumieją, dlatego będą zawsze o krok z tyłu. Zawsze będą tymi słabymi… Bo nie znają uczucia realnej nienawiści.

*

— Touka? — Usłyszała swoje imię gdzieś z piętra niżej. Obejrzała się za siebie, przy drzwiach prowadzących na korytarz na trzecim piętrze stał młody mężczyzna w garniturze, o ostrych rysach twarzy. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko. Znała go. Zeszła kilka schodów na dół, by się do niego zbliżyć i przywitała uściskiem dłoni. — Ile to już lat? Wieki cię nie widziałem, znaczy… na żywo. W gazetach w kółko coś piszą — zaśmiał się. Touka zauważyła, że Ralf mówi płynnie po angielsku. Uśmiechnęła się lekko, Ralf Venberg był mistrzem juniorów roku tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego pierwszego, kiedy to po raz pierwszy brała udział w finałach walk indywidualnych. To dzięki niemu zdobyła motywację, by walczyć. Wtedy po raz pierwszy przegrała. I nie zamierzała nigdy więcej takiego uczucia doznać. Nie podobało się jej. Było gorzkie. — Zdobyłaś już najwyższy tytuł juniorek. A także jako najmłodsza w historii tytuł Młodej Wielkiej… — machnął ręką za siebie. — Co zamierzasz dalej? Nadal walczyć? — przytaknęła. Chłopak skinął jej głową, choć nieco zmarkotniał… Wyglądał na przygnębionego. Touka po przyjrzeniu się stwierdziła, że Ralf nie jest taki, jak go zapamiętała, roześmianego, szalonego Rosjanina, który jedyne, co by robił, to walczył i pił wódkę… Nie… Wydawał się jej być wyraźnie czymś zmartwiony. — Wiesz, że finały dla dorosłych są inne, tak? — Skinęła głową. On przygryzł na chwilę dolną wargę, jednak po chwili otrząsnął się i posłał jej uśmiech. — Będę trzymał kciuki — oświadczył, po czym obejrzał się za siebie. — Muszę już iść. Do zobaczenia. — Przytaknęła, jednak kiedy odszedł, poczuła ucisk w sercu. Ralf spotykał się z Ericą Helstey, wicemistrzynią w walkach magicznych… Teraz on był wicemistrzem. Musiał bardzo ciężko przeżyć jej zabójstwo.

— Wstawaj — mruknął Ralf Venberg wyjmując do niej dłoń. Touka nie przyjęła pomocy… Nie była w stanie. Patrzyła w piach, na którym siedziała z niedowierzaniem. Nie umiała tego pojąć. Przegrała… — Kirishima, podnimite sebya — powtórzył, dziewczyna otrząsnęła się i spojrzała na niego. Chłopak wciąż pochylał się nad nią z wyciągniętą ręką, zdobyła się na uśmiech i przyjęła dłoń wstając. Gdy to zrobiła, na sali rozbrzmiały oklaski i światła z aparatów. Miała to być jej chwila triumfu… Miała być najmłodszą rekordzistką. Żyła w nierealnym świecie, który sobie wymyśliła. Ralf miał piętnaście lat i był trzykrotnym wicemistrzem juniorów, to była jego ostatnia szansa, by zdobyć tytuł mistrza. Cieszyła się, że przegrała właśnie z nim, ale… To nie miało tak wyglądać.
Nie spojrzała na ojca, kiedy wróciła do szatni. Nie spotkała się z Draco, co obiecała, że zrobi. Nie poszła świętować, gdy wróciła do domu. Bo to nie miało tak wyglądać. Porażka… Dziwne uczucie. Była skazana na sukces. To powtarzał tata, odkąd pamiętała. Musiała być najlepsza. Była Złotym Dzieckiem, tym, które miało moc pokonania Czarnego Pana… “Jak mam go pokonać, skoro byle Rosjanin rozłożył mnie na łopatki w dwudziestej minucie!” Uderzyła poduszką w drzwi pokoju, po czym chwyciła za wazon chcąc nim cisnąć w ścianę… Wtedy jednak zamarła. Przez kilka sekund dało słyszeć się tylko tykanie zegara, patrzyła na zeszłotygodniowy numer Proroka Codziennego, leżącego tuż obok wazonu, który chwyciła.
 “Harry Potter ocalił Hogwart przed mrocznymi mocami… Zaginął nauczyciel Obrony Przed Czarną Magią, Kwiryniusz Quirrell, posądzony o włamanie do Gringotta… Złoty Chłopiec znów zaskoczył!”. Jej palce porzuciły wazon i chwyciły za gazetę rozkładając ją, a na zdjęciu pokazał się jej zaniedbany chłopiec w okularach, z blizną na czole. Draco mówił, że jest niesamowicie zarozumiały, jednak nie przypominał takiego… ale nie wyglądał również na bohatera. A nim był… Dziewczynka zacisnęła palce na gazecie i spojrzała na ogień w kominku, po czym wyrwała z okładki zdjęcie z podobizną Wybrańca i cisnęła w płomienie, przez sekundę czując wielką satysfakcję. Jednak w chwili, kiedy spojrzała na jego twarz, poczuła ucisk w sercu… Szybko podbiegła do kominka i wyjęła zdjęcie z płomieni, syknęła z bólu, kiedy ogień sparzył jej dłoń. Rzuciła jena podłogę i poklepała kilkukrotnie, gasząc płomyki. Westchnęła, gdy udało się je ugasić. Dotknęła zwęglonej twarzy chłopca i uśmiechnęłą się smutno. “Przepraszam”, pomyślała, czując łzy w oczach. “To było potwornie złe. Nie chciałam… To nie twoja wina… Nie twoja, że nie jestem tobą”.

*

— Rozchorujesz się. — Drętwota przeleciała przez drewnianą kukłę na wylot, uderzając w ścianę. Miała dwa miesiące do eliminacji. Tego turnieju nie zamierzała przegrać. — Touka. — Kolejna klątwa. — Rozumiem, że turniej cię zirytował, ale nie powinnaś tak się zamęczać. — Kolejna. — Touka! — Draco krzyknął, dziewczyna spojrzała na niego wściekła. Nie chciała litości ani słów otuchy, nie potrzebowała tego. Przegrała, zawiodła ojca… I to akurat teraz, kiedy tyle dzieje się wśród Złotego Chłopca! — Chodźmy coś zjeść, Nott czeka na zewnątrz. — Westchnęła, wykonując różdżką pół obrotu, a kukła naprawiła się. — Treningi to nie wszystko, Ralf miał lata wprawy, to było nieco naiwne rzucać się z różdżką w tak doświadczonego maga. I tak dotarłaś na sam szczyt! — Głowa kukły wybuchła. Malfoy zamilkł. Była na nim, kiedy wspólnie wygrali zawody drużynowe. Teraz, na finałach indywidualnych, nie była na szczycie… jedno miejsce w dół. Przez kilka sekund słychać było tylko dźwięk palonego drewna, aż w końcu blondyn znów się odezwał. — Zachowujesz się jak Księżniczka. — Touka drgnęła i na niego spojrzała, pokazując dwukrotny gest dłonią, blondyn roześmiał się. — Przeprosić? Mowy nie ma. Udowodnij, że nie jesteś rozkapryszoną panną i chodź. Jak nie, powiem Zabiniemu, a wtedy on do końca życia ci tego nie zapomni — rzucił odchodząc. Pożałowała.

*
Na piątym piętrze musiała przejść przez korytarz, by dostać się do schodów prowadzących na dach. Miejsce to było opustoszałe, z korytarza nie dało się przejść do żadnej sypialni hotelowej ani gabinetu szefostwa, nie było tutaj również pokoi pracowniczych, jak kuchnia czy pokój pokojówki. Korytarz pełen był regałów z książkami różnej wielkości. Idąc, Touka patrzyła po brzegach ksiąg, czytając tytuły. Były to tylko biografie sławnych czarodziejów z autografami właśnie na bokach okładek. Najwyraźniej hotel, w którym co roku była Gala Młodych Wielkich, lubili chwalić się tym, że owe znakomitości były właśnie w tym miejscu. “Nudy”, pomyślała widząc biografię Bathildy Bagshot, autorki książki Dzieje Magii. Nigdy nie przepadała za Historią Magii, choć rzecz jasna umiała ją świetnie. Z literatury preferowała romanse i dramaty. W dodatku te mugolskie, w czarodziejskich brak było delikatności i subtelności. Wszystko było nazywane po imieniu, a przecież sztuka polega na tym, by opisać rzeczywistość w sposób zupełnie odmienny. Tak jak robił to Shakespeare.


— Można? — Touka uniosła wzrok znad książki, którą czytała i uśmiechnęła się widząc Theodora, następnie przytaknęła. — Ostatnio ciężko cię złapać — Dodał zamykając drzwi i do niej podszedł. Touka mu na to nic nie odparła, nie chciała się widywać z resztą. Mimo iż tęskniła za nimi cały rok, teraz było jej po prostu wstyd. Przegrała. A miała udowodnić swoją wielkość. Zawiodła ojca. — Shakespeare to przecież mugolski autor, — Drgnęła, gdy niespodziewanie znów się odezwał, po czym spojrzała na okładkę księgi. Szczerze mówiąc nie miała o tym pojęcia, jednak ani myślała jej z tego powodu wyrzucać. — Skąd właściwie masz tu coś takiego? — Touka zastanowiła się przez chwilę, po czym uniosła dłonie ku górze i wyjaśniła. Po tym wzrok Theodora stał się nieco łagodniejszy, a usta przestały krzywić. — Skoro tak… Twoja mama pewnie ucieszyłaby się, że podzielasz jej pasję. — Wzruszyła ramionami. Nie często rozmyślała o matce. Zmarła krótko po jej narodzinach. Nigdy tak naprawdę jej nie poznała, a ojciec nie przepadał za podejmowaniem tematów dotyczących jego żony. Mimo upływu lat wciąż nosił żałobę. Nigdy nie widziała go w innej barwie niż czarnej. Tak samo, jak nigdy nie widziała go z inną kobietą. Jedyne co właściwie jej powiedział o mamie to tyle, że kochała poezję pewnego pisarza. Jednak nigdy nie wspomniał o tym, że był on mugolem.
— Masz tego więcej? — Zapytał, Touka skinęła mu głową po czym wstała i wyjęła z biblioteczki osiem książek różnej wielkości. — Spokojnie — parsknął pomagając jej przenieść je na stolik. — Tylko spytałem, nie musiałaś od razu wszystkich wyciągać. — Oświadczył rozbawiony, a Touka uśmiechnęła się nieco nieporadnie. Chciała mu pokazać wszystkie, opowiedzieć o ich wnętrzach, poprosić, żeby przeczytał choć jedną. Bo… Bo były wspaniałe. Mówiły o zawiści, bólu, cierpieniu i miłości. Mówiły o wszystkim w tak subtelny i pełne delikatności sposób. — Nie znam się na mugolskiej literaturze. — Powiedział siadając obok niej na kanapie. — Ale kiedyś widziałem jak taka jedna z Gryffindoru to czytała. Rozumiem, że można być wrażliwym, ale żeby płakać przy książce? — Touka się jej nie dziwiła. Mimo iż nigdy nie należała do specjalnie emocjonalnych, to jednak czytając strofy niektórych dzieł miała łzy w oczach. Lub szeroki uśmiech na ustach. Dzieła tego mugola niesamowicie mocno działały na emocje. Jeśli tylko się je rozumiało. — To którą polecisz mi na początek? — Nie musiał długo czekać na odpowiedź.

*

Na szóstym piętrze minęła ją rozchichotana para zakochanych. Touka bardzo lubiła spoglądać na szczęśliwe pary, przypominały jej te z opowieści zawartych w książkach. Gdzie znajomość, z pozoru bezosobowa, w rzeczywistości jest niesamowicie namiętna. Jednak do tego potrzeba czasu. Kirishima zdawała sobie sprawę, że takie myślenie jest niesamowicie naiwne, ale wierzyła w miłość. W końcu sama jej doświadczała. Dokładnie w ten sposób. Krok po kroku, coraz bardziej. I często przez to cierpiała. Ale teraz wiedziała, że tak po prostu musiało być.

*

— Nigdy nie wspominałaś, że pasjonuje cię sztuka… Naprawdę? Aż trudno uwierzyć. Raczej zawsze byłaś bardziej męska niż kobieca. Mimo swojego wyglądu, rzecz jasna. Tutaj ci Matka Natura nie poskąpiła.
Touka uśmiechnęła się rozbawiona tym stwierdzeniem i również zwróciła wzrok ku obrazowi, na który spoglądał Theodor. Zaproponowała mu wyjście do muzeum sztuki. Po tym jak spodobała mu się poezja, jaką mu dawała, uznała, że pójdzie o krok dalej. Były ferie zimowe, jeden z dwóch okresów, kiedy mogli się spotkać. Theodor chodził już do szkoły drugi rok. Za to ona miała masę wyjazdów. Szkoła to nie jej bajka. Wiedziała to od zawsze. Owszem, zazdrościła im, że poznają nowych ludzi, zdobędą nowe doświadczenie. Jednak zdawała sobie sprawę z tego, że byłaby problematycznym studentem. Dlatego nie chciała iść do szkoły. I tak sprawiała problemy zbyt wielu już osobom, przez to, że w ogóle istniała. Nie chciała tego grona poszerzać.
Patrzyła na obraz mniej znanego artysty John Everett Millaisa, ukazującego Ofelię z dzieł Shakespeare'a. Wiedziała, że Theodor będzie niepocieszony, idąc na wystawę mugolskich dzieł sztuki, jednak tylko na niej była możliwość podziwiania obrazów bez potrzeby konwersacji z nimi… No i jedynie mugolscy artyści ukazywali dzieła swoich poetów. No bo po co jakiś czarodziej miałby malować, życie podrzędnych mugoli?
— Zauważyłaś, że część roślin przedstawionych na obrazie wspomniana jest w Hamlecie i uważa się, że mają one znaczenie symboliczne? — Zapytał, a Touka spojrzała na niego zdziwiona. Zerknął na nią, po czym zaczął wyjaśniać wskazując poszczególne rośliny. — Wierzba płacząca pochylona nad Ofelią symbolizuje niespełnioną miłość — postukał palcem po płótnie. W mugolskim muzeum pewnie już byliby za to wyrzuceni, ale co właściwie mogło się z tym stać? Popruć? Jedno zaklęcie i będzie jak nowy. Czarodzieje zupełnie nie przywiązywali wagi do przedmiotów martwych. Równie łatwo je zepsuć co naprawić. Ot co. Nie licząc różdżki… Przy niej pojawiają się komplikacje. — Pokrzywa to cierpienie, stokrotka oznacza niewinność, fiołek natomiast wierność, czystość lub śmierć w młodym wieku. Ale spójrz. Namalował także kwiaty niepojawiające się w dramacie, takie jak niezapominajka, bratek, mak i narcyz… Zaskakujące, że mugole tak dbają o szczegóły próbując odtworzyć sceny bez wprawiania ich w ruch. Każą się nam domyślać oczywistości w tak subtelny sposób… Naprawdę zaskakujące. — Skinęła mu głową z równym zachwytem wpatrując się w postać Ofelii dryfującej na wodzie i przyznawała rację Theodorowi. Było to zdumiewające. Zatrzymać twarz w jednym ruchu musiało być nie lada wyzwaniem dla mugola, który przecież nie może zastosować zaklęcia Drętwoty na modelce, by ta się nie poruszała.
— Myślisz, że Tracy spodobałoby się malarstwo? — Drgnęła i spojrzała na Theodora, nie patrzył na nią, wzrok skupiając na innym obrazie, ten ukazywał, rzecz jasna, Romea i Julię. Wystawa Shakespeare'a pełna była nie tylko tragedii, cierpień, komedii, ale i romansu… Właściwie… Akurat ta wystawa skupiała się głównie na romansie. W końcu celowo poszli właśnie na nią. Choć rzecz jasna, kiedy zapytał, dlaczego jest tu tyle scen miłosnych, jedynie wzruszyła ramionami, twierdząc, że nie wiedziała, iż właśnie tak będzie wyglądać ta wystawa. — Lubi sztukę. Nawet ładnie rysuje. Nie tak jak Flora czy Max, jednak całkiem nieźle jej idzie… A właśnie. Dziękuję za tamte książki. Udało mi się ją nakłonić na dwa spacery pod pretekstem czytania poezji. Choć początkowo nie bardzo się jej to podobało, to jednak ją przekonałem. Myślisz, że skoro mugolscy twórcy literaccy się jej spodobali to artyści również tak ją zachwycą? — Spojrzał na nią ukradkiem, posłała mu szybki uśmiech wzruszając ramionami pokazując tym swój brak wiedzy na ten temat, a kiedy znów wrócił wzrokiem do obrazu, opuściła głowę na dół. Nie po to posyłała mu tamte książki… — Spójrz na Julię. Czy nie wydaje ci się, że na tym obrazie wygląda zupełnie tak jak kiedyś ją sobie wyobrażaliśmy? Pamiętasz tamtą rozmowę, prawda? — Nie spojrzał na nią, ale Touka i tak skinęła głową. Pamiętała. I spojrzała na obraz. Ta Julia nie była zupełnie podobna do tamtej… Za to przypominała jej Tracy Turpin, która chyba przyćmiła Theodorowi zdrowy rozsądek. Zauroczył się w niej. Touka szybko zmieniła obiekt zainteresowania na obraz ukazujący Lady Makbet samą nakładającą sobie koronę się na głowę, odzianą w szmaragdowo-zielone szaty.
— Bujna Symbolika w tak niewielu elementach. Zgodzisz się, że czasami te istoty umieją zaskoczyć. — Usłyszała obok siebie i po raz kolejny skinęła. Nie miała i tak pomysłu, co powinna mu odpowiedzieć. Choć nie… Chciała mówić, prowadzić bardzo zagorzałą dyskusję na ten temat. Ale nie mogła… Bo zauważyła przez te kolejne pół roku kolejną zmianę. Nott zapominał jej języka… Przestał kojarzyć znaki, przekręcał ich znaczenia. Zapominał o niej. Po pierwszym roku nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego, teraz natomiast… Coś się zburzyło. Coś lub ktoś zajmował jego myśli do tego stopnia, że zapominał o powtarzaniu. A nieużywane umiejętności po pewnym czasie zaczynają zanikać… aż w końcu obumierają w człowieku, i jeszcze trudniej później mu się ich nauczyć odnowa.
— Coś się stało? Jesteś jakaś smutna. — Pokiwała głową, po czym wskazała inny obraz Julii. Również przypominała Tracy. — Z pewnością ich sztuka się jej spodoba. Może napiszę do niej jeszcze dziś. Jak długo trwa ta wystawa?... Do piątego? Idealnie… Tylko co powinienem jej powiedzieć? Touka, co chciałabyś usłyszeć, gdybym zapraszał cię na wystawę?
“Co chciałabym usłyszeć? Naprawdę? Gdybym mogła, wykrzyczałabym ci co bym chciała usłyszeć. Chciałabym, żebyś choć raz sam wyszedł z inicjatywą wyjścia. Chciałabym, żebyś tak pięknie cytował strofy dzieł poetów. Chciałabym patrzeć, jak oczy ci iskrzą, gdy wkładasz serce w swoje słowa. Chciałabym, żebyś zaprosił mnie do muzeum, a w nim opowiadał o wszystkich tych dziełach z taką samą pasją, z jaką je cytujesz. Chciałabym, żebyś mówił do mnie jak Romeo do Julii, bądź Hamlet do Ofelii. Chciałabym, żebyś mówił do mnie jakkolwiek, byle byś brał mnie na poważnie! Żebyś w końcu cokolwiek zrozumiał z tego, co czytasz! Żebyś widział to, co ci pokazuję! Czy naprawde tak trudno to dostrzec!? Czy jesteś tak ograniczony, że nie próbujesz zrozumieć tego, co ci mówię!? Ty zadufany w swojej głupiej Tracy egoisto, jesteś ślepy czy głuchy!?”
Wzruszyła ramionami, a on nie zadał kolejnego pytania, idąc w głąb muzeum. Poszła za nim. Bo co innego miałaby zrobić? To był jej pomysł, żeby tu przyjść.

*

— Powiedz, jakie to uczucie patrzeć na kogoś, kogo lubisz z inną?
“Nie wiem o co ci chodzi, Zabini”. Napisała zamaszyście i mu pokazała, a ten zaśmiał się cicho i poklepał ją dłonią po głowie.
— Nie tak ostro, bo jeszcze sobie to pióro połamiesz. Wiesz. Umiem migowy i to całkiem nieźle, więc nie musisz się przy mnie męczyć z tym swoim zeszytem… Skąd? Chcę być magomedykiem, muszę to umieć. — Prychnął, jakby było to coś oczywistego. Dla niej nie było. Jednak nieco ulżyło jej, że nie będzie musiała pisać tych wszystkich przekleństw na papierze, po prostu mu je pokaże. Tak. Od bardzo dawna chciała mu pokazać kilka niecenzuralnych znaków, w tym serię znaków mówiących: “Odpierdol się w końcu ode mnie czarna maso”. Tak. To było najgorsze przekleństwo, jakie znała. I wymyśliła je specjalnie dla niego. — Jednak nadal nie odpowiedziałaś na moje pytanie… Ej! To niegrzeczne obrażać po kolorze skóry… I co z tego, że się nabijam z tego, że nie umiesz mówić? To twoja wina, żeś się dała przekląć… Dzieckiem, tak? Wiesz, mamy takiego w szkole, co jak był dzieckiem to pozbył się Czarnego Pana, więc wiesz, to żadna wymówka. Tym bardziej, że urodziliście się w tym samym dniu i miesiącu, pewnie też masz jakieś dziwaczne moce… Nie denerwuj się, bo ci się zmarszczki porobią… — Spiorunowała go znów wzrokiem i spojrzała na Draco, który wyglądał na poirytowanego, patrząc na Lauren rozmawiającą z Flintem… Chyba tak miał na nazwisko. Niespecjalnie urodziwy, ale za to całkiem cwany kapitan drużyny, który został zaproszony na to przyjęcie tylko i wyłącznie przez wyżej wymienioną Ślizgonkę… A Touka wiedziała, bo często korespondowała z Draco, że Flint to nic innego jak tylko kłopoty.
— Tracy zalazła ci za skórę, Księżniczko? — Zacisnęła dłonie w pięści, nienawidziła, kiedy Blaise używał tego sformułowania co do jej osoby. Nie była nią. Ciężko pracowała na swoją pozycję Mistrza Juniorów w pojedynkach magicznych. Jej ojciec nie miał na to żadnego wpływu. Jej wygląd też. Tutaj chodziło o zaparcie i ciężką pracę, a nie zachciankę królewny tatusia, którą i tak nigdy nie była. On chciał syna. Chciał Harry’ego Pottera.
— Łudzisz się, że Nott cię polubi tak jak ty tego chcesz tylko temu, że właśnie tak pragniesz? — Nie lubiła, kiedy Zabini pił. Wystarczy jedna butelka Ognistej Whisky i mówi to, co naprawdę myśli. I to zawsze najbardziej bolało. — Naiwna jesteś. Chcesz sobie wszystkich poustawiać tak jak cały świat sportu, rekompensując sobie tym swoją nieudolność. Ale tego nie robisz i dobrze o tym wiesz. Ludzie nie biorą cię na poważnie. I nigdy nie będą brać. Wiesz to, więc po co w ogóle się starasz? — Pociągnął łyk ze szklanki i wskazał McLaggena, który też zwrócił uwagę na Flinta. — On poddał się w tych waszych walkach jeszcze przed turniejami. Nie dlatego, że był słaby. Niee. Cormack dobrze walczy, wiesz o tym. Zrezygnował, bo wie, kiedy sprawa jest przegrana. To was różni, Księżniczko. Ty będziesz się męczyć. Będziesz walczyć i się starać. Do samego końca. Ale po tym końcu i tak nikt nie będzie cię szanować. Bo ty nie pragniesz czegoś osiągnąć. Chcesz być po prostu widziana. Jak każda księżniczka potrzebujesz uwagi tych, którzy według ciebie na twoją uwagę sobie zasłużyli… I irytuje cię to, że ta jedna, jedyna osoba, której uwagi oczekujesz, zupełnie cię porzuciła dla innej. Prostej, normalnej… Touka? — Zapytał nieco delikatniej, ale nie zwróciła na to uwagi, wymijając go i szybko się wycofała z salonu, w którym się wcześniej znajdowali, by nikt nie zobaczył, że płacze. Nienawidziła, kiedy Zabini pił.

*

— Blaise znów cię zadręczał? — wzruszyła ramionami. Malfoy westchnął, siadając obok niej na murku i spojrzał w gwiazdy. — Co tym razem? — Nie poruszyła się. — Wiesz, że możesz mi wyjawić wszystko. Nie wygadam, jeśli nie chcesz. — Machnęła różdżką pół obrotu i przyzwała zeszyt z piórem i przygryzła lekko dolną wargę. Czy aby na pewno chciała z nim o tym rozmawiać? — Chodzi o Tracy? — Podniosła do niego wzrok, również na nią popatrzył. — Turpin — uzupełnił cicho. — Nie przepadasz za nią, mam rację? — Spojrzała na zeszyt wzruszając ramionami. — Jest drażniąca… Fakt. W szkole natomiast nie jest najlepszą z uczennic. Nie wiem, co Nott w niej widzi… Też mnie irytuje. Ale chyba nic nie poradzimy na to, że nasz Theo ma taki paskudny gust do kobiet. — Prychnął, a ona lekko się uśmiechnęła, była to marna pociecha. Draco też jej nie rozumiał… Zabini to widział, ale w nieco przekrzywionym zwierciadle, ona nigdy nie chciała Notta mieć. Chciała jedynie, by z nią znów rozmawiał tak jak dawniej, a nie zmieniał bez przerwy temat na Tracy… Jakby nikt inny na ziemi nie istniał.
— Mam nadzieję, że mu to przejdzie… Naprawdę rozumiem, że ma swoje potrzeby, no ale żeby robić z tego taką sprawę? — Mruknął cicho, kopiąc butem w murek, na którym siedzieli. — Jakby po prostu nie mógł jej przelecieć. Po co w ogóle wczuwa się w to emocjonalnie? Przecież i tak ją zostawi. Jest dla niego za głupia, przepaść intelektualna ich szybciej zabije niż da im ze sobą żyć wspólnie. — Draco, odkąd go znał,a miał bardzo lekkie podejście do relacji międzyludzkich, a opowieści, jakie słyszała od Zabiniego o ich wspólnych podbojach na początku trzeciej klasy, wprawiały je w osłupienie. Traktowali dziewczyny jak lalki. Pobawisz się i wyrzucisz, bo w końcu one nic nie znaczą… Trwałym uczuciem Malfoy obdarowywał tylko kilka osób. Swoją siostrę i Notta czymś na rodzaj braterstwa, natomiast Hestię dziwnego rodzaju miłością, nieco chorą i poplątaną. Bo mimo iż sypiał z każdą ładniejszą, która się nawinie, to jednak zawsze z problemami chodził do Carrow. Jej się zwierzał, jej ufał. Jej powierzał swoje tajemnice. — Gdybyś tylko ich widziała jak się lizali dziś rano przy śniadaniu. Po prostu rzygać mi się chce, jak na nich patrzę… Za dużo w tym romantyzmu. Wygląda to jak jakaś słaba sztuka teatralna, w której postać ukochanej gra totalna amatorka. — Uśmiechnęła się na to stwierdzenie i chwyciła za pióro kreśląc dokładnie jedno zdanie.
    “Absolutnie się z tobą zgadzam!”

*

Na ósmym piętrze zdała sobie sprawę z tego, że Theodor nie powiedział jej, że gdziekolwiek pójdzie. Zwykł mówić, żeby się nie martwiła. W ich sytuacji jest to konieczne, ponieważ z oczywistych względów ma trudności z porozumiewaniem się z innymi. Zapytanie gdzie jest dana osoba, często jest nie lada wyzwaniem… Kiedyś było, ale nie zmienili nawyku. Zawsze informowali siebie gdzie idą. Dlaczego Theo teraz jej tego nie powiedział?
Drgnęła, czując dziwne uczucie w sercu, naszły ją obawy… Lęk? Dziwne… Nie odczuwała go. Jednak spojrzała w górę, jeszcze tylko jedno piętro i będzie na dachu. Podwinęła sukienkę nieco wyżej i nie wiedząc dlaczego, zaczęła biec, miała dziwne przeczucie, że musi się pospieszyć.

*

— Naprawdę chcesz iść w tym na przyjęcie? — Touka zamrugała zdziwiona patrząc na Zabiniego, który krzywił się spoglądając na nią. Dziewczyna nie zrozumiała tej reakcji, przecież nie było to jakieś specjalne przyjęcie, ubranie spodni było całkowicie na miejscu. — A potem płaczesz w poduszkę, że Nott cię nie chce. — Pokiwał głową i wszedł do jej garderoby. Touka zacisnęła dłonie w pięści. Zabini jak zwykle był irytujący. Dlaczego właściwie był w jej pokoju? A tak. Draco nie mógł po nią przyjść, bo musiał jechać do Cassy, za to ojciec Touki nie wypuszczał jej nigdzie samej. Choć wiedział doskonale, że Touka przecież poradzi sobie z kilkoma natrętami, to jednak nigdy nie puszczał jej bez towarzystwa odpowiedniego chłopaka. Za Zabinim z jakiegoś powodu przepadał równie bardzo co za Draco, a ten nawet nie chodził do jego szkoły pojedynków. Po prostu miał ładną matkę… — Jesteś płaska. Fakt, ale żeby zakładać t-shirt? To lekka przesada. Nikt cię nie nauczył, jak podkreślać swoją urodę? — Touka wzruszyła ramionami, nigdy nie miało większego znaczenia to jak się ubiera. W końcu i tak nikt się nią nie zainteresuje… Miała być chłopcem, więc po co się stroić? Ojciec nie przepadał, kiedy nosiła dziewczęce rzeczy… I jak nad tym pomyślała, to chyba tylko raz w życiu kupił jej sukienkę… Choć teraz nie pamiętała, jaka to była okazja. — Spodnie, spodnie, spodnie. T-shirt, t-shirt, koszula… Powiesz mi, gdzie twoje sukienki? — Spojrzał na nią, a ona wzruszyła ramionami, pokazując dwa lub trzy wieszaki prostych, czarnych sukienek, które nakładała tylko na pogrzeby… Bo w spodniach damie nie wypada. Choć gdyby w nich poszła, ojciec też nie zwróciłby na to większej uwagi. — To jakieś żarty? Masz pieniędzy jak lodu i masz tylko trzy sukienki? — Znów wzruszyła ramionami. Zabini postukał butem po podłodze w akcie ukazania swojej irytacji patrząc po wieszakach, po czym zwrócił uwagę na zegarek. — Matka będzie musiała porozmawiać z twoim ojcem, nie jesteś chłopcem, do kurwy nędzy. — Mruknął, a Touka spojrzała w podłogę, to nie był dobry pomysł. — Jest jeszcze dużo czasu. Pójdziemy na zakupy. Nie pójdziesz tak na przyjęcie… Nie ma żadnego ale — opuściła dłonie na dół a Zabini pokiwał głową i wyszedł z garderoby ciągnąc ją za nadgarstek, a Touka pomyślała, że Zabiniego da się jednak polubić.

*

— Burgund to zdecydowanie nie mój kolor, ale na tobie nie leży źle. — Mruknął oglądając dziewczynę z każdej strony. — Właściwie… Wyglądasz w nim dobrze. — Touka skrzywiła się, widząc sukienkę przed kolana… Nie lubiła ich. Wolała długie do ziemi, proste i nie rzucające się w oczy. Wolała przejść gdzieś z boku niezauważona. W tym będzie widoczna… Nie wiedząc dlaczego, znajomi Draco bardzo nie lubią tego koloru. Sam Zabini przecież przed momentem również to przyznał, a przecież był całkiem ładny. Rzecz jasna jeśli nie raził w oczy, a był stonowany. Tak jak ten. Bordo jest o niebo ładniejsze od zwykłej czerwieni, choć sama dziwiła się, że Zabini rozróżnia te barwy. Chłopcy zwykle są ignorantami, jeśli chodzi o kolory. — Obróć się. — Zrobiła to, patrząc na siebie w lustrze. Ciemnoczerwona sukienka kontrastowała z jej bladą cerą. Sukienka była prosta, lekko rozkloszowana u dołu, wiązana na kokardę z tyłu. Miała ramiączka, które z tyłu rozchodziły się na cztery odrębne paski i łączyły właśnie przy kokardzie umieszczonej przy końcu talii. Odkrywając tym sporą część pleców. Nie czuła się jednak w niej zbytnio naga, co zwykła odczuwać, gdy miała na sobie sukienki krótsze niż do kolana. Nie lubiła typowych ubrań dla dziewcząt z jej rocznika… Według niej ubierały się one zbyt wulgarnie, nie mówiła o tych które nosiły sukienki. Zupełnie nie. A o tych, które nosiły raczej halki, odsłaniając prawie całe uda, a czasami nawet część pośladków. Ona w życiu nie wyszłaby tak na ulicę. Niezależnie od pogody. Było to dla niej po prostu nie do przyjęcia. — Podoba ci się? — Wzruszyła ramionami. — Trochę więcej entuzjazmu? — Spojrzała na niego i skinęła głową. Zabini uśmiechnął się lekko i machnął ręką na krawcową stojącą w rogu pokoju. — Bierzemy tą na miejscu, bez pakowania. Niech to pani dorzuci do mojego otwartego rachunku i otworzy również osobny dla niej. — Kobieta skinęła głową, po czym odeszła, a Blaise znów spojrzał na Toukę i prychnął cicho. — Nie masz za co dziękować — machnął ręką, widząc jej ułożenie dłoni. — Będziesz dopiero jak zrobimy porządek z całą twoją garderobą, księżniczko. Jesteś gwiazdą. Musisz się też nosić jak jedna z nich, a nie jak podrzędna mugolka, rozumiemy się? — Przytaknęła delikatnie. On odwrócił wzrok do lustra poprawiając marynarkę na ramionach, a Touka patrząc na jego idealnie wyważone ruchy, zawsze wyprostowaną pozę i postawę mówiącą, że nie jest byle kim, pomyślała, że musi się jeszcze wiele nauczyć i później, faktycznie, nauczyła się.

*

— Łał. Jesteś dziewczyną — Touka skrzywdziła się, słysząc owy “komplement” z ust McLaggena, który powiedział to miast przywitania. — Jak to się stało?
— Nie mogłem patrzeć na jej wygląd. — Cormack zaśmiał się kierując wzrok ku Zabiniemu, który patrzył po sali znudzony. — Gdzie Nott? To jego przyjęcie.
— Jego? Odkąd tutaj jestem mam wrażenie, że Malfoya. Jak zwykle się rządzi — Zabini parsknął cicho i zwrócił uwagę na Draco, który ze zmarszczonym czołem tłumaczył coś chłopakowi, który dbał tutaj o muzykę. Touka również tam popatrzyła i zastanawiała się, co takiego w niej Malfoyowi przeszkadza. Pop teraz już bardzo wyprzedzał minione dekady, przy brzmieniu których przecież ciężko się bawić. — Gospodarz gdzieś chodził z Tracy. Wiesz… Papużki nierozłączki.
— Brzmisz jakbyś naprawdę chciał wypluć te słowa na ziemię i je podeptać. — Skomentował Zabini i napił się, skąd nagle wziął alkohol Touka nie wiedziała, ale pewnie dopadł go, jak tylko odwróciła wzrok do Draco.
— Pewnie temu, że tak jest. Nie przypadliśmy sobie z Turpin do gustu… Wiesz… Jeszcze przed Nottem była z Donnym. Nie wspominam jej zbyt dobrze.
— Niby dlaczego? — Zagadnął, a Touka dostrzegła, że Blaise posłał jej bardzo wymowne spojrzenie. Jakby zachęcał ją, by włączyła się do konwersacji.
— Jest od nas starsza o rok, a już miała więcej kochanków niż niejedna z siódmego roku. Może i jest słodką idiotką, ale za grosz nie ma poczucia honoru czy jakichś… sam nie wiem. Zasad? Nie raz widziałem, gdzie będąc z nim jednocześnie flirtowała z innym. Temu mnie do siebie zraziła… I dziwi mnie, że Nott tego nie wie, a tym bardziej, że nie chce tego widzieć. Przejedzie się na tym… Tak jak reszta przed nim.
— Nott jest racjonalistą.
— Nie, odkąd są razem. — Odparł Cormack, a Zabini przytaknął. Touka natomiast zwróciła wzrok ku Marcusowi Flintowi, który pojawił się już kiedyś na jednym z przyjęć. Pół roku temu, kiedy ci byli jeszcze na drugim roku… I coś jej nie pasowało. Flint jakoś dziwnie się cieszył będąc tutaj, co było zupełnie inne niż poprzednim razem. Wtedy był raczej zdegustowany. Po czym zwróciła wzrok ku schodom, po których właśnie schodził Nott poprawiając mankiety swojej koszuli, Tracy szła kilka kroków przed nim z zadowoleniem witając gości, a jej ciemno złota sukienka błyszczała w kolorowych światłach, zwracając tym uwagę na jej postać, jak i na jej długie nogi, które były odkryte ponad prawie całą swoją długość… Tracy była jedną z dziewczyn, które nosiły się właśnie w ten dziwny, niezrozumiały dla Touki sposób. I był to kolejny powód, przez który ta jej nie lubiła. — Właśnie o tobie rozmawialiśmy — oświadczył McLaggen, kiedy Nott do nich podszedł.
— Pewnie znów narzekaliście na Tracy.
— Trudno się z tobą nie zgodzić. — Wzruszył ramionami Blaise, a McLaggen zaśmiał się cicho. — Nie przeszkadza ci jej strój?
— Dlaczego miałby?
— Gapią się na nią.
— Nie żyjemy w średniowieczu, dziewczyna może… — Zamilkł w pół zdania z lekko rozchylonymi ustami, jednak szybko się zreflektował i posłał jej przelotny uśmiech. — Jednak przyszłaś.
— A miała nie?
— Nie mówię do ciebie, McLaggen — mruknął, ten zaśmiał się i razem z Zabinim jakoś dziwnie szybko się oddalili. Touce wydawało się to podejrzane, jednak tylko przez chwilę. Później zwracając uwagę na Notta. Który przyglądał się jej sukience. — Dawno nie ubierałaś nic tego typu… Co skłoniło cię do tej zmiany? — Wskazała palcem Zabiniego, co Nott skomentował cichym śmiechem, po czym chwycił za szklankę whisky, która przelatywała na tacy obok nich. — To do niego podobne… Choć dziwi mnie, że ubrał cię tak skromnie. Zwykł obracać się wśród dziewczyn, które… Cóż… No święte to one z pewnością nie są. — Uśmiechnęła się z rozbawieniem, po czym wyjaśniła, że był do niej nadzwyczaj wyrozumiały, a także, że musi przyznać, iż Zabini ma gust… Choć niechętnie. — Tsaaak ma. I to całkiem niezły… Wyglądasz naprawdę dobrze. Czerwień ci pasuje. — Uniosła dwa palce w geście podziękowania. Już chciała zapytać go, jak w tym roku wypadły mu egzaminy, kiedy to im przerwano.
— Tutaj jesteś! Szukam cię i… O… Nasza mistrzyni. Nie pamiętam, żebyś potwierdzała swoje przybycie… Ale nieważne, cieszę się, że przyszłaś. — Nie brzmiała jakby tak było. A jej uśmiech był sztuczny tak samo bardzo jak cała Tracy. Po wysłuchaniu tej krótkiej rozmowy Zabiniego z McLaggenem już mogła to stwierdzić po pierwszym spojrzeniu. Tracy była fałszywa. — Theo. Pewnie się za sobą stęskniliście… — “Dlaczego akcentujesz to słowo w tak pełen odrazy sposób?” —… ale nie zapominaj też o innych gościach. Właśnie przyszła Flora z Ivanem, przydałoby się ich przywitać.
— Tak… Masz rację. Pogadamy później, dobrze? — “Pogadamy?”, przytaknęła z uśmiechem. Nott skinął jej głową, po czym odszedł, a Touka musiała odwrócić wzrok, kiedy Tracy chwyciła go za rękę. Odruchowo dotknęła swojej i przycisnęła ją do piersi, czując pod palcami bicie własnego serca i pomyślała, że nie powinna tutaj dziś przychodzić. Uczucie zaciskania dłoni na sercu, tym razem przyprawia ją o mdłości i w żadnym wypadku nie było przyjemne.

*

Przebiegła przez dziewiąte piętro z prędkością mknięcia zaklęcia. Otworzyła szeroko drzwi rozglądając się w panice, aż w końcu jej oczom ukazał się widok, którego bała się bardziej niż czegokolwiek innego. Widok zielonego światła.

*

Coś się stłukło. Potem nastąpiły krzyki, piski i dźwięk rzucanych zaklęć. A gdzieś z korytarza na pierwszym piętrze widać było ich błyski. Białe, pomarańczowe, czerwone… Touka widząc je, zrobiła wielkie oczy. Umiała rozpoznawać klątwy tylko po barwie, pierwszym była Drętwota, drugim jedna z delikatniejszych klątw tnących, natomiast trzecia… Trzecia była niewybaczalna. I właśnie to ją zmartwiło. Pierwszym, który tam pobiegł był Draco, a za nim Zabini. Jednak zanim zdążyli chociażby wbiec po schodach, Nott wyszedł z korytarza i zbiegł po nich wściekły, w dłoni ściskając różdżkę, a później skręcił w jakiś korytarz i zniknął. Wśród gości rozbrzmiał szum rozmów, a muzyk znów zaczął puszczać muzykę, udając, że nic się nie stało. Ale się stało. I Touka to wiedziała… Bo po chwili wrócił i Draco, który poszedł w miejsce, skąd wyszedł poprzednio Nott, a był blady i wściekły… Coś złego się musiało wydarzyć. Coś, co zdenerwowało Theodora. Spojrzała w stronę korytarza, do którego poszedł. Był tam jego pokój.
— Idź do niego — Drgnęła i spojrzała na Florę Carrow, która przy niej teraz stała. A oczy miała smutne. — W końcu to ty pozbyłaś się jego bólu. Jesteś jedyną osobą, którą w tej chwili najpewniej chciałby widzieć… Nie mówię tego, bo tak uważam. Dla mnie zawsze byłaś i jesteś Księżniczką, ale tu nie chodzi o mnie. I obie to wiemy. — Touka nie zastanawiała się nad swoim kolejnym ruchem. Nie lubiła patrzeć na ludzkie cierpienie.

*

Nastąpił huk, a później chmury rozstąpiły się, a zza nich wydobył się wąż wychodzący z czaszki, iskrzący zielonym blaskiem. Ten sam znak widziała na mistrzostwach świata w Quidditchu… Voldemort.
— Wracam na przyjęcie. Ty zejdź schodami, kiedy ktoś spyta wymów się na Toukę. Ona i tak stanie po twojej stronie… Jest twoim alibi. Potwierdzi każde słowo.
— Dobrze, ojcze. — Gdzieś z ciemności wydobył się dobrze jej znany głos, a później nastąpił dźwięk aportacji. A ona stała tak, wpatrując się w Mroczny Znak na niebie. Symbol czarodzieja, którego ma zabić Złote Dziecko z przepowiedni. Symbol zła. Tylko dlaczego… Dlaczego to zrobili… i co właściwie zrobili? Touka cofnęła się o krok, kiedy przez głowę przeszła jej myśl o tym, po co i kiedy poplecznicy Voldemorta tworzyli owy znak… Zaznaczali teren. Zawsze, gdy ktoś zginął. Poczuła, że drży… Lęk? Jednak o co? Przecież jest tu tylko z nim. Nigdy nie zrobiłby jej krzywdy. Theodor taki nie jest. Rozumie ją i akceptuje. Czyta z nią poezję, chodzą na romantyczne spacery. Nie może… Nie może być tym złym! Odwróciła wzrok słysząc ruch. Tam w ciemności widziała jego sylwetkę. Opierał się o murek, spoglądając w tętniące życiem nocne miasto mugoli. Pełne migoczących świateł różnorakiej barwy i dźwięków, cicho szumiących pojazdów. Patrzyła w niego i czuła, jak coś rozrywa jej serce. Uśmiechnęła się przelotnie, nie wiedząc dlaczego. Ten widok jej się podobał. Nott wyglądał jakby zastanawiał się nad skokiem w tę pełną świateł przestrzeń. Spaść tam w dół… do tego innego świata. Tak innego niż ten, w którym przyszło im żyć. Oczami wyobraźni widziała, jak staje na murze, a później rzuca się w przestrzeń. Theodor często powtarzał, że w samobójczej śmierci nie ma nic złego. Wystarczy tylko trochę odwagi. By się na nią zdobyć.
Przeszła przez taras, przystając przy nim i również spojrzała w ten widok. Zapierający dech w piersi świat mugoli. A przecież nimi gardziła… Byli słabi. Nie mieli w sobie żadnej mocy. Nawet do przygotowania herbaty potrzebowali wielu sprzętów, a przecież wystarczy jedno proste zaklęcie… Jednak mieli w sobie coś, czego im brakowało. Ambicję. To ona popychała ich naprzód. To ona motywowała do tworzenia wynalazków dających moc dorównania im, czarodziejom. Siłę do życia. I nigdy się przed nikim do tego nie przyzna, ale zazdrościła im tego. Bo ona nie posiadała żadnego celu w życiu. Robiła to, co chcieli by robiła. Realizowała plan na swoją przyszłość. Plan jej ojca… By tylko był z niej dumny. Jedyne, czego w życiu pragnęła, to przeciwstawić się słowom Shakespeare'a i mówić głośno o miłości.
— Byłaś tu długo? — Słyszy, jednak nie spogląda na niego uparcie obserwując samochody sunące po drodze między budynkami. Nie chce słuchać wyjaśnień. Nie potrzebuje ich. Wykorzystywał ją. Zamierzenie lub nie, to bez znaczenia. Nie był bohaterem, a tym złym. Inaczej nie byłoby go tutaj. Nie towarzyszyłby ojcu przy tym, co się tu musiało dziać przed jej przybyciem. Gdzieś z dołu słyszała krzyki. Tam na chodniku leżało ciało, nie umiała określić czy kobiety, czy mężczyzny, jednak słyszała krzyk. Wrzask przerażonej kobiety, która stała teraz przy tym ciele. Powinni się stąd wynieść. Zaraz ktoś tu przyjdzie. Zaraz ktoś zapyta. — Wracajmy na galę. — Spogląda na niego. Teraz to on patrzy w dół. Nie mówi nic więcej. Nie tłumaczy się. Touka nawet nie chce, by to robił. — Zaraz zacznie się bal. — Uśmiechnęła się blado i ostatni raz spojrzała w dół, gdzie zebrał się już tłum. I po raz pierwszy zastanawia ją, jakie to uczucie, nie żyć. Theodor chwyta jej dłoń, nie porusza się wpatrując wciąż w ludzi na dole. Chce skoczyć. Ma tyle odwagi. — Touka. Chodź. — Dziewczyna unosi głowę na niebo, ku symbolowi Voldemorta i dociera do niej, że widziała zawsze tylko jedną stronę medalu. Bo tamta osoba nie żyje… i tylko ci po ciemnej wiedzą dlaczego… Patrzy na Notta, którego oczy błyszczą w ciemności i myśli, że byłoby fajnie zobaczyć czasem świat oczami kogoś innego. Ponieważ wszystko, czego się w życiu dowiedziała i poznała, wszystko, co ją definiuje jako osobę, to tylko subiektywna wersja rzeczywistości. Jej wersja prawdy. Przydzielona dlatego, że urodziła się w takim, a nie innym miejscu. Nigdy nie będzie mogła zrozumieć innych ludzi w pełni. Nigdy nie będzie dzieckiem, które uczyło się w normalnej szkole magii, nie zostanie wychowana w rodzinie śmierciożerców, mugolaki nigdy nie będą dla niej normalni, nie pozna prawdy widzianej oczyma innych ludzi. Może ją oszacować lepiej lub gorzej. Nie da się doświadczać wszystkiego jednocześnie. Będąc po jasnej stronie traci możliwość doświadczania tej drugiej. A przecież każda z nich jest niezwykła i okrutnym się wydaje, że zwykle trzeba wybrać tylko jedno życie. — Przepraszam — mówi w końcu. Touka tego nie rozumie. Uśmiecha się czując, że tak powinna. Chce go zrozumieć. Pragnie widzieć świat w ten sam sposób. Może spędzić całe życie walcząc i chcąc być bohaterem, do którego roli nie jest powołana, i tylko prześlizgnąć się po powierzchni, a takich ludzi jak ona jest setki i tysiące. Wie, że nie wygra walki o poznanie świata, ale może się do tego zbliżyć, wystarczy trochę odwagi. By zrozumieć... obie strony medalu. Zaciska palce na jego dłoni, nagle czując lekkość w sercu i nawet przez sekundę nie myśli o tym, czy tata będzie z niej dumny.


cdn.






Witam, witam.
Nie jestem zadowolona. Absolutnie nie tak to miał wyglądać. Znaczy... miało ale w głowie mam ostatnio mętlik, więc zdam się na was. Pisszcie co o tym sądzicie, co sie podoba a co nie specjalnie.

Tekst poprawiła Jasmine.

Pozdrawiam!
CISSY


2 komentarze:

  1. Dobry!
    A mi się właśnie bardzo podoba, mimo że Touka tak właściwie nie jest moją ulubioną postacią. Teraz mam taką zagwozdkę, który rozdział wyjaśniający jest moim ulubionym – ten o Rudolfie czy ten o Touce. Obydwa są wyśmienicie napisane, a historie bohaterów naprawdę chwytają za serce.
    Ale może na początek powiem, że podobały mi się te krótkie, kilkulinijkowe zdania między faktycznymi wspomnieniami Touki. Takie pomieszanie, nazwijmy to, teraźniejszości z przeszłością. Dodawały całemu rozdziałowi atmosfery lekkiego napięcia pt. „Co się stanie, gdy Touka wejdzie na samą górę?”. Bardzo zgrabnie ci to wyszło, za co daję plusa.
    Kirishima jest fascynującą postacią. Widać, że to twoja ulubiona, bo przykładasz do niej wielką wagę. Nawet te drobne szczególiki, jak moc magiczna ponad 200 oraz lubienie kogoś (bądź zgadzanie się kimś, nie pamiętam) na 100, a nawet 200% też mnie jakoś ujęło. Nie wiem, czy takie było twoje zamierzenie z tą 200, żeby czytelnikowi zaczęła się lampka świecić, gdy o niej przeczyta, ale to również ci się udało.
    Nie wiem, czy czytałaś moje komentarze do poprzedniego rozdziału, ale pisałam w nich o tym, że mimo tego całego pięknego romansu wokół Teo i Touki, tak czy siak ich nie shippuję. I wciąż utrzymuję swoje zdanie, choć to nie tak, że to przez wzgląd na Teomione – o nie nie, do nich również jakoś straciłam zapał, a to prawdopodobnie przez, jakby nie patrzeć, piękną historię Teodora i Touki. Nie potrafię wyjaśnić tego za pomocą słów, jednakże ta dwójka ma w sobie coś, przez co z jednej strony nie cierpię, gdy przebywają w swoim towarzystwie, a z drugiej rozpływam się nad ich cytowaniem Szekspira i zwiedzaniem galerii sztuki, nad ich relacją i w ogóle ugh… To skomplikowane xD
    A tak poza tym zabiłaś odrobinę mojej nadziei na to, że może to jednak Potter jest Wybrańcem, a nie Touka. Także teraz chciałabym się dowiedzieć, jakim to cudem Touka jest tym Złotym Dzieckiem, a nie Harry. W sensie, nie wiemy nic o tym, że rodzice Kirishimy sprzeciwili się trzy razy Czarnemu Panu (a właściwie nie sądzę, aby to zrobili >.<), a poza tym zostaje kwestia tego, jakim cudem Harry odbił Avade jako niemowlę i ma bliznę. W końcu to jego Voldemort wybrał do zabicia, nie Toukę. I mam tu sporo niejasności, aczkolwiek myślę, że wkrótce sprawa się wyjaśni.
    Wybacz, że napisałam tak okrutnie krótki komentarz, ale nie potrafię z siebie nic wykrzesać. Rozdział, jak mówiłam, bardzo mi się podobał, widziałam, że z opisami jest nieco lepiej, choć końcówka wydała mi się odrobinę niezrozumiała. Kto koniec końców zabił tego człowieka? Tego nie potrafię ogarnąć i dlaczego niby Touka ma być tego kogoś alibi.
    A poza tym przez kilka ostatnich rozdziałów z lekka nie ogarniałam, kim jest Tracy Turpin, bo tak:
    a) W Slytherinie na roku Draco, Teodora i reszty była dziewczyna o imieniu Tracy Davis.
    b) W Ravenclawie na roku Draco i reszty była dziewczyna o nazwisku Lisa Turpin.
    Także chyba rozumiesz, skąd moje niezrozumienie. Wynika, że po prostu stworzyłaś oryginalną postać o rok starszą od Teodora i ok, żaden problem. Po prostu skojarzyły mi się dwie bohaterki z sagi.
    Życzę weny na następne objaśniające rozdziały. Swoją drogą napiszesz kiedyś coś o Harrym? Wiem, wiem, że niby o nim jest całe fanfiction, ale jakoś tego nie odczuwam. Brakuje mi jego emocji i poglądu na niektóre zdarzenia. I fajnie byłoby poczytać coś o Zabinim, Teo, Florze i znowu o Draco oraz Rudolfie (matko XD).
    CanisPL

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło :)

      Moja magiczna 200... tak. Tak... Coś z nią będzie, i ma to bardzo duży związek z Touką jak i Harrym, podobieństwa między nimi będą coraz to bardziej widoczne,o czym wkrótce się przekonacie, jak i o tym kto tak naprawdę jest Złotym Dzieckiem. Jak zaznaczałam matka Touki zmarła, jej ojciec nie chce o tym mówić, jednak, może ciągnie to coś za sobą?

      Hahah miło czytać, że spodobał ci się ten rozdział, i że masz dylemat między Touką/Theo a Rudolphusem/Bellą, szczerze mówiąc, sama przez pewien czas go miałam jednak w tej chwili chyba wygrywa Lucjusz/Narcyza... Ups.. wygadałam.

      Tracy Turpin faktycznie jest autorską postacią, gra rolę starszej siostry Lisy Turpin - która w moim opowiadaniu jest dziewczyną Donyego Darco, kumpla McLaggena (pojawiła się w rozdziale 33-Cisza przed burzą). Jednak tak, mogło to być czymś mylącym z uwagi na to, że całkowicie zapomniałam o Tracy Davis.

      Co do kolejnego rozdziału objaśniającego. Wszystko zależy od was! Otworzę nową ankietę i wybierzcie czyją historię chcielibyście poznać.

      Dziękuję i pozdrawiam!
      Cissy

      Usuń